|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Gość
| Temat: Re: Gabinet profesor Lacroix Sro 30 Kwi 2014, 18:03 | |
| Ona nie wyobrażała go sobie jako swojego męża. A jak to było z nim? Przez chwilkę na jego ustach zagościł lubieżny uśmiech, a wszystko to na myśl o wspólnej nocy poślubnej. Jednak nie ma się co czarować, nie ma u niej szans. Wrócił zatem do rzeczywistości, która nie okazała się przyjemna. - No tak. - burknął tylko pod nosem, bo i cóż więcej mógł powiedzieć? Został skrytykowany, i choć była to odpowiednio delikatna i konstruktywna opinia, uraziła jego iście Ślizgońską dumę. Mimo to nie dał tego po sobie poznać, uśmiech pozbawiony ironii tak czy inaczej był rzadkim gościem na jego twarzy, a naburmuszenie bardzo często przypisywano rozpieszczonym chłopcom z wyższych sfer. - Problem w tym, droga Chantal, że jestem bardzo przywiązany do tej grzywki i... Zadrżał delikatnie kiedy dotknęła jego włosów, mało komu pozwalał na taką poufałość. Kiedy ktoś dotykał kruczoczarnych kosmyków Blais zazwyczaj czuł się jakby ktoś kładł łapska na drogocennych rzeczach, które w dodatku bardzo łatwo uszkodzić. Czy ufał krewnej na tyle, by oddać swoją fryzurę w jej zadbane dłonie? Cholera, ciężki wybór. Może świadomość, że jest mistrzynią eliksirów powinna mieć jakieś znaczenie? Czy będzie w stanie pomóc mu kiedy coś pójdzie nie tak? Zerknął na odbicie w szybce i z ulgą stwierdził, że kobieta trzyma w dłoni różdżkę, a nie mugolskie narzędzie zbrodni. W końcu podjął decyzję. Czas pozbyć się dziecinnego wyglądu. Może po tej małej metamorfozie Alecto w końcu się do niego przekona? Niepewnie skinął głową, a w końcu odetchnął i z ironicznym półuśmieszkiem wypowiedział ciche... - Działaj, ciotuniu. Tylko bądź ostrożna. |
| | | Chantal Lacroix
| Temat: Re: Gabinet profesor Lacroix Czw 01 Maj 2014, 18:41 | |
| Roześmiała się perliście, delikatnie.. jak nie ona. Darzyła sympatią Danielka, więc jego strach o grzywkę był dla niej uroczy. -Oj... przecież mi ufasz, prawda? -zapytała go, lecz ton ten wskazywał, że jeśli zaprzeczy, spotka się to z ostrym niezadowoleniem profesor eliksirów. Jeszcze raz spojrzała w szybę komody, która podziałała jak lustro. Zaczęła układać jego włosy w zadowalający ją sposób.. -Grzywka jest urocza, ale czas skończyć z opinią małego, słodkiego chłopca... a na pewno spodoba się to kobietom.. wiem co mówię, jestem jedną z nich. -nachyliła się, przykładając swój policzek do policzka Ślizgona. Wpatrywali się razem w swoje odbicie w szybie, któe prezentowało się nadzwyczaj dobrze. -Będę ostrożna, wierz mi... -ucałowała swymi wargami skórę na policzku, co powinno mieć wydźwięk buziaka, jaki ciocia może dać ukochanemu siostrzeńcowi czy bratankowi.. Wyprostowała się i zebrała kosmyk włosów w dwa palce. Przejechała nad nimi różdżką, a ciemne włosy spadły na podłogę. W ten sposób kontynuowała obcinanie. Ucierpiała i grzywka Ślizgona, skrócona o znaczną długość. Trwało milczenie ze strony Chantal, nie komentowała reakcji Daniela na jej zabiegi. Kiedy uznała, że wystarczy tego "skalpowania", wzięła z półki pewien specyfik i wzięła go odrobinę na palec. Przyjemnie pachniał bzem. Roztarła go w palcach i przeczesała włosy chłopaka. Uniosła przód do góry i nieco w bok. Postawiła na bardzo artystyczny, ale utrzymany w ryzach nieład. Zadowolona ze swojego efektu w końcu odezwała się. -Voile'a. Jak dla mnie... drapieżnie i przystojnie. -skomentowała nieskromnie swoje dzieło. |
| | | Gość
| Temat: Re: Gabinet profesor Lacroix Nie 04 Maj 2014, 20:55 | |
| Pierwsze kosmyki, tak jak i wszystkie inne, które później spadły na ziemię nie były mu obojętne. Ze smutkiem obserwował jak podłoga wokół miejsca, w którym siedział pokrywa się czarnymi jak smoła włosami. Nie cierpiał długo - w końcu zamkną oczy i w pełni oddał się w doświadczone ręce czarownicy. Przecież ta różdżka, magia, która się w niej kryła la każdego czarodzieja była całym życiem, to zupełnie zrozumiałe, że wszystko co nią robi będzie wykonane po mistrzowsku. Tak przynajmniej powtarzał sobie w myślach. Ufaj ciotuni, ufaj ciotuni, tylko ufaj ciotuni. I nie daj po sobie poznać ile cię to kosztuje. to była jego mantra. W końcu jednak koszmar dobiegł końca, kosmyki przestały opadać, Chantal przeczesała jego włosy palcami, aby sprawdzić końcowy efekt i Danielek zorientował się, że wytrzymał do samego końca. Niepewnie uchylił jedną powiekę, potem drugą i przyjrzał się blademu odbiciu w szybie. Nie był pewien co ma zrobić. Krzyczeć? Cieszyć się? Zdecydowanie było inaczej. Grzywka z ulizanej zmieniła się na pełną objętości i niełatwą do potargania, w przeciwieństwie do poprzedniej. Skrócone po bokach włosy wyszczuplały jego twarz i wreszcie nadały jej właściwy kształt. Będzie potrzebował czasu, by w pełni zaakceptować nowy wizerunek, ale stwierdził, że wyszło całkiem nieźle. Może Alecto spojrzy na niego łaskawszym wzrokiem? - Chyba wiem do kogo w razie problemów zwrócić się o radę - obdarzył ciocię uśmiechem, wyjątkowo pozbawionym ironii i wypił ostatniego łyka herbaty z filiżanki. Potem zerknął na drogi zegarek zdobiący jego nadgarstek i westchnął, niezadowolony. - Jako że jestem grzecznym prefektem naczelnym, wypadałoby już iść, robi się późno, w zasadzie to już zaczęła się kolacja. Dzięki za wszystko... Chantal. Smacznego posiłku. Z pewną obawą czy nie przypłaci tego gestu życiem ucałował policzek nauczycielki i wyszedł dotykając palcami nowej czupryny. Cóż... ładnemu we wszystkim ładnie - pomyślał i opuścił gabinet Lacroix.
z/t |
| | | Chantal Lacroix
| Temat: Re: Gabinet profesor Lacroix Wto 20 Maj 2014, 21:37 | |
| Los wydawał się nie być łaskawy dla pani.. przepraszam, panny Lacroix. Parę dni temu, gdy weszła do sali eliksirów przeżyła istny szok. Wypracowania uczniów leżały w ogólnym nieładzie po całej sali. Atrament wsiąknął w drewno biurka... krzesła były powywracane, szafka na ingrediencje leżała w kawałkach u jej stóp.. okruszki kryształowych fiolek chrzęściły pod obcasami, a biurko stało pod dziwnym kątem pod samym oknem. Przez chwilę Chantal stała nieruchomo i nawet jej oczy nie zdradzały, jakie emocje się w niej kłębią. To była cisza przed burzą.. w momencie jej włosy zaczęły żyć własnym życiem. Przybrały kolor intensywnej czerwieni... zwykle, gdy była poirytowana przybierały kolor bordowy, ale teraz to było coś innego.. to była żądza mordu. Wystrzeliła jak z procy i otworzyła drzwi na korytarz. Pech chciał, że naprzeciwko sali stałą grupka Gryfonów z pojedynczymi jednostkami Puchonów. -Myśleliście, że się nie dowiem?! JAZDA SPRZĄTAĆ MI TEN SYF! -ryknęła tak, że aż szyby się zatrzęsły. Na nic zdały się ciche tłumaczenia Gryfonów i Puszków. Jedno spojrzenie nauczycielki i cała grupka wleciała do sali. Zanim zabrali się za sprzątanie odebrała im różdżki. -Ręcznie narobiliście chaosu to i ręcznie go opanujecie. Pan Filch na pewno was dopilnuje. FILCH! -warknęła, a woźny jakby czekał na taką gratkę. Chantal wyszła z lochu trzaskając drzwiami tak mocno, że najbliższa nich pochodnia spadła z hukiem. Nie obchodził ją los uczniów, ktoś musiał to posprzątać, padło na nich. Podejrzewała nawet, że gdyby trafiło na Ślizgonów to i im by się dostało... no, może kazała by im znaleźć kozłów ofiarnych. Chantal jeszcze nie wiedziała, że to był wierzchołek góry lodowej. Później był mecz finałowy Slytherinu. Grali na prawdę dobrze! Strategicznie i tak dalej.. ale przegrali. Chociaż w sercu Chant zagościł ból, była by gotowa przełknąć tą gorzką porażkę, gdyby nie ON. Pojawił się niewiadomo skąd, przypominając o szkole.. o kłótni.. o rozstaniu.. o czekaniu. Po czternastu lat. I zachowywał się jakby nigdy nic się nie stało. Miał szczęście, że gdy ją wyprowadził to ta odeszła bez słowa, bo jakakolwiek próba rozmowy skończyła by się morderstwem. Morderstwem Diarmuida oczywiście. Po tym spotkaniu weszła do gabinetu i zaszyła się w najciemniejszym jego kącie, chcąc w spokoju wyzbyć się złości. W afekcie rozbiła parę butelek, ale szybko się zreflektowała - nie powinna niszczyć tak drogich dla niej rzeczy. Była głucha na wszelakie listy i pukania do gabinetu. Miała wolne od zajęć szkolnych, więc jej się należało. Późnym wieczorem wybyła do Hogsmeade na parę drinków i pobyć w towarzystwie starych znajomych. Nie wróciła na noc do zamku, śpiąc w pokoju gościnnym u Madame Rosmerty. Znały się dość dobrze, stara znajomość ze szkoły. Chantal straciła rachubę czasu. Następnego dnia przypomniała sobie o ważnym zakupie na ulicy Pokątnej, więc skorzystała z okazji. Pieczołowicie opakowana paczka z jadowitymi kolcami tentakuli. Wróciła do zamku późnym popołudniem i znowu była głucha na wszelakie próby dobicia się do niej. Wkładając składniki na półkę trąciła pudełko, które z cichym łupnięciem wylądowało na podłodze. Wieko zsunęło się, odsłaniając zawartość. Kupka zdjęć oraz.. zaraz.. czy to błysnęło srebro? Chantal podniosła pudełko. Zdjęcia pochodziły z czasów szkoły. Usiadła na skraju łóżka, przeglądając je. Oczywiście się ruszały. Ona z koleżankami ze Slytherinu... zdjęcie w drużynie, gdzie była ścigającą.. zdjęcia... Chantal wrzuciła zdjęcia z powrotem. Durne sentymenty... które najmocniej związane były z srebrnym świecidełkiem. Podniosła go na wysokość oczu. Medalion... srebrny medalion. Prezent od Diara... Ręczna robota goblinów. Nie musiała go otwierać, wiedziała co było w środku. Ich zdjęcie. Drobiazg, ale dla Chanti to było coś więcej.. obietnica. Obietnica wiecznego uczucia... obietnica, która według Lacroix została zerwana. -Bajka dla dzieci. -warknęła rozeźlona i.. rozczarowana? Rzuciła go do szuflady biurka, ale zrobiła to tak nierozważnie, że tylko połowa znalazła się w środku.. łańcuszek zwisał smętnie po stronie gałki. Chantal nie lubiła wspomnień. Bolały. Poszła spać, licząc, że po przebudzeniu będzie lepiej. |
| | | The author of this message was banned from the forum - See the message | Diarmuid Ua Duibhne
| Temat: Re: Gabinet profesor Lacroix Wto 20 Maj 2014, 23:56 | |
| Zaczynał się poważnie denerwować. Nie, nie szkołą, a skąd. Prowadził już pierwsze zajęcia, z dzieciakami zawsze dogadywał się świetnie; czy to podekscytowane końcem pierwszego roku maluchy, czy mrugające do niego filuternie Ślizgonki z siódmej klasy, nie robiło mu większej różnicy. Potrafił opanować rzeszę ludzi i skłonić ich do słuchania bez wysiłku; brak pedagogicznego doświadczenia nadrabiał charyzmą, wrodzonym urokiem i doświadczeniami wyniesionymi ze szkoleń oraz wieloletniej pracy jako dowódca oddziału. To go zupełnie nie martwiło. Subtelne i ostrożne przeszukiwanie szkoły również szło nieźle; nie rozpędzał się, był opanowany i przemykał niezauważony korytarzami, korzystając z przejść o których istnieniu dowiedział się jeszcze jako uczeń. Nic podejrzanego nie natknęło się na niego do tej pory, choć auror wyraźnie wyczuwał, że coś jest wybitnie nie tak, jak powinno. To panna Lacroix była powodem, dla którego sen spełzał mu z powiek, a w żołądku budził się od czasu do czasu nieprzyjemny supeł, ściskający trzewia i odbierający zdolność jasnego rozumowania. Nie widzieli się od czasu meczu i dziwnym trafem Diarmuid nie potrafił Chantal zlokalizować; wymykała mu się z palców jak srebrna wstęga dymu, kusząca, acz zbyt ulotna by uchwycić ją w dłoń, zamknąć, obejrzeć z bliska. Pierwszy dzień minął mu szybko, niezauważalnie, nieobecność Chanti na posiłkach zaniepokoiła go, ale sądził, że jest to wyłącznie kwestia jej wściekłości z powodu przegranej Slytherinu - była stronnicza, o czym wiedział z własnych doświadczeń i z plotek podsłuchanych na korytarzu. Logicznym wydawało mu się wręcz, że wolała przeczekać w samotności aż bordowe loki znów przybiorą przyjemny dla oka, kruczoczarny kolor, gdzieniegdzie przeplatany kasztanowymi pasemkami. Drugiego dnia poważnie się zaniepokoił - nikt nie widział, nie słyszał ani nawet nie wyczuwał obecności profesor Lacroix, co wyraźnie cieszyło rzesze uczniaków, uwolnionych od okowów nauki i cuchnących eliksirów. Cieszyło to wszystkich, tylko nie jego. Przetrwał jakoś, choć rozkojarzenie i nerwy dawały mu się we znaki. Zdecydował, że jeśli trzeciego dnia kobieta nie zjawi się na śniadaniu, osobiście pójdzie jej poszukać. Nie przewidział tylko, że jej nieobecność nie pozwoli mu na spokojny sen. Przewracał się w łóżku, a złośliwy piaskowy dziadek odmawiał mu posługi, nie zgadzając się zmorzyć udręczonego aurora snem. Wreszcie zirytowany zerwał się z pościeli i naciągnął spodnie na nogi, rozglądając się za koszulą; pójdzie i sprawdzi co też dzieje się w lochach. Może znajdzie ją tam, zamkniętą w swoich komnatach? Jeśli nie - przynajmniej będzie wiedział, że Chantal nie ma w zamku. Bo jeśli nie w swoich komnatach, to gdzie mogłaby być? Założył zwykłą, czarną bokserkę i przeczesując palcami włosy ruszył do drzwi, odruchowo wsuwając różdżkę do tylnej kieszeni spodni. Podróż do lochów nigdy jeszcze nie dłużyła mu się tak, jak tego wieczoru. Wreszcie jednak dotarł; ciemne, wilgotne korytarze nigdy nie zachęcały go do siebie, nawet w czasach, kiedy sam mieszkał w dormitorium Slytherinu. Zdecydowanie preferował słońce, szumiące drzewa, zieloną jak szmaragdy trawę i wolną przestrzeń. Nie lubił czuć się zamknięty. Konieczność i troska pchnęła go jednak do zagłębienia się w ten labirynt, mimo wewnętrznego wstrętu. Kluczył w korytarzach, szukając właściwej drogi, ale wreszcie, kiedy już stracił nadzieję i zamierzał się poddać, odnalazł odpowiednie drzwi. Odetchnął głęboko, a potem uniósł dłoń i zapukał donośnie. Trzy razy. Tak dla pewności. I nic go nie obchodziło, że dochodziła trzecia w nocy.
|
| | | Chantal Lacroix
| Temat: Re: Gabinet profesor Lacroix Sro 21 Maj 2014, 00:43 | |
| Dopiero pierwszy raz od paru dni czuła to błogie zmęczenie, które pozwoliło by jej zasnąć bez większych problemów i śnić.. błogo śnić, oderwać się od problemów życia codziennego. Chciała odpocząć. Stroniła od gwaru szkolnego budynku i wychodziło jej to na dobre. I nie widziała Diarmuida, to też należało uznać za plus tej całej sytuacji. Miękka poduszka, delikatna pościel i już odpłynęła... nie pamiętała do jakiej krainy zabrał ją Morfeusz. Było jej zbyt dobrze... lecz potem coś się zepsuło. Burza? Strasznie grzmiało.. huczało w jej głowie.. Chantal ocknęła, nie do końca jeszcze orientując się, co się dzieje. Hałas nie ustępował. Spojrzała na zegarek. Dochodziła trzecia w nocy, ale pogoda nie wskazywała na to, że szaleje wichura. Dopiero teraz do niej doszło, że ktoś walił w drzwi i wyraźnie nie chciał przestać. Zaklęła soczyście i po omacku chciała znaleźć różdżkę by pogonić szaleńcza.. ale zaraz uznała, że to może ktoś z gona pedagogicznego. Tylko oni mogli przyjść o tak późnej porze. Chcąc nie chcąc wyplątała się z pościeli pozwalając, aby jedwabna koszula nocna opadła na biodra. Zawsze spała w tego rodzaju kusych koszulach nocnych. Ceniła sobie wygodę. Po ciemku znalazła szlafrok i narzuciła go na ramiona, chociaż prawie od razu się z nich osunął. Jedwab był bardzo śliski.. Starając się nie przewrócić podeszła do drzwi i odblokowała zamek. Otworzyła drzwi i dopiero po sekundzie zrozumiała, że sto w nich.. Diarmuid. Przez chwilę miała nadzieję, że się jej to śni. Szlafrok zsuwał się z ramion odsłaniając czego nie miał, włosy były lekko rozczochrane, a oczy zaspane. Oparła się o framugę, trzeźwiejąc. -Mam nadzieję, że masz na prawdę bardzo dobry powód by mnie nachodzić o trzeciej w nocy.. bo inaczej w Proroku Porannym napiszą o morderstwie w afekcie. -przywitała go dosyć chłodno. Zakryła usta, kryjąc ziewnięcie. -O tej porze każdy normalny człowiek śpi. -mruknęła jeszcze, przeczesując włosy palcami. Musiała wyglądać jak ostatnia sierota. Czego on oczekiwał? Powitania chlebem i solą? |
| | | The author of this message was banned from the forum - See the message | Diarmuid Ua Duibhne
| Temat: Re: Gabinet profesor Lacroix Sro 21 Maj 2014, 01:45 | |
| Przez chwilę miał ochotę odwrócić się i odejść i właśnie wtedy, w tym magicznym momencie, drzwi zaskrzypiały. Najpierw niechętnie, ospale, by wreszcie nieco się rozruszać; zza dębowych desek wyjrzała najpierw burza czarnych loków, a zaraz za nią cała drobna sylwetka Chantal i jej jasna, zaspana twarz, a to wszystko opakowane w dość niesforny szlafrok. Diarmuid uniósł brwi, przez parę sekund pozwalając sobie na milczący zachwyt tym niesamowitym nocnym zjawiskiem, z jakim dane było mu się zmierzyć, ale po chwili oprzytomniał: Chantal żyła. Żyła, była cała - w jednym, bardzo roznegliżowanym, bardzo pociągającym kawałku - i nie wyglądała na kogoś, kto w ciągu ostatnich czterdziestu ośmiu godzin był torturowany, mordowany lub dręczony psychicznie. Doskonale. Po chwili w jego głowie obudziła się inna myśl, ta zaś zaświeciła czerwoną lampkę: panna Lacroix najprawdopodobniej za chwilę urwie mu głowę. Jak na złość żadne wiarygodne kłamstwo nie przychodziło mu do głowy. To była jedna z zaskakujących cech, które tak pociągały go w porywczej Ślizgonce; nie potrafił jej okłamać. Miała w sobie coś co sprawiało, że kłamstwo, nawet to mistrzowskie, więzło mu w gardle lodową kulą i nie zamierzało go opuszczać. A coś, do diabła, powiedzieć jej musiał! - Martwiłem się. - powiedział w końcu, patrząc na nią najzupełniej poważnie. Bez słowa minął Chantal w drzwiach, zamykając je za sobą i odwracając się do wciąż rozespanej czarownicy plecami. Wbił wzrok w dogasające palenisko, a potem znów się odwrócił, by spojrzeć kobiecie w twarz. - Nie widywałem cię, nikt nie wiedział, gdzie się podziewasz... Martwiłem się. I wierz mi, lub nie, jak uważasz, ale nie mogłem spać z niepokoju. Dlatego przyszedłem. |
| | | Chantal Lacroix
| Temat: Re: Gabinet profesor Lacroix Sro 21 Maj 2014, 02:14 | |
| Chciała go spławić jak najszybciej.. wyglądał dosyć zabawnie, gdy go wyraźnie zatkało na jej widok. Musiała wyglądać na prawdę źle... albo nie spodziewał się jej zastać. Po co więc przychodził? Uniosła brew w wyrazie oczekiwania i zniecierpliwienia. Poprawiła niedbale ześlizgujący się szlafrok, który prawie od razu znowu opadł. Durny materiał.. -A więc? Czas Ci się kończy. -zauważyła dobitnie. Stali jak słupy stoli w progu drzwi do jej gabinetu czekając.. na co? Sprawa, z którą ją chciał niepokoić Diar najpewniej była błaha.. Jego odpowiedź zbiła ją z tropu. Zamrugała speszona, a chłodny wyraz twarzy rozproszył się. Szybko jednak przybrała wyraz niedowierzania połączonego z poirytowaniem. -Jakie to słodkie.. jak widzisz, jestem cała, zdrowa, więc możesz...-nie zdążyła skończyć, bo Diarmuid wszedł do jej gabinetu jak do siebie. Odwróciła się i wywróciła oczami. No pięknie.. sądziła, że szybko to załatwi. Skrzyżowała ręce na piersi i wpatrywała się uparcie w twarz Diara, czekając na wyjaśnienia i okazję.. by go stąd wyrzucić. -Nie wydawało mi się, abym Cię zapraszała do środka... -mruknęła cicho, ani trochę nie przybliżając się do "gościa". Wiedziała, że złamanie pewnej magicznej bariery może źle podziałać.. na oboje. Chantal mogła by go na przykład uszkodzić. Jego troska była..rozczulająca. I nawet Chantal to pochlebiało. -Urocze Diar.. nawet bardzo. Jak już mówiłam, widzisz, że nic mi nie jest. Jestem dorosła i mogę przebywać gdzie chce i z kim chce i jesteś ostatnią osobą, której mam się z tego tłumaczyć. -mogłą mu pogratulować. Już nie chciało jej się spać,a jego obecność znowu przyprawiała ją o niezdrowe skoki ciśnienia. Znowu jakaś jedna setna część jej serca - o ile takowe miała - krzyczała z radości, że widzi go w tak luźnym, ale dopasowanym stroju i w dodatku, że się martwił o Chantal. -Teraz będziesz mógł spać? Jak nadal masz problemy to powiedz, dam Ci po znajomości jakiś eliksir nasenny.. ja wiem.. może Wywar Żywej Śmierci? -zaironizowała. Jak widać jej najlepszą obroną był.. atak. |
| | | The author of this message was banned from the forum - See the message | Diarmuid Ua Duibhne
| Temat: Re: Gabinet profesor Lacroix Sro 21 Maj 2014, 18:46 | |
| Parsknął zniecierpliwiony, patrząc na nią jakby zobaczył te złośliwie skrzywione usta i zaspane oczy pierwszy raz w życiu. - Naprawdę sądzisz, że przejdzie ot tak, jak mrugnięcie? Martwiłem się, do diabła, mam prawo się teraz stresować, nawet jeśli widzę, że jesteś... hmm w jednym kawałku. - powiedział, za wszelką cenę starając się nie zerkać na jej dekolt. Jak na razie szło mu nieźle. Rozejrzał się po komnacie Chantal, by zdobyć nieco czasu na opanowanie, a potem znów spojrzał jej w oczy, o wiele spokojniej niż przed chwilą. - Nie musisz mi się tłumaczyć. Nie mam prawa tego od ciebie wymagać, tak samo jak ty nie masz prawa żądać wyjaśnień ode mnie. Doskonale to wiem, Chantal. - powiedział jej imię miękko, robiąc krok bliżej i wyciągając dłoń, by powoli przeczesać ciemne loki, odgarniając je na plecy panny Lacroix. Jak zwykle zachwycał się tym, jak delikatne i jedwabiste były te kruczoczarne sploty, przesuwające się pomiędzy jego palcami, pieszczące je samym jedynie muśnięciem. Cofnął rękę, znów zerkając na jej twarz. - I owszem. Jesteś dorosła. Nie jesteś już dziewczynką, jesteś kobietą i uwierz, na Merlina, dostrzegam to. Bardzo dokładnie. Ale to nie odbiera mi przywileju, jakim jest martwienie się o ciebie. - dodał stanowczo, z niebieskie oczy zamigotały lekko. |
| | | Chantal Lacroix
| Temat: Re: Gabinet profesor Lacroix Czw 22 Maj 2014, 00:53 | |
| Oczy.. niebieskie oczy Diarmuida były jedynymi wrotami do jego uczuć i emocji. Mimo tak długiej przerwy Chantal nadal pamiętała jak odczytać każdy błysk czy mrugnięcie, tak jak on robił to po jej kolorze włosów. Kiedy więc parsknął zniecierpliwiony jej reakcją, poczuła chłodny dreszcz przechodzący przez kręgosłup. Na Merlina, był Ślizgonem, potrafił pokazać się i od tej złej strony. Jak w sumie każdy. Przekrzywiła głowę, powodując, że jej ciemne loki spłynęły kaskadą na bok. Faktycznie był zmartwiony.. tylko Chantal nie potrafiła zrozumieć dlaczego. Powinien był ją nienawidzić. Na pewno nie przychodzić od trzeciej w nocy z powodu bezsenności. Oparła dłonie na biodrach, przybierając przez to bardzo wyzywającą pozę. Uciekał wzrokiem.. w sumie się nie dziwiła. Stała przed nim w koszuli nocnej, która więcej odsłaniała jak zasłaniała z szlafrokiem, który notorycznie spływał z jej ramion. Nie odzywała się, słuchając każdego słowa Diarmuida, jakby spijając je raczej niczym najsłodszy nektar. Mina jednak na to nie wskazywała. Serce jednak biło. Rozpaczliwie, czując obecność kogoś, kto był.. a raczej nadal był jej bliski. Chantal jednak uważała, że czas wiele zmienia.. a może nie zmieniał? Sama juz nie wiedziała. To, jak on wypowiadał jej imię.. zawsze w pełnej formie. Miękko. Czule. Jakby cholera nic się nie zmieniło. W pierwszej chwili nie zarejestrowała, że do niej podszedł. Gdy już to pojęła, było za późno. Loki musnęły jej skórę i znowu przeszedł ją dreszcz, a chcąc nie chcąc kosmyki, które miały styczność z palcami Diara błysnęły kasztanowo. Niesforne pukle.. Przymrużyła lekko oczy, czując ten znajomy, delikatny dotyk. Podniosłą głowę na mężczyznę. -Dlaczego? -zapytała cicho. Prawie nie ruszała ustami. Uparcie czekała na odpowiedź, która by ją naprowadziła. I wcale nie pytała o to, dlaczego ją tak wkurzał o trzeciej w nocy. |
| | | The author of this message was banned from the forum - See the message | Diarmuid Ua Duibhne
| Temat: Re: Gabinet profesor Lacroix Czw 22 Maj 2014, 03:09 | |
| Widział pytanie w jej oczach; niespokojnych, czujnych, badawczych. Jej spojrzenie otwierało wiele ran, pobudzało do życia pytania, był jednak w zupełności pewny, że wie co teraz dzieje się w głowie Chantal. Zawsze wiedział, w jakiś pokrętny sposób, odgadując jej życzenia, nastroje i strach. Zwłaszcza strach. Tak, jak teraz, kiedy wyglądała na niepewną, choć starała się zachować zimną krew. Odetchnął głęboko, na powrót wsuwając dłoń w jej loki. - Nigdy nie zapomniałem. Może dlatego. I może jeszcze dlatego, że twoje loki śniły mi się po nocach, tak, jak twój głos. Twoje oczy. Chantal... - urwał, wzdychając głęboko; przesunął dłoń na jej kark, czuł pod palcami jak mięśnie napinają się, by następnie rozluźnić, jakby bezwiednie witały się z pieszczotą, mimo tego, że czarownica najchętniej wyrzuciłaby go za drzwi. - Obiecałem ci kiedyś, pamiętasz? Pod gwiazdami. Obiecałem, że dopóki księżyc będzie wędrował po nocnym niebie, będę stał u twojego boku, niczym cień. - uśmiechnął się gorzko; niebieskie tęczówki pociemniały - Byłem wtedy szczeniakiem. Nie wiedziałem nic o uczuciu, nie miałem pojęcia o życiu. Myślę, że zgodzisz się, jeśli powiem, że to przywilej i przekleństwo każdego nastolatka. - ważył każde słowo z rozmysłem, smakując je na końcu języka jak najprzedniejszy z trunków. Obserwował pannę Lacroix uważnie, przesuwając wzrokiem po jej twarzy. Mógłby narysować ją w najgorszych ciemnościach świata. - Wtedy, w czerwcu... Wykazałem się nie tylko niewiedzą, ale i głupią, szczeniacką dumą. Uporem, na który nie było miejsca. Byliśmy siebie warci, Merlinie! - na wargach mężczyzny pojawił się kpiący uśmiech, choć w jego głosie nie było drwiny; wręcz przeciwnie. Wciąż brzmiał niebywale miękko, jakby próbował obłaskawić wystraszone zwierzę. Nie chciał jej spłoszyć. - Teraz pytasz mnie: dlaczego? Bo nigdy nie złamałem danej ci obietnicy. - powiedział wreszcie, pozwalając, by waga tych słów pozostała w powietrzu między nimi, pozwalając im wybrzmieć. Nie skłamał. Przez lata, mimo goryczy rozstania, mimo bólu poturbowanej dumy; przez lata śledził i czuwał, jak duch, obserwując rozkwitającą karierę i zdolności Chantal. Zawsze z oddali, z ukrycia, lecz uparcie. |
| | | Chantal Lacroix
| Temat: Re: Gabinet profesor Lacroix Czw 22 Maj 2014, 03:48 | |
| Sen, jeśli jeszcze gdzieś się tlił w jej umyśle zniknął, rozproszony przez falę skrajnych emocji. Upór. Okaleczona duma. Rozżalenie. Strach.. a nawet i odrobina.. szczęścia? Miała taki mętlik w głowie, że nie wiedziała co zrobić ze swoim spojrzeniem. Gdzie ma spocząć. Na czym się skupić.. i aby nie skupiał się na jego ustach. Merlinie. Faktycznie można było ją porównać do jednorożca. Dumnego, walecznego i wytrzymałego.. lecz gdy pojawiał się człowiek, rodziła się niepewność.. strach.. drobne gesty powoli obłaskawiały zwierzę, ale wystarczyłby jeden fałszywy ruch, tylko jeden.. i cały proces należało by zacząć od nowa. Chanti nadal chciała aby on zniknął, by ta bolesna rana w sercu nie zaczęła się otwierać. Po raz kolejny. Znowu włosy przybrały kolor kasztana.. słowa Diarmuida tak miękkie i szczere chciały przebić się przez osłonę obojętności i dotrzeć do tej sfery jej ciała, która dawno wydawała się martwa. Kiedy znowu wymówił jej imię, dosłownie zmiękły jej kolana, a ciało zalała fala gorąca. By nie stracić panowania nad sobą oparła się prawą ręką o blat biurka, które miała za plecami. Spięła się, czując palce na karku, ale znowu ciało wydawało się być mądrzejsze. Chantal oddychała szybko, a krew szumiała jej w uszach. I rana się otworzyła. Wspomnienia czerwcowego dnia wróciły jak bumerang. Wrócił słono-gorzki smak łez tamtego dnia. Przymknęła oczy, jakby widok twarzy Diarmuida był przeklęty.. Czternaście długich lat. Z roku na rok nadzieja na jego ujrzenie malała, a od jakiś czterech wynosiła zero. Słyszała o nim, a jakże. Jeden z lepszych aurorów. Odznaczenia. Zaszczyty. Awans na zastępce szefa biura aurorów. O wszystkim wiedziała. No właśnie.. tylko okaleczona duma zdawała się trzymać ją z daleka. Gorycz rozstania tak bardzo odbiła na niej swoje piętno. Chantal w końcu odważyła się otworzyć oczy.. -Wykazaliśmy się. Obydwoje. -poprawiła go, ale nie patrzyła mu w oczy. Nadal opierała się o biurko, ale oczy wpatrywały się gdzieś w podłogę. -Czternaście durnych, gorzkich lat.. cena jaką przyszło nam zapłacić. Zamilkła, niezdolna do wykrzesania z siebie czegokolwiek. Słuchała.. Mogano, niech on wciąż mówi. Tak miękko.. Musiała zadać to pytanie? Gdyby tego nie zrobiła, już dawno by wyrzuciła go za drzwi.. a teraz? Nie wiedziała nawet jaki był dzień tygodnia. Nie podnosiła wzroku świadomie. Byliśmy siebie warci... a może nadal jesteśmy? Nadzieja, matka głupich zastukała do jej głowy. Nie, oczekiwała niemożliwego. Nierealnego. Udało Ci się Diar. Udało Ci się spowodować, że ona nie wiedziała co ma powiedzieć. Bez użycia magii. -Diar.. -zaczęła, ale język odmówił posłuszeństwa. Była w kropce. |
| | | The author of this message was banned from the forum - See the message | Diarmuid Ua Duibhne
| Temat: Re: Gabinet profesor Lacroix Czw 22 Maj 2014, 16:57 | |
| Nie potrafił oderwać wzroku od jej twarzy. W tej jednej, jedynej, cennej niczym najpiękniejsze klejnoty chwili, Chantal znów była zagubioną nastolatką. Widział dokładnie jak zaciska dłoń, jak opiera się o biurko, by podtrzymać równowagę. Widział jak jej oczy ciemnieją, a włosy pod pieszczotliwym dotykiem nabierają miedzianych refleksów. Odetchnął cicho, uśmiechając się gorzko kiedy usłyszał jej słowa. - Czternaście gorzkich, samotnych lat, Chantal. Czternaście lat wyrzutów sumienia, żalu, złości, tęsknoty i bólu. To dokładna cena. Znasz ją przecież. - odparł miękko, robiąc krok w przód. Koło zostało zamknięte. Oparł dłonie na biurku po obu stronach jej bioder, zamykając Chantal w tym swoistym więzieniu, czując jak jej ciało odruchowo wygina się, dopasowując do jego pozycji. Przez kilka krótkich chwil patrzył jej w oczy; imię wypowiedziane drżącym, niepewnym głosem, zdanie urwane nim dobrze rozbrzmiało, materiał zsuwający się z jej ramion. To wszystko, w półmroku pokoju i w atmosferze słów, które czekały zbyt wiele lat by je wypowiedzieć sprawiało, że jego magia kipiała. Otaczała Chantal subtelnie, acz konsekwentnie, trącając rdzeń jej magii, zachęcająco, zapraszająco. Myślał, że będzie potrafił się powstrzymać, ale nie dał rady. Była drobna i drżąca w jego ramionach, gdy niespodziewanie delikatnym ruchem uniósł rękę, wplatając ją w ciemne włosy, a potem nachylił się, pozwalając, by szaleństwo zaprocentowało. Jej usta smakowały czymś słodkim, być może agrestem. Pachniała intensywnie mieszanką tego owocu i bzu, jednego z najpiękniejszych i najmniej docenianych kwiatów. - Pytałaś, dlaczego? - szepnął, na moment odrywając wargi, opierając czoło na jej czole. Przyciągnął ją bliżej, objął ramieniem w pasie. Miękką, ciepłą. Rozdartą. - Bo nigdy nie potrafiłem przestać cię kochać. - jego usta na jej wargach, niemal błagalny pocałunek człowieka zepchniętego na samą krawędź. Smakował czymś ostrym, charakterystycznym, czymś do zawsze idealnie pasowało do jej bzu i agrestu. Byli tak nieidealni, jak to tylko możliwe. I dlatego nie potrafił z niej zrezygnować. |
| | | Chantal Lacroix
| Temat: Re: Gabinet profesor Lacroix Czw 22 Maj 2014, 17:37 | |
| Osaczał ją krok po kroku, gest po geście, słowo po słowie. Chciała cisnąć w niego zaklęciem, by zniknął.. by odszedł i nie psuł jej wizerunku.. wizerunku nieczułej, chłodnej i niewzruszonej. Stała się tak przez niego.. i przez niego mogła by przestać taka być. Była zamotana, jak miała zapomnieć o tych czternastu latach, jak miała ulec tak po prostu? Jakby tamte lata się nie liczyły? Mogła mieć każdego. Mogła.. ale nie miała. Okaleczona tak dawno duma buntowała się szaleńczo, lecz inna część jej ciała nie dawała dojść jej do słowa. Oddychała płytko i szybko, bojąc się kolejnego ruchu, kolejnego gestu, bo może pokazać słabość.. przecież wyczuła jego zapach jeszcze zanim się odezwał. Poznała go, ale tego do siebie nie dopuszczała. Opierała się nadal, kiedy więc zbliżył się, chciała się cofnąć.. ale za nią było tylko biurko. Syknęła cicho, gdy uderzyła o ciemne drewno mebla. Przekraczał tę cienką granicę między przyzwoitością, a pożądaniem. -Nie rób tego.. Diarmuid, lepiej nie, bo będę zmuszona..-odezwała się drżącym od emocji głosem, lecz nie dokończyła zdania, jej ostatnia, werbalna ochrona runęła, gdy tylko poczułą ten mocny i zarazem szorstki pocałunek, tak dobrze jej znany. Przez ciało przeszła fala gorąca. Nie miała szans na ucieczkę.. ale po co uciekać przed nieuniknionym? Najpierw oszołomiona.. sekunda po sekundzie przestawała być bierna, więc gdy się oderwał, jej usta pozostały rozchylone, jakby łaknące powietrza. Otworzyła oczy, tak zamglone i otępiałe. -Nienawidzę Cię.. -wyszeptała, pozwalając aby silne ręce objęły ją w tali. Nie żartowała. -Nienawidzę Cię za to, że nigdy.. chociaż chciałam.. nie potrafiłam.. nie mogłam... przestać.. -słowa wypowiadane urywkowo, jakby konała.. nie. Ona nie konała. Konała jej duma, zdzielona ostrym nożem przez coś innego. Przez serce. Nie dokończyła, bo te dwa słowa.. to była obietnica i ostateczna oznaka jej "przegranej". Jeszcze nie teraz.. -I myślisz, że tak mnie zdobędziesz? Że puszczę wszystko w niepamięć? -zapytała go tym znajomym, nieco chłodnym tonem. Spojrzała mu głęboko w oczy. Cholera, miał rację. Niech jednak nie myśli, że będzie dla niego słodka.. nawet w szkole nie była urocza i nie smakowała jak miód.. -Merlinie.. niech cały świat mnie za to znienawidzi, ale nie mogę inaczej. -ta słabość uległa transformacji w pożądanie. Objęła go za szyję i przygarnęła mocno, najmocniej jak tylko się dało, opierając się o cholerny kant biurka. Teraz to ona zainicjowała pocałunek, tak wyczekany i stęskniony. Potrzebowała go i potrzebowała nadrobić te stracone lata. Jego zarost drażnił jej ciało, a zapach... uderzał w nozdrza i odbierał oddechu. |
| | | The author of this message was banned from the forum - See the message | Diarmuid Ua Duibhne
| Temat: Re: Gabinet profesor Lacroix Pią 23 Maj 2014, 17:22 | |
| Zamarł na chwilę, słysząc jej słowa, ale ten marazm trwał zaledwie tyle, co mrugnięcie okiem; w następnej chwili trzymał ja już mocno w ramionach, przyciągając do siebie chętne ciało z zaskakującą gwałtownością. Odpowiedział na pocałunek, wczepiając palce w jej włosy i zaciskając je na nich; miękkie, jedwabiste loki poddawały się ulegle, gdy szarpnął za nie lekko, jakby na próbę. Nie zamierzał się teraz odsuwać, choćby okazało się, że jakimś cudem obserwuje ich cały pieprzony zamek. Pocałunki były łapczywe, jakby na zapas, jakby to była ich ostatnia szansa na posmakowanie własnych ust. Na spróbowanie owocu, który od czternastu lat był po za zasięgiem. Apetyt rośnie jednak w miarę jedzenia, jak to mówią; po kolejnym pocałunku palce Diarmuida przesuneły się po plecach Chantal, gładząc materiał szlafroka, by szarpnąć go w dół. Materiał próbował walczyć, jak na złość, choć do tej pory wręcz sam spadał; to go również nie zniechęciło. - Kupię ci ładniejszy...- wymruczał z rozbawieniem, gdy jedwab puścił z trzaskiem, opadając swobodnie na podłogę. Jednym ruchem strącił ze biurka przedmioty, które akurat mu przeszkadzały, a potem chwycił Chantal za biodra i posadził ją na meblu, jednocześnie niemal natychmiast znajdując się między jej udami. Pachniała cudownie, a smakowała jeszcze lepiej. Z przyjemnością przesuwał ustami po jej szczęce i szyi, pieścił odsłonięte już ramiona i obojczyk - tak cudownie zarysowany, że niemal nieprawdziwy. Jego dłonie błądziły po talii i biodrach złośnicy z wprawą, pewnie, obdarzając ją silnym dotykiem i pieszczotą, od której dotykana skóra robiła się coraz bardziej gorąca. Loki, do tej pory czarne, teraz przybrały rdzawą barwę ognia. Płonęła, a on razem z nią. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Gabinet profesor Lacroix | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |