Temat: Cholerne francuskie wino! Sro 16 Maj 2018, 13:03
Opis wspomnienia
Kiedy dwoje znudzonych świętami osób postanawia wspólnie spędzić sylwestra w miejscu wypełnionym po brzegi winem, można spodziewać się dosłownie wszystkiego.
Osoby: Alecto Carrow, Daniel Blais
czas: 31 grudnia 1975 r./1 stycznia 1976 r.
Miejsce: posiadłość rodziny Levasseur, w pobliżu Marsylii
Alecto Carrow
Temat: Re: Cholerne francuskie wino! Sro 16 Maj 2018, 20:25
Wzięła głęboki oddech pozwalając by grudniowe powietrze wypełniło jej płuca. Wraz z tym oddechem, dziwne wręcz niepokojące uczucia zalały jej ciało i duszę. Stała niewzruszona. Nie uległa podmuchowi wiatru, który jak najostrzejsze ostrze uderzało ją w odsłoniętą skórę, przenikając jej czarny płaszcz. W pojedynkę walczyła z kołatającym sercem i nieujarzmionymi myślami. Żałując chwil, które minęły i tych, które nie nadeszły. Każdego dnia wyczekując tego bladego promyczka światła, nie raz przy tym przegapiając coś znacznie ważniejszego. Bo czy w życiu każdego człowieka prędzej czy później nie dąży się do znalezienia kogoś kto będzie obok? Kogoś przy kim dni odzyskają sens, a noce przestaną być bezsenne. Kogoś kto przywróci wiosnę w świat, w którym wziąć padał deszcz? Czy ona właśnie kogoś takiego nie znalazła? Daniel Blais. Największy wróg. Najlepszy przyjaciel. Miłość życia? Tej ostatniej roli chłopaka w swoim życiu nie była pewna, jednak w chwili gdy brunet związał się z Amy Greengrass, odczuwała swego rodzaju pustkę i choć wiedziała, że kiedyś coś takiego się wydarzy była zaskoczona jak wiele uczuć w niej obudziło. Smutek, żal, złość i nienawiść. Nagle chwile, które często spędzali razem zniknęły, pozostawiając tylko wspomnienia, a w życiu i sercu blondynki zagościła pustka, której nic ani nikt nie był w stanie wypełnić. Żaden chłopak nie sprawił by jej serce ponownie zadrżało, żaden nie zapalił w niej tej dziwnej iskry, żaden nie był w stanie zatrzymać jej na dłużej, żaden nie dawał jej tyle co Ślizgon. Wciąż nie rozumiała jak to się mogło stać, jak mogło jej brakować obecności jednego chłopaka, wśród tak wielu innych, których zawsze miał naokoło siebie. Nie rozumiała swoich uczuć wobec Blaisa, gdy był blisko zdawała się go nie dostrzegać, brała za coś pewnego w swoim życiu, a on? Udowodnił jak bardzo się myliła. Cały czas próbowała zagłuszyć te pustkę, która katowała ją za każdym razem, gdy mijała ich na szkolnym korytarzu, spotykała w pokoju wspólnym czy słyszała koleje rozmowy dotyczące ich związku. Dławiła się tym wszystkim, brakowało jej jego obecności, długich rozmów o wszystkim i niczym, nawet kłótni, zwłaszcza tych dziecinnych, które rozkładały jej powagę na czynniki pierwsze. Nie mogła normlanie funkcjonować, jakby dusiła się, a pustka zamiast z czasem się wypełniać, tylko pogłębiała się jeszcze bardziej. Daniel nie był już "jej", bolała ją ta świadomość. Praktycznie każdego dnia rozrywała ją na coraz mniejsze kawałki, chociaż miała cholerną świadomość, że to uczucie nigdy nie minie, nie żałowała ani jedno dnia. Stała teraz z wielkim kufrem w dłoni przed ciemnymi, drewnianymi drzwiami zastanawiając się czy jednak nie uciec. Zimny wiatr smagał jej i tak już czerwone policzki, zadygotała. Misternie uknuty plan wraz z panienką Vane, którego celem było jej spotkanie z Danielem miał teraz legnąć w gruzach, bo ona się bała? Alecto Carrow czuła strach? Skarciła się w duchy za to, nabrała zimnego powietrza w płuca, po czym zapukała trzy razy kołatką.
Daniel Blais
Temat: Re: Cholerne francuskie wino! Czw 17 Maj 2018, 11:25
Ten dzień zamierzał spędzić w łóżku. Wpatrywał się w sufit już od dobrej godziny, słuchając wprawiającej go w jeszcze podlejszy nastrój muzyki z płyty, którą wygrzebał z obszernej kolekcji babci. Był zupełnie sam i tak właśnie zamierzał wkroczyć w nowy rok - samotnie. Ojciec mimo zapewnień, że spędzi z rodziną więcej czasu wrócił do Londynu zaraz po świętach, bo jak zwykle coś mu wypadło. Matka wybrała się na przyjęcie, które współorganizowała z przyjaciółkami ze szkolnych lat w Beauxbatons, dziadkowie natomiast byli zaproszeni na bal, który miał odbyć się w Paryżu. Zarówno babcia, jak i dziadek próbowali nakłonić go żeby wybrał się tam z nimi, ale on odmawiał uparcie, wykręcając się coraz to wymyślniejszymi wymówkami. W końcu odpuścili, a on miał święty spokój. Pierwszy dzień świąt, podczas którego odwiedzili rodzinę Greengrass był dniem niefortunnym. Rodzice Amy poruszyli temat zaręczyn, zachęceni ich pięciomiesięczym związkiem, a kilka godzin później dziewczyna wyznała mu, że nie ma zamiaru wychodzić za niego za mąż. Nie był tym faktem zrozpaczony, ale Boże Narodzenie wydało mu się nagle o wiele mniej radosnym świętem, toteż cieszył się, że następnego dnia byli już w Prowansji, z wizją spędzenia tam całego tygodnia. Był zaskoczony, po raz pierwszy w życiu to nie on zakończył związek, Amy zrobiła to zanim na dobre się odezwał, choć w wielu kwestiach się z nią zgadzał. Było im ze sobą dobrze, ale żadne z nich nie pragnęło zaręczyn, w każdym razie nie tak szybko. Jego spokojne przemyślenia przerwało pukanie do drzwi, które o mały włos pozostało nieusłyszane przez głośną muzykę grającą w pokoju. Machnął różdżką, ściszając tym samym gramofon. - Paniczu Blais? Jakaś panienka podaje się z pańskiego gościa. Angielka. Co mam jej powiedzieć? - głos lokaja dobiegł go zza drzwi. Przetarł dłonią twarz, podnosząc się do pozycji siedzącej. Angielka? Czyżby Amy zmieniła zdanie? Jeśli tak, to jak powinien na to zareagować? Wyszedł z pokoju, uśmiechając się lekko do służącego. Poczciwy Ignace służył w tym domu odkąd tylko pamiętał. Był charłakiem i jedynym "ludzkim" służącym, całą resztę służby stanowiły domowe skrzaty. - Nic, sam tam pójdę. Dziękuję. Niespiesznie zszedł po schodach, choć ciekawość pchała go do przodu tak bardzo, że miał ochotę biec. W końcu wszedł do salonu, do którego zaprowadzono gościa i nonszalancko zatrzymał się w drzwiach, opierając się futrynę drzwi. Spodziewał się zobaczyć swoją byłą, stąd też ta wyluzowana poza. Jednak zamiast czarnych loków zobaczył złote kosmyki, a widok ten zaparł mu dech w piersiach. - Alecto?! Co ty tutaj robisz? - powiedział z zaskoczeniem, z wrażenia nie przerzucając się na angielski. Zaraz też dotarło do niego, że nie zabrzmiało to najsympatyczniej na świecie. Wyprostował się, zdając sobie nagle sprawę z tego jak wygląda - włosy, które od wczorajszego prysznica nie widziały grzebienia i nawet nowa fryzura nie ratowała ich stanu, twarz pokryta kilkudniowym zarostem, który, choć nie był jeszcze bardzo gęsty, odznaczał się na twarzy z powodu ciemnego koloru włosków. Ubranie też było, jak na Blaisa, nietypowe, miał na sobie jeansy i przylegający do ciała pognieciony czarny t-shirt. Od kilku dni miał w głębokim poważaniu swoją prezencję, a wygodne ciuchy wygrały z koszulami, które zawsze były nieodłącznym elementem jego ubioru. Teraz zrobiło mu się wstyd. Od dawna nie rozmawiał z Al, przez jego związek z Amy, której obecności Carrow nie potrafiła znieść ich relacja znacznie się pogorszyła i właściwie przestali się widywać. Nie chciał by widziała go w takim stanie. Kufer, który przytaszczyła ze sobą świadczył o tym, że we Francji zamierzała zostać na dłużej. Podszedł do niej i na powitanie ucałował ją w policzek, czując przyjemne ciepło kiedy w jego zmysły uderzył znajomy zapach jej perfum. - Pozwól - powiedział, chwytając czarny materiał płaszcza, który zsunął z jej ramion, ukazując sukienkę. Nie spodziewał się widoku jaki ukazał się jego oczom. Przez chwilę chłonął wzrokiem bladą skórę jej pleców, przesuwając wzrokiem wzdłuż kręgosłupa, zapamiętując układ niezwykle jasnych pieprzyków. Bezczelnie korzystał z tego, że znajduje się za nią. W końcu jednak otrząsnął się z zachwytu jaki w nim wywołała, zmusił się do oderwania od niej spojrzenia i usiadł obok niej. - Coś się stało? Potrzebujesz pomocy? - pomyślał, że może pokłóciła się z rodziną i nie ma gdzie się podziać albo zabłądziła podczas podróży po Francji. Domowy skrzat rozpalił ogień w kominku i ciepły blask oświetlił ich twarze.
Alecto Carrow
Temat: Re: Cholerne francuskie wino! Czw 17 Maj 2018, 20:41
Kolejne sekundy mijały, a wraz z nimi rósł w niej niepokój. Wątpliwości, które wcześniej zepchnęła w odmęty swojego umysłu powoli się wydostawały, zatruwając jej myśli. Powoli, stopniowo ogarniała ją panika, zacisnęła mocniej dłoń na uchwycie swojego kufra, by przypadkiem nie uciec, słyszała kroki dobiegające zza drzwi, kiedy się otworzyły ukazując lokaja w podeszłym wieku wypuściła z ust powietrze, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że przez ten cały czas wstrzymywała oddech. Uczucie radości wymieszane ze smutkiem zalało jej serce, miała cichą nadzieję w drewnianej ramie ujrzeć Daniela, choć z drugiej strony spotkanie z nim napawało ją obawą. -Dzień doby- przywitała się, zupełnie tak jak uczył ją Blais, mimo iż angielski akcent blondynki był naprawdę wyraźny. Język francuski, choć znany panience Carrow, nie był jej konikiem, potrafiła powiedzieć kilka słów, łamiąc przy tym język, a do ideału było jej bardzo daleko - Stukam.. – zaczęła, jednak widząc zdziwioną twarz mężczyzny, zaklęła cicho pod nosem –Szukam Daniela Blaisa – poprawiła swoją wcześniejszą pomyłkę, jednak pół roku nauki pozostawiło swój ślad i nie poszło tak wcale na marne. Lokaj gestem ręki zaprosił ją do środka, po czym zaprowadził do sporych rozmiarów salonu, gdzie kazał spocząć i poczekać na chłopaka. Ciepło pomieszczenia przynosiło ulgę, drzewo przyjemnie trzaskało w kominku, a dobiegająca z oddali muzyka nadawała mu przytulnego wydźwięku, jednak Alecto nawet w tak przytulnym miejscu nie potrafiła ukoić swoich nerwów i rozkołatanego serca. Nie wiedziała, jak Ślizgon zareaguje na jej przybycie, którego wcześniej nie raczyła zapowiedzieć. Kierowana głupim sercem nawet przez chwilę nie zastanowiła się nad tym, czy on chce ją widzieć, czy nie ma planów z Greengrass lub czy właściwie go tu zastanie? Dopiero teraz do świadomości blondynki dotarło jak pochopnie i nierozważnie postąpiła, lecz nie mogła dłużej wytrzymać sytuacji w jakiej się znaleźli. Słysząc swoje imię odwróciła głowę w stronę z której dobiegał, tak dobrze znany jej głos, poczuła jak serce przyspiesza swoje bicie, jakby za chwilę miało rozsadzić jej klatkę i wylądować w jego dłoniach, nie zdziwiłaby się, gdyby brunet również je usłyszał. Nie była w stanie wydusić z siebie chociażby jednego słowa, zamiast tego uśmiechnęła się delikatnie. Wpatrując się w niego, potrzebowała kilka sekund, aby rozpoznać swojego Daniela, luźny styl, trochę niechlujny, kilkudniowy zarost oraz krótkie włosy z twarzą pozbawioną grzywki sprawiały, że brunet wyglądał na starszego, a jednoczenie wiele więcej zyskiwała na tym jego uroda, zapewne nie tylko w oczach Ślizgonki. Uważnie zmierzyła go wzrokiem, uwadze dziewczyny nie uszedł fakt jak szybko jego postawa zmieniała się, gdy zdał sobie sprawę kim jest gość, który zawitał do posiadłości jego dziadków. Uśmiech, który chwilę temu ozdabiał jej usta przygasł, a ona sama poczuła się dziwnie niechciana. Nie oczekiwała od chłopaka, że będzie on skakał ze szczęścia, lecz spodziewała się nieco cieplejszego powitania. Ich stosunki bardzo się zmieniły od chwili, gdy Blais związał się z Amy, kierowana niechęcią do dziewczyny Alecto usunęła się z jego życia, zazdrość, którą czuła przebywając w ich towarzystwie trawiła jej serce, dlatego dla własnego dobra oraz szczęścia przyjaciela postanowiła się wycofać, jednak miała tego dość. Brak jego obecności, długich rozmów, chwil spędzanych razem, to wszystko ją przytłaczało, wprowadzając w jak dotąd szczęśliwe życie Carrow pustkę. Niewielkie pokłady pewności siebie jakie w sobie posiadała, dające jej nadzieję, że przyjazd do Daniela to dobry pomysł teraz uleciały z niej pozostając jedynie wspomnieniem. Pozwoliła, aby pozbawił ją wierzchniego odzienia, nie odzywając się zajęła miejsce na kanapie, potrzebowała czasu by zebrać myśli, jego podejście zbiło ją nieco z pantałyku. Nie zamierzała się jednak poddać tak łatwo, jedną z jej wad był upór, przez który często wpadała w tarapaty, teraz jednak był cechą jakiej potrzebowała. Formalne powitanie jedynie podkopały jej, już i tak mniej optymistyczny nastrój, mimo wszystko odpowiedziała mu, uśmiechając się przy tym nieco sztucznie. -Nie, nie potrzebuję pomocy – odpowiedziała, wygładzając dłońmi sukienkę, która podjechała nieco wyżej, gdy ta usiadła. Unikała jego wzroku, wiedziała, że gdy spojrzy w te zielone tęczówki nie będzie w stanie powiedzieć mu tego co zamierzała, zamiast tego skierowała swoje spojrzenie na palący się w kominku ogień, biła się z myślami, czy powinna to robić. Przeprowadziła z Jasmine kilka jeżeli nie kilkanaście rozmów na ten temat i była pewna, że jeżeli tego nie zrobi, Vane ją zabije. Wzięła głęboki oddech. –Nie możesz być z Amy, ona…. – zaczęła wracając do niego wzrokiem, a gdy ich oczy spotkały się, dopiero to zauważyła. Zielone tęczówki, w których widziała ten blask, jakby przygasły –Danielu, czy coś się stało? – zapytała przybierając spokojny ton, po czym ujęła jego dłonie w swoje.
Daniel Blais
Temat: Re: Cholerne francuskie wino! Czw 17 Maj 2018, 22:45
Emocje, jakie nim targnęły wzbudziły w niej pewien dyskomfort, ale zupełnie ogłupiały Daniel zauważył to dopiero po chwili, kiedy właściwie było już za późno na zręczne przeprosiny za idiotyczne zachowanie. Złapały go wyrzuty sumienia, nie powinien był zareagować w tak chłodny sposób, ale zupełnie nie panował wtedy nad sobą. Właściwie zrozumiał swój błąd dopiero w chwili kiedy uśmiechnęła się do niego, mimo że jej oczy pozostały niewzruszone. Za dobrze ją znał by uwierzyć w taką sztuczkę. Nie potrzebowała pomocy? Czyli się mylił. W takim razie musiała mieć do niego ważną sprawę, skoro pojawiła się tutaj bez żadnej zapowiedzi, mimo że świąteczne ferie miały trwać jeszcze tylko tydzień. Czy miał jej za złe, że go nie uprzedziła? Absolutnie nie. Początkowy szok spowodowany jej obecnością powoli go opuszczał, a tęsknota, którą gasił w sobie od miesięcy powróciła z pełną mocą i poczuł się tak, jakby na jej zaspokojenie potrzebował co najmniej kilka dni jej nieustannego towarzystwa. Kiedy ją obserwował, powróciło do niego wspomnienie z września, kiedy to zobaczył ją po dwumiesięcznej przerwie - znacznie wypiękniała, choć dla niego była idealna już wcześniej. Potrafiła podkreślić swoją urodę w taki sposób, że zapierało mu dech w piersiach. Nie chciał traktować jej przedmiotowo, ale wyglądała dziś tak pięknie, że niemalże ślinił się na jej widok. Mógł spokojnie jej się przyglądać, gdyż unikała jego wzroku, wyraźnie chciała mu o czymś powiedzieć. W końcu przerwała ciszę, jaka między nimi zapanowała, a on zmarszczył tylko brwi, zastanawiając się co siedziało w jej głowie. "Nie możesz być z Amy"? Pal licho, że już z nią nie był, dziewczyna i tak jeszcze o tym nie wiedziała, był niemalże pewny, że nie miała możliwości się o tym dowiedzieć. Dlaczego więc miałaby mówić coś takiego? Czyżby była zazdrosna? Poczuł, że jego serce znacznie przyspieszyło, a kiedy w końcu ich spojrzenia się spotkały, poczuł, że nie musiał nawet wiele mówić - zrozumiała go od razu. Merlinie, jak on tym tęsknił. Jak tęsknił za nią. Jej dotyk był delikatny, a jednocześnie zdecydowany, niezwykle ciepły. Gdyby nawet chciał skłamać, nie umiałby tego teraz zrobić. Nie w stosunku do niej, nie kiedy patrzyła na niego oczyma przepełnionymi szczerym zmartwieniem. - Bywało lepiej - odrzekł gorzko, siląc się na uniesienie jednego kącika ust w swoim standardowym ironicznym półuśmiechu. Ścisnął jej dłoń, po czym odwrócił twarz w stronę drzwi. - Ignace! Przynieś, butelkę półwytrawnego Laurier-rose, rocznik '63. I dwa kieliszki. - przeniósł wzrok z powrotem na Alecto. - Napijesz się ze mną? Nie chcę rozmawiać o suchym pysku. Nie zdążył powiedzieć wiele więcej, służący bowiem wszedł do salonu z butelką różowego wina i odpowiednim do niego szkłem. Z zachowaniem wszelkich formalności odkorkował alkohol, po czym podał Danielowi kieliszek, by ten spróbował. Dopiero kiedy skinął głową na znak aprobaty, ten zostawił ich samych. - No dobrze. - zaczął, jednocześnie nalewając wina do drugiego kieliszka. - najpierw Ty powiesz mi to, co próbowałaś przed chwilą. - podał jej kieliszek, patrząc w jej oczy. Ton jego głosu wskazywał na to, że nie przyjmie najmniejszego sprzeciwu. - a potem ja opowiem Ci co wydarzyło się w święta. Dobrze? Zapytał, choć tak naprawdę wszystko zostało już postanowione. Zaciągnął się delikatnym aromatem wina i wziął mały łyczek, delektując się jego smakiem. Zaraz potem upił kolejnych kilka łyczków - więcej niźli nakazywałyby zasady savoir vivre'u, ale mniej niż potrzebował żeby nieco się rozluźnić.
Alecto Carrow
Temat: Re: Cholerne francuskie wino! Nie 20 Maj 2018, 14:38
Można uzależnić się od obecności drugiej osoby, nie da się dokładnie uchwycić tego momentu, czasu kiedy zaciera się ta niewyczuwalna granica tak ulotnych, niestabilnych uczuć. Możesz obudzić się i powitać ranek z myślą, że coś się zmieniło, wstać z nieopisanym uczuciem w sercu, którego nie zdiagnozuje nawet najlepszy uzdrowiciel. Jedyne czego możesz być pewna, to przeświadczenie, że kiedy już ten moment nadejdzie, nie da się od niego uwolnić. Uczucie niegdyś tak ulotne i błahe przeradzają się w nieujarzmioną burzę, której nie jest w stanie powstrzymać żadna siła. Można kląć, lamentować, błagać i krzyczeć, ale to co raz zapłonęło w sercu, nie zgaśnie w pełni już nigdy. Wspomnienia wciąż pozostaną, okryte puchem uczuć, który wystawiony na próbę bezwzględnego czasu może słabnąć, ale nigdy nie zniknie na zawsze. Nikt nie jest w stanie tego przewidzieć, nie można nad tym zapanować. Najpierw uzależniamy się od widoku tej osoby, potem od głosu, następnie od dotyku, aż dochodzimy do takiego momentu kiedy nie wyobrażamy sobie bez niej życia. Przypadkowa znajomość z czasem zaczyna przeradzać się w zażyłość, bez której nasze życie staje się niekompletne. Jest jak parasol w deszczowe dni, jak kominek w zimowe wieczory, jak tlen gdy znajdujemy się pod wodą. Jest nieraz zbyt oczywista by ją docenić. Budzimy się i zasypiamy mając przed sobą jego twarz. Jego głos staje się ulubionym dźwiękiem, a jego dotyk największym ukojeniem. Jego obecność jest warta wszystkich bogactw tego świata, chociaż nie zawsze potrafimy to okazać. Takie połączenie jest cudem, czego wszechświat czasem nie rozumie. Czasem los rzuca nam pod nogi kłody, których nie jesteśmy w stanie przeskoczyć. Czasem trzeba się rozstać, choć są to pożegnania, na które nigdy nikt nie jest gotowy. Czasem nie można być obok. Czas pozbawiony obecności Daniela, który on poświęcał Amy, nie był dla niej najlepszy. Codziennie wstawała i kładła się spać z przeświadczenie, że czegoś, a właściwie kogoś jej brakuje. Dzień w dzień musiała odgrywać swoją rolę, robiąc dobrą minę do złej gry. Gdy zobaczyła ich razem po raz pierwszy nie mogła wyjść z szoku i zrozumieć jak to możliwe, że ta dwójka została parą. Panienka Greengrass była całkowitym przeciwieństwem blondynki, właściwie Alecto często odnosiła wrażenie, iż jest ona jej gorszą wersją, tylko co takiego widział w niej Daniel? Nie mogła pojąć ani racjonalnie wytłumaczyć jego decyzji, Ślizgon doskonale zdawał sobie sprawę z niechęci jaką darzyły się obie dziewczyny. Decydując się na przyjazd tutaj kierowała się jedynie intuicją, dziwnym, niewytłumaczalnym przeczuciem, że on tu jest i tak samo jak ona, teraz czeka na niego i to spotkanie. Gdy go zobaczyła coś dziwnego ścisnęło ją w klatce piersiowej, zupełnie jakby nie widziała go od kilku długich lat, choć przecież minął zaledwie tydzień od pożegnalnej uczty w Wielkiej Sali. Jednak jego chłodne przyjęcie zaskoczyło blondynkę, jedocześnie wprawiając ją w nieco podlejszy nastrój. Być może nie panował nad swoją reakcją, prawdopodobnie spodziewał się tu Amy, a nie jej. W dodatku ich ochłodzone relacje, które przez te kilka miesięcy ograniczały się do krótkich, często nieznaczących nic rozmów sprawiły, iż zapomniał o uczuciach jakimi ją darzy, będąc w pełni zaabsorbowany brunetką. W przeciwieństwie do niego Alecto walczyła z napadami zazdrości, uchodząc za przykładną przyjaciółkę. W okresie przerwy świątecznej, kiedy to miała dużo więcej czasu by myśleć o ich sytuacji niż to było w roku szkolny, kiedy zajęcia, egzaminy oraz przyjaciele skutecznie odganiały uporczywe myśli dotyczące Blaisa, nie mogła dużej zwlekać, musiała działać, wiedząc iż kolejnej szansy nie dostanie. Znał ją na tyle, by przejrzeć na wylot, wiedziała, że nie nabierze się na ten sztuczny uśmiech, nie tym razem, jednak musiała podjąć tę próbę, nie chciała od razu odkryć przed nim powodu swojego przybycia. W zamiarze miała mu wyznać wszystko, oświadczyć jak jest dla niej ważny, znaczy dla niej więcej niż prawdopodobnie sam myśli, nie jest jedynie przyjacielem. Chciała opowiedzieć chłopakowi co czuje, za każdym razem gdy widzi go z Greengrass, jak serce blondynki ogarnęła ogromna pustka, gdy zabrakło go w jej życiu, ile emocji budził w niej jego obecność i choć bardzo się przed nimi broniła, dłużej tak nie potrafiła. Mimo niepewności rodzących się w jej wnętrzu chciała wyglądać pięknie w jego oczach, nawet jeżeli wisiała nad nią wizja spotkania z Amy i choć ona również należała do jednych z najładniejszych Ślizgonek, geny Alecto okazały się łaskawsze z wiekiem dodając jej urody oraz seksapilu. Panienka Carrow nauczyła się to dodatkowo podkreślać, osiągając tym zamierzony efekt, którym było spojrzenie Daniela, wtedy w pociągu, kiedy zdawał się widzieć ją po raz pierwszy, tak również teraz. Czuła na sobie jego pożądający wzrok, który wywołał dreszcze na ciele dziewczyny. Musiała przerwać tę ciszę, w której powietrze z każdą sekundą robiło się jakby gęściejsze od napięcia, które pojawiło się między tą dwójką. Zmarszczył brwi, wiedziała, że powiedzenie tego nie będzie proste, lecz miała nadzieję, iż chłopak dostrzeże te wszystkie sygnały, które jasno mówiły „jestem zazdrosna”. Widząc jego przygaszone oczy pozbawione danielowego blasku, zmartwiła się. Znała go jak nikt inny, może poza Jasmine i od razu potrafiła rozpoznać kiedy coś go trapi, a teraz? Wydawał się taki zgaszony, nikły uśmiech mający na celu zamaskować podły humor na nic się zdał. Nie rozumiała co mówi do lokaja, w chwili gdy ten przyniósł wino oraz dwa kieliszki wszystko stało się jasne. Spojrzała pytająco na Daniela, do tej pory nie piła nic, co zawierało więcej niż 2%, ale przytaknęła słysząc jego pytanie przytaknęła, nie mówiąc ani jednego słowa. Dopiero, kiedy mężczyzna opuścił pomieszczenia, zostawiając ich samych poczuła się nieco pewniej. Założyła nogę na nogę odbierając od Blaisa lampkę do połowy wypełnioną różową cieczą. Upiła niewielki łyk zaskoczona przyjemnym, lekko cierpkim lecz słodkim smakiem –Jest pyszne – przyznała delikatnie się uśmiechając. Wzięła głęboki wdech, kiedy ten zasugerował by ona zaczęła, zmuszając ją tym samym do tego, aby wyznała powód swojego przybycia. Uciekła wzrokiem w stronę kominka dając sobie chwilę, musiała ubrać w słowa wszystko, co czuła, a co teraz wydawało się niewykonalne. W jego obecności, kiedy uczucia tłumiona tyle czasu ponownie zalały jej serce, walczyła sama ze sobą, aby nie rzucić się w jego ramiona, całować usta i szeptać prosto w nie, jak bardzo go kocha. Tak kocha go! Czując się nieco pewniej wróciła wzrokiem do bruneta, czekał cierpliwie niczego nie wymagając i nie przyspieszając, za co była wdzięczna. - Nie możesz być z Amy, ponieważ ona zwyczajnie na ciebie nie zasługuje. Jest zupełnie inna niż udaje w twojej obecności. W dodatku mam poczucie, że odkąd pojawiła się w twoim życiu zapomniałeś o naszej przyjaźni – przyznała zgodnie z prawdą, nie będąc gotową by wyznać mu swoje uczucia, to nie był odpowiedni moment – Nie jestem zazdrosna o wasz związek… – oznajmiła starając się zabrzmieć jak najszczerzej, wpatrując się prosto w jego zielone tęczówki, była dobrym kłamcą –..cieszę się twoim szczęściem, waszym szczęściem, jednak nie sądziłam, że wiążąc się z kimś nasze relacje tak bardzo ulegną zmianie. Czuje jakbym cię traciła i nie wiem co mogłabym zrobić by to zmienić – wyznała, mówiąc zaledwie pół prawdy, przez cały ten czas trzymała jego dłonią, kciukiem kręcąc małe kółeczka na wierzchniej stronie. Serce w jej piersi biło jak oszalałe, lecz twarz była spokojna niczym jezioro podczas bezwietrznego, najcieplejszego i najpiękniejszego dnia lata. Upiła kolejny łyk wina, które z każdym następnym smakowało coraz lepiej, w dodatku działając kojąco na zszargane nerwy – A więc co ty chciałbyś mi powiedzieć? – zapytała.
Daniel Blais
Temat: Re: Cholerne francuskie wino! Pon 21 Maj 2018, 00:54
Nie zdawał sobie sprawy z tego jak słabą ma głowę. Właściwie mimo że przyjaźnili się ze sobą, nigdy nie wyciągał ją na wspólne picie alkoholu, może poza kremowym piwem, które niemal wcale nie zawierało alkoholu. Była dziewczyną, która nie dość, że była od niego o dwa lata młodsza, pochodziła z wyższych sfer i zwyczajnie nie wypadało jej upijać. Teraz także nie było to jego zamiarem, kiedy podawał jej kieliszek wypełniony różową cieczą jego intencje były jak najbardziej czyste. Sam, mimo że przecież nie był jeszcze pełnoletni, nie raz próbował wina będąc u dziadków, a i pełne alkoholu spotkania ze znajomymi uodporniły go na działanie trunków. Nie protestowała, nie dała mu w żaden sposób znać, że może wino w jej przypadku nie jest najlepszym pomysłem, a na dodatek pochwaliła jego smak, co skwitował lekkim uśmiechem. Wbił w nią spojrzenie, nie chcąc przegapić najmniejszej reakcji na jej twarzy, najdelikatniejszego błysku w oku. Początkowo jego twarz zastygła z uprzejmą, wyrażającą zainteresowanie miną, miał plan kontrolować się do granic możliwości, ale kolejny raz przekonał się, że jakakolwiek strategia w jej towarzystwie zazwyczaj kończy się fiaskiem. Przy niej nie potrafił zachować opanowania, stawał się przezroczysty. Cieniutka zmarszczka między jego brwiami pojawiła się niemal natychmiast. Próbował rozgryźć co ma na myśli dziewczyna, co tak naprawdę siedzi w jej głowie. - Kto wobec tego zasługuje? - Odpowiedział niemal natychmiast, wchodząc jej w słowo, mimo że chciał jej przecież wysłuchać. Nie próbował nawet ukryć tego, że nie podobają mu się te słowa. Nawet jeśli nie byli już parą, nie rozstali się w niezgodzie i wciąż czuł się w obowiązku bronić panny Greengrass. - wydaje mi się, że miałem okazję poznać ją lepiej. Upił kolejne dwa łyczki z kieliszka. Jej słowa na temat przyjaźni, o której rzekomo zapomniał ugodziły prosto w jego uczucia, skrzywił się nieznacznie. Cieszył się, że alkoholem kupił sobie kilka dodatkowych sekund, podczas których mógł zastanowić się co odpowiedzieć. Nie powiedział jednak nic, czując się winnym. Co miał jej powiedzieć? Przecież nie mógł przyznać się do tego, że w jej obecności czuł się zupełnie inaczej niż przy jakiejkolwiek dziewczynie. Że nie potrafił non stop bronić Amy przed jej atakami, bo skrycie chciał stanąć po stronie Alecto. Zaniedbał ich przyjaźń, bo bał się, że jeśli będzie spędzał z nią tyle czasu ile pragnął, jego związek nie przetrwa nawet miesiąca. Tak było z każdą poprzednią dziewczyną. Westchnął cicho, odstawiając kieliszek na stolik. - Czyżby? - uniósł delikatnie brew, nie odwracając wzroku od jej tęczówek, wytrzymując jej intensywne spojrzenie. Właściwie nie chciał komentować tego w żaden sposób, to niezgrabne "czyżby" samo wyrwało się z jego ust, przedstawiając to, co miał na myśli. Był to komentarz zarówno na deklarację, że nie jest zazdrosna, jak i na stwierdzenie, że cieszy się szczęściem jego i Amy. Już wcześniej odniósł wrażenie, że blondynka kipi zazdrością, choć nie do końca w to dowierzał. Czyżby zdała sobie sprawę z tego jak to wyglądało i stąd wzięło się jej zapewnienie? I czy w istocie mogła życzyć im szczęścia? W to wątpił najmocniej, bo o ile wiedział, że jemu życzyła jak najlepiej, tak nie potrafił uwierzyć w dobre intencje Alecto względem brunetki. Zachowywał wobec niej pewien dystans, który sam sobie narzucił i trzymał się go, pomijając fakt, że wciąż trzymała jego dłoń, a jej dotyk był dla niego wyjątkowo przyjemny. Miękł jednak z każdą chwilą, nie potrafił odrzucać jej w nieskończoność. Zaczynał żałować, że był wobec niej taki chłodny. Przyjechała tu, wyrażając większe zaangażowanie w ich relację niż mółby się tego spodziewać, zaryzykowała, że będzie tu jego rodzina, ba, że będzie to Greengrass we własnej osobie. Musiała być przerażona... a jednak przyjechała. Kiedy uświadomił sobie jak bardzo poświęciła się żeby powiedzieć mu to wszystko, ile odwagi musiała w to włożyć, rozczulił się. - Nie stracisz mnie, Al. - odpowiedział cicho, wolną ręką z braterską czułością zakładając kosmyk blond włosów za jej ucho. Zastanawiał się czy powiedzieć coś jeszcze, a wtedy ona upomniała się o swoją część "umowy". Uśmiechnął się smutno. - To urocze, że przyjechałaś do mnie ze swoimi zmartwieniami - powiedział jak najbardziej szczerze. Odwórcił wzrok, unikając jej spojrzenia. - ale Amy nie jest już jednym z nich. Zerwała ze mną zaraz po kolacji z jej rodzicami. Albo razem podjęliśmy tę decyzję? Sam już nie wiem. Sięgnął po kieliszek i przytknął wargi do zimnego szkła, chłonąc zeń różowy płyn. Nie rozumiał swoich odczuć względem zakończenia tego związku. Z jednej strony rozumiał czemu tak się stało i w zupełności zgadzał się z jej decyzją, z drugiej dość boleśnie przypomniał sobie jak smakuje samotność. Wydarzenia z pierwszego dnia świąt ugodziły w jego męską dumę, a perspektywa ferii spędzonych w posiadłości dziadków sprawiła, że nie widział powodu by szybko pogodzić się z obecnym stanem rzeczy i wrócić do normalności. Sięgnął po butelkę i uzupełnił alkohol w ich kieliszkach. - Jej rodzina zaczęła naciskać na sformalizowanie naszego związku, a ona się spłoszyła. - zacisnął wargi, próbując przełknąć tę gorycz po raz drugi. Od rozmowy z brunetką unikał tematu ich zerwania, nawet matce nie udało się wydobyć z niego infromacji. Teraz w końcu powiedział to na głos i sprawiło mu to niejaki ból. - zaręczyny ze mną nie są najprzyjemniejszą wizją. Najwyraźniej. - wyrwało mu się, choć zaraz tego pożałował. Za dużo gadasz, Blais. Zmusił się do sztucznego uśmiechu i wstał, delikatnie wysuwając swoją dłoń z objęć jej palców. Z kieliszkiem w ręku podszedł do stojącego obok kominka gramofonu, wybrał losową płytę z kolekcji babci, a już po chwili salon wypełnił się cichymi dźwiękami francuskich utworów z ubiegłej dekady. Zaśmiał się, słysząc tekst piosenki, choć paradoksalnie poprawiło mu to humor. Powrócił na miejsce obok niej. - To... za przyjaźń? - uniósł kieliszek, i patrząc w jej oczy, upił z niego łyka. Kiedy i ona upiła łyka w odpowiedzi na jego toast, zapytał - Chyba zostaniesz dziś ze mną? Nalegam. Co by nie powiedziała, i tak nie zamierzał wypuścić jej na zewnątrz po zmierzchu.
Alecto Carrow
Temat: Re: Cholerne francuskie wino! Sro 23 Maj 2018, 20:17
Alecto nie do końca była świadoma tego, że większa ilość alkoholu potrafi wpłynąć na jej organizm w większym stopniu niż na innych. Nigdy dotąd nie miała okazji testować swoich możliwości, starając się zawsze zachować umiar jaki przystało na panienkę z dobrego domu. Jeżeli była proszona na przyjęcia czy imprezy, głównie Ślizgońskie, które wręcz ociekały wysokoprocentowymi trunkami zazwyczaj od nich stroniła, czy to pod przymusem morderczego spojrzenia brata, czy też z własnej nieprzymuszonej woli. Miała okazję wiele razy widzieć, co alkohol potrafi zrobić z człowiek, zwłaszcza tym niewprawionym w jego piciu. Teraz jednak siedząc przed brunetem, zbierając się by powiedzieć mu jedną z najważniejszych rzeczy dotyczących ich relacji sądziła, iż odrobina mocniejszego napoju doda jej odwagi, której teraz tak bardzo potrzebowała, pewności siebie ulatującej za każdym razem, gdy czuła jego bliskość. Potok słów popłynął z czerwonych ust dziewczyny, choć nie do końca była z nim szczera, on jakby zdając sobie z tego sprawę zadawał pytanie za pytaniem jednocześnie wchodząc jej w zdanie. Budziło to w Ślizgonce swego rodzaju niepokój, pierwsze pytanie wywołało w niej zmieszanie, czuła się jak ofiara przywarta do ściany przez drapieżnika, obdarzyła go niepewnym spojrzeniem przygryzając dolną wargę. -To nie tak…po prostu… – zaczęła delikatnie mieszać się w swoich słowach, umilkła spuszczając wzrok – Dobrze wiesz, że nie lubię Amy, a odkąd zostaliście parą…ona działa mi na nerwy gorzej niż niejedna szlama – przyznała po chwili spokojnym, jednak lekko uniesionym tonem. W chwili, gdy Daniel stanął w obronie Greengrass poczuła jak zalewa ją fala złości. Robił to specjalnie? Wiedząc jakie relacje łączą dziewczyny, zwłaszcza że jego związek z brunetką wcale ich nie ocieplił, wręcz przeciwnie. Może chciał się na niej w ten sposób odegrać, za to jak go zwodziła, prowokowała, by zaraz uciec w ramiona innego? Zacisnęła mocniej dłoń na kieliszku odwracając wzrok. Nie chciała, aby zobaczył ile to jedno zdanie wywołało w niej uczuć. Była na niego zła, a jednocześnie poczuła ukłucie w sercu. Nie sądziła, że jej Blais stanie w obronie innej dziewczyny, w dodatku tej z którą łączyły ją raczej wrogie stosunki niż przyjaźń. Dopiła resztę różowej cieczy z kieliszka, czując jak cierpki smak wina podrażnia jej kubki smakowe. Skrzywiła się delikatnie na to doznanie, alkohol powili zaczynał krążyć w żyłach blondynki, odznaczając się różowymi plamkami na bladych policzkach. Intensywne spojrzenie bruneta wywołało w niej tak wiele niezrozumiałych uczuć, po raz kolejny przygryzła delikatnie dolną wargę, robiła tak za każdym razem, gdy sytuacja w której aktualnie się znajdowała stawała się dla niej niekomfortowa, to dawało dziewczynie kilka dodatkowych sekund, na szybką analizę sytuacji. Pytanie, które zadał, jakby nie do końca świadom zmusiło ją po raz kolejny, aby zastanowić się nad swoimi słowami. Ciche westchnięcie opuściło jej usta, była o niego cholernie zazdrosna czasem wręcz szalała ogarnięta tym uczuciem, nie mogła jednak powiedzieć mu tego wprost. Gdyby oskarżył ją o zazdrość szła by w zaparte, nawet jeżeli stosowałby wobec niej tortury. Dlaczego? Nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie. Może była zbyt dumna, żeby pokazać mu jak wiele dla niej znaczy, może bała się gniewu swojego ojca, a może po prostu strach przed działaniem wykluczył ją z gry o serce Daniela? Możliwości było wiele, jaka była tą właściwą? Nie wiadomo. Z drugiej strony naprawdę cieszyła się jego szczęściem, choć żałowała, iż jego przyczyną była panienka Greengrass, a nie ona sama. To w tym wszystkim bolało ją najbardziej. Uśmiechnęła się delikatnie słysząc jego zapewnienie, wypity alkohol powoli dawał się jej we znaki, gdy odgarnął jej kosmyk zaciągnęła się jego cudownym zapachem, który drażnił jej zmysły bardziej niż zwykle. Blondynka czuła jak powoli logiczne myślenie zostaje uśpione przez kolejne krople różowego płynu. Widząc smutny uśmiech Daniela poczuła nieodpartą chęć przytulenia go, lecz ostatecznie powstrzymała się, czekając by i on wywiązał się ze swojej części umowy. Pierwsze słowa wywołały u niej początkowo szok, serce zatrzymało się na chwilę zerwała ze mną, by uderzyć ze zdwojoną mocą w klatce piersiową, choć powinna się smucić poczuła jak ogromny ciężar spada z jej ramion, a serce wręcz ulatuje do góry, choć kilka sekund później Ślizgon sprowadził je na ziemię wdeptując w błoto. Początkowa euforia, która ogarnęła panienkę Carrow, szybko uleciała zastąpiona przez smutek. Ugodziły ją, słowa bruneta powodując, że ogniki które często widać było w oczach blondynki zniknęły. A więc gdyby nie Amy, Daniel zgodziłby się na zaręczyny pomyślała, a myśl ta zakorzeniła się w jej umyśle niczym pasożyt zatruwając również serce. Nagle wszystko co zrobiła, aby doprowadzić do tego spotkania wydało się jej głupie i bezsensowne. Żałowała podjętej przez siebie decyzji, błędnej decyzji pokazującej brunetowi jednocześnie, że nie jest jej obojętny. Teraz zyskał nad nią przewagę, chociaż chyba nie do końca był tego świadom. Odchyliła kieliszek znajdujący się w jej dłoni wypijając na raz całą jego zawartość. Nie wiedziała, co ma powiedzieć. Czyżby Amy była dla niego aż tak ważna? Wspomnienia wspólnych chwil pojawiły się przed jej oczami torturując i tak mocno skołatane serce. Pamiętała jego palący dotyk na swojej odsłoniętej skórze podczas ciepłych, czerwcowych dni. Nigdy nikt nie patrzył na nią w taki sposób, nigdy nie czuła takiego bicia serca sprowokowanego czyimś dotykiem. Mimowolnie dotknęła wisiorka zawieszonego na szyi, który był prezentem od niego, czyżby brunetce również taki podarował? Dla Alecto nie była to zwykła materialna rzecz, wiązało się z tym milion niewypowiedzianych słów, niewykonanych gestów, było swego rodzaju przyrzeczeniem. Czuła jak łzy napływają jej do oczu, lecz skutecznie zwalczyła to niewygodne uczucie, by się nie rozpłakać. Świadomość, że Daniel mógłby, a właściwie po części chciał zaręczyć się z Greengrass była dla niej druzgocąca. Ucieszyła się, gdy zamiast skupiać uwagę na niej zajął się gramofonem, z którego po chwili poleciały pierwsze dźwięki muzyki oddającej idealnie jej stan. Cześć jej krzyczała, aby zostać choćby na jedną noc, wizja szukania po zmierzchu hotelu czy powrotu do Londynu nie była przyjemna, zaś ta druga – zraniona – za wszelką cenę chciała jak najszybciej opuścić to miejsce. Jak mogła spędzić tu noc, wiedząc, że ten jest gdzieś obok? -Chciałeś tych zaręczyn? Z Amy? Kochasz ją? – zapytała beznamiętnym tonem, musiała widzieć nawet jeżeli miała otrzymać kolejny cios, nastawiła drugi policzek, po raz pierwszy w życiu.
