IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Dokończmy to co zaczęliśmy...

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Enzo Romulus
Enzo Romulus

Dokończmy to co zaczęliśmy... Empty
PisanieTemat: Dokończmy to co zaczęliśmy...   Dokończmy to co zaczęliśmy... EmptySob 26 Wrz 2015, 23:41

Opis wspomnienia


Dwuznaczne rozmowy w niecałe dziesięć sekund od pierwszego wejrzenia? To się nazywa tempo. To się nazywa prawdziwa pomyłka.
Osoby:
Enzo i Lyssa
Czas:
czerwiec 1977
Miejsce:
korytarz przed Wielką Salą


Widzicie go jak tak sobie stoi? Prawie jak młody grecki bóg. Prawie, bo ma standardowy mundurek wychowanka domu Roweny Ravenclaw zamiast gołej klaty pokazującej jego zaangażowanie w dbanie o swoją fizyczność. Prawie, bo żaden grecki bóg nie miał tak wielkiego nosa. Już prędzej Żydzi mieli takie nosy. A wiecie dlaczego? Bo powietrze jest za darmo. Skąd Enzo miał taki nochal? Sam nie wiedział, bo jego drzewo genealogiczne było delikatnie mówiąc niepełne. A co jeśli powinien być obrzezany? No cóż, tego nie dowie się dopóki nie pozna swojego ojca, a raczej nie ciągnie go do rodzinnych zjazdów. Chociaż nie, tu w grę wchodzą raczej głębokie poszukiwania hojnego dawcy spermy który musiał być naprawdę bogato wyposażony w każdej dziedzinie skoro dogłębnie poznał panią Romulus. A nawet pannę, bo jakby na to nie patrzeć Xandria nigdy nie wcisnęła się w białą tkaninę z długim trenem, by przysiąc komukolwiek miłość, wierność i uczciwość małżeńską. I się już raczej nie wciśnie. Chyba, że pan Bóg zstąpi na ziemię i da jej z racji ożenku akty notarialne na wszystkie kontynenty. Wtedy może i się wciśnie. Wróćmy jednak do Enzo który stoi sobie przed tablicą ogłoszeń nieobecnym wzrokiem wpatrując się w przyczepioną doń kartkę pergaminu. Wygląda trochę jakby na kogoś czekał, skórzana torba wypełniona po brzegi wszystkimi przedmiotami niezbędnymi na zajęciach zwisała smętnie z jego ramienia, a on tak stał i patrzył. Obecny ciałem, ale duchem zdecydowanie był kilka metrów nad ziemią planując po raz tysięczny ostatni mecz tego sezonu. Jasne, nie był kapitanem. Jego jedynym obowiązkiem było trzymanie pały i walenie nią w tłuczka. Nie zaszkodziło jednak przy tym myśleć. W ogóle jeszcze nie poznał człowieka któremu myślenie by zaszkodziło, więc myślał. Dużo i na każdy temat. A jak już w jego mózgownicy narodzi się pomysł godny uwagi z pewnością nie omieszkał podzielić się nim z Lucasem, który to trzymał pieczę nad kapitańską odznaką. Dzwonek na zajęcia oznajmił wszystkim, że przerwa obiadowa się skończyła, a on stał i stał...
Gość
avatar

Dokończmy to co zaczęliśmy... Empty
PisanieTemat: Re: Dokończmy to co zaczęliśmy...   Dokończmy to co zaczęliśmy... EmptySob 26 Wrz 2015, 23:55

Rudowłose dziewczę przemierzało szybko i zgrabnie korytarz w poszukiwaniu tego nicponia z domu Gryffindora, który powinien nauczyć ją kilku notatek z poprzednich lekcji, na których oczywiście nie była – bo po co. Po co zawracać swoją inteligentną łepetynę czymś, co i tak jej się nie przyda w życiu? Lys była stworzona do czegoś innego – do robienia wielkich rzeczy – nie tylko do sprzątania i usługiwania swojemu mężowi, którego pewnie nie dalej jak za rok czy pół wybierze dla niej dziadek wraz z rodzicami.
Czerwone włosy wiły się okalając szczupłe ramiona okraszone bielą wyprasowanej koszuli od mundurka. Ciemne fałdy spódnicy falowały zawadiacko wokół ud, a obcasy wypastowanych pantofli stukały głośno o wiekową posadzkę szkolnych korytarzy, które w tej chwili przemierzała ona. Yaxleyówna.
Mało kto miał okazję z nią porozmawiać. Mało kto wiedział jaka naprawdę jest – wiele osób jednak widziało jej wargi wykrzywione z pogardą, błękitne oczy lustrujące wszystko i wszystkich oraz lekko zadarty nosek. I bliznę, która szpeciła jej jasną jak promyk słońca twarz, a na którą dziewczyna wcale nie zwracała uwagi.
Na naszą panienkę z domu Salazara miał czekać pewien jegomość – chłopiec z klasy wyżej, który zobowiązał się pomóc w nauce Lyssie, która choć pojętna to kompletnie nie miała głowy do takich marnych przedmiotów, jakim niewątpliwie była historia magii. Kto by pomyślał! Uczyć się tak zbędnych rzeczy. Faktów, które faktami pozostaną, ale czy pomogą w nauce czegoś co nieosiągalne?
Źrenice młodej kobiety rozszerzyły się momentalnie gdy dojrzały pewnego młodzieńca stojącego tuż przed tablicą ogłoszeń. Jego zaduma, zamglone spojrzenie mówiło jej jedno – czekał na kogoś.
Czekał na nią.
Zniecierpliwiona i mało zachwycona jego postawą przechodząc tuż obok niego - wcześniej złapała z nim kontakt wzrokowy – musnęła jego bark swoim ramieniem dając tym samym do zrozumienia, że słowa, które kieruje są skierowane właśnie do niego.
- Skończmy to szybko, nie mam zbytnio czasu. – Mruknęła gardłowym tonem nie zwracając uwagi zbytnio na kolor jego krawatu – co i tak niewiele by jej dało zważywszy na fakt, że praktycznie wszystkie barwy dla niej mają przytłumiony odcień. Dlatego równie dobre Krukon może okazać się dla niej Gryfonem. Bądź odwrotnie.
Odwróciła się tylko raz – gwałtownie zresztą by sprawdzić czy młodzieniaszek ruszył za nią, co powinien uczynić niezwłocznie by nie dostać torbą w twarz.
Enzo Romulus
Enzo Romulus

Dokończmy to co zaczęliśmy... Empty
PisanieTemat: Re: Dokończmy to co zaczęliśmy...   Dokończmy to co zaczęliśmy... EmptyNie 27 Wrz 2015, 00:25

Stał i patrzył nie widząc pergaminu ogłaszającego ostatni w tym sezonie mecz. Oczami wyobraźni widział już jak ten mecz wygrywają. Chciał wygrać. Był urodzonym zwycięzcą. Wygrana była priorytetem. Ciężko mu było się pogodzić z jakąkolwiek porażką. Szczególnie bolesne okazywały się porażki w międzydomowych rozgrywkach Quidditcha. Był dobrym zawodnikiem, nawet bardzo dobrym. Odrzucił już chyba ze sześć propozycji zagrania w młodzikach naprawdę dobrych brytyjskich klubów. Dla niego jednak to nie miało znaczenia. Były brytyjskie, a on nie był Brytyjczykiem. Brytyjskie kluby są dla Brytyjczyków. Jedyne co w tej kwestii go interesowało to reprezentacja Włoch. I włoskie kluby. Te jednak nie spieszyły się z ofertami i chyba nawet nie prowadziły grup młodzików. We Włoszech albo się gra, albo się nie gra. Nie można chodzić do szkoły i grać, bo to nawet nie ma większego sensu. Gdzie tu odpowiednie skupienie, czas na treningi, ciągła motywacja? Nigdzie. Dlatego nie grał jeszcze profesjonalnie. Jeszcze, bo to na pewno zmieni się po zdaniu owutemów. Krótka sportowa kariera, jezioro galeonów i kolejka dziewcząt pragnących zrobić mu dobrze. Czyż to nie wspaniała myśl? Upajał się nią przez chwilę z lekko rozleniwionym uśmiechem na twarzy, dopóki nie pojawiła się ona. Ślizgońska pół-piękność, bo takim właśnie określeniem nazwał ją w swojej głowie Romulus, pojawiła się znikąd i znikąd chciała coś z nim dokończyć. Uśmiech księcia złodziei rozświetlił twarz Krukona którego krzaczasta brew, ta po lewej stronie, powędrowała nieco wyżej.
- Och, więc musisz go znaleźć. Ja nie kończę szybko! - rzucił żartobliwym tonem, kiedy mimowolnie zaczął iść za nią. Czuł, że spieranie się nie ma głębszego sensu, a poza tym wygrała też ciekawość. Ciekawość co prawie niezła ruda chciała z nim skończyć, skoro on z nią nigdy nic nie zaczynał. Prawie niezła, bo blizna którą zauważył na jej obliczu nie pasowała mu wizualnie. I ten rudy średnio mu pasował to jej twarzy. Zbyt idealny kolor świadczył o nienaturalności tego ubawienia, więc to też mu nieco wadziło. Nie można jej jednak odmówić elegancji i lekkości w kroku. To też zauważył idąc obok niej.
- Wiesz, nie chcę psuć chwili, ale... Jak masz na imię? - zapytał wciąż szeroko się uśmiechając. Ich twarze mogliby pokazywać młodym czarodziejom, by wyjaśnić im znaczenie słowa kontrast. On mógłby grać optymizm, a ona z tą miną wyrażającą jedynie zniecierpliwienie i zniesmaczenie bez castingu dostałaby rolę pesymizmu. Nie przeszkadzało to jednak Włochowi, bo dziś miał wyjątkowo dobry dzień. Na tyle dobry, by iść za nieznajomą zamiast zwyczajnie ją zignorować, by nie powiedzieć brzydko: olać.
Gość
avatar

Dokończmy to co zaczęliśmy... Empty
PisanieTemat: Re: Dokończmy to co zaczęliśmy...   Dokończmy to co zaczęliśmy... EmptyNie 27 Wrz 2015, 11:07

Chciała skończyć to jak najszybciej. Mieć to już za sobą, by móc zwyczajnie wrócić do swoich poprzednich zajęć, które porzuciła na rzecz spotkania się z tym chłoptasiem o krzaczastych brwiach. Nie lubiła historii magii, tak samo jak nie lubiła gdy ktokolwiek spoza jej towarzystwa w jej czymś pomagał. Wówczas musiała uśmiechać się słodko, bo tata wielokrotnie powtarzał, że uśmiech to największa broń kobiety. Podobno tak zakochał się w mamie.
Jednak czy uśmiech skalany brzydką blizną, chłód błękitnych ślepi oraz jaskrawy kolor włosów w czymś pomoże?
Nie sądzę.
- Wolałabym zbyt długo nie rozkoszować się chwilą. Jeszcze by mi się to spodobało. – Rzuciła ponownie, ironicznie na swój sposób oczywiście traktując to wszystko jako wstęp, niewątpliwy wstęp do wspólnej nauki. Dziewczyna wciąż szła praktycznie nie zwracając uwagi na swojego towarzysza, który jak się okazało – i jak przewidywała podążył gładko za nią. Minęli kilka drzwi wejściowych do rożnych klas, w których zazwyczaj odbywały się zajęcia dodatkowe, bądź jak kto woli korepetycje, po czym przystanęła dosłownie na chwilę, ulotną chwilę by móc wymienić sugestywne jak na nią – inaczej się nie patrzyła jak teraz – spojrzenie utkwione w twarzy młodzieniaszka o niewybrednym poczuciu humoru. Chwilę badała jego facjatę zauważając, że ów Gryfon ma nieco zbyt duży nos, ale usta ma ładne. Na samą myśl wykrzywiła swoje różane wargi w niby uśmiech po czym chwyciła go mocno i pewnie za ramię nie cackając się z gościem.
- Lyssa, mój drogi. Lepiej zapamiętaj to imię. Bo możesz je wykrzykiwać, co?
Nie zawracając sobie nim głowy, zupełnie jakby traktowała go przedmiotowo, tylko na chwilę, jako zabawkę do zaspokojenia swoich – czy raczej nauczycieli potrzeb otworzyła pierwsze lepsze drzwi z zamachem, który najpewniej rozpłaszczy doszczętnie jakiegoś biednego pierwszoklasistę na ścianie. Jednocześnie zgrabnie, acz nieco agresywnie pchnęła chłopaka do środka nie wyjaśniając nic a nic. Mogło wyglądać to zabawnie, zważywszy na wcześniejsze myśli, które wędrowały pod czupryną Enzo.
Zamknięte drzwi, ręce oparte na biodrach i wyzywające spojrzenie.
- Zaczynajmy.
Enzo Romulus
Enzo Romulus

Dokończmy to co zaczęliśmy... Empty
PisanieTemat: Re: Dokończmy to co zaczęliśmy...   Dokończmy to co zaczęliśmy... EmptySob 03 Paź 2015, 01:52

Widać już wyraźnie, że ta rudość to nie przypadek. Nawet jeśli nienaturalna to jej właścicielka z pewnością dobrała ten kolor pod barwę swojego usposobienia. Gdy tylko doszedł do takiego wniosku uśmiechnął się złośliwie niczym Irytek zanim puści w obieg wyjątkowo sprośną plotkę na temat uczniów integrujących się aż nazbyt w ciemnych kątach zamku. Och tak, dzisiaj miał bardzo dobry dzień.
- Ze mną na pewno ci się spodoba. Mam dar. Żadna nigdy nie zgłaszała reklamacji. Jestem najlepszy na roku - cóż za autoreklama! Proszę, proszę. Któż by się spodziewał! Szkoda tylko, że jego myśli, a myśli tej Ślizgonki były na kompletnie innych torach. Zdecydowanie. Kroczył obok niej obserwując jak odrzuca kolejne sale jedna za drugą, aby znaleźć tę najbardziej odosobnioną, gdzie pająki czuły się bardziej u siebie niż w jakimkolwiek innym miejscu w tymże zamczysku. A może ich nie odrzucała specjalnie? Może po prostu szukała tej pierwszej lepszej która zupełnie przypadkowo okazała się być tą odosobnioną? Ciężko było powiedzieć jednoznacznie o co jej tak naprawdę chodziło.
- Nie lubisz kiedy w trakcie ktoś nazywa cię inaczej? W sumie masz rację. To niegrzeczne, Leilo - błąd celowy, a jego bezczelny uśmiech wskazywał na to jak doskonale się bawi w tej jakże dziwnej sytuacji. Oto podchodzi do niego nieznajoma niewiasta z dwuznacznościami na ustach, zabiera go do pustej sali, a potem dosłownie do niej wpycha i zamyka za sobą drzwi. Lampy które znajdowały się w środku dawały subtelne światło sprawiające, że stali jeszcze w półmroku. Cóż, trzeba chwilę poczekać aż wszystko się rozgrzeje. Nie mniej jednak na słowo zaczynajmy krzaczasta brew znów zawędrowała nieco wyżej. Nonono! Jaka bezpośrednia!
- Jesteś pewna? - zapytał jeszcze cicho, choć dłonie już wyciągnęły koszulę ze spodni.
Gość
avatar

Dokończmy to co zaczęliśmy... Empty
PisanieTemat: Re: Dokończmy to co zaczęliśmy...   Dokończmy to co zaczęliśmy... EmptySob 03 Paź 2015, 12:26

Mimo tego, że para uczniów myślała o czymś zupełnie innym – ona o nauce historii magii, a on o pieszczotach to ich wypowiedzi wypełniały się idealnie. Delikatne zgryźliwości, poważne spojrzenia rzucane przez pannę z domu Yaxley oraz przyjemne usposobienie Krukona. Dobrali się, można by rzec, gdyby nie to czego dotyczyły myśli Lys.
Nauka, nudna nauka, jeszcze więcej nudnej nauki z dziwnym chłopcem mówiącymi zagadkami. Przyspieszywszy kroku zauważyła, że Enzo dzielnie za nią podąża jak na kujona – bo przecież mówił, że wszystkie dziewczęta były zadowolone z udzielanych przez niego korepetycji, czyż nie?
- Obyś się sprawdził. Jestem strasznie wymagająca. – Mruknęła chłodno nie oglądając się już na jego jasną twarz, a całkowicie skupiając się na drodze do pustej Sali, w której nikt im nie przeszkodzi. Warto bowiem wiedzieć, że panna spod zielonego sztandaru nienawidziła gdy ktokolwiek przeszkadzał jej w wykonywaniu tak oczywistych czynności jakimi były pobierane korki.
Warto również zaznaczyć, że nie lubiła gdy ktoś mylił jej imię – nieważne czy przy śniadaniu, na lekcji czy podczas randki, na które i tak nie chodziła nie mając zwyczajnie czasu. Po tym jak wepchnęła brutalnie chłopaka do środka opuszczonej klasy i zamknęła drzwi na trzy spusty spojrzała na niego z odrazą wymalowaną na bladej buzi i wykrzywiła malinowe usta w grymasie niezadowolenia. Ręce ją świerzbiły by zrobić mu krzywdę – wydawało się jej, że szkarłat idealnie pasowałby do jego twarzy i ciemnych włosów. Tak samo jak do jego czerwono – złotego krawatu, który najpewniej nosił, chociaż Gryfonem wcale nie był. Ale skąd ona miała to wiedzieć?
- Nazywam się Lyssa. Radzę Ci zapamiętać to imię. – Odparła niezbyt grzecznie, aczkolwiek zachowując zdrowy dystans – prawie, bo w ciągu sekundy pokonała kilka metrów ich dzielących by złapać chłopaczynę za skrawek szaty czy koszuli i zmrużyć błękitne, jasne oczęta. Coś nie pasowało jej w tym uczniaku, któremu chyba chodziło o coś innego niż korepetycje. Ale czy ona nie wyrażała się jasno?
Zaskoczona spojrzała na jego fizyczne przygotowania i odsunęła się kawałek zastanawiając się w tej chwili co uczyniłaby jej babka Donatella. Nie pokazała jednak po sobie, że kompletnie nie wie o co chodzi – wciąż utrzymywała maskę względnej pogardy i opanowania, którą miała wyćwiczoną od małego. Przyglądała się w spokoju paniczowi Romulusowi chcąc odpowiedzieć coś swobodnie. Spięła się jednak niezauważalnie wyczuwając szybsze bicie serca i skinęła głową twardo wypowiadając słowa.
- Mnie się nie pyta o to samo dwa razy.
Enzo Romulus
Enzo Romulus

Dokończmy to co zaczęliśmy... Empty
PisanieTemat: Re: Dokończmy to co zaczęliśmy...   Dokończmy to co zaczęliśmy... EmptySob 03 Paź 2015, 15:19

Kujon. Nikt jeszcze nigdy, nawet przez pomyłkę, nawet w myślach nie określił tym mianem Enzo Romulusa. Dlaczego? Bo nie był i nigdy nie będzie kujonem. Był klasycznym sportowcem. Osiłek który spędza dużo czasu na miotle uważając inne przedmioty za mało istotne by zawracać sobie nimi głowę. Korepetycji mógł jej jednak udzielić, ale ze starożytnych run czy zaklęć, ale z pewnością nie z historii magii która była wystarczająco nudno wykładana żeby pojawiał się na niej raz w miesiącu tylko po to, aby złożyć na profesorskim biurku wszystkie zaległe eseje i inne prace domowe. Z większością przedmiotów tak miał. Najpierw nie robił absolutnie nic, a kiedy zebrała mu się cała wielka kupa (hihihihihi) zaległości decydował się na poświęcenie dnia na nadrobienie kwestii naukowych. Wszyscy zdawali się o tym wiedzieć. Wszyscy oprócz Lyssy. Wszyscy zdawali się też wiedzieć kim jest. W końcu był synem profesor Romulus i bratem profesora Machiavelliego co dawało już jakiś fejm. No i grał w drużynie Ravenclawu co ten fejm jedynie pomnażało. Ona go jednak nie znała.
- Lubię spełniać wymagania tych wymagających, Lynno - ta rozmowa bardzo go bawiła. Widać to było po nim bardzo wyraźnie. I specjalnie znów nazwał ją inaczej. To jak polewanie płonącego samochodu benzyną. Lada chwila wybuchnie i zniszczy wszystko w okolicy. Był jednak łobuzem, który lubi materiały wybuchowe więc tylko czekał aż pałka się przegnie. A już wyglądała na bardzo bardzo zgiętą. Kiedy do niego doskoczyła tuż po tym jak po raz kolejny przypomniała swoje imię przez ułamek sekundy miał wrażenie, że za chwilę wydrapie mu oczy. Jednak nie wydrapała. Zamiast tego złapała jego skrawek koszuli.
- Problem w tym, miła Liso, że ja nic z Tobą nie zaczynałem... - koniec podśmiechujków. Czas wyłożyć kawę na ławę. Znów z niewłaściwym imieniem.
Sponsored content

Dokończmy to co zaczęliśmy... Empty
PisanieTemat: Re: Dokończmy to co zaczęliśmy...   Dokończmy to co zaczęliśmy... Empty

 

Dokończmy to co zaczęliśmy...

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Strefa Gracza
 :: 
Dodatki do postaci
 :: Myślodsiewnia :: Zakończone
-