|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Riaan van Vuuren
| Temat: Re: Zapomniana sala Czw 10 Wrz 2015, 23:36 | |
| Wariackie tańce Erica, jego okrzyki radości prawie porwały Riaana do tańcowania razem z nim. Cieszył się, naprawdę cieszył się ze zwycięstwa kolegi, ale teraz to wszystko nie miało już znaczenia. Może w wybujałej wyobraźni Aristos jej pogardliwe zerknięcie wywoływało jakieś dreszcze, jakieś uderzenia zimna w karku. Riaan nic takiego nie poczuł i bynajmniej nie chciał się zwinąć na podłodze i odczuwać bólu. Zamiast "morderczego" spojrzenia pani prefekt, widział jedynie dwie tęczówki koloru, jakiego nawet nie umiał określić, bo ni to niebieskie, ni to fioletowe. Ale nie miał jej za złe, że próbuje go przestraszyć. W końcu to Eric ją wyzwał i Riaan stawał między nią, a jej honorem. Czasem rozumiał mowę ciała, wiedział co kryje się za czyimś spojrzeniem, niestety niedorozwinięta empatia czasem mu w tym przeszkadzała, dlatego tym razem groźby rzucane przez wzrok Aristos spłynęły nim jak po kaczcze. Zrozumiał jednak, o co chodzi dziewczynie0. Riaan odwrócił głowę spoglądając na niego kątem oka, natychmiast schodząc Gryfonowi z drogi.
Ostatnio zmieniony przez Riaan van Vuuren dnia Pon 21 Wrz 2015, 23:19, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Eric Henley
| Temat: Re: Zapomniana sala Pią 11 Wrz 2015, 11:10 | |
| Eric uśmiechnął się słysząc swoje imię w ustach Aristos. Nie była wcale taka straszna jak wszyscy uważali, owszem, jej bezpośrednie ruchy, gwałtowność w okazywaniu skrajnych emocji mogłyby wydać się dość niepokojąco nieprzyjemne, ale Eric nigdy nie należał do ludzi specjalnie spostrzegawczych. Nie wzbudzała w nim negatywnych emocji, ale trudno mówić tutaj również o jakiejś większej sympatii, bo skoro nie zdążyli zakumplować się w ciągu sześciu lat nauki w jednej klasie, to na pewno nie zmieni tego jeden wieczór. W każdym razie, wróćmy do pojedynku, który rozpoczął się błyskawicznie po ukłonie młodych gryfonów. Otóż, ku zaskoczeniu Erica, Aristos okazała się być zwinniejszym przeciwnikiem niż dryblas Gilgamesh i wszystko potoczyło się zupełnie nie tak jak zaplanował to szesnastolatek. Odbite szybkim contrprotego zaklęcie rozbrajające, wytrąciło mu cytronową różdżkę z dłoni, która wylądowała ze stukotem na zakurzonych deskach obok jego lewej nogi, a kolejny urok sprawił, że chłopak niemal zgiął się wpół czując nieprzyjemne skurcze ciała, które ograniczały jego ruchy – podobnie jak wcześniej ognista bariera blokująca ślizg ona. Nie zamierzał liczyć na to, że ktokolwiek odrzuci mu różdżkę tak jak zrobił to wcześniej sędzia, bo żadnego sędziego aktualnie w pobliżu nie było, dlatego zacisnąwszy zęby skupił całą swoją uwagę na kierunku z którego nadejść miał kolejny cios i czekał. Ominięcie zaklęcia nie mogło być znowu takie trudne, to przecież prawie jak najzwyklejszy unik przed tłuczkiem na miotle, z tą różnicą rzecz jasna, że nie miał miotły, jego ruchy krępował urok. Nie zamierzał się jednak poddać, to nie w jego stylu. Eric Henley nigdy się nie cofa. Pewnie gdyby wiedział z kim tak naprawdę ma do czynienia, jego poczucie wstydu byłoby nieco mniejsze, ale w ostateczności nie chciał pozwolić by pokonała go dziewczyna, a zwłaszcza prefekt. Nagle w jego umyśle pojawiło się mgliste wspomnienie lekcji transmutacji z psorem Duibhne i wypowiedzianych przez niego wtedy słów - „Magia nie przenika przez ciała stałe”. W ułamku sekundy zrzucił z siebie szatę i odczekawszy na lecące w jego stronę zaklęcie, gdy tylko zobaczył błysk światła i poczuł podmuch wiatru, niemal taki jak towarzyszył zbliżającemu się tłuczkowi, cisnął nią w stronę przeciwnika z nadzieją, że refleks ścigającego nie zawiedzie go i tym razem sprawiając, że zaklęcie trafi w element mundurka, a sam rzucił się gwałtownie w kierunku różdżki i nawet jeśli otrzymałby cios w plecy, co było nad wyraz prawdopodobne nie zaprzestał prób – o ile to fizycznie możliwe po ewentualnym trafieniu- dostania się do niej i lądując niemal na siedząco chwycił magiczny kawałek drewna by obronić się przed kolejnym atakiem Gryfonki. - Imitatio – zawołał i jeśli tylko trafił, zmusił przeciwnika do wycelowania różdżki w samego siebie, a własnym cytronem wciąż mierzył prosto w jej korpus. |
| | | Aristos Lacroix
| Temat: Re: Zapomniana sala Sob 19 Wrz 2015, 12:26 | |
| Chłodny dreszcz satysfakcji prześlizgnął się po jej kręgosłupie, rozlał falą ciepła w żołądku, wygiął wargi w uśmiech. Contrprotego zadziałało dokładnie tak, jak tego chciała, choć nie wysiliła się przy tym specjalnie; Henley zlekceważył ją już na samym początku, za dobrą monetę biorąc fakt, że jest dziewczyną, ba, prefektem w dodatku. Nie mogła wiedzieć o czym pomyślał dokładnie, ale przewidywała, że nie biorąc jej poważnie nie zamierzał nawet wkładać w ten pojedynek specjalnych sił. Z jednej strony wygrana z takim przeciwnikiem nie była specjalnie widowiskowa, z drugiej zaś… Możliwość nauczenia tego aroganckiego gnojka kilku podstawowych, życiowych lekcji uchodziła w mniemaniu dziewczyny za całkiem niezłą rekompensatę. Zrobiła krok w jego stronę, patrząc jak zgina się w pół, a spazmy bólu przejmują władzę nad ciałem mimo woli właściciela. To przywiodło jej na myśl inną sytuację. Ostry zapach siana i końskiej sierści, chłodne poranne powietrze, trzask łamanej kości i Francis u jej stóp, na kolanach. Żelazny posmak krwi na ustach, pulsujący ból w policzku, dźwięk spazmatycznie chwytanych oddechów gdy różdżka leżała w palcach tak dobrze, a pobladłą twarz brata wykrzywiał grymas przerażenia i agonii. A chociaż czasem żałowała tego, co między nimi zaszło, to uczucie władzy i potęgi przelewające się falami gorącej wściekłości po całym ciele było jej miłe, pożądane, upragnione. Koniec końców, czy to nie o to w tym wszystkim chodziło? Czy nie o tym traktowały godziny rozmów z Rosierem, nie do tego dążyli od chwili, w której pierwszy raz poznali smak magii? Prawdziwej, nie tej jarmarcznej, żałosnej odmiany, której uczono w Hogwarcie z przeświadczeniem, że to jest właściwe. Odepchnęła na bok te dywagacje z własnymi wspomnieniami, decydując, że pora zakończyć cały ten nieszczęsny pojedynek, zanim któryś z nauczycieli pojawi się w złym miejscu o nieodpowiedniej porze i wszyscy pożałują. Widząc, że Eric usiłuje walczyć z urokiem, dziewczyna od niechcenia machnęła różdżką w jego stronę, póki skurcze były jeszcze na tyle silne, że nie pozwalały mu na swobodne poruszanie się. - Everte Stati! – mruknęła, z nieukrywanym zadowoleniem patrząc jak urok trafia chłopaka i ciska nim o ścianę, do której zresztą wcale nie było tak daleko. Pokonała ten dystans spokojnym krokiem, kopnięciem odrzucając różdżkę Erica na drugi koniec klasy. - Zostawiłabym cię tak, Henley, ale myślę, że twój honor i duma powinny dostać jeszcze jedną lekcję. Nigdy, nigdy więcej mnie nie lekceważ – wyszeptała, pochylając się nad nim. Zapach fiołków i winogron przyćmił na moment inne bodźce, a tuż za jego intensywną falą nadszedł błysk zaklęcia. - Bracchium Emendo. I mam nadzieję, że czegoś się nauczyłeś – dodała, uśmiechając się do Gryfona niemal pobłażliwie, podczas gdy przytknięta do barku chłopaka różdżka sączyła w ciało zaklęcie usuwające kości. |