Daniel Blais
Temat: Re: Cholerne francuskie wino! Czw 24 Maj 2018, 02:31
Chciał znaleźć w jej twarzy jakąkolwiek emocję, lecz ona skryła swoje uczucia na tyle głęboko, że nie potrafił jej przejrzeć. Czyżby uczyła się tego od niego? Przez chwilę miał wrażenie, że dostrzegł coś w jej oczach, coś na kształt radości, która zdała się przygasnąć chwilę potem, ale zaraz zganił się w myślach, mówiąc sobie, że bez wątpienia wmawia sobie, że widział coś, czego wcale nie było, że nadinterpretuje niepotrzebnie, doszukując się w niej reakcji, które chciałby tam zobaczyć. Bo irracjonalna chęć wzbudzenia w niej zazdrości tkwiła w nim od samego początku. Już podczas spotkania w pociągu odczuwał dziką, niepojętą satysfakcję kiedy zobaczył minę Alecto. Nie chciał sprawiać jej bólu, nie to było jego celem, jednak każda chwila, kiedy przejawiała choć cień zdradliwej emocji zapewniała go, że nie jest jej obojętny. A to zapewnienie z jakiegoś powodu było dla niego bardzo ważne. Milion razy powtarzał sobie, że nic do niej nie czuje, że tylko się przyjaźnią. To było oczywistym kłamstwem. Wpadł po sam czubek nosa kiedy zobaczył ją po raz pierwszy. Tak, oczekiwał, że zobaczy na jej twarzy radość, ulgę, zdziwienie, szok, przejęcie, zadziorny uśmiech i delikatny rumieniec. Cokolwiek. A ona uparcie wpatrywała się w jego oczy z nieodgadnionym wyrazem twarzy, sprawiając tym samym, że czekał napięty, naprężony jak cięciwa łuku. W tym oczekiwaniu był tak zawzięty, że niemal przegapił oczywisty smutek, który pozostał w jej oczach. Dopiero po dłuższej, bardziej wnikliwej obserwacji doszedł do wniosku, że wcale mu się nie wydawało - ewidentnie zmarkotniała. Wychylony w pośpiechu kieliszek tylko potwierdził jego domysły. Tak. Domyślił się. Gdzie więc podziała się satysfakcja, której tak wyczekiwał? Gdzie jego triumf? Miał zyskać przewagę, a poczuł, że jego ramiona obciąża nagle ciężar, na który składał się jej smutek. Nie potrafił znieść tego widoku i czuł się winny, nawet jeśli nie wiedział co takiego powiedział źle. Właściwie nie był tego wieczora mistrzem obserwacji, zauważył to bo coraz bardziej się rozklejała. Może to dlatego trochę podświadomie wstał do gramofonu. Może chciał dać jej trochę przestrzeni, o którą musiało być jej trudno odkąd znalazła się na nieznanym terytorium. Była szalenie milcząca. Albo to on był szalony? Na pewno odchodził od zmysłów przez tę niewygodną ciszę, którą rozpaczliwie próbował przerwać swoim niezgrabnym toastem, będącym trochę nie na miejscu. Niepokoiło go to, że tak nagle ucichła, choć przecież rozmowa była celem jej wizyty. Aż w końcu się odezwała, a on zamarł z kieliszkiem przy ustach, zupełnie zaskoczony powagą i celnością zadanych przez nią pytań. Czuł, że musi na nie odpowiedzieć, był jej to w jakiś sposób winien. - Nie. Tak. Chyba nie. Nie wiem. - dukał, nieprzygotowany na udzielenie sensownej odpowiedzi. A może takowa nie istniała w tym przypadku? Z przerażeniem zdał sobie sprawę z tego, że nie rozmyślał nad tym czego on chce. To było do niego niepodobne, gryzło się z jego egoistyczną naturą. Odstawił kieliszek na stół i chwycił jej dłoń, ściskając ją dość mocno. Westchnął, kręcąc głową. Jak miał jej to wytłumaczyć? Sam przecież do końca tego nie pojmował. - Alecto, musisz coś zrozumieć. Było nam dobrze, mi i Amy, ale cały ten związek był również, a może przede wszystkim, bardzo dobrą transakcją. - był z nią zupełnie szczery, potrzebował tego, oboje potrzebowali. Ona chciała wiedzieć na czym stoi, on potrzebował przyjaciółki, której może zwierzyć się ze swoich uczuć i problemów. - oboje wiemy, że prędzej czy później nas to czeka - zaręczyny, małżeństwo. Możemy się z tym nie zgadzać, ale tak po prostu jest. Dlatego chcę żebyś zrozumiała, że była lepszą opcją niż jakaś dziewczyna, której nawet nie znam. Poczuł częściową ulgę po tym jak wyjaśnił choć małą część swoich uczuć. Chciał powiedzieć więcej, ale rozbrzmiał kolejny utwór, który przywołał na jego usta lekki uśmiech. - Zatańcz ze mną. - powiedział zupełnie spontanicznie. I na niego najwyraźniej działało już wino, rozplątując mu język. Wstał i z delikatnością pociągnął ją za sobą, gdyż przez cały ten czas trzymał jej rękę. - Potem możesz się na mnie denerwować ile tylko zechcesz. Proszę. Spojrzał wprost w jej oczy, chwytając ją w objęcia tworzące ramę, choć nie tak sztywną i oficjalną jak było to na balu u Blacków. Jej obecność uderzyła w niego pełną siłą, poszerzając uśmiech, który i tak zagościł na jego twarzy. To zabawne, przed chwilą był przepełniony goryczą i negatywnymi emocjami, przed chwilą poruszył ważny dla nich obojga temat, a teraz tańczyli w najlepsze. Bardzo lubił tę piosenkę, poprawiła mu nastrój, a nogi same rwały się do tańca. Nie porzucił wcale ich rozmowy, po prostu przeniósł ją w inne miejsce. - Zapytałaś czy ją kocham. Nie, nie kocham. Czy kiedykolwiek kochałem? - zrobił pauzę, na kilka sekund oddając się zupełnie tańcu. Zadawał sobie to pytanie już kilkakrotnie, plącząc się w zeznaniach przed samym sobą. Początkowo myślał, że darzył brunetkę głębszymi uczuciami, jednak z każdym dniem zdawał sobie sprawę, że to co czuł było jedynie zauroczeniem i przywiązaniem, bardziej przyjaźnią niż wielką miłością. Przez te pół roku doznał wiele radości, a rozstanie, choć pozostawiło delikatny niesmak, nie zniszczyło go tak, jak można by się tego spodziewać. Wiedział, że gdyby ją kochał, nie potrafiłby zwlec się teraz z łóżka. Że wolałby umrzeć niż rozmawiać z kimkolwiek na ten temat. Zaburzył ramę, zbliżając się do niej, nachylił się nad jej uchem, wahając się przez krótką chwilę, ciepłym oddechem łaskocząc skórę. - Może tak mi się wydawało. Ale to uczucie jest zarezerwowane dla kogoś innego. Nie podniósł głowy, nie chciał teraz widzieć wyrazu jej twarzy, cieszył się magiczną chwilą. Jego przekaz, nieoczywisty, choć w miarę jasny, wywołał w nim uczucie lekkości i wolał wyobrażać sobie, że na jej ustach widnieje teraz uśmiech niż zobaczyć cokolwiek innego. Pogładził dłonią złote kosmyki, zachwycając się ich gładkością i miękkością, powiódł dłonią wzdłuż jej kręgosłupa i zagryzł wargę, czując pod palcami gładką skórę dziewczyny. Zdążył już zapomnieć o kuszącym rozcięciu sukienki, o odsłoniętym skrawku ciała, które zazwyczaj było skryte przed jego wzrokiem. Może powinien cofnąć dłoń, przeprosić ją za naruszenie prywatnej strefy. Może... Piosenka powoli cichła, a on zatrzymał się, nie cofając ręki. Co więcej, spojrzał w niebieskie tęczówki Alecto i zrozumiał, że nie potrafi się powstrzymać. Odsunął z twarzy zbłąkany kosmyk blond włosów, ujął z niebywałą delikatnością jej podbródek i pocałował ją z całą czułością i zachłannością, jaką nagromadził w sobie od pamiętnego Bożego Narodzenia. Jego palce zaczęły niespokojnie badać gładkość jej skóry, jednocześnie przyciągając ją do niego jeszcze bliżej.
Alecto Carrow
Temat: Re: Cholerne francuskie wino! Pią 25 Maj 2018, 20:15
W chwili, gdy ich spojrzenia spotkały się po raz pierwszy w życiu, nici którymi utkane były losy tej dwójki splotły się nierozerwalnie. Zupełnie jakby wszechświat w zamiarze miał połączyć parę obcych sobie ludzi na zawsze sprzeciwiając się waśniom dzielących ich rodziny. Jakby ich egzystencja na ludzkim padole miała jakieś większe znaczenie. On – syn jednego z wrogów, Ona – córka znienawidzonego przyjaciela, który dawien dawno odebrał ukochaną. Zwaśnieni rodzice chcąc chronić swojego dziecko przed potomkiem tego drugiego, jedynie jeszcze bardziej pchali ich w swoje ramiona. Cienka linia dzieliła ich przed zrobieniem kolejnego kroku w relacji jaka łączyła tą dwójkę, od chwili gdy podjęli decyzję o zawarciu pokoju między sobą balansowali na krawędzi między przyjaźnią a pożądaniem rodzącym się w każdym z nich wraz z upływem kolejnych miesięcy i lat. Oboje ukrywali przed sobą prawdziwe emocje targające nimi, skryci pod maską obojętności i kamuflażu oszukiwali samych siebie, udając że przypadkowe muśnięcie, usta które dzieliły jedynie milimetry czy spojrzenia przepełnione czułością i pożądaniem to jedynie wymysły ich wypaczonej wyobraźni. W tym kłamstwie zaszli tak daleko, że blondynka powoli zaczęła w nie wierzyć, zwłaszcza w chwili, gdy ujrzała Daniela z inną. Wtedy częściej zdarzały się momenty, że owa maska z jej pięknej twarzy ukazując prawdziwe emocje, które targały jej myśli i serce. Teraz jednak starała się zachować spokój i samokontrolę, z jakiegoś powodu nie chciała pokazać mu jak bardzo jej zależy, dać mu tę satysfakcję którą by czerpał gdyby poznał prawdziwe uczucia jakimi go darzyła. Wpatrywała się w Ślizgona z zaciętością w oczach, była to swego rodzaju niema walka/ Ale on znał ją lepiej niż myślała, potrafił dostrzec nawet najmniejszą zmianę w zachowaniu niebieskookiej, mimice twarzy czy spojrzeniu. Miał ją w garści, a świadomość tego nie napawała Alecto radością, wręcz przeciwnie wywoływała w niej uczucie bezradności, bo czy nadal mogła iść w zaparte skoro ten widział, że kłamie? Przeklęła w duchu bruneta, miała mu za złe, że tak łatwo potrafił ją rozszyfrować, jednak na siebie była wręcz wściekła – dała mu przez te lata zbyt doskonale się poznać. Odpowiedź, którą usłyszała nie przyniosła panience Carrow ukojenia, odwróciła wzrok zastanawiając się co właściwie robi? Jak mogła dopuścić do sytuacji, w której to on rozdaje karty? Przecież była samą Alecto Carrow, nieugięta, pewna siebie, dumna, więc dlaczego czuła się tak nieporadnie? Mogła mieć każdego, status, nazwisko, majątek, wszystko to dawało blondynce możliwość wyboru wśród przedstawicieli płci przeciwnej, więc dlaczego jej głupie, młode serce pragnęło jedynie Daniela Blaisa? Być może dlatego, że zakazany owoc smakuje najlepiej, ale przecież dziewczynie nie o to chodziło. Nie chciała postępować na przekór rodzinie, szanowała ich zdanie i rzadko kiedy wyrażała sprzeciw. Teraz, choć umysł krzyczał by związała się z kimś innym, serce robiło co chciało, zaś ciało wręcz łaknęło jego dotyku, wywołując za każdym razem ten przyjemny dreszcz, który wręcz obezwładniał jej zakończenia nerwowe wyłączając racjonalne myślenie. Tak było i tym razem, zmusił dziewczynę by na niego spojrzała ściskając mocno jej dłoń, zadrżała w odpowiedzi na ten jakże śmiały gest w porównaniu do oschłego powitania. Ulga. Było to uczucie, które zalało jej serce, jakby ponownie zmuszając organ do bicia w odpowiednim dla niego rytmie, do tej pory nie myślała o tym wszystkim w taki sposób. Daniel miał rację, co musiała przyznać sama przed sobą i choć nienawidziła Greengrass, była ona lepszą opcją niż dziewczyna której nie znała. Amy była dla niej żadną konkurencją, a jednocześnie Carrow znała jej słabe punkty, dzięki czemu mogła ją zniszczyć, z obcą przybłędą nie miałaby tak łatwo. Przytaknęła na słowa chłopaka dając mu do zrozumienia, że teraz wszystko stało się dla niej jasne. Pogrążona we własnych myślach nie zwróciła uwagi, jak muzyka wypełniająca salon zmieniła się, a sekundę później proszona była do tańca, co przyjęła z lekką uciechą. Uśmiechnęła się delikatnie, gdy pociągnął ją za sobą. -Co prawda nie miałam tego w planach, ale jeżeli nalegasz – oznajmiła słysząc jego przyzwolenie. Nigdy nie potrafiła się na niego zbyt długo gniewać ani denerwować, wystarczyło jedno spojrzenie zielonych tęczówek i uśmiech, a jej cała złość nagle mijała. Trzeba przyznać, że nawet Amycusowi nie potrafiła tak szybko wybaczyć jak Danielowi, choć ten pierwszy był jej ukochanym bratem. Tylko ta dwójka potrafiła od ważnych rozmów przejść do tak prostych i beztroskich zajęć jakim był taniec. Przyjęła odpowiednią pozę po czym Blais zaczął prowadzić ich w tańcu, od czasu balu u Blacka nie mieli podobnej sposobności, do tej pory pamiętała to uczucie, kiedy porwał ją z ramion Tristana, a ona nie mogła poradzić nic na to, jak jej tym zaimponował, jednocześnie pokazując swoją zazdrość. Dziewczynie to schlebiało, widziała w jego oczach namiętność połączoną ze złością i była to mieszanka niezwykle gorąca, lecz potem….jakby coś się w nim zmieniło. Nie znała powodów owej zmiany, nie była świadoma jak wielki wpływ na jej ukochanego ma ojciec, tak naprawdę byli w zupełnie innej sytuacji, ona choć rzadko wyrażała sprzeciw i była oddana woli ojca potrafiła się temu sprzeciwić, zaś on nie. Słysząc słowa wypowiedziane przez Ślizgona wstrzymała oddech, a jej mięśnie mimowolnie napięły się. Pauza, którą zrobił, być może trwała kilka sekund, jednak dla niej była niczym wieczność. Czuła jak serce przyspiesza swój rytm, oczekując w napięciu co przyniosą kolejne słowa. Próbowała skupić się na tańcu, jednak rozedrgane serce oraz alkohol krążący w jej żyłach skutecznie to uniemożliwiały. Przyjemny dreszcz przeszył ciało blondynki, gdy jego usta zbliżyły się jej ucha kumulując swoją energie w podbrzuszu wywołując uczucie podniecenia. Nie potrafiła powstrzymać reakcji swojego organizmu na ten gest. Zacisnęła dłonie na jego ramieniu mocniej wpijając w nie paznokcie. Uśmiech rozjaśnił twarz Alecto, jednak brunet unikał jej spojrzenia, jakby z obawy przed reakcją na słowa, które aż zbyt dobrze rozumiała, czuła dokładnie to co on, a teraz świadomość bycia sam na sam dodatkowo podsycała wszystkie emocje, które do tej pory były uśpione. Dotyk jego palców na nagich plecach. Ona uspokajała się kierowana jego słowami oraz dotykiem. Jej niebieskie oczy pokryły się cienką przezroczystą mgiełką. Nie spodziewała się, że dzisiejszego wieczora zostanie poruszona taka rozmowa, mimo, że mogła się tego domyślić. W końcu musieli dać upust tym emocją, które już od tak dawna rozrywały ich od środka. Kiedyś musiało to nastąpić. Spojrzał na Ślizgonkę, a ona utonęła w jego oczach, nie potrafiła dłużej skrywać tego, co czuła. Pożądanie wymieszane z miłością. Uczucia, które zapewne doprowadzą ich do upadku, ale czy to było ważne? Teraz liczyli się tylko oni, przekonała się