- Egoistycznie wtedy będzie, gdy sama pozwolisz, abyś pozwoliła innym umrzeć, a sama byś wtedy na nich spoglądała. Ja jestem gryfonem i jak każdy gryfon, jestem gotów oddać swe życie. Poświęcę się, by choć trochę powstrzymać fali tortur, które by wtedy płynęły. Oczywiście też można robić inne rzeczy. Nikt ci tego nie zabroni. W końcu każdy człowiek ma wolną wolę. - spojrzał na nią próbując odgadnąć, co ona o tym sądzi. Częściowo sama to powiedziała, lecz coś przeczuwał, że to nie jest wszystko, co by chciała o tym powiedzieć. Ale cóż, postanowił nie kontynuować tego tematu, jeśli sama nie chce.
Widząc jej delikatny uśmiech na twarzy, w jego umyśle zrobił się totalny chaos. Jego idea rozumu została teraz skłócona z różnymi emocjami, których nigdy wcześniej nie miał okazji poznać. Zawstydzenie to on czasem miewał, ale coś takiego jak chęć przytulenia jej i pogłaskania po jej włosach? Albo chęć odwzajemnienia tego uśmiechu lub jakimś komplementem? Nie, Luniek powoli robi się szalony. Za dwa lata kończy szkołę, a już proszę jak ta dziewczyna mu zamotała teraz. Chyba będzie musiał od tego momentu nauczyć panować się nad swoimi emocjami. Bez tego każde ich spotkanie będzie się kończyć właśnie w ten sposób.
Gdy dotknęła jego ręki, Luniek poczuł jakiś dziwny dreszczyk. Czy on był normalny? Zaraz zrobił zaskoczony wielkie oczy nie wiedząc, co powiedzieć. Tak albo nie. Decyduj się szybko! Próbował się ogarnąć z tych wszystkich emocji, lecz po raz pierwszy miał z tym pewne trudności. Może dlatego, że to się dzieje po raz pierwszy? Chyba sobie kupi poradnik pod tytułem "Słownik kobiet dla początkujących", by zrozumieć, co ona właściwie przez to powiedziała mu.
Jako że nie mógł się ruszyć, to zszokowany Luniek spojrzał znacząco na Symplię i doznał głębszego szoku. Czemu się zaczerwieniła? Czemu to próbowała ukryć swymi długimi włosami? Jedynym logicznym wytłumaczeniem było to, że coś do niego czuła. Tylko pytanie, czy to jest chwilowe.
- Wzajemnie. - odpowiedział miłym tonem. Sam stał tylko obserwując, jak Symplia wychodzi z biblioteki. No i teraz został sam. Poprawka, jest tu z bibliotekarką, ale ona się tu nie liczy.
- Czy to się wydarzyło naprawdę? - szepnął sam do siebie nie wierząc, że ta rzecz rzeczywiście miała tutaj miejsce. Spojrzał dopiero wtedy na swe krzesło z jego plecakiem. Minęły dwie sekundy, jak sobie przypomniał, jak się chodzi i podszedł do krzesła. Założył plecak na swe jedno ramię.
- Nie, to nie mogło się wydarzyć tutaj. To jest zbyt realne. - zaczął marudzić pod nosem i zaczął iść w innym kierunku.
Wspomnienie końcu się na tym, jak Remus wychodzi pięć minut później po Sympli z biblioteki całkiem skupiony na swych myślach, między innymi na Sympli.
z/t