Wbrew pozorom klimatyczne miejsce w Dolinie Godryka. Zadbane, schludne. Grządki z kwiatami są zawsze wypielęgnowane, a to za sprawą poczciwej kwiaciarki z wioski. Miło jest więc odwiedzić groby rodzinne, pobyć w zadumie i refleksji, a z zapomnianych nagrobków i pomników strzepnąć z uśmiechem kurz...
Yumi Mizuno
Temat: Re: Cmentarz Wto 11 Lis 2014, 21:31
Teleportowała się w czyimś domu. Wybiegła stamtąd, nawet nie przepraszając starszej pani za wtargnięcie na posesję. Biegła, biegła i biegła ile sił miała w nogach. Coś w niej pękało, Yumi była taka wściekła. Na Amycusa, na siebie i na swoją odwagę, która przyniosła jej kłopoty. Biegła cicho uliczką, nie było słychać nawet jej kroków. Pamiętała jak przez mgłę, że zdążyła napisać dwa zdania do Arii, aby nie być samą późnym wieczorem na cmentarzu. Pamiętała jak ręka się jej trzęsła, a łzy skapywały na pergamin tworząc kleksy na wydartym ze szkicownika papierze. Potem szła dalej, długo, ściskając w palcach głupią, nową kupioną torebkę. Wszyscy myślą, że dalej jest u Amycusa - bo przecież wyszedł ze szpitala i teraz potrzebuje opieki. Powinna tam być, a nie chciała go widzieć. Nienawidziła go, nie cierpiała. Miała go po dziurki w nosie, mógł przepaść bez śladu, a ona podziękowałaby Merlinowi za zdjęcie ciężaru z ramion. Yumi znowu zastanawiała się, dlaczego musi z nim dzielić teraźniejszość i przyszłość. Czy nie starczy taka mroczna, niefajna przeszłość? Wystarczająco dużo przeszła, aby teraz zdenerwowana i całkowicie opuszczona marnować swoje siły. Żałowała, że go odwiedziła. Mogła tego nie robić, chociaż wszyscy tego oczekiwali. Yumi chciała wymazać cały dzień ze swojego i Amycusa życia. Niepotrzebnie się odsłoniła, niepotrzebnie przyznała, że dopiął swego i jest w nim... nie potrafiła tego nazwać na głos, a w myślach czuła, jakby ktoś wbijał jej szpilki w głowę, gdy chciała to powiedzieć. Nie mogła. Piętnastolatka skręciła w alejkę, weszła na teren cichego cmentarza. Bez koncentracji przeszła dłuższy kawałek i w ostatnim rzędzie odnalazła pewien grób. Tam upadła na kolana, zdzierając sobie z nich naskórek i szybko, energicznie i nerwowo zgarnęła pnącze i chwasty z nagrobka.
Natsumi Merberet. Żyła lat 37, zmarła śmiercią tragiczną. Pozostawiła córkę i męża. Niech jej światło pozostanie w naszych sercach.
Dopiero wtedy Yu objęła swoje ramiona i spuściła głowę, oddychając głęboko. Nie szlochała, pozwalała jedynie, aby łzy spływały po jej policzkach i skapywały na płytę nagrobną. Rozchyliła usta i zamknęła oczy. Musi się za wszelką cenę uspokoić. Nie myśleć o poplamionej również nowej sukience, o kostce nogi podrażnionej odłamkiem zamrożonego kompotu, rozbitego na podłodze w gniewie i furii. Ani o połamanym sercu i niezrozumieniu zachowania Amycusa. Jak śmiał tak ją traktować po tym, jak mu powiedziała, że czuje do niego coś, czego przecież chciał? Po tym, jak mu powiedziała, że się o niego martwi i że tak będzie już zawsze. Nienawidziła go, tak mocno, że brakowało jej tchu. Zimny grób odbierał ciepło Yumi. Zrobiło się jej zimno, chłodny wiatr siał na jej ciele gęsią skórkę. Zdała sobie sprawę, że nie chce być sama. Dlatego tutaj przyszła. W domu byłaby sama, a tutaj ma zimny grób z jednym małym białym kwiatkiem.
Aria Fimmel
Temat: Re: Cmentarz Sro 12 Lis 2014, 00:10
Aria miała wyśmienity nastrój. Burza między nią a jej siostrą została zażegnana, skończyła się ciążąca cisza. Nie podobało jej się jednak to, że Porunn spotyka się z Vincentem, a na myśl o tym, że ma przyjść do nich na obiad… Nie, nie chciała o tym nawet myśleć. Było w nim coś, co ją przerażało i jakaś cząstka niej nie chciała pozwolić na to, by bliźniaczka w ogóle spędzała czas w jego towarzystwie. A może to była zwyczajna ludzka zazdrość? Postanowiła oczyścić umysł, złapać swój łuk i iść ćwiczyć w głąb lasu. Ubrała się na tę okazję w rzeczy, które podarowała jej Ingrid – czuła się trochę dziwacznie ubrana w czarne, skórzane spodnie, jednak były one zdecydowanie praktyczniejsze i wygodniejsze podczas pieszych wędrówek, niż sukienki. Poza tym przypominały jej ciocię, mogła chociaż przez chwilę poczuć się jak ktoś silniejszy. Całość dopełniała najzwyklejsza bluzka, a włosy związała w długi warkocz, by nie wpadały jej do oczu. Już miała wyjść, chwytać za kurtkę (wszak wieczory w Norwegii nie były aż tak upalne), gdy nagle przez otwarte okno w pokoju wpadła sowa, rzucając jej pod nogi kartkę papieru. Podniosła ją, szybko czytając treść. Pismo było niewyraźne, lekko rozmazane. Natychmiast odłożyła sprzęt łowiecki, przywołując do siebie jednego z domowych skrzatów, przenosząc się za jego pomocą w wyznaczone miejsce. Nie wiedziała, co mogło przytrafić się Yumi, jednak oprócz zmartwienia narastała w niej niesamowita złość. Umysł podsuwał jej najgorsze scenariusze. Odesłała skrzata, nie chcąc zbędnych świadków, po czym wkroczyła na cmentarz, wypatrując koleżanki. Nie wiedziała, gdzie też mogłaby na nią czekać, więc uważnie przeczesywała wzrokiem każdy w danym momencie widoczny punkt. Nie sposób było ją w tej chwili usłyszeć, ostrożnie stawiała kroki, poruszając się niemalże bezszelestnie – jak myśliwy polujący na niczego nieświadomą ofiarę. Być może spowodowała to adrenalina i niepewność, przeświadczenie o powadze sytuacji. Musiało stać się coś złego, w innym wypadku młoda Merberet nie napisałaby jej takiej wiadomości. Nagle brązowe tęczówki zatrzymały się na skulonej przy jednym z grobów postaci. Fimmelówna zmarszczyła brwi, mrużąc jednocześnie powieki. Była pewna, że malutką postacią, obejmującą się rękami, była Yumi. Miała spuszczoną głowę, przyśpieszony oddech… Płakała? Aria podeszła bliżej, zdejmując kurtkę, którą kilka minut temu szybko ubrała, nim teleportowała się ze skrzatem. Uklękła obok koleżanki, narzucając jej nagrzany materiał na ramiona. -Już dobrze… – szepnęła, przygarniając dziewczynę do siebie. –Jestem przy tobie – tuląc ją, spojrzała w stronę nagrobka. Natsumi Merberet. Matka Yui, która zbyt wcześnie została odebrana córce, która powinna być przy niej w ciężkich sytuacjach i ją wspierać… Życie bywało okrutne i niesprawiedliwe, o czym dziewczyny zbyt szybko musiały się dowiadywać na własnej skórze.
Yumi Mizuno
Temat: Re: Cmentarz Sro 12 Lis 2014, 14:17
Yumi nie miała gdzie się podziać. Już od dawna na świecie była sama. Matka odeszła, ojciec zmienił się i stał się innym człowiekiem, którego nie mogła poznać. Czasami zastanawiała się jakim cudem jest z nim spokrewniona. Wywinął jej numer z narzeczeństwem, odsprzedając ją Carrowom niczym przedmiot. Z początku była przerażona, że mając lat piętnaście dostała narzeczonego, potem uspokoiła się stwierdzając, że jakimś cudem uda się jej ułożyć życie z Amycusem, jeśli oboje się do tego przyłożą. Aktualnie nie chciała widzieć go na oczy. On nie jest normalny. Idealny dla każdego, wymarzony kandydat na narzeczonego, perfekcjonista, pełen ogłady... same zalety, ani jednej wady. Zaś Yumi poznała go teraz od nowa. Wiedziała, że ma w sobie pewne defekty, ale to dzisiaj przejrzała na oczy, że jego nienormalność przekracza ludzkie granice. Wciąż pamiętała poplamiony krwią kołnierzyk śnieżnobiałej koszuli i morderstwo wymalowane w oczach. Okrucieństwo, brutalność i brak hamulców. To psychopata, nie potrafiła inaczej go określić. Dziewczyna zakryła usta szybkim ruchem, aby stłumić łzawy jęk. Nie miała prawa przez niego płakać. Kim był, aby miał prawo ją ranić? Skuliła się na ziemi, potrząsając raz za razem głową. Została wrzucona na głęboką wodę, była między młotem a kowadłem, a teraz zbierała plony swoich słabości. Pozwalając sobie na obdarzenie Amycusa ciepłym uczuciem, o który siebie nie podejrzewała, mogła na dobrą sprawę własnymi dłońmi rozerwać sobie serce, bo i tak to się tak skończy. Nie słyszała kroków Arii ani nawet nie zauważyła. To było ze strony Yumi zachowanie lekkomyślne aczkolwiek na chwilę obecną nie była w najlepszej kondycji emocjonalnej. Oparła się o Arię, garbiąc ramiona pod ciepłą kurtką. Dzięki Arii powróciła na ziemię i uczucie tonięcia znacznie osłabło. Yu zamrugała rzęsami ciężkimi od łez i wmusiła w siebie kilka głębokich wdechów. Tak bardzo chciała uwierzyć, że będzie dobrze. Nie będzie, bo jej narzeczony jest psychopatą i mało tego, chyba się w nim zakochała, co ją powoli wypalało od środka. Zjadało kawałek po kawałku. To powinno sobie samemu przeczyć. Tak naiwnie wierzyła w Amycusa, a teraz nie potrafiła znieść dźwięku jego imienia w myślach. - Nie chcę ich widzieć, nie chcę znać tych przeklętych Carrowów. - wydusiła z siebie zmienionym głosem. Mocno zaciskała pięści na torebce, knykcie pobielały z wysiłku i zimna. - Aria, on nie jest normalny. - szepnęła śmiertelnie poważnie, zamykając mocno oczy. - On nie jest normalny, to nie jest zwykły siedemnastolatek. On nie jest normalny. - powtarzała niczym klątwę, aby wbić sobie te słowa do głowy i kierować się nimi w postrzeganiu Amycusa. Działo się z nim coś złego i to nie od czasu wypadku na obozie, ale od narodzin. Już od małego działo się z nim coś złego, a teraz to się z niego wylewało. - Nie mam już na niego sił. - westchnęła i wypuściła z rąk torebkę. Otarła dłońmi wszystkie łzy z policzków traktując je jako zdradę samej siebie. Ponownie pojawiła się w niej wściekłość i zaczęła żałować, że nie przyłożyła mu gdy miała okazję. Już chyba dwa razy go spoliczkowała, a więc powinna trzeci raz dać mu do zrozumienia, że w pewnych sytuacjach grubo przesadza i powinien się opamiętać. Yui nie miała matki i nie potrafiła sobie poradzić. W szarej codzienności była silna i dawała radę, ale w obliczu Amycusa wszystko szlag trafiało. W jakiż to sposób miała oswoić sobie narzeczonego, skoro wytrącał jej z ręki każdą broń? Obiecał jej, że będzie przy niej do kresu swych dni. Powiedział nawet, że jej potrzebuje, żeby z nim zamieszkała i była zawsze. Niecałą godzinę później, gdy emocje ostygły potraktował ją jako wroga. Jak w takiej sytuacji można zachować stoicki spokój? Yu otworzyła usta, aby powiedzieć o tym Arii i zapytać czy to szaleństwo, lecz nic nie wydobyło się z jej ściśniętego gardła. To bolało i dobrze wiedziała, że tak będzie. Amycus też to wiedział, a mimo tego dalej w tym tkwi. Nie umiała znaleźć na to odpowiedzi.
