Jak mógł nie chcieć pomóc, gdy widział tego siniaka? Każdy normalny człowiek na ten widok zaoferowałby pomoc. Chyba, że byłby egoistą, którego nie interesuje nic poza czubkiem własnego nosa. Kręcił się wokół muru Tanji, bo działo się tam coś złego.
- Nie kłam. - poprosił. - Teraz mnie interesuje twój los i dlaczego miałoby to mi zaszkodzić? Dobrze, jeśli mówisz, że to się nie powtórzy, nie będę do tego wracał. - trzymał ją za słowo, chociaż i tak nie do końca wierzył w jej zapewnienia. Powinien wierzyć, nie mając podstaw do nieufności. Jednak coś, może to intuicja?, mówiło mu, aby nadal zachowywał przy niej czujność.
Powrócił do luźnego, neutralnego tematu o czekoladzie smakującego jak miętowe mango. On miał swoje kieszonkowe. Jeszcze nie musiał pracować, według rodziców był za młody, aby sobie dorabiać. Miał kilka lat względnego spokoju. Zbierał poza tym na nową miotłę do quidditcha, więc musiał odpuścić sobie na jakiś czas poznawanie nowych smaków w Miodowym Królestwie.
- Szałwia... przed końcem... dwa listki... - mówił jednocześnie zapisując to na pergaminie. - Czemu akurat szałwia? W medycynie jest dobra na zęby... chociaż rozśmieszanie i zęby ma coś ze sobą wspólnego. - wzruszył ramionami, podkreślając poradę Tanji. Nie pojmował skąd znała się tak dobrze na eliksirach. Musiała mieć to w genach albo wrodzony talent. On sam nigdy by nie wpadł, aby dodawać do kociołka coś, co nie jest zapisane w książce.
Niby zapanował spokój, choć Henry nie mógł nie zerkać co chwila w stronę Tanji.
Wybacz, że krótko, nie wiedziałem co dodać, a i tak wspomnienie chyba się powoli kończy :) Ciekawy jestem fabuły w teraźniejszości.