IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Envy pomusz

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Blake Blackwood
Blake Blackwood

Envy pomusz Empty
PisanieTemat: Envy pomusz   Envy pomusz EmptySro 16 Wrz 2015, 16:13

Opis wspomnienia
Wściekłość, złość, irytacja. Ale czy z tego będzie jakiś niecny plan?
Osoby:
co Envy Pride i Blake Blackwood
Czas:
02 września 1977 r.
Miejsce:
Korytarze w lochach
Blake Blackwood
Blake Blackwood

Envy pomusz Empty
PisanieTemat: Re: Envy pomusz   Envy pomusz EmptySro 16 Wrz 2015, 16:15

Od kiedy tylko przekroczyła próg Hogwartu po raz pierwszy zastanawiała się, kto był tak wybitnie genialny, że ulokował sypialnie dwóch bardzo odmiennych domów niedaleko siebie. Albo to Salazar kręcił na boku z Helgą, albo ktoś zwyczajnie chciał popisać się swoim nad wyraz cynicznym poczuciem humoru.
I tu nawet nie chodziło o nią. Chodziło o tych wszystkich uciśnionych puchonów, muszących znosić codzienne przytyki wychowanków Slytherinu, a to tylko w najlepszym przypadku. Często widywała jak do Pokoju Wspólnego wchodzi jakiś członek ich żółtej rodziny z podbitym okiem, albo śmierdzących łajnobombą. Na Merlina, całe szczęście, że ją przez całe sześć długich lat nauki w tym przybytku ominęła nieprzyjemność konfrontacji z którymś z tych najgorszych ślizgonów. W zasadzie nawet nie wiedziała, którzy do tych najgorszych się zaliczają. Jakaś siła wyższa ewidentnie musiała czuwać nad nią, czy coś.
Dziś po prostu, wlekąc się niemiłosiernie, szła do swojego dormitorium rozmyślając o tym wszystkim co się przed chwilą w jej życiu wydarzyło. Kłótnia z Enzo - nie pierwsza tak naprawdę, była chyba tą ostatnią. Ale halo, mieszkał w burdelu! To jeszcze mogłaby jakoś przełknąć gdyby tylko ta krukońska menda raczyła jej o tym łaskawie powiedzieć!
No i specjalnie szła tak wolno. Specjalnie, gdyż liczyła, że przed rozwidleniem korytarzy trafi na jakiegoś ślizgona, którego poprosi o wykonanie czarnej roboty. Chciała jakoś odwdzięczyć się Romulusowi za kilkumiesięczne okłamywanie jej, którego się kategorycznie nie robi. Nie chciała by stało mu się coś złego, ale taka mała, malutka dosłownie nauczka należała mu się.
Blackwood naprawdę była na niego wściekła. Drogę z drugiego piętra do lochów pokonała z furią wypisaną na jej słodkiej twarzy, a towarzyszące jej przekleństwa sprawiły, że kilka osób odwróciło nawet głowę.
I co z tego, że tak pochopnej decyzji nie podjęła jeszcze nigdy. Co z tego, że jeśli uda się jej faktycznie znaleźć kogokolwiek kto zgodzi się zrobić to o co poprosi, będzie tego żałowała już nazajutrz. Liczyła się w tej chwili jej zraniona duma, a zraniona duma dziewczyny potrafi dawać o sobie znać przez bardzo długi czas. Potrafi pielęgnować w środku nienawiść i nawet jeśli panna Blackwood była tylko niewinną puchoneczką, daje radę zmienić jej nastawienie kompletnie całkowicie i nieodwracalnie.
Kandelabry na ścianach miała już trzy razy policzone. Obrazy spoglądały na nią dziwacznym wzrokiem zastanawiając się najpewniej o co jej do cholery chodzi. Blake bawiąc się różdżką skończyła drobić kroki i zwyczajnie oparła plecy o mur, torbę zaś kładąc na kamiennym parapecie. Do cholery, żeby przez tyle czasu nie przeszedł tędy żaden ślizgon! Westchnęła czując przejmujące zimno lochów, oraz dreszcze przebiegające jej z tego tytułu po plecach. Nienawidziła tego miejsca. Tak bardzo nienawidziła tych lochów im dłużej zmuszona była w nich mieszkać. A im dłużej stała w tym przeklętym korytarzu, tym jej wszechogarniające wkurwienie osiągało coraz wyższy poziom. Jeśli tak dalej pójdzie, zaraz dosięgnie zaczarowanego nieba w Wielkiej Sali.
Envy Pride
Envy Pride

Envy pomusz Empty
PisanieTemat: Re: Envy pomusz   Envy pomusz EmptySro 16 Wrz 2015, 21:54

Są na świecie rzeczy które nie są złe, nie są dobre, nie są też przyjemne dla oka, zasługując jedynie na wszechogarniającą pogardę. To właśnie uczucie przepływało przez Envy'ego, gdy tak mijał kolejne korytarze, eksplorując, zwiedzając, starając się poznać jak największą część zamku, zrozumieć, odkryć jakieś ciekawostki - ogólnie coś, co mogłoby sprawić że odechce mu się wymiotować na samą myśl że ma tu spędzić rok. Jednakże nic to nie pomagało - zwyczajnie robiło mu się niedobrze, gdy obserwował jak tragicznie mierny jest ten zamek i jego mieszkańcy. Nawet jeśli Ślizgoni starali się imitować, że przedstawiają sobą cokolwiek interesującego, to do tej pory nie spotkał nikogo kto mógłby dać mu więcej do myślenia. Pozostałe domy...porażka, całkowita porażka i o ile dotąd nie potrafił sobie wyobrazić chodzącej beznadziei, większej niż parę popychadeł w Durmstrangu, to dopiero tutaj udowodnili mu że może być jeszcze gorzej. Znacznie gorzej. Krukoni których dotąd spotkał, nawet samym wyglądem dali mu do zrozumienia, że są nieprzeciętnie nudni i oderwani od świata na tyle, że nie zwróci ich uwagi nic co nie leży na półce w bibliotece. Gryfoni to banda zasranych idiotów, którzy nie powinni mieć prawa egzystować - gdzie do cholery była selekcja naturalna, gdy była tak niesamowicie potrzebna? Legenda głosi że w Hogwarcie były cztery domy, ale jak dotąd nie zauważył żeby był jeszcze jakiś. Ten cały Kaffelfag, czy jak to się tam nazywało, zdecydowanie nie rzuciło mu się dotąd w oczy - zresztą może to lepiej? Nie chciałby widzieć uczniów którzy biegają po tej marnej szkole, pod godłem ciotowatych, czerwonych piłek - no chyba że coś źle usłyszał, ale to już nie jego wina. Ten cały śmieszny "wielki czarodziej" Dumbledore, mówił jakby miał przynajmniej niekontrolowany słowotok - jak niby miałby rozumieć co on tam wygaduje pod nosem i to w tym irytującym języku, który brzmi herbatą dla mężczyzn lubiących małych chłopców? Jednakże panie Pride - sam zdecydowałeś, teraz cierp.
Takie właśnie radosne i przyjemne rozważania, sprawiały że jego spacer po szkole urósł do rangi "cudownego" i "zjawiskowego". Swoją drogą jak można się domyślić, nosiło go już od dłuższego czasu, żeby zagłuszyć swoje zniechęcenie do życia tutaj, karmiąc swoje płuca - zresztą, nikogo nie było w pobliżu, a nikt go nie poinformował że nie można tu palić. To było oczywiście dość jasne i klarowne, ale skoro nikt tego nie zaznaczył to może wykręcić się że przecież nie wiedział że mu nie wolno. Spojrzał więc na złoty zegarek, osadzony na jednej ze swoich najseksowniejszych części, tj nadgarstku i ukradkiem rozejrzał się czy nie ma nikogo nie ma w pobliżu. A że nikogo nie zauważył, to sięgnął do wewnętrznej kieszeni swojej skórzanej kurtki (którą lubił ze względu na fakt, że była jednocześnie dość chłodna, na jesień i wystarczająco ciepła, na tą samą porę roku, a że w lochach było zimniej niż na zewnątrz, to zdecydowanie mu się przyda) i wyciągnął ostatniego papierosa, zgniatając paczkę. Odpalił papierosa, a później pozostałości opakowania różdżką (i odrzucił za siebie płonące resztki pudełeczka), po czym zaciągnął się z lubością, by następnie otoczyć się chmurą dymu. To tylko dopełniło jego zapachu - olejek wiśniowy (bądź winogronowy, zależnie od nastroju) którym skrapiał papierosy, dodawał owocowego aromatu ciężkiemu tytoniowemu smogowi, a to dość dobrze komponowało się z perfumami z których korzystał, roztaczającymi woń grzanego wina z cynamonem.
I prawdopodobnie mógłby cieszyć się samotnym zwiedzaniem, w towarzystwie "Pióra Feniksa" które dodawało uroku tej przechadzce w nieskończoność, gdyby nie fakt że za następnym rogiem spotkał jakąś panienkę, co rozpoczynało nową historię. Zaciągnął się jeszcze parokrotnie, po czym pstryknął niedopałkiem za siebie - nie wiedział na kogo wpadł, więc lepiej nie dawać jej możliwości podkablowania go pierwszemu napotkanemu nauczycielowi. Zlustrował ją wzrokiem od stóp do głów, stwierdzając że fajerwerków nie ma, ale nie czuł chęci mordu gdy na nią patrzył, a to już coś, prawda? Przywdział więc na moment szeroki uśmiech a la Pride i zmniejszył dzielącą ją odległość, opierając się o parapet na której leżała torba dziewczyny. Nie patrzył w jej stronę, stojąc do niej bokiem, jednakże nie zamierzał udawać że jej nie zauważył. Mógł zagadać na dwa sposoby - dać jej do zrozumienia, że nienawidzi tego miejsca i ludzi którzy tutaj egzystują, albo zgrywać kogoś całkiem miłego. A że nawyk nakazywał mu nigdy nie zdradzać swojej prawdziwej natury, jeśli nie jest to konieczne, to doskonale wiedział że pierwsza opcja odpada. W każdym razie, odpada w takiej formie, w jakiej musiały się wypowiedzieć by być w pełni szczerym. Kto jak kto, ale Envy Pride wiedział, że prawda to zdradliwa suka, a dla takich nie miał miłosierdzia.
- Zgubiłaś się? Nie wyobrażam sobie powodu, dla którego taka urocza osóbka, zapuszczała by się sama w gniazdo gnid i jadowitych węży - wygłosił swoim ochrypłym barytonem, z lekką naleciałością jego rodzinnego, bułgarskiego akcentu, wyraźnie kalecząc słowo "urocza". Nie leżało mu strasznie, zresztą cały język tych cholernych szaleńców był paskudny i miękki. Gdyby wszyscy mówili po bułgarsku, to świat byłby pięknym miejscem.
Blake Blackwood
Blake Blackwood

Envy pomusz Empty
PisanieTemat: Re: Envy pomusz   Envy pomusz EmptyCzw 17 Wrz 2015, 00:14

Wybrała sobie chyba najgorszy możliwy moment na to zasrane czekanie. Po kolacji raczej nikt już nigdzie nie łaził, bo tylko Blake była na tyle upośledzona, że o tej godzinie nie przygotowywała się do snu, tylko kłóciła się z chłopakiem na korytarzu, a potem wściekła obmyślała, jaką wymierzyć mu nauczkę za nie powiedzenie prawdy.
Poprawiła włosy, które tego dnia miała wysoko upięte w koński ogon i odgarnęła grzywkę, która nachodziła jej na oczy. Odliczała minuty patrząc, jak mała wskazówka powoli toczyła swój bieg po tarczy zegarka, który zdawał się być odczarowany, bo chodził jeszcze wolniej od tych mugolskich egzemplarzy. Mimo to nie wzruszona tkwiła dalej w miejscu wiedząc, że jeżeli teraz zwątpi, później nie będzie już miała tyle odwagi by poprosić JAKIEGOKOLWIEK ślizgona, o cokolwiek.
Czekała więc, aż szanowna siła wyższa w końcu zlituje się nad biedną panną Blackwood i sprowadzi na ten przeklęty, opustoszały korytarz jakąś zbłąkaną ślizgońską duszę.
I oto jest. Najpierw dostrzegła cień wynurzający się zza rogu, a dopiero potem w zasięgu jej wzroku pojawił się jego szanowny właściciel. Widziała jak ciągnie się za nim smuga dymu i widziała jak chłopak wyrzuca za plecy niedopałek papierosa, który żarzyły się jeszcze przez dobrych kilka sekund. Nie odrywając wzroku obserwowała jak zbliżał się do niej i z zadowoleniem stwierdziła, że wcale nie będzie musiała go zaczepiać - blondyn sam przystanął obok, blokując jej dostęp do jej osobistej torby.
- Gniazdo gnid i jadowitych węży, czyli ten przecudowny korytarz, prowadzi przecież również do mojego pokoju wspólnego - wyjaśniła tonem tak oczywistym, jak tylko potrafiła. Przypatrywała się profilowi ślizgona starając się dopasować do jego twarzy jakieś konkretne nazwisko ale im dłużej się zastanawiała, tym bardziej była pewna, że widzi tego chłopaka po raz pierwszy.
To dziwne, do tej pory była przekonana, że zna całą męską populację Hogwartu i mówiąc całą mam tu na myśli NAPRAWDĘ całą. Począwszy na kadrze nauczycielskiej, a na skrzatach domowych pracujących w kuchni skończywszy. Przecież już w trzeciej klasie stworzyła listę tych wszystkich nazwisk, na właścicieli których oko zawiesić można dłużej niż na kilka milisekund, ale jego nazwisko z pewnością na tej liście nigdy się nie pojawiło. A przecież powinno. Powinno jak cholera.
Sama była niewidzialna. Nawet wśród puchońskiej braci nie uchodziła za kogoś szczególnie popularnego co absolutnie jej nie przeszkadzało, bo owa popularność nigdy życiowym celem dziewczyny nie była. Żadna z niej miss Hogwartu. Co tam, żadna z niej nawet miss Hufflepuffu! Tylko Enzo zdawał się dostrzegać w niej jakieś niepojęte piękno, ale w momencie, w którym każde z nich poszło w swoją stronę, jego zdanie magicznie przestało się liczyć.
- Powiesz mi, dlaczego cię nie kojarzę? - spytała z ciekawości. Rozpoznawała obcy akcent, ale powiedzieć mogła o nim tyle co kot napłakał. Po głębszym zastanowieniu się była skłonna nawet wybaczyć chłopakowi braki w wiedzy tak oczywistej jak rozkład zamku i ulokowanie poszczególnych domów, gdyż był on ewidentnie nowy. Nowy jak świecące się pantofelki panny Blackwood wczorajszego poranka.
Gdyby jej przypuszczenia okazały się trafne, Blake nawet by się ucieszyła. Co jak co, ale skoro nie zna go ona, to znaczy, że nie zna go jeszcze połowa wychowanków domu węża. Może spełnić jej prośbę zupełnie incognito, a nikt nawet nie skojarzy tego z zupełnie nierozpoznawalną jeszcze twarzą blondyna. Z każdą upływającą minutą, zdawała sobie jednak sprawę, jak żałośnie to wszystko może zabrzmieć. Oto na zatęchłym korytarzu w lochach czeka sobie panienka ze złamanym serduszkiem. Czeka na złego ślizgona, który zgodzi się porachować kości jej byłemu. Co jak co, ale brzmiało to słabo w jej głowie, jak więc mogło to zabrzmieć w jego?
Z drugiej strony, czy to ważne?
- W sumie to dobrze, że akurat tędy przechodziłeś . - Przecież nie przyzna się, że stała tu jak widły w gnoju czekając specjalnie na kogoś jego pokroju. - Podobno ślizgoni czekają tylko na pretekst by móc kogoś uszkodzić. Mogę ci dać i ochotnika i argument. - Starała się, naprawdę bardzo się starała zabrzmieć poważnie i konkretnie. Nie jak puchonka zazwyczaj.
Envy Pride
Envy Pride

Envy pomusz Empty
PisanieTemat: Re: Envy pomusz   Envy pomusz EmptyCzw 17 Wrz 2015, 03:22

Coś się tutaj panu Pride'owi nie zgadzało, a to wcale nie wróżyło nic dobrego. Jak to "pokoju wspólnego"? Nie była raczej Ślizgonem, a przecież udało mu się mniej więcej zlokalizować gdzie sypia reszta tych jakże pasjonujących ludzi, którzy przybyli do tej szkoły by uczyć się wszystkich przedmiotów, poza tym który był w życiu najbardziej przydatny. Chyba że to byli Ci czwarci...jak im tam było? Nieważne, tak czy siak nie był pewien czy chce nawiązywać tą znajomość. Wolał jednak nie komentować faktu, że jego rozmówczyni pochodzi z jakiegoś dziwnego miejsca, o którym słyszał tylko legendy (których zresztą nie słyszał, bo nie obchodziły go legendy o ziemniaczanym polu w pobliżu kuchni, tak samo zresztą jak sama kuchnia). Tak czy siak - ukrył dezorientacje, za swoim prawie autentycznym półuśmieszkiem.
- Oh, tak. Dlatego właśnie stoisz tutaj, wyraźnie na kogoś czekając - to tylko przystanek, w Twojej drodze do spoczynku. Nic dziwnego, schody muszą być wyjątkowo męczące, a schodzenie po nich może wyczerpać nawet największego mięśniaka, więc postój zdecydowanie jest wskazany - odparł lekko złośliwie, marszcząc brwi i kiwając głową. Zaczynał odnosić wrażenie że przystanięcie tutaj to mógł być błąd - nie żeby był uprzedzony do kogokolwiek, przez dom z którego pochodzi, czy też dlatego że ktoś jest uczniem Hogwartu. Nie oceniał również ludzi po pierwszej wypowiedzi - po prostu, generalnie niespecjalnie lubił ludzi, a co za tym idzie - nawiązywanie przypadkowych relacji z ludźmi, którzy przemawiają do niego tonem dobrego wujka, tłumaczącego skąd się biorą dzieci, nie koniecznie przypadło mu do gustu. Jednakże skoro zaczął, to wypadałoby mu skończyć i to z klasą. Skoro już zagadał dziewczynę, to niestety nie wypadało mu ot tak sobie pójść. Zresztą może to tylko mylne pierwsze wrażenie sprawiło, że nie napawała go fascynacją i ciekawością. Może po prostu trzeba ją zgłębić, żeby mógł się zainteresować? Zawsze warto to sprawdzić.
- Hmm..przypuszczam że może chodzić o to, że rysy mojej twarzy wyrzeźbił nadpobudliwy goblin z depresją, zaś w moim nazwisku nie ma dumy. Prawdopodobnie dlatego. - odparł lekko, celowo podsuwając jej mylny obraz swojej samooceny. Co prawda po jego wypowiedziach, ktoś mógłby odnieść wrażenie że jest niemiły, ale przecież to paskudne kłamstwo - był na tyle uprzejmy by podejmować rozmowę z kimś z Hogwartu, to trzeba po prostu docenić, nawet jeśli wyrażał się w sposób który nie każdemu przypadnie do gustu. Zresztą - nie był jeszcze pewien, czy rozmawiają, czy prowadzą obustronną grę - dziewczyna była całkiem atrakcyjna, a atrakcyjne przedstawicielki płci pięknej zwykle są dość destrukcyjne. I prawdopodobnie to Envy'ego w nich pociągało. Ta wydawała się nie posiadać tej cechy, a w każdym razie nie przejawiać jej zbyt otwarcie - odnosił wręcz wrażenie że trafił na miłą, normalną panienkę, z gatunku tych do których zdecydowanie nie był przyzwyczajony, lecz prawdę mówiąc ciężko powiedzieć.
Na dźwięk następnych jej słów, nie mógł powstrzymać Prajdowego uśmiechu numer 6, który sam cisnął się na usta - zwyczajnie rozbawił go sposób, w jaki zamierzała poprosić go by wgniótł kogoś w posadzkę. Oczywiście, nigdy nie wstrzymywał się od przemocy, jednakże był też typem człowieka, który wszędzie węszy profity - czemu miałby zmieszać kogoś z podłożem, nie mając z tego absolutnie nic? Dlatego też nie zamierzał przystawać na propozycje, chyba że dziewczyna przedstawi realne korzyści z tego płynące - w przeciwnym wypadku, zwyczajnie odrzuci jej prośbę. No, chyba że panienka będzie strasznie nachalna - wówczas zostanie mu otwarcie i kulturalnie ją wyśmiać. Jednakże póki co, zamierzał po prostu odbić piłeczkę.
- Podobno dementorzy czekają tylko na pretekst, by móc kogoś ucałować. Nawet kryją pod kapturem całuśne usteczka, które nadają się do tego perfekcyjnie, a mimo to - beznadziejnie całują, jeśli wiesz co mam na myśli. Chociaż podobno Ślizgoni są też sprytni i interesowni. - powiedział trochę ciszej, po czym uśmiech spełzł z jego ust momentalnie, zupełnie jakby ktoś zgasił nagle pochodnie która rozświetlała jego oblicze. Iskierki ironicznego rozbawienia w jego oczach również zniknęły, a zastąpił je beznamiętny chłód. W końcu obrócił głowę w stronę dziewczyny, nawiązując kontakt wzrokowy.
- Czemu więc, miałbym przyjąć Twojego ochotnika? Argumenty znaczą niewiele w świecie, gdzie perswazje sprowadzono do złota lub ciała. - dodał zimnym, jadowitym szeptem.
Blake Blackwood
Blake Blackwood

Envy pomusz Empty
PisanieTemat: Re: Envy pomusz   Envy pomusz EmptyCzw 17 Wrz 2015, 15:19

Kiedyś nie rozpoznawała ironii. Kiedyś była na tyle głupia, że każde skierowane do niej słowo brała tak bardzo do siebie, że gdyby spotkała tego ślizgona jeszcze pół roku temu z pewnością by się spłoszyła i stwierdziła, że niewątpliwie ma ją za jakąś niezdarę, która musi robić sobie przerwę w drodze do dormitorium. Znajomość z Enzo, a także częste przebywanie z nim i jego kolegami sprawiło, że dziś tylko się uśmiechnęła, ukazując światu rządek perłowych zębów.
To, że ją rozgryzie było tak pewne jak to, że jutro wstanie dzień. Musiałby być wybitnie mało inteligentny, gdyby tego nie zrobił, a mimo, że takich w Slytherinie nie brakowało, to ten oto osobnik nie wyglądał na idiotę. W zasadzie nie potrafiła go jeszcze dobrze ocenić, ale już na wstępie mogła stwierdzić, że nie rozmawia z debilem. Rozłożyła dłonie w geście rezygnacji i posłała mu takie właśnie spojrzenie.
- Masz mnie. - powiedziała. - Czekam na kogoś.
Drobne kłamstwa przychodzą czasami tak lekko. Blake w zasadzie nigdy tego nie robiła, ale w obecności tego chłopaka czuła, że obnażanie się do granic ze wszystkich swoich czynności i zamiarów nie przyniesie pożądanego przez nią skutku, ani nie przybliży ich obojga do tego by zacieśniła się między nimi ta cieniutka nić porozumienia. To był pierwszy wychowanek domu węża, z którym rozmawiała dość uprzejmie, a raczej to był pierwszy raz kiedy jakiś ślizgon w ogóle z nią rozmawiał. Widziała jacy są, słyszała o nich wiele, ale na podstawie jej obecnego towarzysza wyrabiała sobie swoje własne, może kompletnie nieprawdziwe ale jednak, zdanie o nich.
Nie przestawała się mu przypatrywać zastanawiając się nad tym, czy on właściwie jest osobą, na którą czekała i którą faktycznie chciała prosić o pomoc. Z zainteresowaniem obserwowała mimikę twarzy chłopaka wiedząc, że i tak nie wprawi go to w żadne dziecinne zakłopotanie. To nie Jason Snakebow, który rumieni się natychmiast, kiedy tylko dostrzeże na sobie jakikolwiek dziewczęcy wzrok nawet, jeśli jego właścicielka wyglądałaby jakby była notorycznie spetryfikowana.
- Duma. Pride? Bardzo bym chciała ale nic mnie to nie mówi- stwierdziła z przekąsem. Gdyby tylko wiedziała, że po hogwarckich korytarzach przemieszcza się jeszcze jeden osobnik o tym nazwisku, z pewnością by się nim zainteresowała. Potem, gdy obadałaby już jego osobę stwierdziłaby, że się go boi. Osoby takie jak Vincent są nieprzewidywalne, a nie należy takich ignorować.
Ten Pride jednak nie przyprawiał jej o drżenie rąk, ani o szybsze bicie serca. Ten Pride posyłał jej właśnie uśmiech i nie wydawało się, by jednocześnie obmyślał w jaki sposób ją zaraz skrzywdzi.
A co do jego słów... Wiedziała, że chłopak poruszy ten aspekt. Zapłata, jakakolwiek, była dla niej oczywista. Stojąc tu i czekając na swojego pseudo wybawcę zdążyła już o tym pomyśleć.
- Chyba nie myślisz, że jestem tak naiwna by wierzyć, że jakikolwiek ślizgon zrobi dla mnie coś za darmo - powiedziała nie pozbywając się uśmiechu. Nie zmieniła wyrazu twarzy nawet wtedy, kiedy jej rozmówca przestał bawić się w uprzejmości i odezwał się do niej w typowy, dla okrutnych ślizgonów, sposób.
Cóż mogła mu zaproponować? Nie stać jej było nawet na własną sowę, nie było więc mowy, by płacić mu w Galeonach. Mogłaby pożyczyć, ale po pierwsze nie miałaby od kogo, a po drugie Enzo nie był wart zadłużania się w jakikolwiek sposób.
- Nie zapłacę ci złotem ani ciałem za zwykłe obicie komuś ryja. Przysługa za przysługę. Może nie wyglądam, ale mogę przydać się do wielu rzeczy.
Wytrzymała jego chłodne spojrzenie. Włożyła dłonie do kieszeni szaty krzyżując palce i modląc się w duchu, by przystał na jej propozycję. Romulus musiał dostać nauczkę. Nie postępowało się tak z panną Blackwood, bo nie i już. Nie postępowało się tak właściwie z żadną dziewczyną.
Envy Pride
Envy Pride

Envy pomusz Empty
PisanieTemat: Re: Envy pomusz   Envy pomusz EmptyPią 18 Wrz 2015, 23:42

Czeka na kogoś, tak? Ciekawe czemu ten ktoś z taką upartością się nie zjawiał. Jednakże niedługo później wszystko się wyjaśniło, aż za dobrze, prawda? To nie tak że czekała na kogoś, kto jeszcze się nie zjawił - po prostu nie wiedziała na kogo czeka, a że on zjawił się jako pierwszy - wszystko nabierało powoli sensu, składając się w logiczną całość. Prawie logiczną, bowiem dziewczyna nie brała pod uwagę faktu, że w bardzo łatwy i przyjemny sposób, może doprowadzić do tego że się definitywnie skreśli w jego oczach.
- No proszę. To sobie wspaniałe miejsce spotkań dobrałaś. Czyżby randka? - zagadał tonem sugerującym, ze niekoniecznie go to obchodzi w jakikolwiek sposób, po prostu wtrącił to jako luźną dygresje, bez większego celu.
Ucieszył go też fakt, że dziewczyna nie skojarzyła jego nazwiska, bowiem zdawał sobie sprawę że w tych nudnych, żałosnych murach, jego pojawienie się wywołało falę plotek - Ci ludzie definitywnie nie mieli co robić w życiu, skoro jedna osoba mogła wywołać takie chore poruszenie. Być może mogłoby mu to pochlebiać, że tyle osób zżera ciekawość na temat jego osoby, jednakże bycie w blasku świateł niespecjalnie ułatwia pozostanie niepozornym, niewinnym chłopcem, o łagodnym usposobieniu - a wolałby być za takiego uważany, mimo że zdawał sobie sprawę że prędzej czy później, prawdopodobnie wszyscy zorientują się jakim typem osoby jest. Tak bardzo beznadziejni ludzie, których życie to tylko wegetacja, zwykle dowiadywali się od razu że interesujące jednostki wśród nich istnieją. A przecież był interesującą jednostką, szczególnie na tle tych wszystkich wymuskanych dzieciaków.
- Widać że duma to pojęcie Ci obce - odparował złośliwie, wynajdując idealną okazje by w przyjacielski, miły i przyjemny wyprowadzić gustowny przytyk w stronę dziewczyny. Jednocześnie nie musiał zdradzać swojej tożsamości, mimo że właściwie powinien się przedstawić - kultura tego wymagała. Kultura wymagała też, by nie zabijać zdradliwych sukinsynów pod prysznicem, ale czy kogokolwiek to obchodziło? Kulturę czasami trzeba odrzucić, na rzecz tego co jest prawdziwsze, lepsze i zabawniejsze - gdyby wszyscy byli całe życie kulturalni, nigdy w życiu do niczego by nie doszli.
Swoją drogą, zdawał sobie sprawę z tego, że dziewczyna bardzo uważnie go obserwuje. Nie sądził by było to spowodowane jego wątpliwą urodą, ale kto ją tam wie. Mimo wszystko, chwilowo przyjął założenie że sama jego enigmatyczna osoba interesuje ją raczej na tle jego pojawienia się we właściwym miejscu, o właściwej porze. Oczywiście nie peszył go jej wzrok - wiele kobiet przed nią, obserwowało go w znacznie bardziej krępujących sytuacjach, wiec cudze spojrzenia podczas rozmowy to nic co mogłoby wprawiać go w zakłopotanie, szczególnie że najwidoczniej zamierzała nawiązać jakąś więź handlową - czyżby szkoła kryła w sobie ciekawe jednostki, które podpisują pakty z czymś znacznie gorszym od demonów? W końcu najgorszymi potworami są właśnie ludzie - a w tym wypadku, ród Pride był bardzo ludzki.
- Chyba nie jesteś tak naiwna by wierzyć, że wszyscy Ślizgoni przejawiają jakikolwiek ułamek inteligencji i są na tyle sprytni, by próbować się targować. - odparł bez emocji. Odniósł dziwne wrażenie, że dziewczyna ma się za kogoś więcej niż naprawdę jest. Być może nawet w jakiś sposób czuła, że jest na uprzywilejowanej pozycji. Jednakże zdecydowanie nie była, a wręcz przeciwnie - aktualnie to on był tutaj panem sytuacji i miał w rękawie więcej asów.
Gdy zaproponowała przysługę, zaśmiał się cicho - w końcu nie przypuszczał, że ktoś mógłby być tak nierozważny, by uważać że wierzyłby w niewyświadczone przysługi. Nadeszła pora by zagrać bardziej otwarcie i troszeczkę jednak uświadomić dziewczynę, że jej rozmówca jest nietypowym jegomościem, nawet jak na Ślizgona. Nim zdążyłaby się zorientować, jego dłoń wystrzeliła na jej gardło, lekko zaciskając palce, przyduszając. Następnie szybkim ruchem, zmniejszył dzielącą ich odległość i złożył na jej ustach pocałunek - wbrew pozorom wcale nie dlatego, że miał wobec niej jakiekolwiek sprośne plany. To po prostu dość sprytny sposób na skonfundowanie rozmówcy. Wówczas rozłożył palce, puszczając dziewczynę, jednakże wciąż nie zmniejszał dystansu. Poprowadził jej dłoń pod swoją koszulkę, niezależnie od tego jak by to wyglądało i naprowadził jej palce na swoją sporych rozmiarów i głębokości bliznę, dając jej coś do zrozumienia.
- Nie uważasz, że przysługi jakich mógłbym od Ciebie zażądać, nieznacznie Cie przerastają? - spytał cicho i spokojnie, przywdziewając na twarz przyjemny uśmiech. Zupełnie jakby nic się przed chwilą nie wydarzyło.
Blake Blackwood
Blake Blackwood

Envy pomusz Empty
PisanieTemat: Re: Envy pomusz   Envy pomusz EmptyPon 21 Wrz 2015, 15:40

- Raczej... Spotkanie biznesowe - odpowiedziała, siląc się na lekki ton. To, że sprawiała wrażenie, że ma wszystko pod kontrolą, wcale nie oznaczało, że tak jest w istocie. W rzeczywistości dziewczyna toczyła wewnętrzną walkę pomiędzy głosem rozsądku mówiącym jej, żeby spierdalała stąd jak dzika, a tym diabełkiem, który podpowiadał, że Envy jest właśnie tą osobą, która jej pomoże, i żeby absolutnie nie myślała o ucieczce. Póki co diabełek wygrywał, choć jego przewaga z sekundy na sekundę traciła na wartości. Nie, wróć, tak naprawdę jego przewaga spadała na łeb na szyję i to jakaś niewidzialna siła już tylko zdawała się trzymać puchoneczkę przy tym kamiennym parapecie, przy którym stała ona i ten chłopak. To chyba była intuicja, bo przecież nie zrobił wcale nic takiego. To chyba ona mówiła jej, że z tego nie wyjdzie nic dobrego, ale coś zdawało się ją tłumić, dlatego Blake, zamiast zbierać dupę w troki posyłała ślizgonowi uśmiech, będąc gotowa do odpowiedzi na prztyczek, który jej zadał.
- A tobie dobre wychowanie - powiedziała. Przecież miała swoją dumę. To właśnie ona przywiodła ją na ten korytarz i kazała zaczepić pierwszego lepszego ślizgona, by wymierzyć sprawiedliwość pewnemu Włochowi. To właśnie duma nie pozwalała zapomnieć Blake o tym, że krukon tak bezczelnie ją okłamał, a dla kogoś wybitnie dociekliwego - nie powiedział prawdy do końca.
Westchnęła czując, że cała ta rozmowa zmierza nie w tym kierunku, w którym powinna. Przestała wpatrywać się już tak intensywnie w swojego przypadkowego towarzysza i utkwiła wzrok w przeciwległej ścianie przygryzając wargę w zamyśleniu.
Nie wiedziała jak dokładnie ma rozumieć jego wypowiedź o nietargowaniu się. To oznaczało, że w grę wchodzi wyłącznie zapłata złotem albo ciałem, a skoro Blackwood złota nie posiadała, to już... tylko ciałem? W takim przypadku będzie musiała odmówić. Enzo nie zasłużył na takie poświęcenie, mimo całej dziewczęcej wściekłości, która ją przez niego wypełniała. Będzie musiała powiedzieć ślizgonowi, żeby w takim razie zapomniał o całej ich rozmowie. Handel przysługami nie udał się, wbrew oczekiwaniom Blake, a skoro się nie udał, to mogą się rozejść. Już nawet otwierała usta, by mu to zaproponować, kiedy ułamek sekundy później poczuła jego palce na swoim gardle, które odcinały jej dopływ życiodajnego powietrza. Przestraszyła się. Nie no, znowu wróć. Śmiertelnie się przeraziła, czego chyba najlepszym dowodem było serce, które waliło jej w piersi z całą mocą. No i jeszcze ten pocałunek. Co, do licha?! Wargi chłopaka były kompletnie inne niż te, należące do Enzo. Włoch miał wargi miękkie i ciepłe, a ślizgon zimne... Nie no, to już było chore, że w takiej sytuacji miała jeszcze czelność zastanawiać się nad różnicami między Romulusem a tym chłopakiem, którego imienia w dalszym ciągu nie poznała. Gdy ją puścił odetchnęła kilka razy głęboko, łapiąc się za obolałe lekko gardło. Wpatrywała się w ślizgona wzrokiem, w którym krył się strach i jeszcze uczucie, którego nie potrafiła na razie nazwać. Gdy złapał ją za dłoń, nie protestowała. Najzwyczajniej w świecie obawiała się, że gdyby to zrobiła, to podduszanie byłoby najlżejszą z kar. Była idiotką, że wpadła na pomysł pertraktowania ze ślizgonami, więc teraz musiała ponieść konsekwencje swojej głupoty. Gdy odchylił koszulkę i naprowadził jej palce na bliznę po ranie, która niewątpliwie należała do bardzo poważnych, starała się nie odwracać wzroku. Ewidentnie chciał pokazać jej, że zadawanie się z tego typu osobnikami nie wiąże się z popołudniowymi herbatkami, a z czymś o wiele gorszym. No cóż, sama zdążyła na to wpaść i bez tego. Wciąż stał niesamowicie blisko i chociaż coś do niej mówił, Blake zdawała się tego wcale nie słyszeć. W głowie na raz pojawiła się za to pewna osobliwa myśl. Dziewczyna pod jej wpływem złapała blondyna za kark i podciągając się lekko, pocałowała go. Było w tym pocałunku trochę fascynacji i obawy. Było w nim również trochę pasji i ciekawości. Odsunęła się po chwili i równie spokojnie, co chłopak, powiedziała:
- Może źle się do tego zabrałam, więc... Cześć, jestem Blake i ktoś właśnie zrobił mi wielką przykrość. - Uśmiechnęła się z pozorną wesołością, wyczekując reakcji chłopaka.
Envy Pride
Envy Pride

Envy pomusz Empty
PisanieTemat: Re: Envy pomusz   Envy pomusz EmptyWto 22 Wrz 2015, 01:51

- Jakiś cyrograf, huh? - spytał z lekkim rozbawieniem, odnosząc wrażenie że na swój sposób, właśnie trafił w samo sedno. Przy założeniu bowiem, że to właśnie z nim zamierza tworzyć biznesy i spiski, określenie było aż zbyt adekwatne do sytuacji. W końcu przy milionach określeń jakimi można było go uraczyć, wszystkie z gatunku tych złych i nieludzkich, były jak najbardziej na miejscu - nawet przez skórę, delikatny i przypadkowy dotyk, można odczuć że Envy był wyjątkowo toksyczny. Nigdy nie czuł się z tym źle, że jego osobowość jest z gatunku tych trujących, szczególnie że właśnie w ten sposób mógł jak najlepiej odnaleźć się w rodzinie, która sama w sobie wychodziła poza ramy normalnego społeczeństwa. Określenie "Poison Envy" było aż nadto prawdziwe i w sumie, było mu z tym całkiem dobrze.
- Jestem tym z niepisanych braci, który zamiast Krzyża wybrał Pychę, chociaż nie do końca miałem na to wpływ. Jeśli ceną za to są moje maniery, to jestem gotów ją ponieść - lepszy brak dobrego wychowania, niż sztuczne dopisywanie sobie dumy do nazwiska które nigdy go nie posiadało - powiedział lekko tajemniczo, celowo bawiąc się słowem, nawiązując do swojego kuzyna, który faktycznie mógłby być jego bratem - byli dość podobni i nadawali by się na wyjątkowo dziwne rodzeństwo, jednakże...prawdziwe nazwisko Vincenta, zdecydowanie w głowie Envy'ego nie brzmiało dumnie. I to kuzyn musiał ponieść ten krzyż, w którego taszczeniu on nie zamierzał ułatwiać.
Szczerze mówiąc - był dumny z mini przedstawienia, które później urządził dziewczynie, by uświadomić ją w jaki właściwie rodzaj gry się wplątała i był szczerze ciekaw jej reakcji. Zakładał oczywiście dość negatywny odbiór jego posunięć - przewidywał wyzwiska i próbę uszkodzenia go, w mniej lub bardziej bolesny sposób - oczywiście oboje zapewne zdawali sobie sprawę z tego, jak wielką głupotą byłoby atakować Pride'a. On od jakiegoś czasu już nie miał skrupułów i bolesne odgryzanie się nie zostawiłoby ujmy jego sumieniu czy też godności. A znał wystarczająco dużo sprytnych sposobów, żeby doprowadzić dziewczynę do szaleństwa, gdyby ta postanowiła wkroczyć na wojenną ścieżkę, a że był prawie pewien że do tego dojdzie, trzymał rękę blisko kieszeni z różdżką. Zobaczył wymalowany na jej twarzy strach i był świadom że zapędzona w kozi róg ofiara, da mu wiele rozrywki poprzez swoje desperackie próby, być może nawet błagania. W myślach obliczał już, ile czasu minie od momentu wyszarpnięcia jej do zobaczenia efektów zaklęcia - i wtedy okazało się, że zdecydowanie błędnie ocenił swoją rozmówczynię. Puchonka zareagowała w sposób, którego nie spodziewałby się po niej.
Wymienili drugi pocałunek i tym razem, nie była to jego inicjatywa. Oczywiście nie oponował, bez żadnych oporów rozchylając wargi i odwzajemniając pocałunek, zaczepnie korzystając z języka. Czemu niby miałby się powstrzymywać czy wzbraniać? Dziewczyna była całkiem atrakcyjna, a on spędził dwa lata w Azkabanie - bite dwa lata, podczas których nie dane mu było zaznać kobiecych ust, ciepła ich ciała czy wilgoci na palcach, która zostawała po krótkiej wyprawie dłoni po udzie - to wszystko było dla niego niedostępne przez wystarczająco dużo czasu, by zdążył się stęsknić. Co za tym idzie, całowanie się z ponętną dziewczyną w lochach, zdecydowanie przypadło mu do gustu - w końcu nie był jakimś chorym dewotą, czemu miałoby mu to przeszkadzać. Chociaż nie można ukryć - zupełnie nie spodziewał się takiej reakcji. Po wszystkim zdobył się na lekki uśmiech, bowiem właśnie lekko zmieniło się jego postrzeganie dziewczyny. Gdy tu się zjawił, zastał biedną, strachliwą ofiarę, którą tak łatwo byłoby zniszczyć - teraz, rozmawiał z kobietą która miała własną wolę i była w stanie zdobyć się na przełknięcie strachu, by zrobić coś dla samej siebie. Godne pochwały. Zastanawiał się, jak daleko właściwie powinien się posunąć w przywitaniu, jednakże uznał że co za różnica - jeśli ktoś nie słyszał plotek, zapewne niedługo do niego dojdą. Ta szkoła pełna była ludzi, którzy zrobią wszystko by wyszperać każdy sekret i rozpowiedzieć go na prawo i lewo.
- Cześć, jestem Envy, były więzień. - mruknął z uśmiechem typowym dla tych chorych poj...dla kuzynów Pride'ów i powoli przesunął wierzchem dłoni po policzku dziewczyny - delikatnie i subtelnie, zupełnie jakby zwyczajnie go ciekawiło, jaka właściwie jest w dotyku - zupełnie jakby jeszcze nie wiedział.
- Opowiedz mi o tym co Cie spotkało, moje skrzywdzone dziewczę - dodał, z pozornie przypadkowym naciskiem na słowo "moje". Jednego nie można ukryć - jak dotąd bawił się całkiem nieźle, a to zdecydowanie miła odmiana.
Blake Blackwood
Blake Blackwood

Envy pomusz Empty
PisanieTemat: Re: Envy pomusz   Envy pomusz EmptyWto 22 Wrz 2015, 14:57

Blake drgnęła lekko, starając się sprawiać wrażenie niezwykle wyluzowanej i pewnej siebie. Uśmiech numer pięć uniósł kąciki ust dziewczyny i pogłębił dołki w policzkach, które od czasu do czasu pojawiały się na jej twarzy. Odbiła się od parapetu i odgarnąwszy nieco włosy z oczu odpowiedziała chłopakowi.
- Wyglądam na osobę, która na co dzień sprzedaje duszę diabłu?
To wszystko były pozory. Ta nonszalancja, ten uśmiech, ten spokojny wyraz twarzy. W rzeczywistości czuła się osaczona przez ślizgona, chociaż póki co nie zbliżył się do niej nawet o milimetr. Doskonale zdawała sobie sprawę, że gdy tylko rozejdą się w swoje strony, panna Blackwood popędzi czym prędzej w stronę swojego dormitorium przeklinając swoją nadmierną głupotę i naiwność. Jak mogła na własne życzenie tu stanąć i narazić się na spotkanie akurat z nim? Nie wierzyła, że w Slytherinie są jakieś osoby, które roztaczały mniej złowieszczą aurę, ale trafiła chyba na wybitną jednostkę. Blondyn całym swoim ciałem mówił, a nawet krzyczał, całkiem zresztą dosadnie: UCIEKAJ PRZEDE MNĄ.
Tak. Szkoda tylko, że jej wewnętrzne oko było na tyle ślepe, że nie dostrzegło tego już na samym początku.
Teraz musiała zastanawiać się nad jego tajemniczymi słowami, których nijak nie mogła rozgryźć. Miała wrażenie, że jeśli kiedyś przypadkiem pozna jego tożsamość (bo sądziła, że dziś raczej nie dowie się jakie nosi nazwisko), rozgryzie jego zagadkę. Narazie, póki co, nie miała na to szans, gdyż ani nie wiedziała, że Pride to ród z którego pochodził, ani, że w tym zamku jest jeszcze ktoś, kto się tak nazywał. Jeśli były osoby, których życiem interesowała się Blake, to z pewnością nie byli to ślizgoni. Plotki na ich temat były często tak mocno wyciągnięte z rzeczywistości, że trudno było w nie uwierzyć, a panna Blackwood mimo, że była czarownicą z krwi i kości, twardo stąpała po ziemi. No ale i na każdego sceptyka w końcu przychodzi pora.
Jeśli wydawało się jej, że nic jej w życiu nie zaskoczy to miała zupełną rację. Wydawało się jej. Ta brutalna prawda właśnie dotarła do niej w momencie, w którym chłopak zaciskał palce na jej szyi. To nie tak, że całe życie przeleciało jej wtedy przed oczami. Była przerażona, to fakt, ale chłopak nie dusił jej wcale jakoś przesadnie mocno i długo. Gdy ją pocałował i puścił odetchnęła co prawda z ulgą, ale nie mogła wyzbyć się wrażenia, że to wszystko miało na celu właśnie to - przestraszyć ją, skonfundować, sprawić, że spanikuje. Może dlatego właśnie sięgnęła po podobną broń. Chłopak w życiu pewnie nie spodziewał się, że po czymś takim, ona jeszcze zrobi jakiś pseudoromantyczny krok. W zasadzie, to jakby na to spojrzeć z drugiej strony to i ona się tego sama po sobie zupełnie nie spodziewała. Postępując pod wpływem impulsu nie mogła też zaprzeczyć, że jej się to podobało, bo tak było. Całując kogoś innego niż Enzo czuła trochę, że robi coś nielegalnego i ten dreszczyk emocji tym spowodowany niesamowicie ją nakręcił. Tak samo jak brak sprzeciwu Envy'ego. Gdy po dłuższej chwili przerwała pocałunek i dostrzegła jego uśmiech widziała, że może na swoim koncie zapisać pierwszy mały plusik. Pierwszy i miała nadzieję - nie ostatni.
- Były więzień... - powtórzyła za nim mimowolnie. Cóż, jeśli szukała argumentów na to, że znajomość z tym ślizgonem nie wyjdzie jej na dobre to oto właśnie ma kolejny. Były więzień. Nic wielkiego, prawda? Tak by się wydawało, sądząc po tonie w jakim to powiedział. Jego słowa nie brzmiały, jakby właśnie oświadczył, że spędził jakiś czas w Azkabanke, tylko jakby wczoraj była środa. Albo jakby właśnie stwierdził, że pada.
Nie wiedziała w sumie czy to ta nagle odkryta śmiałość, czy co, ale nie sprawiło to na niej już tak wielkiego wrażenia. Gdy dotknął jej policzka odwzajemniła uśmiech.
- A czy to ważne? Ważne, że poczułam się skrzywdzona - powiedziała, uświadamiając sobie, że w sumie niepotrzebnie przerywała ten pocałunek. To dość niespotykane jak na nią, ale nagle zapragnęła robić zamiast myśleć. - Chociaż w zasadzie to już mi całkiem przeszło - dodała i znów stanęła na palcach by dosięgnąć warg Envy'ego. To, że go praktycznie wcale nie znała, oraz, że przed chwilą nastraszył ją nieziemsko wcale nie powodowało w niej niechęci. Envy, jak już mówiłam, od dawna powinien znaleźć się na jej liście, a skoro powinien, to znaczyło, że kwestia wątpliwej jego urody jest dla Blake całkowicie prosta. Nie wiedziała tylko, co ją w nim bardziej pociąga - to, że roztaczał wokół siebie taką niebezpieczną aurę czy fakt, że najpewniej jutro, jak nie za godzinę, będzie udawał, że jej nie zna.
- Wydaje mi się, że dałeś mu nauczkę bez okazywania przemocy. - wyjaśniła odrywając się od ślizgona. Jedno było pewne - szósta klasa, dla Blake Blackwood, miała się diametralnie różnić od każdej poprzedniej.
Envy Pride
Envy Pride

Envy pomusz Empty
PisanieTemat: Re: Envy pomusz   Envy pomusz EmptyWto 22 Wrz 2015, 19:36

- Nawet jeśli, to nie sądzę by narzekał - powiedział rzeczowym tonem, zupełnie jakby poinformował ją że w nocy będzie całkiem chłodno. W zasadzie, można to nawet było uznać za swojego rodzaju komplement, a że osoby które go dobrze znały, wiedziały że miłe słówka w jego wykonaniu często są wykorzystywane w dziwnych miejscach i sytuacjach, zaś on sam zręcznie manipulował słowem, więc zdecydowanie można to uznać za coś całkiem przyjaznego.
Swoją drogą, nie spodziewał się w żaden sposób, że przypadkowy spacer w Hogwarcie, doprowadzi go do obściskiwania się z nieznajomymi dziewczynami - nie można ukrywać, że w obecnej sytuacji było mu to wyjątkowo na rękę, bowiem trzeba przyznać że tęsknił za tym uczuciem. Otwierało to jednak nowe drzwi, lekko poszerzało jego spojrzenie - miał świadomość że nawet wśród tak nudnych ludzi, z jego stylem bycia będzie w stanie znaleźć sobie godną rozrywkę, nawet tą odbiegającą od zwykłych ludzkich potrzeb fizjologicznych. Przede wszystkim liczyło się co innego - gra, którą mógł bez konsekwencji prowadzić i żądza posiadania wszystkiego, odbierania czegoś innym - zaspokajanie własnej zazdrości poprzez zwalczanie jej przyczyn, było jednak na liście priorytetów młodego Pride'a i warto o tym pamiętać. A co za tym idzie, by mógł czuć się spełniony, potrzebował bardzo dużego pola do manewru - odnosił wrażenie że wśród tych zwyczajnych oraz tych przekonanych o swej niezwyczajności ludzi, znajdzie go wystarczająco dużo. Po głębszym namyśle, nawet plotki krążące o nim mogłyby wyjść mu na dobre, z prostego powodu - budowały napięcie, przez co zmieniały reguły gry, a wówczas wygrywał silniejszy charakter i ten, kto lepiej strategicznie rozwiąże sprawę. Dlatego też właśnie postanowił, że gdyby przypadkiem mu się "wyrwało" coś więcej na temat jego pobytu w znanym więzieniu dla czarnoksiężników, to gdy będzie to jednorazowa sytuacja - wyjdzie mu to na dobre.
- Owszem. Bite dwa lata, w kurorcie wypoczynkowym "Azkaban". Niestety, zostałem stamtąd wydalony, poprzez skargi że jestem nieprzyjemny dla obsługi lokalu - powiedział beztrosko, w formie lekkiego żartu, ale trzeba przyznać - to musiałaby być zabawna wizja dla każdego, kto zobaczył to oczami umysłu. Czyż to nie komiczne? Envy Pride, dręczący i molestujący dementorów. To trochę tak, jak trafić do piekła i wylecieć z niego z hukiem, z wiecznym zakazem wstępu. Brzmiało jak całkiem niezły plan na przyszłość - będzie musiał to definitywnie dopisać do listy swoich celów w przyszłości. Dalekiej przyszłości. Trzeba to podkreślić, bowiem Ślizgonowi nigdy się nie śpieszyło do grobu - a już na pewno nie wtedy, gdy czuł ciepło kobiecych ust.
A ta chwila nadeszła ponownie - nie tylko się nie opierał, ale można wręcz uznać że podjął kolejny pocałunek nawet entuzjastycznie. Wplótł palce w jej włosy, drugą dłonią chwytając Puchonkę w talii i przyciągając do siebie, bo w końcu czemu nie? Byli tu sami, dwójka atrakcyjnych uczniów, których ograniczało tylko ich własne widzimisię - a on nie widział najmniejszego powodu, by odtrącać od siebie dziewczynę, szczególnie że całowała naprawdę nieźle, pomimo tego że zdecydowanie pocałunek różnił się od tych z jego bułgarskimi partnerkami. Gdy Blake się odsunęła, przez moment, prawie niezauważalnie skrzywił kącik ust, z lekkim niezadowoleniem - w końcu już zaczynał się w pewien sposób przestawiać w odpowiedni nastrój, by w pełni cieszyć się jej bliskością. Trwało to tylko chwilę, bowiem następna wypowiedź panny Blackwood wiele mu wyjaśniła.
Envy potrafił czytać pomiędzy wierszami - jeśli dał komuś nauczkę całując przypadkowo spotkaną panienkę, mogło to oznaczać ni mniej ni więcej, tylko to że owa panna jest w związku, a tym kto ją skrzywdził był właśnie jej partner. A więc była zajęta - strasznie niemoralne i niewłaściwe jest całowanie kobiet, które już kogoś miały i zdawał sobie z tego sprawę. Przez ten pryzmat spojrzał na nią w trochę innym świetle - zdecydowanie dodało jej to jeszcze atrakcyjności, bo jak można się domyślić po samym imieniu - Envy uwielbiał odbierać ludziom to, co jest dla nich ważne. W jego głowie zaczynał nawet rodzić się chytry plan - ot, niewinna zagrywka (być może mniej niewinna) która w tym wypadku dostarczyłaby mu wyjątkowo dużo satysfakcji.
- Uważam, że krzywdzenie pięknych kobiet jest karygodne - powiedział cicho i spokojnie, mimo że nie było to do końca zgodne z jego tokiem myślenia - ale o tym dziewczyna już nie musiała wiedzieć.
- Sądzę więc, że jego kara nie jest jeszcze wystarczająco surowa - dodał powoli i pokiwał głową z "mądrą miną". Następnie posłał dziewczynie lekko zalotny uśmiech i przystąpił do rozgrywania kolejnej partii tej dziwnej, życiowej rozgrywki.
Ujął dziewczynę w talii i lekko uniósł, opierając o ścianę i przylegając do niej, czując na swoim ciele każdy jej oddech. Pocałował ją ponownie, tym razem znacznie namiętniej - to nie był już chłodny, zdystansowany pocałunek jak te poprzednie, tym razem można było wyczuć pasję w tym co robił, a korzystał nie tylko z ust ale również z języka. Nie musiał już jej trzymać, więc powoli przesunął dłonie nieznacznie niżej, na jej biodra, cały czas nie przerywając pocałunku. Dopiero po chwili postanowił zmienić ten stan rzeczy. Oczywiście trzeba też pamiętać, że pomimo iż mógł wydawać się ogarnięty podnieceniem, to jednak jego umysł pozostawał na tyle chłodny, by był w stanie panować nad sytuacją - zamierzał odegrać swoją rolę w sposób perfekcyjny, do samego końca, wiedział też do czego dokładnie zamierza się posunąć. Powoli zszedł pocałunkami poprzez policzek, na szyję dziewczyny, naprzemiennie całując ją bądź błądząc po tej części jej ciała czubkiem języka. Prawą dłoń zsunął z jej biodra, ujmując ją pod kolanem i powoli wędrując po jej udzie wyżej. Jego dotyk był delikatny, ale na tyle stanowczy by nie miała wątpliwości, że oto ma przed sobą kogoś, komu bliżej do mężczyzny niż chłopca. Ulokował dłoń pomiędzy jej nogami, przez ubrania czując jej ciepło i kilkukrotnie przesunął palcami, na tyle mocno by nawet przez ciuchy dziewczyna poczuła jego dotyk. Następnie spojrzał jej w oczy bez słowa - głęboko i przenikająco, lecz spojrzenie trwało tylko chwilę. Po jej upłynięciu, odciągnął dziewczynę od ściany (trzymając ją tak, by jej ciężar był oparty na nim, a jej nogi wciąż wisiały lekko ponad ziemią) i w końcu postawił ją na ziemi.
- Pewnego dnia, dokończymy tą...rozmowę - wyszeptał jej jeszcze do ucha, po czym ucałował ją w policzek i zaczął się oddalać w stronę Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Obrócił jeszcze głowę na moment, posyłając Puchonce zaczepne spojrzenie i rzucił:
- Pride. Envy Iskander Pride, dla ścisłości.
Nie zamierzał już nic tłumaczyć, bowiem miał pewność że dziewczyna zrozumie, że zwyczajnie w końcu w pełni się przedstawił. Odszedł, mając świadomość że niezależnie od tego, co aktualnie o nim sądziła, to jedno było pewne - Blake na pewno tak łatwo o nim nie zapomni.
Blake Blackwood
Blake Blackwood

Envy pomusz Empty
PisanieTemat: Re: Envy pomusz   Envy pomusz EmptySro 23 Wrz 2015, 12:25

Czyżby właśnie rzucił w jej stronę komplementem? Blake spojrzała na chłopaka badawczo chcąc upewnić się, że sobie z niej nie zakpił, ale nie dostrzegła na jego twarzy niczego co by o tym świadczyło.
- To może zacznę. - odpowiedziała cicho, bardziej do siebie niż do niego. Mówiąc szczerze, to całe spotkanie, ta cała rozmowa i te wszystkie jej skutki coraz mniej przerażały pannę Blackwood, a coraz bardziej ją fascynowały. Tak naprawdę myślała, że chłopak ją wyśmieje, że nie będzie chciał słyszeć o jakimkolwiek pertraktowaniu z nią i pewnie by tak było, gdyby uciekła przestraszona, kuląc niewidzialny ogon. Na swoje szczęście, albo nieszczęście zdarzyło się coś, co kompletnie zmieniło jej punkt widzenia, no i co w efekcie doprowadziło do tego, że całowali się w najlepsze, nie licząc się z tym, że to tylko korytarz, na którym w każdej chwili może ich ktoś zobaczyć.
Raz się żyje. Enzo postąpił nie fair w stosunku do niej, nie mówiąc jej, że na co dzień zamieszkuje burdel. Ona więc teraz postąpi nie fair w stosunku do niego, poprzez bardzo bliskie zbratanie się ze ślizgonem. Poza tym, nic złego nie robili. To tylko pocałunek. To nic, że żeby ją pocałować Romulus musiał się porządnie nagimnastykować, a Envy w sumie po prostu się pojawił. To nic, że przecież połowa Hogwartu miała ją za cnotkę, która połknęła kij od szczotki. Nie bacząc na konsekwencje swoich czynów oddała się całkowicie temu głosowi w jej głowie, który właśnie bił jej brawo. I bardzo była zadowolona z tego wyboru. Jeśli dzięki niemu lądowała w objęciach kogoś takiego to spoko. Bardzo spoko nawet.
Nie pytała go o Azkaban. W sumie nawet nie chciała, żeby jej cokolwiek wyjaśniał. Po co jej ta wiedza, skoro nic z nią nie mogła zrobić, a wolała nie wiedzieć za co i ile dokladnie tam siedział. Z tym drugim zdążył się wygadać. Cóż, najważniejsze, że nie zdradził tego pierwszego.
Gdy zamiast rozmową, zajęli się na powrót całowaniem Blake zadrżała. Nie ze strachu, ani nie z zimna. Ten przyjemny dreszczyk przeszył jej ciało w momencie, w którym Envy zanurzył dłoń w jej włosach i przysunął do siebie. Czuła to już wcześniej, w końcu nie raz ani nie dziesięć całowała się z Enzo, ale nigdy przedtem nie sądziła, że straci nad tym kontrolę. Przy Enzo potrafiła się powstrzymać, powiedzieć, żeby poczekali, Envy jednak tak skutecznie zamykał jej usta, że nawet gdyby chciała, nie sprzeciwiłaby się mu.
Ale właściwie to nie chciała. Właściwie to wszystko jej się cholernie podobało. Tak cholernie, że gdy przerwali nie myślała o niczym innym, jak tylko po raz kolejny wpić się w wargi chłopaka.
Ściśle rzecz biorąc, Blake i Enzo byli w chwilowej separacji. Separacja to w zasadzie cały czas związek, więc po części tak - Pride właśnie odbierał coś Włochowi. Nie to, żeby Blake zakochała się w ślizgonie od pierwszego wejrzenia, bo to niedorzeczne, ale nie mogła wyzbyć się wrażenia, że gdyby w jednym chłopaku znalazły się cechy i Enzo i Envy'ego, byłby to dla niej facet idealny, a że taki nie istnieje, Blackwood korzystała z chwilowych uciech tego drugiego.
Te uciechy po chwili przestały już być takie niewinne. To wszystko działo się w życiu dziewczyny po raz pierwszy, bo po raz pierwszy ktoś doszedł do okolic siódmej bazy, w zaledwie kilka minut. Czuła zachłanność chłopaka i niesamowicie jej to schlebiało. Bardziej nawet niż cierpliwość Enzo, który był zdolny biegać za nią i godzić się z przykrym stanem rzeczy - że póki co mu nie da. Envy zaczął pocałunkami pieścić jej szyję a ona zamiast go od siebie odsunąć (jakby to zrobiła jeszcze kilka miesięcy temu) odchylała się w tył, dając mu większy do niej dostęp. Czuła jego dłonie na swoich biodrach i chociaż miała świadomość, że jedna z nich zaraz powędruje tam, gdzie nie powinna to nie dała mu za to w twarz (JAKBY TO ZROBIŁA JESZCZE KILKA MIESIĘCY TEMU). Oddychała głęboko poddając się całkowicie woli ślizgona. Cokolwiek miał zamiar zrobić - zgodziłaby się. Rozkosz skutecznie przesłoniła zdrowy rozsądek, a przecież do dnia dzisiejszego Blake była jedną z najbardziej ułożonych panienek tego zamku.
Puchonka podejrzewała, że Hogwart w krótce będzie gościł jedną dziewicę mniej, ale cóż z tego? W końcu było jej dobrze, a to było w tej chwili dla niej najważniejsze.
Gdy opuścił ją na ziemię, nie potrafiła ukryć zawodu. Chłopak szepnął jej obietnicę kolejnego spotkania i tylko to sprawiło, że powstrzymała się od głośnego jęknięcia. Tak z nim mogła rozmawiać codziennie. Naprawdę.
Gdy odchodząc przystanął jeszcze by się należycie przedstawić panna Blackwood posłała mu równie szelmowski uśmiech.
- Miło było cię poznać, Envy Iskanderze Pride.
Wolnym krokiem podążyła w stronę swojego Pokoju Wspólnego uśmiechając się pod nosem.


Koniec wspomnienia.
Sponsored content

Envy pomusz Empty
PisanieTemat: Re: Envy pomusz   Envy pomusz Empty

 

Envy pomusz

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Envy Pride

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Strefa Gracza
 :: 
Dodatki do postaci
 :: Myślodsiewnia :: Zakończone
-