IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Privet Drive 13 - Familia Rowanów

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : 1, 2  Next
AutorWiadomość
Marco A. Rowan
Marco A. Rowan

Privet Drive 13 - Familia Rowanów Empty
PisanieTemat: Privet Drive 13 - Familia Rowanów   Privet Drive 13 - Familia Rowanów EmptySob 09 Kwi 2016, 23:43

Privet Drive 13 - Familia Rowanów Image_normal

Cytat :
Mieszkanie takie samo jak wszystkie inne na osiedlu. Jedyna różnica to mniej zadbany ogródek i inny numer na drzwiach. W ciągu dnia panuje tutaj cisza jak makiem zasiał. Wieczorami i wczesnym porankiem widać tutaj Marco, a w weekendy Kaia. Rzadziej innych. Rowanowie nie są głośnymi sąsiadami, w przeciwieństwie do pewnej staruszki mieszkającej w bliźniaczym budynku obok Rowanów.
Gość
avatar

Privet Drive 13 - Familia Rowanów Empty
PisanieTemat: Re: Privet Drive 13 - Familia Rowanów   Privet Drive 13 - Familia Rowanów EmptyNie 10 Kwi 2016, 00:42

Coś trzasnęło, świsnęło i na ulicy przy Privet Drive 13 pojawiła się kobieta. Naturalnie, nikt postronny nie zwrócił na nią uwagę, a ta jak gdyby nigdy nic ruszyła przed siebie.
Był wczesny wieczór. Latarnie tliły się słabym światłem, przez co panował dookoła półmrok. Przynajmniej jedne okna przy numerze trzynaście były rozświetlone. Musiał być w domu, przecież upewniała się, że będzie. Coś jej mówiło, że szpakowaty mężczyzna z Administracji Wizengamotu, gdzie najszybciej szło pozyskać czyjeś dane osobowe, bardzo szybko upomni się o swoją przysługę, aczkolwiek cel uświęca środki. Zwłaszcza taki.
Kobieta nie pojawiła się tutaj sama. Trzymała nosidełko, w którym z kolei słodko spał Matthew oraz niewielką walizkę, a w niej niezbędne i podręczne rzeczy, bez których się z kolei nigdzie by się nie ruszyli; wymęczony, wymemłany oraz ośliniony ogniomiot chiński, Baśnie barda Beedle’a, butelka, smoczek, pieluchy... Długo zbierała się do tego, aby wykonać ten pierwszy krok. Jeszcze dłużej zajęło jej zebranie się w sobie, pójście za ciosem. Bo choć Moira nie miała w zwyczaju wycofywać się z raz podjętej inicjatywy, z tą męczyła się i uginała kolana pod naporem natrętnych myśli.
To nie było sprawiedliwe. Nie ona jedna zachowała się tej nocy skrajnie nieodpowiedzialnie. Nie ona jedna winna mierzyć się z konsekwencjami. Owszem, mogłaby żyć dalej jak gdyby nigdy nic, tyle że Matthew miał jego oczy. Nie jej, a jego. Bezczelna ironia losu.
W końcu Moira zdała sobie sprawę, że stanowczo zbyt długo tkwi na chodniku, jakby zatrzymała się tutaj tylko po to, aby przyjrzeć się równo przystrzyżonemu trawnikowi. Zmusiła się do tego, aby postawić jeden, drugi krok, a dalej już jakoś poszło. Żwawo pokonała odległość, która dzieliła ją od drzwi. A tam ponownie zastygła.
Nie czuła się komfortowo, kiedy tak stała na progu jego domu, z ręką minimetr od dzwonka bądź kołatki; jej duma obraziła się, czując się głęboko dotkniętą. Będzie musiała się z tym pogodzić, prawda? Nabrała w końcu powietrza w płuca i zapukała. Raz, a jeśli długo nie było żadnej reakcji ponownie. Dziś, teraz lub nigdy. Specjalnie stała tak, że kiedy ktoś - a miała nadzieję, że będzie to jednak on - otworzy drzwi na naturalną szerokość, zobaczy tylko ją. Nosidełko odłożyła ostrożnie obok, nie rzucało się w oczy, a że Matthew wciąż spał, nie było go również słychać.
Marco A. Rowan
Marco A. Rowan

Privet Drive 13 - Familia Rowanów Empty
PisanieTemat: Re: Privet Drive 13 - Familia Rowanów   Privet Drive 13 - Familia Rowanów EmptyNie 10 Kwi 2016, 00:57

Pierwszy raz od dawna wydarzało się mu wolne popołudnie, które obecnie było wolnym wieczorem. Marco spędzał je na porządkowaniu ubrań, dokumentów, książek i pamiątek. Niedawno się z Kaiem tu przeprowadzili i choć Rowan mieszkał tu od jakiegoś czasu, wciąż było w środku widać, że trwają jeszcze końcówki przeprowadzki. Nie spodziewał się gości, choć nie zdziwiłby się, gdyby miał dziś gościć Sebastiana czy Aleca. Obaj mieli tendencję do składania niezapowiedzianych wizyt, a więc Marco był przygotowany na taką ewentualność. Nie żeby miał coś przeciwko spokojnemu wieczorowi. To sowa poinformowała go o przybyciu gościa. Uśmiechnął się do ptaszyska.
- A nie mówiłem? Rowanowie nie mają spokojnych wieczorów. - pogłaskał ptaszysko po skrzydle i żwawym krokiem ruszył do drzwi. Nawet będąc w mieszkaniu był odziany w garnitur. Tutaj pozwolił sobie na zdjęcie marynarki i podwinięcie rękawów. Tatuaże były dzisiaj spokojne i nie mrowiły skóry w pomysłach wędrowania sobie po ramionach. Czasami ich magia irytowała.
Mężczyzna otworzył drzwi na oścież, przygotowując na ustach uśmiech i słowa 'Wiedziałem, że zaraz przyjdziesz'. Widząc przed sobą Rosjankę, odchylił głowę w niemym zaskoczeniu.
- Moira? Co ty tutaj robisz? Nie spodziewa... - urwał, bo jego wzrok padł niżej. Musiał paść, przecież to nie film, w którym bohater pozostaje błogo nieświadomy aż do samego końca. Widział nosidełko, a tam zawinięte, ciche dziecko. Chwila. Dziecko? Moira z dzieckiem stała w progu drzwiach jego nowego mieszkania?
Jeśli ktokolwiek kiedykolwiek widział oniemiałego Marco, powinien zobaczyć go teraz. Skamieniał, zamienił się w zimny posąg, którego nie sposób ruszyć z progu drzwi. Trzymał rękę na klamcę i nie puścił jej, zapominając jak się rozluźnia palce czy jakiekolwiek mięśnie ciała. Skurczyły się wszystkie gwałtownie, unieruchamiając Marcusa naturalną Drętwotą. Nie drgnęła nawet powieka. Wydawało się, że klatka piersiowa się nie unosi w oddechu. Nienaturalnie wyprostowany, w ciemnym garniturze popadł w głęboki stan szoku. Nie potrafił z niego wyjść i się otrząsnąć, nie wspominając o mowie, gościnności, uprzejmości. Nie wyraził szoku inaczej niż kilkuminutowe, przeciągające się wciąż tkwienie w jednym miejscu. Tylko gałki oczne przenosiły się z twarzy Moiry na buzię bobasa. Marco patrzył na jedną osobę i na drugą, a jego mina nie wyrażała nic, do czego Rosjanka mogłaby się odnieść. Można było do niego mówić, trząsać nim, dźgać, rzucać Avadę Kevadę w sąsiedztwie, a Rowan stał jak stoi, jak słup soli. To dźwięk, to kwilenie bobasa wywołało w mężczyźnie bodziec, zmuszający go do gwałtownego zaczerpnięcia powietrza. Zgarbił ramiona, cofnął się i wpuścił oboje do środka mieszkania. Zamknął drzwi i dopiero wyrwanie z szoku wywołało odpłynięcie krwi z twarzy, nagłe pobladnięcie i drżenie rąk. W pierwszej chwili chciał uciec i stwierdzić, że to nie prawda i że bardzo się pomylił w interpretacji obecności Moiry i dziecka w nosidełku. Ale nie, widział jej wyraz twarzy. Marco bał się spojrzeć jeszcze raz na bobasa. Przed oczami pojawiło się wspomnienie sprzed dwóch lat. To było tak dawno temu, jedna noc, po której mieli się już nigdy nie zobaczyć. Przynajmniej on jej nie widział, czasami mu tylko mignęła na korytarzu Ministerstwa Magii. Była tylko miłym wspomnieniem i oboje naturalnie nie wchodzili w głębszą relację. Nie spodziewał się czegoś takiego. Gdyby ktoś powiedział mu wcześniej, że w drzwiach Privet Drive 13 stanie przed nim Moira z dzieckiem, uśmiechnąłby się wyrozumiale i współczująco, polecając dobrego uzdrowiciela Munga. Na przykład doktor Silver, dobrą kobiecinę, jeśli chodzi o leczenie urazów głowy.
Serce miał mniej więcej na wysokości gardła, tak samo jak żołądek, trzustkę, śledzionę i resztę wnętrzności związanych w jeden wielki supeł. Rzeczywistość spadła na niego jak ogromny głaz, zgarbiła jego ramiona i postarzała gwałtownie twarz. Rowan nie potrafił wydusić z siebie ani jednego słowa mimo, że Moira wyraźnie czekała na jakąkolwiek sensowną reakcję. Niestety Marco jeszcze się nie pozbierał i minie sporo czasu zanim zdoła przetrawić wiadomość. Nie chciało mu się w to wierzyć. On, Marcus Rowan po prostu wpadł? On, który tak rzadko pozwalał sobie na przelotną noc w przypadkowych ramionach? Tak, noc z Moirą była przypadkiem i chwilową słabością, nie ma co ubierać w ładne słówka brutalną prawdę. Uniósł zimną rękę do ust, a drugą dłonią wskazał kobiecie krótki korytarz, aby weszła wgłąb mieszkania. Nie patrzył na niemowlę, bo chyba się bał stanąć z nim twarzą w twarz. Nie od razu za nimi poszedł. Objął swoją głowę i ścisnął włosy, próbując nadaremnie ułożyć tysiąc myśli i jeszcze więcej pytań, na które była jasna odpowiedź: wpadka, czyli mają niezły problem. Oczywiście Marco się sam przed sobą zawstydził i będzie się wstydzić jeszcze długo przed przyjaciółmi. Szlachetny, perfekcyjny i przestrzegający zasad moralnych starszy Rowan dorobił się bękarta. Honor nie pozwalał mu zwiać gdzie pieprz rośnie, a naprawdę miał na to ochotę. Odpowiedzialność przed jaką stanął całkowicie odebrała mu mowę.
Upłynęły jakieś trzy minuty zanim ruszył się z przedpokoju. Nogi ciążyły, były jak z ołowiu i każdy krok kosztował go bardzo wiele sil. Ale musiał, musiał odpowiedzieć za to, co we dwoje narobili. Tylko jak ma odpowiadać, skoro nie jest w stanie nic powiedzieć? Co ma mówić? Mamy dziecko? Fajnie, pobierzmy się i załóżmy rodzinę! Do diaska, nigdy się tego nie spodziewał. To oznaczało, że musi przestać myśleć tylko o dobru Kaia, a skoncentrować się na swoim potomku i matce dziecka, wpleść ich w swoje życie i na stałe obdarzyć ich uczuciem. Kilka osób mówiło mu, że powinien już dawno założyć rodzinę, ale nie wyobrażał sobie tego w ten sposób!
Stanął w drzwiach saloniku, opierał się ramieniem o framugę i cały czas patrzył niemal przerażony na Moirę. Wydawało mu się, że to tylko czyjaś zdeformowana retrospekcja, a nie prawdziwe życie i mało subtelna niespodzianka. Potarł twarz, czoło, przetarł knykciami powieki, a i tak cokolwiek zrobił, w jego saloniku cały czas stała Moira z bobasem w nosidełku. Otworzył usta, wskazał na zawiniątko i podjął próbę wypowiedzenia jakiegokolwiek słowa. Na próżno, ręka opadła wzdłuż ciała, a gardło ścisnęło się i zablokowało. Nie miał innego wyjścia. Był czwartek, dzień tygodnia. Skierował się do szafeczek po drugiej stronie salonu, z głośno dudniącym sercem mijając stojącą Moirę. Wiedząc, że zachowuje się jak tchórz, ale dzisiaj był wyjątek i miał ku temu święte prawo. Wyjął z barku kwadratową szklankę i nalał do środka niewielką ilość ognistej whiskey. Inaczej nie odblokuje strun głosowych i będzie tak sterczał poprzez wieczność. Wlał do gardła łyk mocnego alkoholu i dopiero jak się wykrzywił, gdy whiskey rozpaliło przełyk, znowu zaczerpnął głębokiego oddechu. Głośno odstawił kieliszek z powrotem na miejsce, chowając alkohol na półkę. To Kai kupił kilka butelek alkoholu i trzymał je tutaj 'na wszelki wypadek'. Marco nie sądził, żeby kiedykolwiek musiał potrzebować pierwszej pomocy właśnie w takiej postaci. Gdy tchawica w końcu ożyła, mężczyzna odwrócił się do Moiry z przepraszającym wyrazem oczu.
- Przepraszam cię najmocniej. Jestem trochę zaskoczony twoim... waszym widokiem. - nie poznawał swojego głosu. Był ochrypły, zmieniony i dziwny, nie taki jakby sobie zażyczył. Trzy razy odchrząknął, przykładając pięść do ust.
- Domyślam się... ale... - zamknął oczy i usiłował ułożyć w myślach sensowne składne zdanie. - Nie jesteś tu bez powodu. Wiem co chcesz powiedzieć. - nawet on, człowiek, który nie miał nigdy do czynienia z tak miniaturowymi dziećmi, potrafił stwierdzić, że bobas ma co najmniej sześć miesięcy. To zbyt długo... powinien wiedzieć od samego początku. Nie wiedziałby co wtedy ma zrobić, tak samo jak nie wie co teraz powinien mówić, uczynić, ale należała mu się wiedza. Nie chciał takich niespodzianek, nie w ten sposób. Nawet na myśl mu nie przeszło naiwne "Masz dziecko? Gratuluję, kto jest ojcem i dlaczego przyszłaś właśnie do mnie?". O nie, wystarczyło jedno spojrzenie na bobasa, jedno skrzyżowanie wzroku, aby mieć pewność, że to prawdziwy mały Rowan. Ten kolor oczu, który miał on sam, Kai, jak ich ojciec. Od ojca do syna. Prawda wstrząsnęła nim jak nic nigdy dotąd. Miał spory problem, aby podejść do Moiry i dziecka. Stał przy komodzie i szafeczkach, gotów sięgnąć po jeszcze jedną porcję whiskey, jeśli poczuje, że nie jest w stanie nic mówić i myśleć. Iwan będzie musiał mu wybaczyć i przymknąć oko, jeśli rano będzie nieprzytomny i skołowany. Niecodziennie człowiek dowiaduje się po prawie dwóch latach, że jest ojcem.
- Do diabła, dlaczego przyszłaś dopiero teraz? - musiała go zrozumieć, że uniósł głos i spojrzał na nią surowiej, z wyrzutem. Obecnie nie był za bardzo w stanie powstrzymać rosnącej w trzewiach wściekłości i irytacji. To burzyło i zmieniało całe życie, a nie należał do osób, które uciekają od odpowiedzialności. Oczywiście przyzna się do malca, nazwie go swoim... dzieckiem, ale nie pogodzi się nigdy ze zwlekaniem i utrzymaniem go przed nim w tajemnicy. Tak się nie robi. Zacisnął mocno szczękę, czując, że lada moment wybije sobie przez to zęby. Rowan bardzo rzadko pozwalał sobie na okazanie zdenerwowania. Zawsze się kontrolował, słynął z opanowania i stoicyzmu. Przekonała się o tym między innymi Pheebs, gdy przez wiele lat chciała się z nim umówić na innej płaszczyźnie niż przyjaźń w pracy, a co ani razu nie przystał. Ale to? To skutecznie wytrąciło go z równowagi i była to pierwsza sytuacja, która do tego doprowadziła. Pierwsza od czterech lat, odkąd odnalazł Kaia i martwych rodziców w ruinach domostwa. Tym razem nie miał w zasięgu ręki Sebastiana. Ani Aleca, nikogo, kto podtrzymałby jego ramiona i wyprostował zgarbione barki. Musiał poradzić sobie z tym sam, jak na dżentelmena przystało. No cóż, to było trudniejsze niż przypuszczał. Wbił przenikliwy i pociemniały od emocji wzrok w tęczówki Moiry. Musiał otrzymać sensowne wytłumaczenie, jeśli ma za chwilę odzyskać równowagę ducha. Jeśli nie, najlepiej będzie, jeśli wyjdzie i uspokoi się z dala od tych dwóch istot.
Gość
avatar

Privet Drive 13 - Familia Rowanów Empty
PisanieTemat: Re: Privet Drive 13 - Familia Rowanów   Privet Drive 13 - Familia Rowanów EmptyNie 10 Kwi 2016, 11:16

Wstrzymała oddech, kiedy zamek przekręcił się w drzwiach. Musi rozegrać to sprawnie, w obawie, że w pewnym momencie stchórzy, obróci się napięcie i po prostu ucieknie. Dla Moiry wieczność otwierały się przed nią te drzwi. Ze zniecierpliwienia, ale też pod naporem chaotycznych uczuć, na zmianę zaciskała dłoń w pięść i rozluźniała palce.
Nie wiele się zmienił. Uderzył w nią ten szelmowski uśmiech – dokładnie taki sam, jaki zapamiętała - lekko rozczochrana fryzura i naturalnie elegancki garnitur. Był przystojny, inteligentny, wiele czarownik uśmiechało się do niego nieśmiało oraz skrycie wzdychało, a upartość Moiry, która powtarzała że w związku z tym nie pozwoli sobie zaproponować szklaneczki ognistego whisky, zgubiła ją pewnego wieczoru, czego owocem był Matthew.
- Cześć, Marco. Przepraszam, że przeszkadzam, ale…
W tym momencie dostrzegła, że spojrzenie mężczyzny pada nie tam, gdzie na wstępie powinno. Rozszerzone źrenice, wyblakłe tęczówki, jak i narastająca panika. Moira wypuściła powietrze ze świstem z płuc. To nie tak miało się potoczyć, jednakże przyparta do muru nie wiele mogła na to poradzić.
- … Musimy porozmawiać.
Dodała zrezygnowana. O czym? Ano właśnie o tym, a właściwie o kim, na kogo teraz patrzysz i nie dowierzasz własnym oczom. Trochę upłynęło, nim mężczyzna przypomniał sobie, że stoją na mrozie i wypadało zaprosić do ciepłego środka. Bez słowa chwyciła nosidełko, z kolei torbę zmusiła do lewitowania za nimi. Będąc już w korytarzu, zdjęła pośpiesznie płaszcz oraz przeczesała palcami mokre od drobinek śniegu włosy, a następnie rozpięła kurtkę już całkiem rozbudzonego dziecka. Musiało mu się podobać nowe otoczenie, bo woził zafascynowany oczyma za źródłami światła i wyciągał łapki, byleby tylko dosięgnąć ozdóbek tkwiących na szafkach. W pewnym momencie, kiedy akurat Moira nie patrzyła, udało mu się pochwycić długi szalik – prawdopodobnie Marcusa lub jego młodszego brata – i zaczął ciągnąć go, aż całkowicie nie wypełzł z rękawa. Cały roześmiany, wpakował wełnę do buźki.
Widziała, jak Marco dopada do barku, choć kroki stawiał jakby to nie były jego nogi. Słowem nie skomentowała to, jak szybki ubywa alkoholu w szklance. Właściwie w ogóle się nie odzywała. Milczała, palcami bębniąc o blat, mając tym samym na oku zbyt ciekawskiego Matthewa i samego Rowana. Choć z tym drugim rozmowa twarzą w twarz nie przychodziło lekko, swobodnie, wręcz czuła ucisk w gardle, jakby jakaś niewidzialna siła chciała powstrzymać jej słowa od wydostania się.
- Czyżby?
Zabrzmiało zbyt wrogo, niż powinno. Moira uniosła subtelnie brew. Mylił się, zakładając, że wie, czego może od niego oczekiwać. Sęk w tym, że tak po prawdzie niczego. Z jednym, małym wyjątkiem. Radziła sobie doskonale sama i po prawdzie nie zamierzała tego zmieniać. Nie zjawiła się w domu Marco, co by oznajmić, że od dzisiaj jesteś ojcem. Nic z tych rzeczy. Nie zamierzała wtrącać się w jego życia, a ingerować tylko w stopniu minimalnym. To nie ten moment, kiedy musi pośpiesznie zmienić wszystkie plany.
- Dla jasności, Marco. Nie jestem tutaj, bo jesteś mi coś winny. Właściwie w ogóle nie planowałam Cię nachodzić, ani uświadamiać, jednakże ostatnie wydarzenia wiele zmieniają…
Ostatnie wydarzenia należało interpretować jako wiszącą w powietrzu wojnę. Ministerstwo nie udawało, że nic się nie dzieje, że wcale nie ma zagrożenia. Po prawdzie jeszcze nikt nie potrafił powiedzieć czego mogą się spodziewać, ale wojna nadchodziła. I nie można było tego ignorować.
- Musisz zając się Matthewem przez najbliższe trzy dni. Wypadł mi wyjazd służbowy, pilny, nie mogę sobie pozwolić na rezygnacje z zawodowych obowiązków, co chyba doskonale rozumiesz. Zazwyczaj mogłam liczyć na Mary, ale ta biedna walczy ze smoczą ospą i jestem zmuszona prosić Cię o coś, czego nigdy nie chciałam.
Była szczera. Bo Moira nie liczyła ani otwarcie, ani po cichu, że w związku z ich wpadką, od dzisiaj oboje postarają się zapewnić szkrabowi jak najlepszą przyszłość. Jest w stanie zrobić to w pojedynkę, a przynajmniej takiego była zdania, dopóki nie zaczęły piętrzyć się jej obowiązki. Minister Magii już i tak był wyrozumiały, nie chciała nadużywać jego życzliwości. Dlatego też przełknęła dumę i otwarcie poprosiła Rowana. Jednorazowo, powtarzała sobie naiwnie.
Ze zrezygnowaniem opuściła ręce wzdłuż ciała. Dostrzegła po jego mimice, że nie odpuści, dopóki Moira nie powie tego wprost.
- Nie patrz się tak na mnie. Masz swoje życie, ja mam swoje. Nie zamierzam tego stanu zmieniać, dlatego jestem tutaj dopiero teraz, a nie wcześniej. Jak już mówiłam, nie oczekuje od Ciebie niczego. Jesteś odpowiedzialny za brata, za jego problemy, nie musisz być i za Matthewa.
Marco A. Rowan
Marco A. Rowan

Privet Drive 13 - Familia Rowanów Empty
PisanieTemat: Re: Privet Drive 13 - Familia Rowanów   Privet Drive 13 - Familia Rowanów EmptyNie 10 Kwi 2016, 12:23

Zastanawiał się czy ma się śmiać czy powiedzmy jeszcze bardziej śmiać. To przechodziło ludzkie pojęcie. To nie był tylko zwykły szok, Marco wyglądał nie najlepiej, a trzeba tu zaznaczyć, że ten Rowan nigdy nie prezentuje się nie najlepiej. Zawsze wygląda doskonale i perfekcyjnie, a jakiekolwiek odchylenia od tej normy dawały już sporo do myślenia i wiele powodów do zmartwień. Gdyby zobaczył go teraz Sebastian czy Alec, zapewne wzywaliby już pogotowie ratunkowe albo wlewali mu do gardła hektolitry najsilniejszych alkoholi, coby uratować go przed rychłą zapaścią. I tak poratował się odrobiną whiskey mimo, że nie powinien. Starał się nie pić alkoholu w towarzystwie dam, tak samo jak i przeklinać, ale naprawdę utrzymanie samokontroli w takiej sytuacji mocno nadwyrężało jego siły. To też się jeszcze nie zdarzyło i wypadałoby sprawdzić czy Rowan nie dostanie za chwilę ataku serca. Wystarczył jeden miniaturowy człowiek, żeby doprowadzić nieugiętego Marca do ataku paniki.
Odciął się od dźwięków dziecka, choć jego kwilenie i śmiech wwiercał mu się głęboko w czaszkę. Wodził wzrokiem za Moirą i powstrzymywał się, aby nią nie potrząsnąć i jej nie pospieszyć. Musi wiedzieć wszystko. Od początku, chce otrzymać sensowne argumenty i wyjaśnienia, aby odzyskać wewnętrzny spokój i harmonię. Nie ma możliwości czekania i owijania w bawełnę. Marco żądał szczegółowych wyjaśnień, a to, co usłyszał, rozpaliło w nim ogień piekielny i zaczątki furii. Zacisnął palce na drewnianym blacie szafki i z całej siły woli starał się oddychać powoli, regularnie i na taką samą głębokość.
Dziecko stało się imieniem, osobą, kawałkiem rodziny. Chłopiec, w nosidełku leżał roześmiany chłopiec o niebieskich oczach, wypisz wymaluj Rowan. Markiem wstrząsnął silny dreszcz. Przyłapał się na patrzeniu na niemowlę wcinające krukoński szalik Kaia. Gdy ponownie spojrzał na Moirę, nie zdołał ukryć gniewu i narastającej w żyłach furii. Tutaj nawet solidna dawka alkoholu nie załagodzi sprawy. Podszedł powoli do Rosjanki, stanął bardzo blisko jej ciała i twarzy. Nie chciał unosić głosu przy dziecku, w ogóle nie lubił podnosić głosu. W sumie nie musiał, bo ton jakiego używał był zjadliwy i toksyczny, taki, którego nie da się u niego spotkać. Nawet Kai byłby w szoku widząc obecny stan brata.
- Przepraszam, czy ja dobrze zrozumiałem? Ty nie zamierzałaś nigdy mi powiedzieć, że to dziecko jest również moje? - prawie szeptał, a w szepcie tym zionęło nienawiścią. Bardzo trudno przychodziło mu zachowanie uprzejmości.
- Czy ty, Moiro, słyszysz co do mnie mówisz? - podrapał się po brodzie, odwracając głowę w bok, aby nie narażać Rosjanki na upiorny uśmiech z jakim właśnie walczył.
- Przychodzisz do mojego domu z dzieckiem, które okazuje się moim synem. Utrzymałaś go w tajemnicy, a teraz chcesz podrzucić mi go na trzy dni, potem wrócić i go zabrać. Później zamierzasz udawać, że nic się nie wydarzyło. - wyłożył jej to, co właśnie mu przekazała. Miał nadzieję, że kobieta zdąży się jeszcze opamiętać i zrozumieć jaką głupotę właśnie mu przedstawiła. Zapomniała z kim rozmawia. To Marco. Nie trzeba go znać, aby wiedzieć jaki jest. Wyrobił sobie opinię pedantycznego perfekcjonisty i człowieka, którego nie da się wytrącić z równowagi. Jeśli się już udało, musiał być solidny powód. W takich przypadkach Rowan nie odpuszczał. To honor, a o honor walczy. Marcus Rowan nie ucieka od odpowiedzialności i nie pozwoli, aby ktokolwiek z jego otoczenia również to robił.
- Musisz być albo ślepa albo niemądra. Nie widzę innego wyjaśnienia. - rozłożył ręce i cofnął się, cały czas unikając kontaktu z dzieckiem. Nie chciał teraz na nie patrzeć i nazwać je imieniem, bo to byłby już początek przywiązywania, które Moira zaczyna wywoływać, a potem po prostu chce je zniszczyć.
- Bardzo mi przykro, że masz o mnie tak niskie mniemanie. - wycedził, ledwie otwierając usta. - Jednak musisz mieć na uwadze, że skoro już go tutaj przyprowadziłaś, poniesiesz konsekwencje. - zamknął oczy i marszczył czoło, bo do jego uszu znowu dotarł dźwięk śmiechu chłopca. To go rozpraszało i gnało z powrotem do pustego kieliszka. Wstydził się tego sam przed sobą, ale nie potrafił sprostać zadaniu, kiedy serce obijało się głucho między żebrami. Moira nie chciała, żeby był ojcem. On też w sumie nie był na to absolutnie przygotowany, ale nikt nie miał najmniejszego prawa wypowiadać się w imieniu Marca, albo co gorsza w jego imieniu podejmować decyzje.
Gość
avatar

Privet Drive 13 - Familia Rowanów Empty
PisanieTemat: Re: Privet Drive 13 - Familia Rowanów   Privet Drive 13 - Familia Rowanów EmptyNie 10 Kwi 2016, 12:56

Wyprostowała się, kiedy Marcus znalazł się tuż przed nią. Był wyższy, musiała więc lekko zadrzeć głowę. Dzieliły ich minimetry, jej oddech rozbijał się o tors mężczyzny. W normalnej sytuacji, taka bliskość mogłoby doprowadzić do zawrotu głowy, ale w ich przypadku już nic nie było normalne.
Walczyła ze sobą, aby nie przerwać Rowanowi w połowie zdania. Musiała zagryźć od wewnątrz policzki i znieść to z godnością, choć padło już wiele, niepotrzebnych słów. Z obu stron. Tłumaczenie się emocjami było logiczne, ale nie usprawiedliwiało. Mogła inaczej wyrazić to, co tak naprawdę chciała mu przekazać. On również mógł wykrzesać z siebie odrobinę empatii i przestać wszystko widzieć przez pryzmat ja.
- Nie. Nie zamierzałam utrzymywać wiecznie w tajemnicy Twojego ojcostwa. I nie, nie zamierzam udawać, że nic się nie stało.
Ale dwa, lakoniczne stwierdzenia nie wyczerpywały tego, co miała do powiedzenia. Kiedy w pewnym momencie Marco odsunął się, chwyciła pewnie przegub jego dłoni, niejako powstrzymując przed kolejnymi krokami w tył.
- Zastanów się, Marco. Jakby to wyglądało, gdybym pewnego wieczoru zjawiła się przed Twoim domem z brzuchem i informacją, że za parę miesięcy zostaniesz ojcem. Nie chciałam pchać się z buciorami w Twoje życie. A tak by to było odebrane. Ty czułbyś się zobowiązany, a wtedy to nie ja Ciebie potrzebowałam tylko Kai, prawda?
Zabrała rękę i na moment przymknęła oczy. Teraz, kiedy już zaczęła mówić, potrzebowała tylko ułamku sekundy na zaczerpnięcie powietrza, co by kontynuować. Chciał, domagał się, usłyszy więc wszystko.
- To nie ja potrzebuje ojca, a Matthew. Nie chciałam się tutaj zjawić wcześniej, bo to nie mi jesteś cokolwiek winny, tylko naszemu synowi. Nie mam prawa Cię o nic prosić, ale Ty masz poznać swojego syna. Dlatego tu jesteśmy. I dlatego masz te trzy dni, aby upewnić się, czy naprawdę chcesz poniesienia konsekwencji, jak to ładnie nazwałeś. My sobie poradzimy. Naprawdę. Nie zabronię Ci jednak bycia ojcem. Dla niego, nie dla mnie.
Tak naprawdę wyjazd służbowy był impulsem, który stworzył dogodną sytuację. Bo jeśli Rowan rzeczywiście chce... cóż. Być brany pod uwagę, uczestniczyć w wychowaniu, mieć cokolwiek do powiedzenia, powinien najpierw na własnej skórze przekonać się, a dopiero później składać deklaracje opieki. Rozluźniła napięte mięśnie, choć i tak nie mogła pozbyć się ciążącego uczucia dyskomfortu. Ilekroć Marco był w pobliżu, Matthew wyciągał rączki w jego stronę. W pewnym momencie przestało mu się podobać takie siedzenie i ograniczone możliwości penetrowania zupełnie nowego otoczenia, dlatego też widząc te narastające zniecierpliwienie, Moira wzięła na ręce berbecia i potarła nosem o jego nosek. Od razu roześmiał się i zaczął kręcić kosmyki włosów rodzicielki, wplatając w nie łapki.
- Marco, ja naprawdę nie chce Cię do niczego zmuszać czy stawiać pod ścianą. Niczego nie obiecuj teraz, zaraz. Ojcem jest się całe życie.
Marco A. Rowan
Marco A. Rowan

Privet Drive 13 - Familia Rowanów Empty
PisanieTemat: Re: Privet Drive 13 - Familia Rowanów   Privet Drive 13 - Familia Rowanów EmptyNie 10 Kwi 2016, 13:19

Spuścił wzrok na jej palce trzymające przegub. Gdy tylko dotknęła jego ręki, tatuaże z nadgarstka cofnęły się, odpłynęły wyżej do łokcia, robiąc miejsca na kobiecą dłoń. Zatrzymał się mimo, że nie zdołałaby go zatrzymać w miejscu tak błahym gestem. Musiał usłyszeć wyjaśnienia, żeby zrozumieć i to dlatego stał przed nią i patrzył z góry. Mimo, że teoretycznie następne wyjaśnienia powinny go uspokoić, dalej był blady i sztywny, słysząc w uszach pierwsze słowa.
- Miałaś obowiązek stanąć wtedy w drzwiach mojego domu i mi wszystko powiedzieć. Nie powinnaś się martwić o moje problemy, bo jak zauważyłaś, są moje i nie potrzebują niczyjej troski. - mówił formalnie, bardzo oficjalnie, bez krztyny życzliwości. Mógł zdobyć się tylko na neutralność i to był jedyny grunt, na którym mogą stać bezpiecznie.
- W tamtym momencie stwierdziłaś, że nie sprostam wyzwaniu i opiece nad jeszcze jedną osobą. - odsunął jej dłoń od swojej, bo nie miał najmniejszej ochoty nawiązywać z Moirą jakichkolwiek fizycznych relacji. Nie, kiedy tak się wobec niego zachowywała. Nie znał jej dobrze, co tutaj ukrywać. Jednak powinna mieć chociaż trochę oleju w głowie i nie podejmować za niego decyzji, przylepiając mu łatkę "taki sam jak wszyscy faceci".
- Dobra rada na przyszłość. Nigdy więcej nie podejmuj za mnie decyzji, bo się gorzko rozczarujesz. - uniósł w jej stronę palec wskazujący, podkreślając powagę rady, którą powinna sobie wziąć do serca. Nie zniesie więcej takiego zachowania i traktowania go jakby nie potrafił sam za siebie odpowiadać. Tak, wtedy myślał tylko o Kaiu i dniami, nocami siedział przy jego łóżku w świętym Mungu. Szukał mordercy, jeździł po świecie i dopuszczał się czynów, których wstydzi się wspominać. Gdyby jednak Moira powiedziała mu na początku o dziecku, być może zdołałaby mu pomóc. Kto wie, czy obecność dziecka nie dałaby mu więcej sił, by chcieć żyć? Nie mogła tego wiedzieć, ale miała szansę to sprawdzić. To nie, odwróciła się plecami, mając w nosie jego poczucie honoru i odpowiedzialności.
Jęknął i zakrył dłonią oczy, odchylając głowę do tyłu i próbując zaczerpnąć z otchłani swej duszy jeszcze więcej siły woli, bo czuł, że zaraz polegnie i wybuchnie.
- Dajesz mi miłosiernie szansę, żebym podjął decyzję. W ciągu trzech dni mam stwierdzić czy chcę czy nie chcę brać odpowiedzialności. Co ma mnie zmusić do wyrzeknięcia się dziecka? Pełna pielucha? Nieprzespana noc? Co? Co, Moira, co twoim zdaniem ma mi pomóc w zmianie decyzji, którą podjąłem dziesięć minut temu? - musiał się cofnąć, bo wzięła chłopca w ramiona. Marco nie był w stanie nazwać go po imieniu, a co gorsza, wyciągnąć do niego ręce, dotknąć miniaturowej rączki czy wygiąć usta w uśmiechu. Zbyt mocno trawiła go od wewnątrz furia, aby miał obdarzać tego człowieczka sztucznością.
- Przychodząc do mojego domu już na zawsze związałaś mnie z życiem tego dziecka. Najwyraźniej nie znasz mnie tak jak myślałem, dlatego wyciągasz złe wnioski i dajesz mi litościwe szanse na podkulenie ogona i ucieczkę. - cofnął się jeszcze bardziej. Odwrócił się do nich plecami, stając przodem do okna. Oparł ręce o parapet i schylił kark, starając się przeanalizować sytuację. Nigdy w życiu nie miał do czynienia z takimi dziećmi. Wiedział, że sam sobie z tym nie poradzi, Sebastian tym bardziej nie zdoła tego ogarnąć. To Alec i Berenice byli jedynymi osobami, które mogły go w tym wesprzeć. Marco nie wyobrażał sobie, że ma zostać sam na sam przez trzy dni z niemowlęciem. Dowiedział się o nim dwadzieścia minut temu, potrzebował chociaż chwili, żeby się z tym oswoić i wiedzieć, co zrobić dalej.
Gość
avatar

Privet Drive 13 - Familia Rowanów Empty
PisanieTemat: Re: Privet Drive 13 - Familia Rowanów   Privet Drive 13 - Familia Rowanów EmptyNie 10 Kwi 2016, 21:25

Byłam tu. Nie raz, nie dwa, ale ilekroć stawiałam jeden krok do przodu, dwa cofały mnie na powrót na ulicę. A potem dowiedziałam się o Kaju, o jego stanie, o Mungu... Nie. Nie jestem egoistką. Choć Ty mnie musisz za taką uważać.
Potrząsnęła głową, kiedy wystrzelił w jej stronę oskarżycielsko palcem. Tak łatwo przychodziło Marcowi oceniać, że Moira nawet nie podejmowała walki. Nie dzisiaj, nie teraz, nie tutaj. Już sama konfrontacja pozostawiła jej nerwy w strzępkach, a Rowan niczego nie ułatwiał, bo oczywiście to on był tym pokrzywdzonym, przed kim zatajono całą prawdę. Nawet przez myśl nie przeszło tej wypielęgnowanej główce, że ktoś może zwyczajnie... bać się konsekwencji otwartego powiedzenia wiesz, że będziemy mieli dziecko? . Bać się tego jak zareaguje, jak zacznie spoglądać na nią jak na tą przez którą nie może być kowalem własnego życia, bo musi uwzględnić w nim niechcianą, dodatkową dwójkę... Mógł być idealny. Zachowywać się nienagannie, cieszyć opinią perfekcjonisty, ale czy postawiony pod ścianą zachowałby się tak szarmancko? Nie mógł jej tego zapewnić. A Moira miała zbyt wiele do stracenia.
- Och,  no tak! Nikt nie ma prawa decydować za Ciebie, ale szanowny pan już może za kogoś.
Warknęła, zdając sobie po chwili sprawę, że ostatnią myśl wypowiedziała na głos. Przymrużone oczy przesunęły się za wycofującym się mężczyzną.
- Gdybym od razu stanęła w drzwiach Twojego domu i powiedziała Ci, że będziesz ojcem, miałbyś pretensje, że zmusiłam Cię do tej roli. Gdybym w ogóle się nie zjawiła w nich, byłbyś oburzony, że nie było takiej decyzji. To nie jest ani łaska, ani miłosierdzie, ani tym bardziej zawiść. I zanim wysyczysz kolejne oskarżenia, choć przez chwilę pomyśl o kimś innym, poza czubkiem własnego nosa, Marco.
Chwila kołysania sprawiła, że powieki Matthewa na nowo stały się ciężkie. Moira odłożyła go do nosidełka, po czym zaczęła wyjmować z torby po kolei butelkę, pieluchy, ciuszki na zmianę, w tym miniaturowe skarpetki w złote znicze, w końcu ukochanego ogniomiota z pluszu i odżywki pielęgnacyjne.
- Podgrzej, zanim dasz mu mleko. Nie może być ani zimne, ani gorące. Sprawdź, ulewając kilka kropel na wierzch dłoni. Zazwyczaj przesypia całe noce, ale może się budzić głodny w środku. Codziennie wieczorami czytamy baśnie... Jeśli będziesz chciał, takowe są spakowane.
Wskazała na boczną kieszeń, a po chwili na środkową. O niczym nie zapomniała, dlatego też teraz recytowała, nawet nie dbając o to, czy ten wykazuje najmniejsze zainteresowanie.
- Tu masz pieluchy i puder, aby nie było odparzeń. Pytaj, jeśli coś jest tajemnicą.
Przez chwilę ściskała w dłoni kocyk, aby końcem końców złożyć go na pół, przewiesić przez dostawione do stołu krzesło i oprzeć na nim swoje dłonie.
Marco A. Rowan
Marco A. Rowan

Privet Drive 13 - Familia Rowanów Empty
PisanieTemat: Re: Privet Drive 13 - Familia Rowanów   Privet Drive 13 - Familia Rowanów EmptyNie 10 Kwi 2016, 21:53

- Nigdy nie podejmuję za nikogo decyzji. Nie masz najmniejszych podstaw, aby mi to zarzucać, Moira. - wycedził, czując, że zamiast się uspokajać, tylko się bardziej irytuje i pozwala drażnić. Jej słowa były krzywdzące i nieprawdziwe. Rowan nigdy nie patrzył na czubek własnego nosa. Nigdy nie dbał o swoje potrzeby, tylko o potrzeby Kaia. Zaniedbywał samego siebie i przychylał świata bratu, który bez niego by sobie nie poradził. Marco wyrzekł się życia prywatnego i prawa do własnego szczęścia, żeby móc ulżyć swej jedynej rodzinie. Robił wszystko, nawet mordował z zimną krwią, aby Kai wyzdrowiał. Nikt, a już na pewno nie Moira, nie ma prawa mówić, że Marco patrzy na czubek własnego nosa.
- Do wszystkich diabłów, przestań się stawiać w moim miejscu, bo nie masz bladego pojęcia jak to jest być mną. - wskazał na siebie, a potem ręce mu opadły wzdłuż ciała. Nie poradził sobie ze spuszczeniem z tonu. Poległ nawet i na tej płaszczyźnie, bo chciał udowodnić Moirze, że nie jest taki, za jakiego go uważa.
- To ty wparowałaś do mojego domu i podrzucasz mi dziecko na trzy dni, jakby był jakimś przedmiotem, który mam przechować. - warknął, a gdy zdał sobie sprawę, że powiedział o jedno słowo za dużo, uderzył pięścią w parapet, próbując dać jakoś ujść nagromadzonej złości. Zafundował sobie kilkuminutową hiperwentylację, żeby odzyskać kontrolę nad niebezpiecznie wzburzonymi emocjami. Moira zmuszała go do spojrzenia na własne życie. To było dla niego coś nowego i dziwnego, bo nie przywykł interesować się do tego stopnia prywatnymi relacjami. Miał teraz rzucić wszystko i podjąć się opieki nad niemowlęciem, koncentrując się tylko na nim, a nie na nikim innym. Zmuszała go, aby na całe trzy dni dał spokój Kaiowi, Sebastianowi, Alecowi, Berenice, Desiree... miał przez ten czas zajmować się dzieckiem, swoim nieślubnym synem i pośrednio myśleć o sobie i o swojej, jego, ich przyszłości. Słowa Moiry mocno go ubodły, ale nie dawał tego po sobie poznać. Choć nie rozumiał jakimi ona kieruje się pobudkami, musiał znaleźć złoty środek i coś wymyślić.
- Nie odpowiedziałaś na żadne z moich pytań. - przypomniał jej względnie spokojniejszym tonem, choć głos miał naładowany od silnych emocji. Ignorował wystawianie na stół wszystkich produktów pielęgnacyjnych. Te różowe i niebieskie pudełeczka tutaj nie pasowały. Kocyk na krześle? Moira myślała, że przyjmie ją z otwartymi ramionami? Nie dała mu nawet szansy na odpowiedź, bo z góry założyła, że zachowa się w ten, a nie inny sposób.
Gość
avatar

Privet Drive 13 - Familia Rowanów Empty
PisanieTemat: Re: Privet Drive 13 - Familia Rowanów   Privet Drive 13 - Familia Rowanów EmptyPią 15 Kwi 2016, 16:46

Miała wielką ochotę, przeogromną, chwycić Rowana za tę jego wyprasowaną koszulę i porządnie potrząsnąć, tyle że od zamiarów do czynów była daleka droga i żaden obraz, który stanął Moirze przed oczyma, nie ziścił się.
Nie było jej łatwo przychodzić tutaj, przyznawać się do błędów i oczekiwać zrozumienia. Wiele mogła Marcowi w tym momencie zarzucić, zwłaszcza, że nie do końca przemyślał każde z tych oskarżeń, którym mierzył do niej niczym z różdżki. A ona, rozbrojona, mogła tylko nawoływać, co by przejrzał na oczy i przestał być zamknięty tylko i wyłącznie na własny punkt widzenia. Przestań się stawiać w moim miejscu, bo nie masz bladego pojęcia jak to jest być mną. Jakby on wiedział, że na pewno będąc Moirą postąpiłby inaczej. I nie starał się ukrywać dziecka, dopóki nie dojrzy do tej decyzji. Dopóki ktoś się łaskawie nad nim nie ulituje.
Z westchnięciem przestała miętolić w ręku materiał kocyka i już nie starała się zając rąk właściwie czymkolwiek, byleby tylko odwlekać nieuniknione.
- Przepraszam. Przepraszam, Marco, że jestem tutaj dopiero teraz i stawiam Cię właściwie pod murem.
Uspokoiła swój głos, przez co teraz wrócił do naturalnej, łagodnej i dość dźwięcznej barwy. Starała się aż tak mocno nie zaciskać ust, tyle że nie do końca panowała nad emocjami i tym, jak przekładało się to na spięcie oraz po prostu ciało.
Musiała spuścić z tonu. Przestać bronić się. Pokornie pochylić głowę i przyjąć krytykę, nawet, jeśli była ona nieuzasadniona. Rowan nie zamierzał ustąpić, jeśli więc Moira upierałaby się przy swoim, do żadnego konsensusu nie dojdą. Z myślą o Matthewie była w stanie przyjąć na siebie wiadro pomyj. Może w innych okolicznościach, może kiedy emocje opadną, może jeśli rzeczywiście ten uprze się i będzie chciał być ojcem, kiedyś wrócą do tej rozmowy. Bez wzajemnych oskarżeń, chęci rozszarpania. Liczyło się teraz tylko i wyłącznie ich syn. To, co myślał sobie Rowan o Moirze, będzie to przełknięcia przez samą pannę Rowanow.
- Byłam zbyt przerażona, aby wierzyć, że będziesz chciał być dla Matthewa ojcem. Jeszcze raz przepraszam.
Dodała, bo wiedziała, że ten nie odpuści. Że musi być na jego. A że Moira mimo wszystko została zapędzona w ślepy róg, musiała przełknąć gorycz przyznania się do czegoś, z czym nie do końca się zgadzała. Co godziło w jej pewność siebie, poczucie dumy.
Marco A. Rowan
Marco A. Rowan

Privet Drive 13 - Familia Rowanów Empty
PisanieTemat: Re: Privet Drive 13 - Familia Rowanów   Privet Drive 13 - Familia Rowanów EmptyPon 18 Kwi 2016, 19:10

Nie miał pojęcia co Moira musi przeżywać, miała rację. Jednak w jaki sposób miał mieć pojęcie, skoro nie dała mu nawet szansy? Podjęła za niego decyzję i nie dała mu możliwości sprawdzenia się w nowej roli. Co z tego, że się tego bał. Czasami nachodziły go myśli o ojcostwie, o założeniu rodziny, ale zanim zdążył się nad tym głębiej zastanowić, przed oczami widział śmiertelnie bladego Kaia podłączonego do setek rurek. Odkładał własne życie na bok. Nic dziwnego, że w końcu się ono o niego upomniało i zmusiło go wręcz do przystanięcia i spojrzenia w lustro. Widział tam siebie, eleganckiego, ale bladego i zaskoczonego. Marek nie mógł wyjść z szoku widząc jedną z odmian swojej prawdziwej twarzy. Wywołała to Moira, której się nie spodziewał zobaczyć w progu drzwi Privet Drive.
Przyjął do świadomości przeprosiny, ale nie poczuł się wcale lepiej. Ani trochę, był dalej załamany. Nie wiedział w co włożyć ręce i czy warto wlewać do gardła jeszcze więcej alkoholu. Minie wiele czasu zanim zdoła przyjąć do świadomości, że ma dziecko, które ma imię i jego oczy. I które będzie musiał w końcu kiedyś wziąć w ramiona i do którego będzie musiał się uśmiechnąć sam z siebie. Teraz nie był w stanie. Ledwo stał w pionie i zachowywał wyprostowaną sylwetkę.
- Masz prawo się bać. Jak wszyscy. - spuścił z tonu, choć jeszcze nie odwrócił się w stronę Rosjanki i malca. Nic nie może poradzić już na przeszłość. Musiał znaleźć scenariusz jak przebrnąć przez teraźniejszość i na jej podstawie stworzyć jakąkolwiek przyszłość, w której nie nawali na całej linii.
Rowan zamilkł na długo. Musiał zebrać myśli, lecz im bardziej próbował, tym bardziej mu się wszystko mieszało. Nie został w żaden sposób przygotowany na to, co się stało. Chociaż nawet gdyby został uprzedzony, dalej byłby taki nieswój. W mieszkaniu słychać było tykanie zegara i szelest sowich piór.
- On ma... mam z nim być trzy dni? - zapytał drżącym głosem, gotów zwołać wszystkie znajome kobiety świata na ratunek. Do tego Moirze się nie przyzna. Dopóki nie wróci, będzie musiał przytrzymać Matthewa przy życiu. Jakoś mu się uda, w końcu to dziecko. Rowan radził sobie z upierdliwymi i opornymi wilkołakami, a więc co to za problem poradzić sobie z niemowlęciem?
- Dobrze. Spr... Otrzymasz patronusa, jeśli będzie potrzeba twojego natychmiastowego powrotu. Cokolwiek masz w tej pracy musi to być ważne. - a w jego interesie będzie potrzeba wytrzymać minimum jeden dzień zanim nie ściągnie siłą Moiry z powrotem. Odwrócił się do nich. Bokiem. Jak monstrum, wysokie, barczyste, szerokie i zimne.
Gość
avatar

Privet Drive 13 - Familia Rowanów Empty
PisanieTemat: Re: Privet Drive 13 - Familia Rowanów   Privet Drive 13 - Familia Rowanów EmptyPon 18 Kwi 2016, 20:51

Myśl o założeniu rodziny nigdy nie równało się z informacją, że w ciągu najbliższych dziewięciu miesięcy na świat przyjdzie dziecko Twojej i pewnego mężczyzny, z którym spędziłeś upojną, a jednak pojedynczą noc w życiu; przynajmniej nie dla Moiry. Jak większość kobiet - bądźmy szczere, moje drogie - po cichu marzyła o prawdziwej, silnej miłości, w końcu bajkowych oświadczynach, niezapomnianym ślubie i wspólnym wyczekiwaniu, aż życie, które poczęli, urodzi się pod postacią słodkiego berbecia. Nie dane je było spełnić ani jednego z tych cichych, skrzętnie pielęgnowanych pragnień, choć kłamałaby twierdząc, że nie pokochała Matthewa odkąd mogła go wziąć w ramiona.
Co innego Marco. Miała mieszane odczucia wobec mężczyzny, nie potrafiła rozgryźć jego wyuczonej uprzejmości i sztywnego uśmiechu. Czuła się jak intruz w jego otoczeniu, dlatego też nie powinien się dziwić, że Moira tak zwlekała z nowiną, że przez jednego, malutkiego czarodzieja, będą ze sobą już związani na wieki. Może nie zawsze personalnie oraz bezpośrednio, a jednak nierozerwalnie.
Niezręczna ciszę przerwał radosny śmiech dziecka, któremu bardzo spodobało się wyrzucenie z nosidełka pluszaka; Moira parsknęła, choć szybko zagryzła wargi i schyliła się po ogniomiota chińskiego z pluszu, które tym razem, dla odmiany, Matthew zaczął tarmosić tak, jakby chciał oderwać jedno skrzydło.
- Tak. Dziś, jutro, a pojutrze będę z powrotem. W torbie masz wszystko, czego mógłbyś potrzebować i co ważne jest dla Matta. Uważaj na wszystko delikatne, co mogłoby się znaleźć w zasięgu jego rączek. To mały łobuz, ani się spostrzeżesz, a stłucze wazo prababki.
O ile takowy znajdował się w domu Rowana.
Ponownie odwróciła się do syna i wycałowała jego malutkie paluszki, uświadamiając sobie, że to właściwie ich pierwsza rozłąka; pierwsza wymuszona.
Długo zajęło Moirze, aby zmusić się do ponownego wyprostowania i obejrzenia na Marco.
- Oczywiście. Gdyby coś się działo, choć nie powinnam, rzucę to wszystko i teleportuje się od razu do ogrodu.Powinnam już iść... I Marco? Dziękuje.
Przyzwyczajona do brzmienia słowa przepraszam, poczuła się dziwnie, kiedy po raz pierwszy padło dziękuje.
Marco A. Rowan
Marco A. Rowan

Privet Drive 13 - Familia Rowanów Empty
PisanieTemat: Re: Privet Drive 13 - Familia Rowanów   Privet Drive 13 - Familia Rowanów EmptyPon 18 Kwi 2016, 21:08

Nie zareagował na śmiech dziecka. Marco był w środku zablokowany i nie mógł się jeszcze przełemać. Nie był na to gotowy tak samo jak na wyjście Moiry. Rozważał poproszenie jej, aby została te trzy dni i nie zostawiała ich samych, bo sobie nie poradzą. Ani jeden ani drugi nie rozumie dlaczego tu są razem i w jaki sposób mają znaleźć receptę na zostanie rodziną. Rowan nie czuł się na tyle pewny, aby trzymać na barkach ciężar odpowiedzialności za cudze, małe, miniaturowe życie. A mimo to prośba nie wyszła z jego ust. Nie poprosił Moiry o to, bo nie chciał utwierdzać jej w przekonaniu, że sobie nie poradzi. Rowan radził sobie z każdym stresem. Nie było rzeczy, której by nie mógł osiągnąć. Z leniwego Puchona wyrósł na błyskotliwego mężczyznę, który był w stanie wyrobić w sobie pewien autorytet.
Skinął sztywno głową, przyjmując do świadomości polecenia. Nie był tylko stu procentowo pewien, czy byłby w stanie je powtórzyć na głos czy choćby w myślach. W stresie człowiek nie pamięta tego, co zostało przed chwilą zrobione. Tak jak egzamin. Długo, długo po egzaminie mózg nie potrafił przypomnieć sobie pytań i odpowiedzi.
- Nie teleportuj się. To Privet Drive. Nie znajdziesz tu czarodzieja. Jesteśmy tylko... my. - zrozumiał, że Matthew jest półkrwistym człowieczkiem. Pół jego krwi, pół jej. Czysta z brudną, status, który miał nadzieję, w przyszłości chłopca nie będzie miał żadnego znaczenia.
- Przyjdź. Tylko przyjdź i mnie uprzedź. - poprosił, wciąż nie rozpoznając swojego głosu. Nie był w stanie należycie pożegnać się z Moirą ani też odprowadzić jej do drzwi. Musiała mu wybaczyć nieprzystojne zachowanie. W takiej chwili Marek miał prawo przestać na chwilę być dżentelmenem. Posłał jej blady, nieprawdziwy uśmiech, który miał ją uspokoić. I tylko tyle. Gdy zamknęła drzwi, nie drgnął. Minęło jakieś osiemnaście minut zanim popłakiwanie dziecka zmusiło go do ruchu. Wysłał patronusa do dwóch osób, które mogły mu teraz pomóc. Tym razem nie był to ani Sebastian ani Alec. Tym razem był to Kai i Berry. Ich potrzebował, bo mały Matthew domagał się uwagi, której Marco nie mógł teraz dać, bo zwyczajnie się lękał. Po wysłaniu wiadomości, mężczyzna usiadł w fotelu, tuż obok nosidełka z dzieckiem. Chłopiec wkładał do buzi róg swojego koca. Na szczęście nie płakał, bo Marco nie umiałby mu pomóc. Siedział ze sztywnymi barkami nieświadomy, że tatuaże na ramionach nie ruszają od dobrych pięćdziesięciu minut.
Berenice Andriacchi
Berenice Andriacchi

Privet Drive 13 - Familia Rowanów Empty
PisanieTemat: Re: Privet Drive 13 - Familia Rowanów   Privet Drive 13 - Familia Rowanów EmptyPon 18 Kwi 2016, 22:34

Berenice nie lubiła nagłych, lakonicznych wezwań nie dlatego, że Machiavelli opanował do perfekcji drażnienie jej nimi, ale przede wszystkim ze względu na fakt, że zazwyczaj nie wróżyły one niczego dobrego. Podobne prośby jakby na siłę ubrane w minimalną ilość słów wstrząsały danym dniem, wdzierały się w sam środek starannie ułożonych planów i prowadziły do tego wariantu rzeczywistości, który najchętniej ominęłoby się szerokim łukiem. I niektórzy tak też zapewne czynili - udawali, że wiadomość nie dotarła, odskakiwali od niej, szukali bocznych ścieżek po to tylko, by nie musieć zmagać się z czymś, z czym zmagać się nie chcieli. Berry też zapewne tak właśnie powinna robić - o ileż byłoby to łatwiejsze! Ale nie, Andriacchi nie należała do tych, którzy odmawialiby pomocy swym znajomym i ignorowali czyjś ból, żal, czy po prostu jakieś wymagające zewnętrznej ingerencji niepowodzenie.
W efekcie wizyta doskonale znanego patronusa kazała jej nie tylko rzucić wszystko i w jednej chwili zrewidować swoje plany, ale też odpowiedzieć na wezwanie w zasadzie bez zastanowienia. A może zastanowić by się wypadało - bo co miałoby skłonić Rowana do szukania pomocy? Na Merlina, on nigdy o nic nie prosił i choć w żaden sposób tego nie pochwalała (co zabawne, sama przecież postępowała bardzo, bardzo podobnie, niemal tak samo), to teraz tym bardziej powinna zwrócić uwagę na nagłą zmianę. Nijak nie zmieniłoby to jej reakcji - tak samo aportowałaby się na jednej z bocznych, cichych uliczek Londynu i tak samo szybkim krokiem pokonałaby ostatnie metry, kierując się pod wskazany adres - ale może przynajmniej w jakiś sposób by się przygotowała na to, co mogłoby ją czekać. Bo teraz, stojąc już u drzwi domu oznaczonego podanym jej numerem, nie była przygotowana. Była zaniepokojona, zniecierpliwiona, pełna najgorszych myśli, ale nie miała najmniejszego pojęcia, z czym miało przyjść jej się zmagać.
- Marco? - Kilkukrotne, stanowcze uderzenia w zamknięte drzwi nie doczekały się odpowiedzi, mimo tego wejście stało jednak otworem. Przekonała się o tym intuicyjnie naciskając klamkę - zapora ustąpiła, wpuszczając Berry do środka. To... Na wszystkich bogów, to było jeszcze bardziej niepokojące.
- Marco, co... - Rozglądając się, szybkim krokiem pokonała całą długość korytarza, by zatrzymać się dopiero wtedy, gdy odnalazła właściciela eterycznego kangura. Rowan tkwił w fotelu jak posąg, co samo w sobie nie byłoby może aż tak zaskakujące, ale mina mężczyzny... - Marco?
Nie zdążyła sformułować żadnego konkretnego pytania. Dłonie zamarły w połowie drogi między drugim rozpiętym a trzecim wciąż tkwiącym jeszcze w pętelce guzikiem płaszcza. Z ust Włoszki nie padło już żadne dodatkowe słowo, źródło tego zaniemówienia było zaś aż nadto oczywiste. Wystarczyło podążyć za kobiecym spojrzeniem, by zorientować się, co - kto stał za jej zamurowaniem.
Dziecko. Małe, kilkumiesięczne dziecko.
Marco A. Rowan
Marco A. Rowan

Privet Drive 13 - Familia Rowanów Empty
PisanieTemat: Re: Privet Drive 13 - Familia Rowanów   Privet Drive 13 - Familia Rowanów EmptySro 20 Kwi 2016, 06:36

Nagłe wezwania i zmuszanie do natychmiastowego zmiany planu nie leżało w naturze Rowana. Padał ofiarą pomysłów Sebastiana, jednak sam nie planował podobnej zemsty. Nie wrabiał ludzi w psikusy, bo dawno już z tego wyrósł. Marco wzywał tylko wtedy, gdy naprawdę kogoś potrzebował. Fakt, że on prawie nigdy nie wołał o pomoc tylko potęgował niepokój wywołany wysłanym zaklęciem patronusa. To i tak sukces, że uformował klątwę w cielesną postać, bo będąc w takim szoku, mógłby nieopatrznie zrobić sobie bądź co gorsza, dziecku krzywdę. Moira jednak wyszła. Nie wróci przez najbliższe trzy dni. Przez ten czas mężczyzna musi sobie poradzić i sam Merlin wie jakie to było dla niego ciężkie do rozgryzienia. Siedział sztywno w fotelu przez cały czas oczekiwania czy to na Berenice czy to na Kaia. Nie poruszył nawet małym palcem u ręki; utkwił wzrok przed sobą. Słyszał każdy szelest ubrań i koca niemowlęcia. Najcichsze kwilenie, gaworzenie i dźwięki, jakie z siebie wydawał. Wszystko to kodowało się w mózgu aurora, siejąc tam konkretne spustoszenie.
Berenice pomogła wyrwać mu się z letargu. Co prawda dopiero jej głos przebił się przez mózg Marka, ale przynajmniej poruszył się i przypomniał sobie, że jest żywym człowiekiem. Z nic nie mówiącym wyrazem twarzy mężczyzna podniósł się, podpierając się rękoma o uda. Drgnął zauważalnie, gdy chłopczyk rozpłakał się widząc obcą osobę - trudno określić czy Marka czy Berenice. Podszedł do kobiety, nie potrafiąc wyrazić słowami wdzięczności, odnaleźć sposób na wytłumaczenie się, wyjaśnienie zaistniałej sytuacji. Miast tego odpiął ostatni guzik jej płaszcza i wyjął go z jej dłoni, wieszając go w przedpokoju. Miał nadzieję, że dzięki temu Berenice stąd nie ucieknie. Niechcący otarł wierzchem dłoni o jej palca, przy odbieraniu odzieży. Jego ręce były bardzo zimne. Wystarczył rzut okiem na wyraz twarzy Berry, aby wiedzieć, że jest w identycznym co on szoku.
Marco się wstydził. Jak nigdy wstydził się tego, że dostał dziecko i został tym kompletnie zaskoczony, oszołomiony. Wrócił z powrotem na środek pokoju, namiętnie pocierając palcami środek czoła. Tarł i zwijał na nim pięść, jakby to miało otworzyć jego mózgownicę i poprawnie przyswoić informacje. Płacz dziecka tylko mu to utrudniał.
- Nie wiem jak mam wszystko zrobić. To... - pokazał na dziecko, potem wykonał ruch, jakby chciał też pokazać na siebie. - ... to mi się nie mieści w głowie. Dostałem na trzy dni dziecko, które... - musiał zrobić przerwę na wdech i poprawę modulacji głosu. - ... spójrz na jego oczy. Rowan, do diabła, kolejny Rowan. - odwrócił się od kobiety, wpatrując się nic niewidzącym wzrokiem w szybę. Nie miał sił, aby wyrazić wdzięczność i poprosić o pomoc. Prośba o pomoc przychodziła mu z ogromnym trudem, a dzisiaj dział się właśnie wspomniany trud. Obecność dziecka burzyła jego życie od samych fundamentów. Musiał od nowa zmielić informacje i zacząć je uporządkowywać w szeregu. Dochodziła do tego walka przed zajrzeniem do kieliszka, czyli nawyk nabyty przez kochanego przyjacielo-brata Machiavelliego. Wykrzywił się, bo dziecko miało siłę w płucach. Musiało odziedziczyć to po babci... wzdrygnął się widząc tor własnych myśli. Mimo, że nie miał odwagi zainteresować się dzieckiem, traktował je podświadomie jak własne.
Sponsored content

Privet Drive 13 - Familia Rowanów Empty
PisanieTemat: Re: Privet Drive 13 - Familia Rowanów   Privet Drive 13 - Familia Rowanów Empty

 

Privet Drive 13 - Familia Rowanów

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 2Idź do strony : 1, 2  Next

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Fabularne
-