RÓŻDŻKA: Cis, krew Reema, 16 cali, sztywna BOGIN: On sam AIN EINGARP: Marcus siedzący na tronie zbudowanym z kości, u jego stóp leżą wszyscy wrogowie a także inne osoby takie jak Voldemort czy Albus Dumbledore. DODATKOWE ZDOLNOŚCI: Brak, jest totalnie useless. WYKORZYSTANY WIZERUNEK: Valery Kovtun
Wygląd
(zaznaczam że nie umiem w wyglądy) Jego włosy są tak jasnym blondem, że możnaby rzec że są wręcz białe. Błękit jego oczu zniewala na kolana nie jedno morze czy jezioro. Cierpi na ciekawą przypadłość - gdy wyjąkowo się zdenerwuje, jego źrenice zwężają się w niestandardowy sposób - stają się pionowe, przybierając lekko koci wygląd. Jego postawa przywodzi na myśl najznamienitszy z wieszaków tego świata, skrzyżowany z najwspanialszym inferiusem obfitującym w tkanki mięśniowe. Kiedy nie musi nosić szaty szkolnej, którą nosi z wyjątkową nonszalancją, preferuje czerwony płaszcz a także piracki kapelusz. Jego zniewalające rysy twarzy przywodzą na myśl każdego innego gościa - jedynym co je wyróżnia jest łagodne, pobłażliwe spojrzenie zmieszane z czystą pogardą. Na jego ustach często gości opanowany do perfekcji szelmowski uśmieszek, zazwyczaj numer 3, jednakże to nie ma znaczenia bo i tak nie znacie numeracji. Zawsze nosi ze sobą czarny pierścień z czerwonym kamieniem, który ma symbolizować dosłownie nic. Ma dumne niecałe siedem stóp wzrostu, pomimo że jako dziecko był raczej niski. Na szyi ma wytatuowaną jaszczurkę, zaś nadgarstku węża, lecz nikomu jeszcze nie zdradził dlaczego.
Charakter
Absolut. To słowo, od którego należy zacząć - niezależnie od tego jaka jest prawda, Marcus zdecydowanie uważa się za absolut, jednostkę wybitną, kogoś kto jest wyraźnie lepszy od innych. Nie potrafi przegrywać - nawet nie dlatego że to go jakoś strasznie boli, po prostu nie jest przyzwyczajony. Zwykł mawiać że wygrywanie jak dla niego jak oddychanie - przegrana, którą uznałby jako przegraną, prawdopodobnie moglaby go zabić, chociaż nikt nie próbował tego jeszcze potwierdzić. Ma o sobie ogromne mniemanie, co prowadzi automatycznie do tego, że wszystkich innych uważa za istoty niższe. Zawsze stara się nakreślić wyraźną granicę, nie dopuszczając raczej nikogo w swoją strefę komfortu. Siłą rzeczy, robi to z niego osobę w pewien sposób spaczoną, ułomną emocjonalnie. Nawet gdy jest zdolny do teoretycznie bliższych relacji, są one puste, pozbawione jego własnego zaangażowania, nawet jeśli sam twierdzi że jest inaczej. Nie stroni od krzywdzenia innych. Jest też wyjątkowo autodestrukcyjny - jeśli na szali stają jego ambicje, nie pozwoli sobie na jakąkolwiek oznakę słabości, choćby miało to doprowadzić do zniszczenia jego ciała bądź też trwałego urazu psychicznego. Butny, cyniczny, arogancki - te przymiotniki dość często witają również w opiniach innych na jego temat. Jest nie tylko ciężki w mowie, ale również w obyciu. Jest osobą dumną, jeśli ktoś się jeszcze nie domyślił. Jednakże wystarczy wymieniania jego wad, pora podyskutować o zaletach - przede wszystkim jest lojalny wobec osób, które uważa za "swoich ludzi". Niezależnie od tego czy uważa ich za "kolegów" czy też "podwładnych" - tych których uważa za podległych sobie, nigdy nie zostawi w ciężkiej sytuacji i postawi na szali cały świat, żeby wyciągnąć ich z tarapatów. Ma też pewną nietypową cechę, która sprawia że jest dystyngowaną mendą a nie paskudnym bucem - klasa. Tego nikt nie może mu odmówić. Nawet gdy ubliża Ci dwadzieścia pokoleń wstecz i rozkazuje Ci, grzecznie mówiąc, oddalić się w trybie nagłym, to nie tylko znienawidzisz całą swoją rodzinę ale też poczujesz ekscytacje na myśl o czekajacej Cię podróży.
Historia
Victory is everything in this world. The victory is acknowledged, and the vanquished is disavowed. Because I am victorious overall, I am always the just.
Marcus narodził się jako piękne, różowe, a nawet planowane maleństwo. W rodzinie pełnej miłości, zrozumienia i...bullshit. Aż dziw że od samego początku jego życia, nie mówiono mu kim powinien być w przyszłości. Różnice pomiędzy zdaniem rodziców na jego temat były ogromne - matka, czystej krwi czarownica, chciała by został aurorem, ojciec zaś, czarodziej półkrwi, by okazał się charłakiem i został mugolskim sportowcem. Jak można się więc domyślić, dostarczano mu dośc specyficzne zabawki. Matka notorycznie dawała mu gumowe różdżki, ojciec piłkę do koszykówki i gumowe kaczki, zaś sympatyczny wujek John bez przerwy starał się dać mu do kąpieli toster. Rodzinka idealna. Marcus więc nie zdążył ukończyć pierwszego roku życia, a już robili wszystko aby tylko żył pod stałą presją. Już jako małe dziecko był zmuszony do...chyba każdy rozumie, jak bardzo niedorzecznie to brzmi i jak bardzo odmóżdżona była wesoła rodzinka Glomów. Wywieranie presji na niemowlaka, który nawet nie wie jak się nazywa, było całkowicie pozbawione sensu, jednakże przesądna banda..specyficznych jednostek, uważała że w ten właśnie sposób wpłyną jakoś na jego życie. Większość dzieci ma normalne pierwsze słowa - mama, tata, papu. Pierwszym słowem Marcusa było "absolut" i takim właśnie chcieli go widzieć jego cudowni rodziciele. O wujku nie wspomnę - on po prostu chciał by ta czarodziejska poczwara zmarła przy pierwszej okazji, ale o tym trochę później. Zanim ktoś spyta - tak, wujek był charłakiem. Zazdrościł każdemu, kogo było stać na rzucanie zaklęć, nic więc dziwnego że wolał pozbyć się dzieciaka nim okaże się że nawet małe dziecko jest lepsze w czarach od niego. Lata mijały, mały Marcus wciąż był żywy, a jego czarodziejskie zdolności wciąż nie decydowały się wypłynąć na światło dzienne. Matka w nerwach, ojciec z mokrymi spodniami, a wujek...robił swoje, niestety był w tym tak beznadziejny że nawet ślimaka bez skorupki by nie ubił, a co dopiero dzieciaka z mocnym potencjałem. Tak o to przeżył swoje pierwsze lata życia - uczony zdolności czytania, pisania, liczenia, historii magii i mugolskich sportów, a także unikania śmierci z rąk kochanego wujaszka. Póki co jednak nic nie wskazywało na to, że mały Marcus może mieć jakiekolwiek zdolności magiczne. Aż do pewnego dnia.
I do not allow anyone acting against me to look down upon me.
Mały Marcus był dobry w sportach. Taka prawda, a co, utalentowany skurczybyk. Nie każdemu się to podobało, szczególnie innym, niespecjalnym dzieciakom. Niespecjalny, nie oznacza jednak mniejszy. Pewnego więc dnia, po sparingu dwóch drużyn mugolskiej koszykówki, otoczyli go w ciemnym zaułku trzej dżentelmeni, których roboczo możemy nazwać Gruby, Seba oraz Mati. Oczywiście nie nazywali się tak irracjonalnie, jednakże to nieźle buduje ich obraz. Taka właśnie doborowa gromada postanowiła wyjaśnić mu swe racje, w uczciwej dyskusji trzech na jednego, bowiem gdy ma się osiem lat, honor nie jest czymś z czym jest się zaznajomionym. Zresztą - niezależnie od wieku, dla znacznej większości istot dumnie nazywanych ludźmi, zazwyczaj jest to rzecz obca. Dopadli go więc i rozpoczeli swoj jakże zmasowany atak. Seba i Mati trzymali go za ręce, podczas gdy Gruby tłukł go po twarzy. Ot, dziecięca niewinna zabawa. Jednakże o ile naszym trzem, nazwanym w przypadkowy sposób bohaterom, zabawa zdecydowanie się podobała, o tyle Marcus raczej nie był zadowolony z ich poczynań. Cóz jednak mógł zrobić? Mieli przewagę liczebną, zaś on pomimo swych korzeni nie czuł się czarodziejem. Kiedy w końcu uznali że jego twarz jest wystarczająco napuchnięta, postanowili zostawić go z kilkoma cierpkimi słowami. Mieli już się oddalić, kiedy z ust małego Marcusa wyrwała się tylko jedna fraza: - Psy To wszystko. Jedno, pojedyńcze słowo które może być użyte w tylu różnych kontekstach. Nikt jednak nie miał wątpliwości, że w tym wypadku było to tak obraźliwe jak tylko mogło. Trzech mężnych wojowników, królów ulicy powróciło więc do zaułka w którym dorwali swą ofiarę. Niestety nie przewidzieli jednego - sytuacja nieznacznie się zmieniła. Marcus stał o własnych siłach, nie podparty ni ścianą ni metalowym drągiem. Nim jednak napastnicy zdążyli by zaatakować go czy to słowem, czy pięścią ich kolana pękły, zaś oni sami opadli na ziemię. Przeszła-niedoszła ofiara wciąż nie wiedziała jak to się dzieje, jednakże nie odpuścił im. Skorzystał z okazji i kopał leżących. Po twarzy, genitaliach i brzuchach. Nie miał litości, tak samo jak oni nie mieli jej dla niego. Odeszedł zostawiając ich na wpół przytomnych, starając się zachować pozę że zrobił to świadomie, jednakże sam nie miał pojęcia w jaki właściwie sposób użył czarów. Jednego jednak był pewien - nigdy więcej nie pozwoli się skrzywdzić. Nigdy więcej, nie pozwoli się poniżyć. Nigdy więcej, nikt nie będzie patrzył na niego z góry.
Winning is everything in this world. The victors write history. The losers are wiped from it.
Mały Marcus był dzieckiem - nie rozumiał, że wygrywanie które starają się mu wpoić rodzice, w ten czy inny sposób, kiedyś zdefiniuje jego całe jestestwo. Wygrywał często, nie przegrywał raczej, nie znał bólu porażki i nie wiedział jak bardzo może to wpłynąć na jego psychikę. Presja wywierana była bez przerwy - nie zdążył nawet rozpocząć nauki w Hogwarcie, a matka już postanowiła spróbować uczyć go magii. Została za to zamknięta, bowiem nie była zbyt dyskretna a mugolscy sąsiedzi do dziś zapewne twierdzą że były to zamachy terrorystyczne. Ojciec natomiast starał się w dalszym ciągu odwieść go od magii i zrobić z niego mugolskiego sportowca - nie było to zbyt mądre, bowiem potencjał magiczny dzieciaka rozwijał się w zastraszającym tempie i nic nie mogło tego powstrzymać. Kochany rodziciel nie mógł się z tym pogodzić aż do momentu w którym Marcus otrzymał list z Hogwartu. Jednakże to jeszcze nie była ostateczna forma małego czarodzieja - póki co był dość sympatyczny, przyjacielski i przekonany o tym że są ważniejsze rzeczy niż siła, potęga i wygrana. Czy miał racje czy nie - nie jemu to osądzać, jednakże sam nie spodziewał się jak w przeciągu lat może odmienić się jego spojrzenie na świat. W szkole trafił do Slytherinu, co zdecydowanie go zaskoczyło - nie spodziewał się tego, bowiem nigdy nie miał żadnych uprzedzeń wobec czarodziejów mugolskiej krwi, nie czuł się też zwolennikiem Czarnego Pana co w jego mniemaniu dyskwalifikowało go ze Slytherinu. Nie wiedział tylko, jak bardzo się mylił, był bowiem idealnym Ślizgonem ze względu na coś innego, czego nie brał po uwagę. Był chorobliwie ambitny i nienawidził przegrywać, a to miało właśnie ukierunkować resztę jego ścieżki życiowej.
Lower your head, my orders are absolute
Zwykły uczeń Hogwartu - koleżeński, sympatyczny, zupełnie nie pasujący do Slytherinu - taki oto obraz Marcusa Gloma istniał przez pierwsze pięć lat jego edukacji. Kto by mógł się spodziewać, że kryje w sobie coś niezbyt przyjemnego? Kto mógłby się spodziewać, że ma wręcz genetycznie wpisany talent do korzystania z niezbyt przyjemnych zaklęć rodziny od strony matki? Mało kto - cała jego prawdziwa natura obudziła się dopiero podczas wakacji pomiędzy piątą a szóstą klasą, kiedy śmierciożercy postanowili odezwać się do jego ojca. Wpadli z wizytą, nie chcieli jednak ni herbatki, ni wódki, ni zakąski - nikt za bardzo nie wie czego chcieli, nikt też się raczej nie dowie. Nieopatrznie bowiem postanowili zabić ostatniego żyjącego, w miarę szanowanego członka rodziny Marcusa, który ponadto był na wolności. Cóż to jednak za śmierć, bez poprzedzających tortur, dla zwykłej przyjemności? Co może pójść nie tak? Otóż przypadkowo, pewien ojciec znający się na legilimencji może przekazać telepatycznie cała wiedzę na temat pewnego niezbyt przyjemnego zaklęcia, które całkowicie zmienia obraz sytuacji. A to może doprowadzić do szeroko pojętej masakry, a do tego legalnej - w końcu to śmierciożercy, nie są uznawani przez społeczeństwo jako żywe istoty. To zaś może doprowadzić do poważnych zmian w charakterze danej osoby - nie codzień zabija się człowieka, niezależnie od tego jak nisko by pełzał. A co za tym idzie? Tego już trzeba będzie dowiedzieć się na fabule.
Zainteresowania i ciekawostki
*Nadużywa słowa "absolut" w każdej jego odmianie *Jest palaczem *Zawsze chciał mieć najlepszego przyjaciela, jednakże jego charakter odstrasza każdego *Uwielbia gry taktyczne - ma do nich talent *Nienawidzi stanu upojenia alkoholowego, jednakże spożywanie alkoholu sprawia mu frajde *Ma skłonności do depresji, mimo że nie przyznaje się nawet sam przed sobą *Lubi kwachy *Uwielbia marcepan i oliwki *Jego ulubiony kolor to czerwony *Jego rozkazy są absolutne, kesekese.
Uroczyście przysięgam że nie zapomniałęm regulaminu if you know what i mean.