Temat: who you gonna call? ghostbusters! Wto 22 Mar 2016, 20:39
Opis wspomnienia
Rodzinę zazwyczaj ma się jedną, Audrey jednak mogła cieszyć się mianem posiadaczki dwóch stad. Jednego, biologicznego, alaskańskiego poznawać wcale nie chciała - wyjątek w postaci bliźniaka był tylko wyjątkiem potwierdzającym regułę - drugie też do najnormalniejszych nie należało, ale były. Było. Bo liczyło się to drugie. To holenderskie, spowinowacone jednak także z krwią brytyjską, dokładnie tą samą, która krążyła w żyłach Rosierów. Z perspektywy dzisiejszej opowieści to o tyle ważne, że jeden z tychże Rosierów rolę odegrał tego dnia niemałą. Bo było Halloween. A z kim lepiej obchodzi się Święto Duchów niż z ulubionym kuzynem?
Osoby: Audrey Faulkner, Hadrian V. Rosier
Czas: 31 października 1977
Miejsce: Wieża Beauchamp, Londyn
Halloween. Święto duchów, strachów, potworów i cukier... Nie, na rzecz tego dnia uznajmy, że cukierków nie. Że tylko strachów, tych paraliżujących, prowokujących kaskady zimnych dreszczy na plecach i krzepnięcie krwi w żyłach. Uznajmy, że to noc najgorszych legend i najbardziej przerażających historii, noc wspominania tych, którzy z życiem rozstali się gwałtownie i boleśnie. Załóżmy wreszcie, że to celebracja, na którą decydują się ci poważnie popaprani, ci, którzy pławią się w oceanach ludzkich lęków. Dopiero takie spojrzenie na ten dzień pozwoli zrozumieć, jak doskonale zapowiadał się on dla Hadriana i Audrey. Sama Faulkner przy całym swym tchórzostwie, do którego niby się nie przyznawała, a którego nie umiała okiełznać w bajania o duchach i potworach spod łóżka zwyczajnie nie wierzyła. Oczywiście, teraz wiedziała już, że można prawie umrzeć, zdążyła też nabawić się stosownych obaw przed Krwawym Baronem, nie zmieniało to jednak faktu, że Halloween zwyczajnie ją bawiło. Najstraszniejsze stroje nie mogły sprawić, by alaskańskie serce zamarło, najgorsze opowieści recytowane ponurym głosem nie potrafiły zmrozić do kości drobnego, bladego ciałka. Wszystkie te przywoływania demonów, dziwaczne rytuały - to, w co często wierzyły młode, nastoletnie pokolenia - dla Audrey było niczym więcej ponad durną zabawą. Ignorancja? Nie, moi drodzy. Po prostu rozsądek. Faulkner zdawała sobie sprawę, że istnieje znacznie potężniejsza magia od tej, której uczono w Hogwarcie. Wiedziała, jak wiele mądrości i nieokiełznanej (a w efekcie niebezpiecznej) mocy kryje się w dawnych, plemiennych szkołach magii. Interesowała się tym przecież, zgłębianie tych wątków było jej pasją. Chodziło po prostu o to, że Halloween nie miało z tym nic wspólnego, absolutnie nic. Gdy więc o poranku ostatniego dnia października Hadrian w krótkim liściku zaproponował jej wycieczkę, nie wahała się ani chwili, co więcej - nawet nie pytała, gdzie ją zabierze. Znała swojego kuzyna (pal licho, że przyszywanego - był dla niej jak starszy brat!) i dobrze wiedziała, co mógł knuć. Święto Duchów, tak? To idźmy je odwiedzić. Albo, lepiej, sami zajmijmy się robotą, którą te zaniedbywały. Ludzie liczyli przecież na strachy. Na paranormalne zjawiska i koszmary, które nie dadzą im spokojnie przespać nocy. Dajmy je im więc! Oczywiście, nie zawiodła się. Wieża Beauchamp, co? Wykorzystywana jako więzienie, ozdobiona niemal setką napisów, swobodnej twórczości przetrzymywanych tam skazańców. Jedno z tych miejsc, o których mówi się zarówno w kontekście atrakcji turystycznej jak i tego rejonu, który mimo wszystko odwiedza się z duszą na ramieniu. Bo podobno ktoś się tam pojawia. Ktoś zawodzi, ktoś próbuje odzyskać utracony żywot. Ktoś wyklina radosnych, cieplutkich turystów, ktoś brzęczy nieistniejącymi łańcuchami. Ktoś dorabia kolejne wyznania na zrytych już i tak ścianach wieży, ktoś zamyka w zimnych objęciach każdego, kto na więzienną literaturę zapatrzy się nazbyt długo. Beauchamp Tower. Doskonałe miejsce na małą przygodę! Sama Audrey nigdy tu nie była, gdy więc zakradali się tu po zmroku, dziewczyna już od pierwszych chwil nie mogła odpędzić od siebie ciekawości. Nie musząc przejmować się szkołą - w końcu miała oficjalne pozwolenie na opuszczenie murów Hogwartu, przepustkę załatwioną przez Hadriana - bez wahania oddała się zwiedzaniu. Niekonwencjonalnemu, to prawda, ale zwiedzaniu. Z drobną pomocą magii nie tylko umknęli oczom gromadzących się w pobliżu wieży mugoli - tych spragnionych mocnych wrażeń, przywabionych zorganizowanym nieopodal nocnym festynem halloweenowym - ale też bez większego trudu przekroczyli próg cichej wieży, wkraczając tam, gdzie kiedyś wiedli swój żywot ci mniej lub bardziej winni zbrodniarze. - To byłoby całkiem zabawne... - Gdy znaleźli się u celu, Audrey bez wahania pochyliła się przy jednej z zapisanych ścian, z nieskrywaną fascynacją studiując kolejne frazy i symbole. - ...gdyby któraś z tych klątw okazała się być jednak w pełni mocy. Na przykład ta. - Musnęła opuszkami palców jedno proste zdanie, które, na ile mogła rozszyfrować niewyraźne pismo, mówiło coś o brytyjskiej rodzinie królewskiej i topieniu się we własnej posoce.