IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 It's been a long day, without you my friend

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Daemon Blackrivers
Daemon Blackrivers

It's been a long day, without you my friend  Empty
PisanieTemat: It's been a long day, without you my friend    It's been a long day, without you my friend  EmptySro 23 Gru 2015, 23:22

Opis wspomnienia
Bywa tak, że wydaje ci się, że straciłeś coś bezpowrotnie – ulubiony scyzoryk, misia, butelkę Ognistej. Szukasz, szukasz i szukasz, ale ostatecznie nie potrafisz znaleźć, więc się poddajesz, przyjmując zamiennik, który podsuwa ci pod nos życie. Aż w końcu, w pewien deszczowy wieczór, odsuwasz jakiś mebel i znajdujesz to, czego zawsze ci brakowało, witasz z uśmiechem, ostawiasz szklankę whisky i postanawiasz opowiedzieć wszystko co robiłeś kiedy próbowałeś żyć bez tej rzeczy. Tak samo bywa z przyjaciółmi. Tyle, że są osobą, a nie rzeczą.
Osoby:
Daemon Blackrivers, Jon Morensen i spółka
Czas:
lato 1977 roku
Miejsce:
gdzieś w nieprzeniknionym Tybecie


Bardzo nierównomierny stukot rozlegał się echem, raz głośniejszym, a raz cichszym, po pomieszczeniu. Raz, dwa, trzy – to takt, który był trochę bardziej równy, niż impet stawianych kroków. Lewa, prawa, lewa – taniec, którego nie powstydziłby się sam kapitan Sparrow (chociaż w tych czasach o jego istnieniu jeszcze nie wiadomo), prowadzony tak naprawdę z duchem, trwał już dobre parę godzin. Surowe ściany z litego kamienia ozdobione były niewyraźnymi cieniami, powstałymi dzięki zapalonym pochodniom, malując wszystko żółtawym pobłyskiem.
Pośrodku pomieszczenia stał Daemon. Jednakże nie każdy byłby w stanie stwierdzić to z cała pewnością i mocą, ze względu na czarny kaptur szaty oraz chustę, która zakrywała połowę twarzy jak nie troszkę więcej.
Stuk, stuuuk, stuk. Echo skutecznie zagłuszało głośne sapanie naszego dzielnego Ślizgona. W dłoniach trzymał bardzo przyjemny długi bambusowy kij, który zapewne niektórzy mogliby nazwać czymś co do złudzenia przypominało Bokken. Po co mu to było? Ano, widzicie, czasami każdy chłopczyk lubi sobie pomachać jakimś mieczykiem. Daemon nie był w tym przypadku inny, a ponieważ kryzys wieku średniego jeszcze go nie dotyczy, nie można zwalić tego na ogólne znużenie swoim dotychczasowym życiem. Więc chyba po prostu tak miał, że musiał próbować nowych rzeczy.
Oczywiście był już mocno zmęczony tym ciągłym machaniem, to w górę, to w dół, o wygibasach w stylu obrotów nie wspominając, więc nic dziwnego, że nogi miał już jak z waty, ubrania się do niego kleiły jak muchy do Gilgamesh’a, a odgłos sapania przypominał nieudany atak astmy. To wszystko razem składało się na obaz zdominowanego przez życie Blackriversa, który na dodatek gdzieś stracił po drodze swoją arogancję, szyk i wdzięk, o gracji nie wspominając. Michał Anioł lub inny Pigmalion mocno by się zawiedli takim stanem tak idealnego człowieka. Ale na szczęście dba o formę, dzięki czemu potem znowu będzie wyglądał jak Młody Bóg, a nie jakiś pan Zdzisio z piwnym brzuszkiem.
W każdym bądź razie stan fizyczny panicza Blackriversa jest bardzo ważny, jeżeli chcemy zrozumieć co nastąpi za chwilkę. W końcu nic nie dzieje się bez przyczyny, prawda?
Jon Morensen
Jon Morensen

It's been a long day, without you my friend  Empty
PisanieTemat: Re: It's been a long day, without you my friend    It's been a long day, without you my friend  EmptyCzw 24 Gru 2015, 23:43

Odbicia pochodni, rozmieszczonych pod sklepionym sufitem korytarza w miarę równych odstępach, tańczyły na wydeptanej już kamiennej podłodze, pamiętającej pewnie czasy, gdy młodzi chłopcy przybywali do Tybetu tylko w uduchowionych celach. Tymże korytarzem przemieszczał się leniwie pewien osobnik, w tym momencie wyglądający na personę spod ciemnej, a co najmniej niepewnego pochodzenia gwiazdy. Persona ta, odziana w spasowany, czarny płaszcz skrywała swe oblicze w odmętach obszernego kaptura, a sama twarz przesłonięta była maską przedstawiającą dość charakterystyczne zwierzątko, najlepiej kojarzone przez mieszkańców angielskiego Cheshire – dosłownie i bezczelnie uśmiechniętego od ucha do ucha kota.
Tup. Tup. Tup. Stuk. Tup, tup. Stuk-stuk.
I tak dość już cichy odgłos wysokich, skórzanych butów ostrożnie stawianych na kamiennej posadzce ustawicznie zagłuszany był przez rytmiczne zderzanie się dwóch kawałków drewna. Ta anomalia dźwiękowa dobywała się z pomieszczenia, do którego to zmierzał Morensen.
- Serio myślisz, że po takim czasie spotkasz tego idiotę? I to akurat tutaj? – zapytał Jona Bruce.
- ZAMKNIJ SIĘ, BRUCE! – krzyknęła Angie. - Skoro dostaliśmy informację, że Daemon tu jest, to tak musi być. Poza tym, to całkiem w jego stylu pałętać się tu i tam.
Jon wywrócił tylko swoimi oczami i cicho westchnął -  nawet nie próbował rozmawiać ze swoimi osobowościami… A przynajmniej nie w chwili, gdy dotarł do celu swej przechadzki.

W kamiennej sali rzeczywiście trenował pewien chłopak. Ledwo łapał dech, wyglądał jak jeniec uciekający z łagru lub po prostu przeciętny Łotysz jedzący kamienie zamiast ziemniaków. Znajome widoki! Jon znał go bardzo dobrze, nie widział się z nim jednak… Ze trzy lata? Zero znaku życia. Wszyscy znajomi naszego bohatera pewnie uznali go za martwy relikt przeszłości – w końcu nawet jego przyjaciel nie wiedział nic na temat zniknięcia młodego albinosa.
Jak się jednak w wielu kwestiach okazuje, życie bywa przewrotne, a świat dość mały, aby odnaleźć się po kilku latach na jego drugim końcu.
Nie myśląc zbyt wiele, zamaskowany Jon wkroczył do pomieszczenia, bijąc w dość szyderczy sposób brawo.
- Bravo, bravo, bravo! Nje plokho mohasz tom mjaczom. Tjepier możet ja budu twoim sopenikom?
Wyzwanie swojego przyjaciela na pojedynek? Po tylu latach? I to w języku rosyjskim? Piękne przywitanie, zaiste. Nawet, gdyby Deamon nie zrozumiał przekazu słownego, spod płaszcza zamaskowanego chłopaka wyjrzało bokotou z hikory, a jego właściciel przyjął postawę wyrażającą gotowość do rozpoczęcia pojedynku. Pod samą maską zaś zatańczył nieco chory, bezczelny i nad wyraz szczęśliwy uśmiech. Jak tak dalej pójdzie, to nawet po zdjęciu maski będzie jak ten Kot z Cheshire…
- Mów mi Yoshimitsu.
 

It's been a long day, without you my friend

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Fabularne :: Myślodsiewnie
-