|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Huncwot
| Temat: Re: Sypialnia Nie 29 Maj 2016, 15:48 | |
| |
| | | Alec Haldane
| Temat: Re: Sypialnia Nie 29 Maj 2016, 16:51 | |
| Gdy potraktowany salwą zaklęć Greyback niemal bezwładnie padł na podłogę sypialni, Alec czuł się... Nie, nie szczęśliwy, ale na pewno usatysfakcjonowany. Usatysfakcjonowany jak samiec, któremu udało się obronić własne terytorium przed silniejszym przeciwnikiem, naprawdę solidnym zagrożeniem. Usatysfakcjonowany jak drapieżnik, który wyszarpał właśnie gardziel rywala i pożarł jego ociekające krwią serce. Oczywiście, nie osiągnąłby tego bez Halla, bez współpracy z młodym aurorem - i świadomość tego jak najbardziej prędko do Haldane'a wróciła, jeśli w ogóle kiedykolwiek go opuściła - przez kilka pierwszych, krótkich chwil swąd spalenizny otumaniał go, a widok zaleglego na parkiecie wilkołaka przyprawiał o niezdrową, chorą dumę. Choć było po wszystkim, choć wilkołak był już właściwie spacyfikowany, Alec nie anulował zaklęcia. Jeszcze przez niecałą minutę czekał po prostu patrząc - zimno, bez krzty zmiłowania. Spoglądał na osmoloną podłogę wokół ciała Fenrira i na jego samego, nie kończąc rzuconego calidus lecz pozwalając mu działać przez cały czas, jaki mogło, nim wreszcie moc samoistnie przestała płynąć. Dopiero wtedy opuścił dzierżącą różdżkę dłoń i skrzywił się gorzko. W dwóch krokach znalazł się obok wilkołaka, tylko po to, by zabrać jego różdżkę i tym samym zakończyć starcie. - Zabierz go. - Obracając się na pięcie, plecami do rozbrojonego wilkołaka, nawet nie spojrzał na Alexa, do którego były skierowane jego słowa. Nie miał prawa wydawać mu rozkazów. Może kiedyś, jeszcze na szkoleniu... To jednak było dawno, od tego czasu role zdążyły się przecież odwrócić. Mimo tego chyba właśnie to zrobił, chyba... zarządził? Tylko ktoś bystry, ktoś, kto go znał - czyli, przykładowo, właśnie Alex - zrozumiałby, że to nie był rozkaz. To była prośba. Choć oschła, stanowcza w brzmieniu, to wciąż była prośba. Sugestia, nie polecenie. Gdy Haldane w dwóch krokach pokonywał dystans dzielący go od Alice, gdy niemal beztrosko, bez zastanowienia rzucał Hallowi różdżkę Greybacka pozory były naprawdę silne. Drżące mięśnie, do bólu zaciśnięte szczęki, iskry w spojrzeniu, jedna z dłoni zaciśnięta w pięść i orząca delikatną skórę paznokciami - to wszystko mogło sprawiać wrażenie, że Alec zagalopował się, że przekroczył swoje kompetencje. Tak jednak nie było. Cokolwiek by się nie działo, Haldane pamiętał, kim jest i gdzie jest jego miejsce. Jeśli Alex by go zatrzymał, zaprotestował, obrał inny front - Alec zatrzymałby się i zrobił wszystko, co byłoby od niego wymagane. Pretensje? Szał trzymany jednak na bardzo krótkiej wodzy? Na to też byłoby miejsce później, po załatwieniu niecierpiących zwłoki spraw. Mimo tego wierzył, że Hall go nie zatrzyma. Gdy przykucnął przy Alice i bez słowa wziął ją na ręce, wierzył, że Alex nie będzie protestował, że zrozumie. Wcześniej chowając własną różdżkę do kieszeni płaszcza przygarnął Guardi do piersi i odetchnął powoli. Spięcia mięśni mężczyzny nie można było przegapić tak samo, jak jego milczenia. Milczenia, które teoretycznie mogło nie być na miejscu. Bo gdzie wyraz ulgi, gdzie wyznania miłości do grobowej deski? Gdzie słodki pocałunek, cichy szloch, który w tym momencie nie byłby żadnym wstydem? Nie było czegoś takiego i dziś nie miało być, a przynajmniej nie przy świadkach. Z jednej strony Alec - wrażliwy, czuły, lubiący okazywać uczucia - z drugiej jednak wciąż Haldane. Haldane - arystokrata. Haldane o ostrych rysach, Haldane pełen bezpiecznego chłodu i wyraźnego zdecydowania. I w tym momencie to właśnie to drugie było solidniejsze, łamiące się tylko w delikatnym, przez Alice jednak z pewnością wyczuwalnym drżeniu trzymających ją, męskich dłoni. Tak czy inaczej, tu robota była skończona, przynajmniej na razie. Niewykluczone, że jeszcze wróci. Nie jest powiedziane, że nie pojawi się w Ministerstwie. Ale nie teraz. Teraz, gdy tylko upewnił się, że jest dość spokojny, by nie zrobić mu krzywdy i że Hall nie zamierza go zatrzymać - mocniej przycisnął Guardi do siebie i obrócił się na pięcie, w jednej chwili przenosząc ich na korytarze szpitala. Zagrożenie ze strony Śmierciożerców jeszcze nie minęło, ale na ten moment priorytety Haldane'a były aż nadto jasne.
