Puchoni jako wzory cnót i przykładni uczniowie? Może kiedyś, bo teraz doskwierająca nuda także i Żółtych popycha do czynienia głupot. Właśnie jednego z takich nieatrakcyjnych dni dwie nastoletnie bohaterki postanawiają udowodnić, w ramach przyjętego poprzedniego dnia zakładu, że odwagi mają nie mniej (a rozsądku nie więcej) niż Gryfoni.
Osoby: Gloria O'Loughlin, Claire Annesley
Czas: 19 kwietnia 1975
Miejsce: Hogsmeade
Claire Annesley
Temat: Re: puszysta śmiałość Nie 13 Wrz 2015, 12:28
Rzadko kiedy Claire cechuje się taką determinacją do zrobienia czegoś głupiego. Rzadko kiedy z tak lekkim sercem odsuwa na bok wszystkie wyniesione z domu nauki i w sposób godny każdego młodego Annesleya wkracza na ścieżkę omijającą rozsądek bardzo szerokim łukiem. Rzadko kiedy wreszcie tak łatwo przychodzi jej uporać się z własną niepewnością i niepokojem, które zastąpione zostają przez zupełnie niepuchońską brawurę i zwyczajną naiwność. Doprawdy, tego dnia bracia musieli być z niej naprawdę dumni. Z nauką uporawszy się w tempie iście ekspresowym (co w zasadzie nie było niczym trudnym, biorąc pod uwagę, że wiele rzeczy Claire załatwiała z wyprzedzeniem) jeszcze dnia poprzedniego, punktualnie o jedenastej panna A. czekała już w Pokoju Wspólnym uzbrojona już w legalną przepustkę do Hogsmeade oraz mniej legalne - a już z pewnością podejrzane! - wyposażenie zawieszonej na ramieniu torby. Czekała, oczywiście, na swą towarzyszkę w występku, bo przecież zawarty zaledwie wczoraj zakład obejmował nie tylko ją, ale także Glorię. Sama przeprawa do miasteczka była niczym w porównaniu do tego, czego się podjęły. Wraz ze stadem innych uczniów, których sobotni wypad do krainy rozkoszy wszelakich nie omijał, pokonały dobrze znaną drogę do Hogs, by dopiero tam, na jeden z głównych ulic, oddzielić się od zupełnie zbędnego im towarzystwa. - Chyba już, nie? - Czternastoletnia Claire przestąpiła z nogi na nogę, oglądając się najpierw na rozpraszających się już uczniaków, potem na widoczną w dali, poza granicami miasteczka Wrzeszczącą Chatę, wreszcie także na swą towarzyszkę. - Każdy zajął się sobą, możemy iść? W całym planie - który obejmował wymknięcie się do Chaty, spędzenie tam co najmniej godziny i wrócenie w jednym kawałku - było bardzo wiele nieścisłości, których Annesley nie zamierzała analizować. Oczywiście, pewnie powinna to zrobić, ale biorąc pod uwagę, od ilu różnych czynników zależało powodzenie ich samozwańczo bohaterskiej ekspedycji, Irlandka nie uważała, by podobne staranne planowanie miało cokolwiek zmienić. Będzie co ma być, nie? Oczywiście, pewnym problemem było też to, że nie miały pojęcia, dlaczego Chata w zasadzie wrzeszczy. Wrzeszczy, wyje, warczy i wszystko, cokolwiek tam jeszcze robi. Na tym jednak polegał zakład. By tam pójść i się dowiedzieć. By udowodnić, że się nie boją. Bo przecież wcale się nie bały. Ani trochę. W nieco nerwowy sposób poprawiając torbę na ramieniu, Claire odetchnęła cicho, w duchu układając już sobie przebieg tej chwili, w której wrócą w chwale jako te, którym starczyło odwagi. Bo że starczy, to było oczywiste. Takie jak one przecież się nie cofały. Zakład był zakładem, przyjęły go w pełni świadomie i nie zamierzały kapitulować. To znaczy, Annesley może i chwilę się nad tym zastanawiała, ale była jeszcze Gloria. A w ich duecie to zawsze O'Loughlin była tą odważniejszą i bardziej zdecydowaną.
Gloria O'Loughlin
Temat: Re: puszysta śmiałość Nie 13 Wrz 2015, 14:44
Jak będzie starsza to popadnie w jakiś hazard. Nie było innej opcji, wszak panienka Gloria zakładała się niemal o każdą rzecz tylko by dowieść, że potrafi. Łyżeczka cynamonu, rzucenie łajnobombą w ślizgona, czy próba dostania się do zasobów nauczyciela Eliksirów. O'Loughlin zawsze była pierwsza. Dzisiejszy wypad do Hogsmade też był wynikiem jednego z zakładów. No bo przecież dwie IV roczne i to z Pucholandii nie wytrzymają we Wrzeszczącej Chacie. Chcieli założyć się o pół godziny, ale Gloria w zaparte zaproponowała całą, okrągłą godzinę, a co, kto odważnemu zabroni! Plecak już był przewieszony przez jej chude ramię a spod czapki z daszkiem wychodziły niedbale blond kosmyki. Za to błękitne oczy Irlandki przepełnione były podekscytowaniem, serce mocniej zabiło na myśl, że to już niedługo, że za chwile staną oko w oko ze straszną próbą. Wziąwszy głębokie powietrze stanęła tuż obok swej towarzyski i poklepała ją po plecach dodając otuchy. A pychol śmiał się jak zawsze. - Idziemy! Im szybciej to załatwimy tym lepiej! - powiedziała śmiało i obie ruszyły w wiadomym kierunku. Wrzeszcząca Chata miała tyle legend, że już nie było wiadome, która z nich tak naprawdę była tą prawdziwą. A najlepsze jest to, że na szkolnych korytarzach dzieciaki licytują się kto ile wytrzymał i co widział, co bardziej naiwne osoby wierzyły we wszystko co im się powiedziało. Gloria też należała do tych naiwnych jednak chciała zobaczyć co się kryje w środku na własne oczy. Dziwne, prawda? Niby okej, spoko, ufam, ale sama sprawdzę czy mówisz prawdę. I tak właśnie zaczynały się wszelkie kłopoty. - Tam pewnie nic nie ma i tak, a to wycie to tylko wiatr, zobaczysz - mówiła pocieszająco chociaż gdzieś tam w głębi się bała. Bo przecież w każdej legendzie musi być trochę prawdy. To tylko godzina, którą notabene sama ustaliła. Całe 60 minut. Nie ma źle, dadzą radę. Więc wzięły głęboki wdech i gdy tylko stanęły tuż pod płotem rozglądnęły się czy nikt nie widzi. Musiały jeszcze zmierzyć się ze wspinaczką na to wzniesienie ale to chyba był najmniejszy problem w tym wszystkim. Kwiecień plecień był bardzo zdradliwy, rano pizgało jakby jutra miało nie być za to po południu słońce grzało w mordki a bieg jeszcze tym bardziej powodował, że Glo się zgrzała. Zanim toteż popełniły może największy błąd w swoim życiu ściągnęła kurtkę i rękawy zawiązała na biodrach, bo nie chciało jej się tego nosić. Mało stylowo ale z jej czapką wyglądała jak jakiś młodociany gangster czy tam król rapu, życia i ulicy. - Będą gadali w całej szkole, ze puchonki wytrzymały, będzie super - i znów ten entuzjazm w głosie. Ale dosyć tego gadania, otwórzmy te piekielne wrota Wrzeszczącej Chaty.
Claire Annesley
Temat: Re: puszysta śmiałość Nie 13 Wrz 2015, 15:29
Z Glorią był ten problem, że Claire nie umiała jej odmawiać. Już od pierwszego roku w Hogwarcie rozsądna nastolatka, za jaką uważała siebie Annesley, miękła na widok entuzjazmu O'Loughlin. Czy chodziło o przemycenie całego talerza dyniowych pasztecików do dormitorium, czy o sporządzenie zabawnego rysunku w podręczniku należącym do któregoś z Puchonów - Klara ulegała zawsze i wszędzie. Dramat był to tym większy, że Irlandka doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że czasem - często? - robi coś, czego nie powinna. Świadomość ta jednak nie mogła nic zdziałać w obliczu uśmiechu Glorii - ot, ciążyła jej tylko na sercu, nijak jednak nie stojąc na przeszkodzie popełnienia kolejnego występku. Choć więc Annesley świadkiem zawierania zakładu jak najbardziej była, to nie była w stanie uczynić nic, absolutnie nic, by powstrzymać zapędy przyjaciółki. Gdy O'Louglin wyszła z propozycją pełnej godziny, Claire była w stanie tylko uśmiechnąć się niemrawo i skinąć głową. Godzina. Niech będzie godzina. A teraz nie było już odwrotu, bo pomimo obaw Annesley nie miała w zwyczaju wycofywać się z zawartej umowy. Zresztą, tu chodziło o puchoński honor! Sprawa była poważna i nie było mowy o tym, by dziewczyny nie udźwignęły pokładanego w nich zaufania. Wszyscy Żółci czekali przecież na dzisiejszy dzień, czekali tym niecierpliwiej, im byli młodsi. Cóż. Takiego zaufania nie wypada zawieść, nie? - Pewnie tak - przyznała więc teraz na słowa Glorii, choć wcale nie była taka przekonana. Bo wiecie, wiatr wyje jednak inaczej. Nie tak dziwnie, nie tak przerażająco. Oczywiście, chciałaby wyolbrzymiać, pewnie, że tak. Ale nie mogła pozbyć się niepewności. Bo wiecie, jeśli jednak coś w tej chacie siedzi, to najbliższa wizyta w Skrzydle Szpitalnym może wcale nie być związana z epidemią grypy. - Zresztą, skoro idziemy, to przynajmniej sprawdzimy. Już widzę te zniecierpliwienie czekających w Pokoju Wspólnym na nasz powrót. - Wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu. Myśl, że choćby na jeden wieczór miały znaleźć się w centrum uwagi, była jej akurat całkiem miła. Po kilku pierwszych krokach przyspieszyła więc nieco, zrównując się z kroczącą śmiało Glorią. Rzeczywiście, niemożliwym było, by miało im się stać coś złego. Przecież Dumbledore nie pozwoliłby na hodowanie jakiegoś potwora tak blisko szkoły! Gdy dotarły na szczyt wzgórza, Claire była już porządnie zdyszana. Forma nie ta, co? Niby w domu jeździła konno, niby uganiała się po łąkach, wspinaczka jednak najwyraźniej była większym wyzwaniem, niż mogłoby się zdawać. Na policzkach Annesley wykwitły karmazynowe rumieńce, a ona sama potrzebowała dobrej chwili na złapanie oddechu. - No - wykrztusiła wreszcie, zgarniając z twarzy niesforne kosmyki. - No, to chodźmy. Trochę zgłodniałam, znajdźmy więc szybko jakiś dowód... - Taka była umowa, przynieść coś z chaty, by potwierdzić, że tam były. - ...i róbmy ten piknik. - Tego z kolei w umowie nie było, ale przecież musiały się czymś przez godzinę zająć. Przeskakując przez płot, Claire powstrzymała się od wyciągnięcia różdżki. Miały być dzielne, a dzielność wykluczała obwodzenie okolicy końcem drżącej w dłoni różdżki. Annesley chrząknęła więc cicho i w kilku krokach znalazła się przy drzwiach. - Chodźmy. - Westchnęła cicho. Czas na dodawanie sobie odwagi minął, teraz należało po prostu wykonać zadanie.
Całe szczęście, że chociaż jedna była ta rozsądniejsza, bo chyba już do reszty rozniosłyby Hogwart. Mimo, że Claire zazwyczaj na wszystko przystawała to i tak Gloria hamowała się przed swoimi wariackimi pomysłami wiedząc, że nie wszyscy podzielają jej entuzjazm i dziki humor. W przyjaźniach zawsze musiał być jakiś kontrast i tak też było tutaj, jak widać, te dwie puchonice całkiem nieźle się dogadywały i raczej nic nie wskazywało na to by się to miało jakoś zmienić. Nawet chłopcy przewijający się w ich życiach nie byli w stanie popsuć tej relacji. Zwłaszcza oni. Gloria to chłopczyca, więc z płcią przeciwną problemów nie było jeżeli chodzi o adoracje. Bo zwyczajniej na świecie żadnego adoratora nie miała. A Claire to szybciej, bo ta była taka dziewczęca i delikatna, i rozsądna! Chociaż mogłaby być bardziej śmiała, jednak ten aspekt nadrabiała O'Loughlin. Gloria doskonale usłyszała jakieś zawahanie w głosie swojej przyjaciółki ale teraz już za późno, nie było odwrotu, zresztą i tak by nie zrezygnowały. Honor to honor! - Już nam zazdroszczą odwagi. Większość chłopaków nie dałaby radę a my damy! - powiedziała jeszcze bardziej pokrzepiając dziewczynę. Najwyżej ich coś zje, na Merlina. Gdyby ta Chata była taka nawiedzona i straszna jak to podkreślane było w opowiadaniach to by już dawno została zniszczona. W końcu weszły do tej Chaty, nie zastanawiając się zbyt długo nad konsekwencjami, bo na to miały już czas. Pierwsze co Gloria poczuła to wszechobecny kurz i zapach stęchlizny, jak u jakiejś starej babci, która lubuje się w starociach a nie ma tyle siły by machnąć różdżką i posprzątać. Albo nawet było tu jeszcze gorzej! Blondynka przeszła kilka kroków po deskach Chaty a skrzypienie podłogi roznosiło się po całym pomieszczeniu. Do tego był wiatr, który przedzierał się przez nieszczelne okiennice i hulał jakby był u siebie porywając w tany stare podarte zasłony. - Mówiłam Ci, że to tylko był wiatr - powiedziała wskazując na jedno z brudnych okien w jakimś pomieszczeniu. Widać, że nikt już dawno tu nie zaglądał. Może i Gloria nie była jakąś pedantką ale przydałoby się tu nieco odświeżyć. Tylko, że Wrzeszcząca Chata nie będzie już taka straszna. - Tylko co...? - mruknęła rozglądając się i szukając czegoś na dowód. Musiała być to jakaś stara rzecz i cała okurzona by te niedowiarki uwierzyły w ich prawdomówność. Coś czego nie kupią w antykwariacie w Hogsmade. - Może to? - zapytała skazując na pęknięte małe lusterko, które leżało na jednej ze zdezelowanych półek. Powinno się nadać, ale może Claire znajdzie coś lepszego. - W zeszłym tygodniu byłam w Miodowym Królestwie, trochę łakoci mi zostało to wzięłam - mówiła w tym samym czasie zrzucając plecak z ramienia i otwierając go ukazując drugiej Puchonce zawartość. Kilka czekoladowych żab, jakieś lizaki, cukierki, czyli to co dzieciaki uwielbiają najbardziej.
Wyobrażenia okazały się być znacznie gorsze od rzeczywistości. Gdy wreszcie nacisnęły tę nieszczęsną klamkę i weszły do środka, nic nie zawyło, nie ryknęło, nie napadło na nie z zaskoczenia. W środku było w zasadzie... spokojnie, żeby nie powiedzieć, że nudno. Spokojnie, cicho i okropnie brudno. W tym momencie Claire nie umiała sobie wyobrazić, kto mógłby chcieć z tej chaty korzystać. Przecież każdy centymetr tutejszej powierzchni był istnym imperium roztoczy! - W porządku, teraz wierzę. - Wyszczerzyła zęby w szerokim, śmielszym uśmiechu, zgadzając się wreszcie z Glorią. Wiatr. Tylko wiatr. Rzeczywiście. Co tu ukrywać - Annesley kamień spadł z serca i poturlał się hen, hen daleko. Zdejmując z ramienia torbę, rzuciła ją na jedną z podniszczonych, wiekowych i niemożebnie zakurzonych sof w salonie, w dalszą wędrówkę po domu ruszając już bez bagażu. Po krótkiej chwili schowała też różdżkę, bo niby przeciw czemu miała jej używać? Muchom? Nie pamiętającym ścierki, brudnym szybom? Plan był więc prosty - godzina spędzona na zajadaniu się słodyczami i plotkach. Brzmi nieźle, co? Po drodze była jednak jedna przeszkoda w postaci wspomnianego już dowodu, który powinni znaleźć. To jednak nie powinno być trudne, przecież tu aż roiło się od przeróżnych szpargałów, których zniknięcia nikt nie zauważy! - Lusterko może być - zgodziła się, zerkając na znalezisko Glorii. Jej ciekawość wciąż była jednak nienasycona, stąd Claire podreptała jeszcze raz w jedną, raz w drugą stronę, zatrzymując się wreszcie naprzeciwko schodów. - I może jeszcze coś stamtąd? - zapytała, zerkając w górę klatki schodowej. - Jak tam nie wejdziemy będą mogli nam zarzucić, że nie zobaczyłyśmy wszystkiego. Na dalszą wędrówkę nie decydując się jednak od razu, Annesley wróciła do swojej torby by, otworzywszy ją, podzielić się także swoimi zapasami. - Też mam trochę różności. - Wypakowując na pobliską ławę papierowe torebki pełne słodkości - dyniowych pasztecików, cukrowych myszy i nietopniejących lodów waniliowych - uzupełniając ucztę dwulitrową butelką soku dyniowego i dwoma butelkami kremowego piwa. Wprawdzie, jako Annesley z krwi i kości, zdążyła już posmakować także pełnoprawnych alkoholi (o co zadbali zarówno jej bracia, jak i Tony Gallagher), tym niemniej tu, w Hogsmeade, nikt by jej nic procentowego nie sprzedał. Tłumaczenia, że przecież już piła, że jest rozsądna, że nic się nie stanie na pewno na nic by się zdały. Dorośli są tacy uparci! Tymczasem, oglądając raz jeszcze znalezione przez Glorię, sfatygowane lusterko, wróciła wreszcie do schodów. - Chodźmy - rzuciła zdecydowanie w nagłym przypływie odwagi. - Tam też może być coś ciekawego. Z tymi słowy ostrożnie wstąpiła na pierwszy i drugi stopień, dalej ruszając już znacznie śmielej.
Gloria O'Loughlin
Temat: Re: puszysta śmiałość Nie 20 Wrz 2015, 17:45
Łeeee, Wrzeszcząca Chata wcale nie była taka wrzeszcząca. Była tylko stara, brudna i wszystko wyglądało jakby zaraz miało się zamienić w proch. To gadanie o duchach, złych stworach, które zjadają żywcem i inne podobno straszne rzeczy to tylko bujda. Bujda, która tak śmiało rozsiewana jest przez wszystkich Hogwardczyków. Na szkolnych korytarzach słychać albo o tym kto z kim kręci, kto rozwalił pół sali, bo źle wypowiedział zaklęcie no albo właśnie Wrzeszcząca Chata i jej straszność. No, jeszcze gdzieś tam przewija się temat Czarnego Pana, ale to raczej w ciemnych zaułkach albo w lochach. Bo uczniowie są strasznie przewidywalni. Gloria aż uśmiechnęła się kiedy zobaczyła zmianę wyrazu twarzy przyjaciółki. A sama poczuła się dumna i taka odważna! O'Loughlin była pewna, że gdyby nie ona wyciągnęła Claire tu, to zrobiłby to któryś z Gallagherów. Bo to takie TYPOWE. Chłopcy przecież lubią jak dziewczyny się czegoś boją, oni wtedy mogą pokazać jacy to nie są męscy i odważni. A ilu to już gadało o spotkaniu ze śmierciożercami, wilkołakami i mrożących krew w żyłach pojedynkach. Prawda była jednak zgoła inna. Większość bała się pani Norris, a była zwykłym kotem. Chyba. - W Halloween tyle nie zjem słodyczy co dzisiaj - zaśmiała się widząc zawartość torby Claire. Oj będą brzuchy bolały! Ale w Skrzydle Szpitalnym z pewnością mają zapas tych okropnych kropli na żołądek. Ale warto będzie się poświęcić. W końcu niecodziennie spędza się godzinę w jednym z najstraszniejszych miejsc. W jej liście "do odwiedzenia" jest jeszcze Zakazany Las, ale to zostawi sobie jak już zostanie tym aurorem albo jakimś łowcą. Teraz była jeszcze za młoda, dopiero była w IV klasie! Spojrzała na zdezelowaną klatkę schodową, która prowadziła na piętro. Tajemnicze i równie straszne co parter. Ha. Nie ma mowy żeby je dzisiaj ominąć. Wszak w umowie nie było nic o zwiedzaniu wszystkich pomieszczeń ale zawsze będzie co później opowiadać. Toteż blondynka przytaknęła głową. W sumie to już ją korciło by tam iść w głowie wyobrażając sobie, że może są tam ukryte jakieś skarby! Jakieś stare księgi z zaklęciami o których nie mówi się w szkole, może jakieś drogocenne magiczne przedmioty! Ile ona by dała za taki worek bez dna albo zmieniacz czasu. Nie czekając na zaproszenie ruszyła za Irlandką i powoli stawiała kroki na tych wysłużonych już stopniach. Skrzypienie rozniosło się chyba po całej Chacie odbijając się echem by dodać nieco dramatyczności. Możliwe, że cała straszność kryje się właśnie tam. Dzielne dziewczyny w ciszy pokonały mniej więcej połowę stopni kiedy to Gloria usłyszała jakiś trzask dobiegający z pietra, jakby coś się rozbiło o deski podłogowe. - Matko, słyszałaś to? - szepnęła w stronę Claire zatrzymując się i nie ruszając póki co dalej. A co jak rzeczywiście coś tam było, jak to co mówią to jednak prawda? Nie Gloria, weź się w garść, wszystko będzie cacy, to tylko wiatr. Miała zrobić kolejny krok ale tym razem też było słychać trzask i jakieś szamotanie, jakby odgłos skrzydeł. Czując, że nie są same chwyciła za różdżkę, którą zazwyczaj miała w pochewce przy pasku i twardo trzymała ją w dłoni. Wdech i wydech. - Pewnie to tylko sowa - dodała równie cicho co poprzednio jednak w jej głosie nie było już tyle pewności.
Claire Annesley
Temat: Re: puszysta śmiałość Nie 20 Wrz 2015, 20:20
Któryś z Gallagherów? Hej, do podobnych wypraw i bezczelnego podpuszczania Claire zdolny był tylko jeden Gallagher! Tylko jeden miał pstro w głowie i za grosz rozsądku! Imię jednego tylko zdawało się być bezpośrednim synonimem kłopotów, tylko w przypadku jednego wołało się o pomstę do nieba, gdy brakowało już argumentów. Tylko jeden niemal bezsprzecznie pasował do określenia ten cholerny Gallagher, tylko jeden miał w swym zestawie cech wszystkie te, których oczekiwałoby się po wspomnianej rodzinie. Nieszczęśliwy traf chciał, że to właśnie ten rasowy Gallagher przywłaszczył sobie nastoletnie serduszko Annesley. Przywłaszczył może trochę nieświadomie - a może zupełnie bez swej wiedzy? Całe szczęście, że nie miał o tym pojęcia, inaczej Claire spłonęłaby w pożodze własnego wstydu! Nie ulegało jednak wątpliwości, że jeśli nie Gloria, to rzeczywiście - kolejnym kandydatem na towarzysza Annesleyówny w ekspedycji do Wrzeszczącej Chaty byłby zapewne Anthony. Spoglądając na to z tej perspektywy, dobrze, bardzo dobrze się stało, że po raz pierwszy wpadła na ten pomysł właśnie z O'Loughlin. Naprawdę trzeba tłumaczyć, że one dwie miały przynajmniej szanse wyjść z tego w jednym kawałku? - Hej, sama jesteś sobie winna. - Gdy tylko pierwszy niepokój minął, Claire wrócił dobry humor. Wręcz doskonały! Spoglądając na górę zgromadzonych słodyczy bardzo prędko doszła do wniosku, że nie mogły wpaść na lepszy pomysł. Podczas, gdy inni włóczą się po tłumnych uliczkach Hogsmeade, one mają dla siebie cały, pełen tajemnic dom, ha! - Gdybyś chodziła straszyć beze mnie, uzbierałabyś więcej łakoci! Ja nie jestem dość przerażająca, by dostać wystarczająco wysoki okup. - Claire wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu. Przykra prawda była taka, że w wieku czternastu lat Annesleyówna aktorką była żałosną i... W porządku, w tej chwili nie mogła tego wiedzieć, ale za dwa, trzy czy pięć lat wcale nie miało się to zmienić. Aż do wieku starczego w pannie Claire czytać da się jak w otwartej księdze, bo taka też jest cena przynależności do takiej, a nie innej rodziny. Genów nie oszukasz! Tymczasem - piętro. To, co początkowo wydawało się być całkiem fajnym wyzwaniem (hej, gdyby zarzucano im, że na pewno nie ruszyły się z salonu, mogłyby z zadartym nosem zaprzeczyć, że owszem, ruszały się i wszystko zwiedziły!) bardzo prędko być nim przestało. Bo coś... Coś. Coś tam było, a w wyobraźni panny Claire szybko dorobiło się kłów wielkości dłoni i pazurów grubości uda. A skrzydła? O, to na pewno nie były sowie skrzydła! Prędzej smocze! - T-tak. Tak, na pewno sowa - powtórzyła jednak za przyjaciółką, choć w swe słowa nie wierzyła za grosz. W dygoczącej jak u cierpiącego na Parkinsona dłoni ponownie dzierżyła różdżkę i... Świetny pomysł, Claire. W końcu taki z ciebie miotacz zaklęć, przed wszystkim się obronisz! Ale hej, nie mogły się wycofać. Nie mogły, nie mogły, nie mogły. Pozostało tylko zwilżyć nagle suche usta, zacisnąć zęby i iść. Były Puchonkami czy nie? Były! A Żółte dziewczyny się nie poddają. Absolutnie nie. Drugą połowę schodów Annesley pokonała jednak ze znacznie większymi oporami, wlekąc nogę za nogą. Skrzypienie stopni nie pomagało w nabraniu odwagi, podobnie jak stale słyszalny raban na górze. Gdy do trzasków i szamotania dołączył jeszcze przenikliwy skrzek, Claire była święcie przekonana, że to musi być wyverna i nie, absolutnie nie wyjdą stąd żywe. - To może... Znaczy... - Zająknęła się, gdy schody pozostawiły już za sobą, przed sobą za to mając mrok piętra. - Powinnyśmy zobaczyć, ale... Wahała się przez długą chwilę, ostatecznie decydując się na jedno z zaklęć. Zapalanie światła mogło nie być tu najrozsądniejsze, w końcu właśnie wkraczały do leża potwora, ale musiały cokolwiek zobaczyć. Choćby przez krótką chwilę, tak? - L-l-l... - Annesley chrząknęła cicho, spoconą dłoń jeszcze mocniej zaciskając na różdżce. - Lumos soren - wyszeptała, wyciągając kijek przed sobą. Jasne światło błysnęło z końca patyka, rozganiając nieco cienie piętra.
Chłopcy chłopcy, cóż oni mieli w sobie, że dziewczyny fiksowały na ich punkcie? Tego O'Loughlin nie zrozumie nigdy, chyba... Nie miała raczej pojęcia o uczuciach, które Claire żywiła do tego puchońskiego pałkarza, bo w zwyczajniej na świecie nie zrozumiałaby tej fascynacji. Może w przyszłości coś się zmieni, dla niej nie było żadnych nastoletnich miłostek, pożądania czy tam innych rzeczy. Miała Oliego, który był jej BFF i nie patrzyła na niego nigdy pod kątem faceta jako człowieka z którym można się związać. Gloria chyba jeszcze nie dorosła by czuć takie szalone rzeczy, albo była aseksualna. Jednak roztkliwiać się nad tym nie warto, bo wcale nie narzekała na ten stan rzeczy, wręcz cieszyła się, że żadne damsko-męskie troski jej nie sięgnęły. Poza tym Irlandka cieszyła się, że to Claire jest jej towarzyszką w tej wyprawie. Zawsze lubiła tą słodką brunetkę, dobrze się dogadywały i chyba wariactwo Glorii wcale jej nie przeszkadzało, bo czasami mogło być to uciążliwie. Zwłaszcza kiedy ta wpadnie na jakiś naprawdę idiotyczny pomysł albo zacznie się śmiać na całe dormitorium bo jej sowa znowu wyrżnęła orła (śmieszne hehe). No i lubiła słodycze! A to było bardzo ważne. Blondyna była uzależniona od cukry tak samo jak od dziwnych czapek, których miała mnóstwo. Inne laski widząc całą wielką torbę słodyczy z Miodowego Królestwa zaczęłoby narzekać na linię i że muszą schudnąć. Prawdą było, że same pożerały kilogramy cukru jak nikt nie widzi. Więc po cholere tak ściemniać? - Ale gadasz głupoty! Ostatnio wygrałyśmy z chłopakami w ilości uzbieranych słodyczy, a przebrani byli genialnie! - powiedziała przypominając sobie to ostatnie "straszne" święto. Oli z Anthonym (bo jeszcze nie zdążyli się pokłócić) przypominali rozkładające się żywe trupy, nawet tak pachnieli i było wiadomo, że wygrają jak już się na nich spojrzało, jednak dziewczyny zawsze zwyciężają takie rzeczy, na ładne oczy, albo może na straszne brwi Glorii. Poza tym, zakład i rywalizacja to właśnie to co dziewczyna kochała, więc musiały wygrać. Teraz też musiały wygrać i musiały wejść na górę. A tam coś było. Niestety nie był to wytwór wyobraźni panny Glorii. Obie słyszały te dźwięki i obie nagle straciły chęć sprawdzenia co tam grasowało. Były puchonkami. A puchoni nie byli odważni, raczej tchórzliwi jak kurczaki. No właśnie. O zgrozo. Ale nie... teraz pokażą, że wcale tak nie jest, co z tego, że zaraz któraś zemdleje albo padnie na zawał. Co z tego, że tam na górze to mógł być dla przykładu WILKOŁAK?! Czekaj... nie. Wilkołak, nie. Nie było dzisiaj pełni. No to kamień z serca! Jeden potwór wykreślony z listy. Pozostał jeszcze cały bestiariusz! Ale siedźmy w przekonaniu, że to tylko zabłąkana, głupia sowa, całkiem głupia jak jej, Merinda, która chyba była ślepa jakby tego było mało. - Nic tam nie ma złego - nadal upierała się przy swoim, jednak w jej wypowiedzi nie było ani krztyny pewności jaką zwykle emanował jej głos. Teraz było tylko i wyłącznie słabe przypuszczenie które z każdą sekundą utwierdzało ją w fakcie, że to może NIE BYĆ sowa. Claire wpadła na genialny pomysł z lumosem. Światło dokładnie rozświetliło cienie znajdujące się na piętrze do którego nieuchronnie się zbliżały. Jednak to co tam było musiało zauważyć błysk, bo znowu usłyszały szamotanie, jakiś skrzek i nawet nie zauważyły jak ciemne skrzydła pojawiły się przed ich oczyma. Gloria wystraszyła się, czapka jej z głowy spadła a pazury zwierzęcia zaplątały się w jej złote kosmyki. To by było naprawdę bardzo dziwne gdyby O'Loughlin nie zaczęła właśnie drzeć japy i próbować ściągnąć to coś ze swojej głowy. Więc tak też uczyniła i w tym momencie Wrzeszcząca Chata naprawdę miała powód by tak się nazywać. Nietoperz zaplątał się jak w jakieś sidła.
Słodycze, słaby punkt niemal każdej dziewoi, niezależnie od wieku, i jednocześnie zupełnie niesłuszny, największy powód do wstydu. Hej, co było złego w cukrowych myszach albo w kwachach? W workach toffi albo waniliowych lodów? Sięganie po nie to jakieś przestępstwo, nabawianie się krągłości tu i ówdzie to karalna zbrodnia? Zresztą, na miłość boską, jakich krągłości?! W wieku lat czternastu, gdy ma się właściwie motorek w dupie i pokłady niespożytej energii? Gdzie to by się miało niby odłożyć? Gdzie i kiedy? Sama Annesley z cukrem problemu nie miała, co już samo w sobie stanowiło solidne podstawy przyjaźni z Glorią. Nic przecież tak ludzi nie łączy jak wspólny rytuał zamienienia swojej krwi w płynną glukozę, z obowiązkowym upapraniem się płynnym lukrem i późniejszymi mdłościami po przecenieniu swych możliwości. Wspólne umieranie na śmierć cukrową jest doświadczeniem, które cementuje więź lepiej niż inne aktywności w duecie, potwierdzone info! - No... No może, ale dobrze wiesz, że to duża zasługa samych chłopaków! Po prostu nikt nie mógł wytrzymać z nimi na tyle długo, by poszukać im więcej słodyczy, a kto mógł, to w ogóle ich omijał! - Sama prawda, tak było! Stroje Puchonów rzeczywiście były wtedy wyśmienite, ale... Aż za bardzo i to był właśnie problem. W innym przypadku, gdyby tylko panowie powstrzymali nieco swe zapędy do jak najdokładniejszego udawania, ładne, dziewczęce oczy mogłyby nie wystarczyć. Tymczasem Noc Duchów była, minęła, a przed nastolatkami stało nowe wyzwanie. Trudniejsze, bo i strachy miały być prawdziwe, a nie tylko takie sobie, wydumane, uczniowskie. Wrzeszcząca Chata to w końcu nie byle co! I choć parter był już opanowany, to pozostało piętro. To okropne, wyjące, szamoczące się piętro! Słowo się jednak rzekło, schody zostały pokonane, lumos rzucony i... Annesley wyrżnęła jak długa. Jak można było się spodziewać, nagły atak skrzydeł, których właściciel przez dobrą chwilę pozostawał jeszcze nieznany, poderwało Irlandkę na równe nogi i grzmotnęło nią o drewnianą podłogę jak całkiem niezłe zaklęcie. I choć plecy dziewczęcia ocalały, choć cudem - naprawdę cudem! - uniknęła efektownego orła z dopiero co pokonanych schodów, to ból stłuczonych pośladków wraz z przerażeniem były mieszanką nie do pokonania. A że dziewczęta wrzeszczały teraz w duecie, to rzeczywiście, miano Chaty potwierdziło się jak mało kiedy. A jednak w Claire obudził się wreszcie wojownik. Wiecie, nieduży, jeszcze przed inicjacją i właściwie oferma, ale! Liczyły się przecież dobre chęci! W zamieszaniu zapodziewając gdzieś różdżkę, po nieudanej próbie powstania - kręgosłup lędźwiowy wciąż intensywnie protestował przeciw podobnym ekscesom - postanowiła ściągnąć O'Loughlin do własnego poziomu. To zresztą, w nagłej ciemności, nie było takie trudne - ostatecznie Annesley po prostu wpadła na nogi przyjaciółki podczas jednej z prób podniesienia się chociaż na cztery kończyny, skoro na dwie przerastało jej możliwości. - Przygnieć go! Przygnieć! - zawołała pomocnie, a gdy Gloria również sięgnęła poziomu zakurzonej podłogi, w godnym podziwu porywie serca Klara rzuciła się przed siebie z zamiarem obezwładnienia i przygniecenia do ziemi nietoperza, który był źródłem całego chaosu.
Gloria nie była jakąś masochistką i nie lubiła się bać. Ale Halloween było jej ulubionym. Wszędzie dynie, pajęczyny, lampiony, ciemno, mrok i zabawa! Co z tego, że sprawdzanie wszelkich strasznych legend było normalne w tym dniu. Krwawa Mery wypowiedziana 3 razy do lustra przy blasku świec? Nie ma problemu, przerobiła to w 2 klasie. Wywoływanie przodków? Pewnie, a za każdym razem i tak Prawiebezgłowy Nick wyskakiwał spod stołu. Te wszystkie straszne rzeczy były dobre dla mugoli, którzy nie mieli pojęcia o cudownym świecie magii. Jeszcze ta rywalizacja na każdym kroku. Najstraszniejsze przebranie, największa ilość zebranych słodyczy, najszybsze zjedzenie kwachów. Nawet prezenty w Boże Narodzenie nie przebiją Halloweenu. Szkoda, ze to święto było raz do roku, powinno być raz w miesiącu! Kiedyś, jak Gloria będzie pracować w Ministerstwie Magii to właśnie to będzie jej pierwszym pomysłem do zrealizowania! Dzieciaki nie będą musieli zakładać się o pobyt we Wrzeszczącej. No właśnie. Claire zleciała ze schodów jak długa robiąc jeszcze większy rumor w tym ledwo stojącym domu. Gloria usłyszała tylko łupnięcie, krzyki i tyle. Chciała zobaczyć czy wszystko jest okej ale zajęta była wyplątywaniem tego potwora ze swoich włosów, które będą musiały odwiedzić fryzjera w najbliższym czasie. Dzisiaj nietoperze wędrują na listę jej znienawidzonych stworzeń zaraz po psach. Nie wiedziała nawet kiedy straciła równowagę i również wylądowała tyłkiem na twarde deski podłogowe, dobrze, że nie walnęła łbem o coś, nie chciałaby straszyć we Wrzeszczącej Chacie. Byłaby to jedna z najgorszych możliwych śmierci. Jak już umierać to w bardziej wyrafinowany sposób albo chociaż w przyjemny. O'Loughlin posłuchała swej przyjaciółki i zaczęła głową naciskać na to stworzenie by go chociaż ogłuszyć. Nawet pokusiła się o walnięcie głową i to było to! Czarne ogromne stworzenie jakimś cudem wyrwało się i odleciało przez najbliższe okno z głośnym piskiem i szumem skrzydeł. Blondynka położyła głowę jakby brakowało jej sił na jakikolwiek ruch, ręce rozłożyła na boki i odetchnęła z ulgą. Serce waliło jej jeszcze jak dzwony w wieży zegarowej, krople potu ogarnęły całą jej jasną skórę chłodząc nieco, bo z tych emocji cała zaczęła się gotować. Oczy zamknęła na moment rozkoszując się wolnością a potargane włosy oblepiły jej pół twarzy. Doskwierał jej tylko ból skóry głowy od tego ciągłego szarpania przez nietoperza. Po kilkunastu sekundach rozkoszowania się błogim stanem, głębokie oddechy blondynki zastąpione były cichym śmiechem. Odwróciła głowę w kierunku Claire i zaczęła śmiać się jeszcze głośniej. - To był... to był nietoperz! - wycedziła między kolejną salwą śmiechu. Ten straszny potwór na piętrze, który miał ich zjeść okazał się wystraszonym gackiem oślepionym przez blask światła z różdżki. Dziewczyna jeszcze leżąc bez siły odgarnęła włosy z twarzy by móc cokolwiek widzieć i spojrzała na swoją towarzyszkę. - Chyba przeżyłyśmy - dodała jeszcze już powoli uspokajając emocje.
To był dramat, istny dramat. Krzyk i rozpacz, płacz i zgrzytanie zębów. Oczy Annesley zaszkliły się jak na zawołanie, gdy nerwy czuciowe w plecach podrażnione zostały aż za bardzo, mimo to... Wiecie, Claire nie straciła hartu ducha. Nie całkiem. Tym, co naprawdę mogło ją przerazić, były sny, a nie jakieś tam gryzące, miotające się coś. Co, smoka miałaby się przerazić? Smoka, który pożerał właśnie jej przyjaciółkę! Wolne sobie, była w końcu Annesleyówną z Annesleyów, w jej żyłach płynęła gorąca, irlandzka krew. A potem - cisza. Błoga cisza, gdy potwór dał za wygraną, przerażony odwagą i bohaterstwem Puchonek. Gdy bestia rozsądnie doszła do wniosku, że posiłek nie jest wart tak wymagającego starcia i umknęła do swego na pewno obrzydliwego, ponurego leża, by tam odchorować porażkę. Tak było, nie inaczej! No i właśnie wtedy zrobiło się cicho i spokojnie. Spokojnie na tyle, by monstrum wreszcie nazwać. - Nietoperz - powtórzyła jeszcze nie do końca świadoma znaczenia tego słowa Claire, wszystkie wysiłki wkładając już w dowleczenie się do przyjaciółki. Gdy to było osiągnięte, z westchnieniem ulgi zaległa obok niej, rozkładając ręce na boki. Ani kurz, ani z pewnością obecne karaluchy nie mogły jej w tej chwili przerazić i odwieść od pomysłu plażowania się na podłodze Chaty. Odpoczynku wymagały jej plecy, pośladki i zdarte w panicznym krzyku gardło. - Nieptoperz. Gdy wreszcie uświadomiła sobie, co dokładnie znaczy spostrzeżenie Glorii, parsknęła śmiechem. Najpierw cichym, jeszcze niezdecydowanym, ostatecznie jednak przeistaczającym się w pełnoprawny atak głupawki. Po policzkach pociekły jej ciepłe łzy rozbawienia, a sama Irlandka miała poważne problemy z nabraniem głębokiego oddechu i utrzymaniem go w płucach na dłużej niż jedną, dwie sekundy. - Nietoperz - utwierdziła się wreszcie, ocierając z policzków słone krople. A że przy tym rozmazała na twarzy szary kurz? Hej, po wygranej walce obie zasługiwały na barwy wojenne! - Ale na pewno krwiożerczy! Może wampir? Nie, już w to nie wierzyła, oczywiście, że nie. Ale historia rządziła się własnymi prawami i jeśli miały wrócić do Pokoju Wspólnego z tarczą, musiały odpowiednio podkreślić grozę sytuacji i skalę swego bohaterstwa. Potem przez dłuższą chwilę leżała w milczeniu, opanowując się i przeganiając najintensywniejsze rwanie w krzyżu. Tylko patrzeć, jak na całej jej kości ogonowej rozleje się imponujący siniak. I nawet nie będzie przydatny! Wiecie, gdyby pojawił się w innym miejscu, to co innego, Annesley paradowałaby z nim pełna dumy, ale teraz? Przecież nie zamierzała się rozbierać, by prezentować swe trofeum, co to, to nie! Wreszcie, gdy nic nowego na nie nie napadło, uniosła się na łokciu i w odruchowym geście sięgnęła do tych kosmyków włosów Glorii, które uparcie trzymały się jej twarzy. Jasne, z okrutnie skołtunioną teraz szopą panny O'Louglin niewiele mogły zrobić, ale liczyły się chęci, nie? A chęci Claire zawsze miała jak najlepsze! - Okropnie wyglądasz - stwierdziła więc radośnie z szerokim wyszczerzem na ustach, z uporem upychając blond włosy za uszami rówieśniczki. Chwilę potem pochyliła się nad nastolatką i bez uprzedzenia, w nagłym przypływie annesleyowej czułości, ucałowała nastolatkę w przybrudzony kurzem, pyłem i nietoperzą sierścią nosek. No co? Przeżyły, a to usprawiedliwiało każdą miłość!