|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Nessy Temple
| Temat: Re: Stodoła Sro 26 Wrz 2018, 13:10 | |
| Już ma ochotę coś odburknąć, powiedzieć pod nosem, że tak to jest umawiać się z przyszłymi mężatkami. Ona tu potrzebowała przyjaciółki, wyrzucić z siebie rosnącą stertę problemów, uzewnętrznić się, wypłakać na ramieniu, a Resa prawdopodobnie siedziała teraz w jakiejś pustej klasie i obściskiwała się z Lucasem. Oczywiście, a potem wszyscy się jej starają wmówić, że nie Nessy, wcale cię nie ignorujemy, dalej jesteś dla nas ważna. Mhy. Na pewno, skończy pożarta przez Kła i nikt, NIKT nawet nie zwróci na to uwagi. Samo rozkręcająca się maszyna zagłady, istne jękliwe perpetuum mobile została uruchomione, kiedy to nagle Nessy poczuła, jak czyjeś ramiona niczym żelazne szczypce oplatają ją ciasno w pasie. - Nie zabijaj mnie! Mam jeszcze całe życie przed sobą! - Piszczy przerażona, zaciskając oczy i starając sobie wmówić, że to nie może być prawda. W wychodzącym z jej ust hałasie ginie głos Gryfonki, a obolały po wczorajszym chlaniu mózg, zdaje się wręcz błagać o szybką avadę. Kiedy jednak po chwili mrożącej krew w żyłach ciszy nic nowego się nie wydarzyło, Temple niepewnie odwraca do tyłu swoją zaniepokojoną twarz, a widok uśmiechniętej i lekko zarumienionej od wysiłku panny Anderson, przynosi ulgę i małą wściekłość. - Chcesz mnie zabić? Jeżeli to ma być zemsta za to, że kiedyś przypadkowo usiadła na kolanach Lucasa to możemy o tym porozmawiać, nie musisz się mnie od razu pozbywać w tak brutalny sposób. – Głos ma lekko obrażony, a minę zbolałą. Nawet mimo echa kaca, nie potrafi się powstrzymać od swej wrodzonej potrzeby tworzenia szumu wokół siebie. Kiedy przyszła pani Shaw od niej odstępuje, robiąc te swoje liche przepraszające minki. Nessy przez chwilę nie potrafi zrozumieć jakim cudem to ona była już zaręczona, skoro nawet nie umiała odpowiednio robić przepraszających min. Wzdycha ciężko po czym zajmuje wolne snopek. Słysząc pytanie o powód tak nagłego alarmu, milczy ze skupioną miną starając się otworzyć butelkę. Nie miała zamiaru przeżywać ponownie tej wycieczki w przeszłość bez odpowiedniej ilości procentów we krwi. Kiedy po chwili walka z korkiem się kończy, a solidny łyk słodkiego, taniego wina rozlewa się po jej ustach z niemałą czułością spogląda na szkło. Łupanie w głowie powoli zaczyna przechodzić, a ona niechętnie zaczyna wracać do życia. - Dałam kosza Hornowi. – Mówi najspokojniej w świecie, bez owijania w bawełnę, bez ciągnącej się w nieskończoność historii. Spodziewa się, że Resie to nie wystarczy i zaraz zacznie ją wypytywać o wszystkie szczegóły, a ona znowu będzie przeżywać wydarzenia z pokoju życzeń, z błoni, będzie widziała przed sobą ironicznie wykrzywioną twarz Connora. Nie chce tego, naprawdę nie chce. Kiedy echo jej słów wybrzmiało do reszty. Nessy była z siebie dumna, udało jej się, powiedziała to i nawet się nie rozpłakała. Czy można było to uznać za sukces? A nie, już zaczyna. Nawet nie zauważyła, w którym momencie jej zielone oczy zrobiły się mokre. Dlaczego to ciało musiało działać przeciwko niej. Nie miała zamiaru płakać, nie powinna. Nie żałowała swoich słów, to były jej uczucia, myśli. Nie kochała go, nie wierzyła, że tak długo jak on będzie kochał ją istniała szansa na normalną przyjaźń, dlatego więc dawanie mu złudnej nadziei było okrutne. |
| | | Resa Anderson
| Temat: Re: Stodoła Czw 27 Wrz 2018, 00:32 | |