/zt Alice, Alec |
| | | Alex Hall
| Temat: Re: Sypialnia Nie 29 Maj 2016, 20:17 | |
| To była prawdopodobnie najbardziej wyczerpująca emocjonalnie akcja, w jakiej uczestniczył, bo choć właściwe starcie nie trwało wcale tak długo, zbyt wiele leżało na szali i zależało od umiejętności dwójki aurorów. A co gdyby Alex nie wydał kiedyś solidnej części galeonów zebranych w skrytce na skrawek magicznej tkaniny? Bardzo możliwe, że nawet mimo szybkiej interwencji, Alice by nie przeżyła, albo walczyłaby z trudem o życie. Hall nie zniósłby utraty kolejnej bliskiej osoby, to byłby koniec, absolutny i ostateczny. Wraz z wchłonięciem się jedwabiu garboroga przesunął jeszcze lekko palcami po szyi Szkotki, upewniając się, że podcięte gardło zasklepiło się tak jak powinno. - Nic nie mów, teraz już będzie w porządku – rzucił, próbując się uśmiechnąć, ale wywołało to tylko serię skurczów szczęki, które koniec końców nie posłuchały świadomej woli mężczyzny. Ostry, cierpki zapach spalenizny otrzeźwiał o wiele skuteczniej niż jakikolwiek eliksir – trzymając różdżkę w dłoni śliskiej od krwi Alice, Alex wyjrzał zza mebla, za którym ukrył stażystkę, z ulgą zauważając powalonego wilkołaka. Satysfakcja przyszła dopiero w chwilę później i zaskakująco nie była tak wyraźna i wszechogarniająca, jak można by się tego spodziewać. Uczuciem, które królowało w tej chwili w buzującym adrenaliną organizmie aurora była zwykła, prosta ulga, że odbili z Haldanem pannę Guardi. I nawet słowa Aleca, które komuś, kto go nie znał, mogły zabrzmieć jak rozkaz, nie wywołały w nim nawet cienia sprzeciwu – choć wolałby udać się do świętego Munga i osobiście dopilnować, że uzdrowiciele zajmą się Alice jak należy, rudzielec miał w tej kwestii pierwszeństwo. No i ktoś musiał odstawić ten gulasz ze Śmierciożercy do Azkabanu. Dlatego właśnie bez słowa podniósł się, rzucając ostatnie spojrzenie cierpiącej Szkotce i chwycił rzuconą przez Aleca różdżkę, podchodząc do znokautowanego Greybacka. Chwycił go za kołnierz i przeniósł do czarodziejskiego więzienia dopiero, kiedy upewnił się, że pozostała dwójka opuściła Wrzeszczącą Chatę.
[z/t] |
| | | Katarina Vento
| Temat: Re: Sypialnia Pon 03 Gru 2018, 12:10 | |
| Ciężkie czasy nastały dla żądnych przygód uczniów, którzy ponad prawie wszystko cenią sobie eksplorację nowych miejsc. Jeśli połączyć to z bezkompromisowym podejściem do pewnych sił rządzących w ich mniemaniu wszechświatem to maluje nam się całkiem udany obraz Katariny. Cały bałagan ze stanem wyjątkowym, szwendającymi się to tu, to tam aurorami i możliwość spotkania śmierciożerców za każdym rogiem wzbudzały w niej dawno zapomniane poziomy irytacji. Ograniczanie chęci poznawania, tępienie głodu wiedzy i nowych doświadczeń, a aspekt horoskopów dodatkowo pogarszał sprawę. Póki mogła swobodnie kombinować na teranie zamku to zdobywanie szczęśliwych przedmiotów nie stanowiło problemu. Tego dnia jednak było inaczej i dziewczyna wiedziała, że plan spaliłby na panewce zanim by dobiegł do końca. Karty przekazały informację jakby gwarantem szczęścia Krukonki był obraz. Zwykły najzwyklejszy obraz, a że w skali zodiakalne obecnie była porażająco nisko to wręcz desperacko potrzebowała katalizatora. No i tutaj zaczynały się schody. Oczywiście, zamek posiadał ogromną liczbę obrazów, jednakże wszystkie były magiczne. Cała konspiracja wzięłaby w łeb, gdyby mieszkaniec którejś z ram postanowił zdradzić się jakimś wrzaskiem czy po prostu głośnym gadaniem. Musiała uderzyć w to zadanie z innej strony i poproszenie kogoś o przysługę nie wchodziło w grę z powodu drastycznie wąskiego grona znajomych. I tak stała na zakurzone, zniszczonej podłodze jednego z pomieszczeń Wrzeszczącej Chaty, gratulując sobie w duchu za te wszystkie wielogodzinne spacery po szkole i odkrycie tajnego przejścia, którego na szczęście nie zablokowali. Musiała brać pod uwagę jednak, że w ten czy inny sposób przesmyk mógł znajdować się pod obserwacją i nie dysponowała zbyt dużą ilością czasu. Gilles de Jeż oczywiście nie dał sobie wyperswadować zostania w dormitorium i teraz ganiał za robakami, znacząc warstwę kurzu śladami małych łapek. Kogoś tu będzie czekać porządna kąpiel. Rozejrzała się po ścianach i podłodze w poszukiwaniu odpowiedniego obrazu, który mógłby pasować do wskazów od gwiazd. Nie sprecyzowały stopnia zniszczenia przedmiotu, jednakże zakładała, że w im lepszym stanie uda jej się coś dostrzec, tym lepiej. Jeden odrzuciła w przedbiegach, gdyż nie wyobrażała sobie wyciągania stąd całkiem sporej panoramy jakiegoś wybrzeża. Cieszyła się, że tego dnia postanowiła ubrać się na szaro, na dodatek wzięła ze sobą wysokie buty i długie rękawiczki, by oszczędzić odzienie przed tym całym armagedonem. Złotawa chustka naciągnięta na nos pomagała nie krztusić się przy wzbijających się w powietrze tumanach kurzu, gdy przerzucała połamane deski, zerwane tapety czy zdewastowane meble. Po oględzinach tego pokoju, stanęła na środku, zsunęła rękawiczki i chustę, po czym westchnęła głęboko, opierając dłonie na biodrach. Omiotła wszystko jeszcze raz spojrzeniem i z niezadowolenie musiała przyznać, że póki co jej poszukiwania nie wyglądają zbyt dobrze. Chociaż kolczasty kompan bawił się w najlepsze i właśnie toczył bitwę na spojrzenia z jakimś pokaźnych rozmiarów pająkiem. Chyba wygrywał, biorąc pod uwagę, że ośmionóg zaczął powoli się cofać. - To zdecydowanie nie jest fascynujące. - mruknęła pod nosem, przeczesując palcami włosy, by wytrzepać z nich ewentualny kurz. Czas uciekał, a żadnych dobrych wieści. Brakowało jeszcze tylko jakiegoś aurora czy śmierciożercy z zaskoczenia, wtedy poziom pecha byłby adekwatny do horoskopu. |
| | | Gilgamesh von Grossherzog
| Temat: Re: Sypialnia Pon 03 Gru 2018, 13:04 | |
| Często bywało tak, że Gross znajdował się w miejscach w które wcale się nie pchał - tym jednak razem był w Hogsmeade z najprostszego powodu. Nudził się. Nie miał ani żadnej roboty narzuconej mu odgórnie, ani niespecjalnie chciało mu się ganiać się z aurorami dla zabawy. Dlatego też postanowił wyskoczyć do Hogsmeade na parę głębszych. Dlaczego aż tutaj? A dlaczego tak właściwie nie? Ba, nawet nie zamierzał się zbytnio ukrywać, bo niby co mu zrobią? Jeśli ktoś próbuje go pojmać, a raczej aresztować, to niech lepiej modli się by Gilgamesh użył prawej ręki, bo lewej to nawet on sam się obawiał. Tak czy siak, z racji że nie zależało mu na dyskrecji to odział się tak by na pewno nikt przypadkiem go nie przegapił, bowiem jak często widzi się czarodzieja w starym, nazistowskim mundurze? To pewien paradoks - mimo że ten konkretny były Ślizgon nienawidził zarówno mugoli jak i osób nieczystej krwi, to w wypadku kobiet, ubrań czy używek, zdecydowanie już nie był tak ogarnięty niechęcią do wszystkiego co związane z niemagicznymi. We Wrzeszczącej Chacie znalazł się z prostego względu - miał tutaj ukrytego świstoklika. Nigdy nie był wielkim fanem teleportacji, więc wolał się przemieszczać za pomocą takich nielegalnych cudeniek. Co prawda może mieć kłopoty jeśli ktoś się dowie że o bezprawnych świstoklikach, jednakże na litość Grosską aurorzy i tak raczej go nie ucałują gdy go zobaczą. Co najwyżej podkuszą dementorów żeby to oni się z nim obściskiwali, a to go zupełnie nie interesowało. I tak by sobie prawdopodobnie spokojnie wrócił do domu, gdyby nie fakt że gdy tylko wszedł do pomieszczenia we wrzeszczącej chacie gdzie schował swoją drogę powrotną, zorientował się że ktoś tu jest. Z wyglądu uczennica. Ruda, co było warte odnotowania. Drobna, co dodawało jej jeszcze więcej punktów. Niestety jeśli dobrze kojarzył, dziewczyna była nieźle pierdolnięta, co z kolei jej odbierało w jego oczach. Chociaż, jeśli za dużo by się nie odzywała, to może nadałaby się na na rozrywkę na raz czy dwa? O ile oczywiście nie zamierzała polecieć z ozorem od razu i na niego donieść, w wypadku takich planów musiałby się jej pozbyć od ręki. Postanowił że zagada, jednakże dłoń trzymał w kieszeni w której miał różdżkę - tak na wszelki. Kątek oka dostrzegł jakieś stworzenie i zorientował się że to cholerny jeż. Cokolwiek robił tu jeż, chłopak lubił zwierzęta. Tak czy siak, wracając do rudzielca - wypadało się zaanansować że przyszedł. - Yo. Z tego co wiem, to raczej nie wolno wam już wychodzić ze szkoły, mogę więc wiedzieć co tu robisz? - spytał jakby od niechcenia, bowiem wydawało mu się to dość dziwne że dziewczyna znajduje się akurat w pomieszczeniu gdzie schował sobie świstoklika i najwyraźniej czegoś szuka. Może Ministerstwo zgłupiało już na tyle, że przysyłało przeciwko niemu drobne dziewczynki? Wolałby nie - nie lubił walczyć z kobietami, więc konieczność potraktowania jej avadą nie należała do listy "rzeczy do zrobienia z drobnym rudzielcem". Szczególnie że była ruda - szkoda by było marnować, prawda? - Tłumacz się moja droga, tylko szybko jeśli łaska, jeszcze nie jestem nieśmiertelny więc nie mam całego dnia na wyczekiwanie odpowiedzi - dodał aby zapewnić ją że naprawdę nie ma całego dnia. Nie żeby miał coś znacznie lepszego do roboty, ale jeśli coś durnego chodziło jej po głowie, to wolał już samym stanowczym podejściem uświadomić ją że robi pieprzony błąd, który będzie brzemienny w skutkach. |
| | | Katarina Vento
| Temat: Re: Sypialnia Pon 03 Gru 2018, 13:36 | |
| Usłyszała intruza, gdy tylko przekroczył próg Wrzeszczącej Chaty - w końcu podłogi i właściwie wszystko inne skrzypiało tam przy najmniejszym ruchu. W pierwszym odruchu chciała się ukryć i przeczekać, potem uciec, a na sam koniec skomentowała to tylko prostym "idiotka" rzuconym pod nosem.Ukryć nie miała się gdzie, gdy wszystkie potencjalne zasłony stanowiły zdezelowany relikt przeszłości. Do tego jakikolwiek ruch najprawdopodobniej zdradziłby tak samo jej pozycję, co automatycznie wykluczało próby uciekania przed osobnikiem. Poczuła ukłucie stresu, gdy pomyślała o śmierciożercy, który wyłania się zza ściany, po czym ją atakuje. Nie należało tego opacznie zrozumieć, nie bała się popleczników Voldemorta przez swój brak czystej krwi czy porażała ją brutalność i śmiałość. Nie, po prostu członkowie tamtej strony barykady byli najbardziej prawdopodobną przyczyną szybkiej śmierci w takiej sytuacji - a nie było niczego na świecie, czego Katarina aż tak chciała uniknąć. Czekała więc z lekko uniesioną głową i typowym wyrazem twarzy, który nie wskazywał nijak, że przejmuje się swoim położeniem. Fakt, iż osoba, którą zobaczyła nie była jej obca uspokoił szybsze bicie serca tylko w połowie. O Grossherzogu wiele rzeczy mówili, pomimo ogromu plotek wiele związanych z obecnymi wydarzeniami brzmiało realnie, więc musiała brać pod uwagę, że z tym śmierciożercą mogla wykrakać. Najgorsze było to, że pomimo kojarzenia ex-Ślizgona z korytarzy, opowieści czy meczy to nie wiedziała nic a nic o tym, czego się po nim spodziewać. - Szukam szczęśliwego przedmiotu. - odpowiedziała ze stoickim spokojem, nie spuszczając wzroku z Gilgamesha. Znając plotki szczególnie części żeńskiej Hogwartu nadal nie rozumiała dlaczego tak często słyszała zachwyty na temat aparycji Niemca. Nawet będąc bliżej niż kiedykolwiek wcześniej stwierdzała, że do brzydkich nie należał, ale porażającej ilości ogłady też nie miał. Tym, co na dłużej przykuło jej uwagę był jego ubiór. Pomimo defektów emocjonalnych Vento miała gusta i upodobania jak każdy inny człowiek, a jak to mówią - "za mundurem panny sznurem". Zaczynała rozumieć skąd się wzięło to przysłowie, bo musiała oddać, że Gross prezentował się znacznie lepiej niż w szkolnej szacie, którą pamiętała. Nie trudno było zauważyć, że był szyty na miarę, a z racji, że Krukonka szczyciła się przede wszystkim swoimi zdolnościami obserwacyjnymi to była oczywiście przede wszystkim wzrokowcem. Nagle w jej głowie coś zaskoczyło. W oczach pojawił się błysk podobny do chłodnej, błękitnej błyskawicy, a tęczówki wróciły na stałe na spotkanie ze spojrzeniem starszego ex-ucznia. Pozostała mimika twarzy czy jeżyk ciała nie zmienił się ani o odrobinę, ale i tak ciężko było mówić tutaj o dyskretnym ukryciu zainteresowania. - "Jeszcze" - powiadasz. - powiedziała powoli i ciężko było stwierdzić czy mówiła do siebie czy do niego.Gilles de Jeż również zauważył intruza na swoim nowym i chwilowym terytorium. Powoli, ostrożnie podszedł w jego pobliże, po czym zaczął okrążać, nic nie robiąc sobie z tego, że jego małe kolczaste gabaryty nie dodają mu grozy, wręcz przeciwnie. - Mówisz tak jakby to była tylko kwestia czasu. Prawdopodobnie Gilgamesh nie był przyzwyczajony do tego, że ktoś wpatruje się w niego tak intensywnie, a jedynym co towarzyszyło obserwatorowi była chciwość, żądza stricte intelektualna, zwana potocznie ciekawością. |
| | | Gilgamesh von Grossherzog
| Temat: Re: Sypialnia Pon 03 Gru 2018, 13:59 | |
| Pierwsze co przeszło Gilgameshowi przez myśl to "what the fuck", bowiem czymkolwiek był szczęśliwy przedmiot, to nawet jeśli chodziło o podpierdolenie mu świstoklika, to jednak było to określenie zgoła specyficzne. Nie dał po sobie poznać jak bardzo go to zaskoczyło, ale pod przykrywką spokojnego oblicza, w środku tańcowało mu zmieszanie z lekką potrzebą odsunięcia się i wyjścia. - Hmm, rozumiem. Szczęśliwe przedmioty są niesamowicie ważne w życiu każdego czarodzieja. Co prawda nie wiem jaki jest mój na dzień dzisiejszy, ale...hmm, dzisiaj już mam wystarczająco szczęśliwy dzień. Tak. A jaki jest Twój? - spytał, absolutnie nie wiedząc o czym do cholery mówi, jednakże uznał że będzie udawał że doskonale wie o co chodzi. W końcu musiał utrzymać jej zainteresowanie na sobie - szurnięta czy nie, to dalej drobna, ruda niewiasta prawda? Takie zawsze miały w sobie pewien potencjał w rozbudzaniu jego ciekawości. Szczęśliwego przedmiotu, na litość Grosską, czy to nie były przypadkiem jakieś wróżbiarskie bzdety? Ech, a co tam, niech sobie lubi takie pierdoły, ale jak zacznie mu wróżyć z jąder kozła to on wychodzi. Szczególnie że nie wierzył w szczęście, a jeśli już - wiedział że ma go pod dostatkiem, bo urodził się jako on - wystarczy spojrzeć w lustro by wiedzieć że szczęścia to ma w nadmiarze. Zauważył też pewną specyficzną reakcję na swoje następne słowa. Nie do końca wiedział jak to odebrać szczerze mówiąc, dopóki dziewczyna nie odezwała się ponownie. W międzyczasie wyłapał też że jeżyk krąży dookoła niego jakby coś chciał. Bezceremonialnie przykucnął, wziął stworzonko na ręce, podniósł na wysokość oczu i rzekł: - Cześć koleżko. Jak Cię zwą? Oczywiście nie spodziewał się że jeż mu odpowie, ale to nie było ważne. Po prostu wiedział że z jakiegoś powodu, jego prosta wzmianka wzbudziła zainteresowanie uroczego rudzielca, co więc rozumiało się samo przez się - postanowił kazać jej chwilę zaczekać na odpowiedź. Prosta gierka psychologiczna, a zazwyczaj skuteczna, chociaż fakt faktem sam nie wiedział co niby chciał osiągnąć. Nawet on nie spodziewał się żadnego szczęśliwego zakończenia tego małego spotkania. Leniwie wrócił wzrokiem do dziewczyny i nawiązał kontakt wzrokowy. - To jest kwestia czasu, po prostu nie wiem który sposób bardziej mi odpowiada. Alchemiczny wydaje się zdecydowanie przyjemniejszy, jednakże prawie niewykonalny. Z kolei drugi jest...meh. Szkodzi zdrowiu i urodzie. Z tego też względu nie wiem na co się zdecydować. A czemu pytasz? - rzucił jakby od niechcenia. |
| | | Katarina Vento
| Temat: Re: Sypialnia Pon 03 Gru 2018, 14:33 | |
| Ciężko jej było ukryć zdziwienie, gdy wzmianka o szczęśliwym przedmiocie nie spotkała się z reakcję w stylu "halo, czy to oddział zamknięty Munga" albo krótkie "wychodzę". Ba, mało tego jej rozmówca zdawał się posiadać chociaż minimalną dawkę informacji w tym zakresie, co tym bardziej odnotowała pod swoją rudą czupryną. Nie trzeba było jej dwa razy powtarzać, zamierzała korzystać z okazji, póki ktoś dobrowolnie godzi się na odkrycia tajników kart i ścieżek gwiazd, które dla większości laików na zawsze pozostaną niezbadane. - Obraz. Wolałam poszukać tutaj bardziej praktycznych gabarytów i najlepiej bez rozgadanego lokatora. - odpowiedziała, po czym zgarnęła obszarpany kawał zasłony i przetarła nim podłogę. Nie była to najlepsza ścierka, ale w obecnych warunkach miała okrojone pole do manewru. Przyklęknęła, wyciągnęła z małej sakwy talię kart i bardzo sprawnie je przetasowała. Na moment przymknęła oczy z dłonią zawieszoną nad nimi wybrała kilka z rożnych miejsc w talii, po czym wyłożyła przed sobą. Analizując wynik wróżby przygryzła dolną wargę. - Nieśmiertelnik, najlepiej podniszczony. - odpowiedziała krótko, po czym zebrała karty ponownie w całość i schowała, podnosząc się z kolan. Na jej ustach pojawił się cień pół-uśmiechu. - Ciekawy wynik w tej sytuacji. Gilles de Jeż oczywiście próbował się wymknąć, ale tutaj zaważył refleks, który nie zdziwił Katariny, biorąc pod uwagę, że Gilgamesh był w drużynie quidditcha. Mała kolczasta kulka oburzenia manifestowała swoje emocje fucząc na delikwenta, będąc faktycznie formą okrąglutkiego kasztana, którego anomalią był jedynie ryjek - zapewne wyrzucający z siebie groźby i przekleństwa trzy pokolenia wstecz. - Gilles de Jeż. - odpowiedziała znów krótko, rzeczowo, czekając na reakcję Grossherzoga. Pozytywnie zaskoczył ją już w temacie wróżb, czemu by nie zobaczyć jak z jego wiedzą historyczną. Szybko jednak wróciła myślami do tematu, który obecnie grał w tej rozmowie pierwsze skrzypce - nieśmiertelność. Czyżby właśnie ten typ stojący przed nią naprawdę znał nie jeden a kilka sposobów na jej osiągnięcie? Czy mówił o sposobie alchemicznym? Dlaczego o tym nie wiedziała z jej wiedzą z dziedziny eliksirów? Cięższa lektura do siódmej klasy? Tak, to by miało sens, w końcu tematyka przedłużania życia nie była zbyt popularna - lub sam eliksir najprawdopodobniej jest bardzo ryzykowny w przygotowaniu, kosztowny, składników zapewne ze świecą szukać - stąd wzmianka o tym, że jest prawie niewykonalny. A pozostałe? Chciała wiedzieć. Musiała wiedzieć. Taka okazja mogła się więcej nie trafić. - Widzę, że masz jakąkolwiek wiedzę z tego zakresu. Zapisy badań? Księgi? Wspomnienia? - przez moment zawahała się, po czym ostrożnie acz bez cienia strachu czy wstydu dodała: - Czego chcesz w zamian za udostępnienie tych źródeł? Cichy głosik zwany instynktem podpowiadał, że stopień ryzyka zwiększa się w miarę postępowania tej rozmowy i Katarina to przyjmowała do wiadomości. Jednocześnie wiedziała, że wciąż istniała szansa, że Gilgamesh mówił prawdę - co gdyby odrzuciła taką okazję ze strachu? Prawdziwy mag nie powinien się bać przekraczania granic, które przecież leżały w zakresie jego magicznej natury. Instynkt to jedno, ryzyko i eksperymenty to jednak czynniki, które pozwalają na rozwój. |
| | | Gilgamesh von Grossherzog
| Temat: Re: Sypialnia Pon 03 Gru 2018, 15:02 | |
| - Obraz? Mogę Ci jakiś sprezentować, w ramach ocieplania wizerunku. Krąży o mnie wiele nieprzychylnych plotek - mruknął bez przekonania, po czym oblał go zimny dreszcz gdy zobaczył jak dziewczyna wyciąga karty. Nie dał tego po sobie poznać, ale coś podpowiadało mu że pora uciekać. Gdzieś z tyłu głowy już słyszał "ponurak Grossherzog, ponurak". Przypomniał sobie dlaczego przestał uczęszczać na wróżbiarstwo. Zaczynał wątpić że cokolwiek z tej dziewczyny pociechy mu przyjdzie. Był w stanie prawie stuprocentowo wypowiedzieć się że jeśli ma do czegokolwiek dojść, to będzie musiał wytężyć wszystkie swoje kombinatorskie możliwości. Chyba aż tak mu nie zależało...chociaż, takie wyzwanie...a może faktycznie lepiej sobie pójść? Cholera, niech pokręci tych wszystkich pieprzonych Krukonów, komplikują nawet najprostsze rzeczy. - Nieśmiertelnik mówisz? Tak, to ma perfekcyjny sens. Nawet nie znając grząskich ścieżek przeznaczenia, dobrałem strój adekwatnie do sytuacji. Zupełnym przypadkiem. A może... - powiedział i sprytnie się uśmiechnął, udając że doskonale wiedział o tym od początku czy jakieś inne pierdoły. A co, niech jest przekonana że doskonale rozumie to co właśnie zrobiła, mimo że dla niego była to totalna głupota. Nauczył się jednak już dawno, że niedobrze jest krytykować kobiece pasje i inne takie pierdoły, więc postanowił zachować dla siebie opinię o wróżbiarstwie. - Gilles de Jeż? Naprawdę? - spytał. Źle mu się to nazwisko kojarzyło, więc odstawił jeżyka na ziemię - Chciałbym tylko zaznaczyć że jestem pełnoletni, więc panie Gilles, nic z tego nie będzie - rzucił pół żartem pół serio. Dobrze przeczuwał że wzmianka o nieśmiertelności była tym co tak bardzo ją zainteresowało. Czyli jednak miał pole do manewru, wspaniale. Skoro już pojawiła się opcja, musiał tylko sprawdzić jak naiwna jest niewiasta. Jednakże jego zmysł podpowiadał mu, że da sobie radę z tym zadaniem. Teraz wystarczyło nie palnąć nic głupiego. - Chyba nie myślisz że będę Ci opowiadał o tym coś więcej, w miejscu gdzie każdy może podsłuchać, moja droga. Ostrożności to was chyba w Hogwarcie nie uczą - powiedział i prychnął, niby oburzony. Podszedł do niej bliżej, przysunął się na tyle że zapewne bez problemu mogła wyczuć jego naturalny męski zapach, wzmocniony tytoniem i drogimi, włoskimi perfumami. - Mam księgi. Znam też osobiście parę osób. Wszystko jednak w moim natywnym języku, niemieckim. Nie wiem czy go znasz, jednakże może i mógłbym to przetłumaczyć, lecz nie tutaj. Jedyne bezpieczne miejsce to mój zamek. Jeśli wybierzesz się ze mną, to może uchylę Ci rąbka tajemnicy przy kieliszku wina czy czego byś tam się chciała napić. W zamian wystarczy mi możliwość podyskutowania z kimś inteligentnym, być może kilka doświadczeń naukowych. Rzadko zdarza mi się spotykać niewiasty miłe dla oka a zarazem nieszkodzące umysłowi, więc chętnie podzielę się wiedzą - powiedział bardzo cicho, jakby naprawdę obawiał się że ktoś go podsłucha. Odsunął się trochę. - No i oczywiście jeżyk też dostanie coś dobrego. Mam owoce, na upartego robaki też mu skrzaty mogą w ogródku nazbierać. Jeśli lubi ser pleśniowy, to tego mam pod dostatkiem - dodał już znacznie głośniej - To jak? Mój świstoklik przeniesie nas do kompendium wiedzy. Co Ty na to? - spytał i podszedł do dywanu i uchylił go, ukazując...podniszczony nieśmiertelnik. O ironio, może jednak coś w tym było? W końcu wszystko wydawało się proste, owieczka sama szła na rzeź, prawda? |
| | | Katarina Vento
| Temat: Re: Sypialnia Pon 03 Gru 2018, 15:29 | |
| Wzmianka o podarowaniu obrazu była kusząca, ale to już skwitowała wyraźnym pół uśmiechem, który mówił tyle co "tak, tak, dziecko". Wiedziała akurat, że jego ród należało do jednych z najstarszych i bogactwa mu nie brakowało, ale nie widziała powodu, by chciał od tak sprezentować coś takiego osobie, której właściwie nie znał. Plotki zupełnie inaczej przedstawiały tego oto jegomościa i o ile brała pod uwagę, że działały raczej jak głuchy telefon to w każdej bajce jest ziarno prawdy. Uwaga o nieśmiertelniku brzmiała już trochę lepiej i powoli Vento zaczęła się zastanawiać czy Grossherzog faktycznie nie ma jakiś podstaw z wróżbiarstwa. O ile ubiór bardzo przypadł jej do gustu tak nie widziała nigdzie owego nieśmiertelnika, choć w tym wypadku jego umiejscowienie pod odzieniem miałoby zasadność. Uniosła brwi w uznaniu, gdy ex-Ślizgon przeszedł test z historii, a Gilles de Jeż od razu popędził w pobliże swojej właścicielki, fucząc dziko podczas całej drogi. Przystanął tyłem do bezczelnego Niemca jakby w ten sposób chciał mu dać do zrozumienia gdzie go może cmoknąć. - Wyglądasz na tyle młody, że z wysokości podłogi mogłoby mu się pomylić. - rzuciła z lekkim rozbawieniem, przenosząc ciężar ciała na lewą nogę i zakładając ręce na piersiach. Środki ostrożności Gilgamesha miały w głowie Katariny sens, szczególnie, że doskonale wiedział jak wyglądają obecnie względy bezpieczeństwa w Hogwarcie i na terenach okolicznych. Musiała się zgodzić, że dyskutowanie o tak ważnych sprawach, gdzie każdy szczegół był na wagę złota nie jawiło się jako najmądrzejsze. Poza tym gdyby jakiś patrol aurorów przerwał jej w najważniejszym momencie to poważnie by się zastanawiała czy nie żałuje, że nie wzięła fiolki z kwasem by w nich rzucić. Ewentualnie benzyna i ogień, to też byłoby adekwatne do poziomu frustracji jaki były osiągnęła rudowłosa. Mimowolnie jej mięśnie się napięły, gdy Gross potszedł blisko niej, a jej nozdrza uderzył ostry zapach. Z początku miała ważenie, że zaraz kaszlnie, ale ostatecznie powstrzymała się i stwierdziła, że gdyby perfumy były mniej intensywne to pachniałyby naprawdę przyjemnie. Księgi. Informacje. Sposoby. Już widziała jak jej odbicie Ein Eingarp staje się na wyciągnięcie ręki. A co jeśli to pułapka? Wyobraźnia podsuwała wiele nieprzyjemnych obrazów, od niektórych żołądek mógłby się zamienić w bryłę ołowiu - mimo to Krukonka musiała przyznać sama przed sobą, że z kolei nie spojrzy już w żadne lustro, jeśli do końca życia będzie ją zżerać niepewność czy aby nie była to szansa jedna na milion. Zanim zdążyła sformułować odpowiedź ten jeszcze dodał o największych grzechach jeżowego łakomstwa. Gilles aż podskoczył w miejscu, po czym spojrzał na Gilgamesha. Potem na Katarinę, znowu na niego - i bardzo energicznie próbował chwycić czubek buta dziewczyny, ale gdy to przedsięwzięcie okazało się totalną klapą ustawił się tuż za nią i podjął próbę pchnięcia jej w stronę Niemca. Spojrzała na kolczaka z uśmiechem zmieszanym z politowaniem, po czym westchnęła i już zupełnie poważnie wbiła spojrzenie w oczy swego rozmówcy. - Prowadź. Pod warunkiem, że to nie bilet w jedną stronę. Gdy jej oczom ukazał się nieśmiertelnik pod dywanem na jej twarzy odmalował się cień dumy zmieszanej z czymś na kształt "a nie mówiłam".
z/t x2 |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Sypialnia | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |