Temat: Let me get what I want Czw 27 Sie 2015, 03:08
Opis wspomnienia
Lenie poranki, u boku pięknej kobiety są czymś, czego Ethan zdecydowanie potrzebuje. Niestety mało jest tych wybranek, którym był w stanie zaufać i "pokochać".
Osoby: Ethan Mars, Phoebe Milloti
Czas: Sierpień, 1976r.
Miejsce: Londyn, mieszkanie Phoebe
Czas płynął nieubłaganie, z zawrotną prędkością. Jeszcze niedawno Ethan był na zakończeniu kolejnego roku szkolnego, a teraz sierpień niechybnie zbliżał się ku końcowi. Co to oznaczało? No na pewno to, że profesor nie będzie miał już tyle czasu na odwiedzanie Phoebe w jej malutkim, aczkolwiek całkiem przyjemnym mieszkanku. Oj tak, będzie miał teraz dla niej na prawdę mało czasu. Ciągłe użeranie się z uczniami nie dawało Ethanowi spokoju. Nawet w swoim przytulnym gabinecie nie miał chwili wytchnienia, bowiem ciągle był nachodzony przez uczniów! Nie do pomyślenia... Słońce zaczęło swoją walkę z zasłonami i powoli zaczęło się przez nie przedzierać, przy okazji skutecznie rozbudzając Ethana. Co prawda - nie spał już jakieś dwadzieścia minut, może nawet i trochę dłużej, jednak dopiero teraz się rozbudził. Jego wybranka jednak wciąż spała, ale nie miał jej tego za złe. Musiała nieco odpocząć od pracy. W końcu była dopiero godzina szósta. Nie miał żadnego powodu by ją budzić. A skoro już o wstawaniu mówimy... Pan Mars chętnie napiłby się kawy, jednak był na to zbyt leniwy. Wolał jeszcze chwilę poleżeć w łóżku, przytulić Phoebe i się zrelaksować. Miał ochotę zapomnieć o swoich wszystkich problemach... Chciał się pozbyć myśli o całym źle, które tylko czekało na odpowiedni moment żeby zaatakować. Chciał, ale nie mógł. Cały czas przedkładał dobro ogółu ponad swoje własne. Ot, taki już był. I chyba nic nie było w stanie tego zmienić...
Phoebe Milloti
Temat: Re: Let me get what I want Czw 27 Sie 2015, 11:46
Obudzona w czyichś ramionach - czyż to nie romantyczne? Panienka Abigail Pheobe Milloti nadal kluczyła w sennych meandrach własnej, pokręconej podświadomości, podczas gdy o wiele starsza i odpowiedzialniejsza druga połówka potulnie oglądał jej spokojny oddech. Czyli dzień jak co dzień, co musiała stwierdzić niemal natychmiast po otwarciu tęczówek, po zarejestrowaniu tak miłego jej spojrzenia marsowych ocząt. Szkoda tylko, że to dzisiaj miało się wszystko zmienić. - Ostatni dzień wakacji? - mruknęła nieco leniwie, posyłając w wszechświat brzmienie tego ni pytania, ni stwierdzenia, którym raczyła Ethana już kolejny dzień z rzędu. Bo jako osoba, która zgubiła wszystkie kalendarze jakoś nigdy nie umiała spamiętać, kiedy koszmar znany pod postacią szkoły, dzieci oraz pracy zaabsorbuje prawie cały czas jej faceta. Zamiast niej, na co bezwarunkowo musiała się zgodzić. Po czym potarła nieco rozespane oczy, by w międzyczasie spoglądania na zegar tykający po drugiej stronie pokoju, posłać w stronę mężczyzny promienny uśmiech. Pomimo wczesnej godziny cieszyła się, że wstała. Ptaszki ćwierkają, słońce wschodzi a oni będą mieli przynajmniej trochę więcej czasu do spędzenia razem. Dziewczyna zdusiła ziewnięcie, po czym sięgnęła ręką po miętówki, które dobrym zwyczajem trzyma zawsze w wnęce pomiędzy materacem a ścianą. Pakując sobie jedną z nich do buzi, ciało oparła na łokciach i przeczesując rozwichrzone włosy, zadała kolejne pytanie, na które mężczyzna wcale nie musiał znać odpowiedzi. - Oświeć mnie, czy ja idę za dwie godziny do pracy? Bo jeśli tak, to potrzebuję chyba wiadro kawy i gorący prysznic. Nie chce mi się… - mruknęła ze zrezygnowaniem, po czym znów opadła bezwładnie na plecy. By nasunąć na głowę kołdrę i pod nią przytulić się do ethanowego torsu, mającego ją bezwzględnie ochronić przed widmem tego nowego, gburowatego szefa - Nigdzie się stąd nie ruszam.
Gość
Temat: Re: Let me get what I want Czw 27 Sie 2015, 14:29
Jakie to przykre, aczkolwiek prawdziwe. No niestety, Hogwart wzywał, chociaż Ethan tego wcale nie chciał. Ale musiał. Pieniądze są potrzebne, a no i sama praca nauczyciela jest jego wymarzonym zajęciem... Chociaż ostatnimi czasy często rozmyślał o swojej ex. O muzyce, którą tak bardzo uwielbiał od małego dzieciaka. - Eh... - Westchnął na myśl, że ta niedługo będzie musiała iść do pracy. - Może powiedz, że jesteś chora? To prawie zawsze działa, a my będziemy mieli dla siebie trochę więcej czasu. Ethan co prawda dopiero po chwili zdał sobie sprawę z głupoty swojego pomysłu, ale innej możliwości chyba nie było. Tylko tak mogli spędzić resztę dnia razem. Phoebe wtuliła się w tors Ethana. Bardzo przyjemne uczucie temu towarzyszyło. Mógł poczuć się potrzebny! Ważny. Przynajmniej dla kogoś... Jednak nieważne. Pan Mars spojrzał na sufit w głębokiej refleksji. Zdecydowanie był człowiekiem, który sporo myśli o... właściwie wszystkim. Jednak teraz w dalszym ciągu zaprzątał swoją głowę muzyką, która tak kochał, a którą zostawił na rzecz świata magii. Czy było warto? Tego nie wie nikt. Gdyby nie świat magii nigdy nie poznał by Phoebe. Z drugiej strony - gdyby nie muzyka, ona by go nie znała, więc najprawdopodobniej nawet by się nie poznali. Tak zwany efekt motyla. Zabawne... - Am I loud and clear or am I breaking up? Ethan zaczął śpiewać, przypominając sobie jeden z singli, który nagrał dawno temu, z chłopakami. Swoją drogą - ciekawe jak się trzymają. I czy w ogóle żyją... - Zrobić ci kawę? I może śniadanie?
Phoebe Milloti
Temat: Re: Let me get what I want Wto 15 Wrz 2015, 22:23
Słysząc tak śmiało zasugerowaną pokusę kłamstewka, Pheebs zaśmiała się gorzko. No tak, bo już na pewno ktoś uwierzy w to, że ona - dziewczyna chodząca na basen nawet zimą, okaz zdrowa oraz nienagannej kondycji - choruje w środku lata. No dobrze, w sumie pod koniec lata - co wcale nie umniejsza tego, jak głupio to brzmi. Wiadomym byłoby od początku jedno - to kłamstwo. A Milloti, jako osoba z niezbyt czystym sumieniem i jeszcze mniej czystą kartoteką nie mogła sobie pozwalać na luksus kreowania nieistniejącego świata fałszu. W którym co prawda bardzo przyjemnie spać do późna, ale nie ma jak płacić rachunków i za co kupować papierosy. A tego to by się chyba nie przeżyło. - Tak, już widzę sowę jaką mi wysyłają mi w odpowiedzi. „Szanowna panno Milltoi ubolewamy z powodu pańskiej choroby, już trzeciej w tym miesiącu. Niech Pani szybko wraca do zdrowia i na przyszłość zaopatrzy się w zapas pieprzowego eliksiru. Albo nową pracę, z wyrazami szacunku” - rzuciła parodiując angielski akcent, wtuliwszy się w mężczyznę. I z przymkniętymi oczętami przyprawiła jedną z tych wrednych pracownic z Departamentu o jeszcze większe wąsy, niż jakie zwykła widywać na co dzień. I wsłuchując się w melodyjny śpiew jej osobistego chłopaka, zmrużyła leniwie oczy. By po paru sekundach, jakby wyrwana z transu odpowiedzieć na jego pytanie. W asyście iście słodkiego, wielce niewinnego i jeszcze więcej mówiącego pocałunku złożonego w zaspane usta. - Tak poproszę. Czarną, trzy łyżeczki cukry. I jajka na bekonie, zresztą wiesz - mruknęła mu do ucha, wtulając ponownie głowę w poduszkę. By jeszcze wygodniej rozłożyć się na łóżku a właściwie materacu. W oczekiwaniu. - Jak tam, zestresowany wizją atakującej Cię dzieciarni?