|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Cam Fawley
| Temat: Re: gniazdko panny Haldane Pon 28 Gru 2015, 01:57 | |
| Odprowadził dziewczynę wzrokiem, z uśmiechem na twarzy szczególną uwagę zwracając na wiadomą część ciała, na którą chwilę wcześniej Leslie naciągnęła spodnie. Gdzieś tam w głębi duszy świadomość podpowiadała mu, że byłby najprawdziwszym w świecie dżentelmanem, gdyby sam wyszedł z inicjatywą wyprowadzenia psa, ale odgonił ją szybko. Ta myśl przeszkadzała mu w upajaniu się tą chwilą, w rozpamiętywaniu właśnie przeżytych chwil. Gdy trzasnęły drzwi, przewrócił się na brzuch i przygarniając poduszkę do piersi zaczął planować dzień jutrzejszy. **********************************
Całe szczęście, że odległość jaka dzieliła Dziurawy Kocioł od mieszkanka panienki Haldane nie była jakoś przesadnie duża. Camowi przeszło przez myśl, że udając się tam, lekko się naraża, bo Alec przecież też mógł wpaść na to, by swoje kroki skierować prosto do niej ale trudno. Miał złamany nos? Doprawi sobie do tego jeszcze podbite oko. I tak miał urlop. Przynajmniej ominą go te wszystkie szepty i plotki. Przynajmniej nie będzie musiał się tak nazajutrz pokazywać ludziom. W sumie, dlaczego szedł do Leslie? Dlaczego obrał właśnie jej kierunek, skoro przecież dostał manto kilka chwil wcześniej co było zwyczajnie niemęskie, było ujmą na honorze i w ogóle nie było tym, czym się można chwalić swojej dziewczynie? Chyba po prostu chciał z nią porozmawiać. Nie miziać się z nią, nie całować - porozmawiać, wbrew temu co sądził Alec. Chciał z nią przedyskutować zaistniałą sytuację no i chyba też oddać się w delikatne dłonie Haldane, dzięki którym już raz nie nabawił się paskudnej blizny i w zasadzie dzięki którym nie wykrwawił się na śmierć. Czym był złamany nos w stosunku do tych wszystkich ran, które przez te lata odniósł? Leslie raz dwa mu go nastawi. Cam chciał wierzyć w to, że przynajmniej ona oszczędzi mu zbędnego gadania. Że zajmie się nim ze zrozumieniem, nie komentując faktu, że sam się o to prosił. Zapukał do drzwi. Choć była pora już dość późna wiedział, że rudowłosa szkotka nie śpi. Widział zapalone w jej oknie światło, zupełnie tak, jakby na niego czekała. Oparł się barkiem o futrynę drzwi i czekał aż mu otworzy. Dosłyszał głuche szczekanie Lupusa, odgłos jego łap na drzwiach i próbował przyjąć pozę jak najbardziej nonszalancką, na jaką było go stać. Chyba właśnie stracił przyjaciela. Nic wielkiego, prawda? |
| | | Leslie Fawley
| Temat: Re: gniazdko panny Haldane Pon 28 Gru 2015, 02:34 | |
| Niewielka kuchnia wypełniona była muzyką mugolskich The Beatles i zapachem wołowiny, a utkwiony w niej wzrok charta afgańskiego świadczył idealnie o tym, że aromat ten trafia do jego czułego serduszka. Ubrana była w ogromną bluzę którą kupiła ze względu na logo swojej ulubionej drużyny Quidditcha, a pan sprzedawca nie miał mniejszego rozmiaru i w jakże seksowne spodenki od piżamy z polaru w kolorze różowym. Puchate białe kapcie i włosy związane w coś co zapewne miało przypominać kok idealnie świadczyły o tym, że panienka Haldane nigdzie się dzisiaj nie wybierała, a także, że nie spodziewała się gości. Zalała więc mięsko sosem do makaronu który właśnie do siebie dochodził kiedy pukanie do drzwi poderwało Lupusa do działania. Kolejny amator wołowinki? O nie, nie. Do tego psina nie mógł dopuścić. Więc szczekał. Głośno. Wystarczająco głośno by obudzić sąsiadów. - Cicho, cicho, piesku! - jęknęła więc błagalnie Les zanim przestawiła patelnię żeby nie spaliła się jej na gazie. Trzeba ustalić priorytety. Najpierw jedzonko, potem nieproszeni goście. Sapnęła z dezaprobatą patrząc na zegarek. Zdecydowanie zbyt późna pora. Jeśli gość przychodzi o 16 może zasiedzieć się do 22, jeśli jednak przychodzi o 22 drugiej to do której będzie siedzieć? Otóż tego nie wie nikt. Jednak późna pora zmusiła ją do zerknięcia przez Judasza zanim otworzyła wszystkie zamki i zamarła na widok stanu nosa Fawley'a. - Chodź, nastawię Ci go - powiedziała i ruszyła do kuchni by skończyć przygotowanie swojego ulubionego i ukochanego spaghetti. Jak już wcześniej wspomniałam: priorytety! Ruda z pewnością je miała. - Od kogo dostałeś? - zapytała nakładając makaron do dwóch misek zanim zalała go sosem. Resztka wylądowała w misce afgana który zajął się od razu swoim posiłkiem. Sama Szkotka musiała najpierw zlokalizować swoją różdżkę, bo patrzenie na czarodzieja w takim stanie wyjątkowo łamało jej serduszko. Kiedy już ją znalazła jednym, niezwykle bolesnym Episkey załatwiła kwestię naglącą. Przyniosła mu jeszcze z łazienki ręczniczek żeby otarł swe lico i umyła rączki w zlewozmywaku niosąc przy okazji widelce. I przy okazji też odcisnęła na pełnych wargach Anglika lekki pocałunek, by zaraz zacmokać z dezaprobatą. - Mam nadzieję, że ten drugi wygląda gorzej. Oddałeś mu staruszku, prawda? - uśmiechnęła się szeroko sztućcem mieszając już w swojej miseczce. |
| | | Cam Fawley
| Temat: Re: gniazdko panny Haldane Pon 28 Gru 2015, 18:57 | |
| Nie był amatorem wołowiny, aczkolwiek właśnie w tej chwili potrzebował, by przyłożyć potężny i oszroniony stek do swojego obitego nosa. Ból pulsował, skupiając się na środku twarzy i uniemożliwiając obranie jednego toru myśli. Sekundy pod drzwiami Leslie zaczęły się dłużyć, szczekanie Lupusa irytować a zapach smażonego mięsa z wewnątrz nieprzyjemnie drażnić zraniony zmysł węchu. Kobiety. Kto zdrowy na umyśle przyrządza sobie jedzenie o tak późnej porze? Może to kwestia wrodzonego lenistwa, ale Cam prędzej już padłby z głodu niż wstał z łóżka by coś zjeść. Dlatego właśnie Leslie pasowała do niego idealnie. Jej się jak widać chciało. Szczęk zamka wyrwał go z chwilowego odrętwienia. Cała wściekłość, jaka nagromadziła się w nim w Dziurawym Kotle zdążyła się już ulotnić, pozostawiając po sobie pusty ślad żalu, za wypowiedziane niepotrzebnie słowa. Nie czuł nic więcej prócz smutku, że oto, w wieku trzydziestu z górką lat przyszło mu wybierać pomiędzy miłością a przyjaźnią. Czuł się jak gówniarz bo sądził, że takie sprawy dorosłych ludzi nie dotyczą. Ujrzawszy Leslie przykleił do twarzy wymuszony uśmiech na powitanie. Był on spowodowany częściowo odczuwanym bólem oraz tym, że autorowi wcale do śmiechu nie było. - Rozmawiałem z twoim bratem. - Odkleił się od futryny i wszedł do środka, obdarzając afgana rytualnym drapaniem za uchem, po czym opadł bez emocji na kuchenne krzesło obserwując panienkę Haldane krzątającą się po kuchni. To za nią przyjął ten cios, który psychicznie był o wiele dotkliwszy niż fizycznie. To ona była powodem, dla którego bez wahania zdobył się na akt zachwiania przyjaźni z rudowłosym Haldane'm, którego znał od pierwszej klasy. Czy było warto? To się jeszcze okaże. Fawley miał naprawdę ogromną nadzieję, że wszystko się jeszcze ułoży i razem z Alec'iem w niedalekiej przyszłości będą się z tego śmiać. Nastawianie nosa bolało, ale Cam przyzwyczajony do tego uczucia prawie się nie skrzywił. Wytarł twarz mokrym ręcznikiem i posłał wzrok przepełniony wdzięcznością w stronę szkotki. Złapał za widelec jednak nie nawinął sobie na niego makaronu. Zamiast tego zawiesił się nad talerzem. - Generalnie jego reakcja była do przewidzenia, ale po tym wszystkim i tak czuję się jak skończony dupek... - powiedział, a dopiero potem przypomniał sobie o istnieniu jedzenia. - W sumie niepotrzebnie go sprowokowałem. |
| | | Leslie Fawley
| Temat: Re: gniazdko panny Haldane Wto 29 Gru 2015, 02:07 | |
| Rozmawiałem z twoim bratem Zamarła, a uśmiech niczym na filmach ze spowolnieniem znikał z jej mało piegowatej o tej porze roku twarzyczki. Pełne wargi zacisnęły się mocno, tworząc wąską kreskę, a ciemne tęczówki zaczęły szukać innych uszczerbków fizycznych. Zęby wydawał się mieć wszystkie, opuchlizna zejdzie jak przyłoży do niej mrożony groszek i wysmaruje się to odpowiednią maścią, a nos już mu nastawiła. Przeżyje. Pytanie tylko: czy Fawley mu oddał? Jeśli tak, to powinna teraz sprawdzić, czy jej ukochany starszy braciszek ma szanse na odzyskanie jedynek. W kwestii pojedynków bez użycia magii dość racjonalnie postawiłaby swoje pieniążki na Anglika, bo Szkot... Szkot był mózgiem tej operacji. Dlatego zawsze Cam trzymał się z Aleciem. I na odwrót. Gdyby w grę weszły zaklęcia sytuacja prezentowałaby się sporo gorzej dla Cameliusa. - Jak wygląda Alec? Trzeba go będzie zszywać i cewnikować? Nie miałam tego w planach dzisiejszego wieczoru, ale ktoś musi to zrobić - żartowanie w sytuacjach poważnych i kryzysowych to jedna z cech rodowych Haldane'ów. A jeśli nie wszystkich to na pewno Les odziedziczyła to po matce, która każdy młodzieńczy dramat swojej rudowłosej księżniczki potrafiła sprowadzić do tego, że mimo wszystko się uśmiechnęła. Młodość miała jednak to do siebie, że przemijała dość szybko, a matka z przyjaciółki stała się głównym wrogiem wraz z armią swoich gorsecików i złotymi poradami których nikt nie chciał słuchać. Wróć. Których Leslie nie chciała słuchać. Jej siostra zaś czerpała całymi wiadrami z tej studni mądrości, a przynajmniej takie sprawiała wrażenie przez co w oczach rodzicielki dostała miano tymczasowej faworyty. Za to uzdrowicielka nie musiała się martwić o ten tytuł u wszystkich mężczyzn w rodzinie. I teraz miała za swoje. Jej mężczyzna dostał za to w ryj. Widelec Szkotki opadł z trzaskiem na stół a ona poderwała swoje cztery litery patrząc na niego z niedowierzaniem. - Sprowokowałeś go? Czy ty masz, kurwasz jasna mać, myśli samobójcze? - zapytała cicho czując jak krew odpływa jej z twarzy i wszystkich kończyn, bo palce dłoni zaczęły jej sztywnieć. Co tam się stało? Zrobiła nerwową rundkę po kuchennym linoleum różdżką zmuszając garnki do samozmywania zanim podeszła i usiadła na swoim taborecie. Jej mina mówiła wszystko. Oczekiwała wyjaśnień. Najlepiej szczegółowych. |
| | | Cam Fawley
| Temat: Re: gniazdko panny Haldane Wto 29 Gru 2015, 20:31 | |
| To prawda. Był trochę wyższy i delikatnie postawniejszy od swojego przyjaciela ale jeśli chodziło o zaklęcia, to Szkot przebijał go o głowę. Jego promień przy Drętwocie był taki subtelny i delikatny, zaś Cam bardziej skupiał się na tym, by bolało. Jego czary nie musiały być czarujące. Leslie zmartwiła się o brata. Nic dziwnego. Fawley westchnął i pokręcił głową utkwiwszy wymowne spojrzenie w swojej ukochanej. - Oczywiście, że mu nie oddałem. Nie upadłem na głowę aż tak - powiedział i dotknął palcem wskazującym grzbietu nosa, by sprawdzić jak daleko posunęła się ta nieszczęsna opuchlizna. Syknął, bo zabolało, po czym zabrał rękę i skrzywił się słysząc kolejne słowa Haldane. Zaczęło się. To chyba jest silniejsze od nich, od kobiet znaczy, to całe gadanie. Sądził, że Leslie jest inna? Bardzo się pomylił. Cycki idą w parze ze zrzędzeniem i na to nikt na dzień dzisiejszy lekarstwa nie wymyślił. Cam odsunął się od stołu na wyciągnięcie ramion i zacisnął zęby, bo tylko w ten sposób mógł powstrzymać się od jakiegoś komentarza. Pokłócił się z Alec'iem. Nie miał zamiaru pokłócić się również z Les. Gdyby tak się stało, byłoby to najgorsze zakończenie zwyczajnego dnia ever. - Myśli samobójcze? Trzeba było mnie o nie zapytać na samym początku - powiedział lekko zirytowany. Nie potrzebował by Leslie go teraz strofowała. Potrzebował, by poklepała go po ramieniu zapewniając, że to tylko kwestia czasu i jej brat przekona się do tej dwójki. Zobaczy, że są naprawdę zgraną parą, pasującą do siebie jak nigdy. - Po prostu... Ciągle zarzucał mi, że patrzę na ciebie przez pryzmat materaca i trochę nie wytrzymałem. Nawet nie pamiętam co dokładnie go tak zdenerwowało w mojej wypowiedzi. Chyba ogół sytuacji. Skończyło się na tym, że dostałem w ryj, ale nie było większej szarpaniny ponad to. Alec jest cały i zdrowy, nie musisz się o to martwić. W życiu nie podniósłbym na niego ręki - stwierdził smutno. Odłożył widelec obok talerza z prawie nietkniętym spaghetti. Nie miał chyba nastroju na jedzenie, za to miał nadzieję, że Haldane nie będzie o to zła. - W sumie... Chyba na mnie już czas... |
| | | Leslie Fawley
| Temat: Re: gniazdko panny Haldane Czw 31 Gru 2015, 00:31 | |
| Jego odpowiedź sprawiła, że westchnęła z ulgą łapiąc się przy okazji za klatkę piersiową, aby upewnić się, że jej serduszko wciąż bije. Biło. Trochę szybciej niż zwykle, ale poza tym całkiem rytmicznie. Zacisnęła na chwilę powieki, a kiedy je otworzyła zobaczyła jak Cam sprawdza swoją opuchliznę. - Mam na to maść gdzieś. Tylko zjedzmy - zaproponowała nawijając sobie na widelec solidną porcję makaronu. Zapełnienie żołądka miało teraz na celu uspokojenie tego chaosu myśli który miała w głowie. Alec wiedział. Aż dziwne, że nie było tu teraz jego, a jeśli nie jego samego to wyjca czy innego umoralniającego gówna lub czegoś w stylu "zakończ to, zawiodłem się na Tobie, zraniłaś moje uczucia itd. itp." które w jakikolwiek sposób ostrzegłoby ją przed tym, że będzie dzisiaj opatrywać gębę swojego chłopaka. Zamiast tego pojawił się sam chłopak burząc spokój i harmonię tego wieczoru który mieli spędzić samotnie. Wiadomo, że gdyby wiedziała, że przyjdzie ubrałaby się trochę lepiej i mniej domowo, a jej włosy z pewnością nie przypominałyby swoją formą nie wiadomo czego. - Ej! To nie było miłe. A jestem prawie pewna, że mówiłam, że tak będzie - zauważyła z gębą pełną klusków wyglądając przy tym jak chomik. Chomik który robi duże zapasy dla całej swojej chomiczej rodzinki, bo dopychała jeszcze kluski do buzi z uporem rozpuszczonej jak dziadowski bicz sześciolatki. Zamknęła buzię na tyle na ile było to możliwe kiedy zaczął w końcu mówić coś więcej na temat dzisiejszego wieczoru. A kiedy zamilkł zaczęła wszystko przeżuwać. A to zajęło chwilę. Dłuższą chwilę. Kiedy odłożył widelec i zaczął coś mówić o wyjściu pokręciła przecząco głową. - Daj spokój. Wszystko się naprawi. I nie mówię tu o twojej twarzy. Zobaczy, że między nami wszystko jest w porządeczku, przeprosi Cię, opijecie to i wszystko wróci do nowej, lepszej normy. Teraz ja z nim porozmawiam. W sumie... Powinnam ja to zrobić. Zachowałam się jak skończony tchórz - jej oczy wypełniły się nieproszonymi łzami dopełniając obrazu nędzy i rozpaczy. W międzyczasie Lupus opróżnił swoją miskę i pojawił się obok swojego państwa licząc na jakieś darowizny wprost z ich porcelany. Nabrała głęboko powietrza do płuc oplatając się ramionami i utkwiła w nim spojrzenie swoich orzechowych tęczówek. - Zostawisz mnie teraz, Cam? - zapytała cichutko, a kiedy pytanie zawisło w powietrzu zdała sobie sprawę z tej niezamierzonej dwuznaczności. - To koniec? Zrywasz ze mną? Odchodzisz? Jednak do siebie nie pasujemy? - doprecyzowanie tej myśli którą naprawdę miała na myśli uwolniło łzy do tej pory jedynie szklące się w jej oczach które teraz powoli płynęły w dół po jej lekko piegowatych policzkach. |
| | | Cam Fawley
| Temat: Re: gniazdko panny Haldane Czw 31 Gru 2015, 18:40 | |
| Sam nie mógł znaleźć wyjaśnienia na to, że Alec w pierwszej kolejności nie teleportował się do mieszkania siostry, by wyperswadować jej związek z Fawleyem. A przecież tak się o to zdenerwował. Przecież, kurde, posunął się do mugolskiego załatwiania spraw przez ich relacje! I nic? Nie miał zamiaru zapukać do drzwi mieszkania Leslie z ultimatum: Cam albo on? Wyżył się wystarczająco na twarzy anglika i pozostawi tę sprawę zamkniętą? Drgnął lekko słysząc, jak panienka Haldane obiecuje mu maść na opuchliznę, która zwiększała swoją objętość z każdą upływającą minutą. Nie chciał tak łazić i pokazywać się ludziom. Przecież w końcu żył w świecie magii, nie musiał. - Dziękuję - powiedział i zdobył się na pierwszy uśmiech tego wieczoru. Słaby bo słaby, ale zawsze. Parszywy nastrój w obecności rudowłosej powoli się ulatniał, jednak mimo wszystko nawet ona raczej nie była w stanie pocieszyć go całkowicie. Ani sprawić, że wróci mu apetyt. Odsunął talerz od siebie i schował twarz w dłoniach opierając łokcie na blacie kuchennego stołu. Westchnął. Wiedział, że szkotka ma rację. Nie powinien wylądowywać na niej swoich frustracji. Nie pozostało mu więc nic innego jak powiedzieć po prostu: - Przepraszam, nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało. Odchylił się w tył, opierając plecy o oparcie krzesła i przypatrywał się jedzącej dziewczynie. Miała apetyt. Jak w takiej filigranowym ciałku mieści się tyle jedzenia? Słuchał też jej słów, które na swój sposób były dość odkrywcze. Powinna porozmawiać z Alec'iem. Miał nadzieję, że stanie się to prędzej niż później. Może gdy Leslie wytłumaczy mu, jak się sprawy mają to szkot spojrzy na ich związek z innej strony? Cam naprawdę chcial, żeby wszystko się ułożyło. Był czasem taką ciepłą kluską, która gdyby mogła, żyłaby ze wszystkimi jak jedna wielka kluskowa rodzina. Instynkt aurora włączał się w pracy. Po godzinach był przecież do rany przyłóż. Chciał iść do domu, by nie zakłócać więcej spokoju dziewczyny. W zasadzie wtargnął w jej samotny wieczór z butami. Oczywiście, że wolałby spędzić noc tutaj, jakie miał jednak prawo, by decydować o tym samemu? Widząc reakcję Haldane nie mógł powstrzymać uśmiechu, jaki pojawił się mu na twarzy. Chyba wyraził się zbyt niefortunnie, sądząc po tym, jak mocno przejęła się jego słowami. Wstał i podszedł do siedzącej dziewczyny, po czym opierając się o jej kolana, pocałował ją w sam środek czoła. - Nie zostawiam cię głuptasie - powiedział. - Nie mógłbym. Jeśli chcesz to zostanę na noc. Nie mam płaczących dzieci w domu. Wyprostował się i wsadził ręce do kieszeni i dalej uśmiechając się pokręcił głową z niedowierzaniem. - Jak mogłaś pomyśleć, że teraz po tym jak już dostałem w ryj, to cię porzucę. Pozwoliłbym, żeby ktoś mi złamał nos na darmo? Poza tym, przecież cię kocham. |
| | | Leslie Fawley
| Temat: Re: gniazdko panny Haldane Nie 03 Sty 2016, 01:15 | |
| Camelius odsunął talerz, a Lupus o mały włos nie wylizał mu twarzy swoim przydługawym jęzorem w podziękowaniu za brak apetytu. Pański brak apetytu był nagrodą dla czteronoga który nawet nie śmiał o takim zwrocie akcji swoich planów żywieniowych. Jednak jedno spojrzenie Rudej wystarczyło ażeby panowie zdali sobie sprawę, że nic z tych rzeczy. Fawley zje ten makaron, choćby i na śniadanie, a Afgan nie dostanie potem nawet miseczki do wylizania. Żadnych zmian w jadłospisie! - Nie przepraszaj. Dostałeś przeze mnie w dziób - zauważyła dość logicznie nadal wpychając do jamy ustnej makaron. Aż miseczka stała się pusta. Wtedy to chomiczek zaczął przeżuwać swoje zapasy z miną greckiego filozofa. Ze zmarszczonym nieco czołem i z pewnością poważnym obliczem wpatrywała się w twarz Anglika. Niezaprzeczalnie darzyła go silnym uczuciem. Tak silnym, że póki co w razie konieczności wyboru wybrałaby jego, a nie całe swoje płomiennorude plemię. Nie zmieniłoby to jednak faktu, że jej serduszko przy podejmowaniu jakiejkolwiek decyzji pękłoby dwa, trzy, a może nawet i osiem razy. Pękłoby i smutek opanowałby ją tak wielki, że żaden Marakesz czy inne Indie nie przywróciłyby radości na jej pyszczku. Nie mogła pokłócić się z Alem. To było niedopuszczalne. I dotychczas nierealne. Brat zawsze był po jej stronie. Wspierał ją nawet w najbardziej niedorzecznych pomysłach. Chronił jej tyłek przed matką kiedy wytatuowała sobie prawie całą rękę. Wymusił na ojcu, żeby zajęła się szermierką zamiast haftowaniem. Ogółem: nigdy niczego jej nie odmówił. Nigdy. Była jego małą księżniczką, a on z pewnością dość godnie sprawdzał się do tej pory w roli rycerza. Tylko, że teraz pojawił się ktoś nowy. Ktoś kto może dać jej o wiele więcej niż brat. Bo choć brata kochała, to jednak (choć to możliwe, lecz strasznie patologiczne) potomstwa jej nie da, nie zestarzeje się z nim na ganku i nie przedstawi go swoim rodzicom (bo go przecież znają). Cam był jej przyszłością podczas gdy brat zawsze będzie pełnił tylko i aż asystę. Godną i wspaniałą, ale tylko asystę. Kiedy kucnął przed nią już prawie przełknęła wszystko to co w buzi nagromadziła. - Tylko tutaj? - zauważyła wyginając kąciki warg w ciepłym uśmiechu, zanim wyciągnęła ręce i przytuliła się do niego. Ot tak, po prostu. Bo mogła. Bo chciała. Bo takie było jej prawo. Zaraz jednak ogarnęła się wycierając rękawem usta po obiedzie w sposób absolutnie nie przystający pannie z dobrego domu i wzięła się za sprzątanie po kolacji resztki chowając w lodówce, a machnięciem różdżki posyłając naczynia do zmywaka by same się pozmywały. - Złamał, złamał. Już jest prosty! - zauważyła zanim zarzuciła mu ramiona na szyję i stanęła na palcach. Delikatnie go pocałowała i uśmiechnęła się szeroko. - Zostań na noc. Zaopiekuję się Tobą mój cny rycerzu - obiecała i cmoknęła go raz jeszcze zanim ruszyła do łazienki do swojej domowej apteczki w poszukiwaniu stosownego specyfiku. |
| | | Cam Fawley
| Temat: Re: gniazdko panny Haldane Pon 04 Sty 2016, 19:18 | |
| Wykrzywił usta w uśmiechu, po czym puścił jej zalotnie oko. - Warto było - powiedział, po czym pod wpływem spojrzenia Haldane zmienił jednak zdanie i przysunął do siebie ten nieszczęsny talerz z makaronem sprawiając, że ogniki radości w oczach czworonoga przygasły znacząco, a sam Cam poczuł, jakby w ułamku sekundy spadł na sam dół listy ulubionych ludzi Lupusa. Cóż, jakoś to przeżyje, tym bardziej, że wiedział, że wystarczy zaledwie jeden psi przysmak i znów znajdzie się na jej czele. Oczywiście zaraz za Leslie, ponieważ nie było takiej osoby na świecie, która wyprzedziłaby jego rudowłosą panią. Fawley'owi nawet przez myśl nie przeszło, że może kłótnia z Haldane'm nie była wcale tak bardzo potrzebna. Że przecież nie jedyna Leslie na świecie i w końcu, że może przyjaźń jest ważniejsza niż wszystko inne. Nie przeszło z podobnych powodów, dla jakich Leslie wybrałaby jego, zamiast swojej rodziny - bo popatrzmy. Czy Alec stanowi do niego idealną partię? Słabo, zważywszy na fakt, że żaden z nich nie ma innej orientacji niż ta najbardziej popularna (a nawet biorąc pod uwagę TE czasy - poprawna). Czy Alec da mu gromadkę dzieci, którym kiedyś kupi pierwszą dziecięcą miotełkę, pierwszą różdżkę, sowę, otworzy skrytkę w Gringotcie, odprowadzi na peron 9 i 3/4? Niekoniecznie, chyba, że w Mungu nastąpi rewolucja i odnajdą sposób na to, by mężczyzna mógł zajść w ciążę. Czy z Alec'iem będzie mógł dożyć końca swoich dni pykając fajkę na bujanym fotelu? Nie no, rewelacyjna wizja. Alec i Cam jako dwa staruszki popijający kremowe piwo przy kominku ale błagam - życie nie kończy się na przyjaźni. Istnieje coś takiego jak miłość i Anglik wiedział, że rudzielec przestanie się na niego gniewać gdy już sam się zakocha, choć biorąc pod uwagę fakt, że chyba się jeszcze nie narodziła taka, co by mu dogodziła to może się zdarzyć nieprędko. Trudno. Poczeka. Nawet choćby i miał to robić dwadzieścia lat - poczeka. Ma inne wyjście? Odstawił pustą miskę stwierdzając przy tym, że jednak był głodny. Kiedy już emocje opadły i nastrój polepszył mu się znacznie mógł na całą tę sytuację spojrzeć z innej strony. Kiedy Leslie już porozmawia ze swoim bratem może faktycznie będzie o niebo lepiej? Może nawet Alec go przeprosi? Chociaż oczywiście nie musiał; Cam brał pełną odpowiedzialność za swoje głupie słowa, których żałował zaraz po tym, jak opuściły jego niewyparzoną gębę. Tak naprawdę Fawley'a satysfakcjonowała zgoda. Tolerancja. Nawet nie aprobata ich związku, ale spokój. Obejmował Leslie w pasie i uśmiechał się do niej już bez większego wysiłku psychicznego. Dobrze mu zrobiła wizyta u niej, tak jak zresztą za każdym razem. Pochylił się, bo gdy rzuciła mu to malutkie wyzwanie nie mógł oczywiście puścić tego płazem i pocałował ją delikatnie, tym razem już nie w czoło. - Zostanę.Ostatnio, gdyby nie ty, chodziłbym wywrócony na lewą stronę i to w najlepszym przypadku - powiedział, wspominając dzień, w którym to wszystko się zaczęło. Dzień w którym myślał, że umiera (bo jak to facet umierał nawet przy lekkim przeziębieniu), a rudowłosa pani medyk posklejała go zgrabnie, a potem rozkochała w sobie do końca. Uśmiechnął się na to wspomnienie czując, że jeszcze kilka takich podobnych a wylądują w sypialni dziewczyny prędzej niż później. - Kiedy jedziemy do Ameryki? - spytał. Jeśli Leslie kiedykolwiek chciałaby komuś dać medal za psucie nastroju to panicz Fawley nadawał się wyśmienicie. No przecież. - Powiedziałem o tym twojemu bratu, więc gdy już będziesz z nim rozmawiać to nie zapomnij tego potwierdzić, jeśli cię spyta. Wydaje mi się, że to była dla niego dość istotna informacja, bo bardzo nie chciał w nią uwierzyć. |
| | | Leslie Fawley
| Temat: Re: gniazdko panny Haldane Pon 04 Sty 2016, 22:30 | |
| Oczywiście, że było warto. To i tak niewielka cena za zabranie największego skarbu Haladane'ów. A przynajmniej takowym skarbem zostanie okrzyknięta kiedy zdecyduje się przyznać rodzicom. Póki co nie wyobrażała sobie, że jej matka może wiedzieć. Ich relacja i tak była wystarczająco napięta. Dołożenie do tego chłopaka z dobrego domu będzie punktem dla Kenny Haldane, a przegraną wojną Leslie Haldane. Ruda nie była gotowa na porażki, a już z pewnością nie umiała przegrywać. Jej ostatnią wielką porażką były zajęcia z aurorstwa po których została jej na plecach szpecąca blizna i traumatyczne wspomnienia matki wyjącej nad jej łóżkiem w Mungu i odstawiającej operę mydlaną na tak mistrzowskim poziomie, że niejedna brazylijska aktorka mogłaby pozazdrościć jej kunsztu w biadoleniu. Dlatego nie informowała rodziców o tym, że zdecydowała się rozwiązać raz na zawsze problem krótkowzroczności w dość... inwazyjny sposób i to w dodatku za oceanem. Pani Haldane dostałaby kociokwiku, ojciec pierdolca, a Alec starałby się ich postawić na nogi. A ona całej tej szopki nie potrzebowała. Nie chciała żeby ktokolwiek trzymał ją za rączkę kiedy będzie leżeć i samodzielnie wyć z fizycznego bólu. Nie znosiła kiedy ktoś się o nią martwił bardziej niż powinien. Dlatego o wszystkim wiedział Alec, sporadycznie Saraid- ona jednak była skarżypytą. Lubiła mieć swoje życie i prawdopodobnie nigdy nie zrozumie, jak najstarszy i jedyny brat mógł z tego zrezygnować. Bo nie ukrywajmy, zrezygnował. Żyjąc z rodzicami nie można żyć dokładnie tak jak się chce. Z drugiej zaś strony: wychowano go też tak, a nie inaczej. Ona nie miała krótkiej smyczy, bo nie odziedziczy zbyt wiele w razie gdyby matka zdecydowała się ją nawiedzać w sennych koszmarach i gryźć kwiatki od spodu. - Nie ciesz się. Ojciec spróbuje Cię otruć albo udusić poduszką w trakcie snu - poinformowała go jednak radośnie puszczając mu oczko. Widząc jak mina mu rzednie uśmiechnęła się słodko wzruszając ramionami. To już chyba standardowa procedura. To nie ominęłoby go przy każdej innej kandydatce, no chyba, że byłoby to małżeństwo ustawione. Jednak Szkoccy arystokraci uznawali wolną wolę i dawali swoim pociechom szansę na znalezienie stosownego partnera życiowego. Oczywiście robili to tylko po to, by na końcu, kiedy coś pójdzie nie do końca tak jak powinno, rzucić radosnym: "Widziały gały co brały! Od początku go nie lubiłem". - Ostatnio wyglądałeś jeszcze gorzej. Chodź - pociągnęła go ze sobą w kierunku łazienki zanim zaczęła buszować po szafkach. I zamarła kiedy usłyszała jego pytanie. Najchętniej powiedziałaby mu, że nigdy. Nie chciała go tam i stanowczo go o tym poinformowała. On jednak nie przyjmował jej odmowy. Więc się zgodziła, głównie dla świętego spokoju sądząc, że nie będzie już drążył tematu. A jednak. - Koniec grudnia. Nie chciał uwierzyć, bo mnie zna. Pomysł, żebyś ty tam jechał jest poroniony. Alec nigdy tam ze mną nie był. Nikt nigdy ze mną nie jeździ na konsultacje. Nie chcę żeby ktokolwiek tam jechał. To mój problem i muszę go sama rozwiązać. Jednak do ciebie to nie dociera więc co mam zrobić? - powiedziała dość chłodno. Znalazła opakowanie, zamknęła deskę od sedesu i kazała mu palcem usiąść. Wysmarowała mu całą opuchliznę zielonkawą mazią, która waliła gorzej niż zgniłe jajo po czym nakazała mu siedzieć w łazience póki nie wsiąknie. W międzyczasie odebrała korespondencję od Aleca i zdążyła wysłać swoją zanim znów stanęła w drzwiach od łazienki która śmierdziała mazią która prawie już wsiąkła. Mimo to stała wciąż w progu zatykając dłonią nos. - Już prawie zeszła Ci opuchlizna. Wykąp się zanim przyjdziesz do łóżka. I nie otwieraj drzwi, bo nam sypialnia przejdzie tym zapachem. Ja idę z psem na spacer - wydała ostatnie instrukcje zanim zamknęła Anglika w łazience, a sama zrobiła to co obiecała zrobić ku uciesze Lupuska. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: gniazdko panny Haldane | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |