Temat: Małżeństwo kontrolowane Sob 21 Maj 2016, 22:17
Opis wspomnienia
Przypowiastka o tym, że nie należy podsłuchiwać.
Osoby: Hadrian i Bella
Czas: 1969
Miejsce: Hogwart
Stała pod drzwiami, podglądając rodziców w sypialni przez dziurkę od klucza. Robiła to bez obaw, że zobaczy coś, czego nie powinna, w końcu jak każda nastolatka była przekonana o tym, że jej rodzice są już zdecydowanie za starzy na seks i w sumie w ich wykonaniu byłoby to zupełnie niewłaściwe. Przycisnęła palec do ust i groźnie zmarszczyła brew, nakazując w ten sposób Narcyzie milczenie. Jej ukochana siostrzyczka była zdenerwowana, podekscytowana, co skutkowało nerwowym śmiechem. Co chwile domagała się też informacji, co Bella widzi. Zakradły się tutaj w celu zdobycia informacji o urodzinowych prezentach. Rodzice nie użyli zaklęcia wygłuszającego, prawdopodobnie nie wierząc, by ich niemal dorosłe córki zachowywały się tak niedojrzale. Grube, dębowe drzwi były zresztą dość dobrą gwarancją prywatności, bo panienki Black słyszały tylko co drugie słowo. Okazało się, że jej tegorocznym prezentem będzie przyszły mąż. Przynajmniej tak wynikało z rozmowy. A Bellatrix tak ładnie prosiła mamę o te śliczne, czarne buciki z guziczkami. Udało jej się nawet usłyszeć imię nieszczęsnego kandydata. Hadrian. Prychnęła niczym rozzłoszczona kotka i już kładła dłoń na klamce. Wejdzie tam i powie rodzicom, co myśli o tym niecnym knuci za swoimi plecami, a przy okazji zasugeruje, że wolałaby jednak buciki niż tego Hadriana. Powstrzymało ją jednak dziwne przeświadczenie, że rodzice nie tylko nie dopuszczą jej do głosu, ale zrobią jej kazanie na temat podsłuchiwania. Sama załatwi tę sprawę.
- E… nie wydaje ci się dziwne, że ta od Blacków ciągle za tobą łazi? – mruknął jeden z uczniów, kiedy szli korytarzem na zajęcia. Zerknął sugestywnie przez ramię, a już po chwili z zaciętą miną przeszła obok nich wspominana dziewczyna, udając, że w ogóle nie patrzy w ich kierunku. - Od dwóch tygodni. Powiedziałbym, że się zakochała, ale stary… ona ma minę, jakby planowała morderstwo – Rzeczywiście. Hadrian coraz częściej widywał Bellę w swoim pobliżu, a nawet często czuł się przez nią bezczelnie obserwowany. Raz nawet, ktoś ukradł mu notatki i płaszcz. Między rozeźloną nastolatką, a psychopatką jest naprawdę niewielka różnica. Panna Black nie pałała wtedy jeszcze żądzą mordu, a poznania. Nie buntowała się przeciw zaplanowaniu małżeństwa. Buntowała się przeciw temu dziwnemu, niestosownemu kandydatowi, który spędzał zdecydowanie za dużo czasu w bibliotece, prześlicznie pisał, a rękawy płaszcza miał brudne od atramentu. Pachniał też kurzem, mydłem i starymi książkami. Łaziła za nim bez przerwy, próbując się dowiedzieć o nim wszystkiego. Kolekcjonowała argumenty przeciw temu szalonemu małżeństwu.
Tak jak teraz. Siedziała naprzeciw niego w bibliotece i udawała, że pilnie odrabia pracę domową. Gdyby jednak ktoś spojrzał jej przez ramię, to szybko zorientowałby się, że rysuje raczej karykaturę tego chłopaka w dziwacznym stroju i z wielką głową. Co jakiś czas zerkała na niego spod burzy czarnych, gęstych włosów, ale równie dobrze spojrzenie mogła kierować na otwartą przed nią księgę. Hadrian czuł, jak czubek jej bucika, co jakiś czas trąca go pod stołem w łydkę, gdy dziewczyna zupełnie nieświadomie machała stópką.
Gość
Temat: Re: Małżeństwo kontrolowane Wto 24 Maj 2016, 15:51
Panicz Rosier był śledzony. Śledzony namiętnie i niekoniecznie subtelnie, a co gorsze, kompletnie nie rozumiał, co też mogło przyjść do głowy Bellatrix Black, że nagle uznała go za odpowiedni obiekt do ulokowania zainteresowania. Przecież nawet ze sobą nie rozmawiali podczas tych głupich, nikomu niepotrzebnych bankietów, na których czystokrwiste rody miały jakoby zacieśniać między sobą więzi. Dorośli może faktycznie korzystali z nich w ten sposób, ale Hadrian nawykł raczej zaszywać się w kątach, kiedy reszta konwersowała, wymieniała się uwagami na temat aktualnej sytuacji politycznej – no chyba, że Rosier senior wybitnie się uparł, że jego pierworodny musi choć przez chwilę wziąć udział w tym przedstawieniu. Pech niestety chciał, że tenże pierworodny w dużej mierze odziedziczył charakter po dziadku, krnąbrnym, bezkompromisowym człowieku, który dobitnie okazywał niezadowolenie, jeśli coś szło nie po jego myśli. I o ile w przypadku Hadriana wychowanie nieco złagodziło te cechy, tak nie wyciszyło ich zupełnie, dokładnie trzykrotnie skutkując złośliwym komentarzem skierowanym ku jednemu z arystokratów tak wyczekująco wpatrujących się w przyszłą głowę rodu. Ojciec trzy razy dał mu szansę się wykazać, a potem zaprzestał, dochodząc najwyraźniej do wniosku, że z tego syna już raczej nic dobrego nie wyrośnie – a przynajmniej nie to, czego mógłby sobie życzyć po swoim spadkobiercy i następcy. A grzebiąc w zakamarkach pamięci, Hadrian miał z Bellatrix do czynienia tylko raz, gdy byli sobie przedstawiani - musiał ją wtedy ucałować w wąską rączkę gromiony spojrzeniem Rosiera seniora. Nie wspominał tego faktu w żaden szczególny sposób, póki panna Black nie zaczęła mieć z niewiadomego powodu obsesji na jego punkcie. Może i był niezwykle bystry, ale przynależność do płci teoretycznie brzydszej i zapatrzenie w książki doskonale kamuflowało przed nim dłuższe spojrzenia Ślizgonki, nie wzbudzając absolutnie żadnych alarmów. Podejrzenia i marszczenie brwi pojawiło się w momencie, gdy zostawił na chwilę płaszcz wraz z notatkami z całego dnia przy zagrodzie z hipogryfem, pod okiem nauczyciela lepiej zapoznając się ze zwierzęciem poza zajęciami. No dobrze, wcale nie był zadowolony, był wręcz wściekły, gdy zorientował się, że jego rzeczy zniknęły, ale nie przypisywał tej zbrodni nikomu konkretnemu. Dopiero następnego dnia przy śniadaniu przypadkiem napotkał spojrzenie wbijane w siebie znad miski owsianki – spojrzenie czujne i intensywne, które wypaliłoby mu z boku głowy dziurę, gdyby do tej operacji nie była wymagana różdżka. Potem poszło już z górki. Mogła sobie obserwować, póki nie podrzucała mu myszy pod wejście do krukońskiej wieży jak czyniły to wszystkie kotowate – Hadrianowi to zainteresowanie najzwyczajniej w świecie wisiało i powiewało. Do momentu, w którym Bella zbliżyła się ze swoimi czarnymi lokami i niecierpliwymi nóżkami na tyle, by przeszkadzać mu w nauce. Zajęty studiowaniem wyjątkowo ładnie rozrysowanego schematu widłowęża, panicz Rosier siedział zgarbiony, podpierając brodę na dłoni i starając się jak najwierniej zapamiętać każdą z linii na rysunku, gdy coś trąciło go w łydkę. Raz. Drugi. Trzeci. Z częstotliwością wskazówki tykającej równo i nieustępliwie w starym zegarze. Marszcząc brwi, co jak wielokrotnie słyszał, nadawało jego twarzy wyjątkowo nieprzyjemnego, dziwnie ptasiego wyglądu, Hadrian usiłował zignorować siedzącą naprzeciwko dziewczynę, której ciężkie perfumy od dłuższej chwili natrętnie kręciły mu w nosie. Ją i jej zapewne zgrabną stópkę bujającą się pod blatem. Czy to miał być jakiś nowy sposób na podchody promowany w pismach typu Czarownica? Bo jeśli tak, to w jakiś pokrętny sposób dawało to pożądany skutek – Krukon wreszcie wbił ciemne spojrzenie w twarz panny Black, nie wracając już do studiowania swojej interesującej ryciny. Nie mógł jej niestety wynieść z biblioteki, a gdyby zmienił miejsce, miał przeczucie graniczące z pewnością, że adoratorka przeniosłaby się razem z nim. Na wypadek gdyby Bella udała, że absolutnie nie zauważa jego wzroku, również poruszył nogą, trącając jej łydkę dokładnie w ten sam sposób, który praktykowała i ona.