Słyszeliście historię o wiewiórce?
Nie znacie jej?
To bardzo ładna bajka.
Kiedy Pandora była mała niania opowiadała jej ją przed zaśnięciem.
Swym ciepłym głosem kreśliła wymyślony świat. Ten dźwięk i blask kominka to jedyne ciepło jakie znała z tamtych lat.
Nie tak wcale dawno temu, na świat przyszła Wiewiórka. Nie była ona tak duża, nie potrafiła tak szybko i zwinnie skakać po drzewach, nie była też przesadnie miła i zdolna. Miała jednak coś czego im wszystkim brakowało, wolny umysł. Jej myśli płynęły jak chciały, nic nie potrafiło ich zatrzymać, próby spełzały na niczym, bo jak można okiełznać huragan, czy można zawładnąć bezmiarem oceanu, albo kazać górom skurczyć się do rozmiaru orzecha włoskiego.
Kiedy była mała rodzice uczyli ją, jak ma patrzeć na świat. Chcieli jej pokazać co jest dobre, a co złe, z kim może się przyjaźnić, a kogo powinna unikać. Wiewiórka z ciekawością przysłuchiwała się ich słowom, nie rozumiejąc, dlaczego niektóre zwierzęta bardziej zasługiwały na jej uwagę, a inne powinna obdarzać jedynie pogardą.
"Czy coś jest z nimi nie tak? Może są chorzy?" Pytała rodziców, ale Ci tylko kręcili głowami i patrzyli na nią z mieszaniną litości i irytacji.
"Oni są po prostu gorsi, nie mają takich pięknych ogonów, ich futerka są brzydsze, albo nie daj Święty Orzechu, w ogóle go nie mają. Ich złe serca są niegodne zaufania, jeśli raz im zawierzysz, skrzywdzą Cię w momencie gdy najmniej będziesz się tego spodziewać. Trzymaj się od nich z daleka."
Niestety powtarzane po wielokroć prawdy połączone z karami, w końcu stworzyły na rzeczce jej myśli tamę. Mały strumyczek zatrzymał się, z czasem tworząc coraz większy zbiornik.
Kiedy trafiła do szkoły przyglądała się wszystkim. Z ciekawością w zielonych oczach śledziła poczynania innych zwierząt. Widziała jak dobierają się w grupki, jak jedni z nienawiścią patrzą na innych.
Wiewiórka trzymała się na odległość, rozmawiała tylko z innymi wiewiórkami, jadała z nimi posiłki, przyjaźniła, ale co to była za przyjaźń. Słaba i niepewna jak dom zbudowany na piasku.
Pewnego dnia postanowiła wybrać się na spacer. Nieznana jej siła kierowała ją w stronę szklarni. Nie wiedziała dlaczego tam poszła. Nigdy nie lubiła tego miejsca, zawsze napawało ją dziwnym lękiem, strachem. Mimo wewnętrznego niepokoju przekroczyła próg.
Mała Wiewióreczko powinnaś uciekać, nie przychodzić tu nigdy sama. Odejdź stąd!Nie świadoma jeszcze głosów w swojej głowie, poszła dalej. W zielonych oczach malowało się przerażenie, ale i fascynacja gdy mijała kolejne niesamowite rośliny. Piękne wielobarwne kwiaty, o wspaniałych płatkach większych od jej głowy, wabiące ją słodkimi zapachami. Nagle poczuła jakieś irracjonalne uczucie zagrożenia, jakby ktoś ukrywał się w cieniu i śledził każdy jej krok. Podniosła głowę i na jedną długą sekundę zamarła, widząc jak paszcza wielkiej rosiczki nachyla się nad nią, by za chwilę próbować się zamknąć. Już miała ją połknąć, skończyć jej krótki wiewiórczy żywot, gdy trafił w nią jakiś dziwny promień i w ciągu jednego uderzenia serca, roślina zmieniła się w kupkę popiołu.
Z szoku i strachu aż krzyknęła, a oczy jej się rozszerzyły.
Przerażona na śmierć Wiewiórka, upadła na podłogę i zaczęła płakać. Łzy ciurkiem lały się po jej policzkach i znikały w pomarańczowym futerku.
Nagle u jej boku pojawił się Żółw. Niepewnie objął łkającą Wiewiórkę swoją łapką i przytulił ją do siebie. Przez chwilę oszołomiona i przestraszona przylgnęła do swojego bohatera i zaczęła mu moczyć skorupę. Ta chwila nie trwała jednak wiecznie, bo już po chwili głos rodziców odezwał się w jej głowie.
"On nie ma futerka, nie można mu ufać, jest zły."
"Ale dlaczego, on mnie uratował?"
"Będzie chciał Cię wykorzystać. Nie wierz mu."
"Dlaczego?"
Nie dostała jednak odpowiedzi od wyimaginowanych głosów swoich rodziców. Odruchowo odskoczyła od nieznajomego. W zielonych oczach malowała się podejrzliwość.
"Wszystko w porządku? Już jesteś bezpieczna." Mówił żółw, głos miał spokojny i ciepły, jakby te dźwięki były roztopionymi ciasteczkami z czekoladą.
Ma ładny głos - pomyślała Wiewiórka, ale szybko odrzuciła tę myśl, nie może przecież teraz o tym myśleć, nie było na to czasu, powinna odejść i to jak najszybciej, ale kultura wymagała, ale on był Żółwiem, ale dobre maniery, ale, ale, ale...
W głowie Maleństwa panował całkowity chaos, nie wiedziała jak powinna się zachować, z jednej strony wdzięczność za uratowanie życia, z drugiej te wszystkie nauki.
"Dobrze." W jej języku takie słowa były równoznaczne z "dziękuje, jestem Ci bardzo wdzięczna za ocalenie mojej głowy, jak mogę Ci się odwdzięczyć".
"To dobrze." Westchnął i już miał ruszyć w stronę wyjścia gdy coś mu się przypomniało. "Czy wszystkie Wiewiórki nie potrafią czytać? Było napisane ZAKAZ WSTĘPU! NIEBEZPIECZNE!” Niby krzyczał na nią, ale w jego głosie nie było słychać gniewu, czy on z niej kpił? Dlaczego to robił?
Wiewiórka obruszyła się, jakim prawem ten dziwny, łysy jak kamień stwór ma czelność ją pouczać.
"A nawet jeśli to co Cię to obchodzi." Odburknęła dopiero po chwili orientując się, że te słowa brzmiały dobrze tylko i wyłącznie w jej głowie. Zawstydzona schowała pyszczek w pomarańczowej kicie.
"W sumie to nic, świat bez jednej Wiewiórki na pewno będzie milszym miejscem." Rzekł odwracając się do niej plecami i ruszając w stronę wyjścia.
"Ty... ty... Śmierdząca, Zatęchła Skorupo! Kto dał Ci prawo obrażania mnie i mi podobnych!?" Krzyknęła oburzona i w kilku skokach była już za nim, mierzyła w niego oskarżycielski palec, a na twarzy miała wyraz pogardy.
"Tylko nie zatęchła i śmierdząca, myję ją przynajmniej trzy razy w tygodniu.” Wykrzywił swoją mordę ironicznie, po czym dodał. „Czyli wy Wiewiórki macie prawo mówić - kto może żyć i uczyć się, a my Żółwie nie?" Zapytał retorycznie, po czym nie czekając na odpowiedź ruszył z powrotem do wyjścia.
Miała ochotę mu coś powiedzieć, wygarnąć, że się myli, ale tego nie zrobiła. Ta rozmowa na nowo rozbudziła już dawno istniejące zwątpienie. Co z tego, że była wiewiórka skoro w chwili zagrożenia i tak nic nie mogła z tym zrobić.
"Ale on też sam by sobie nie poradził." Miała ochotę krzyczeć, ale tego nie zrobiła. Coś tu było nie tak, to wszystko bardzo jej się nie podobało. W jej względnie uporządkowanym, stałym świecie zapanowała wichura. Coś co ukrywała w sobie od tak wielu lat, nagle wyszło na wierzch i zaczęło szaleć, zaczęło burzyć wszystkie jej fundamenty. Jak widać nie były one tak twarde, by wytrzymać pierwsze wichry zmian.