IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Skrzydło Szpitalne

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10
AutorWiadomość
Corinne Rosseau
Corinne Rosseau

Skrzydło Szpitalne - Page 10 Empty
PisanieTemat: Re: Skrzydło Szpitalne   Skrzydło Szpitalne - Page 10 EmptyPon 22 Paź 2018, 00:30

Plotka. Roznosi się szybciej niż zaraza, a w hogwardzkiej społeczności szybciej niż rzeżączka na  Hollywood Boulevard. Ledwo pojawiły się pierwsze ofiary pogrzebu, a już znane były ich nazwiska i personalia. I o ile Cori było szczerze obojętne kto był chowany i jak rozwinęła się stypa tak na jedno nazwisko nie potrafiła reagować obojętne. Asen. I już nie potrafiła zignorować tej plotki. Przyodziała na wargi pełen zainteresowania uśmiech i równo trzydzieści sześć sekund po tym jak spytała niewinnie: Cziżbi Asen wpakował się w tarapati? biegła po schodach ściągając na siebie ciekawskie spojrzenia. Już się nie uśmiechała, a była wściekła. Przebijała się przez tłumy na korytarzu po raz pierwszy zdając sobie sprawę z tego jak zatłoczone było to zamczysko choć dotychczas uważała zgoła inaczej. Dotychczas jednak nie przyszło jej biegać po szkolnym korytarzu, a po opustoszałych błoniach. Miała wrażenie, że Wieżę Gryffindoru i Skrzydło Szpitalne dzielą kilometry, a kręcone schody nigdy się nie kończą. Mimo to nie zwalniała chociaż czuła już kłucie w lewym boku, bo nigdy nie biegła tak szybko. Bez większych problemów trafiła do celu, bo na samym początku pokazano jej to miejsce kilkukrotnie ze względów bezpieczeństwa. Kiedyś nie rozumiała do końca celowości tego zabiegu, ale teraz była temu wdzięczna. Opadła na klamkę otwierając drzwi na oścież i już poczuła na sobie zaciekawione spojrzenia. Ignorując wszystkich ruszyła salą skrzydła szpitalnego szukając Asena. Jeśli wierzyć plotkom właśnie tutaj wykrwawiał się na śmierć. Plotki to jednak nierzetelne źródło informacji. Jak bardzo nierzetelne miała właśnie teraz okazję przekonać się Rosseau.
Misza owszem, był w Skrzydle, ale żył. Siedział z bandażem na głowie i wyglądał całkiem obiecująco. Z pewnością lepiej niż w relacji słownej zasłyszanej w Wieży Gryfonów.
Z pełnych ust Francuzki wydobył się jęk pełen ulgi, a ona niezbyt elegancko opadła na łóżko obok niego.
- Żijesz... - wycharczała jedynie, bo sama wyglądała jakby miała za chwilę dokonać żywota swego. Powoli jej oddech się uspokajał, a policzki nabierały normalnej barwy. Ubrana była zwyczajnie, w mundurek Gryffindoru, a blond włosy miała w połowie zakręcone, bo właśnie w trakcie tej niezwykle istotnej czynności kręcenia sobie loków na różdżkę usłyszała o nim tutaj i nie miała szansy dokończyć. Niebieskie tęczówki skupiły się na nim chcąc ocenić co mu się dokładnie stało. Na marne.
- Słiszałam, że umierasz! Nastraszyłeś mnie - sprzedała mu delikatnego kuksańca i zeszła z łóżka by poprawić swój mundurek. Wciąż nie mogła oderwać od niego analitycznego spojrzenia na wypadek gdyby faktycznie miał wykrwawiać się na śmierć.
Mikhail Asen
Mikhail Asen

Skrzydło Szpitalne - Page 10 Empty
PisanieTemat: Re: Skrzydło Szpitalne   Skrzydło Szpitalne - Page 10 EmptyPon 22 Paź 2018, 10:26

Nie od dziś wiadomo, że panicz Asen miał w życiu więcej szczęścia, niż rozumu. Nawet w największych tragediach wszystko w końcu układało się w taki sposób, że Miszka lądował z co najwyżej złamanym palcem, zwichniętym nadgarstkiem, albo tak jak teraz - z potłuczoną głową.
Co prawda Pani Pomfrey kazała mu leżeć całą noc, a następnego dnia wrócić do swojego dormitorium, ale nie mógł spać. Podglądał płaczącą Resę, nieszczęsnego Castiela a także wielu innych rannych uczniów, którzy ucierpieli na tym beznadziejnym pogrzebie.
Sam nie mógł też przestać odtwarzać biegu wydarzeń w swojej głowie. Po co ten porąbany auror pojawiał się w kaplicy? Niewątpliwie ponosi największą winę za to, co się stało. Wywołał burzę w miejscu pełnym uczniów. Jeśli ktoś o kompletnym braku wyobraźni może zostać aurorem to, a niech mnie, Misza chyba zostanie kolejnym Ministrem Magii.
Tak czy siak, przez to całe rozmyślanie, ranek zastał Asenowicza skrajnie zmęczonego i kompletnie bez siły na to, by się zwlekać z łóżka. Po drugie pielęgniarka nie określiła dokładnej godziny, w której ów powrót do dormitorium chłopaka ma się odbyć. Dlatego też przewrócił się na drugi bok, zasłonił twarz poduszką i zasnął w końcu snem spokojnym i pozbawionym jakichkolwiek obrazów.
Kiedy obudził się w południe śmiało mógł stwierdzić, że czuje się już lepiej. Głowa bolała o wiele mniej, światło nie raziło tak w oczy a i nawet powrócił Bułgarowi dobry humor, bo w końcu wszystko się dobrze ułożyło, nikt nie zginął i tylko biedny Horn będzie się teraz musiał obyć bez dwóch palców.
Misza wzdrygnął się na wspomnienie widoku zakrwawionej dłoni przyjaciela. Spojrzał na prawo - pościel, którą był przykryty ślizgon poruszała się miarowo co oznaczało tylko jedno - Castiel smacznie spał. Asen podniósł się do pozycji siedzącej i chwyciwszy swoją różdżkę zaczął się jej przyglądać.
Jak na niewiele mu się wczoraj zdała... uświadomił też sobie, jak bardzo do tej pory polegał tylko na swojej miotle nie przywiązując wagi do zaklęć i wiedzy. KAŻDY w jego rodzinie był niezwykle mądry, jak na łamaczy klątw przystało. Asenowicz junior przerwał tę tradycję dla sportu, no cóż. Wczorajsze wydarzenia na pewno nie zmienią niczego w sposobie myślenia Miszy, który cieszył się, że nie ucierpiał na tyle poważnie, że mogło go to wykluczyć z rozgrywek na jakiś czas.
To, że miał bandaż na głowie, oraz częściowo na uszach nie oznaczało, że nie słyszał co się dookoła niego działo.
Znaczy... Bardziej chodziło o to, że w skrzydle rozległo się stukanie trzewików a Misza rozpoznałby to stukanie nawet za pięćdziesiąt lat. Żadna panna nie stąpała po ziemi z taką gracją jak Corinne, toteż kiedy tylko poczuł woń jej delikatnych perfum na jego twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech.
- Złego diabli nie biorą - odpowiedział na jej pełne ulgi stwierdzenie.
Nie spodziewał się jej tu. To znaczy, gdzieś tam w głębi serduszka miał nadzieję, że przejmie się jego losem, ale to, że przyszła to było już dla Asena za dużo. Cieszył się jak dziecko, że ją widzi, bo zaledwie wczoraj, kiedy upadał otoczony dymem, śmiercionośnymi zaklęciami i gruzem myśląc, że zaraz umrze pożałował, że odtrącił tę gryfonkę i przed śmiercią jej nawet nie pocałował. Czy to była wila, czy córka wili, czy po prostu zwyczajna czarownica ślizgon nie mógł zaprzeczyć, że się chyba zakochał i nic na to nie poradzi.
- Niewiele brakowało. Gdyby nie Castiel to bym tu nie leżał. To on mnie wyciągnął - wyjaśnił. W myślał dodał jeszcze, że potem role się odwróciły i tak naprawdę pomogli sobie oboje. To Asen wniósł ledwo przytomnego przyjaciela do skrzydła szpitalnego przeklinając dyrektora za to, że nie można teleportować się na terenie zamku.
- Martwiłaś się o mnie? - spytał, patrząc na nią lekko zdziwiony. Biegła tu. Przybiegła jak tylko się dowiedziała. Czy gdyby to Corinne wtedy w obserwatorium powiedziała mu to wszystko co on jej to też by tu przybiegł mimo urażonej dumy?
Kurde, pewnie, że by przybiegł.
Wyciągnął otwartą dłoń w jej stronę wierzchem ku górze. Chciał... Sam w sumie nie wiedział czego chciał.
- Corinne, przepraszam - powiedział cicho. Miał nadzieję, że nie będzie musiał tłumaczyć za co przeprasza. Miał nadzieję, że zrozumie, poda mu tę dłoń i będą mogli spróbować pójść na jeszcze jedną randkę pozbawioną jego głupich uprzedzeń. - Jestem głupi.
Alecto Carrow
Alecto Carrow

Skrzydło Szpitalne - Page 10 Empty
PisanieTemat: Re: Skrzydło Szpitalne   Skrzydło Szpitalne - Page 10 EmptyPon 22 Paź 2018, 20:46

Obietnica - słowa które dla niej znaczyły więcej niż własne życie, słowa których starała się dotrzymać za wszelką cenę - nie zamierzała złamać tej danej Castielowi. Mógł mieć, co do tego wątpliwości i nie broniła mu ich mieć. Wydarzenia ostatnich dni bardzo nadszarpnęły wizję przyszłości, ale przecież nastał kolejny dzień, słońce znowu wzeszło na niebie, a noc ustąpiła pod wpływem blasku dnia. To dawało nadzieję, że nadejdą kolejne i nawet jeżeli nie będą już takie beztroskie i szczęśliwe, bo świadomość nieuniknionej wojny ciążyła na ich barkach, to mogą cieszyć się tym, że są.
Nie wiedziała, co tak naprawdę siedzi w jego głowie, nie sądziła, że chęć zemsty na Danielu, tak mocno zakorzeniła się w jego sercu, nie biorąc pod uwagę jakiejkolwiek innej możliwości. Zdawała sobie sprawę z tego, iż nigdy nie zostaną przyjaciółmi, nawet jeżeli by ich o to poprosiła, byłaby to dla niech torturą, męczarnią od której lepsza była już tylko śmierć, a jednak. Gdzieś w głębi duszy tliła się iskierka, nieukształtowany promyk nadziei na to, że zaprzestaną walki. Sama przed sobą przysięgła, że w dniu kiedy Daniel i Castiel staną naprzeciwko siebie, ona pojawi się na drodze wycelowanych w siebie nawzajem różdżek.
Siła dotyku Alecto była nadzwyczajna, dopiero w chwili gdy przymknął oczy zdała sobie z tego, jakże istotnego faktu. Nic, nawet najwymyślniejsze i najbardziej doskonałe lekarstwa nie są w stanie zdziałać tego, co obecność i dotyk drugiej osoby. Doskonale o tym wiedziała, dlatego sama w chwili kiedy znajdowała się na krawędzi podobnego dotyku pragnęła. Castiel stał się dla niej niezwykle bliski, po tym gdy Amycus się od niej odwrócił, w jej życiu kogoś brakowało, kogoś z kim beztrosko mogą się śmiać, z kim mogła pozwolić sobie na wygłupy, ludzkie zachowania przepełnione emocjami, kogoś z kim mogła dzielić radości i smutki, części jej własnej duszy. Pustkę w życiu blondynki wypełnił Ślizgon, chociaż nigdy nie podejrzewała, że to właśnie jego ześle jej los.
-I od tej chwili jesteśmy na siebie skazani po wieczność, bo nie zamierzał ci dać spokoju nawet po drugiej stronie – oznajmiła, uśmiechając się delikatnie, po czym ujęła w dłonie jego twarz, dając mu buziaka w usta. Słowa te i gest rozładowały napiętą atmosferę między nimi, powietrze nie było już tak ciężkie od emocji bijących z ich ciał. Ona zdawał się być dużo spokojniejsza, choć serce i tak za każdym razem, gdy wracali na nieodpowiednie tory, budząc wspomnienia, biło mocniej w jej piersi. Uwadze arystokratki nie umknęło to, z jakim obrzydzeniem spoglądał na swoją dłoń, zupełnie jak była ona ogromną skazą na idealnym płótnie.
-Dlaczego? – zapytała, a kiedy chłopak spojrzał na nią zdezorientowany wetchnęła. – Dlaczego traktujesz to jak coś złego? – wskazała na zranioną dłoń, która dla niej wyglądała zwyczajnie. Czy w obliczu tego, że mógł stracić życie, strata dwóch palców nie powinna wydać się błaha? Po raz kolejny kroczyła po cienkim lodzie, z pomiędzy jej różowych ust padały trudne pytania, może czasem zbyt szybko zadane, jednak ona już taka była. Szczera, do bólu, ciekawa, lecz nie ciekawska. Wiedziała, że w przypadku Horna może pozwolić sobie na to, by temat rozmowy obrał właśnie takie tory. Nie musiała się bać czy zadane przezeń pytanie będzie nie na miejscu, czy go urazi albo zdenerwuje. To było piękne. Oboje w swoich towarzystwie nie musieli się kontrolować.
Nie skomentowała jego odpowiedzi, cokolwiek by powiedziała mogłaby skłamać, a on i tak wiedział. Wystarczyło, że raz spojrzał w jej niebieskie tęczówki, zupełnie jakby czytał w jej sercu, jakby znał zapisane w duszy słowa.
-Wiesz, że odnalazłabym cię nawet na końcu świata – obdarzyła go szerszym niż na co dzień uśmiechem, pełnym ciepła i troski, a kiedy kolejne słowa opuściły jego usta uniosła do góry brew, rozglądając się dookoła.
- Uciec? Oszalałeś? – wydawała się być na niego zła, zwężyła oczy lustrując go uważnie, kiedy gwałtowanie podniosła się z łóżka, oburzona jego prośbą. –Horn, czy ty postradałeś zmysły?! – zapytała prawie, że warcząc, położyła dłonie na biodrach, kolejne sekundy mijały. Z każdą kolejną jej wzrok łagodniał, a kąciki ust zdawały się unosić ku górze. Wyciągnęła ku niemu drobną dłoń.
-Chodź, pójdziemy coś zjeść. – oznajmiła –Nie wiem czy cię tu w ogóle karmią, ale schudłeś. Przez to będziesz odstraszał dziewczyny zamiast je przyciągać – dodała, klepiąc go po brzuchu, kiedy opuszczali skrzydło szpitalne.

zt x2
Corinne Rosseau
Corinne Rosseau

Skrzydło Szpitalne - Page 10 Empty
PisanieTemat: Re: Skrzydło Szpitalne   Skrzydło Szpitalne - Page 10 EmptySro 24 Paź 2018, 00:08

Złego diabli nie biorą.
Na jej twarzy w końcu pojawił się szeroki uśmiech, a ona sama westchnęła cicho kręcąc głową z rezygnacją.
- Inaczej już dawno ni byłobi Sliterinu - stwierdziła nawet w iście gryfońskim stylu posyłając mu szeroki uśmiech. Dobrze było znów z nim rozmawiać, choć jeszcze nie tak dawno składała sobie obietnice, że utnie z nim kontakty dla jego własnego dobra. I co? Nic. Jak mogła trzymać się z dala od niego, kiedy za każdym razem kiedy słyszała jego imię jej serce zmieniało rytm na zdecydowanie szybszy? Był zbyt dużą pokusą dla rozpieszczonej szesnastolatki, która nie potrafiła odmawiać sobie przyjemności. Kontakt z nim był swoistą przyjemnością, a także całkowitą nowością, bo dotychczas starała się społecznie izolować na tyle na ile to możliwe. Czyżby więc to była miłość? Niewykluczone, ale w obecnej sytuacji też całkowicie niestosowne. Nie po tym jak zakończyło się ich ostatnie spotkanie.
- Ten całi trup to bił Twói przyjaciel? - zapytała niezbyt stosownie, ale też brakło jej danych by bardziej stosownie zadać swoje pytanie. Słowo trup może i nie było tutaj zbytnio na miejscu jednak jej zdaniem idealnie oddawało sens pytania. Swoją drogą czyj był to pogrzeb? Cori nie wiedziała, bo i po co jej to było wiedzieć? Nie była wielką fanką pogrzebów, ani tym bardziej styp. Nie lubiła tego rodzaju uroczystości kiedy odbywały się w rodzinnym gronie, a co dopiero z własnej woli wybrać się na oficjalne zakopanie ciała w ziemi osoby całkowicie obcej.
Usłyszała jego pytanie. Co jak co, ale słuch miała jeszcze w wyjątkowo dobrym stanie. Nie to co wzrok. Dalekowzroczność powoli pojawiała się w jej codzienności nie pozwalając na czytanie bez asysty okularów. Za to słuch miała pierwszorzędny. I mimo to nie odpowiedziała. Nie wiedziała co miałaby mu powiedzieć. Prawdę? Ta była zbyt niejasna nawet dla niej samej. "Chyba się w Tobie zakochałam" nie brzmi najlepiej prawda? W ustach Coco będzie brzmieć to jeszcze gorzej, bo skaleczy to zdanie swoim akcentem tak bardzo jak się tylko da. Zamiast tego jej policzki delikatnie się zaróżowiły, a ona uciekła wzrokiem by zlustrować całe pomieszczenie. Jeszcze nigdy nie była w skrzydle szpitalnym. Cóż za niedopatrzenie biorąc pod uwagę jej uzdrowicielskie ambicje.
Drgnęła gdy kątem oka zauważyła jego dłoń wyciągniętą w swoją stronę. Utkwiła wzrok w jego twarzy i jak gdyby nigdy nic wzruszyła ramionami.
- Nie powim, czekałam na te słowa - wyszczerzyła się łobuzersko przechylając nieco głowę. Czy nie zrozumiała podniosłości chwili. Dokładnie tak! I zaraz sama się na tym załapała. Przestała się uśmiechać jak smoczyca na jajach i wzruszyła delikatnie ramionami:
- Po prostu nie biło nam pisane bić razem. Nie przejmuj się Miszka. Możemi bić pszyjaciółmi? - zasugerowała nieśmiało, albowiem dorosła już na tyle ażeby zdać sobie sprawę z tego, że nie potrafi go wykreślić ze swojego życiorysu.
Lucas Shaw
Lucas Shaw

Skrzydło Szpitalne - Page 10 Empty
PisanieTemat: Re: Skrzydło Szpitalne   Skrzydło Szpitalne - Page 10 EmptySro 05 Gru 2018, 15:46

Jeśli Los chciał w okrutny sposób zakpić sobie z i tak dość żałosnej historii Lucasa, zrobił to wyśmienicie. Sam nie wybrał się na pogrzeb Rosiera z wielu względów. Po pierwsze nie był to dla niego nikt ważny, śmiało można było nawet rzec, że byli we wrogich stosunkach. Po drugie, Lucas nadal miał lekkie zaległości związane z nauką i quidditchem, więc wolał wykorzystać czas do maksimum, aby móc jego resztę przeznaczyć dla swojej ukochanej, narzeczonej, przyszłej żony. Z tym że... gdy tylko Shaw starał się skontaktować z Anderson na wszelkie sposoby i odnaleźć ją w Wieży Gryffindoru, wszyscy rozkładali ręce. Dopiero jedna z osób powiedziała mu, że chyba wybrała się na ten pogrzeb.
Nieco zaskoczony Lucas odszedł z kwitkiem. Myślał, że Resa wspomni mu o tym to wtedy poszedł by z nią. Tylko dla towarzystwa. Miał jednak złe przeczucia, które szybko okazały się słuszne. Kiedy pierwsze ranne osoby zaczęły docierać do zamku, kapitan Krukonów wyciągał z każdego po zlepku słów, aby utworzyć z tego zatrważającą historię. Na pogrzebie aurorzy ścieli się z Śmierciożercami, była też Szatańska Pożoga... Lucas czuł, jak jego serce rozrywa się na strzępy. Był gotowy lecieć do Munga, by odnaleźć Resę, ale gdy już miał mijać szkolne wrota, napotkał tam na lewitowaną i nieprzytomną dziewczynę. Nie ustępował jej na krok.
Pani Pomfrey siłą wyrzucała go z skrzydła szpitalnego, ale on - łamiąc szkolne przepisy - bywał tam każdej nocy jak spała i gdy tylko mógł. Nie opuszczał lekcji po tym, jak po dwóch dniach nieobecności odbył poważną rozmowę z profesorem Flitwickiem. Zmożona lekami Anderson ciągle spała, a poniesione obrażenia nie wyglądały na takie, co szybko się zagoją. Nie mniej, Lucas codziennie zostawiał jej na szafce świeże kwiaty. Czasem jakiś liścik.
Dni mijały, a w Lucasie oprócz troski i zmartwień, wzrastało coś jeszcze. Złość. Tak, był zły na Gryfonkę. Chociaż miał w zamiarze zawsze wybaczać i tłumaczyć czyjeś zachowania, nie mógł uwierzyć, że Resa zachowała się aż tak lekkomyślnie. Kim był dla niej Rosier, że tam poszła? Dlaczego, gdy dzień wcześniej rozmawiali, nie wspomniała słowem o tym, że się tam wybiera? Lucas nie chciał trzymać jej na smyczy, chociaż czasy były bardzo niepewne, ale gdyby wiedział, że tam jest, najpewniej by z nią poszedł i teraz by nie cierpiała...
Lucas ostudził swoje porywcze myśli i zaraz po ostatniej lekcji udał się do skrzydła z naręczem nowych, świeżych kwiatów. Margarytek. Usiadł koło niej na krześle i ucałował jej czoło, jak zawsze, gdy spała. Chciał z nią porozmawiać, ale z dwojga złego, sen leczył i otępiał ból. Włożył świeże kwiaty do wazoniku, nalał wody z różdżki i wziął rękę dziewczyny w swoją.
Sponsored content

Skrzydło Szpitalne - Page 10 Empty
PisanieTemat: Re: Skrzydło Szpitalne   Skrzydło Szpitalne - Page 10 Empty

 

Skrzydło Szpitalne

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 10 z 10Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10

 Similar topics

-
» Skrzydło.
» Zakazane Skrzydło - z czym to się je?

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Hogwart
 :: 
I piętro
-