|
| Autor | Wiadomość |
---|
Cathalyst Rifflesione
| | | | Cathalyst Rifflesione
| Temat: Re: Cela nr IV Czw 20 Sie 2015, 01:50 | |
| Co za ironia. Skazać Śmierciożerce za coś, czego tak właściwie nie zrobił. Dostał dożywocie. Rada bezlitośnie skazała go na konanie w miejscu, gdzie jego krzyki mogły tylko przepaść w głuchą ciszę, zapomniane wraz z jego osobą. Gdyby jednak trafił tu pod zarzutem służby u Sami-Wiecie-Kogo, Dementorzy nie czekaliby ze złożeniem swojego śmiertelnego pocałunku na jego ustach, skąd powoli uchodziłoby życie. -WYPUŚĆCIE MNIE! Te słowa dało się słyszeć przez jego pierwsze dni pobytu w magicznym więzieniu. Carlotta Pinkstone, która musiała mieć cele niedaleko, pewnie już od tego wariowała. W tym momencie, Cathalyst zaczął najbardziej odczuwać samotność. I choć zawsze ją lubił, teraz... była piekłem. Odebrano mu wszystko. Rodzine, dom, a nawet ukochane zwierzęta. Oczywiście to on pozwolił im odejść. Lecz, gdyby nie ta rozprawa... wszystko wyglądałoby inaczej. Żył teraz zemstą. Codzień tracąc nadzieję na wolność, zamykał się w swojej wyobraźni, gdzie rozmyślał nad torturami, jakie zadałby mordercy swojego syna. Nie wiedział gdzie był, kim był, ani dlaczego zabił właśnie Gabriela, wrabiając w to jego ojca. A tym bardziej rozpacz przejmowała kontrolę nad umysłem Rifflesione'a, tym ciekawość mocniej go zżerała. Nie wiedział ile minęło. Dla niego egzystencja w Azkabanie już była wiecznością. A wyrok dłużył się, kiedy do głowy wracały słowa Ministra: "skazany na dożywocie". |
| | | Mistrzynie Papużki
| Temat: Re: Cela nr IV Czw 27 Sie 2015, 21:21 | |
| //B.
Peronella von Gesselert, auror drugiego stopnia, matka czwórki pociesznych kłębków miłości przez innych zwanych drącymi japę potworami, nie miała dzisiaj zbyt dobrego dnia. To nie tak, że nie lubiła swojej pracy, albo narzekała na wydawane przez przełożonych polecenia. Nie. Problemem w wizycie w Azkabanie nie byli nawet sami dementorzy, którzy na nikogo nie wpływali dobrze, a 100 kilo żywej wagi w malutkiej osobie ministerialnego urzędnika, pana Boba Cockera. Ten człowiek zwyczajnie nie dawał się lubić – wiecznie skrzywiony, jakby wąchał kolejne próbki smoczego łajna podczas konferencji hodowców, cuchnący ostrym potem oraz uważnie obserwujący wszystko dookoła parą wyłupiastych, wodnistych oczu. Niedawno wyruszyli z Londynu, a Peronella już zdążyła od niego usłyszeć, że jest zbyt szczupła na aurora, że ukręcić jej głowy nie byłoby żadnym problemem dla dobrze zbudowanego mężczyzny, a czy ona w ogóle potrafi poprawnie wyczarować patronusa? Merlinie, Morgano i inni sławetni czarodzieje, dajcie jej cierpliwość, bo jeśli dacie siły, to zamorduje. Jej zadaniem było go tylko eskortować, w odpowiednim momencie poprawiła więc nieco garsonkę, eleganckim ruchem różdżki wyczarowując patronusa o kształcie dzika. A niech ci oko zbieleje, panie marudny. Odgłosy kroków w miejscu takim jak Azkaban, były czymś nowym, czymś ekscytującym – niewielu pojawiało się w magicznym więzieniu na dłużej poza skazanymi, którzy zwykli raczej wypełniać ciszę wrzaskami lub łkaniem. Ewentualnie kombinacją obu. Srebrzysty dzik pozwalał przybyłym zachować spokój i chłodną głowę, ochraniając ich przed zgubnym wpływem strażników. Czujne, szare oczy Peronelli prześlizgiwały się po kolejnych celach, czasem zauważając, że nikogo w nich nie było, ale jak jeden mąż więźniowie zdali się umówić, że pozycja płodowa w jednym z kątów to najlepsze rozwiązanie. Pan Cocker nagle się zatrzymał, sapiąc cicho wepchnął dłoń do skórzanej teczki i grzebiąc w niej dłuższą chwilę, wyjął rolkę pergaminu. Odchrząknął, próbując zwrócić na siebie uwagę skazanego siedzącego w celi. - Cathalyst Rifflesione, syn Cibitrusa Rifflesione oraz jego małżonki Francesci, z domu Shepard? – spytał oficjalnym tonem, poprawiając okulary, które zaczęły zsuwać mu się na koniuszek nosa. Rozwinął nieco trzymaną w dłoni rolkę, przebiegając wzrokiem po literach spisanych samopiszącym piórem. - Po wpłynięciu nowych materiałów dowodowych w sprawie morderstwa Gabriela Rifflesione, Wizengamot w składzie pełnym, uchyla karę dożywotniego pobytu w Azkabanie dla Cathalysta Rifflesione. Zatwierdzone oraz podpisane przez Ministra Magii Harolda Minchuma. Świadkowie zwolnienia oraz przekazania dziesięciocalowej różdżki z czarnego bzu o rdzeniu z łuski chimery skonfiskowanej niesłusznie skazanemu, Bob Cocker oraz Peronella von Gesselert. Kraty zamykające celę mężczyzny zostały otwarte – ich ruch wywołał skrzypienie podobne dźwiękowi paznokci sunących po tablicy. - Czy ma pan jakieś pytania, panie Rifflesione? Jako wysłannik Ministerstwa, przekazuję ubolewanie sędziów Wizengamotu nad zaistniałą sytuacją. |
| | | Cathalyst Rifflesione
| Temat: Re: Cela nr IV Pią 28 Sie 2015, 12:29 | |
| Usłyszał kroki, które były niczym orkiestra podczas występu. W Azkabanie zazwyczaj oznaczały wprowadzenie nowego więźnia, gdyż rzadko ktokolwiek przychodził w odwiedziny. W tym przypadku sprawa miała się znacznie inaczej.... Cathalyst leżał pod ścianą, jak zwykłe zwłoki, pozbawiony chęci do życia. Widać po nim, że dementory nieraz przychodziły do jego celi w odwiedziny. Nie miał sił walczyć, ale także przestał już rozpaczać. Zrozumiał, że cokolwiek zrobi, zostanie psychicznie zniszczony. Przynajmniej byłoby z nim gorzej, niż teraz. Bo choć Rifflesione to chory osobnik, wciąż starał się zachować resztki człowieczeństwa. Ale przegrałby tę walkę wcześniej, czy później, gdyby nie uchylono niesłusznego wyroku. Pisk otwieranych krat był pierwszym dźwiękiem, jaki dotarł do uszu więźnia. Po chwili jednak zrozumiał, że wypowiadane jest jego imię i nazwisko. Po następnych sekundach przyswoił sobie słowa związane z rodzicami. Uśmiechnął się w sposób wymuszony i nieprzyjemny, jakby słyszał najgorszy kawał świata. Mimo to uważnie obserwował urzędasa i kobietę, prawdopodobnie eskorte tego karalucha. -Mam rozumieć, że Minister Magii ma huśtawkę nastrojów? Więc co go przekonało? Spytał rozkoszując się tym, że słyszy głos inny niż swój. A jeszcze bardziej ucieszyła go myśl, że różdżka, która służyła mu około 30 lat i odebrała życie wielu ludziom, nie została złamana. -Prawdę mówiąc mam w dupie ubolewanie Wizengamotu. Chcę po prostu już stąd wyjść... Odparł nie dbając o słowa, jakby w ogóle kiedykolwiek się z tym pilnował. Ale miał prawo mieć wyrzuty. A chęć odnalezienia prawdziwego winowajcy powróciła. Lecz wiedział, że będzie teraz potrzebował pomocy. Będzie z tym jednak kłopot, jakby spojrzeć na wypalony znak i zawód jaki sprawił Czarnemu Panu... |
| | | Mistrzynie Papużki
| Temat: Re: Cela nr IV Pon 31 Sie 2015, 22:46 | |
| //B.
Przestępując z nogi na nogę, pan Cocker wpatrywał się wodnistymi oczkami w mężczyznę, którego wypuszczenie z Azkabanu musiał poręczyć. Jego zdaniem nikt, kto raz znalazł się w magicznym więzieniu pod czułą opieką dementorów, nie powinien zostać zwolniony i wypuszczony z powrotem do społeczeństwa. Na szczęście dla wszystkich, pan Cocker nie miał nic do gadania, on tu tylko przekazywał wiadomość. Sapnął z niezadowoleniem, gdy Cathalyst się poruszył, podkreślając, że wciąż żył, ani na moment nie odpuszczając skrzywionemu grymasowi, który chyba już na stałe przykleił się do jego nalanej twarzy. Brudny więzień nie wywoływał w nim ani odrobiny współczucia – za to ta dziwna aurorka pewnie chciałaby przytulić go do cyca i pocieszyć. Od samego początku wyglądała na niespełna rozumu. - Minister ma prawo zmieniać swoje decyzje, powinien być pan za to wdzięczny – fuknął, z niesmakiem podkreślając tytulaturę. - W oficjalnym dokumencie zapisano, że powodem uwolnienia jest zweryfikowane fałszerstwo materiału dowodowego w postaci listu. - Plus jeden z sędziów widział pana w dniu popełnienia morderstwa. Jego dobry znajomy kupował od pana młodego hipogryfa – wtrąciła się gładko towarzysząca urzędnikowi aurorka, parą szarych oczu czujnie przyglądając się Cathalystowi. Nie było w nich jednak otwartej niechęci jak w przypadku Cockera – zdawała się raczej dedukować, czy więzień sprawiał jakiekolwiek zagrożenie. - Podczas rozprawy był na urlopie, przeglądając później akta spraw, które go ominęły, wystosował wniosek o ponowne sprawdzenie materiału dowodowego z użyciem zaawansowanych zaklęć. Wizengamot przychylił się do tej prośby – skończyła, ignorując oburzone spojrzenie urzędnika, którego eskortowała. To oczywiste, że człowiek chciał się dowiedzieć, jakim cudem wychodzi na wolność z miejsca takie jak to, a mężczyzna zdawał się odpowiadać tak, jakby samo kierowanie słów do uniewinnionego więźnia sprawiało mu fizyczny ból. I nie, jakoś niespecjalnie się dziwiła, że psioczył na sędziów czarodziejskiego świata. Na jego miejscu każdy by to robił. Cathalyst został wyprowadzony w towarzystwie urzędnika, pani auror oraz jej patronusa, a także odstawiony do Londynu, gdzie na miejscu wręczono mu z powrotem jego różdżkę. Pan Cocker pomknął jak strzała z powrotem ku Ministerstwu mamrocząc coś o brudnych więźniach, którzy na pewno nie mają czystego sumienia, Peronella natomiast odetchnęła krótko, przywołując i opłacając Błędnego Rycerza, który zawiózł Cathalysta dokładnie tam, gdzie sobie zażyczył. Znów był wolnym człowiekiem, z nieskończonymi możliwościami wyboru – pytanie brzmiało tylko, na co się teraz zdecyduje i jakie będzie to niosło ze sobą konsekwencje.
[z/t dla Cathalysta, proszę sobie zdjąć plakietkę gościa Azkabanu] |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Cela nr IV | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |