Temat: "The way you look tonight..." Sro 11 Lis 2015, 23:38
Opis wspomnienia
Kiedy Matthias poznał Chantal...
Osoby: Chantal Lacroix, Matthias Le Chiffre
Czas: grudzień 1972 roku
Miejsce: bankiet
Chantal Lacroix
Temat: Re: "The way you look tonight..." Czw 12 Lis 2015, 00:16
Od ładnych paru lat panna Lacroix pobierała nauki na temat eliksirów w najdalszych zakamarkach świata, skupiając się głównie na Instytucie w Bułgarii oraz okresowych szkoleń w Moskwie. Nauk były intensywne, nie raz po dziesięć godzin dziennie. Niebywała ambicja, którą Chantal się szczyciła, nie pozwalała jej odpuścić ani na trochę. Wpadła w wir pracy i nauki, że nawet nie spostrzegła, kiedy za oknami pojawił się pierwszy śnieg. Nawet na Instytucie ogłoszono świąteczną przerwę, więc Chantal mogła złapać trochę oddechu. Z lekkim uśmieszkiem na twarzy pakowała swój kufer, kiedy wspominała spotkanie z wujkiem Yaxleyem w jego dworku. I z małymi Yaxleykami. Zapowiadało się ciekawe spotkanie rodzinne, widzieli się ostatnio... chyba z rok temu. Chantal nie przepadała za bankietami, zawsze trąciły pychą i sztucznością, zwłaszcza, gdy pojawiali się ludzie zupełnie Lacroix nieznani. Tak miało być i tym razem, ale czego się nie robi dla rodziny? Tyle kilometrów od domu, pozbawiona matki, skłócona z ojcem, miała tylko do dyspozycji wujka Yaxleya. Który znowu będzie nalegał na to, by przyjęła jego nazwisko. Cóż, może odpuści na czas świąt. Ten jeden raz w roku. Spakowana ruszyła do pociągu, który miał zawieźć ją do Bułgarskiego Ministerstwa Magii, skąd do domu wujka miała się udać świstoklikiem. Nie lubiła się teleportować, co było dość zrozumiałe. Nie zawsze była w stanie na tyle się skupić, by dotrzeć w jednym kawałku. Poza tym skutki uboczne teleportacji potrafiły ją nużyć jeszcze przez parę godzin. Świstoklik przechodził jej łatwiej. I nie brudziła się tak jak podczas podróży za pomocą proszku Fiuu. Po małej awanturze urządzonej mugolom w przedziale dotarabaniła się do MM. Tam odebrała swój świstoklik... i już jej nie było. Wylądowała uliczkę przed domem wujka ze starą puszką w ręce. Schowała ją do kufra i ruszyła do dworku. Było raptem wczesne popołudnie, bankiet miał być wieczorem. Po czułym powitaniu z Thaddeusem, udała się na górę, do pokoju, który zajmowała tutaj zazwyczaj. Wirujący za oknami śnieg wydawał się tańczyć zupełnie inaczej niż w Bułgarii czy Rosji. Sympatyczniej. Chantal zaznała dość długiej, wonnej kąpieli, namaszczając się ulubionymi olejkami o zapachu bzu i agrestu. Na jasne ciało wsunęła suknię, którą zakupiła parę dni temu. Na stopy wsunęła ciemne szpilki, a uszy i nadgarstek przyozdobiła srebrnymi kolczykami oraz bransoletką, odziedziczonymi po matce w spadku. Włosy jak zwykle poddały się jej metamorfomagicznymi przemianom, układając się w delikatne fale o barwie tak ciemnej, że nieomal czarnej. Gdy przesunęła po ustach bezbarwną szminką, zabiła siódma. Bankiet się zaczął. Z niezmąconym spokojem wyszła z pokoju, słysząc gwar rozmów na dole. Chwyciła barierkę na schodach i zeszła na dól, nie spiesząc się ani trochę. Fala ludzi działała jej na nerwy, ale postanowiła zadbać o kulturę w takim dniu. Chwyciła kieliszek z winem, który niósł na tacy jeden ze skrzatów. Upiła łyk, rozglądając się za znajomymi twarzami. Odnalazła wujka wraz z paroma czarodziejami, których witał w salonie. -Wujku, zapowiada się przepyszny bankiet. Spodziewasz się jeszcze jakiś gości? -zagadnęła go uprzejmie, po powitaniu z mężczyznami. -Tylko jakiś tuzin, wiesz, im bardziej się spóźniają tym są ważniejsi. Ty oczywiście jesteś najważniejsza, a gdy tylko... -...zmienię nazwisko na Yaxley, stanę na piedestale. Wiem wujku, wiem. -przewróciła chmurnymi oczami i rozejrzała się znudzona po sali.
Matthias Le Chiffre
Temat: Re: "The way you look tonight..." Czw 12 Lis 2015, 00:56
Matthias nie przepadał za teleportacją, podobnie zresztą jak za podróżami za pomocą proszku Fiuu czy świstoklika. Dlatego, jeśli tylko nie był do tego rodzaju środków transportu zmuszony, pozostawał wierny swojemu Mercedesowi z 1970 roku. Podobnie było więc i dzisiaj, kiedy to z przyjemnością wsiadł za kierownicę swojej czarnej jak smoła zabawki. Mimo że nie przepadał za sztucznymi zachowaniami gości bankietów, często się na nich pojawiał, korzystając z okazji do gry w pokera, czy możliwości zawarcia współpracy z nowymi partnerami biznesowymi. Nie odmówiłby zatem zaproszenia od samych Yaxleyów, którzy w środowisku czystokrwistych rodów cieszyli się ogromnym szacunkiem. Le Chiffre może i nie czuł się szczególnie zaszczycony, ale zdawał sobie sprawę z tego, że dobrze było mieć takie znajomości. Założył na siebie czarny garnitur, dobierając do niego burgundową koszulę z krawatem w nieco ciemniejszym odcieniu. O ile mężczyzna starał się unikać w swych eleganckich zestawieniach czerwieni, z burgundem było zupełnie inaczej. Przede wszystkim dlatego, że był to wyjątkowo głęboki odcień, nie jaskrawy, a przypominający raczej barwę wytrawnego wina. Ponadto koszula ta, jako jedna z niewielu w jego garderobie, miała swoją historię - Matts dostał ją w prezencie od jednego ze swoich prawdziwych przyjaciół, a następnie niezwykle często towarzyszyła mu ona podczas jego biznesowych spotkań. I chociaż mężczyzna nie wierzył, by kawałek dobrego jakościowo materiału przynosił szczęście, i tak miał do niego niesłychany wręcz sentyment. Wcale nie uważał się za tak ważną personę, by przyjść na bankiet spóźnionym. Wręcz przeciwnie: nie miał tego wieczoru żadnych innych planów, dlatego pojawił się w willi Yaxleyów dosyć wcześnie. Od razu sięgnął po szklankę whiskey, którą podał mu na tacy jeden ze skrzatów domowych, a za chwilę siedział już przy pokerowym stole z żetonami o wartości dwustu tysięcy dolarów. Dla wielu taka sumka pewnie stanowiłaby szczyt marzeń, dla Le Chiffre'a zaś była jedynie kroplą w morzu, niewielkim skrawkiem jego ogromnego majątku. Mężczyzna zwykle grywał o większe stawki, ale tym razem nie miał wcale ochoty na szaleństwa. Poza tym dostosował się do partnerów, którzy także nie wyłożyli na stół całego swojego portfela. Kiedy krupier rozdał po dwie karty każdemu z graczy, Matts podejrzał swoje, po czym spokojnie upił łyka whiskey. Podbił stawkę dwukrotnie zanim zmusił swojego ostatniego przeciwnika do spasowania. Blefował, ale najwyraźniej nikt nie miał na tyle dobrego układu, by zdecydować się go sprawdzić. Wygrana pięćdziesięciu tysięcy na sam początek wyraźnie poprawiła Brytyjczykowi humor, mimo że kolejne rozdania nie przyniosły mu już takiego szczęścia. Niewiele stracił, i tak wychodząc na plus, ale karty nie dopisywały mu na tyle, że najodpowiedniejszym pomysłem wydawało mu się w tym momencie poproszenie o kolejną szklankę whiskey. Gdy poszukiwał wzrokiem któregoś ze skrzatów domowych, by złożyć swoje zamówienie, jego spojrzenie zatrzymało się na dłużej na niezwykle pięknej kobiecie, którą zostawił właśnie sam gospodarz domu. - Beze mnie. - Mruknął więc cicho, oznajmiając innym, że odpada na razie z gry, po czym wstał od stołu, przechodząc przez zapełniającą się coraz bardziej salę. Niektórzy skusili się już na pierwszy taniec, a inni nadal siedzieli przy stołach, rozmawiając i popijając wysoko procentowe trunki. - Witaj. Matthias Le Chiffre. - Przedstawił się krótko, kiedy przystanął już przy upatrzonej przed chwilą nieznajomej. Choć może jednak nie do końca nieznajomej - odnosił bowiem nieodparte wrażenie, że kiedyś mieli już okazję się poznać. - Czy nie spotkaliśmy się już kiedyś? - Zapytał zresztą, unosząc delikatnie szklankę, zupełnie tak, jakby wnosił toast za tę nieoczekiwaną schadzkę. - U Blacków? - Dodał jeszcze, kiedy widok tej przyciągającej uwagę wielu mężczyzn twarzy, odświeżył mu pamięć. Na pewno widzieli się u Blacków, ale wtedy nie mieli okazji porozmawiać. Któryś z młodych paniczów porwał wówczas pannę Lacroix do tańca zanim Matts zdążył w ogóle zorientować się, że kobieta zniknęła z jego pola widzenia. W każdym razie Brytyjczyk cieszył się, że tym razem dopiął swojego planu, czego wyrazem był subtelny uśmiech na jego twarzy, wyraźnie ocieplający jego ponury wizerunek.
Chantal Lacroix
Temat: Re: "The way you look tonight..." Czw 12 Lis 2015, 01:26
Jak się domyślała, bankiet nie miał w sobie niczego z świątecznej atmosfery. Tabuny gości, alkoholowe trunki, poker w pokoju gościnnym, sztuczne rozmowy i równie sztywne garnitury. Kobiet było tutaj doprawdy mało. Dosłownie kilka. W tym sama Chantal. Perełka na dworze wujka Yaxley'a, bo jako jedyna tytułowała się mianem panny. Nie trudno więc było wyczuć na sobie te spojrzenia złaknionych młodego ciała mężczyzn. Przybyli tu w znacznej mierze w sprawach biznesowych, chcąc wykazać się kulturą i szacunkiem wobec gospodarza czy też po prostu - by zaistnieć w świecie ważnych ludzi. Połowy Chantal nie znała nawet z widzenia, gdyż wychodziła z bankietów dość wcześnie. Miała jednak to szczęście, że znaczna większość czarodziei miała zazdrosne żony koło siebie lub też czuli na sobie palące spojrzenie Thaddeusa. Pozostali mieli za sobą już próby poderwania czarodziejki, jak widać - bezskuteczne. Kobieta w mniej lub bardziej wyrafinowany sposób kazała im spadać i pamiętali tę nauczkę do dzisiaj. Chantal zajęła się winem, obserwując stół z pokerem. Sama nie rozumiała co w tym fascynującego, ryzykować spore kopy galeonów licząc na szczęście w kartach. Przeniosła wzrok na wujka, zajmując go chwilą rozmowy. Przybyli kolejni goście, więc Thaddeus musiał ją opuścić. W tym czasie Chantal przywitała się z młodszymi kuzynkami, wymieniając się oschłymi skinieniami głowy czy chłodnymi uśmiechami. Gdy odeszły, w jej otoczeniu pojawił się ktoś inny. Ktoś nieznany. Podniosła wzrok na jegomościa, nieco pewniej chwytając szklankę. Jej doświadczenie z mężczyznami było dość liche. Wolała ich unikać, chcąc cały swój czas skoncentrować na karierze naukowej. Później przyszedłby czas na miłość, o ile takowa istnieje. Na pierwszy rzut oka mężczyzna nie był urodziwy, lecz po bliższym przyjrzeniu się Chantal dostrzegła w rysach twarzy coś intrygującego, a cała jej uwaga skupiła się na niezwykle inteligentnych w wyrazie oczach. Było coś interesującego w szatynie. -Chantal Lacroix z rodu Yaxleyów. Bezpardonowe przejście na Ty, Matthiasie. Zagrała tymi samymi kartami co on. Spotkali się dwaj, mocni gracze. Każdy chciał przestraszyć drugiego swoją pewnością siebie, wcale nie mając dobrych kart w ręce. Na malinowych ustach Chantal wykwitł delikatny, wysublimowany uśmiech. Oczy kobiety obserwowały poczynania Matthiasa, chcąc odczytać jego zamiary. -Ah... no tak. Ciotka Walburgia. Blackowie to dalsza rodzina, jednakże dość często spotykamy się u nich w lecie. Chyba wtedy nie zapoznaliśmy się jakoś bliżej. -zauważyła, biorąc łyk wina. Opierała się nonszalancko o ścianę, szukając wzrokiem wolnego miejsca do siedzenia. -Widzę wolną kanapę przy kominku, usiądziemy? W progu można się przeziębić. -zauważyła, siląc się na ten uprzejmy ton głosu co zawsze. Przecisnęli się przez tłum, zajmując wcześniej wspomniany mebel. Chantal założyła nogę na nogę i oparła ramię o obity materiał kanapy. -Czym się zajmujesz i co Cię tu sprowadza? Wygląda na to, że jesteś dobrze znany czystokrwistym rodom, skoro pamiętasz mnie u Blacków przeszło dwa lata temu.
Matthias Le Chiffre
Temat: Re: "The way you look tonight..." Czw 12 Lis 2015, 02:24
Nie znał jej wcale, a mimo to przykuwała jego uwagę znacznie mocniej niż wszyscy inni, którzy pojawili się na bankiecie u Yaxleyów. W chwili, kiedy tylko otworzyła usta, można było odnieść wrażenie, że to nie tylko piękna, ale i inteligentna, silna kobieta - i takie wrażenie odniósł również Le Chiffre. Jakaś jego część przyciągała go do panny Lacroix, pragnęła bliżej ją poznać, bez względu na ostrzegawcze spojrzenie jej wuja rzucone przed momentem, które wydawało się, że Matthiasa wcale nie obeszło. Brytyjczyk nie dziwił się jednak gospodarzowi domu. Mężczyzna pragnął chronić swoje oczko w głowie, najprawdopodobniej traktował kobietę jak swą córkę, co pozwoliło Mattsowi wysunąć wniosek, że rodzice Chantal zmarli wiele lat. - Nie takie były moje intencje, panno Lacroix. - Przyznał, niejako przepraszając za swój brak kultury. Starał się zresztą przypomnieć sobie teraz swoje słowa, sprawdzić gdzie popełnił błąd, choć jedyne, co przychodziło mu na myśl, to niezbyt fortunne przywitanie, które kobieta mogła odczytać na swój sposób. Innymi słowy, za nazbyt otwarte. Potrafiła jednak zachować wystarczająco animuszu, by wytknąć mu wszystko w sposób nad wyraz błyskotliwy i przemyślany, co sprawiło, że roześmiał się gromko wyraźnie zakłopotany. Punkt dla niej, jako że mało kto był w stanie doprowadzić Le Chiffre'a do podobnego stanu. - Nah. Jakiś panicz od Blacków wyciągnął Cię do tańca zanim zdążyłem podejść. Pewnie i jego pan Yaxley obdarzył podobnym spojrzeniem, co i mnie przed chwilą. - Odpowiedział jej rozbawiony, spoglądając nawet w stronę wuja Chantal, jakby chciał mu dzięki temu utrzeć nosa. Nie obawiał się o swoją skórę i nie zamierzał tym razem pozwolić, by ktoś ponownie porwał mu przepiękną partnerkę. Nawet, jeśli tym kimś, miałby być sam gospodarz i organizator bankietu. - Nie widziałem Cię nigdy później. Aż do teraz. - Dodał spokojnym tonem, a chociaż jego słowa nie były wcale pytaniem, skrycie liczył na odpowiedź: gdzie panna Lacroix podziewała się przez tak długi czas. Z drugiej strony nie wyglądała wcale na miłośniczkę tego rodzaju przyjęć, więc nie zdziwiłby się, gdyby po prostu omijała je szerokim łukiem. Przystał entuzjastycznie na propozycję towarzyszki, razem z nią przeciskając się przez tłum, starając się przy tym chronić kobietę przed zbyt gwałtownymi ruchami tańczących par, które zdawały się w ogóle nie przejmować przechodzącymi. Niedługo po tym siedzieli już razem na kanapie przy kominku, dalej sącząc swoje drinki. Matts upił kilka łyków whiskey w milczeniu, póki nie dotarło do niego pytanie Chantal. Wiedział, że kobieta nie pyta jedynie z grzeczności, a naprawdę zainteresował ją swoją osobą. Niektórym pewnie trudno byłoby powiedzieć dlaczego, skoro nie wyłożył wcale najmocniejszych kart na stół. Prawda była jednak taka, że mimo niezbyt urodziwej aparycji było w nim coś intrygującego. Poza tym już wtedy Le Chiffre miał na swoim sumieniu kilka ludzkich istnień, a jeśli wierzyć innym, morderstwo zmieniało człowieka nie do poznania. Ten, kto zabił, nigdy nie był już taki sam, to było widać nawet w twarzy. Zręczni mordercy wzbudzali zaś w podświadomości swoich rozmówców coś na podobieństwo strachu, szacunku, ale i podziwu czy chorej fascynacji. W podświadomości, bo przecież nikt nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, że Matthias zdolny byłby do tego, by odebrać komuś życie. W dodatku komuś z jakże bliskiego mu środowiska. - Wszystkim i niczym, panno Lacroix. Tak wygląda biznes. A sprowadza mnie tutaj to, co zawsze. Karty, piękne kobiety i szlachetne trunki. - Po tych słowach uniósł swoją szklankę i upił sporego łyka gorzkiego alkoholu. Nie powiedział o sobie zbyt wiele, bo i rozmowa o czarnych interesach wydawała mu się nieodpowiednia zważywszy na okoliczności. Ponadto cały czas czuł na sobie spojrzenie Yaxley'a, który najwyraźniej nie był zbyt szczęśliwy z tego, że ktoś taki jak Le Chiffre zainteresował się jego słońcem. - Yaxley troszczy się o Ciebie. Przypuszczam, że właśnie szykuje misterny plan zemsty na mnie, jedynie z racji tego, że z Tobą rozmawiam. To nie byłaby komfortowa sytuacja, gdyby któryś z nas musiał zamordować drugiego. - Pozwolił sobie zażartować, uśmiechając się przy tym szeroko. Chantal nie mogła wiedzieć, że takie żarty rzucane z ust takiego mężczyzny mogą któregoś dnia niebezpiecznie przerodzić się w rzeczywistość. Czarny humor był natomiast czymś na porządku dziennym w takim towarzystwie i nawet bezpośrednie napomknięcie o morderstwie nie mogło wzbudzić realnych podejrzeń. Mimo wszystko wzrok Yaxleya stawał się coraz bardziej uciążliwy i sprawiał, że Matts czuł się jak nastoletni pętak z ulicy przyłapany na romansowaniu z dziewczęciem z dobrego domu. Dlatego mężczyzna wstał z kanapy, kłaniając się grzecznie przed Chantal i wyciągając dłoń w jej stronę. - Może miałaby pani ochotę zatańczyć? - Posilił się na dystyngowany ton, przerysowując dżentelmeńskie maniery do granic możliwości. Zupełnie tak, jakby z jednej strony próbował naprawić błąd popełniony na początku ich spotkania, z drugiej natomiast szydził z niego, na co wskazywałby zresztą szelmowski uśmiech wymalowany na jego twarzy. - Dzięki temu unikniemy kamer i świateł reflektorów. - Dodał zaraz, nie bez kozery wskazując subtelnym ruchem głowy na wędrującego po sali Yaxleya, który niezbyt dyskretnie, przez cały ten czas, łypał na nich swym wrogim spojrzeniem.
Chantal Lacroix
Temat: Re: "The way you look tonight..." Czw 12 Lis 2015, 23:01
Zwracanie na siebie uwagi było wpisane w jej nazwisko oraz nazwisko rodowe. Co niektórzy uważali, że uroda Chantal, chociaż niezbyt klasyczna, ma w sobie coś pociągającego. Dodatkowego uroku dodawała zdolność metamorfomagii, dzięki czemu kobieta mogła przyjąć dowolny kolor włosów. Wielu to zachwycało, dawało pobudki do rozpoczęcia rozmowy... wszystko zaś niszczyły niesamowicie cięty język oraz jadowite uwagi, które mogły odstraszyć niejednego. Tylko najwytrwalsi byli w stanie to znieść, a już na palcach jednej ręki dało się zliczyć tych, którzy w jakiś sposób zapunktowali w chmurnych oczach panny Lacroix. Początkowo nie zamierzała długo zabawić na bankiecie, nie spodziewając się żadnych interesujących konwersacji. Jakże się myliła. Chociaż Matthias, jak ten raczył się przedstawić, nie zakradł sobie żadnej cząstki duszy przyszłej nauczycielki eliksirów. Przed nim długa, kręta droga, aby cokolwiek ugrać. Chociażby delikatny uśmiech. Uniosła znacząco jedną brew, gdy Matthias zaczął wyrażać ubolewanie. Nawet przez moment czuła się rozbawiona tym zmieszaniem, które w nim wywołała. Doprawdy, jak łatwo zagiąć mężczyznę. Westchnęła cicho, odwracając wzrok w kierunku bliżej nieokreślonym by wziąć kolejny łyk wina. -Więcej pewności siebie, nie daj się mi tak szybko zbić z tropu, bo uznam, że rozmowa z Tobą to tylko strata czasu. -odpowiedziała niesamowicie lekkim tonem, biorąc przy tym kolejny łyk. Była ciekawa, jak Matthias zacznie się bronić przed jej atakami. -Bardzo możliwe, czystokrwiste rody są na siebie skazane. -spojrzała na Thaddeusa, który łypał na nich z końca sali. Chantal uśmiechnęła się do wujka i podniosła lekko rękę, dając mu znak, że ma się niczym nie martwić. -Bardzo chce mnie pilnować, ale im bardziej się stara tym bardziej robię mu na przekór. Ciągle ma nadzieje, że znajdzie mi wpływowego męża, ale po ostatniej awanturze, w której swój żywot dokończyły jego drogocenne figurki z Azji chyba odpuścił. Na dobre. -uśmiechnęła się szeroko do wujka i wróciła spojrzeniem do Matthiasa. -Uwielbiam mu robić na złość, może to go nauczy, że nie zamknie dzikiego ptaka w klatce. Podniosła wzrok na Le Chiffre'a. -Nie wracam do Anglii zbyt często, bo po prawdzie nie mam do kogo. Studiuje eliksiry na Instytucie Eliksirowarstwa w Bułarii, a okresowo zaglądam do Moskwy na szkolenia. W domu jestem raz w roku, może rzadziej. -odpowiedziała ze znużeniem, jakby mówiła od dawna wyuczoną kwestię. Mimo, że była nauczona chodzić w szpilkach to z ulgą przyjęła możliwość spoczęcia na wygodnym meblu. -Oh. Czy spotkał Pan... wszystko, na co Pan czekał? -zagadnęła, widząc, że ma w kielichu końcówkę trunku. -Skończmy z Panami, może bruderszaft? -zapytała, nie spodziewając się odmowy. Nie lubiła tytułowania innych zwrotem Pan, Pani jeśli różnica wieku nie wynosiła przeszło dwadzieścia lat. Dlatego z paroma profesorami była na Ty. Nie ubliżało im to, o dziwo. -Chantal. Dla bliskich Chanti. -upiła ostatni łyk wina po spleceniu dłoni. Odstawiła swój kielich i pozwoliła sobie na rozbawiony uśmiech. -Nie odważy się niczego zrobić, mając na uwadze, że spotka się to z moją dezaprobatą. Jest porywczy, ale ja jestem bardziej. Czasami. -odparła, poprawiając włosy, które przy każdym ruchu zdawały się błyszczeć kasztanowym blaskiem. Kolor ten znikał dość szybko, zasiewając w umyśle niepewność, czy to aby nie było tylko przywidzenie. Spojrzała na parkiet, rozpatrując propozycję Matthiasa. Po chwili milczenie wyciągnęła dłoń i pozwoliła się pociągnąć na tany. -A już myślałam, że po prostu chcesz ze mną zatańczyć. Cóż, płonne nadzieje. -odparła nieco cynicznie, pozwalając mężczyźnie prowadzić w tańcu. Nie miała problemów ze stawianiem kroków, ponieważ od lat była przyuczana do tańca. Po drugie bardzo go lubiła, więc każda okazja była wykorzystywana do cna. Poruszała się lekko po parkiecie, niczym stąpając po liściach nenufarów na tafli jeziora. -Zaskakujesz mnie, do tej pory mnie nie podeptałeś. -zauważyła, pozwalając kącikowi ust unieść się lekko w geście uznania.
Matthias Le Chiffre
Temat: Re: "The way you look tonight..." Pią 13 Lis 2015, 01:22
Nie mógł zaprzeczyć, że początkowo poczuł się w pewnym stopniu zakłopotany, choć prędko powrócił pewny siebie do rozmowy, a jego chwilowy, nietypowy stan można było zakwalifikować jako wyraz zaskoczenia śmiałością nowo poznanej kobiety. Dawno nie miał przecież okazji konwersować z kimś na tyle elokwentnym, by dotrzymał mu kroku. Większość jego ostatnich spotkań zaliczało się do tych z gatunku biznesowych, a jego potencjalni partnerzy w interesach nie wykazali się niczym poza grubiaństwem i kompletną nieznajomością czarnego rynku. - Zdecydowanie lepiej mieć tej pewności siebie zbyt wiele, niż za mało, czyż nie? Być może jednak celowo pozwoliłem Ci przejąć na chwilę stery, kto wie... - Odpowiedział jej spokojnie, nie dając się zbić z tropu, a wręcz przeciwnie. Nie wiedział jeszcze jak daleko zabrnie ta rozmowa, ale nie zamierzał odpuszczać tak ciekawej gry, choćby szczęście miało mu tym razem nie dopisać. Patrzył zresztą cały czas w oczy swojej towarzyszki, być może nawet nazbyt nachalnie, co miało być tylko dowodem na to, że brakuje jej jeszcze wiele, by naprawdę go okiełznać. O ile w ogóle taka sytuacja byłaby możliwa. Ponadto musiał przyznać, że kobieta nie szczędziła słów, odpowiadając mu praktycznie na każde pytanie, które jej zadał. W dodatku nie ograniczała się do lakonicznych zdań niewyjaśniających w rzeczywistości niczego, tak jak zrobił to on sam. Jej otwartość z jednej strony była czymś wyjątkowym i intrygującym, z drugiej zaś przekonywała go, że daleko spada jabłko od jabłoni, a siedzącą tuż obok niego partnerkę niewiele łączy z jej rodziną, poza rodowym nazwiskiem. Była w końcu nad wyraz szczera, zupełnie tak jakby, nie miała nic do ukrycia - natomiast mało kto w tym środowisku gotów był od samego początku grać w otwarte karty. - To by wyjaśniało Twoje zniknięcie. W takim razie nie pozostaje mi nic innego jak życzyć owocnej kariery. - Odparł ciepłym, choć niezbyt donośnym tonem, który skrywał w sobie nutę serdeczności. Prawdę powiedziawszy mężczyzna pochwalał zainteresowania i zapał panny Lacroix, szczególnie, że obrała sobie za przedmiot badań niezwykle ciekawą, ale i wymagającą dziedzinę. Eliksiry fascynowały Le Chiffre'a już od dłuższego czasu, co nie powinno wcale dziwić, biorąc pod uwagę fakt, że mężczyzna handlował nimi na dużą skalę. Niestety wcale nie znał się tak dobrze na różnego rodzaju miksturach, przez co musiał w tej branży korzystać z pomocy zaufanych eksperów. Matts starał się nadrobić zaległości w tym zakresie, ale do specjalisty znacznie bliżej było mu w innych gałęziach magii. Z zamyślenia wyrwała go nagła propozycja Bruderschafta, która choć wydawała się zupełnie niepotrzebna, na pewno stanowiła przyjemną odskocznię od poważnego tematu ich dotychczasowej dyskusji. Dlatego Brytyjczyk sięgnął po swoją szklankę whiskey, a po splecieniu dłoni z towarzyszką, przedstawił się jako "Matts" i upił symbolicznego łyka szlachetnego trunku. - Już dawno odniosłem wrażenie, że ognisty temperament to charakterystyczna cecha rodu Yaxleyów. - Ten komentarz dla niego samego miał zupełnie inny wydźwięk. Wspomnienie niezbyt fortunnego spotkania z jednym przedstawicielem rodziny Yaxleyów dało mu bowiem pełen obraz na to, o czym mówiła Chantal. Porywczy niedorostek o tym samym nazwisku, choć uważany przez swoich pobratymców za czarną owcę, niewątpliwie pewne cechy przejął po najbliższej rodzinie, a jego nerwowe, nieprzemyślane zagrywki prędko poprowadziły go ku zgubie. Czasami lepiej było trzymać swe emocje na wodzy. - Ty wiesz, że tego chcę. A ja wiem o tym, że Ty wiesz. I to nam chyba wystarcza. - Mruknął rozbawiony, a kąciki jego ust uniosły się ku górze, kiedy panna Lacroix wspomniała o płonnych nadziejach. Dostrzegł już jej sposób prowadzenia rozmowy. Kobieta starała się za wszelką cenę stanąć na silniejszej pozycji, wprowadzając mężczyzn w stan konsternacji. On jednak wydawał się w tej chwili niewzruszony i obojętny na jej cyniczne zagrania. - Dziękuję. Wierz, że nie śmiałbym podeptać tak pięknych stóp. - Rzucił krótko na pochwałę partnerki, mimo że nawet ona brzmiała nieco złośliwie. Mężczyzna zdawał sobie jednak sprawę z tego, że dla Chantal to swego rodzaju test, próba odsunięcia od siebie tych panów, którzy nie zasługują na jej uwagę. On natomiast już dawno zdecydował się przekroczyć tę barierę. Można go było przecież określić mianem niemalże profesjonalnego pokerzysty, a co za tym idzie, Le Chiffre nie byłby sobą, gdyby nie podjął takiego ryzyka.
Chantal Lacroix
Temat: Re: "The way you look tonight..." Pią 13 Lis 2015, 23:39
Gdyby wiedziała, że nie miał zbyt wielu okazji do tak inteligentnych konwersacji, gdy każde patrzy sobie na ręce, przewidując ze sporym wyprzedzeniem kolejne ruchy. Przypominało to umiejętną grę w szachy. W wersji czarodziejskiej. Jeden nieopaczny ruch i po pionku. Ups! Kolejny zniknął z planszy. Lecz w tym napawaniu się rychłym zwycięstwem była pewna pułapka. Na wojnie należało ponosić ofiary i po trzech zbitych figurach można było nie zauważyć, jak samemu zacznie się przegrywać. Taki mniej więcej tok wydarzeń przybrała rozmowa Matthiasa i Chantal, chociaż z minuty na minutę wyrównana walka zaczęła przypominać czystą rozrywkę, swoistego rodzaju wypróbowanie pomysłów przeciwnika, którym przyklaskiwano z ochotą, oczekując więcej. Chantal uśmiechnęła się niewinnie na sformułowanie Matthiasa. -Zawsze lepiej, nie można pozwolić wyeliminować się z gry. A przynajmniej ja sobie na to nie pozwalam. –przytaknęła, czując ulgę, że Matthias okazał się być nienapastliwy i szarmancki. Lubiła takich mężczyzn, chociaż jak każda kobieta oczekiwała jakiegoś pazura skrytego pod kurtyną tajemnicy. Odkrywanie siebie kawałek po kawałku, gdy każde skrywało swoje sekrety na samym dnie szklanki z mocnym trunkiem było niesamowicie inspirującą zabawą. I nie tylko. Niebywała szczerość, jaką się wykazywała nie miała na celu wprowadzić Matthiasa w sztuczne poczucie ulgi, że nie będzie musiał z niej czegokolwiek wyciągać siłą. On nie raczył wchodzić w szczegóły, co poniekąd zadziałało na jego korzyść. Chantal zaś odkrywała te karty ze swojego życia, które albo były powszechnie znane albo wiedza o nich nie stwarzała jakiegokolwiek niebezpieczeństwa. Skinęła lekko głową w geście przyjęcia życzeń. -Nie zaprzeczę, że na nią liczę. Już tyle lat zgłębiam wszelakie tajniki wiedzy o eliksirach, że nawet niebo przestanie być dla mnie limitem. –patrzyła cały czas w oczy Mattiasa, chcąc go sprowokować do objęcia sterów. Podobała jej się ta pokojowa walka na słowa. Ktoś z boku mógłby stwierdzić, że prowadzą kulturalną rozmowę o niczym, a oni oboje znali prawdę. Szarżowali na siebie jak dwa byki na arenie, próbując swoich sił. Pod sam koniec dojdzie do schylenia głów, oddając hołd drugiemu w podziękowaniu za owocny pojedynek. Bez rozlewu krwi. -Nie byłabym sobą, gdybym nie zapytała Cię na temat Twoich zainteresowań i czy jest w nich gdzieś miejsce dla sztuki, w której różdżka schodzi na dalszy plan. –podniosła głowę w dumnym geście, chcąc wybadać, z kim ma do czynienia. Nie skreśliłaby z góry Matthiasa za brak poszanowania dla eliksirów, ale na pewno odezwałaby się w niej rezerwa i cała gra zaczęłaby się od początku. Po bruderszafcie kobieta szczerze się roześmiała, czym zwróciła uwagę niektórych osób w sali. Słyszeć śmiech Chantal, tak beztroski i szczery tutaj, w samym środku bankietu? Nie zdarzało się to nader często. -Yaxley’owie są porywczy co drugie pokolenie, najlepiej tak odpowiedzieć. Nie każdemu trafia się ten zły gen. Ale z pewnością, Ci bardziej znani z tego rodu to istna mieszanka wybuchowa. Mam tylko połowę tych genów, więc chyba nienajgorzej trafiłeś dzisiaj na towarzyszkę rozmów. –odstawiła pusty kieliszek na wędrującą tacę, pod którą biegał strudzony skrzat. Chantal oparła brodę na ręce, przyglądając się nadal gościowi. Propozycja tańca brzmiała na tyle kusząco, że kobieta zgodziła się popłynąć na parkiecie. Musiała przyznać, że Le Chiffre prowadził bezbłędnie, aż przyjemnie odpływało się w taktach muzyki. Poprawiła dłonie tworzące ramę i uśmiechnęła się lekko. Czarny materiał wirował nieco przy kostkach, dając wrażenie karuzeli w lunaparku. -Nie przesadź z tymi komplementami, bo zachoruję na cukrzycę. –odparła, unosząc brew zadziornie. Okręciła się zgrabnie, oddalając się od partnera by później ponownie do niego wrócić. Bliskość dwojga ciał działała elektryzująco, ale nie na tyle, by Chantal złamała swoje reguły. Pozwoliła jednak sobie na dość bliskie spojrzenie w oczy Matthiasa, gdzie jedno było wyraźnie inne od drugiego. -I co teraz, Matthiasie? –zapytała szeptem, drażniąc jego ucho ledwie muśnięciem malinowych warg. Wróciła do poprzedniej postawy i kontynuowała taniec, a jej włosy migotały barwami hebanu.
Matthias Le Chiffre
Temat: Re: "The way you look tonight..." Sob 14 Lis 2015, 23:37
Jeżeli odnieść słowa Chantal do pokera, nie do końca byłyby one zgodne z prawdą. Niekiedy bowiem wyeliminowany z gry zdolny był do widowiskowego powrotu po ponownym wkupieniu. Matthias doskonale zdawał sobie jednak sprawę z tego, co jego rozmówczyni ma na myśli, dlatego uśmiechnął się tylko, aby tym samym przytaknąć jej słowom. - Nie wątpię. - Odparł do tego, choć nieco sarkastycznie, jak gdyby nie traktował panny Lacroix poważnie. W rzeczywistości uważał, że jest inteligentną kobietą, którą stać na wiele, ale nie zamierzał pozwolić na to, by tak prędko obrosła w piórka. Z pewnością łasa była w końcu na wszelkiego rodzaju komplementy, ale tych mogła się nad wyraz często nasłuchać z ust innych adoratorów. Le Chiffre ciekawy był natomiast w jaki sposób ta latorośl rodu Yaxley'ów zachowa się w sytuacjach, do których nie zdążyła przywyknąć. Szarmanckości i kultury na pewno nie dało się mężczyźnie odmówić, ale nie brakowało mu także tak upragnionego przez Chantal pazura. Matts nie musiał go jednak pokazywać na siłę, wolał zachować tego asa w rękawie na bardziej dogodny moment. Na razie zresztą nie pozostawiał po sobie zbyt wiele, ale wiedział, że znacznie mocniej zachęcający jest niedosyt niż przesyt. Dlatego starał się jedynie uważnie słuchać, szczególnie, że jego partnerka właśnie mówiła o swej potencjalnej karierze, której plany wyraźnie pompowały krew płynącą w jej żyłach. - Czy blask księżyca. - Pozwolił sobie dokończyć jej zdanie, przyglądając się przez chwilę jasnemu światłu odbijającemu się od szyby w oknie. Przyjemny półmrok wzniecił płomienną, jak i w pewnym stopniu mistyczną atmosferę. - Różdżka praktycznie zawsze stanowiła dla mnie jedynie narzędzie. Jeśli jednak pojęcie sztuki odnosisz do eliksirowarstwa, powiedzieć mogę tylko, że jestem zainteresowany, ale sam poszukiwałbym namiętności gdzieindziej. - Dość dyplomatyczna odpowiedź wypłynęła z ust Matthiasa, jednak wcale nie była ona podszyta kłamstwem. Le Chiffre'a coraz częściej ciekawiły bowiem tajniki przeróżnych czarodziejskich mikstur - nie mógł temu zaprzeczać - jednak z pewnością eliksiry nie należały do kręgu jego największych pasji. Kolejne słowa Chantal nie spotkały się już z komentarzem, jako że para zatraciła się w tańcu. Oboje dokładnie wiedzieli, co robić na parkiecie, i wystarczyła krótka chwila, by zgrali się wręcz perfekcyjnie, poruszając się zgrabnie w takt muzyki. Aż trudno było uwierzyć, że to ich pierwszy raz w takich okolicznościach. Wydawało się jednak, że dla panny Lacroix to nadal za mało, skoro kobieta usilnie poszukiwała sposobu, by dodać tej grze jeszcze większej dozy pikanterii i nieoczekiwanego zwrotu akcji. Dość przewidywalnie z początku, wybroniła się typową dla siebie złośliwością, jednak jej kolejny ruch okazał się o wiele bardziej odważny i kokieteryjny. Przeszywający szept rozbrzmiał w głowie mężczyzny, a muśnięcie malinowych ust nawet jego przyprawiło o przyjemny dreszcz, mimo że Matts, poza tym, nadal pozostawał niewzruszony, nawet w świetle tak erotycznego podtekstu. Na próżno było jednak próbować przyłapać go na mniej lub bardziej dyskretnych spojrzeniach na jędrny biust kobiety, czy na jej zgrabne nogi... to wszystko było bowiem jedynie przyjemnym dodatkiem. Natomiast to, co intrygowało Le Chiffre'a najmocniej, tkwiło w oczach Chantal, zwierciadle jej duszy. Przez chwilę mogłoby się wydawać, że Brytyjczyk odpuścił - nic bardziej mylnego. Mężczyzna obrócił ciałem swojej partnerki, by po tym ponownie przyciągnąć ją do siebie. Ta bliskość niewątpliwie działała elektryzująco, szczególnie, kiedy oboje śmiało patrzyli sobie w oczy. Mimo tego objął pannę Lacroix mocniej, przesuwając głowę tak, że nim zdążyła zareagować, tym razem to on obdarzył ją szeptliwym, niskim tonem. - Słodycz często chadza w parze z goryczą, nie sądzisz? - Zapytał, przygryzając delikatnie płatek jej ucha, co dla niego oznaczało proste dopowiedzenie "a ból z namiętnością" czy "piękno z brzydotą". Kąciki jego ust uniosły się ku górze, a mężczyzna przymknął na chwilę oczy, zachłannie wdychając zapach perfum swej partnerki. - Lepiej nie rzucaj czerwonej płachty na byka, którego nie wiesz, czy jesteś w stanie okiełznać. - Mruknął już nieco głośniej i dosadniej, kiedy wreszcie otworzył oczy. Miał to szczęście, że rozbrzmiewający na sali bankietowej utwór właśnie chylił się ku końcowi. Le Chiffre ostatni raz zatoczył ze swą towarzyszką koło, by chwilę później, niczym dżentelmen, schylić się i ucałować jej dłoń. - Dziękuję za przemiłą rozmowę i wspaniały taniec. Do rychłego zobaczenia, panno Lacroix. - Rzucił tylko kilka słów na pożegnanie, po czym udał się do stolika pokerzystów z zamiarem powrotu do gry, nawet na chwilę nie odwracając się za siebie. Na jego twarzy nadal wymalowany był ten sam szelmowski uśmiech, który przyozdabiał jego oblicze na początku rozmowy z Chantal. Tym razem jednak dało się w nim odnaleźć także nutę dzikiej satysfakcji i zadowolenia.
Chantal Lacroix
Temat: Re: "The way you look tonight..." Wto 26 Kwi 2016, 00:20
Jakkolwiek łasa na komplementy by nie była, banalnym zabiegiem byłoby określić Chantal mianem "łatwej" czy też próbującej zdominować erotycznie już przy pierwszym, krótkim spotkaniu. To, co Matts zapewne uznał za kaleczący i gorzki cios w dumę panny Lacroix, obeszło ją tyle co zeszłoroczny śnieg. Żyła chwilą, nie zastanawiała się nad tym co przyniesie jutro, a co dopiero ta cała tajemnicza przyszłość. Szanowanie czyiś uczuć nie leżało w jej gestii, tak restrykcyjnie nauczona, że ma patrzeć wyłącznie na swoje dobro. Byle komentarz czy zagranie - które pewno w oczach Matthiasa uchodziło za utarcie nosa - nie było w stanie wyprowadzić młodej studentki z równowagi, chociaż nie takie drobnostki potrafiły tego dokonać. Kiedy jej nieco erotyczne zagranie zostało odegrane tym samym, zamiast zawodu, rozczarowania bądź złości na ustach Chantal wykwitł tylko lekki uśmiech... zadowolenia? Właśnie. Znalazła godnego siebie przeciwnika. Pokerzysta zapewne myślał, że wygrał tę rundę, lecz nic bardziej mylnego. -Obawiam się, że z naszej dwójki to nie ja wykazuje się niewiedzą. To raczej byk boi się, że byle jaka płachta go zdenerwuje i będzie to dla niego fizyczny... -urwała na chwilę, kiedy Matthias całował dłoń. -...i moralny upadek. Do zobaczenia, panie Le Chiffre. -odpowiedziała na pożegnanie, jakby prowadzili kulturalną rozmowę od samego początku. Może i próba tak dotkliwej walki na ironię mogła być źle odebrana, ale Chantal wiedziała, że tylko się sobą zaciekawili. Do następnego razu.