| | | Riaan van Vuuren
| Temat: Re: Zapomniana sala Pon 21 Wrz 2015, 00:26 | |
| Różdżka Henleya z głuchym łoskotem podsunęła pod jego nogi. Eric przed chwilą z równie głuchym łoskotem walnął o ścianę sali i spadł na podłogę. Okropny dźwięk. Jakby ktoś rzucił na kupę worek z kośćmi na stos ofiarny. Ten dźwięk zawsze kojarzył mu się ze śmiercią, ale w jej sakralnym, wzniosłym znaczeniu. Tym razem miał jednak nadzieję, że jego koledze nic nie było. Z ponurą miną obserwował podchodzącą do przeciwnika Aristos. Aura, którą roztaczała, aż śmierdziała samozadowoleniem. Była jak zapach amoniaku, wpełzała do nosa Riaana pozostając na tak długo, że aż go podduszała. Z wielkim trudem powstrzymał się od kaszlu. Nie słyszał co takiego powiedziała dziewczyna na ucho Ericowi, w gruncie rzeczy niewiele go to obchodziło. Jedyne co teraz w jego oczach reprezentowała Ari to przywilej zwycięzcy. Została wyzwana na pojedynek, Eric przegrał. Podniósł różdżkę i podszedł do dwójki Gryfonów. Nie miał zamiaru przeszkadzać w wyparowywaniu kości koleżance, pojedynek jeszcze trwał i dopóki sędzia, którego zresztą tu nie było, nie zarządził o końcu, Ari miała prawo potraktować go tyloma zaklęciami iloma chciała. Oczywiście, tyloma na ile pozwoli jej Vuuren. Stanął obok Ari i czekał aż skończy. - Wszyscy się czegoś dzisiaj nauczyliśmy. - powiedział i nachylił się w stronę Erica pomagając mu się podnieść. Miał na myśli Grossherzoga, Aristos, Henleya i siebie. Każdy wyniósł z tej walki jakąś lekcję o sobie, albo o kimś innym, niestety dla wszystkich były to gorzkie wnioski. |
| | | Eric Henley
| Temat: Re: Zapomniana sala Sro 23 Wrz 2015, 22:40 | |
| Najpierw do moich uszu dobiega dziewczęcy, wysoki głos koleżanki z domu. Dźwięcznie wypowiadane słowa układają się w znaną mi doskonale klątwę i zanim jeszcze zostanę trafiony, niezgrabnie, wciąż walcząc z urokiem krępującym moje mięśnie, próbuję usunąć się z pola rażenia nie porzucając naiwnej wiary w to, że pojedynek wcale nie jest skończony. Nie mogę się poddać, nie mogę przegrać. Wszystkie moje starania spełzają jednak na niczym a promień zaklęcia łaskocze delikatnie moją skórę gorącem w miejscu trafienia. Nim jeszcze zdążę pomyśleć o tym co się za chwilę stanie, moje stopy odrywają się od podłogi a reszta ciała w mgnieniu oka uderza w ścianę z głuchym łoskotem. Jedyne co jestem teraz w stanie zrobić to próba ochrony głowy. Następnie przychodzi ból. W jednej chwili czuję każdą kość z osobna a sekundę później upadam już na leżące pode mną graty, robiąc przy tym sporo hałasu. Zaciskając zęby, łapię się za pulsujący bólem łokieć. Nie to jest jednak najgorsze. Pod zamkniętymi powiekami widzę spoglądające na mnie z determinacją błękitne oczy. Mimo, że On jest aktualnie setki mil stąd, mimo, że nie może mnie teraz zobaczyć, świadomość tego, że po raz kolejny zawiodłem, sprawia, że nie potrafię przełknąć śliny a moje wnętrzności zawiązują się w supeł. Podnoszę powieki i widzę zbliżające się w moją stronę stopy Aristos, która bez wątpienia chce po prostu dokończyć dzieła. Nie mogę przegrać, muszę znaleźć różdżkę. Kręcę nerwowo głową, a źrenice z niebywałą prędkością skanują moje otoczenie w poszukiwaniu kawałka drewna z cytronu. W końcu zatrzymuję wzrok i wyciągam dłoń. Jest już jednak za późno. Zaciskam pięść ze złości gdy widzę jak dziewczyna jednym kopnięciem pozbawia mnie ostatniej szansy. Mam ochotę wrzasnąć, że nikt nie ma prawa tak traktować mojej różdżki, ale z ust nie wydobywa się żaden dźwięk. Nie mogę przegrać. Gdy czuję ciepły oddech blondynki na szyi, mój umysł wypełnia huragan myśli – działaj, zrób cokolwiek, uderz ją, przewróć, wytrąć różdżkę, jesteś silniejszy. Jednak jedyne co jestem w stanie zrobić, to słuchanie jej głosu. Nie rozumiem słów, tak naprawdę mogłaby powiedzieć cokolwiek, do moich uszu dociera wyłącznie głos, który w obecnej chwili oznacza tylko jedno. Przegrałem. Czuję ulgę i w jednej chwili postanawiam zmienić imię mojej sowy. Boli jak cholera, ale próbuję się uśmiechnąć. Zupełnie nie zdaję sobie sprawy z tego co czeka mnie za kilka sekund. Nieco otępiały, prawie nie zauważam nawet dotknięcia cedrowej różdżki. Zauważam jednak płynącą wzdłuż mojej lewej ręki falę chłodu. Nie mam pojęcia co się dzieje. Domyślam się oczywiście, że Aristos potraktowała mnie jakimś zaklęciem, ale to co czuję jest dla mnie zupełnie obce. Otwieram szerzej oczy i obserwuję swoje ciało. Nie mam pojęcia co się dzieje. Zupełnie zdezorientowany próbuję podeprzeć się rękoma by podnieść się z zakurzonej podłogi, czego efektem okazuje się być tylko rozciągający się od łokcia aż po nadgarstek ogromny ból w prawym przedramieniu. Syczę przez zaciśnięte zęby i upadam na twarz, bo moja lewa ręka nie istnieje. Nie wpadam jednak w panikę, nie boję się, no chyba, że reakcji profesor McGonnagall gdy ta znajdzie mnie jutro w skrzydle szpitalnym i dziesiątek niewygodnych pytań, którymi z pewnością zostanę uraczony. To tylko brak kości w ręce, trochę szkiele-wzro i po sprawie. Przynajmniej nie boli tak jak niemal cała prawa strona ciała, przez którą nie jestem nawet w stanie podnieść się o własnych siłach. Gdy jednak z odsieczą przybywa mój odpowiedzialny sekundant, którego powinienem był posłuchać wcześniej, w duchu modlę się tylko o to, żeby ręka nie była złamana. Już dawno przestałem przejmować się wynikiem pojedynku, ale wzrokiem odnajduję bławatkowe spojrzenie Aristos i posyłam jej krzywy uśmiech. -Nie doceniłem pani prefekt, Andrew, następnym razem postaram się bardziej – odzywam się do kumpla i chwytam między palce różdżkę z cytronu, moją wierną przyjaciółkę Obiecuję sobie, że już nigdy więcej nie pozwolę by ktokolwiek tak ją potraktował. -Trzeba by coś z tym zrobić - mówię wskazując kiwnięciem głowy na sflaczałe ramię – Ooohh…nie potrząsać głową, jasne – dodaję jakby do siebie i mimo woli zaczynam nerwowo mrugać. Boli mnie głowa a przed oczami pojawiają się mroczki. Wygląda na to, że dostałem w głowę mocniej niż przewidywałem. -Przydałaby się jakaś wymówka, nie? – odzywam się niewyraźnie wciąż oparty o ramię Riaana - Zostaw mnie przed Skrzydłem Szpitalnym i wracaj, wystarczy, że mi odejmą punkty…aaaalbo może pani prefekt mnie odprowadzi? Normalnie to bym nie prosił ale chyba nie czuje się zbyt dobrze …mogłaś sobie darować to ostatnie zaklęcie – proponuję blondynce, mimo iż, kilka chwil temu miałem ochotę połamać jej kości i wzdrygnąwszy się z nieznanego powodu, spoglądam jeszcze raz na sflaczałą rękę – To strasznie śmieszne uczucie, wiecie? – dodaję z szerokim uśmiechem wciąż mrugając zaciekle. [z/t?] |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Zapomniana sala | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |