Temat: Hotel "Pod Nastroszoną Sową" Pon 22 Cze 2015, 02:13
Hotel "Pod Nastroszoną Sową"
Jeden z najstarszych hoteli w tej części Anglii, zdecydowanie jest również magiczny. Właściciele szczycą się tym, że żaden mugol, przypadkowy, czy też nie, nigdy nie przekroczył progu ich przybytku. Znani są również z wyjątkowo dyskretnej obsługi, doskonałego grogu i fantastycznego miętowego sosu. Wszystkich spragnionych tych atrakcji, serdecznie zapraszamy.
Spacer nie trwał długo. Aria zaprowadziła ją oświetloną dróżką kilkanaście przecznic dalej i już w trakcie Yumi domyśliła się kierunku podróży. Sławny hotel w Dolinie Godryka. Nigdy tutaj nie była, choć słyszała o jego dobrej renomie i stu procentowej magiczności. Przez całą drogę dziewczyna nie odezwała się ani słowem do przyjaciółki. Szła obok niej i bynajmniej nie zaplanowała zgubienia jej gdzieś po drodze. Skoro postanowiła towarzyszyć jej do końca spaceru, niechaj tak się stanie. Zabrała rękę z dłoni Arii, śląc jej przy tym wymuszony uśmiech. Rozmowa nie była możliwa, od dzisiaj przestała. Yumi nie była w stanie nawet zmusić się do odrobiny empatii i jednak uspokoić Arię, zapewnić ją, że nie ma o co się martwić. Ogarnął ją pusty żal. Schowawszy dłonie do kieszeni płaszcza, Yu stwierdziła, że to przeznaczenie. Akurat wtedy, gdy potrzebowała na gwałt dobrego różdżkarza, ten postanowił gościć w hotelu nieopodal. Czyż to nie jest zrządzenie losu? Yumi nie oczekiwała natychmiastowej zamiany różdżki, jednak samo spotkanie Gregorowicza było sukcesem. Nie zastanawiała się nad pytaniem, czemu to nie powróciła do Olivandera, a poszła wprost do jego konkurencji. Odpowiedź wydawała się dla niej oczywista. Zatrzymała się przed schodkami i zadarła głowę spoglądając na szyld eleganckiego hotelu. Z zewnątrz nie wyglądał na magiczny. Yu z ledwie widocznym uśmiechem na ustach zauważyła wzmiankę o zakazie wprowadzania do środka psów, smoków i innych niebezpiecznych stworzeń. Przyglądała się kamienicy kilka sekund zanim wspięła się po schodkach i pchnęła drzwi. W twarz uderzył ją zapach mięty, gorąco płynące z kominka i niegłośny gwar. Yumi zsunęła z głowy kaptur i odczekała aż Aria również pochłonie wzrokiem elegancki wystrój hotelu. O tak, był magiczny. Gdzie nie spojrzała, widziała magię. Mopy szorowały podłogę, imbir sam nalewał kawę do filiżanek, które dryfowały w powietrzu nie roniąc ani jednej kropli. Wieszak na płaszcze wołał o odzienia, przy suficie latały świece, nie znalazła nigdzie ani grama brudu. Z ironią pomyślała, iż to miejsce byłoby rajem dla Filcha. - Tam jest recepcja. - wskazała Krukonce palcem blat, za którym siedziała osoba bliżej nieokreślonej płci. Przeszła przez hol pewnym krokiem i nacisnęła dzwoneczek, aby zwrócić na siebie uwagę. - Poszukuję pana Gregorowicza. - oznajmiła, nie zapytała. Kątem oka zerknęła na Arię, szukając u niej rodzaju wsparcia i większej dawki informacji na temat różdżkarza. W takim stroju, z innym tonem głosu i odrobinę wyniosłym spojrzeniem Yumi na spokojnie mogła uchodzić za pełnoletnią czarownicę. Miała naprawdę szczerą nadzieję, że załatwi jeszcze dzisiaj wszystek spraw.
Aria czuła się niczym bohaterka jakiejś dziwnej książki. Wszystko było nie takie, jakie powinno być – dziwne, niepasujące, w pewnym sensie nowe. Szły ramie w ramię, milcząc, choć myśli w głowie Krukonki buzowały i nie chciały przynajmniej na krótką chwilę jej opuścić. Miała wrażenie, że od wewnętrznego chaosu zaraz pęknie jej głowa. Co jakiś czas zerkała w stronę przyjaciółki, jakby się bała, że za chwilę ta rozpłynie się w powietrzu i bezpowrotnie zniknie. Pies wiernie kroczył z drugiej strony, jakby również poddawał się skupieniu, ciężkości bieżącej chwili. Szła umiarkowanym tempem, nie będąc pewną, co obie zastaną na końcu wędrówki. Plotki plotkami, dopiero okaże się, czy poszukiwany w ogóle znajduje się w hotelu. Gdy dotarły przed budynek, skomentowała bezsensowny zakaz wprowadzania zwierząt oraz innych stworzeń tylko zmarszczeniem brwi. Kucnęła obok Thief’a, głaszcząc go po głowie i szepnęła, że niestety będzie musiał tu poczekać. Dała mu w ramach rekompensaty drobny smakołyk, który wzięła ze sobą na wieść, że będzie im towarzyszył. Nie spodobał jej się fakt pozostawienia go bez opieki, ale chyba przez krótką chwilę nic mu się nie stanie? W każdym innym wypadku spróbowałaby po prostu zignorować zakaz, lecz tym razem z cichym westchnięciem ruszyła w ślady Yumi i weszła za nią do środka, nakazując psu grzecznie czekać. Widziała w jego oczach, że on również nie był zadowolony z tego pomysłu, była tego pewna. Mimo to nie mogła ryzykować wyrzuceniem ich, zanim odnajdą Gregorowicza. Elegancki wystój hotelu nie zrobił na niej najmniejszego wrażenia, w końcu co to za hotel, do którego nie można wprowadzać zwierząt? Gdyby mogła, to nawet prychnęłaby niczym swoja birmańska kotka, ale przecież nie mogła w ten sposób okazać niezadowolenia. Wszystko w tym miejscu było magiczne, jak na jej gust aż zbyt przesadnie. Może zbyt długo przebywała w otoczeniu oderwanym od tego wszystkiego, by nie uznawać wszystkiego za… zbędne. W milczeniu, komentując wszystko tylko i wyłącznie w myślach, podeszła z Yumi do recepcji. Nigdy nie była dobra w nawiązywaniu kontaktów międzyludzkich, chociaż była gotowa się poświęcić, gdyby tylko zaszła taka potrzeba. A przynajmniej spróbuje, w końcu od tego mogło zależeć powodzenie całej sprawy. I na co komu ten cały stres? Nie było po niej widać zdenerwowania, które zawsze odczuwała będąc w obcym dla niej miejscu. Twarzy Arii ukazywała tylko pozorny spokój, gdy czekała na dalszy rozwój wydarzeń. Powoli układała w głowie różne scenariusze, przygotowując sobie przy tym odpowiedzi.
Mistrzyni Alpacalipsa
Temat: Re: Hotel "Pod Nastroszoną Sową" Nie 28 Cze 2015, 21:08
Johanna Welsh nie należała do osób miłych i przyjemnych w obejściu, Merlin sam we własnej dobroci raczy więc wiedzieć, dlaczego i kto u diabła posadził owo nieuprzejme dziewuszysko na recepcji. Warto również dodać, że jej aparycja, będąca zapewne złośliwością losu bądź kiepskimi genami wcale nie ułatwiała panience życia i pracy – pozbawiona biustu, o raczej chłopięcej sylwetce skrytej za uniformem pracownika hotelu (zdecydowanie zbyt dużym, jak na gust odwiedzających) często stawała przed koniecznością wyjaśnienia gościowi, że pan jest w rzeczywistości panią i nie ma najmniejszej ochoty dzielić z innymi pracownikami dewizy: ‘U nas będzie ci jak u mamy”. Wracając jednak do sprawy: recepcjonistka, słusznie ochrzczona przez Yumi mianem osoby płci „bliżej nieokreślonej” uniosła na dziewczynę wzrok dopiero po paru sekundach. Krótko ścięte włosy lśniły jak antracyt, odgarnięte do tyłu porcyjką – albo dwoma – żelu Ulizanna, a kocie, zielone oczy przypatrywały się młodej Japonce przez krótką chwilę, jakby oceniając, czy pytająca jest w ogóle warta zainteresowania. Ze znudzeniem przesunęła spojrzeniem również po jej towarzyszce, na moment jakby odzyskując zainteresowanie na widok o wiele przyjemniejszej aparycji panny Fimmel, by wreszcie – tracąc kilka kolejnych sekund – wbić ślepia w Merberetównę. - A o co się rozchodzi? – zapytała powoli, przeżuwając leniwie karmelek z Miodowego Królestwa, których cała miseczka czekała na odwiedzających hotel gości. No, może już nie cała, sądząc po ilości papierków, jakie walały się przy stanowisku pracy dziewczyny o nieprzyjemnym wyrazie twarzy, trzeba jednak oddać hołd menadżerowi obiektu – przecież tak się starał!
Panna Mizuno bez mrugnięcia okiem lustrowała recepcjonistkę, szacując w jakim stopniu ta byłaby w stanie utrudnić im spotkanie z Gregorowiczem. Z buzi odrzucała wszystkich w promieniu kilku kilometrów, a sądząc po minach niektórych czarodziejów, rozmowa z tą... Panią, jak już się wyjaśniło, należała do przykrych obowiązków. Należało więc załatwić to szybko i bez ociągania się. Japonka podeszła krok bliżej blatu. Splotła palce na nim i wbiła ciemne oczęta w odrzucającą kobiecinę. - Gregorowicz jest różdżkarzem. - powiedziała z politowaniem. - Różdżkarz tworzy różdżki. Potrzebuję pilnie nowej różdżki, a pan Gregorowicz przebywa w tym hotelu. - wyjaśniła powoli, cierpliwie; mówiła wyraźnie i oddzielała wyrazy, aby trafiły wprost do móżdżka recepcjonistki. Z pewnymi ludźmi należało rozmawiać inaczej. Yumi dziękowała Merlinowi za obdarowanie jej anielską cierpliwością wobec osób powolnie myślących. - Bardzo proszę, aby łaskawa Pani pozwoliła nam się z nim zobaczyć. - dodała łagodnie, śląc przy tym delikatny komplement mający ją przekonać do dwóch panien. Zatrzymała wzrok na plakietce na jej chudej klatce piersiowej odczytując godność. Dziwiła się skąd tak... specyficzne osoby brały się w luksusowych hotelach o najlepszej renomie. Kobieta powinna przytakiwać i nadskakiwać gościom, a nie zadawać zbędne pytania. Kątem oka zerknęła na milczącą Arię. Pomimo początkowej listownej prośby o towarzystwo, teraz Yumi miała ochotę zapakować dziewczynę do najbliższego kominka i odesłanie jej do zamku. Rozmowa z Gregorowiczem nie będzie należała z pewnością do łatwych, poza tym istnieje ryzyko, że padną słowa nie przeznaczone dla obcych uszu. Krukonka zacisnęła usta w wąską linię i skoncentrowała się z powrotem na kobiecinie.
Aria Fimmel
Temat: Re: Hotel "Pod Nastroszoną Sową" Sob 04 Lip 2015, 16:41
Aria nie lubiła z nikim utrzymywać bezpośredniego kontaktu wzrokowego. Zazwyczaj obserwowała innych z ukrycia, więc teraz też próbowała pozostać niezauważona, by nie wyjść na bezczelną. Recepcjonistka sprawiała wrażenie, jakby ktoś posadził ją na stanowisku za karę, ale może po prostu miała zły dzień? Każdemu się taki zdarza, choć dzisiaj wolałaby trafić na kogoś, kto byłby skory do współpracy. Przeczesała palcami włosy, myślami uciekając do pozostawionego przed wejściem psa. Jeżeli coś mu się stanie… Pokręciła głowa, skupiając się znów na recepcjonistce. Pomyślała, że sama nie odważyłaby się ściąć własnych włosów, które często służyły jej do pozornego schowania się przed światem. Musiała przyznać, że Johanna Welsh – jak odczytała z plakietki – miała bardzo ładne oczy. Uśmiechnęła się delikatnie, gdy padło na nią zielone spojrzenie, wstrzymując na chwilę oddech. Nieco zbladła, przysłuchując się przyjaciółce. Nie była pewna, czy taki sposób rozmowy do czegokolwiek ich doprowadzi. Zazwyczaj z niemiłymi osobami trzeba było się obchodzić jak z jajkiem, szczególnie, gdy były jedyną drogą do osiągnięcia celu. Jakby ktoś w ten sposób próbował dowiedzieć się czegoś od Arii, zapewne zarobiłby kilka wizyt jej Puchacza. A może zadziała to na pannę Welsh? Krukonka zawiesiła na niej swoje spojrzenie, próbując ocenić skutek słów Yumi. Nie czekając jednak na odpowiedź, postanowiła sama – na wszelki wypadek – dodać coś od siebie. - Przepraszamy za kłopot – zaczęła cicho, łagodnym głosem. – Bardzo zależy nam na spotkaniu z panem Gregorowiczem, jeszcze dziś. Wiem, że zapewne mógłby być z tym problem, ale wierzę, że z pani pomocą mogłoby nam się udać – dodała, delikatnie przy tym się uśmiechają. Czuła się niekomfortowo, choć wszystko można było zrzucić na karb nieśmiałości. Miała nadzieję, że właśnie nie pozbawiła ich możliwości spotkania różdżkarza. Gdyby coś poszło nie tak, po prostu odwróci uwagę recepcjonistki, by Yumi mogła na własną rękę odszukać mężczyznę.
Mistrzyni Alpacalipsa
Temat: Re: Hotel "Pod Nastroszoną Sową" Nie 05 Lip 2015, 00:14
Jeżeli była rzecz, której panna Welsh nie znosiła ponad wszelką miarę (oczywiście nie licząc tu małych, denerwujących dziewczynek i ich żądań, wygłaszanych wielkopańskim tonem) były to zdecydowanie próby traktowania jej protekcjonalnie. Z natury nieprzyjemna, przekorna i złośliwa, w tej chwili zamieniła się w prawdziwego Cerbera – wbrew bowiem temu, co mogło wydawać się pannie Merberet, jej zadaniem tutaj nie było nadskakiwanie gościom, a chronienie ich prywatności w wypadku, gdy ktoś najwyraźniej zamierzał na nią nastąpić. Skrzywiwszy się z wyraźną pogardą dziewczyna splotła dłonie na podołku i uniosła lekko brwi, posyłając Yumi spojrzenie mówiące niewiele mniej niż „chyba źle się czujesz, dziecko”. Dopiero po chwili przeniosła wzrok na Arię, która pąsowiejąc z sekundy na sekundę coraz bardziej, najwyraźniej niezbyt udolnie usiłowała naprawić to, co Japonka zepsuła. Przez zgorzkniałe serce Johanny przebiegł skurcz, nim zabiło odrobinę szybciej, to była jednak jedyna spontaniczna reakcja, jakiej można się było po niej spodziewać. - To jest hotel – zaczęła powolnym tonem, w którym stalowe nuty przeplatały się z pełną pogardy, wyniosłą nutą – Nie szkółka niedzielna. Po pierwsze, nie potwierdzam ani nie zaprzeczam, że pan Gregorovitch faktycznie przebywa na jego terenie, po drugie, nawet gdyby tak było, moje drogie dziecko – akcentując ostatnie słowo parsknęła nieprzyjemnym śmiechem, nawet nie starając się go maskować – Nie mam podstaw ani ochoty nadstawiać karku za taką pannicę, jak ty. Czy to wszystko? Cóż. Ciężki orzech do zgryzienia, moje panie. Bardzo ciężki. Johanna Welsh nie była łatwą sztuką, nie dawała sobie dmuchać w sok dyniowy, a już na pewno nie przyjmowała poleceń od aroganckich, skośnookich dziewuszek. Co teraz, moje drogie?
Yumi Mizuno
Temat: Re: Hotel "Pod Nastroszoną Sową" Nie 12 Lip 2015, 22:37
Yui zacisnęła usta w wąską, niewidzialną linię. Powoli, sztywno zacisnęła palce w pięść, jednym uchem wysłuchując gęgania kobieciny. Jaki sens jest bycia uprzejmym i stosowania manier wobec takich jednostek? Rzut grochem o ścianę, można mówić i tłumaczyć, a komórki mózgowe tak czy owak nie zareagują. Potocznie zwie się to upośledzeniem umysłowym. Jeszcze w trakcie przemowy recepcjonistki, Yumi odwróciła głowę w stronę przyjaciółki i celowo przerwała monolog osoby trzeciej. - Tracimy czas. Umówię się prywatnie z Gregorowiczem, bo tutaj wyczuwam wyraźny deficyt komórek mózgowych. - uśmiechnęła się zimno do Arii i bez pożegnania, bez zwracania uwagi na nieurodziwą osobniczkę, skinęła głową Krukonce. Czas wyjść i załatwić sprawę zgoła inaczej. Nie warto tracić cennego czasu na spory z osobami o niższej wartości intelektualnej. Znajdowały się niedaleko i mogły załatwić to od razu, a skoro napotkały kłodę z głupotą wrodzoną, równie dobrze wystarczy wysłać list do różdżkarza i umówić się na wizytę. Bez niepotrzebnych dyskusji z bezpłciową kobieciną. Wyszły obie na dwór. Padał deszcz, zrobiło się zimniej choć Yumi mogłaby przysiąc, że jej dłonie są o wiele zimniejsze niż powietrze i listopadowy wieczór. Założyła na głowę kaptur, ukrywając ciemne oczy pod grzywką. Błędny Rycerz zaprowadził obie dziewczęta z psiakiem psora Machiavelliego z powrotem do Hogwartu. Tym razem spędziły krótki czas na ironizowaniu i wyśmiewaniu się z recepcjonistki - idealnej partnerki dla pana Filcha.
Większość ludzi powiedziałaby zapewne, że zapraszanie obcego faceta, który w dodatku zaczepił Cię na cmentarzu, do swojego hotelowego pokoju jest zwyczajnie nierozsądne i w dodatku może być niebezpieczne. Ostatecznie Le Chiffre mógł nie być tym, za kogo się podawał, mógł nie znać nawet Vincenta, mógł wiedzieć o nim jedynie cokolwiek i dobrze podszyć się pod jego dawnego przyjaciela, którego nie zdążyła poznać za życia Rosjanina. Mógł zrobić jej krzywdę, na wiele sposób dodajmy, mógł… no dużo mógł. Ale Katji było to najzwyczajniej w świecie obojętne. Miał rację co do jednego. Nie miała skłonności samobójczych, ale, prawdę mówiąc, nie byłaby specjalnie przeciwna śmierci. Gdyby okazał się mordercą i postanowił ją zabić, cóż, broniłaby się, oczywiście, ale gdyby przegrała, odchodziłaby z pewnym zdradzieckim zadowoleniem z tego faktu. Jej życie nie malowało się chwilowo w najweselszych kolorach, więcej widziała szarości i czerni, co zdarzało się pierwszy raz w życiu tej barwnej osóbki. Rozmowa na moment urwała się, kiedy szli w kierunku hotelu. Obcasy Katji stukały o bruk, którym wyłożona była ulica, i był to właściwie jedyny odgłos, poza oczywistym dźwiękiem oddechów, który im towarzyszył. Odineva nie czuła jednak szczególnej potrzeby rozmowy. Cieszyła się, że jest, inaczej odmówiłaby jego propozycji, z jakichś powodów dodawał jej otuchy i utrzymywał przy zmysłach w tych trudnych dla niej chwilach, ale nie oznaczało to, że będzie równie gadatliwa jak zwykle. Zamiast tego była głęboko zamyślona albo po prostu nieprzytomna, trudno to sprecyzować po nieobecnym wzroku i poważnej, spiętej masce, jaką prezentowała światu. Po kilkunastominutowym spacerze doszli wreszcie do hotelu i Katja zaprowadziła mężczyznę do swojego pokoju, już w recepcji zamawiając herbatę (i alkohol), prosząc o możliwie najszybsze ich dostarczenie. Teoretycznie nie było potrzeby, aby została na noc w Dolinie Godryka, ale nie chciała już dzisiaj wracać do Hogwartu, nie posiadała natomiast domu na Wyspach Brytyjskich. Dobrym pomysłem swego czasu wydawało jej się wynajęcie czegoś tak blisko miejsca ceremonii, dopiero poprzedniej nocy zaczęła przerażać ją pustka, samotność i ciemność, które zdawały się w równym stopniu wynikać z nieznanego otoczenia, co z niej samej. - Proszę, usiądź. – odezwała się zachrypniętym głosem, odbierając od mężczyzny płaszcz i wieszając go na wieszaku przy drzwiach. Chaotycznym ruchem poprawiła naruszoną przez wiatr fryzurę i wygładziła pogniecioną koszulę. Po chwili dołączyła do mężczyzny, siadając na fotelu przed kominkiem, podwijając pod siebie stopy i odwracając wzrok na płonący nieopodal ogień, który, już się o tym przekonała, nie potrafił jej rozgrzać. - Opowiesz mi coś więcej? – zapytała, pocierając o siebie dłońmi, jakby w pomieszczeniu panował mróz, a nie przyjemne ciepło. Wiedziała, że niektórzy mają tradycję opowiadania historii o zmarłym po pogrzebie i zastanawiała się, czy to w jakikolwiek sposób może pomagać. Bo jeśli była choćby najmniejsza na to szansa, to ona chciała, musiała spróbować. A nie było nikogo innego, kto mógłby jej w tym towarzyszyć.