Przy barze zwykle siadają stali bywalcy Dziurawego Kotła, a wieczorami naprawdę trudno znaleźć tutaj wolne miejsce. Wszyscy chcą bowiem trafić jak najbliżej barmana, który zawsze serwuje wspaniałe drinki.
Pogoda za oknem była przepięknie... paskudna. Dokładnie taka. Liście nie tańczyły eterycznie wśród gałęzi na podmuchach ciepłego wiatru. Panowała istna lodowata aura, zapowiadająca rychłe przybycie zimy. Mokre liście chlastały ludzi w twarze, doprowadzając do przekleństw i czerwonych śladów na policzkach. Wietrzysko wciskało się w każdą szczelinę i mroziło krew w żyłach. Wszystkich? Wydawało się, że tylko jedna osoba przechodząca nieopodal sławnego w świecie czarodziei pubu nie odczuwa paskudnej aury. Świszczące podmuchy porywały jej ciemne loki, które w tych warunkach raczej przypominały rozjuszone węże na głowie mitycznej Meduzy. Wysokie buty stukały głośno o kamień chodnika, zagłuszając tym samym ryk wiatru, który za wszelką cenę chciał odkryć chowające się pod długim płaszczem nogi kobiety. Czarodziejka poddała się żywiołowi, puszczając poły ubrania. Materiał łopotał za nią złowieszczo. Gdyby ktoś rozglądał się po okolicy mógłby zdziwić się z tak odważnej postawy kobiety, jakby zimny wiatr nie robił na niej żadnego wrażenia. Jakby sięgająca przed kolano sukienka wystarczała by ochronić się przed zgubną w skutkach temperaturą. Podeszła do drzwi, za którymi znajdował się Dziurawy Kocioł. Dzisiaj przyszła tutaj w sprawach czysto... osobistych. Był piątkowy wieczór, najbliższą lekcję miała dopiero we wtorek. Zrzuciła z ramion czarny płaszcz, odkrywając już w pełni krój sukienki. Czarnej jak jej włosy tego dnia z srebrną spinką w kształcie węża w okolicach dekoltu. Nie był głęboki, ale doskonale podkreślał kształty. Kobieta usiadła przy kontuarze, zakładając nogę na nogę. Sukienka na szczęście sięgała kolan. -Wódka. Schłodzona. -zażądała. -Pięćdziesiątka? Setka? -Cała butelka. Barman pojawił się z butelką krystalicznie czystej mikstury. -Taka może być? -Tom... rozumiesz słowo zimna? -zapytała, a w chmurnych oczach pojawiły się złowróżbne iskierki. Oparła się na łokciach. -Ma być tak zimna jak Twoje ciało, kiedy zniecierpliwiona walnę w Ciebie jakimś niemiłym urokiem. Albo jak wypijesz za dużo Wywaru Żywej Śmierci. -warknęła. Nie minęła minuta, kiedy butelka była idealnie schłodzona. Chantal nalała sobie wódki i wypiła kieliszek na raz. I kolejny. Następne dwa także były już wspomnieniami. Nie zaczynała rozmowy z nikim. Potrzebowała dzisiaj tego ruskiego trunku, który poznała na szkoleniu po studiach. Leniwie kręciła kieliszkiem w dłoni, myśląc o kolejnej porcji.
Ostatnio zmieniony przez Chantal Lacroix dnia Sob 10 Paź 2015, 23:15, w całości zmieniany 1 raz
Feliks Zolnerowich
Temat: Re: Kontuar Sob 10 Paź 2015, 21:40
/bilo od Jaśniny
Generalnie rzecz biorąc, Feliks lubił dzieciaki – małe, duże, średnie, byleby miały w oczach błysk ciekawości i chęci, by dowiadywać się nowych rzeczy. Lubił je w klasach, kiedy jeszcze uczył w Durmstrangu, lubił w domach znajomych, kiedy wystarczyło wziąć je na chwilę na ręce i zrobić samolot, albo pokazać jakieś ciekawe zaklęcie. To, czego natomiast pan Zolnerowich nie lubił, były dzieciaki w jego własnym domu. O zgrozo. Nie sądził, że będzie z tym miał taki problem, gdy Colleen zaproponowała (czy bardziej: zażądała), by wziął do siebie cudem odratowanego po śmierciożercach chłopaka, upierając się, że u niego będzie bezpieczniejszy niż w szpitalu. No i fakt faktem miała rację, bo mieszkanie szanownego pana Zolnerowicha położone w uroczym Śmiertelnym Nokturnie, było pieprzonym bunkrem otoczonym zestawem mniej lub bardziej wrednych klątw i sprytnie połączonych zaklęć mających uniemożliwić wdarcie się do środka choćby i samemu Voldemortowi. Choć tego konkretnego przypadku Feliks raczej nie chciałby testować, zdecydowanie za bardzo ceniąc sobie spokój i ciszę we własnym domu. Jeszcze tego brakowało, żeby ktoś majstrował przy jego systemach bezpieczeństwa. Urok obcinający uszy zakładał z najwyższym poświęceniem, bo prawie stracił własne, kiedy Nadia przebiegła mu pod nogami w pogoni za czyimś szczurem. Najprościej i najkrócej rzecz ujmując, choć Cu znajdował się w jego domu może od tygodnia, Rosjanin już miewał go dosyć. Przyzwyczajenie do samotności robiło swoje. Pewnie właśnie dlatego po pracy zamiast do domu, skierował się ku Dziurawemu Kotłowi, po drodze obrzucając pewnego jegomościa stosem inwektyw w trzech językach, gdy koniec jego szalika chlasnął łamacza klątw po twarzy. Niby nic strasznego, ale czy powiedzieć zwykłe przepraszam, to wysiłek ponad ludzkie siły? Czy nieludzkie, kto to tam wie w czarodziejskim świecie. Napierając ramieniem na drzwi pubu, Feliks wszedł do środka, krótkim ruchem ręki odgarniając do tyłu zmierzwione na wietrze ciemne kosmyki włosów. Nie żeby to wiele pomogło, ale czasem przynajmniej się starał wyglądać reprezentatywnie – choć przed kim miałby brylować w tej knajpie, nie miał zielonego pojęcia. Ani tym bardziej pojęcia w jakimkolwiek innym kolorze. Rozpinając guziki płaszcza, który wielu wydałby się zbyt cienki na aktualną pogodę (nie dla człowieka wychowanego na Syberii, frajerzy), ruszył w stronę kontuaru, wydobywając z wewnętrznej kieszeni srebrną papierośnicę. Grawerowane godło Durmstrangu zalśniło dumnie tym, którzy akurat mieli okazję zwrócić wzrok ku mężczyźnie. Z papierosem w ustach i znajomym, gryząco-kojącym dymem zaczynającym unosić się koło twarzy, wyłapał końcówkę rozmowy Toma z siedzącą przy kontuarze kobietą. Kobietą, która jedną po drugiej wychyliła cztery pięćdziesiątki najszlachetniejszego trunku na tej zakichanej planecie – wódki. Och, już mu się zdecydowanie podobała. - Obalanie butelki samemu ponoć zakrawa o alkoholizm – rzucił w ramach powitania, zawczasu uśmiechając się w ten rozbrajający, absolutnie szczery sposób, który doskonale zdawał się mówić Tak, jestem małym sukinsynem i dobrze o tym wiem. Dopiero obdarzony chmurnym spojrzeniem czarownicy, do której mniej lub bardziej podbijał, gwizdnął krótko przez zęby, mając w sobie na tyle kurtuazji, by na moment wyjąć z ust tlącego się papierosa. Trybiki w rozczochranej głowie Zolnerowicha zakręciły się szybko, biorąc twarz, która wydawała się znajoma i łącząc ją coraz szybciej z pewnymi hasłami: Moskwa, wódka... - Zaraz, moment, ja cię znam. Daj mi trzy sekundy – krzaczaste brwi zmarszczyły się wyraźnie, niewielka kupka popiołu spadła z końca trzymanego w palcach papierosa. - Char... Chri... Cholera, to jakoś z francuska.
Chantal Lacroix
Temat: Re: Kontuar Sob 10 Paź 2015, 23:34
Mogłoby się wydawać, że szanowana nauczycielka szkoły magii ma lepsze rzeczy do roboty w piątkowy wieczór. Kieliszek dobrego wina w zaciszu swego gabinetu z dobrą książką albo z jednym ze znajomych z grona pedagogicznego. Rzecz w tym, że na ten jeden wieczór Chantal miała dość murów Hogwartu. Może i nawet na cały weekend. Musiała złapać chwilę dla siebie, oderwać się od rzeczywistości w najmniej cywilizowany sposób. Poprzez wódkę. Krystalicznie zimny napój, tak niepozorny jak samo veritaserum. Ile razy wspominała, że to jego mugolskie wydanie? Język rozwiązywał się w sposób natychmiastowy. Humor poprawiał się w momencie i nic nie mogło zepsuć tego transu. Chantal nie preferowała picia w pojedynkę, ale jednocześnie nie przychodził jej na myśl nikt, kto byłby godzien towarzystwa. Pozostawało wrócić wspomnieniami do pamiętnego szkolenia w Rosji i postaci pewnego czarodzieja, który był na tyle miły pokazać jej miasto, poczęstować wódką i nauczyć, jak pić ten zacny trunek. Jak mu to było? Felicjan, Fel... Feliks. Dokładnie. Nazwisko jakoś jej umknęło. Akurat nalała sobie piąty kieliszek, kiedy ktoś odważył się zaburzyć jej samotnię. Podniosła chmurne spojrzenie na jegomościa, marszcząc przy okazji nos. Rysy złagodniały, kiedy błysk zrozumienia przeszedł przez myśli Chantal. Czy to wódka już jej robiła psikusa przywołując na myśl rzeczonego Rosjanina? -Jak to kiedyś ktoś mi powiedział... pijąc wódkę nie stajesz się alkoholikiem. Ty tylko degustujesz dobry trunek. -rzuciła w odwecie, poznając już jegomościa. Musiała przyznać, że przez tę parę lat zmienił się i to bardzo na plus. Kilkudniowy zarost i mężne rysy dodawały mu tego... CZEGOŚ. Jednak zdolności percepcji Mistrzyni Eliksirów były w tej chwili mocno sparaliżowane. Nie była pijana, ale pierwsze kieliszki wódki zaczynały rozgrzewać jej ciało. I otumaniać umysł. -Wódka Cię przywołała? Jesteś dżinem? -zapytała. -W takim razie napijesz się ze mną? Jesteś cztery kieliszki do tyłu. -zauważyła, szukając wzrokiem Toma. Gdy skinęła mu, aby przyniósł kolejną butelkę dla Feliksa, wróciła chmurnym spojrzeniem na towarzysza. Nie miała najlepszego nastroju, ale od tego miała wódkę! Uniosła brew, kiedy w oczach Rosjanina zauważyła błysk olśnienia. No tak, może i sama się zmieniła, ale na pewno zapadła mu w pamięć. -Tak, dla Ciebie mogę być dzisiaj Cholerą. -chwyciła papierosa, którego miał w dłoni i wzięła jednego, krótkiego macha. Nachyliła się do mężczyzny i wypuściła gryzący dym z płuc, oddając mu peta. Z lekkim kolorem błyszczyka na filtrze. -Chantal Feliksie, Chantal. Już zapomniałeś o wspólnym zwiedzaniu Moskwy? -kąciki ust uniosły się do góry. -Wódka się zagrzeje. Może wypijemy za spotkanie piątego? -zagaiła. Nie zamierzała rozmawiać o tym, dlaczego tutaj się spotkali. -Mam ochotę zdrowo wypić. Nadajesz się. -rzuciła niby od niechcenia wiedząc, że może trochę godzi to w męską dumę. Męską dumę Rosjanina, znawcy wódki. Posłała mu znaczący uśmiech i uniosła kieliszek, który następnie wypiła po krótkim toaście. Idealnie palił w podniebienie i gardło.
Feliks Zolnerowich
Temat: Re: Kontuar Nie 11 Paź 2015, 20:42
Świat był jednak cholernie małym miejscem. Kto by pomyślał, że tak łatwo jest trafić w obrębie własnego podwórka na kogoś, kogo spotkało się x lat temu w miejscu oddalonym o tysiące mil? Czarownica, która przyciągnęła spojrzenie Rosjanina, okazała się być aż nadto znajoma, gdy umysł podsunęła odpowiednie obrazy. Zmarszczki jeszcze moment wcześniej wykrzywiające jej drapieżną, nieco kocią twarz, wygładziły się jak za dotknięciem różdżki, kiedy w oczach błysnęło zrozumienie – najwyraźniej pan Zolnerowich nie był jedyną osobą w okolicy obdarzoną dobrą pamięcią do ludzi. Ciekawe. Usta mężczyzny rozciągnęły się w nieco złośliwym uśmieszku na pytanie o ewentualne spowinowacenie z dżinami, ifrytami, czy innym tałatajstwem ponoć spełniającym życzenia. Głęboki, ale zadziwiająco lekki śmiech zawibrował w powietrzu, rozjaśniając czekoladowe tęczówki. - Zawsze twierdziłem, że wystarczy powiedzieć „pijemy wódkę” albo „zaraz pokażę cycki”, a usłyszę z każdego miejsca – stwierdził z rozbawieniem, na moment zapominając o dzieciaku, który siedział w jego domu. Podopieczny był niezaprzeczalnym obowiązkiem, ale miał też swoje lata i mógł sobie spokojnie sam zapełnić wolny czas. Feliks nie musiał patrzeć mu na ręce dwadzieścia cztery godziny na dobę, Cu zdecydowanie nie był niemowlakiem potrzebującym przewijania. A przynajmniej tak to sobie tłumaczył, by zagłuszyć ewentualne wyrzuty sumienia. - Co jak co, ale picia nie odmówię. Szczególnie po robocie trzeba się znieczulić. Zaraz jednak przyszło zastanowienie, poszukiwanie w zasobach pamięci imienia interesującej czarownicy, którą choć zidentyfikował już jako przelotną, moskiewską znajomość, wciąż nie posiadała konkretnych personaliów. Ominięcie tego etapu i nazywanie ją Jane Doe, jakoś w ogóle zdawało się nie pasować. Choć Feliks w pierwszej chwili zmarszczył nieco brwi, gdy kobieta z niewymuszoną gracją wyjęła mu papierosa z dłoni, po dłuższym zaciągnięciu jednym z ręcznie robionych skrętów, przyglądał się jej już tylko z zaintrygowaniem. Nie miał nic przeciwko palącym kobietom, stojąc bardzo, bardzo daleko od gromady śmiesznych purytan, którzy lubili widzieć w nich wiotkie, niewinne damy, które winny opierać się na ich wspierających, męskich ramionach. Pieprzenie. Silna, zdecydowana przedstawicielka płci pięknej łamiąca społeczne normy i formy to dopiero był skarb. Wsunięcie w usta naznaczonego błyszczykiem filtra nosiło znamiona bardzo przyjemnego świętokradztwa. Mężczyzna pstryknął krótko palcami, gdy czarownica przypomniała swoje imię. - Dobrze dzwoniło, tylko nie w tym kościele. A od zwiedzania dużo lepiej pamiętam sensację, jaką wzbudziłaś w tej małej knajpie pełnej zdjęć, kiedy wcisnąłem ci kieliszek – skinął krótko w kierunku napoczętej butelki, zsuwając płaszcz z ramion i krótkim ruchem różdżki posyłając go na wieszak. Świerkowy kijek spoczął na kontuarze tuż obok papierośnicy oraz kieliszka i pełnej butelki, które przyniósł dla niego Tom. Siadając obok Chantal, wydał z siebie dźwięk pełen przerysowanego oburzenia, gestem do bólu teatralnym przyciskając dłoń w okolicę serca. - Tylko się nadaję? мой дорогой, ranisz mnie! Po krótkim toaście wychylił wraz z czarownicą jedną pięćdziesiątkę, poruszając głową na boki, aż coś strzeliło i kręgi wskoczyły na swoje prawidłowe pozycje. - Ile mówiłaś, cztery do tyłu? – rzucił, podciągając do łokci rękawy cienkiego (zbyt cienkiego) swetra i jeden po drugim nadgonił ilość trunku, którą panna Lacroix zdążyła w siebie wlać przed jego przybyciem. Nieelegancko tak przecież pozwalać damie upijać się w samotności! - Pytanie zasadnicze – zaczął po chwili, obracając się nieco na stołku w kierunku czarownicy i opierając łokieć na kontuarze - To ja się tak zasiedziałem w tych pieprzonych podziemiach, czy ty nie bywałaś na Pokątnej? Czy Nokturnie, jeden pies.
Chantal Lacroix
Temat: Re: Kontuar Nie 11 Paź 2015, 21:58
Gdyby chciała się nad tym zastanawiać, to pewno doszłaby do podobnego wniosku. Świat był albo bardzo mały albo Los lubił splatać ścieżki ludzi oddalonych o tysiące mil od siebie. O ironio! Ludzi, którzy tak na prawdę mogli się widywać minimum raz w tygodniu, skoro Chantal przychodził tutaj na zakupy, a Feliks mieszkał na Nokturnie. Jednak nie, spotkali się dopiero teraz. Kiedy życie panny Lacroix znalazło się na ostrej równi pochyłej. Kiedy w mieszkaniu Feliksa znajdował się jeden z uczniów Hogwartu, który nie był taki obcy Mistrzyni Eliksirów. Wszystko z perspektywy stawało się zupełnie inne niż się zdawało w rzeczywistości. Kobieta nie rozpamiętywała i nie analizowała jak przez przeszło parę ostatnich miesięcy. Chciała po prostu porządnie się schlać z dala od wścibskich oczu innych profesorów czy uczniów. Dziurawy wydawał się najlepszy. Tylko tutaj można było dostać dobrą wódkę. Zabawne, jak bardzo polubiła ten trunek podczas szkolenia w Rosji. Była wtedy parę lat młodsza, zaraz po studiach w Bułgarii. Na swojej drodze spotkała Feliksa, który pomógł jej się odnaleźć w dziwnej rzeczywistości moskiewskiego miasta. A także dopomógł jej z językiem, który znała raptem powierzchownie. Po paru kieliszkach wódki rosyjski wydawał się o niebo prostszy i zrozumialszy dla młodej nauczycielki. Teraz nie była pewna, czy coś by zrozumiała. Miała styczność z nalepkami w tym języku na niektórych składnikach z importu, ale tylko tyle. I aż tyle, by ciągle pamiętać o tym spotkaniu. -Hm, wódka i cycki działają na Ciebie lepiej niż Accio. Warte zapamiętania. Przestanę nosić stanik, by móc zawsze Cię przywołać. -puściła oczko do uśmiechniętego Feliksa. Nastrój robił się iście szampański, mimo że była to sprawka niebąbelkowanego napoju. Wewnętrzna chęć flirtu zaczęła panować nad jej rozsądkiem. W końcu odpuściła czując, że ten wieczór będzie godny zapamiętania z wielu przyczyn. -Po robocie zwłaszcza. Użeranie się z dzieciakami przez cały tydzień daje w kość. Jedna butelka to chyba będzie za mało. -mruknęła posępnie, patrząc na uszczuploną już butlę. Tak, nie dało się odmówić Chantal dobrej pamięci. Musiała znać wszystkie składniki i eliksiry, dlatego zapamiętywanie imion szło jej z dużą łatwością. I stało się coś, czego nie można było dostrzec na twarzy panny Lacroix od tak dawna. Roześmiała się krótko, szczerze, wręcz dziewczęco. -Imię Twoje może i proste, ale nazwisko mi podałeś jak byłam już nieco wcięta więc możesz mnie zabić - nie powtórzę go. -rzuciła, bawiąc się machinalnie pustym kieliszkiem. Jej wzrok padł najpierw na bardzo cienki w jej mniemaniu sweter, później na papierośnicę. Zainteresowała się wyrytym na nim wzorem. -Durmstrang? No no... to tłumaczy zamiłowanie do wódki i... gorące ciało. Sama się zastanawiałam czy nie będzie mi za ciepło w płaszczu. -mruknęła, patrząc na twarz Rosjanina. Roześmiała się krótko, słysząc, jak bardzo go zraniła. Nachyliła się nieco do Feliksa. -Taka już jestem, Спасибо, милая za komplement. Udowodnij, że nie tylko się nadajesz. Uśmiechnęła się zadziornie, nawet wyzywająco, kiedy zamierzał nadrobić zaległe porcje wódki. Wstrzymała nawet na krótko oddech widząc, jak wychyla kieliszek za kieliszkiem. -Jestem pod wrażeniem. Musisz mnie jeszcze wiele nauczyć. Lekkie skinienie różdżki i obie butelki uniosły się nalewając po szóstym kieliszku pięćdziesiątki. Uśmiechnęła się tajemniczo gdy usłyszała pytanie. Najpierw lekkim ruchem poprawiła kraniec sukienki, a dopiero wtedy spojrzała w czekoladowe oczy mężczyzny. -Pojawiam się na Nokturnie dość często, bo wiele składników eliksirów nie jest dostępnych tak po prostu. Średnio raz na dwa tygodnie. Najwyraźniej... nie piłam wódki ani nie chciałam pokazać cycków, skoro Cię nie wywabiłam z tych pieprzonych podziemi. -uniosła kieliszek do góry. -Jaki toast?
Feliks Zolnerowich
Temat: Re: Kontuar Wto 13 Paź 2015, 19:36
Słaby nastrój z jakim Feliks opuścił podziemia Gringotta, podsycany przez troskę i rozdrażnienie niedawnym życiowym zwrotem, rozwiewał się jak za dotknięciem różdżki w obecności Chantal. Czarownica nie należała do grona tych słodkich, powabnych kobietek z łatwością wpasowujących się w mugolskie harlekiny, ale jej cięty żart w osobliwy sposób rozgonił nieco ciemnych chmur znad głowy Rosjanina. Ba, przestawił jego samopoczucie o jakieś 180 stopni. W świecie opanowanym przez sztuczność, nieszczerą ugodowość i lizusostwo, odrobina autentyczności błyszczała jak diament na tle śmierdzącego ścieku. Krótkie podsumowanie, jak przywołać go bez użycia Accio, sprawiło, że usta czarodzieja utworzyły na moment malutkie „o”, a w brązowych oczach błysnęło coś rozbawionego. - Musiałbym sprać każdego innego chętnego, trup ścieliłby się gęsto – stwierdził, bezczelnie zerkając w kierunku wspomnianych krągłości ładnie zarysowanych pod materiałem sukienki. W jego wykonaniu nie wyglądało to zbyt nachalnie, bardziej jak kontynuacja flirciarskiego żartu. Miał w sobie również na tyle kurtuazji, by w tym momencie nie wspominać, że równie skutecznie przyciągnęłyby go zgrabne męskie pośladki. - Dzieciaki, mówisz? Na przedszkolankę to mi nie wyglądasz – skomentował krótko, choć sądząc tylko po uważniejszym spojrzeniu, wyraźnie zainteresowała go ten temat. Cóż miał poradzić, nieuchronne skojarzenia z nauczaniem nawet po tylu latach rozbudzały w Feliksie swego rodzaju ekscytację, podskórne swędzenie i ciąg, by znów stanąć za nauczycielską katedrą. Chyba do końca życia już się go nie pozbędzie. Praca w Gringotcie, choć pozwalała korzystać ze specyficznych umiejętności, jakie posiadał, nie mogła w pełni zastąpić przekazywania wiedzy kolejnym pokoleniom – był nauczycielem z zamiłowania i powołania. A że z wilczym biletem dla każdego normalnego dyrektora to inna sprawa. Śmiech panny Lacroix z naturalną łatwością przegonił każdy zalążek ciężkości utrzymujący się w powietrzu, wyciągając na wierzch tę radosną, niemal dziecięcą ekscytację ze spotkania. - Szkoda by było ścinać taką śliczną głowę za pierdołę, mademoiselle – rzucił, gładko wymawiając ostatnie słowo z idealnym francuskim akcentem. Jeśli było coś, na czym czarodziej się znał poza dziedzinami związanymi z czarną magią, były tym właśnie języki. Chłonął gramatykę, słowa i fonetykę jak gąbka, z przyjemnością szlifując umiejętności niezbędne do udanej komunikacji. - Zolnerowich, panno Lacroix. Ale jesteśmy kwita, ja nie mogłem sobie przypomnieć, jak masz na imię. Drobny ruch, nachylenie czarownicy w jego stronę sprawiło, że subtelne nuty bzu i agrestu wymieszane z czymś słodszym załaskotały mężczyznę w nos. W połączeniu ze słowami wypowiedzianymi miękko po rosyjsku, testosteron natychmiast zażądał uruchomienia protokołów związanych z imponowaniem i nie chciał słuchać nawet najdrobniejszego słowa sprzeciwu. Częściowo dlatego Feliks bez wahania wychylił cztery pięćdziesiątki, by nadgonić to, co Chantal zdążyła wypić, zanim pojawił się w drzwiach. Odruchowo oblizując dolną wargę i przekręcając się w jej stronę, zadał swoje pytanie, marszcząc lekko brwi, gdy pojął, w jak pięknym stylu mijali się przez długi, długi czas, choć bywali w tych samych okolicach. - Morgano, muszę częściej szlajać się po ulicach. Nigdy więcej nadgodzin, niech sobie gobliny płaczą – skomentował, wzdychając krótko. Choć swego czasu Rosjanin wiele podróżował, poznawał przeróżnych ludzi lub inne istoty rozumne, zawsze miło było znów spotkać na swojej drodze kogoś, kogo się już kiedyś widziało. Szczególnie, gdy zapewniał tak urocze, odświeżające towarzystwo jak Chantal. Nie kłamiąc sam przed sobą, nie miałby nic przeciwko, gdyby ten wieczór naznaczony przypadkiem zakończył się w jego mieszkaniu na Nokturnie. Biorąc do ręki kieliszek napełniony przez zaczarowaną butelkę rzucił: - Za zbiegi okoliczności. Brzęk szkła zabrzmiał przyjemnie w powietrzu, a wódka w znajomy, szorstkawy sposób spłynęła w dół gardła, rozgrzewając żołądek. - Daj mi po łapach, jeśli włażę, gdzie nie trzeba – zaczął po dłuższej chwili ciszy, która w żaden sposób nie była nieprzyjemna - Ale dlaczego zdecydowałaś się na rendez-vous z butelką? Same dzieciaki wydają się słabym powodem. Sięgnął po srebrną papierośnicę, odruchowo obracając ją w palcach, zanim nacisnął na występ otwierający mechanizm. Gestem zaproponował czarownicy, żeby wzięła papierosa i niezależnie od tego, czy skorzystała czy nie, wsunął jednego w usta, mamrocząc coś o tym, jak to miał rzucać palenie.
Chantal Lacroix
Temat: Re: Kontuar Wto 13 Paź 2015, 22:01
Broń Morgano przed tym, by Chantal stała się słodką kokietką! Nigdy nie dążyła do takiego wizerunku. Nie pasował do niej i nie był jej pisany. Była ex-Ślizgonką, a tam każdy walczył o swoje idąc po trupach. Chantal nie były obce cynizm i ironia. Żyła z nimi na co dzień, więc były dla niej tak naturalne jak oddychanie. Wprowadzała je do rozmowy tak gładko i subtelnie, że nie można było oskarżyć ją o jakąkolwiek sztuczność w swym zachowaniu. Nawet teraz, spotykając mężczyznę sprzed paru lat, nie siliła się na swój ton wypowiedzi. Feliks sam ją prowokował, oddając jej tym samym po każdym zdaniu. Trafił swój na swego. Zręcznie lawirowali wśród słownych niebezpieczeństw, mimo że w żyłach krążyła już spora ilość wódki. I nie był to jeszcze koniec. Wręcz przeciwnie, dopiero początek, który zapowiadał długi i nieoczekiwany wieczór. Chantal z każdym kieliszkiem z większą ochotą kpiła z rozsądku. Na co on jej teraz, skutecznie zagłuszany przez alkohol? Uformowane przez usta Feliksa malutkie „o”, wywołało uniesioną brew Mistrzyni Eliksirów w geście szczerej ciekawości. Czyżby trafiła w czuły punkt Rosjanina? Panna Lacroix roześmiała się perliście i oparła łokciem o kontuar. Zniżyła głos do powabnego, dość erotycznego szeptu, wpasowującego się w całą okoliczność. -Taki jesteś władczy i samolubny? Oh… masz problem, bo mnie to zaintrygowało. Facet, który dla takiego widoku jest zabić tuzin innych. –wyprostowała się, pozwalając tej chwili lekko prysnąć. Jednak jej zapach nadal unosił się nad Feliksem i Chantal, mogąc w każdym momencie zgęstnieć i wrócić między nich. Spojrzenie Feliksa na jej krągłości wywołało u kobiety lekki uśmiech, jednak palcem uniosła jego twarz dotykając zarostu na jego brodzie. Wzrok chmurnych oczu podpowiadał, że na to przyjdzie czas później. -Przedszkolankę? Merlinie, broń. Ugotowałabym wszystkie bachory w kotle. Uczę w Hogwarcie eliksirów. I truję uczniów. Na ich własne życzenie. Co uwarzysz, to wypijesz. Umrzesz – nie mój problem. –może zabrzmiało to drastycznie, ale faktycznie miała to już na swoim koncie. –Koniec końców i tak im daje odtrutkę. Kogo ja bym uczyła? –wzruszyła ramionami. –A co, odczuwasz jakiś sentyment? Może tęsknisz za chwilami, kiedy nauczycielka stawiała Ci pałę? Chciałbyś do tego wrócić? –i ponownie gęsta atmosfera dwuznaczności wróciła między tę dwójkę. Chantal uśmiechnęła się tajemniczo, ale też nieco niewinnie, jakby nie widziała nic zdrożnego w tym pytaniu. A jednak wyczuwała bijący od tego erotyzm. Skinęła z uznaniem głową, kiedy usłyszała z ust Rosjanina bezbłędnie wypowiedzianą frazę. To obce słowo drażniło uszy Chantal w tej przyjemny dla niej sposób i doceniała z jaką wirtuozerią Feliks dopieścił ten zwrot. Zrobiło jej się po prostu… miło. -Zolnerowich. Zapamiętam. –przytaknęła. Nachylenie się ku niemu spowodowało, że i ona poczuła ostrą, ale o dziwo przyjemną mieszankę zapachów. Gdzieś w jej głowie pojawiła się myśl, że tak właśnie pachnie prawdziwy mężczyzna. Przegryzające się ze sobą zapachy piżma oraz nikotyny. Na moment przymknęła powieki, wchłaniając ten zapach. Otworzyła je akurat, gdy Feliks oblizywał wargę. Niecierpliwie oczekiwała na dalszą część rozmowy. -Gobliny? Pracujesz w banku? –zapytała zaskoczona, ale i zaciekawiona. Coraz więcej dowiadywała się na temat jegomościa. Co nowość to lepsza. –Damie nie przystoi szlajać się po Nokturnie. Dobrze… że nie jestem damą akurat w tym przypadku i liczę na to, że jakiś przystojny, umięśniony Rosjanin zechce mnie wyprowadzić z ciemnych zakamarków ulicy... i pokaże inne. –rzuciła, unosząc kąciki ust w ironicznym odzewie. Uniosła kolejny już kieliszek i wypiła za zbiegi okoliczności. Ciecz drażniła jej gardło. I powodowała szumienie w głowie. Coraz mocniejsze, ale Chantal mocno się trzymała. Jeszcze. Kolejne skinienie różdżki, kiedy usłyszała pytanie od Feliksa, a kieliszki znowu były napełnione. Chciała odwlec odpowiedź na to pytanie. Można było to zauważyć, bo przez jej twarz przeszła fala rozdrażnienia pomieszanego z smutkiem. -I tu proponuję kolejny toast. Za trudne decyzje. I wolność, jaka z nich płynie. –jej twarz nieco się rozpogodziła i wychyliła kolejny kieliszek. Bodajże ósmy. Sięgnęła z chęcią po papierosa i pozwoliła, aby to Feliks go jej odpalił. Zaciągnęła się lekko i wydmuchała dym nad głowę. Przypadkowo ukazała w pełnej krasie swoją szyję i dekolt, który dzisiaj nie były nazbyt głęboki. I dobrze. Co zakryte bardziej kusi. -Coś się skończyło, ale dzięki temu coś nowego się zacznie, Feliksie. I jestem zbyt trzeźwa by o tym rozmawiać, więc uznajmy, że tyle Ci wystarczy. –zakończyła wypowiedź lekkim wykrzywieniem ust. Jednak na nowo widniał w jej oczy łobuzerski błysk obecny od momentu, gdy rozpoznała w gościu Rosjanina. -Co robisz dla goblinów? Chętnie o tym posłucham. –obracała wolną ręką pusty kieliszek w dłoni, czując wzmożoną ochotę na jakikolwiek kontakt z mężczyzną. Cielesny. I nie, sprośne świnki, nie chodziło tutaj o seks, chociaż aparycja Rosjanina była jak najbardziej w guście Chantal. Dlatego niby przypadkiem przewróciła swój kieliszek, który potoczył się w kierunku Feliksa. Sięgnęła po niego wtedy, gdy zrobił to jej towarzysz. Opuszki palców przesunęły się po twardej dłoni Zolnerowicha, wyczuwając na niej wszelkie zgrubienia i blizny. Panna Lacroix poczuła, jakby maleńkie ogniki prądu uderzyły ją w miejsca zetknięcia skóry ze skórą. Odsunęła dłoń z kieliszkiem, posyłając Feliksowi subtelny uśmiech, a jej źrenice rozszerzyły się znacznie.
Feliks Zolnerowich
Temat: Re: Kontuar Czw 15 Paź 2015, 22:49
- Władczy, samolubny, egoista. Ponoć podręcznikowy przykład narcyza – rzucił swobodnie Feliks, nie zastanawiając się specjalnie nad tym, jak mogą zostać odebrane jego słowa. Potrafił zachowywać się tak, by być dla innych przyjemnym towarzystwem, ale doskonale dostrzegał też własne wady i wręcz je wyolbrzymiał, nie zostawiając na sobie suchej nitki. Bywał szorstki, nieprzyjemny, wulgarny – lepiej, by wiedziano o tym od początku, zaskoczone i zdegustowane spojrzenia w późniejszych częściach rozmowy zwykle odbierały mężczyźnie apetyt na dalszą pogawędkę, kierując uwagę ku terenom ośmieszenia i zmieszania delikwenta z błotem. Taki był z pana Zolnerowicha uroczy człowiek, a mimo to ludzie wciąż do niego lgnęli. Niespecjalnie rozumiał dlaczego, ale nie zamierzał też narzekać, bo nigdy nie widział się w roli pustelnika. Ledwie muśnięcie palców Chantal na brodzie pozostawiło po sobie delikatne, przyjemne mrowienie z gatunku tych, które chce się rozdmuchać, nabrać więcej. Rosjanin przekrzywił nieznacznie głowę, a mięsień na szczęce drgnął mu niemal niezauważalnie, gdy czarownica w skrócie opowiadała o truciu uczniów – z jednej strony miał ochotę wybuchnąć złośliwym śmiechem, z drugiej musiał odpychać natrętne wspomnienie pamiętnych, ostatnich zajęć, jakie poprowadził w Durmstrangu sześć lat temu. A to skutecznie gasiło wszelkie iskry rozbawienia. Na szczęście dla niego i jego dobrego samopoczucia, panna Lacroix nie odpuszczała, brnąc w dwuznaczności i złośliwości, nie oglądając się na dobry smak i podstawowe zasady etykiety. Morgano, ozłoć tę kobietę. Nachylając się nieco w jej stronę tak, by mówić tuż obok ucha, powiedział konspiracyjnym, doskonale słyszalnym szeptem: - моя дорогая, przez kilkanaście lat to ja stawiałem pały. Dziewczynkom też. Za tym się zawsze tęskni – umilkł na moment, nie ruszając się jednak z miejsca, po czym nagle dodał - I nigdy nie wychodzi z wprawy. Rozmowa płynęła ze swobodą, o której nie powinno się nawet marzyć w przypadku spotkania jak te przypadłe im w udziale, a jednak jakimś niezwykle szczęśliwym zbiegiem okoliczności, dwójka indywiduów działająca na niemal identycznych falach miała szansę znów na siebie wpaść. I skrzesać iskry, które jeszcze trochę, a zaczną martwić Toma i zmuszać, by trzymał w pogotowiu różdżkę z zaklęciem gaszącym. Na pytanie o gobliny czarodziej tylko przytaknął, nie rozwijając tematu, bowiem Chantal ze swoim prowokującym, chochliczym uśmieszkiem i błyskiem w chmurnych oczach znów zmuszała go, by wysilał szare komórki, odpowiadając na jej zaczepki przynajmniej na tym samym poziomie. A kim on był, by odmawiać tak interesującej kobiecie? Poznaczone drobnymi bliznami palce Feliksa zapukały w kontuar w równym rytmie, pieszcząc go gestem podobnym do dotyku, którym obdarzało się klawiaturę instrumentu. - Skąd pewność, że ten Rosjanin nie będzie miał nieczystych zamiarów? Czy może lubisz trochę pobrudzić ręce? – odpowiedział sugestią na sugestię, po wymyśleniu toastu wychylając kieliszek równo z Francuzką. Wódka rozpalała w żołądku znajomy żar, grzała nawet w najbardziej mroźną, syberyjską noc – gdy przymknął na moment oczy, Feliks zobaczył pod powiekami rozmytą twarz dziadka Valeriego siedzącego przy piecyku z przyjacielem. Między nimi zawsze stała butelka. Z pewnym zaciekawieniem zerknął uważniej na czarownicę, kiedy zaproponowała swój toast, bez zawahania podsuwając jej papierośnicę. Choćby próbował, uczył się zachowania pokerowej twarzy, w ciepłych, czekoladowych oczach emocje zawsze odbijały się z krystaliczną przejrzystością. Taka wada modelu. Bystremu spojrzeniu z całą pewnością nie umknęła chwila odważniejszego wyciągnięcia szyi, czy przebłysk dekoltu. Cholerny materiał. Nie miałby nic przeciwko zdzieraniu go i odbieraniu mu wszystkich sekretów. Najlepiej przy użyciu zębów. Końcem różdżki odpalił papierosa, którego Chantal wsunęła w usta, to samo czyniąc ze swoim. Jak tak dalej pójdzie, stworzą dookoła siebie absolutnie toksyczną chmurę, odstraszającą każdego potencjalnego przeszkadzającego. - Potraktuję to jako wyzwanie – rzucił po stwierdzeniu o nadmiernej trzeźwości, bez zawahania, manualnie napełniając kieliszek kobiety i wpatrując się w nią wyczekująco, póki nie wypiła zawartości. Sam odsunął własne szkło, obracając je do góry dnem, po czym wziął łyk prosto z butelki. - Tak zawsze smakowało lepiej – mruknął bardziej do siebie, niż do swojej przeuroczej towarzyszki. Towarzyszki, która ani na moment nie dawała spuścić z tonu, odetchnąć, czy dać się spokojnie zastanowić. Była wyzwaniem samym w sobie, naznaczonym czymś kapryśnym, władczym i absolutnie pociągającym w tej wybuchowej, przerażającej co tchórzliwszych mieszance. - Załatwiam dla nich rzeczy, których Anglicy nijak porządnie nie zrobią z tą waszą edukacją w Hogwarcie – zmarszczył się na moment, wciągając dym w usta, przytrzymując go chwilę i dopiero wypuszczając w gęstym, szarawym obłoczku. - Ściągam klątwy z wartościowych bibelotów. Albo je na nie rzucam. Ostatnie słowo wypowiedział przy akompaniamencie dźwięku przewracanego kieliszka, który żwawo potoczył się po kontuarze. Rosjanin odruchowo wyciągnął wolną rękę, chcąc zatrzymać jego upadek i rozbicie – dopiero elektryzujący dotyk (ledwie muśnięcie) dłoni Chantal, smagnął go jak prądem, z porażającą jasnością dając do zrozumienia, że czarownica zaaranżowała całą sytuację. Przebiegła kobieta. Z czymś bliżej niezidentyfikowanym (czego głównym składnikiem musiało być pożądanie, nie oszukujmy się) pełgającym coraz szybciej pod skórą, Feliks specjalnie, niekoniecznie subtelnie musnął uciekające palce czarownicy, przyglądając się jej reakcji. Zawiedzie go czy nie? Jeśli miał sądzić tylko po dzisiejszym wieczorze, raczej nie.
Chantal Lacroix
Temat: Re: Kontuar Pią 16 Paź 2015, 22:21
Może gdyby była trzeźwa i zachowywała wszelakie oznaki zdrowego rozsądku, najpewniej wstałaby od kontuaru i wyszła, zostawiając Feliksa z jego narcystycznym ego i wódką. Chociaż w sumie wzięłaby butelkę na drogę. Jej humor na trzeźwo nie tolerował żadnych zagrywek słownych i ironicznych żartów. Musiała przeboleć stratę kogoś, kto przez tyle lat był jej tak bliski. Po tym wszystkim okazało się, że to było tylko marne złudzenie, którym karmiła się dla własnej satysfakcji i nadziei. Teraz gorycz porażki paliła ją do żywego i nie potrafiła znieść tej niesamowitej pustki, którą zapełniała przez tyle lat wspomnieniem. To był główny powód pojawienia się dzisiaj w Dziurawym Kotle. Nie umiała pokazać łez, a jeśli już to nie przynosiło jej to ulgi. Wręcz przeciwnie, czuła się jeszcze gorzej. Upokarzało ją to i z dwojga złego wolała już się upić do nieprzytomności. Mieć gigantycznego kaca na drugi dzień, zmieść z powierzchni ziemi paru Gryfonów i warczeć na kogo popadnie. Jednakże los przygotował dla niej zupełnie inny scenariusz, który ratował Chantal od takich humorków. Jego głównym bohaterem okazał się być Feliks. Uczucie szorstkiego zarostu pod palcami o dziwo koiło niespokojne nerwy nauczycielki. Jak się przypatrzeć, włoski te błyszczały w słabym świetle pochodni, które oświetlały pub. Czyżby to nowa Ulizana? A może to jego urok. Musi go zapytać, gdzie chodzi do fryzjera. Opowiadanie o rzekomym truciu uczniów miało być łagodną historyjką na rozluźnienie, która nastroi ich do dalszej dyskusji. Gdyby tylko miała świadomość, że chodziła teraz po krawędzi przepaści… lubiła ryzyko, ale w tej chwili możliwość popełnienia gafy była na samym dnie jej priorytetów. Liczyła na miły wieczór ze znajomym z dawnych lat. Życie nauczyło Chantal, że ironię należy traktować jak siostrę, dwuznaczność za matkę, a tajemniczość za kochankę. Szept wypowiedziany tak subtelnie do jej ucha spowodował, że nauczycielka wstrzymała oddech, a przez kręgosłup przeszedł przyjemny dreszcz, kumulujący się gdzieś w podołku. Nie sądziła, że Feliks miał doświadczenie pedagogiczne. Pokiwała głową w pełnym zrozumieniu i niejakim współczuciu. Przecież użeranie się z niektórymi uczniami zakrawało o powołanie do świętości. Uśmiechnęła się lekko do Feliksa, opierając głowę o dłoń. -Aż zachciałam znowu wrócić do szkoły jako uczennica. –westchnęła cicho, czując silny pociąg do kolejnej porcji wódki. Wchodziła zbyt gładko w kobiece gardło i nie było już odwrotu. Wypije całą butelkę, chociażby miała stąd wyjść niesiona na rękach. Lawirowanie między jednym tematem, a drugim szło płynnie niczym na wartkim strumieniu. Z lekkością przeskakiwali z kwiatka na kwiatek brodząc wśród kolejnych zagadnień ich prywatnego życia. Przymrużone nieco zadziornie oczy kobiety starały się skryć prawdziwe dno niektórych faktów, o których nie chciała mówić. Poprawiła włosy jednym raptem muśnięciem dłoni, nie chcąc tracić czasu na takie dyrdymały. Wyszczerzyła zęby w uśmiechu. -A skąd ta pewność czy niewinna nauczycielka nie zarzuciła pułapki na Rosjanina i to on jest ofiarą? –mrugnęła kokieteryjnie do Feliksa. Wyprostowała się, znużona już taką pochyloną pozycją. Kręgosłup mógł wysiąść po dłuższym czasie. –Zawsze lubię pobrudzić łapki. Od czego jest woda i mydło? A najlepsza zabawa to ta, w której się najbardziej pobrudzisz. –przyznała, nie bojąc się prawie żadnego wyzwania. Papierosowy dym gryzł w już i tak podrażnioną gardziel, ale nie przeszkodziło to Chantal w truciu się nikotyną. Wzięła głęboki wdech, uformowała z ust małe „o” i puściła parę kółek w powietrzu. -Nie wyszłam z wprawy. Stare dzieje, kiedy próbowało się takich używek. Jeszcze oberwie mi się szlaban. Nie minęła nawet minuta, kiedy po szczerym wyznaniu kieliszek napełnił się. Nie pamiętała, który to już, ale z chęcią go wychyliła. Kolejna porcja wódki uderzyła ją w głowę. Wręcz poczuła rozlewające się po całym ciele ciepło. Gdyby mogła to by się rozebrała, ale cóż – nie mogła. Spojrzała z pewną zazdrością na to, jak Feliks wychyla napój prosto z butelki. Czemu by miała być gorsza? Postanowiła jednak pozostać przy kieliszku. Nie chciała papugować towarzysza. Na moment zmarszczyła nosek, ale zrozumienie dotarło do niej szybciej niż złość i irytacja. -Ah… łamacz uroków. Czyli szukasz skarbów. No no. –zaciągnęła się znowu papierosem. Gdyby teraz miała stanąć na proste nogi, oj… zachwiałaby się i to dość mocno. Na szczęście nie zamierzała wstawać. Jeszcze. –Jakbyś dobrze poszukał, to znalazłbyś w zamku niejeden skarb, który trzeba uwolnić od klątwy. –uniosła jedną brew znacząco. Zagranie ze szkłem było strzałem w dziesiątkę. Widząc pełne zrozumienia spojrzenie Feliksa Chantal zachichotała cicho. -Oh… -elektryzujący dotyk nieco ją otrzeźwił. Zabrała kieliszek, ale Rosjanin postanowił iść o krok dalej. Chmurne oczy rozszerzyły się mocno, oddech przyspieszył co było widać po falowaniu klatki piersiowej, a usta nauczycielki wydęły się nasączone dodatkową ilością krwi w naczyniach. Mimowolnie oblizała wargi od wewnątrz i posłała towarzyszowi uśmiech. Wet za wet. Chwyciła butelkę i manualnie wylała resztkę napoju do szkła. Wypiła do dna. Zsunęła nogi z barowego krzesła, utrzymując równowagę. Tylko przez moment. Oparła dłonie na ramionach Feliksa. Alkohol spłynął do stóp, powodując niemałe bujanie. Wierzch ust prawie zetknął się z zarostem Rosjanina. -Chyba… za dużo wypiłam. –mruknęła, a następnie zaczęła powstrzymywać śmiech, który nasuwał się na jej wargi. Wróciła na krzesło, łapiąc równowagę. -Szkoda, że nie ma taxi mioteł…
Feliks Zolnerowich
Temat: Re: Kontuar Pią 30 Paź 2015, 15:33
Sytuacje wątpliwej trzeźwości zawsze kończą się w sposób, którego zwykle nie dałoby się przewidzieć. Nim jednak ta konkretna bajka zbliży się do swojego widowiskowego (lub też nie) finału, póki co Feliks wraz z Chantal utknęli w samym środku lepkiej pajęczyny, którą sami dookoła siebie utkali każdą dwuznacznością, podstępem czy powłóczystym spojrzeniem podlanym alkoholem. Najpierw należało się z tego wyplątać. Pytanie tylko, czy mieli na to ochotę? Rosjanin bawił się świetnie, od dawna już nie pamiętając, że wyszedł z pracy poirytowany – ani że w domu czekał na niego siedemnastoletni dzieciak, który prawdopodobnie czekał na kolejną lekcję niewerbalnego posługiwania się różdżką. Nie było w tym entuzjazmie nic dziwnego, biorąc pod uwagę, że delikwent odgryzł sobie język, skutecznie pozbawiając się możliwości jakiegokolwiek innego uprawiania magii. Tak czy inaczej, na chwilę obecną, Feliks miał go głęboko w poważaniu, egoistycznie patrząc na własny moment wygody i rozluźnienia. Ej, chyba miał do tego prawo? Poza tym nigdy nie twierdził, że potrafi się zajmować dziećmi. Ledwie sobą troszczył się dokładnie do tego stopnia, by móc mniej lub bardziej funkcjonować z dnia na dzień. Kot na szczęście umiał sam otworzyć szafkę z jedzeniem i nakarmić się, kiedy tego potrzebował. Nie czuł żadnego skrępowania wyraźną dwuznacznością, która okrywała ich jak całun, odcinając od reszty gości – szczery wobec siebie i swoich uczuć oraz potrzeb, dobrze wiedział, że prędzej czy później potrzebował tej kobiety w swoim łóżku, by całkowicie wygasić pożar, który wznieciła i wciąż podsycała. Jeśli już raz uparł się na kogoś jako na potencjalnego partnera na noc, chodził za nim tak długo i na tyle skutecznie, póki nie dostał tego, czego chciał. Z mężczyznami było szczególnie zabawnie, kobiety zwykle ulegały dużo łatwiej. - Rosjanin może być ofiarą, jeśli niewinna nauczycielka ma odpowiednio niecne zamiary – odparł na zaczepkę, rozciągając usta w uśmiechu tak szerokim, że co trwożliwsi mogliby mieć nieprzyjemne skojarzenia z rekinem prezentującym stan uzębienia tuż przed pożarciem ofiary jednym kłapnięciem. W brązowych oczach mignęło coś zadowolonego, gdy kobieta przyznała, że lubi się czasem pobrudzić. Och, już on by znalazł jej robotę, w której można pięknie zabrudzić ręce... Khm. Normalnie można by zwalić podobne myśli na alkohol, ale poza byciem egoistycznym narcyzem, Feliks należał też do tego męskiego podgatunku, który nie nawykł kryć się ze swoją zbereźnością. Bo i właściwie po co? Wielu by się zdziwiło, jak łatwo jest kilkoma nieprzyzwoitymi słowami przekonać do siebie nawet najbardziej cnotliwą mniszkę. Takie najszybciej wyskakiwały z majtek. Mężczyzna odchylił nieco głowę do tyłu, biorąc głębszy łyk z butelki, w której i tak już nie zostało zbyt wiele. Narzucili niezłe tempo. - Powiedzmy, że szukam, bo niewiele w tym niewiadomej. Raczej wysyłają mnie na konkretne miejsce, kiedy komuś już urwie głowę, albo przynoszą skrzynie do biura. Jeśli to w ogóle można nazwać biurem – rzucił jeszcze w temacie swojej pracy, marszcząc na moment brwi. Ale tylko króciutki, bo komentarz panny Lacroix o zamkowych skarbach sprawił, że parsknął śmiechem, zataczając się lekko do przodu. Już on się domyślał, o czym mówiła, albo to jego przepakowany testosteronem i alkoholem mózg nie chciał podsuwać w tej chwili innych skojarzeń. Szkoda tylko, że te hogwardzkie skarby w większości były nielegalne. I nie w jego typie. Kobieta musiała wyglądać jak kobieta, a nie dziewczynka, a mężczyzna jak mężczyzna, a nie wypierdek spod maminej spódnicy. Tą błyskotliwą myślą nie podzielił się jednak z czarownicą, bardziej zaaferowany kieliszkiem toczącym się po kontuarze oraz dłonią muskającą jego własną. Ktoś tu chyba był bardzo zdeterminowany zabić dziś Feliksa samym podnoszeniem ciśnienia – i być może by mu się to udało, gdyby Rosjanin nie był okazem wzorowego zdrowia. A tak na potwierdzenie tego faktu, szanowny pan Zolnerowich skończył swoją butelkę, odstawiając ją gdzieś poza zasięg rąk i otarł usta wierzchem dłoni, gestem pokazując Tomowi, żeby nie pędził w ich stronę z następną. Kiedy Chantal zsunęła się ze stołka, odruchowo wyciągnął rękę, przytrzymując ją w pasie, by nie zapoznała się nieco bliżej z podłogą. Pocałunki z deskami potrafiły zabić nawet najswobodniejszą atmosferę. Najwidoczniej oboje mieli zbliżone odruchy, bo dotyk dłoni na umięśnionych ramionach posłał wzdłuż kręgosłupa czarodzieja serię przyjemnych, nieco łaskoczących dreszczy. Zaczerwienione usta tak blisko jego własnych nęciły, żeby pochylić nieco głowę, złapać je i... I właściwie co? Z niechętnym mruknięciem wydobywającym się gdzieś z głębi gardła, Feliks pomógł kobiecie siąść z powrotem na miejsce, bliski zaoferowania miejscówki na swoich własnych kolanach. - Tylko trochę, рыбка – rzucił z rozbawieniem, swobodnie wplatając w zdanie kolejne rosyjskie słówko, świadom, że tylko Chantal je zrozumie. Dłoń, która wcześniej zazdrośnie obejmowała talię czarownicy, spoczęła na udzie mężczyzny. - Błędny to średni pomysł po randce z butelką, wierz mi na słowo – wzdrygnął się krótko. - Ale chyba jeszcze ci się nie znudziłem, że chcesz uciekać, hm? – uniósł brew, przekrzywiając nieco głowę.
Chantal Lacroix
Temat: Re: Kontuar Czw 05 Lis 2015, 00:34
Dała się porwać przez przejrzyste fale wódki, które zawiodły ją w nieznane dotąd dla niej rejony. Upijała się doprawdy rzadko, przy okazji spotkań z koleżankami. A raczej z tymi bardzo bliskimi. Nigdy nie pozwoliła sobie na popuszczenie wodzy przy mężczyźnie... w dodatku tak przystojnym. By go szlag trafił. Jego zarost, niski ton głosu, woń piżma i skóry doprowadzały ją do wewnętrznego obłędu, chociaż na zewnątrz pozostawała niewzruszona. Nie mogła pozwolić sobie na taki błąd. Wiedziała, że nie było to jej ostatnie spotkanie z Rosjaninem, więc postanowiła przedłużyć czas oczekiwania na spełnienie, na które oboje mieli ochotę. I do niego dojdzie, prędzej czy później. Chantal nie planowała poznawania mężczyzny pod wpływem alkoholu, ale widocznie Los miał co do tego inne plany. Gdyby tylko jeszcze wiedziała, że pewien dość znany jej uczeń dochodzi do siebie w mieszkaniu Feliksa, otrzeźwienie wróciło by natychmiast i cała atmosfera, misterna sieć utkana między nimi zerwała by się bezpowrotnie. Jednak na szczęście - nie wiedziała. Chmurne oczy zalśniły z ekscytacji, a kąciki ust drgnęły ku górze. -Pytanie brzmi - chcesz mnie wykorzystać czy wolisz być wykorzystywany. -zapytała bez ogródek. Czy te domysły nie miały dążyć właśnie do tego? Płynąca w żyłach wódka dodawała odwagi, podsycała podniecenie i popychała do flirtu. Normalnie nie pozwoliłaby, aby ta rozmowa zaszła aż tak daleko. Jednakże kobieca natura domagała się zainteresowania, podjudzenia pierwotnych chuci do nieznośnego dla obojga poziomu. Ten moment, kiedy wiadomo co za chwilę się wydarzy, ale przedłuża się go ile można, aby łaskotanie pod skórą wypełniło całe ciało i pozwoliło na niezłe fajerwerki podczas finału. -W mojej pracy też można stracić głowę. Tyle, że raczej grozi to uczniom, jeśli ośmielą się mi podpaść. -dopalony papieros wylądował w popielniczce. Chantal wyprostowała z trzaskiem palce. -Znalazłeś już coś ciekawego? -zagadnęła go, chcąc mu w ten sposób dokuczyć. Odbiegała od meritum rozmowy, chcąc wypróbować cierpliwość mężczyzny. Może doprowadzi go do stanu, kiedy wykona poważniejszy pierwszy krok? Rozegrana po mistrzowsku sytuacja z kieliszkiem była strzałem w dziesiątkę. Niezwykła wymiana ładunków elektrycznych, gdy ich skóry się ze sobą zetknęły doprowadziła mózgi do erupcji (nie erekcji, zbereźnicy). Chantal jeszcze mocniej zapragnęła, aby ramiona Feliksa objęły jej całe ciało, jego tors przylgnął do jej biustu, aby w niewidomej wędrówce ust w końcu się spotkać i puścić wodze szaleństwu. Tylko, czy wypadało dać się ponieść już na pierwszym spotkaniu? Może jedynie rozniecić ogień, aby tlił się jeszcze przez długi, długi czas, by później zapłonął z podwójną mocą? Przewrotny Los zadecydował, że zachwieje dumną postawą panny Lacroix, dzięki czemu mogła zaznać chociaż odrobiny swoich aktualnych marzeń. Ręka na tali przyciągała ją do mężczyzny, jej dłonie na ramionach Feliksa zaciskały się, nie chcąc ich opuszczać. Usta wyczuwały swoją bliskość, ale ostatecznie nie spotkały się, podsycając tylko żar. -Rybka? Skąd ten pomysł? -zapytała, gdy znowu znalazła się na krześle. Prędzej pomyślałaby o syrenie, ale cóż, to chyba miało być coś w stylu zdrobnienia? Ciekawie dobrane. -Nie mogę być gorsza, powinnam nazwać Cię нести... bo мишка to zbyt obraźliwe dla kogoś takiego... jak Ty. Nie, nie miała najmniejszej ochoty go opuszczać, chociaż wypity alkohol nieźle dawał jej popalić. Równowaga była pojęciem względnym, a na jej malinowych ustach wiecznie gościł śmiech. -Wręcz przeciwnie. Pytanie, co teraz ze mną zrobisz, skoro wódka wzięła nieco nade mną kontrolę? -zagadnęła. W tle można było usłyszeć nieco żywszą, ale bardzo eteryczną muzykę, która zachęcała do tańca. Chantal zapragnęła znowu poczuć jego silną dłoń na swej talii. Może... Wirujący seks na parkiecie, panie Zolnerowich?
Feliks Zolnerowich
Temat: Re: Kontuar Czw 12 Lis 2015, 23:26
Ciężko jest trafić na ludzi, którzy w lot pojmą twój sposób myślenia i nadadzą komunikat na tych samych częstotliwościach. Szczególnie trudna to sztuka, gdy jesteś człowiekiem w pełni ukształtowanym, człowiekiem pełnym skrajności – gdy taki skarb trafi ci w dłonie, należy się go mocno trzymać. Trzymać i nie pozwolić uciec dokładnie w ten sam sposób, w jaki Feliks nie miał najmniejszego zamiaru pozwalać Chantal zniknąć zbyt prędko. Bezpośrednie pytanie o potencjalną rolę w łóżku nie zbiło pana Zolnerowicha z pantałyku - wręcz przeciwnie. Spowodowało, że pulsujące, natrętne ciepło zbierające się mimo jego woli w podbrzuszu, zawrzało jak lawa w wulkanie. - Ale czemu rezygnować z jednego ciastka, skoro można mieć oba? Jestem zachłanny, Chantal – odparł z szelmowskim błyskiem w oczach, oblizując wilgoć z dolnej wargi. Jej pytanie sugerowało, że mieliby dobrnąć do słodkiego finału tylko raz, ale dlaczego zatrzymywać się w tym punkcie? Dlaczego nie spotkać się w podobnych okolicznościach jeszcze i jeszcze, póki apetyt szalał pod skórą jak pożar, wył, domagając się całkowitego spopielenia, wybuchu śmiertelnego i absolutnego jak rzymski Wezuwiusz. - A co, planujesz skok na bank? – spytał z rozbawieniem podszytym nutą czegoś bliżej niezidentyfikowanego, gdy czarownica zagadnęła o artefakty, które miał możliwość oglądać z bliska. Żaden nie był tak fascynujący jak ty teraz, cisnęło mu się na usta, ale wiedziony resztkami rozsądku przełknął te słowa, zdusił je w tyle gardła. Było jeszcze za szybko, by mogły przynieść pożądany efekt. - Uważałbym na twoim miejscu, gobliny mogą stwierdzić, że bardziej nadajesz się do skrytki niż złoto. A potem ten kieliszek, to najsubtelniesze z muśnięć, które sprawiło, że serce zabiło mocniej, choć Feliks powinien być już uodporniony na sporą część zagrywek mających na celu nęcić i kusić. Z tego się chyba po prostu nigdy nie wyrastało. Satysfakcja płynąca z dłoni zaciskających się na jego ramionach, kiedy przytrzymał Chantal, przyciągnął bezczelnie bliżej, stanowiła słodką, słodką nagrodę. Obietnicę, że czarownica siedziała już w tym po uszy tak samo jak i on. Ostatecznie jednak na razie musiał znaleźć w sobie jeszcze trochę cierpliwości. Ale tylko trochę i nie na długo, bo co jak co, Feliks nie potrafił czekać. Czy może lepiej: nie znosił marnotrawienia czasu na stanie w miejscu, bo co innego, gdy przeciągało się słodką torturę w jakiejkolwiek postaci dla partnera w pościeli. Wtedy potrafił być bardzo, bardzo cierpliwy. - Niedźwiedzie jedzą rybki – rzucił, korzystając z określeń użytych przez pannę Lacroix. Nachylając się w jej stronę, oparł przedramiona na udach, dłuższą chwilę bezwstydnie przyglądając się jej zaczerwienionym ustom. Gdzieś z głębi gardła Rosjanina wydobyło się głębokie hmm, a zaraz potem para ciepłych, brązowych oczu przeniosła spojrzenie wyżej, napotykając chmurny błękit. - Więc dzisiaj to ja wykorzystuję – stwierdził, zniżając głos. Niewiele, bo może o pół tonu, ale w zupełności wystarczyło to, by nieco chropawy, ale wciąż melodyjny tembr wywołał dreszcze. Jak na kogoś, kto całkiem niedawno wypił butelkę wódki, pan Zolnerowich z gracją zsunął się ze swojego stołka, bez pytania Chantal o zdanie zaciskając dłonie na jej talii i jednym, zadziwiająco delikatnym ruchem stawiając kobietę z powrotem na podłodze. Był silniejszy, niż na to wyglądał – sweter zazdrośnie ukrywał wyraźnie zarysowane na rękach i ramionach mięśnie. Zdawać by się mogło, że tego wieczora dwójka czarodziejów czytała sobie nawzajem w myślach, bowiem planem Feliksa było porwać pannę Lacroix do tańca. Nie dzikiego wygibańca, nie nadawali się do tego z przyjemnym szumem w głowach, a czegoś wolniejszego, zmysłowego, co pozwalało ciałom się zbliżyć, a błyskawicom trzasnąć na granicy słyszalności. Z łobuzerskim uśmiechem unoszącym kąt ust, Rosjanin przechylił nieco głowę, pewniej obejmując czarownicę w talii i prowadząc ją w kierunku większego kawałka pustej przestrzeni. Nawet jeśli lekko się chwiała z winy spożytej wódki, ramiona i ręce mężczyzny obiecywały oparcie, a ciepłe, czekoladowe oczy nie uciekały już spojrzeniem od jej twarzy. - Nie będę dzisiaj tolerował odbijanych.
Chantal Lacroix
Temat: Re: Kontuar Sob 14 Lis 2015, 00:38
Ciężko, to prawda. Przecież Chantal była dokładnie takim samym typem człowieka co Feliks. Pełna skrajności. Niezwyciężony przez nikogo tajfun buzował w jej duszy, nie pozwalając na jakikolwiek spoczynek. Jednej chwili spokojna i potulna, w kolejnej już nieokiełznana i gwałtowna. Była tym typem skarbu, który nie leżał grzecznie na dnie morza skryty w muszli, lecz wyrywał się w każdej sekundzie, szukając okazji do powrotu do wolności. Dopiero, gdy zaczęło się ją oswajać zaniechała jakichkolwiek prób ucieczki. Było jej dobrze, to czemu by miała do tego doprowadzać? Feliks był na dobrej drodze by utrzymać ją w swoich silnych dłoniach i nie puścić, gdyż istniała możliwość, że już by jej nie spotkał. Nawet przypadkiem. Pytanie bezpośrednie o rolę w łóżku rozbudziło nie tylko Feliksa. W ciele Chantal obudził się od dawna uśpiony potwór, który wyczuwając nadchodzące spełnienie budził się do życia i tak irytująco rozpalał ogień gdzieś w okolicach jej podbrzusza. Czuła, jak łaskoczą ją zakończenia nerwów, chcąc poczuć znowu na skórze ten dotyk. Silny, ciepły, nieznoszący sprzeciwu. Igrała teraz z Losem, ale czy nie tego zawsze chciała? Ciągnęło ich do siebie i wszystko wskazywało na to, że nic ani nikt tego nie zepsuje. Nie tutaj i nie w tej chwili. I nie, kiedy w ich żyłach płynie już krystaliczna wódka zamiast krwi. Przesunęła opuszkami palców po szyi, chcąc odgarnąć przeszkadzające kosmyki do tyłu, co jedynie poderwało głodnego potwora w jej ciele do kolejnego zrywu. Źrenice wydawały się pochłaniać cały kolor chmurnego nieba jej tęczówek, a żar tlił się coraz mocniej. Z jej półotwartych ust wydobył się wstrzymany przed sekundą oddech, który owiewał ciepłem jej wargi. Czy to pod wpływem wódki czy też atmosfery, dwa półksiężyce nabrały mocniejszej barwy soczystych malin. Roześmiała się szczere, co pozwoliło jej nieco zapanować nad szalejącym potworem podniecenia. -Tylko z Tobą. –mrugnęła do Feliksa, wyłapując w tym pytaniu ironię, której tak oczekiwała. Znała się z nią już od wielu, wielu lat. Przekrzywiła głowę, a jej włosy zafalowały intensywnym kolorem hebanu, błyszcząc matowym blaskiem. -Nie przesadzaj, gobliny nie doceniają niczego, co nie zmieści się na wagę i nie da się wartości przedstawić w złocie lub karatach. Jak widzisz… -zrobiła przerwę, dotykając swoimi dłońmi szyi, zjeżdżając coraz niżej i niżej, opływając kształty ciała. Skończyła na kolanach. -…nie zmieszczę się na wagę, a jedyne co we mnie może być złote to włosy, ale nie przepadam za tym kolorem. –uniosła kąciki ust ku górze, czując przyjemne odprężenie. Ile by dała, aby to jego dłonie w ten sam sposób zbadało jej ciało. Dokładnie w tej chwili. Chciała wdychać zapach skóry zmieszany z piżmem wpadając w trans, a skóra miała niemo krzyczeć pod wpływem kolejnych muśnięć, które poniosą ją do nieba wraz z Rosjaninem. Mimo wszystko postanowiła jakoś to kontrolować, ostatnie resztki rozsądku jeszcze stukały do bram umysłu, ostrzegając przed konsekwencjami… i to nie takimi fizycznymi, bo odpowiedni eliksir zawsze miała pod ręką. -Chcesz mnie tak po prostu zjeść? Nie godzi się, jestem warta tego by mnie konsumować po kawałku, a nie bezczelnie zjeść. –skrzywiła się, co było oczywiście dobrze odegraną scenką. Alkohol brał nad nią górę, a uświadomiła to sobie dokładnie wtedy, gdy starała się wstać. Nastała chwila milczenia, kiedy to Feliks w ciszy kontemplował zaczerwienione usta Chantal, by następnie zajrzeć w głąb jej oczu. Chmurnych, ale kto powiedział, że niebo bez słońca nie może być tak samo piękne? Ten odcień niebieskiego i szarego, który w odpowiednich proporcjach potrafił zachwycić zamiast pozbawić nastroju. -Droga wolna, Feliksie. –odpowiedziała na samym wydechu, oczekując spełnienia po tych słowach. Emocjonalnego lub fizycznego, pal licho jakiego. Słysząc tę przyjemną dla ucha chrypkę Chantal poczuła przebiegającą wzdłuż kręgosłupa falę dreszczy, które mogły w każdej chwili niebezpiecznie skumulować się w najbardziej unerwionych miejscach ciała kobiety. Zabawne, jak bez zdejmowania ubrań i czułości doprowadzić się do stanu, gdzie jeden mocniejszy gest doprowadzi na wyżyny spełnienia. Dłoń trzymająca ją w tali i prowadząca na parkiet dawała oparcie w tak trudnym momencie, jakim jest upicie szlachetnym trunkiem. Poza tym atmosfera, tak gęsta jak malinowa galaretka oddziaływała na kobietę tak mocno, że czuła się nią bardziej upita niż wódką. Magiczne, elektryzujące fale wydobywające się gdzieś z wnętrza ich dusz wydawały się mocno splątać, nie pozwalając się rozłączyć. Pozwoliła się wprowadzić na wolny kawałek parkietu, nie zauważając nikogo ani niczego. Gdy w końcu stanęli, Chantal mocniej złapała się ramion Rosjanina, aby utrzymać równowagę. Oddała mu uśmiech, jakim ją obdarzył, prostując się wyraźnie. Położyła lewą dłoń na jego ramieniu, a prawą odnalazła jego umięśnione ramię. Melodia jaka grała zachęcała do zmniejszenia odległości między nimi, aby każda część ciała – zarówno Feliksa jak i Chantal – mogła się zetknąć z źródłem przeciwnych hormonów, powodując małe spięcia na granicach. Niczym przeskoki elektrycznych iskierek. Panna Lacroix oparła twarz lekko na barku Rosjanina, dając się porwać eterycznej muzyce. Teraz nie tylko emocjonalnie, ale i fizycznie dawali upust swoim pragnieniom. Każde kolejne zbliżenie, otarcie, ciepły oddech na skórze – wszystko to rozpalało do szaleństwa i chyba tylko jakiś rodzaj wewnętrznej bariery trzymał ich w ryzach. Zobaczymy, jak długo. -Żadnych. –przytaknęła, zniżając głos do szeptu, pozwalając wierzchowi ust otrzeć się o płatek ucha mężczyzny.
Feliks Zolnerowich
Temat: Re: Kontuar Sro 18 Lis 2015, 23:06
Kto raz zacznie obracać się w towarzystwie miłośników skarbów wie, jak bardzo potrafią one skorumpować nawet najbardziej inteligentne istoty. Blask szafirów uderza pod czaszką morskimi falami, rubiny wielkie jak kurze jajo rozpalają w brzuchu pożar, a blask złota potrafi wypalić połączenia między sercem a umysłem. Łatwo stracić głowę dla skarbów obrzydliwie doczesnych – gorzej, gdy błysk czegoś porażająco cennego dojrzy się w drugim człowieku. Nie zamkniesz go w skrytce, nie zważysz, nie ometkujesz i nie wystawisz na jubilerskiej wystawce. Może wyślizgnąć ci się z rąk, uciec, a ty otumaniony jesteś w stanie tylko patrzeć, jak pędzi przed siebie, jak ucieka i roztacza swój blask gdzieś indziej. Feliks miał w rękach wiele klejnotów najróżniejszych kształtów, kolorów, rozmiarów i choć czasem odzywał się w nich chytry duszek chciwości, żaden nie był na dłuższą metę tak fascynujący jak skarb, który właśnie siedział obok mężczyzny, pijąc z nim wódkę. Gdzieś w trakcie tego spotkania, wymiany wyładowań między skomplikowanymi konstrukcjami atomów, czarodziej w sposób zupełnie naturalny i dla niego oczywisty doszedł do wniosku, że Chantal była kobietą, którą chciałby zatrzymać przy sobie jak najdłużej. Oglądać ją, sycić się specyficznym rodzajem blasku, jaki roztaczała, trzymać w dłoniach. Zbrukać ten rzadki diament w najsłodszy z możliwych sposobów. Jeśli sądzić tylko po coraz śmielszych sposobach reakcji, po powłóczystych spojrzeniach i przyspieszonym oddechu unoszącym rytmicznie pierś, potrzeby panny Lacroix co do joty pokrywały się z potrzebami pana Zolnerowicha. Cudem było, że: a) nic nie zajęło się ogniem od strzelających między nimi iskier, b) ubrania samoczynnie nie postanowiły się oddalić, c) żadna powierzchnia płaska lub pionowa jeszcze nie została przetestowana w zakresie użyteczności pseudo-łóżkowej. Wycieczka dłońmi wzdłuż konturów ciała, którą Chantal z pełną premedytacją poszczuła Feliksa, sprawiła tylko, że mężczyzna bezwiednie przygryzł dolną wargę, mrużąc lekko oczy. Wiele by w tej chwili dał, by to jego ręce objęły gładkie krzywizny, zsunęły się po wzgórzach ud, rozchyliły je bezwstydnie... - Małe kartofle nie wiedzą, co tracą – przyznał tylko, bardziej z grzeczności, by nie wyszło na to, że bezmyślnie ślini się do czarownicy, a w mózgu swąd przepalonych szarych komórek. - Konsumować? – powtórzył zaraz za mistrzynią eliksirów, wyraźnie unosząc lekko brodę. W brązowych tęczówkach mignęło coś dzikiego. - Pożerać, Chantal. Można po kawałkach, ale potem i tak nie zostaje nic. Lekkie wykrzywienie na jej twarzy w żaden sposób nie przeszkodziło Feliksowi mówić dokładnie tego, co pomyślał. No prawie, bo pewne obrazy musiał zdecydowanie ocenzurować. To nie był czas ani odpowiednie warunki na snucie przed kobietą swoich fantazji erotycznych. Co dziwniejsze, Rosjanin w ogóle nie oponował przed tańcem, choć nie należało to do stałego repertuaru jego zachowań – widocznie wódka zrobiła już swoje. Jakakolwiek forma fizycznego zbliżenia była w tym momencie niezwykle pożądana, nawet jeśli dłonie mężczyzny spoczęły w bardzo bezpiecznych punktach. Czuł dziwne rozszczepienie. Z jednej strony chciał posiąść czarownicę już, natychmiast, z drugiej chciał osaczać ją jak najdłużej, przeciągać moment prowadzący do kulminacji. Doprowadzić do szaleństwa, do granicy którą w końcu by przekroczyła z własnej woli. Pytanie brzmiało, czy sam Feliks wytrzymałby tę pogoń. Odpowiedzi nie był pewien. Przyciągnął Chantal bliżej, w sposób którego nie można nazwać nachalnym – pobocznemu obserwatorowi wydawać by się mogło, że przyciągali się w sposób naturalny, jak przeciwne bieguny magnesu. Wszystko wariowało, zwoje się przeciążały, sypały iskry, kiedy ciało kobiety ocierało się przypadkiem o jego tors. Mruknął gardłowo, z cichym westchnięciem przyjemności, gdy wraz z pojedynczym słowem wypowiedzianym przez kobietę, musnęła ustami jego ucho. Skłamałby, gdyby zaprzeczył, że nie obudziła w ten sposób całej lawiny ciepłych, łaskoczących dreszczy. - Świetnie – rzucił, siląc się na spokój, którego nijak nie umiał w tej sytuacji przywołać. Panna Lacroix grała na nim jak na instrumencie, choć daleko jej było do wirtuozerii. Bardzo daleko. Jedna z dłoni Feliksa przesunęła się powoli w górę, wzdłuż linii kręgosłupa czarownicy, palce odgarnęły leniwie pasmo ciemnych włosów, kciuk pewnie musnął podstawę karku. Patrzył na jej twarz z intensywnością przypisaną zwykle pracy czy szkicom, przez kilka chwil martwy dla świata obok. Wypatrywał sygnału (szybszego oddechu, rozchylenia ust?), by nieco ukrócić ich wspólne męki. Uczucie pełnych piersi napierających na tors zaczynało być nie do wytrzymania w najprzyjemniejszy ze sposobów.
Chantal Lacroix
Temat: Re: Kontuar Sro 02 Gru 2015, 23:03
Nigdy nie bawiła się w poznawanie ludzkiej duszy, aby poznać słabości, którymi można było zawładnąć ciało oraz umysł. Te wszystkie wywody, że obserwując same tylko gesty i mikroruchy twarzy można poznać człowieka na wskroś, bez zadawania żadnych pytań odbierały Chantal zabawę z pokrętnej gry, jakim było wydobywanie informacji i ukrywanie swoich tajemnic. Dzięki wiedzy o tym, że Feliks pracuje jako łamacz klątw dało jej niemały ogląd na to, jakim typem człowieka jest Rosjanin. Nieugięty. Uparty. Bystry. Ambitny. Gdyby kiedykolwiek uczęszczał do Hogwartu, Tiara miałaby spory problem, motając się między Ravenclawem, a Slytherinem. Zapewne widząc zniewolony skarb, dążył po trupach do tego, aby go zdobyć i przekazać w bezpieczne ręce. Jednak wolał go podziwiać z oddali, za szybą, nie chcąc się zniewolić przez nieokiełznane żądze posiadania. Problem mógł się zaczynać w momencie, kiedy cudowny błysk kosztowności pojawiał się w oczach drugiego człowieka. Nie zniewoli go i nie zdobędzie siłą. Nie zabierze ze sobą ot tak. Zolnerowich musiał się wykazać elokwencją, kulturą oraz cierpliwością, aby ów skarb zechciał z nim współpracować. I w przeciwieństwa do kamieni czy złota – nie mógł człowieka wykorzystać jako zapłaty do swoich własnych uciech. Liczyły się uczucia. I to komplikowało sprawę. Zabawne, jak ta dwójka krążyła wokół siebie jak różnoimienne magnesy, ale nie dochodziło do kulminacyjnego momentu złączenia. Ciężka atmosfera o dziwo nie przytłaczała, wręcz przeciwnie. Otulała niczym aksamitna pościel, podjudzając ciało do podwyższenia swojej temperatury. Słodki materiał nie pozwalał, aby gorąc tak po prostu zniknął, doprowadzając Chantal i Feliksa do prawdziwego szaleństwa. Tak blisko, a zarazem tak daleko. Na wyciągnięcie ręki, mogli się dotknąć, ale to było zbyt mało. Pragnęli spełnienia każdą komórką ciała, złączenia oddechów w huragan, a serc w jeden wielki organ, wywołujący trzęsienie ziemi. O tak. Gdy w końcu dane im będzie się połączyć, ziemia zatrzęsie się niewyobrażalnie. Chantal balansowała na cienkiej linii, doprowadzając Feliksa do obłędu. Ruch dłoni po krągłościach pobudził również ją samą, czego trochę pożałowała. Gorąc, alkohol, dotyk… to wszystko powodowało, że coraz gorzej szło jej opanowanie swoich marzeń. Chmurno niebiesko oczy zabłyszczały z podniecenia, kiedy Feliks wspomniał o pożeraniu. Wręcz czuła, jak palce Zolnerowicha zaciskają się na jej ramionach, a zęby namiętnie zahaczają o skórę na szyi. Zamiast tego przyszło zbawienie w postaci tańca. Nieco chwiejnie dała się zaciągnąć na parkiet, gdzie czekało ją miłe oraz miękkie lądowanie w ramionach Feliksa. Chantal otulona jego rękoma pozwoliła się prowadzić niczym po chmurach. Ocierające się skrawki ciała podjudzały tylko atmosferę, która i tak była nie do zniesienia. Chantal czuła, jak ogarniają ją niewidzialne płomienie oczekujące na finał, który strawi wszystko w najbliższej okolicy. Ciało niemo krzyczało o koniec tej słodko-cierpkiej udręki, a usta domagały się rozchylenia. Eteryczne nuty prowadziły parę po parkiecie, a odległość zmniejszyła się niebezpiecznie. Dłoń Feliksa, niezwykle silna, a zarazem delikatna rozpoczęła swoją namiętną wędrówkę wzdłuż kręgosłupa, przez co wargi panny Lacroix rozchyliły się lekko, dając rozbrzmieć cichemu jęknięciu. Tego było już za wiele. Chantal wyczuwała, jak jej pierś przy każdym wdechu ociera się o tors mężczyzny, skryty tylko i wyłącznie cienkim swetrem. Przesunęła dłoń na tył głowy Rosjanina, wplatając palce w ciemne kosmyki. Napędzana przez alkohol zbliżyła się do Zolnerowicha na tyle, że już potrafiła policzyć rzęsy w jego powiekach. Postanowiła poczuć smak rozkoszy, ale nie pozwalając jej wyciec w zbyt dużej dawce, od której mogłoby się zakręcić w głowie. Przymrużyła oczy, nieco po ciemku poszukując ust Feliksa. Malinowe wargi zetknęły się lekko z nimi, doprowadzając do prawdziwego wybuchu emocji. Dotyk był porównywalny do muśnięcia skrzydła motyla, ale Chantal czuła, jakby ziemia faktycznie zatrzęsła się pod ich stopami. Jeden, tylko jeden ruch ze strony mężczyzny, a mógłby tu wybuchnąć prawdziwy wulkan namiętności. Jednak los wydawał się paskudnie zakpić z dwojga zauroczonych sobą, bo gdy mieli zatracić się w głębszym pocałunku, drzwi gospody rozwarły się z hukiem, do środka wpadł odrzucony przez zaklęcie mężczyzna, a dźwięk rozbitego szkła zwiastował pędzący ku parze promień paskudnej klątwy. Chantal w odruchu schyliła głowę, ciągnąc przy okazji Rosjanina. Zakręciło się w jej głowie od nagłej zmiany ciśnienia i nadmiaru adrenaliny. Magiczna atmosfera prysła. By to szlag.