Kai poszedł więc (niechętnie, bo jak to tak wchodzić na sam szczyt wieży) do sowiarnii, znalazł pierwszą lepszą sowę szkolną i puścił ją w świat, do jego brata.
Cytat :
Marco, próbuję się zachowywać jak normalny uczeń. Ja tam nie wiem skąd takie plotki wziąłeś odnośnie tego, że wyglądam jak siedem nieszczęść. Nie śmierdzę. Możemy się spotkać. Powiedz mi tylko gdzie, a ja się dostosuję. W końcu mam już 21 lat i mogę robić co chcę.
Sówka Klausa, chociaż bardzo niezadowolona, ruszyła w podróż do Londynu, wcześniej dziobiąc swojego właściciela, który niesamowicie pachniał alkoholem. Chyba ktoś zapomniał wziąć poranny prysznic.
Cytat :
Stary! U mnie wspaniale, a u Ciebie? Umówisz mnie z Des? A niech to mnie coś kopnie! Jak to zrobiłeś, że będzie chciała w ogóle na mnie patrzeć? Ostatnio dała mi jakieś rady na temat obchodzenia się z młodszymi dziewczynami. Dzięki, że zorganizowałeś mi randkę. Od roku próbuję coś z nią i nic.
Na Kaia sobie patrzę, ale chuj cham i prostak z niego straszny. Nie będzie miał przyjaciół.
Do Marco przybył patronus, nietoperz. Od razu można było zgadnąć, że należał do Sebastiana. Żaden patronus nie zachowywał się, jakby był po sporej dawce alkoholu.
Cytat :
MARCO! Potrzebuję POMOCY! Utknąłem w tym miejscu. Jestem tak zalany w trzy dupy, że nie wiem gdzie mam nogi i ręce. Czy w ogóle je mam. Pomóż.
Marco, nie jest tak źle, jak myślałam, że będzie, ale nie gorzej. Mogę się ubrać i prowadzić lekcje, obiektywnie rzecz biorąc nie mam chyba na co narzekać. Przeżyję... Chociaż nie jestem pewna, czy kiedykolwiek zdecyduję się na powtórkę z rozrywki. Przyjemne to zdecydowanie nie jest. Chętnie przygarnę eliksir, ale nie jako prezent. Wyceń mi go jak dla standardowego klienta. Już i tak za dużo dałeś mi po znajomości.
Berry
PS Stawiam sykla na to, że widziałeś się już z Sebastianem i wybiłeś mu z głowy piękne wizje, jakimi z pewnością uraczył Cię w kontekście zaplanowanej przez niego intrygi. Jak bardzo się mylę?
Marco, ja... Spałam. Oczekiwanie cudów na już byłoby chyba przesadą, ale może... Nie wiem. Nie miałam koszmarów. Rano obudziłam się jako człowiek cywilizowany, bez myśli samobójczych czy, dla odmiany, socjopatycznych. To chyba dobry znak, prawda?
Rowan, naprawdę nie lubię poczucia, że Cię wykorzystuję. Nie mógłbyś ułatwić mi życia i wziąć tych pieniędzy? Doceniam przywileje przyjaźni, ale bez przesady. W normalnych warunkach za ostatnią noc dostałbyś pewnie sporo pieniędzy, których ode mnie nie wziąłeś tylko dlatego, że nasze drogi skrzyżowały się trochę wcześniej niż ostatniego wieczora. Nadal jednak nie uważam, by to był wystarczający argument.
Etat w Hogwarcie! Gratuluję, zakładam, że Machiavellemu to wybitnie na rękę. Powinniśmy pomyśleć jak go spacyfikować zanim zacznie planować te swoje subtelne do bólu podchody. Tak czy inaczej, bardzo się cieszę. Miło będzie mieć Cię pod ręką. Co na to Kai? Powiedziałeś mu już?
Proszę Cię, zamęczam sobą już jednego specjalistę przekonanego, że wszystko da się przepracować, przegadać czy cokolwiek tam z tym jeszcze robicie. Tobie nie zamierzam fundować podobnie wątpliwych atrakcji. Ale, żeby nie było, nie zamierzam się zabić.
Nie jesteś nadopiekuńczy... Trochę jesteś. Bez urazy. Jak na moje oko Kai nie będzie zachwycony, przynajmniej na początku. Nie zdziw się, jeśli nie wykaże entuzjazmu. Odnalezienie się w szkole faktycznie nie jest łatwe i nie wiem, czy pamiętasz, ale za naszych czasów posiadanie w kadrze kogoś z rodziny nie było szczególnie pożądane. Wątpię, by teraz wyglądało to inaczej. Ale Kai to dobry chłopak, w końcu zrozumie i doceni.
Oczywiście, że Ci pomogę, przynajmniej na tyle, na ile potrafię. Co więcej, chętnie rozbiję też pierwszy, inauguracyjny talerz w Twoim gabinecie. Dawno tego nie robiłam i chyba zaczynam trochę za tym tęsknić. Awantury z tłuczeniem kieliszków to jednak całkiem ciekawe doświadczenia.
Odpowiedź nadeszła stosunkowo szybko, przyniesiona w kopercie przez dobrze wychowaną płomykówkę, która nie robiła niepotrzebnego rabanu, ani nie rozrzucała rzeczy na biurku adresata podczas lądowania. Ot pochyliła łepek i upuściła trzymaną w dziobie wiadomość. Kawałek pergaminu pokryty był równym, starannym pismem.
Cytat :
Szanowny panie Rowan,
Nie pamiętam pana twarzy, ale domyślam się, gdzie się spotkaliśmy. Nie sądziłem, że poza dyrektorem zainteresowała kogoś ta konkretna informacja, ale tak, to jedno z tych zainteresowań, którym się zwykle nie chwalę. Sytuacja, w jakiej się znaleźliśmy, wydawała się odpowiednia, by o nim wspomnieć. Z chęcią pojawię się w pana gabinecie w godzinach dyżuru.
Długo wahała się nad odpowiedzią. Ślub. To nie kojarzyło jej się dobrze... Czy raczej, kojarzyło aż za dobrze. Zaproszenie wyszło jednak ze strony Marco, odpowiedź mogła być więc tylko jedna - niezależnie od tego, z jakim trudem przyszło Berry przelać ją na papier.
Cytat :
Marco, pochlebia mi Twoje zaproszenie. Z przyjemnością będę Ci towarzyszyć.