o tym w chwili, gdy wargi chłopaka zetknęły się z jej i nagle teraz świat mógłby przestać istnieć, a oni zaabsorbowani są nawet nie zarejestrowaliby tego faktu. Pocałunek oddawał więcej uczuć niż słowa, które teraz wydawały się zbędne. Jęknęła wprost w jego usta wplątując dłonie w jego włosy, zbliżając się jeszcze bardziej ciała chłopaka, tak że nie dzielił ich nawet milimetr, mimowolnie pogłębiła pocałunek, zaś ich języki zaczęły toczyć ze sobą walkę. Nie mogła powstrzymać bicia serca, które tak nachalnie informowało ją, że zaraz ucieknie z jej klatki piersiowej i już nigdy więcej do niej nie powróci. Jej ciało drżało pod wpływem tej intymnej bliskości. Ich rozgrzane oddechy mieszały się wzajemnie, hipnotyzowały, sprawiały, że nawet ta bliskość zdawała się być zbyt odległa by oboje mogli ją znieść. Nie mogła już dłużej walczyć z tym co czuła. Pragnęła jego jak nikogo innego. Zbyt długo broniła się przed tym uczuciem, teraz to zrozumiała. Została w tym samym miejscu, pozwalając by usta bruneta zawładnęły jej uporządkowanym światem i rozbiły go na drobne kawałki, których tej nocy nie zamierzała składać. Odwzajemniła pocałunek, drżącymi dłońmi obejmując szyję arystokraty. Zbliżyła się do niego całym swoim ciałem, jakby chciała całą sobą odwzajemnić jego bliskość. Mur prysł. Stało się. Już nie mogła dłużej bronić i ukrywać tej fali uczuć i namiętności, którą wzbudził w niej zielonooki Ślizgon już dawno temu. Był niczym powietrze. Jak gwiazdka z nieba, jak spełniające się życzenie, które w dzieciństwie wypowiedziała podczas zdmuchiwania świeczek z urodzinowego tortu. Był jej i tylko to się teraz liczyło. Niepewnie odsunęła swoje wargi od jego ust, z całych sił próbując powstrzymać drżenie ciała, serca i duszy. Delikatnie oparła swoje czoło o jego. Żadne z nich nie odważyło się otworzyć oczu, w ciszy wciąż wracając do tego co stało się przed chwilą. -Nie masz pojęcia Blais jak dawno temu chciałam to zrobić. - jej cichy szept rozbił się na jego roztrzęsionych ustach. Uśmiechnęła się delikatnie, z wolna otwierając powieki i natrafiając na jego zgubne spojrzenie.
Daniel Blais
Temat: Re: Cholerne francuskie wino! Nie 27 Maj 2018, 02:21
Cieszył się, że w końcu udało im się wyjść z tego impasu, że wszystko sobie wyjaśnili. Jej potaknięcie znaczyło dla niego więcej niż mogła sobie wyobrazić, podobnie jak zgoda na taniec, która wywołała uśmiech na jego twarzy. Nie miał pojęcia co robi, co chce zrobić. Kiedy złapał ją w ramiona, nawet przez chwilę nie przyszło mu do głowy, że może się to skończyć w taki sposób. Czy gdyby wiedział, postąpiłby inaczej? Możliwe, że tego chciałby jego rozum, ale serce sprawiało, że za żadną cenę nie potrafiłby zrezygnować z tego pocałunku. W tańcu starał się nie myśleć o balu u Blacków, odpychał to wspomnienie najdalej jak potrafił, gdyż jego zakończenie było dla niego na tyle nieprzyjemne, że sprawiało mu ból. Nigdy nie powiedział jej o rozmowie z ojcem - po tym wszystkim po prostu zaczął traktować ją jak przyjaciółkę, odsuwać na bezpieczniejszą odległość. Znajdował sobie coraz to nowsze dziewczyny, które miały odciągać myśli obojga Ślizgonów od flirtu. Ta metoda była wystarczająco skuteczna, działała przez ponad rok, dopiero teraz coś pękło, coś się w nim złamało. Naprawdę chciał się wobec niej zachowywać jak przyjaciel, jak... brat, tymczasem ona, świadomie lub nie, kusiła go każdym swoim gestem, każdym słowem. Kiedy zatopił się w jej wargach, miał bolesną świadomość, że nie tak zachowuje się rodzeństwo, że nie takimi uczuciami cechuje się przyjaźń. Zrozumiał, że nigdy nie będzie umiał traktować jej obojętnie i choć przez moment ukłuło to jego serce, nie przejął się tym aż tak bardzo. Nie miał w sobie wystarczająco siły by w nieskończoność się jej opierać, szczególnie kiedy poczuł jak mięknie w jego objęciach, jak całą sobą reaguje na jego bliskość. Fakt, że nie uciekła jak przy ich pierwszym pocałunku, że poddała mu się zupełnie sprawił, że powoli wyzbywał się narzuconych mu przez siebie samego zahamowań. Kiedy przerwała pocałunek, poczuł jakby zabierała mu coś niezbędnego do życia. Nie chciał i nie potrafił teraz przestać. Gdyby niezwykle spragnionemu podać dwie krople wody z trzymanej w ręku szklanki, gdyby wygłodniałemu zwierzęciu podać maleńki kawałek mięsa - to byłoby porównywalne do tego co czuł w tym momencie. Uparcie zaciskał powieki, bojąc się, że kiedy otworzy oczy okaże się, że przez cały czas tkwił w śnie. Otworzył je tuż przed nią, chłonąc jej rozpalone spojrzenie. Uśmiech nie schodził mu z twarzy. - M..mam mgliste wyobrażenie. - powiedział z nutą rozbawienia w głosie, z wrażenia zająkując się na samym początku. - Chodź, pokażę Ci resztę domu. Ucałował czubek jej nosa i puścił ją tylko po to, by z zaskoczenia wziąć ją na ręce. Nie był szczególnie silnym mężczyzną, ale jej drobne ciało ważyło niewiele. Nie zważając na jej reakcję, jakakolwiek by ona nie była - wyniósł ją z salonu, zostawiając za sobą włączony nadal gramofon, którego dźwięki rozchodziły się po posiadłości. Mówiąc o reszcie domu miał na myśli jedno pomieszczenie, jedyne warte w tej chwili jej uwagi. Rozpoczął mozolną wspinaczkę po schodach, uważając by nie uszkodzić Alecto. Postaci z obrazów, które ozdabiały ściany przyglądały im się z zainteresowaniem, trzy kobiety namalowane przy stole zaczęły trajkotać po francusku, wyraźnie podekscytowane sceną, którą właśnie zobaczyły. Daniel skwitował to jedynie delikatnym uśmiechem, nie przerywając wędrówki. W końcu dotarli do uchylonych drzwi znajdujących się na końcu korytarza, które popchnął łokciem. Jego sypialnia rozświetlona jedynie świecznikami znajdującymi się na nocnych szafkach stanęła przed nimi otworem, a on w końcu położył Al na łóżku, samemu siadając obok niej. Próbował uspokoić oddech nieznacznie przyspieszony wysiłkiem; choć w jego odczuciu była lekka, musiał przejść spory kawałek, głównie po schodach. - Nie masz pojęcia co chciałbym z tobą zrobić, Carrow. Też od dawna. - mówiąc to, nachylał się nad nią coraz bardziej, aż w końcu musnął jej usta, nie pozwalając jej jednak na pocałunek. Wymagało to od niego dużo poświęcenia, czując jej smak i zapach najchętniej złapałby ją znowu w sidła własnych warg. Nie chciał się jednak spieszyć i niczego na niej wymuszać. Kolejne muśnięcie usytuował na jej szyi, a jego dłoń znalazła się na jej brzuchu, rozpoczynając powolną wędrówkę w górę. - jeśli tylko mi na to pozwolisz. Działała na niego tak silnie, że niemal odczuwał fizyczny ból, zresztą jego pożądania było widoczne i wyczuwalne już od jakiegoś czasu. Gdyby zależało to tylko od niego, dawno nie miałaby na sobie sukienki. Pożarłby ją w całości, tak smakowitym była dla niego kąskiem. I właśnie z tego powodu dzisiejszego wieczoru nie zamierzał zrobić niczego bez jej zgody. Nachylony, składał tylko delikatne pocałunki na odsłoniętych kawałkach jej ciała, non stop znacząc dłonią linię jej talii.
Alecto Carrow
Temat: Re: Cholerne francuskie wino! Nie 03 Cze 2018, 21:59