IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Mój niecny plan!

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Dwayne Morison
Dwayne Morison

Mój niecny plan! Empty
PisanieTemat: Mój niecny plan!   Mój niecny plan! EmptyWto 04 Gru 2018, 20:58

Opis wspomnienia
Dwaynowi zabrakło chwilowo towarzyszy do psot i niecnych uczynków, dlatego pokusił się o zaciągnięcie znajomości spoza innych domów. Traf chciał, że obietnica skarbu skusiła Kennetha, podczas gdy prawda... miała okazać się o wiele bardziej brutalna!
Osoby:
co Kenneth Alpin, Dwayne Morison
Czas:
kwiecień 1976
Miejsce:
Błonia, Wierzba Bijąca
Kenneth Alpin
Kenneth Alpin

Mój niecny plan! Empty
PisanieTemat: Re: Mój niecny plan!   Mój niecny plan! EmptyWto 04 Gru 2018, 22:54

Mój niecny plan! B39e112e2ba8a0c9a022eee37fe6f408

Co on mu tutaj wysłał? Mapę? Do czego?
Pisał, że sprawa jest pilna i niezmiernie ważna, niecierpiąca zwłoki, więc Kenneth w pierwszym odczuciu sądził, że coś się Dwayne’owi stało bądź wpadł w jakieś tarapaty. Niewiele myśląc zabrał różdżkę ze sobą, ubrał się stosownie do pogody i ruszył przed siebie, trzymając pergamin z dziwacznie zakreślonym X. Mniej więcej wiedział gdzie iść – mniej więcej, nie wiedział tylko, co Dwayne’owi mogło chodzić po głowie, naprawdę! Ten Puchon zadziwiał go na każdym kroku swoją pomysłowością, niecodziennym sposobem bycia – Kenneth bardzo go za to lubił, bo w tym całym wyścigu szczurów Puchon potrafił być sobą.
Najbardziej niepokojący był rysunek czaszki na pergaminie – czy to oznaczało, że będą musieli narażać życia? Dwayne pisał coś o wielkim skarbu, który tylko czeka na odkrycie. Z reguły tam, gdzie znajduje się skarb i bogactwa, tam jest i śmiertelne niebezpieczeństwo. Trafił w sam punkt – Kenneth był bardzo ciekawski i choć istniała w nim obawa, że zostaną przyłapani na czymś, czego robić nie powinni to jednak pokusa odnalezienia czegoś niesamowitego w tak niesamowitym miejscu jak Hogwart wygrała ze zdrowym rozsądkiem. Nauka jest ważna, ale… przede wszystkim to miejsce jest pełne tajemnic, które aż czekają na odkrycie, zapraszają, wzywają. I najwidoczniej Dwayne usłyszał wezwanie. Poprosił Kennetha o pomoc – Gryfon poczuł się wyróżniony i było mu bardzo miło!
Trzymając ten mały, śmieszny kawałek pergaminu błądził po błoniach rozglądając się wokół i mrużąc oczy z powodu nasilającego się wiatru. Próbował odnaleźć miejsca, które Dwayne nakreślił na tej śmiesznej mapie. Chwilkę to trwało, aż w końcu, wymijając szklarnię numer dwa skierował się na dalsze części błoni szkolnych. Krzątało się tu i ówdzie paru uczniów, lecz ze względu na nasilający się wiatr, większość chowała się w murach szkoły. Ale nie Kenneth, o nie. Kapitan Kenneth wyruszył właśnie na wyprawę po skarb! Tylko...gdzie jest Dwayne?
Gdy zaczął zbliżać się do niesławnej Wierzby Bijącej zwolnił nieco kroku. Jeszcze raz zerknął na pergamin i na wierzbę. Ponownie – na pergamin i na wierzbę. Według mapy to właśnie...tutaj.
Wierzba Bijąca?! Mam nadzieję, że to żart... – pomyślał, przełykając ślinę.
Dwayne nie byłby tak nieodpowiedzialny, by stawać naprzeciwko Wierzby Bijącej prawda…?Prawda…?
Kenneth poprawił szatę i zaczął dookoła rozglądać się za znajomą twarzą Puchona. Miał tylko nadzieję, że Dwayne przyjdzie szybko. Wizja przebywania sam na sam z tym brutalnym i krwiożerczym drzewem napawała Kennetha niemałą dozą strachu.
Dwayne Morison
Dwayne Morison

Mój niecny plan! Empty
PisanieTemat: Re: Mój niecny plan!   Mój niecny plan! EmptySro 05 Gru 2018, 09:55

Plan, jaki powstał w umyśle Dwayne’a Morisona był genialny w swojej prostoście, a wykonanie miało stanowić jedynie drobne przeszkody. Każdy z Puchonów był wystarczająco zdrowy na umyśle, aby powstrzymać ciekawość przed szalonym uśmiechem Piotrusia Pana, wiecznie uśmiechniętego chłopca z pióropuszem na głowie. Dlatego też zmuszony poszukać kompana do knucia poza stadem borsuków, postanowił odnaleźć wsparcie wśród lwiej odwagi – i nie rozczarował się, obserwując ukradkiem błądzącego po Błoniach Kena.
Niecny uśmiech pojawił się na twarzy piętnastolatka, który zacierając dłonie zgarbił się i schował ponownie między drzewami rozsianymi po dużym poletku zieleni. Doskonale znał punkt oznaczony krzyżykiem na precyzyjnie skonstruowanej mapie, dlatego pobiegł skrótami niczym uciekający przed drapieżnikiem królik do wskazanego miejsca.
- O! Jesteś! – rzucił swobodnie piskliwym głosem, poprawiając przekrzywiający się pióropusz na głowie. Podchodził do kolegi od strony jego pleców, zatrzymując się w bezpiecznej odległości od Bijącej wierzby to jest dwa kroki za Kennethem. - Gotowy na przygodę? Wszystko zaplanowałem! A z tego co widzę, dobrze radzisz sobie z mapami. Chodź, wprowadzę cię w szczegóły – zaczął trajkotać, sięgając mugolski plecak z naszywką „New York Times” i przyklęknął, nie zbaczając na powstające właśnie plamy na niedbale zarzuconej szacie szkolnej. Miał do niej uczepione szamańskie symbole – brązowy i niebieski łapacz snów oraz maźnięte ketchupem indiańskie ślady. Pierwsze co wyciągnął z torby to pudełko musztardy. Rozejrzał się dokładnie dookoła, konspiracyjnie szukając wrogów pragnących przerwać ich tajemny plan. Nikogo na horyzoncie nie było.
Najwyraźniej von Groszek znalazł w końcu lustro w łazience – parsknął śmiechem w myślach, patrząc ze zmarszczonymi brwiami na Gryfona. - Gotowy na inicjację do plemienia Galopujących Borsuko-Lwów? – wyprostował się dumnie, krzyżując ręce na piersiach nieco zbyt teatralnie, aby wyglądać poważnie. W dłoni zaś trzymał tajemnicze pudełko z musztardową zawartością.
Kenneth Alpin
Kenneth Alpin

Mój niecny plan! Empty
PisanieTemat: Re: Mój niecny plan!   Mój niecny plan! EmptySro 05 Gru 2018, 10:19

Kenneth nie miał zielonego pojęcia jaki to plan zrodził się w tej szalonej, puchońskiej głowie, ale trzeba przyznać, że był wystarczający, by pobudzić jego wrodzoną ciekawość. Dwayne był...inny niż reszta Puchonów, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Mimo, że przez wielu uważany za wieczne dziecko, to Kenny takim go nie widział. W oczach Gryfona Morrison był po prostu sobą, a to dobra rzecz! Drobne przeszkody, o których zapewne pomyślał pomysłodawca planu miały kształt Bijącej Wierzby. Drobne, ehe. Czekając na Dwayne’a chłopak zapiął ciaśniej pelerynę, by uchronić się przed zimnem. Nie chciał się rozchorować, a przy takiej aurze o to nie trudno. Niemalże podskoczył przestraszony, gdy usłyszał za swoimi plecami piskliwy głos Puchona. Oto przed Państwem dzielny i mężny Gryfon. Esencja odwagi zamknięta w ciele piętnastolatka.
- Dwayne! Nie strasz mnie proszę tak więcej, prawie….prawie popuściłem! - przyznał się bez tzw. bicia. Jego serce waliło jak oszalałe, ale widząc pióropusz na głowie chłopaka wyszczerzył się. Lubił styl Puchona, odznaczał się wolnością. Na kolejne słowa Dwayne’a pokiwał głową. - Tak, tak, jestem gotów, ale mógłbyś mi łaskawie powiedzieć, co robimy pod Wierzbą Bijącą? To też zaplanowałeś? - zapytał, obserwując czynności chłopaka. Trzeba przyznać, że w tym momencie pedantyzm chłopaka z rodziny Alpinów wziął górę. Podczas, gdy Dwayne’a grzebał w plecaku, Kenneth niemalże zasłabł na widok poplamionej szaty i ubrudzonego keczupem plecaka. Aczkolwiek z drugiej strony szamańskie czy też indiańskie symbole robiły poniekąd na nim wrażenie. Widać, że Dwayne jest naprawdę przekonany co do swojej „misji”…
A Kenny cieszył się, że mógł brać w tym udział!
- Inicjację do jakiego plemienia? - zapytał niedowierzającym nieco tonem, rozwierając nieco usta, jakby była to dla niego egzotyczna nazwa. - Poza tym, o jakiej inicjacji mówisz? Czy będą ofiary?
Zapytał z lekkim niepokojem w głosie, ale...Dwayne wszystko zaplanował prawda? Co mogło pójść nie tak?
Brązowe oczy Gryfona spoczęły na tajemniczym pudełku z...musztardą? Jeśli inicjacja będzie polegała na zjedzeniu musztardy to błahostka.
Ufff...całe szczęście nie wpadł na wysmarowanie musztardą Wierzby Bijącej... – uspokoił się w duchu.
- Jasne, że gotowy! - odparł z entuzjazmem w głosie. - A... tak właściwie to po co Ci musztarda?
Ciekawość wzięła górę, a co!
Dwayne Morison
Dwayne Morison

Mój niecny plan! Empty
PisanieTemat: Re: Mój niecny plan!   Mój niecny plan! EmptySro 05 Gru 2018, 10:59

Spojrzał z głębokim wyrazem zrozumienia na Gryfona, kiwając współczująco głową. - Myślałem, że mnie słyszysz! – położył dłoń na wysokości swojego serca dla podkreślenia wagi własnych słów. Ileż to razy sam Dwayne czuł głębokie poruszenie w jelitach i pęcherzu pod wpływem nagłego wyskoku Irytka bądź własnych kompanów-chwilowo-zdrajców.
Kenneth wydawał się dobrym kandydatem do towarzysza w czekającej ich misji, jakkolwiek miałaby ona niedorzecznie brzmieć w uszach Puchonów. Chociaż Jolene próbowała odciągnąć go od pierwotnego pomysłu, Piotruś Pan był zbyt upartym człowiekiem, ażeby odpuścić bez uprzedniego sprawdzenia swoich szans – tj. podczas realizacji niecnego planu.
- Oczywiście, że to zaplanowałem – podniósł poważny wzrok nad plecakiem, aby spojrzeć ze zmarszczonym czołem na kolegę. Oczywiście, ze Dwayne wszystko zaplanował i nie było mowy o jakiejś pomyłce! A Wierzba stanowiła tutaj cel ich misji, czego Ken chyba jeszcze nie odkrył, co było niepokojące dla Puchona. Czyżby powinien zabrać ze sobą Krukona…?
- Plemię Galopujących Borsuko-Lwów – powtórzył z wielkim ociąganiem, przeciągając każdą samogłoskę, jakby powtórzenie tych samym słów mogło dotrzeć do chłopaka. Odpowiedni dobór słów został zachowany, jednak i tan Ken wydawał się nieco zdezorientowany. Wyprostował się dumnie, podnosząc podbródek bardziej niż było to potrzebne, ponieważ już jako piętnastolatek wyróżniał się sporym wzrostem i przewyższał towarzysza. - Każde plemię ma swoje zwyczaje, którym trzeba sprostać. Aby dostać się do niego z pełnymi prawami, należy przejść inicjację i udowodnić swoją przydatność do plemienia – Dwayne zmodulował głos, aby brzmieć poważniej i niżej, jednak podczas przechodzenia mutacji jest to niezwykle trudne. Twarz Puchona była śmiertelnie poważna, więc podchodził z wyjątkowym sercem do tej chwili. - Każda inicjacja wiąże się z ofiarami, niektórzy nie przechodzą inicjacji. – Odpowiedział na kolejne pytanie w takim samym stylu, nie ruszając się ani na milimetr w swojej postawie. Przemawiał właśnie jako… - Jestem Dwayne Kolorowa Głowa i jestem wodzem Plemienia Galopujących Borsuko-Lwów, dlatego ja przeprowadzę twoją inicjację, abyś został członkiem plemienia i zyskał nowe imię.
Czy ten Puchon, aby na pewno miał po kolei w głowie? Dwayne miał niezwykle bogatą wyobraźnię, którą łączył z teraźniejszością i póki co szło mu to całkiem nieźle. Po minucie ciszy mrugnął porozumiewawczo i pochylił przyjacielsko w stronę Kena – Oczywiście, że nic nam się nie stanie, ale muszę tak mówić jako wódz. – Po czym wyprostował się ponownie, wchodząc w rolę wodza.
- Rozpocznijmy inicjację! Bla da ndak daira – odpowiedział zaraz po entuzjastycznym zapewnieniu Gryfona, podchodząc do niego na odległość jednego kroku i przy akompaniamencie dziwnych zlepek wyrazów, odkręcił musztardę. - Da Kenneth das kdawia Dwayne daksdanwo, doamad – mamrotał mało wyraźnie, wkładając bezceremonialnie wszystkie palce prawej dłoni do pudełka. A kiedy wciągnął maź, dla Gryfona było już za późno – mógł poczuć nagły chłód na swoim czole i policzkach, kiedy Dwayne smarował jego twarz z wyraźnym skupieniem w jemu tylko zrozumiałych symbolach.
Kenneth Alpin
Kenneth Alpin

Mój niecny plan! Empty
PisanieTemat: Re: Mój niecny plan!   Mój niecny plan! EmptySro 05 Gru 2018, 11:27

O nie, nie słyszał jak podchodzi. Dwayne był w tym momencie jak ci wszyscy mugolscy ninja. Ich obecność zawsze zwiastowała coś nieuchronnego i tajemniczego. Aczkolwiek Kenny wierzył Puchonowi, że nie zrobił tego umyślnie. Straszenie kogoś należy do dziedziny Ślizgonów, oni zawsze muszą coś zrobić, by uprzykrzyć komuś życie. Co nie znaczy, że są źli, mają to po prostu w genach. Niecny plan Dwayne’a póki co okazuje się bezpieczny, co Kennethowi jak najbardziej pasuje.
Skoro to wszystko zaplanował, tak jak zapewnił młodego, dzielnego Gryfona, widać było, że młody mieszkaniec Walii odetchnął z wyraźną ulgą.
- Ufff, kamień z serca Dwayne, wierzę, że naprawdę to przemyślałeś! - uśmiechnął się szeroko i szczerze, patrząc mimo tego wszystkiego z podziwem na tego wystrojonego w pióropusz i dziwne barwy wojenne chłopaka. Najwyraźniej Puchon po prostu dobrze się bawił, a Kenneth...Kenneth po prostu za to go lubił, że Morrison potrafił się „dziecięco” bawić. Niewielu to potrafi. Puchon ma prawdziwy dar.
Gdy powtórzył nazwę tego intrygująco plemienia, Kenneth kiwnął głową, że już zrozumiał.
- To nazwa sojuszu między Puchonami, a Gryfonami...plemienia, do którego należymy tylko my, prawda? - zapytał, a gdy Dwayne akcentował każdą samogłoskę, Kenneth zmarszczył brwi z wyrazem twarzy w stylu „Naprawdę Dwayne, potrafię zrozumieć, co mówisz”. Fakt, wydawał się być zdezorientowany, ale powoli zaczynał rozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. I to go zaczęło niepokoić. Nie bez powodu znaleźli się przy tej Wierzbie Bijącej prawda? - A czy każde plemię nie powinno mieć żony Wodza? Wiesz...żeby się rozrastało… - zaczął, po chwili dotarło do niego co powiedział i zaczerwienił się solidnie. - Zapomnij, nie było tego, nie pomyślałem totalnie!!
Próbował się usprawiedliwić ze wszystkich sił jakie posiadał. Miał tylko nadzieję, że nie urazi tym Dwayne’a. Nie miał takiego zamiaru...tym razem naprawdę palnął. Widział, że Puchon podchodzi do tego bardzo poważnie i Kenneth nie chciał, by to zabrzmiało to, jakby się z tego wyśmiewał. Naprawdę cieszył się, że może w tym wszystkim uczestniczyć!
Gdy Dwayne zmienił swój głos i zaczął udawać szanownego wodza plemienia, Kenneth postanowił, że również wczuje się w rolę. Wyprostował się dumnie i położył prawą rękę na swoim sercu uznając, że w taki sposób odda należyty szacunek przywódcy plemienia. Gdy stwierdził, że nie każdy przechodzi inicjację i trzeba się liczyć z ofiarami, Kenneth przełknął cicho ślinę. Ledwo się powstrzymał od uśmiechu, gdy Dwayne przedstawił się przydomkiem Kolorowa Głowa...w sumie by to do niego pasowało. Kenny zazdrościł mu bogatej wyobraźni.
Gdy zaczął dziwną inicjację, przeplataną niezrozumiałym bełkotem, Kenneth zamknął oczy, by poczuć w sobie siłę duchowych przewodników, czy jak to Indianie zawsze określali.
Bla da ndak daira... – powtórzył w myślach wyobrażając sobie, że to jakaś tajemna formuła, stare zaklęcie przywołujące dobre duchy pomyślności, które nie pozwolą, aby stała się im jakakolwiek krzywda. Prawda, duchy?
Kenneth był ciekaw, jaki przydomek dostanie po ukończeniu inicjacji, czy to nie tak aby ma wyglądać? Zresztą, koniec zastanawiania się, Dwayne ma swoją wizję, a Gryfon totalnie pójdzie z prądem rzeki jego wyobraźni.
Niestety było za późno. W momencie, gdy do jego nosa trafił zapach musztardy, nie zdążył już zareagować. Poczuł na swojej twarzy coś lepkiego i chłodnego. Lubił musztardę, ale gdy trafiała do jego żołądka, a nie na twarz! Skrzywił swoje usta w wyrazie wielkiego...obrzydzenia. Nie lubił być brudny, gdziekolwiek! Nie lubił mieć małej plamki na spodniach, a co dopiero mówić o twarzy! Czy Dwayne rzeczywiście wiedział, co robi?
-Uhhh… - zdobył się jedynie na cięzkie westchnięcie, po czym przełknął ślinę i postanowił wytrzymać. Był ciekaw, z czym po tym osobistym upokorzeniu jego pedantycznej części duszy przyjdzie mu się zmierzyć. Odwaga była wymalowana na jego skrzywionej twarzy...szkoda, że po chwili wyparowywała uszami. Nie to, że zaczął przeraźliwie bać. Ale zdrowy rozsądek nakazał mu czuć niepokój.
Dwayne Morison
Dwayne Morison

Mój niecny plan! Empty
PisanieTemat: Re: Mój niecny plan!   Mój niecny plan! EmptySro 05 Gru 2018, 13:24

- To misja, którą przeżyć musi każdy młody wojownik pragnący wstąpić pełnoprawnie do plemienia. – Wódz znów odpowiedział z pełną powagą wymalowaną na twarzy, wyobrażając sobie iż znajdują się daleko poza murami Hogwartu, a oni w naturalnej okolicy przystępują do pradawnych zwyczajów przodków. Dwayne głęboko wierzył, że miał w sobie nie tylko bogatą wyobraźnię, ale również w to iż duchy pokazywały mu właściwą drogę, jaką miał podążać przez całe swoje życie. I nie liczyło się wcale to, że ze względu na rodziców nie miał żadnych powiązań z indianami – uważał, że został wybrany przez Duchy i stał się wybrańcem, z którym podążyć miały tłumy.
Z całą pewnością Puchon uchodził w szkole za lekko stukniętego, jednak roztaczał wokół siebie dziwną aurę wesołości o tak wielkiej sile, że rzadko kto powstrzymywał uśmiech. Wyjątkiem oczywiście byli Ślizgoni, który z niezwykłą wręcz napastliwością upatrzyli sobie Piotrusia Pana jako obiekt wszechobecnych kpin i żartów. On im jeszcze pokaże, kiedy Duchy ześlą na niego prawdziwą mądrość plemion, do których należał Dwayne!
- To plemię, do której należą niezliczone rzesze wojowników i wojowniczek pradawnych Duchów, wskazujące nam prawdziwe położenie gwiazd i naszą drogę. – Nastolatek głęboko wierzył w swoje słowa i całe serce wkładał w odgrywanie wykreowanej przez siebie postaci, aby uwierzytelnić własne marzenia. - To sojusz między tobą a mną – dopowiedział otwierając szerzej oczy i pochylił się, aby przekazać konspiracyjnie tę wiadomość dla wyjaśnienia sensu całej sytuacji. Kenneth wydawał się zaabsorbowany czekającą go misją, szczególnie iż ściskał w dłoniach przygotowaną przez Dwayne’a mapę do skarbu.
Na wspomnienie o żonie wodza chłopak zamknął oczy, czując że rumieńce na polikach zdradzają jego myśli. Miał nadzieję, że Aria Fimmel w końcu dostrzeże jego zainteresowanie indianami i podzieli z nim pasje, jednak to nie miało teraz najmniejszego znaczenia. Wargi i ramiona Puchona zadrżały przy wizualizacji sytuacji, w której rozmawia poważnie z Kurkonką, jednak oczu nie otworzył. Odczekał aż Ken sam wyjdzie z błędu i wyprostuje się, przygotowując do godnego przyjęcia plemiennych oznaczeń.
- Uhh... – powtórzył po nim Dwayne, kiedy wysmarował w znakach pomyślności, siły i odwagi większość twarzy Gryfona. Na zakończenie wytarł z poważnym wyrazem na twarzy dłoń o wnętrze szkolnej szaty, a następnie powolnym, pełnym dumy krokiem podszedł do plecaka. Wyciągnął z niego naszyjnik otoczony mnóstwem czerwono-żółtych piór i kilku drewnianych palików. Odwrócił się uroczyście do Kennetha i nałożył na niego własnoręcznie przygotowany naszyjnik.
- Duchy mają ciebie w opiece, młody wojowniku. – Wychudzone dłonie położył na ramionach kolegi, patrząc na niego z oczyma przepełnionymi rozbawieniem oraz rosnącą ekscytacją. - Teraz pora zmierzyć się z prawdziwym przeciwnikiem i odzyskać skarb przodków! – Odwrócił głowę w kierunku Bijącej Wierzby, patrząc na nią z mieszanką grozy i determinacji. - Duchy nie opuszczą cię w tej godzinie próby, a wódz pomoże wykonać misję. – Dwayne pod koniec rozkasłał się, zmęczony modulacją głosu i uśmiechnął pokrzepiająco.
W jednym susie znalazł się przy plecaku, z którego wyciągnął kilka sznurów kolorowych piór. - Gotowy? Musimy wleźć na wierzbę i zarzucić na czubku sznurki – wyjaśnił w ogóle nie przejęty mimiką Gryfona, wciskając mu w dłonie wyciągnięte wcześniej pióra. A potem uśmiechnął się rozbrajająco szeroko, odsłaniając białe – niekoniecznie proste – zęby.
Kenneth Alpin
Kenneth Alpin

Mój niecny plan! Empty
PisanieTemat: Re: Mój niecny plan!   Mój niecny plan! EmptySro 05 Gru 2018, 22:43

Misja przy Wierzbie Bijącej to nie lada misja – tylko dla twardzieli, którzy nie boją się tragicznej i męczeńskiej śmierci z rąk, a raczej gałęzi ogromnego, krwiożerczego drzewa. Wódz Kolorowa Głowa jest teraz Kennethowym guru, który wie, co jest dobre dla młodych wojowników chcących osiągnąć pełnię z duchami. Wiedział, że nie będzie to łatwe, tym bardziej, że przeprawa między gałęziami zakrawać będzie o samobójstwo, ale czego nie robi się dla plemienia i dla samej przygody! Przecież to takie ekscytujące! Tutaj, w Hogwarcie, gdzie wszystko jest możliwe, Dwayne Morrison, Puchon, Wódz Kolorwa Głowa znalazł czas na coś tak...zwyczajnego. Wyjątkowego w swojej prostocie.
- Chcę być w plemieniu wodzu! - powtórzył po jego słowach, prostując się mężnie. Widok niskiego Gryfona przy górującym Puchonie z pewnością zakrawał o niezły kontrast. Kenny widział w oczach Dwayne’a, że ten wierzy we wszystko, w co tylko chce wierzyć. Wprawdzie większość, a raczej 99,9 procent bierze się z jego wyobraźni, ale nie zmienia to faktu, że jest oryginalne i niesamowite. Piętnastolatek wiedział, że z pewnością z Puchonem nie będzie się nudził. Widzi w nim przyjaciela i miał nadzieję, że Puchon odwzajemnia ten bodziec emocjonalny. Ciekawy był motyw, w którym nazywano Morrisona „Piotrusiem Panem”. Pamiętał, że mama czytała mu bajkę o Piotrusiu Panie, czy to właśnie chodziło o Dwayne? W sumie, jakby się zastanowić...byli bardzo, bardzo podobni.
O niezliczonych rzeszach wojowników i pradawnych duchach, które prowadzą drogi wszystkich żywych istot i które połączyły ścieżki lwio-borsucze Dwayne mówił z nieukrywaną dumą. Na wzmiankę o ich sojuszu, Kenneth uśmiechnął się szeroko. Mimo musztardy na twarzy, której konsystencja przylepiła się do jego policzków cieszył się jak małe dziecko.
- Czy ten sojusz ma jakąś pisemną formę? - zapytał po prostu z ciekawości. Zastanawiał się po prostu, czy istnieją w owym oficjalnym(?) plemieniu jakieś formalności, których trzeba dopełnić. Pod tym względem Kenneth jest dość skrupulatny i dokładny, Dwayne o tym wiedział.
Widząc rumieńce na twarzy Morrisona po tym, jak wspomniał o żonie wodza zrobiło mu się niesamowicie głupio. Poczuł niemiły ucisk w żołądku i przełyku, że wprawił przyjaciela w takie zakłopotanie.
- Dwayne...ja...ja naprawdę nie chciałem Cię urazić… - powiedział, uśmiechając się kącikiem ust. Jednocześnie w jego głowie zaczęła się burza mózgów, jak wynagrodzić to przyjacielskiemu Puchonowi. Kremowe piwo w Hogsmeade? A może jakaś szaleńcza misja, tylko z jego inicjatywy? Czas pokaże, Kenneth na pewno coś wymyśli.
Gryfon niemalże zemdlał widząc, jak jego wódz wyciera brudną rękę z musztardy o szatę. Zrobiło mu się słabo, nawet niedobrze...Ale wytrzyma, da radę. Dla Dwayne’a.
Gdy otrzymał naszyjnik, zrobiło mu się bardzo miło.
- Dziękuję! - poczuł dumę, że został w taki sposób odznaczony. Jednocześnie narastała w nim ciekawość, co zaraz nastanie.
I pożałował. Duchy są z nim, mówił. Będzie wszystko dobrze, mówił. Wódz mu pomoże, mówił. Gryfon zaś przełknął ślinę, w tym momencie poznał ten cały, misterny plan. Zawiesić na wierzbie sznurki kolorowych piór? Czy on...czy on ma po kolei w głowie? Ale Kenny już się zgodził, nie ma odwrotu, jest w plemieniu. A plemię o siebie dba i nie pozwoli by się komuś cokolwiek stało. Prawda…? Wszystko...wszystko będzie dobrze, prawda…?
Trzeba przyznać, że uśmiech wodza, dodał mu otuchy. Bez zbędnych słów wziął łańcuch w dłonie i zaczął powoli iść w stronę Wierzby Bijącej, kroczek po kroczku czując jak serce wali mu jak oszalałe. Wątroba z żołądkiem zjednoczyły się i zmalały do rozmiarów fasolki. Wiedział, że nic już dziś nie zje, nie byłby w stanie. Widział kątem oka, że wódz dzielnie idzie obok niego.
- No to...- przełknął ślinę. - ...do dzieła! - powiedział, starając samemu dodać sobie odwagi.
Uhhh...to...to szaleństwo... – powiedział w myślach.
Będąc blisko Wierzby Bijącej zauważył poruszenie gałęzi. Zatrzymał się widząc jak grube konary najeżone maleńkimi gałęziami niczym kolcami odwracają się powoli w ich stronę. Kenneth spojrzał niepewnie na Puchona.
- Wróg już wie, co zamierzamy… - powiedział do Dwayne’a czekając na jego ruch. Wierzba już wie o ich obecności. Co dalej?
Dwayne Morison
Dwayne Morison

Mój niecny plan! Empty
PisanieTemat: Re: Mój niecny plan!   Mój niecny plan! EmptyPią 07 Gru 2018, 18:03

Ktokolwiek darzył sympatią Dwayne’a miał problem z utrzymaniem powagi na dłużej niż dwie minuty, ponieważ żywa wyobraźnia Puchona wylewała się jego uszami i płynęła niezwykle wartkim nurtem w dal, porywając towarzyszy. Tym razem nie było inaczej, ponieważ entuzjazm Kennetha był niczym miód dla pszczół.
Różnica między ich wzrostem była dość znacząca, jednak podczas dzisiejszego spotkania Morison czuł się niezwykle ważny, właściwie mianował się przywódcą ich dwuosobowego plemienia. Co więcej – chciał być w centrum uwagi, a kontrast został spotęgowany przez prężnie wyprostowane plecy i wypięte klatki piersiowe obu chłopców.
Oh, jakże trudno było zachować powagę, kiedy kandydat na wojownika szeroko się uśmiechał, a w oczach wrzał ogień przodków pchający do realizacji najtrudniejszych na świecie zadań! Cały zamek musiał dowiedzieć się o ich dokonaniach, a jakże to ominąć bez ozdobienia Bijącej Wierzby?!
- Nasze ścieżki zostały połączone przez duchy przodków i one będą nad tym czuwać. Nie potrzeba nam pisma, pierwotni indianie nie znali pisma! – Patetyczność sytuacji nakazywała powagę na twarzy, dlatego Dwayne skrzyżował ponownie ręce na klatce piersiowej i ze wszystkich sił postarał, aby nie zgarbić się.
Potem zaś pojawił się temat dotyczący żony wodza, który postanowił całkowicie zignorować… Nie otwierał oczu, udając że w ogóle nie przejął się tą sytuacją. W ogóle. Chociaż w głębi duszy chciałby mieć w przyszłości piękną i szaloną żonę, to jednak nie w wieku piętnastu lat. O wiele ważniejsze było dla niego tworzenie inicjacji dla przyszłych wojowników!
- Ten naszyjnik to symbol przodków! – zaznaczył piskliwym tonem chłopca, który wszedł w okres mutacji i uśmiechnał się najszerzej jak tylko potrafił. Byli gotowi. - Uhh uhh! – powtórzył poprzednie jęknięcie Kena, poprawiając pióropusz na głowie i już w dłoniach trzymał kolorowe pióra.
Stanęli kilka metrów od brutalnego drzewa, jednak Dwayne nie zamierzał się cofnąć, o nie! Wojownicy są gotowi na przyjęcie ewentualnych ciosów, więc zgarbił się i przyczaił niczym drapieżnik do skoku na ofiarę. - Zajdziemy wroga z dwóch stron, wtedy się nie zorientuje w kogo najpierw uderzyć... – zdawało by się, że mówi spokojnie, jednak w momencie kiedy Kenneth chciał coś dodać – było już zbyt późno.
Dwayne rzucił się do przodu niczym rozszalałe zwierzę wykrzykując przy tym dziko i głośno: - Uhh! Uhhh! - niczym przyjazną, niezwykle pomocną mantrę do wykonania zadania.
Raz… Dwayne’owi udało się uniknąć pierwszego ciosu gałęzi, jednak zanim dotrze do pnia wierzby z całą pewnością minie jeszcze kilka dodatkowych skoków.
Kenneth Alpin
Kenneth Alpin

Mój niecny plan! Empty
PisanieTemat: Re: Mój niecny plan!   Mój niecny plan! EmptyNie 09 Gru 2018, 10:53

Kenneth darzył Dwayne’a ogromną sympatią. Był jednym z nielicznych, na których mógł polegać w trudniejszych chwilach. Wiedział, że Puchon zawsze znajdzie dla niego czas i odwrotnie, gdyby coś było na rzeczy. Nie inaczej było teraz – Morison wpadł na genialny pomysł włączenia małego Alpina do plemienia, a jako inicjację wybrał samą Wierzbę Bijącą. Trzeba pogratulować Dwayne’owi wybujałej wyobraźni i..odwagi! A może szaleństwa? Może te wszystkie trzy cechy miały jakieś wspólne źródło? Gryfon był podekscytowany jak nigdy, adrenalina krążyła teraz w jego żyłach, a bicie serca stawało się nieznośnie głośne. Nawet przełknięcie śliny wykonał z trudem, czując suchość w ustach i gardle. Miał spięte wszystkie mięśnie do granic możliwości – a sam Kenny nawet nie wie, na ile jest w stanie sobie pozwolić, jeśli chodzi o pracę nóg czy też siłę ramion. Patrząc na posturę Dwayne’a który jest od niego większy doszedł do wniosku, że Puchon ma większe szanse na wyjście z tego cało! Walczył teraz o przysłowiowe „być albo nie być” w plemieniu! Skup się!
Na odpowiedź Dwayne’a odnośnie „formalności” założenia kiwnął tylko głową na znak, że zrozumiał. Czuł w sobie, że rzeczywiście jakieś prastare duchy i moce zaprowadziły go w te miejsce, by przeżyć to wszystko z przyjacielem i niejako przygotować go na dorosłe życie.
- Mam nadzieję, że raz połączonych ścieżek nie da się zerwać Wodzu! Twoje ścieżki są dziwne i szalone, ale niezmiernie ciekawe i chcę iść naprzód! - powiedział pewnie, spoglądając ponownie na ogromne konary Wierzby Bijącej. Wielkie, ogromne, drewniane monstrum, czekające tylko, by sprawdzić twardość uczniowskich kości. Kenneth wiedział, że bliższe spotkanie takiej wielkiej gałęzi z jego głową skończy się męczeńską śmiercią i teraz...teraz wyraźnie czuł, że jeśli nie będzie wystarczająco uważny i szybki – poleży w Skrzydle Szpitalnym przynajmniej pół roku. Wyobrażał sobie już czarne scenariusze, że zapadnie w śpiączkę i nie będzie mógł się obudzić przez jakiś czas. Te dziwne, czarne duchy zwątpienia zaczęły zatruwać jego serce i wysysać odwagę, ale w ostatecznym rozrachunku Kenneth spiął się w sobie i powtórzył wtórnie za Dwayne’em.
- Uhh, uhh! - ścisnął mocniej łańcuch piór patrząc i podziwiając Dwayne’a za odwagę. Czy on nie powinien być Gryfonem, a Kenneth Puchonem? Naprawdę dyrektor Dumbledore musi sprawdzić tę Tiarę Przydziału. Plan Morisona był logiczny i genialny w swojej prostocie. TO przecież oczywiste, że trzeba obejść Wierzbę Bijącą z dwóch stron, drzewo przecież nie ma oczu, więc nie da rady skupić się na ich obu, prawda?
- Doskonały plan Wodzu Kolorowa Głowo! Pozwól, że ja… - i nie dokończył, ponieważ Dwayne ruszył przed siebie z indiańskimi okrzykami na ustach. Po prostu zaczął biec w kierunku Drzewa i Kennethowi aż zabrakło tchu. Brawura Puchona naprawdę była godna podziwu. Niejeden Gryfon powinien brać z niego przykład. Gdy tylko jego serdeczny przyjaciel wyminął pierwszy atak gałęzi, Kenneth przełknął ślinę.
- Uhhh uga buga a dra nalar uhh! - zaczął krzyczeć coś, co podpowiadały mu duchy, tym samym zwracając na siebie uwagę samej Wierzby. Biegnąc w kierunku pnia widział jak powykręcane drzewo powoli obraca gałęziami w jego kierunku, by w końcu zamachnął się naprawdę mocno na wysokości jego brzucha. Szybka kalkulacja wystarczyła i Kenneth zanurkował pod wielką gałęzią czując jak siła uderzenia mierzwi jego starannie ułożone włosy robiąc z nim czysty chaos. Ale co w tym momencie ważniejsze – włosy czy życie? Zdecydowanie to drugie!
- Udało mi się Wodzu! Udało! Uniknąłem! - krzyknął podekscytowany, widząc jak kolejna gałąź leci w jego kierunku. Zagryzł zęby, próbując przeskoczyć przez ten gruby konar, ale niestety zahaczył butami podczas skoku i walnął głucho w ziemię. Zapiszczało mu w głowie, a czas nieco zwolnił. Wiedział tylko, że musi się podnieść – inaczej umrze, a z jego ciała nie będzie co zbierać.
Wstał więc i licząc, że Wierzba skupi się teraz na Kolorowej Głowie ruszył przed siebie zygzakiem, starając się zmniejszyć dystans do głównego pnia
- Jestem cały! Chyba! - adrenalina sprawiała, że nie czuł zbytnio bólu, a pewnie ma z parę połamanych żeber i nabawił się dużo nowych siniaków.
Dwayne Morison
Dwayne Morison

Mój niecny plan! Empty
PisanieTemat: Re: Mój niecny plan!   Mój niecny plan! EmptySob 05 Sty 2019, 12:05

Prawda była taka, że Dwayne jako młody nastolatek nie przejmował się opinią publiczną tych, którzy w jakiś sposób nacisnęli mu na odcisk. Sama obecność Kennetha podczas niecnego planu udekorowania Wierzby stanowiło niejakie wyróżnienie w oczach Puchona – zupełnie inaczej miała się sprawa z bezpieczeństwem i ewidentnym szaleństwem, jakie spozierało z idei pomysłu. Nie mniej, pan Morison nigdy nie był człowiekiem przewidującym czarne zakończenia jego niebagatelnych planów, ponieważ jako niezdrowy optymista wychodził z założenia iż wystarczy się odpowiednio mocno postarać, aby wszystko udało się tak jak powinno.
Tak miało być również i tym razem, nawet pomimo początkowego sceptyzmu Gryfona. Dwayne już dawno zdążył zorientować się, że odważne serce lwów często nie potrafią ustąpić rozsądkowi i podejmują się zadań z pozoru niewykonalnych – dlatego też byli idealnymi kompanami do niecodziennych pomysłów.
- Moimi ścieżkami prowadzą pradawni przodkowie, a i również dla ciebie wystarczy miejsca. – Powaga spozierająca z wysokiego głosu nastolatka musiała wystarczyć Kennethowi, ponieważ Dwayne nie zamierzał cofnąć się przed dokonanym już wcześniej wyborem. - Należy iść na przód, nie zważając na przeciwności! – krzyknął jeszcze donośnie, nie sprawdzając czy Gryfon już za nim biegnie. Istotne było osiągnięcie celu, a ewentualne ofiary nie wchodziły tutaj w ogóle w grę.
Dwayne zręcznie niczym łania przeskoczył przez świszczącą z powodu prędkości gałęzią, dumny z własnego wyczynu. Inna sprawa, że zrobił to niezgrabnie. Koślawo wywijając nogami. Odwrócił głowę w stronę wrzeszczącego Gryfona, zarzucając w miedzyczasie pierwszy łańcuch piór. Akurat ten ułamek sekundy wystarczył, aby kolejna z gałęzi Bijącej Wierzby spotkała się z plecami Puchona, przytwierdzając go na kilka chwil do pnia.
- Uhhh, puhhh! – Wydusił z siebie ściśnięty niczym śliwka w cieście, próbując wyszamotać się z morderczego dotyku magicznego drzewa. Na nic były błagania wypowiadane w myślach do przodków o wstawiennictwo – Dwayne przeczuwał, że w chwili największej próby zostanie pozostawiony samemu sobie i będzie musiał walczyć o każdy dech. Nie sądził jednak, że nastąpi to już w jego – zaledwie – piętnastoletnim życiu!
Wyślizgiwał się, miotał niczym wąż pod gałęzią, wydając przy okazji dziesiątki niezrozumiałych określeń na temat wierzgającej wierzby, której zainteresowanie skupiło się na wolnym jeszcze Gryfonie. Kątem oka Dwayne dostrzegł, że dwie gałęzie właśnie kierują się w stronę nieszczęśnika, jednak dech w piersiach uniemożliwił mu wydobycie jakiegokolwiek zrozumiałego słowa. Takiego, które Kenneth zrozumie. Bo to, że jego indiańscy przodkowie rozumieli – tego był, niebagatela, pewien jak tego, że magia istnieje.
Zaczął zasłaniać się rękoma, zastanawiając nad sensem wykonywanego zadania dopiero w momencie, w którym liście Wierzby zaczęły okładać go po twarzy. Czy ich krew była warta kilku piór zawieszonych na magicznym drzewie…?
Sponsored content

Mój niecny plan! Empty
PisanieTemat: Re: Mój niecny plan!   Mój niecny plan! Empty

 

Mój niecny plan!

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Plan Zajęć

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Strefa Gracza
 :: 
Dodatki do postaci
 :: Myślodsiewnia
-