| Zaśmiała się głośno, pozwalając wewnętrznemu diabełkowi nakarmić się strachem, którego napędziła Krukonce. Niech je do syta i przez resztę wieczoru pozwoli jej na bycie dobrą przyjaciółką, bez niepotrzebnych złośliwości, bez krztyny jadu. Bawiło ją to tym bardziej, że Temple bywała, nie ma się co oszukiwać, panikarą. Kiedy odwróciła w jej stronę twarz, cmoknęła ją w policzek i puściła, zagryzając wargę i odchodząc na kilka kroków, z pełną skruchy miną. – Popracuj nad technikami samoobrony, szczególnie jeśli chcesz pakować się na lucasowe kolana – uśmiechnęła się do niej i odwróciła, by wyczarować zaklęcie. Nie była zazdrosna o Shawa, w każdym razie nie kiedy chodziło o Temple, wiedziała, że łączy ich więź daleka od romantycznej i byłaby wyjątkowo głupia, gdyby chciała się o to wykłócać. Czasem trochę zazdrościła jej tego, że jest Krukonką i widzi Lucasa częściej, ale przecież nie mogła jej o to winić. Siadając, założyła nogę, oparła łokieć na udzie, a brodę na zaciśniętej w pięść dłoni i w tej pozornie skomplikowanej pozycji przyglądała się zmaganiom Agnes, która próbowała otworzyć korek. Może powinna użyć zaklęcia? Z pewnością jakieś istniało. Milczała, dlaczego? Anderson obserwowała ją uważnie, starając się zamaskować jak skrzętnie analizuje każdy jej ruch, każdy gest, każdą minę, a także to, że w ogóle jej to nie wychodzi. Temple była dla niej zagadką, znała ją dobrze, a mimo to nie potrafiła nigdy odgadnąć co takiego dzieje się w jej głowie. Toteż nic dziwnego, że łzy dziewczyny tak ją zaskoczyły. Była nieprzyzwoicie szczęśliwa i zadowolona z siebie. Wszystko układało się po jej myśli – została kapitanem, zaręczyła się, wyniki jakie osiągała na treningach były lepsze niż kiedykolwiek, a szansa na dostanie się do zawodowej drużyny na wyciągnięcie ręki. Była piękna, młoda, absolutnie niezniszczalna. Trudno było jej zrozumieć, że Nessy czuje się zupełnie inaczej, pochłonięta własnym szczęściem, nie dostrzegała, że nie wszystko zawsze idzie tak jak by się tego chciało. Zdążyła zapomnieć, że niedawno sama była całkiem nieszczęśliwa. To nie kwestia egocentryzmu, w każdym razie nie tylko tego. Potrzebowała po prostu dłuższej chwili by zupełnie pojąć sens łez spływających po piegowatych policzkach dziewczyny, kilka sekund więcej niż wypadało przyjaciółce. Słowa dotarły do niej równie późno, tak jakby umysł blokował jej zdolność rozumowania, chcąc odepchnąć od siebie niewygodną wiadomość. CO ZROBIŁAŚ? – zdawały się wrzeszczeć jej myśli, choć usta pozostały zamknięte, ba, zaciśnięte. Wzięła od niej butelkę wina i pociągnęła dwa solidne łyki, czując, że bez tego będzie milczeć w nieskończoność. Co, na Merlina, miała jej teraz powiedzieć? Co jej pomoże, a co tylko pogorszy sytuację? I wreszcie – co sama Resa powinna myśleć na ten temat? – Poczekaj, poczekaj... po kolei. – zaczęła, machając przy tym ręką jakby chciała ją uciszyć i spowolnić, choć przecież wcale nie rwała się do opowiadania o całej sytuacji. Wstała, przesunęła snopek siana bliżej tego, który zajmowała Temple i usiadła tuż przy niej, biorąc jeszcze jednego łyka z butelki, którą zaraz przekazała w jej ręce. Za słodki, jak na jej gust, smak taniego wina sprawił, że krzywiła się nieznacznie. – Co się stało od naszej ostatniej rozmowy, hm? Mamy dużo czasu, mów powoli Niepewnie wyciągnęła w jej stronę rękę i wierzchem dłoni starła łzę z chłodnego w dotyku policzka.
