Zaczął się drugi tydzień szkoły, to już ostatni rok w Hogwarcie dla Jasona jak i jego rówieśników. Wizja egzaminów i opuszczenia murów bezpiecznej notabene szkoły wydawała się niektórym straszna, jednak… nie dla niego. Był ambitnym skurczybykiem, pragnął się rozwijać, a zamknięcie rozdziału, którym był Hogwart otwierało przed nim wiele ścieżek. Tylko… którą z nich wybierze?
Szedł korytarzem z torbą przewieszoną przez ramię, ubrany w starte w kolanach jeansy i koszulę w niebiesko-szarą kratę. Na całość narzucona szata z barwami Hufflepuffu, których się nigdy nie wstydził. Dziękował czasem w duchu Tiarze Przydziału, że przydzieliła go właśnie do tego jakże spokojnego domu, a nie np. do Ravenclawu, gdzie trwa wybitny wyścig szczurów, jeśli chodzi o wyniki w nauce. A tutaj? Nikt od nikogo nie chciał być lepszy, co wybitnie ułatwiało Jasonowi wtopienie się w tłum żółtych uczniów. Lubił wtapiać się w tłum, niczym cień, nie lubił zwracać na siebie uwagi, bo…nie chciał być w centrum zainteresowania. Peszyło go to/ przygniatało od wewnątrz mimo, że z zewnątrz pozostał niewzruszony niczym.
Z zamyślenia wyrwał go dotyk na przedramieniu. Spiął momentalnie mięśnie w tamtym miejscu, będąc przygotowanym na jakikolwiek atak. Sądził, że to jakiś Ślizgon, który pragnie uprzykrzyć mu życie. Odwrócił więc powoli twarz w stronę osoby, która go pochwyciła i… rozszerzył oczy ni to z ulgi, ni to z niedowierzania. Widział starszego od siebie mężczyznę, nie potrafił określić jego wieku, o płomienno rudych włosach i niesamowicie świdrującym spojrzeniu. Barwa jego głosu była jednak miła i ciepła.
-Eee… idzie Pan w złym kierunku… - odpowiedział krótko, po czym wskazał palcem przeciwną stronę korytarza. – Musi Pan pójść do końca i potem skręcić w lewo, będą tam schody, którymi szybko i bezpiecznie Pan dotrze na piąte piętro… chyba, że lubi Pan adrenalinę na ruchomych…
Wysilił się na lekkie drgnięcie kącików warg, po czym zauważył, że nowo poznany mężczyzna ma troszkę tobołów przy sobie.
- Może pomóc? – zapytał, po czym nie czekając na odpowiedź, zabrał od mężczyzny parę pergaminów trzymanych przez ramię. Ot, chciał po prostu trochę go odciążyć. I tak miał jeszcze trochę czasu do niektórych zajęć.