"Christmas time, mistletoe and wine Children singing christian rhyme With logs on the fire and gifts on the tree A time to rejoicing in all that we see
A time for living, a time for believing A time for trusting, not deceiving, Love and laughter and joy ever after, Ours for the taking, just follow the master."
Osoby: Alexander O'Malley, Jasmine Vane
Czas: grudzień '76
Miejsce: Gard Manor
Ostatnio zmieniony przez Jasmine Vane dnia Sob 22 Sie 2015, 01:15, w całości zmieniany 1 raz
Jasmine Vane
Temat: Re: Mistletoe and Wine Sob 22 Sie 2015, 01:08
Święta. Kto nie kochał tego zaszczytnego okresu czasu na kalendarzu, który - przynajmniej u Jasmine - był zaznaczony wielkim, zielonym kółkiem? Z radością powitała ostatni dzień szkoły i spakowała swój kufer. Nie, żeby nie kochała Hogwartu. Ubóstwiała go, lecz możliwość spotkania się z rodzicami przy kominku i kubku gorącej herbaty był dla niej droższy. Tym bardziej, że oprócz rodziców zaplanowane miała spotkanie z Alexem. Znali się praktycznie od dziecka. Wspólna piaskownica, wspólne wyrywanie skrzydeł motylom, wspólne zamienianie sierści kota w kolce jeżozwierza... gdyby Jas chciała sięgnąć pamięcią do momentu, kiedy nie było przy niej Alexa, to tylko nasuwał jej się pierwszy rok w zamku, kiedy to chłopak nie mógł jeszcze zacząć magicznej edukacji. Oj ciężki był to dla niej czas. Niegdyś nierozłączni, teraz musieli odliczać dni do magicznej daty w kalendarzu, aby zobaczyć się chociaż na moment. Wraz z początkiem wakacji słodki czas powrócił na dobre. Nie było najmniejszych wątpliwości, że O'Malley wyląduje w domu Węża, toteż Jas z radością przytuliła go, gdy tylko zasiadł obok niej. W szkole jednak było za dużo obowiązków by móc jak kiedyś turlać się po zielonym wzgórzu i wdychać woń szumiących nad głowami drzew. Za to święta... o tak. To był moment, gdy mogli nadrobić wszelkie zaległości. Kiedy tylko czekoladowe oczęta wyjrzały przez okno w wigilijny poranek, dojrzały wirujące w powietrzu śnieżynki, które przyklejały się do okna, zapraszając do wspólnej zabawy. Jasme założyła szybko elegancką sukienkę i prawie zbiegła na dół, gdzie Elodia przygotowywała śniadanie. Uśmiechnęła się do córki i zapewniła, że jeszcze nie przybył jej gość, a ona z ojcem wybiera się do dziadków, by ich zaprosić na jutrzejszy obiad. Dom powoli zyskiwał świąteczny wygląd. Porozwieszane nad progiem gałązki jemioły, na drzwiach wieńce ostrokrzewu, a w powietrzu latały sztuczne płatki śniegu wykonane przez Drake'a. Czas mijał nieubłaganie wolno, gdyż Alex miał przybyć dopiero popołudniem. Dopiero, kiedy Elodia i Drake szykowali się do wyjścia, rozległ się dzwonek.
Alexander O'Malley
Temat: Re: Mistletoe and Wine Wto 25 Sie 2015, 20:36
Gdyby coś nie poszło źle, Alexander musiałby chyba napisać list z petycją do Ministra Magii, by w swej łaskawości raczył ogłosić ten szczęśliwy dzień świętem narodowym dla wszystkich czarodziejów. Nie, żeby panicz O’Malley miał nieprzeciętnego pecha, skądże, moi drodzy, to wcale nie było tak! Alexander należał zwyczajnie do tego (wcale nie tak rzadkiego) gatunku osób, które wszystko robią na ostatnią chwilę, a kiedy ta nadchodzi, zdolni są jeszcze wyłuskać z niej kilka sekund, by wpaść w panikę. Tak. Myślę, że to odpowiednie określenie dla tego młodego Ślizgona, który do mistrzostwa wręcz opanował sztukę pakowania się w przeciągu minuty, zwyczajnie wrzucając wszystko do kufra na jedno kopyto. W przeciwieństwie do Jasmine, zawsze zorganizowanej, porządnej i poskładanej w kostkę (i mówimy tu o rzeczach w kufrze, nie wnętrznościach, sadyści wstrętni), on preferował styl bycia potocznie zwany „jasna-cholera-znowu-nie-zdążę”. Tym razem wcale nie było inaczej – poczynając od szaleńczego biegu na Ekspress Hogwart, podczas którego to (biegu, nie ekspresu) nabił sobie dość bolesnego sińca na udzie, wskakując do pociągu w ostatniej chwili, przez zorientowanie się, że prezenty zostały w zamku i trzeba po nie wysłać skrzata, na zagubionym krawacie kończąc – a Alexander zaczynał się zastanawiać, czy jakaś wyższa siła nie postanowiła złośliwie się na niego uwziąć. Mimo wszystko jednak doskonały nastrój nie opuszczał chłopaka nawet na chwilę. Swansea pokryte grubą warstwą śniegu wyglądało piękniej niż kiedykolwiek, a chociaż przedzieranie się przez zaspy (oczywiście spóźnił się na świstoklika i musiał skorzystać z kominka w wiosce) sprawiło, że zmęczył się dość solidnie nim udało mu się dotrzeć do domu Jasmine, na zaczerwienionej, ściętej mrozem twarzy widniał ten sam, doskonale znany Jasmine uśmiech. Święta były ich czasem. Ich i tylko ich. Nie mieszali w to nigdy swoich sympatii, innych przyjaciół czy diabli wiedzą kogo jeszcze. Nadrabiali miesiące życia w szkolnym biegu siedząc przy kominku, pijąc gorącą czekoladę i czytając stare, magiczne księgi i nic innego nie interesowało ich w żadnym stopniu, nie licząc drugiej osoby. Zapukał do drzwi, które otworzyły się niemal w tym samym momencie, a już na progu powitała go burza ciemnych loków i ramiona, oplatające szyję z taką siłą, że gdyby należały do kogoś słuszniejszej postury, mógłby mieć problemy z oddychaniem. Jedną ręką objął Jasmine w pasie, drugą zaś chwycił klamkę i postąpiwszy kilka kroków w przód, wciąż ze słodkim ciężarem przyjaciółki u boku, zamknął za dobą ciężkie, dębowe drzwi. - Dzień dobry! Wesołych świąt – zawołał, machając w stronę ojca Jas, a później przytulił dziewczynę mocniej, dzieląc się z nią chłodem przyniesionym z dworu i zapachem świeżego powietrza. - Cześć, Jasme. Tęskniłaś? – spytał z rozbawieniem, próbując wyplątać się z jej ramion. Bezskutecznie, warto dodać.
Jasmine Vane
Temat: Re: Mistletoe and Wine Czw 03 Wrz 2015, 15:27
Skrzący się za oknami śnieg, który skrzypiał pod naporem zimowych butów to najwspanialsza muzyka dla uszu. Zamykając drzwi słyszało się za plecami dzwonienie dzwoneczków, które dzięki magii grały jedną z popularnych kolęd. Szczypiący mróz zaróżowiał policzki i nosy, a wydychane powietrze zamieniało się w obłoczki. Gdy Jasmine była mniejsza ojciec zaczarował te obłoczki tak, że przyjmowały kształty różnych zwierząt. Malutka Jas wpatrywała się w nie jak zaczarowana. Już dawno Drake tego nie zrobił, ale skłamałaby mówiąc, że nie zatęskniła za tym. Tak samo jak za powrotem do ciepłego domu, wtuleniu się w koc na kanapie i wypiciu grzanego wina z przyprawami. Zapach igliwia, który towarzyszył człowiekowi aż do zaśnięcia i witał każdego poranka. Jasmine kochała Święta. Zwłaszcza, gdy mogła je spędzić z najwspanialszym przyjacielem na ziemi, który nigdy nie zawiódł jej zaufania. Alex. Rodzice wybuchnęli śmiechem, kiedy otworzyli drzwi owemu Ślizgonowi, a ich córka w geście radości rzuciła mu się na szyję. -Wesołych, Alexandrze. Jasmine, nie uduś go. Bawcie się dobrze, wrócimy późnym wieczorem. -pożegnał się Drake i wyszedł wraz z Elodią. Jasmine wdychała zapach perfum Ślizgona oraz świeżego powietrza, jakie ze sobą przyniósł. Zanurzyła się w jego objęciach, chcąc w nich pozostać na dłużej. W końcu jednak stanęła na nogach i spojrzała na chłopaka. -No co Ty, potknęłam się i akurat mnie uratowałeś przed upadkiem. -zażartowała, ale uśmiechała się szeroko. Czekała na niego bardziej, niż na spadający z nieba śnieg. Trzymała go za nadgarstek, nie chcąc puścić. -To od czego zaczynamy? Bitwa na śnieżki, którą wygram, lepienie bałwana, czyli wrzucenie Cię do zaspy śniegu, łyżwy na jeziorze czy gorące kakao w kuchni? -zapytała.