|
| | | Nessy Temple
| Temat: Re: Stodoła Czw 27 Wrz 2018, 23:45 | |
| – Dużo, cholernie dużo – odpowiada, kiedy zaniepokojona Resa przysuwa się do niej. Ich kolana się stykają, a ciepła dłoń Gryfonki lekko dotyka jej zimny policzek. Mimowolnie Nessy podnosi do góry rękę, by utrzymać przy sobie to nowe źródło ciepła, by czuła, że nie jest tu sama, tak bardzo tego potrzebowała. Plącze swoje palce z silnymi i szorstkimi paliczkami Resy, starając się w ten sposób zakotwiczyć w otaczającym ją świecie, by nie zatracić się we wspomnieniach, w przeszłości do której lada chwila miała otworzyć z powrotem drzwi, do której bardzo nie chciała wracać. Wolną ręką bierze od Anderson butelkę i przytyka ją do ust. Słodki płyn rozlewa się po jej ustach, wypija go łapczywie, tak że kącikami wypływają jej czerwone strugi. Potrzebuje się upić, spić do granicy bełkotu, bez tego nie jest pewna, czy uda jej się wrócić wspomnieniami tak daleko. Znowu przeżyć tamte dni. - Pamiętasz jak ci mówiłam, że zachowywał się dziwnie? – Pyta spoglądając na przycupniętą nieopodal Gryfonkę. Dostrzegając nieme potwierdzenie, jedynie uśmiecha się smutno, po czym biorąc kolejny łyk, rozpoczyna swoją historię. - Dałam sobie spokój z szukaniem dziury w całym i próbowałam udawać, że wszystko jest normalnie. Przecież mogło mi się tylko wydawać? Takie podświadome wmawianie sobie, czegoś czego nie ma, już mi się zdarzało. Kolegujemy się więc jak dawniej, śmiejemy, wycinamy głupie numery. – Prycha cicho, kiedy oczyma wyobraźni próbuje sobie to wyimaginować. Nie było to możliwe. O ile dawniej Cas był wrednym chujem, który za nic miał uczucia innych to wtedy wszystko się pogorszyło. - Coś jednak poszło nie tak. Nie było jak dawniej. Cały czas mu coś przeszkadzało, to źle, tamto nie tak, miałam go dość. Nie chciałam na niego patrzeć, ciągle bełkotał coś o jakiejś folii bąbelkowej, ale ja nie chciałam tego słuchać. W sobotę, tuż przed końcem marca, kiedy pracowałam nad artykułem do lustra, pamiętasz tym o przystojniakach, dostałam od niego list. – Robi przerwę i przez chwilę szuka wzrokiem butelki, którą zabrała Gryfonka, na twarzy pojawia się obrażona mina. Jeszcze mówiła składnie. Co prawda w głowie zaczynało szumieć, a ciepło rozsadzało jej żołądek, ale było jeszcze całkiem dobrze, dlaczego wiec, a niech ją. Niechętnie wraca do przerwanego wątku, posyłając w stronę Gryfonki pełne wyrzutu spojrzenia. - Było to zawiadomienie, że znaleziono grób jego matki. Bez wahania pobiegłam do niego. Nie wiem po co, chciałam go pocieszyć, wesprzeć, jak dawniej, zobaczyć czy żyje, czy nic sobie nie zrobił? Może nie wiem, po prostu tam poszłam. Siedział tam milczący, wpatrywał się w ścianę, jakby go ktoś spetryfikował, nie zauważył mojego pojawienia się. Bez słowa siadłam obok i czekałam. Na cud? Objawienie? – Śmieje się gorzko. Może gdyby tam wtedy nie poszła, gdyby nie dostała tamtej sowy, wszystko potoczyłoby się inaczej. Może miałaby jeszcze przyjaciela? - Nie wiem, nie potrafiłam znaleźć żadnych słów, nic nie przychodziło mi do głowy, wszystko było płytkie i bez sensu. Więc trwaliśmy tak, aż w końcu przemówił, a ja lekkomyślnie chwyciłam go za dłoń. – Spogląda na dłoń, która splatała się z palcami Resy, patrzyła na nią jak na chwast, coś co trzeba było wyrwać, źródło wszelkiego zła, a w myślach przypomniał jej się fragment Biblii, mówiący, że jeżeli coś było powodem zła, trzeba było się tego pozbyć. Nie znając odpowiedzi, kontynuuje. - To był błąd, chociaż na początku zdawał się przynieść mu ukojenie, mięśnie mu się rozluźniły, twarz przestała ciskać piorunami, zaczął mówić, rozmawialiśmy. Temat był trudny, staraliśmy się zrozumieć dlaczego się przyjaźnimy, jakim cudem narodziła się między nami więź. Wszystko było dobrze do czasu. – Im bliżej było tragicznego finału tym trudniej było jej mówić. Łzy przestały jej płynąć, gdzieś w połowie historii, teraz na twarzy miała jedynie wyraz głębokiego smutku. - Nie wiem czy te dwie rzeczy miały na siebie wpływ, czy był to zbieg okoliczności, ale po tym jak go puściłam rozsierdził się, zaczął chodzić po pokoju życzeń jak burzowa chmura, groźny i wściekły. Może go zdenerwowałam, chciałam odciągnąć jego myśli od smutnych rzeczy, zaczęłam pleść co ślina na język przyniesie, byle zapomniał o wszystkim, a on jak nagle nie huknie, jak się nie zdenerwuje, chwyta moją butelkę trzydziestoletniej szkockiej i jak gdyby nigdy nic wylewa ją do śmietnika, a szklanym truchłem rzuca o ścianę. – Przenosi wzrok na Resę, jednak szybko go opuszcza. Z jednej strony pragnie zobaczyć na twarzy Gryfonki potwierdzenie, że to nie ona była winna, z drugiej strony boi się, że w brązowych oczach zobaczy potępienie. Nie chce ciągnąć dalej tej historii, pragnie ją w tym momencie skończyć, zapomnieć o wszystkim. Wie jednak, że nie jest nawet w połowie wątków, które doprowadziły do tak tragicznego obrotu wydarzeń, że czekaj ją jeszcze wiele rozdrapanych ran. Chcąc mieć to już za sobą, podejmuje przerwany wątek, niechętnie i jakby z pewną obawą. - W tamtej chwili coś we mnie pękło. Miałam wszystkiego dość, tego, że ciągle czuje się winna, że na mnie krzyczy, że wszystko co robię jest nie takie, a on zachowuje się jak pieprzona księżniczka, wokół której fochów wszyscy mają nadskakiwać. Tego było za wiele, rozumiałam jego smutek, ale nie wiem jakim prawem wyładowywał swoją frustrację na mnie. Wstałam, podeszłam do niego zdenerwowana i powiedziałam, że mam dość jego zachowanie, że to już koniec, po czym wyszłam z Pokoju Życzeń. – Bierze od dziewczyny butelkę i racząc się kolejnymi łykami, przynoszącego spokój alkoholu zamiera wpatrzona w lśniącą kulę. Słysząc jak Resa nabiera powietrza by powiedzieć co o tym wszystkim myśli, Nessy wchodzi jej w pół słowa - to jest dopiero początek. |
| | | Resa Anderson
| Temat: Re: Stodoła Pon 01 Paź 2018, 18:45 | |
| Odwzajemniła uścisk jej dłoni i najzwyczajniej w świecie zamieniła się w słuch. Była tu z nią, i dla niej, i nie zostawiłaby jej teraz nawet gdyby ją o to poprosiła. Poza tym... musiała wysłuchać tej historii. Nie po to żeby podać ją dalej lub w pamięci usytuować pomiędzy innymi pikantnymi plotkami, musiała zrozumieć co stało się między tą dwójką, jaka była przyczyna łez jej przyjaciółki. Póki co – miała w głowie mętlik. Czy to ona wszystko zepsuła, mówiąc jej, że powinna z nim porozmawiać? Skinęła głową, w myślach wracając do ich rozmowy w Sali Kominkowej i cicho westchnęła, kiedy Ness podjęła temat. Czyli jej nie posłuchała, nie porozmawiała z nim, licząc na to, że czekaniem zdziała cuda. Mały diabełek z tyłu jej głowy sprawił, że poczuła ulgę na myśl, że to nie z jej winy wszystko tak bardzo się zepsuło, że Temple doprowadziła do tego sama, nawet jeśli nieświadomie. Wzdrygnęła się na swoje myśli. Nie, to paskudne, okropne. Anderson, nie możesz tak robić, to Twoja przyjaciółka, teraz liczy się ona, nie Ty. Uniosła brew, słysząc o folii bąbelkowej i marudnym nastroju Castiela, ale słuchała jej dalej, starając się nie odezwać dopóki nie będzie musiała lub po prostu mogła. Nie chciała jej przerywać, zwłaszcza, że po piegowatej buzi wciąż wolno kapały łzy. Powoli ustawały, ale smutek wcale nie słabł. Wyjęła butelkę z jej ręki, widząc, że jeśli nic nie zrobi, Nessy szybko spije się aż do bełkotu. Na to było jeszcze za wcześnie, najpierw musiała przebrnąć przez swoją opowieść, obie musiały przebrnąć. Nic sobie nie robiła z jej obrażonej miny, odwróciła wzrok i sama pociągnęła kilka dużych łyków wina, którymi zakrztusiła się, kiedy usłyszała o grobie matki Ślizgona. Na brodę Merlina, słyszała o tym, że Castiel wychował się w domu dziecka, tego typu plotki szybko rozchodzą się po szkole, ale mimo wszystko świadomość, że kobieta, która wydała go na świat nie żyje, musiała być przytłaczająca. Jej domysły zaraz się potwierdziły. Ledwo znała Horna, a mimo to potrafiła doskonale wyobrazić sobie jak siedzi w fotelu, obecny ciałem, duchem wybiegając dalece poza czas i przestrzeń. Przykryte mundurkiem oraz płaszczem ciało pokryła gęsia skórka. – I co dalej? – wydusiła z siebie pomiędzy kolejnymi kaszlnięciami, załzawionymi oczyma zerkając na Krukonkę. Nie chciała by teraz przerwała, nie w takim momencie. Na szczęście oszczędziła jej oczekiwania, kontynuując opowieść. Ona również przeniosła spojrzenie na splecione, drobne dłonie, jedne delikatniejsze, bardziej zadbane, drugie silniejsze, szorstkie, a mimo to nadal dziewczęce. Zagryzła wargę, zastanawiając się jak to możliwe, że Agnes płacze teraz w szopie, skoro opowieść mimo wszystko zmierzała ku dobremu. – Co zrobił?! – nawet nie kryła oburzenia, które wymalowało się na jej twarzy, sięgając oczu, które pociemniały od gniewu. – Co za dupek! Sam wysłał Ci list, czego oczekiwał? To tylko głupi alkohol, ale, do cholery, co on miał w głowie kiedy to zrobił? – ze wzburzenia o mało nie wstała by zacząć krążyć wokół snopków siana, powstrzymała się jednak, nie chcąc rozłączać ich rąk. W tej plątaninie palców było coś, co sprawiało, że niemalże miała przed oczami wszystkie opisywane przez Agnes wydarzenia. Nie chciała utracić tej dziwnej więzi. Zdążyła ukraść jeszcze trzy łyki nim Ness przejęła alkohol w swoje ręce. Wzięła głęboki wdech, szykując w sobie jakieś mądre słowa, które uparcie nie chciały do niej przyjść, chowając się po kątach umysłu jak spłoszone karaluchy. – I bardzo.... co? Jak to początek, jaki początek? Rany boskie, Agnes, mówże dalej. Pogodził się z tym, że powiedziałaś mu, że to koniec, czy jednak Cię nachodził? A może Ty zmieniłaś zdanie? – ciemne brwi zbliżył się do siebie kiedy starała się zrozumieć skomplikowaną sytuację tej dwójki. Niebywale frustrowało ją to, że mogli mieć tak wiele, i na własne życzenie nie dostali nic. |
| | | Nessy Temple
| Temat: Re: Stodoła Pon 05 Lis 2018, 23:08 | |
| Śmieje się gorzko, kiedy spoglądając na Gryfonkę spod wachlarza posklejanych, mokrych od łez rzęs, mówi. - To był bardzo intensywny tydzień. – Na jeden krótki moment udaje jej się wykrzywić wargi w smutnym uśmiechu, kiedy słowa te płyną pomiędzy wirującymi drobinkami kurzu. By osiąść na nich i razem z nimi opaść na ziemię, zatrzymując czas na wieczność - zamkniętą w jednym mgnieniu oka. Niechętnie, mozolnie jakby był to wyczyn porównywalny do dźwigania całego świata przez Atlasa, dziewczę podnosi spojrzenie znad zdezorientowanej Anderson, skupiając je na kuli. Niebieskie światło - wpatruje się w nie przez chwilę w milczeniu. W ustach czując słodki, pozbawiony wyrazu smak czerwonego wina, myśli krążące wokół ciągle tych samych pytań, dlaczego, dlaczego to sobie zrobiła, dlaczego zawsze musiała to sobie robić, dlaczego? Czując to nowe piętno, ciężar światła, wypalony na jej źrenicach, kary za bezmyślne wpatrywanie się, naiwne wybielanie, ukrywanie niewygodnych fragmentów, wmawianie sobie, że jest się kimś lepszym, niż naprawdę – to uczucie będzie z nią. Zamyka oczy i ono tam jest, tak wyraźne, jakby było prawdziwe, jakby nie było jedynie odkształceniem. - Nie umiałam sobie z tym poradzić. Niczym burzowa chmura wpadłam do dormitorium znacząc za sobą szlak własną krwią. Pamiątką po rozbitej butelce i bosych stopach. Miałam ochotę krzyczeć i rzucać zaklęciami w moje współlokatorki, a potem jeszcze Finna – to taki Puchon. – Dopowiada czując potrzebę przybliżenia tej postaci, skoro już z jakiegoś powodu pojawiła się w jej historii. - Wszystko to po to, żeby następnego dnia upić z Olivierem w Hogsmeade. Jak ostatnia tępa dzida, postanowiłam zalać eliksiry przeciwbólowe alkoholem. To nie był dobry plan. – Na chwilę przerywa. Przygryza wargę, chcąc znaleźć w swoim poczynaniu jakiś sens, logikę, która gdzieś kiedyś zagubiła się w tej historii. - Nie pamiętam jak wróciłam do Hogwartu, obudziłam się w moim łóżku i to się chyba liczy jako sukces. W tym momencie moja historia z Hornem powinna się skończyć. Jednak nie, on jak to on, pierdolona Diwa Slytheriunu większa nawet od Carrow, Vane i Greengrass razem wziętych, musiał wrócić. Pojawić się i wrzucić swoje kolejne trzy grosze do mojego życia. – Wzdycha ciężko, prostując plecy, które zaczynały ją boleć od ciągłego przesiadywania w jednej i tej samej pozycji. Czuje jak kręgi wracają jej na swoje miejsce z cichym pstryknięciem, od którego przechodzi ją zimny dreszcz. Wraca myślami do tamtego drzewa, do dźwięków płonącej Atlanty istniejącej jedynie w jej głowie, cierpkiego zapachu dymu i delikatnego ukłucia tęsknoty, gdy nad sobą dostrzega tę samą co zwykle naburmuszoną mordę, która teraz zdawała się być jeszcze bardziej nie w sosie niż zazwyczaj. - Spojrzał na mnie, rzucił mi małe zawiniątko, dodał ciche przepraszam i odszedł. Nie było czasu, żeby mu coś krzyknąć, zmusić go by na mnie spojrzał, by się wytłumaczył, by to wszystko w końcu nabrało sensu. Nie on chciał zagłuszyć własne wyrzuty sumienia, kosztem moich. – Nikogo one nie obchodzą Nessy. Ty przecież nic nie czujesz. Nie pamiętasz? Powinna nie czuć, być jak Nicolas, ograniczać się do przyjemności. Nie wychodziło, nie ważne jak bardzo pragnęłaby tak żyć, to nigdy nie wychodziło. - Dał mi parę lusterek dwukierunkowych. – Te słowa wypowiada w eter. Przed oczami widząc dwa metalowe puzderka, kunsztownie zdobione, piękne. A jednak nie potrafiła je nosić. Rozdzielić. Za bardzo bolały. - Po co, nie wiem, ale są, leżą na szafce nocnej, przykryte książką. Nie chce na nie patrzeć, nie mogę. – Szepcze, a głos jej się łamie przez chwilę. Mimowolnie wyciąga rękę w poszukiwaniu alkoholu, gdzie on jest. Czemu go od niej zabrała do jasnej cholery.
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Stodoła | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |