Temat: After party na korytarzu Wto 04 Wrz 2018, 19:02
Opis wspomnienia
Pijana Blake i antypuchoniasty Aeron. Czyli (nie)miły afterek po zimowym balu.
Osoby: Aeron Steward i Blake Blackwood
Czas: tej samej nocy co bal zimowy czyli w grudniu po południu
Miejsce: na jakimś korytarzu niedaleko wieży krukonów
Coś było nie tak. Świat za bardzo wirował, schody wydawały się bardziej zdradliwe a korytarz jakoś dziwnie nie ten, co powinien. Blake stanęła na środku i rozejrzała się dookoła. Czknęła, przyglądając się obrazowi na ścianie, którego w drodze do lochów nigdy nie mijała i była tego teraz tak pewna, że dałaby sobie za to odebrać różdżkę. W takim razie gdzie była? Na trzecim piętrze? Na czwartym? Musiała stracić na chwilę świadomość, kiedy wkroczyła na te przeklęte schody, które oszukiwały nieostrożnych uczniów. Porażka. Całe to jej życie to była jedna wielka, przeogromna porażka. I jeszcze ta czkawka. Lewa noga, czknięcie, prawa noga, spokój, lewa noga, spokój, prawa noga czknięcie. Była aż tak pijana? Piła tylko poncz, który podstawiał jej pod nos jej osobisty kuzyn. W zasadzie całkiem dobrze smakował, dlaczego więc wyszła z balu? Wspomnienia w ułamku sekundy zalały umysł puchonki. Cóż, sprawy z Enzo Romulusem ewidentnie zamiast w dobrą, zagalopowały się w zupełnie przeciwną stronę. No nie musieli się tak naprawdę wyzywać, ale zazdrość, która opanowała Blake kiedy zobaczyła krukona z Jasmine Vane, była po prostu silniejsza od niej. Dlaczego Enzo nie rozumiał, że żałowała? Nigdy nie chciała zrobić mu nic złego, a tego, że go skrzywdziła nie do końca potrafiła jakoś racjonalnie wytłumaczyć. Dlaczego musiał ośmieszać ją na balu, przy wszystkich uczniach? Ona go nadal kochała, choć tak naprawdę nie sądziła, by kiedykolwiek mieli do siebie wrócić. Poczuła, że jej twarz robi się mokra. Nawet nie zanotowała, że płacze. Otarła policzek rękawem i pociągnęła nosem. Krocząc z powrotem w kierunku schodów postanowiła, że już nigdy nie chce mieć nic do czynienia z żadnym krukonem. Przeklina ich wszystkich. Życie byłoby o wiele łatwiejsze, gdyby nie istnieli... Pomyślała, a potem znów czknęła.
Aeron Steward
Temat: Re: After party na korytarzu Sro 05 Wrz 2018, 00:08
I co teraz? Aeron szedł powoli pustym korytarzem, rozmyślając o bezsensie istnienia. Choć zrobił co mógł, choć starał się przekonać tą jedną jedyną, tak wszystko sprowadzało się do jej własnej decyzji. Znowu. Steward sapnął z irytacji. Wiedział doskonale co to oznaczało. Brak jakiegokolwiek wpływu na los. Już to przerabiał. I to w najgorszym możliwym scenariuszu. Choć życzył Wandzie jak najlepiej, tak nigdy chyba nie przeboleje tego jak został potraktowany. Oczywiście, wszystkiemu i tak winny był puchon. To od niego się zaczęło. Steward nigdy nie przepadał za domem spod żółtej wycieraczki. To uczucie jeszcze się pogłębiło, gdy niejaki Lancaster wszedł mu w drogę. Zresztą z każdym kolejnym puchonem było już tylko gorzej. Teraz ta niechęć była wręcz namacalna. Chłopak przystanął na chwilę, korzystając z pustek zalegających na zamkowych korytarzach. Większość z delikwentów uczęszczających do szkoły była albo na tym durnym balu, albo w łóżkach, gdyż nikt ich nawet nie zaprosił. On sam kierował swoje kroki właśnie w tym kierunku – do Pokoju Wspólnego. Odpiął jeden z guzików marynarki. Noszenie wyjściowego garnituru przez dłuższy czasu raczej nie sprawiało mu problemów, ale dziś, po tylu przejściach, poprawionych w dodatku odrobiną alkoholu, miał i tego dość. Westchnął przeciągle, a przed oczami znów zobaczył twarz panienki Avery. Obawiał się, że wiedząc już o jego pochodzeniu, ich stosunki się popsują. Szlag by to wszystko trafił, pomyślał zirytowany, po czym ruszył w dalszą drogę. To znaczy taki był zamiar, albowiem dotarłszy ledwie do rozwidlenia, Aeron wpadł na niespodziewanego gościa. Choć raczej wpadł to delikatna przenośnia – udało mu się ją ominąć, choć nie bez problemów. Skutkowało to lekkim stłuczeniem barku, choć o tym dowiedział się dopiero następnego ranka. A wracając do wyskakującej niespodzianki – była nią dziewczyna, w dodatku zataczająca się. Steward potrzebował dłuższej chwili by przypomnieć sobie imię i nazwisko denatki. Blake Blackwood. Z domu... Hufflepuff. Pięknie. Biednemu zawsze wiatr w oczy. Zapewne normalnie totalnie zignorowałby ją, mając zupełnie gdzieś po co i dlaczego dziewczyna znajdowała się w takim miejscu, ale gdy zobaczył jej twarz, a także świeże ślady po łzach, zatrzymał się. Chyba nie on jedyny bawił się tego wieczora wystrzałowo. Westchnąwszy ze zrezygnowania, Aeron sięgnął do kieszeni marynarki, z której to wyciągnął bawełnianą chusteczkę. Nie mogąc znieść widoku rozmemłanej dziewczyny, Krukon rzucił chusteczką w jej twarz, mówiąc przy tym suchym głosem -Masz, wytrzyj nos, bo zaraz nas tu zalejesz.- Będzie ją musiał wyprać. Albo spalić, zależy jak mocno ucierpi. Chusteczkę oczywiście.
Blake Blackwood
Temat: Re: After party na korytarzu Sro 05 Wrz 2018, 09:10
Usłyszała zegar. Wybił ten jeden, jedyny raz, co oznaczało, że minęła godzina od północy. Blake kojarzyła, że kiedy wyzywała się z Enzo, a potem wybiegła z Wielkiej Sali zegar też oznajmiał czas. Oznaczało to, że tułała się po zamku już prawie godzinę a i tak nadal nie dotarła do swojego ciepłego, ukochanego łóżka, które wszystko rozumie. Czknęła. Do cholery jasnej, czemu ten świat tak wiruje? Korytarz nie tonął tak do końca w mroku. Światło księżyca wpadające przez ogromne okiennice oświetlało przeciwległą ścianę, ale i tak. Blake spojrzała na ogromny kandelabr, stojący na posągu tuż po jej prawej stronie. Gdyby zapaliła te wszystkie świeczki, które były w niego powtykane... Nie wiele myśląc wyciągnęła różdżkę i gdy przytknęła jej koniuszek do knota jednej ze świeczek wyszeptała zaklęcie. Nic się nie stało. Spróbowała jeszcze raz. Znowu nic. Rozdrażniona postukała kilka razy różdżką o kamienny posąg i obejrzała ją z każdej strony. Zepsuła się, czy co? Tego jej jeszcze brakowało. Miała złamane serce, a w dodatku nie miała czym czarować. Czy wspominałam już, że życie Blake to jedna wielka porażka? Proszę, oto dowód. Czknęła po raz enty tej nocy. A może jej różdżka ma antypijacką blokadę? Puchonka zachichotała pod nosem. To nic, że przed chwilą płakała. Za moment pewnie znów się rozpłacze. Alkohol w organizmie panny Blackwood zmieniał ją w osobę lekko niestabilną, choć może gdyby bawiła się na balu tak jak powinna się bawić, nie byłaby teraz tak rozchwiana. No nic, poradzi sobie i bez świeczek. Ma przecież różdżkę! Prawie pacnęła się w czoło z bezmyślności. Co za kretynka. Po co jej było czarować ogień, kiedy wystarczy tak banalne zaklęcie? - Lumos - powiedziała, (zadziałało!) nie siląc się nawet by zachować ciszę. I tak nikogo tu nie było. Filch dwoił się i troił by łapać uczniów na gorącym uczynku podczas popijania procentów. Pani Norris dzielnie mu towarzyszyła, o czym Blake przekonała się gdy prawie potknęła się o tego sierściucha na środku Wielkiej Sali. Bo przecież ubrała dziś obcasy. Chciała dziś ładnie wyglądać, chociaż nie umiała tak do końca poruszać się w takich butach. Swoją drogą jakie one są niewygodne! Ale o czym ona to...? Ah, Enzo. Co za palant. Sam miał burdel zamiast domu a pracownice uważał za swoje najlepsze przyjaciółki a oceniał ją, Blake Blackwood. Co za palant, a nie, to już mówiła. Niech będzie, że kretyn. Na jego wspomnienie znów zalała się łzami. Musi jak najszybciej znaleźć się w swoim łożku. Już miała pomysleć, że dobrze, że przynajmniej nikt nie widzi jej w takim stanie, kiedy zza rogu wyłoniła się jakaś postać i staranowała ją barkiem. Kurde, a ona taka pijana i zapłakana. Co za niefart. Na dodatek teraz bolało ją ramię. Chłopak słaby był chyba z wróżbiarstwa bo nie przewidział, że dziewczyna nie ma wcale ochoty na rozmowy z nim. Przystanął, a żeby tego było jeszcze mało wyciągnął w jej stronę chusteczkę. Nie no, zajebiście, litujcie się nad biedną puchoneczką, którą eks chłopak obraził przy całej szkole na zimowym balu. Blake posłała intruzowi mordercze spojrzenie ignorując chustkę. Zamiast tego otarła policzki wierzchem dłoni. - Nie twój interes. Mogę sobie zalewać co chcę i kiedy chcę - powiedziała buntowniczo. Co to za typ w ogóle? Skierowała świecącą różdżkę w stronę jego twarzy. Steward, krukon. Czy nie dalej jak dziesięć minut temu nie życzyła całemu temu domowi śmierci w męczarniach? Coś takiego. Najpierw jeden krukon roztrzaskuje jej serce i samoocenę, a potem drugi bawi się w dżentelmena. - Nie powinieneś być na balu? Ravenclaw dziś trzęsie całą imprezą. Wielka Sala jest wasza - zakpiła. A potem znowu czknęła, bo była przecież bardzo pijana.