Aria Fimmel
Temat: Re: Cmentarz Czw 13 Lis 2014, 02:16
Odgarnęła delikatnie palcami kilka kosmyków włosów z twarzy koleżanki, przerywając tym samym wyżłobione łzami ścieżki. Drugą ręką wciąż ją obejmowała, chcąc dać do zrozumienia, że nigdzie się nie wybiera i na pewno nie pozostawi jej samej sobie. Gdy rodzice przestawali troszczyć się o własne dzieci, przyjaciele musieli wkraczać na ich miejsce. Musiały wspierać się nawzajem, obdarzać się ciepłem i siłą, tak bardzo potrzebną do dalszego działania. Wszystko szło nie tak, taka sytuacja nigdy nie powinna mieć miejsca. Yumi nie powinna płakać, czuć się samotna, nikt nie miał prawa do krzywdzenia drugiego człowieka, czy to fizycznie czy też psychicznie. Ton głosu młodszej koleżanki rozdzierał serce Arii. Nigdy nie miała bezpośrednio do czynienia z nikim z rodziny Carrow, wiedziała o nich tylko to, co gdzieś przypadkiem usłyszała. Kolejne słowa dały jej do zrozumienia, że na jej obecny stan musiał mieć wpływ Amycus. Narzeczonego Yui kojarzyła z widzenia, co chyba było normalne zważywszy na fakt, że dzięki siostrze obracała się często w ślizgońskich kręgach, choć raczej jako milczący obserwator. -Yui, czy on ci zrobił krzywdę? – spytała, a ton głosu wyrażał zaniepokojenie, zabarwione złowieszczą nutką gniewu. Z niezwykłą ostrożnością i delikatnością przyłożyła dłoń do policzka koleżanki, lekkim naciskiem próbując sprawić, by na nią spojrzała. Musiała się uspokoić, wyrównać oddech. Chciała jej pomóc, łapiąc jej brązowe oczy w swoje ciemne tęczówki, przelewając na nią odrobinę swojego opanowania. Czasem się nie poznawała, tak jak w tej chwili, próbując wyłączyć niepotrzebne emocje. Musiała się jeszcze sporo nauczyć, by w przyszłości opanować drażniące ją drżenie całego ciała, reagujące złością na bezsilność. Przyglądała się, jak młoda Merberet wypuszcza z rąk torebkę, na której chwilę wcześniej jeszcze zaciskała pięści i ocierała dłońmi policzki z łez. -Spokojnie, mi możesz powiedzieć… – odezwała się, zachęcając ją do rozmowy, gdy z jej gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Jeżeli Amycus miał zamiar krzywdzić Yumi, w jakikolwiek sposób, jeżeli tylko włos spadnie z jej głowy, to była gotowa się zemścić. I to nie wysyłając swoją sowę w celu „ataku z powietrza”… gdyby Yumi teraz dała jej tylko jakikolwiek znak, była gotowa jeszcze w tej samej chwili odwiedzić Carrowa, a wizyta nie należałaby to kulturalnych i miłych. Co ten drań sobie wyobrażał? Fimmelówna zapewne nie miałaby z nim żadnych szans, gdyby doszło do jakiegoś starcia – choć sama myśl o tym, biorąc pod uwagę charakter Arii, brzmiała absurdalnie. Krukonka powoli podniosła się z kolan, łapiąc za ramiona młodszą koleżankę, podciągając ją równocześnie ze sobą w górę. Zauważyła zdarte kolana dziewczyny, więc bez chwili zastanowienia wyciągnęła różdżkę, rzucając zaklęcie. Episkey powinno załatwić sprawę, uleczając drobne rany. Dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że nie powinna czarować poza murami Hogwartu, jednak wcześniej już raz to zrobiła. Teraz już nawet się tym nie przejmowała. Co się z nią działo? -Może zamiast starać się o dobre relacje, powinnyśmy im pozwolić za nami zatęsknić. Jak myślisz, nauczy ich to szacunku do nas? Nie pozwolę na to, żeby ktoś cię źle traktował. To, że jest twoim narzeczonym nie uprawnia go do tego – zmarszczyła brwi, panowanie nad emocjami na chwilę wymknęło jej się spod kontroli. Chwilę później westchnęła, złość tu nic nie dawała. Yumi nie potrzebowała w tym momencie jej gniewu, ani tego, że Aria miała ochotę rozszarpać Amycusa na strzępy, nie wiedząc nawet co tak właściwie uczynił. Jeszcze chwilę temu zalana łzami twarz Yumi była wystarczającym powodem, by w głowie Norweżki pojawiały się takie myśli. Zacisnęła dłonie w pięści, rozluźniając je za chwile, próbując nie dać ponieść się emocjom. Trzymana w dłoni różdżka sprawiała, że zaczynała czuć się pewniej, choć niewątpliwie Ingrid miała w tym swoją zasługę. Wszystko, czego ją uczyła, miało bezpośredni wpływ na jej rozwój i zachowanie, choć Aria jeszcze nie wiedziała, czy powinna być zadowolona z takiego obrotu sprawy. Nie chciała ani denerwować Yui, ani potęgować jej smutku. Spojrzała znów na grób, zaciskając ponownie palce na różdżce… W sumie, dlaczego by nie? Orchideus. Kilka kwiatów więcej zawsze wyglądało lepiej, poza tym pierwszy raz stała nad miejscem spoczynku matki koleżanki. Chciała w jakiś sposób uczcić jej pamięć, czy kwiaty nie były najlepszym sposobem? Miała nadzieję, że nie wyląduje w Azkabanie za użycie Orchideusa, była jeszcze taka młoda.
Yumi Mizuno
Temat: Re: Cmentarz Czw 13 Lis 2014, 16:37
Nigdy nie przypuszczała, że człowiek potrafi być tak samotny i może tak mocno potrzebować drugiej osoby. Niewątpliwie obecność Arii nie pozwalała się jej do końca załamać. Przerwany strumień łez osłabł pozostawiając na jej policzkach błyszczące krople, które wyschną w ciągu kilku minut. Wciąż była wściekła i ta nienawiść wypełniała ją od środka. Zaakceptowała defekty Amycusa, ale nie sądziła, że on to na nią przeleje i się z nią tym podzieli. Przeceniał ją, chyba nie była tak silna jak myślała. Nie wiedziała czy podoła słowom Abigail i zachowa całkowity spokój, opanowanie wobec problemów Carrowa. Miała być silna a teraz jak na złość ogarniała ją dławiąca bezsilność. Drgnęła zaskoczona pytaniem Arii, chociaż miała święte prawo tak wnioskować. Yu potrzebowała się zastanowić czy rzeczywiście Amycus wyrządził jej jakąkolwiek krzywdę. Nie. Nigdy nie traktował jej jako przeciwnika ani wroga poza dzisiejszym dniem. Wybrał sobie najgorszy moment na okazywanie takiego gniewu. Mógł wcześniej nie pokazywać, że za nią zatęsknił, nie miał prawa tak się zachowywać, skoro teraz to wszystko zniszczył. Dokopał się do jej najczystszego i najwrażliwszego uczucia jakie do niego żywiła. Dzisiaj to skopał, popsuł. Dziewczyna spojrzała na Arię smutno i potrząsnęła głową. Pełne łez oczy były zmęczone, wyczerpane i wypełnione żalem. Gdzieś za tą fasadą bezsilności czaił się gniew i wściekłość. Szukała słów, aby powiedzieć Arii i zapytać czy to szaleństwo, a przychodziło to jej z trudem. Yumi wciąż uczyła się, że zwierzenie się z czegoś przynosi ulgę a nie niebezpieczeństwo. - Chodzi o tę jego rękę. - zaczęła powoli, cicho zdławionym od łez głosem. - On chce czasu, a jego ręka czasu nie ma. Powinien ją rehabilitować i wziąć się w garść, aby jej nie stracić. To prawa, magiczna. Spotkałam się więc z jego matką. Ona poradziła mi, żebym skontaktowała się z Alecto. - tutaj wykrzywiła się na wspomnienie nieprzyjemnych i mało dojrzałych listów od bliźniaczki jej narzeczonego. Zazdrość, zaborczość i złość. - Też jesteś bliźniaczką to może zrozumiesz jego zachowanie? Dzisiaj mu o tym wspomniałam, to wkurzył się, niemal zdemolował kuchnię, rzucił skrzatem o ścianę i... i patrzył na mnie jakbym go zdradziła. - zamrugała rzęsami i wstała zaraz za Arią. Nie czuła kolan, nie czuła mięśni w łydkach i chciała się skulić i schować pod kołdrą na zawsze. Ledwie zauważyła rzucone zaklęcie i ciepło muskające rzepki. - Zachowywał się... strasznie. Nie chcę go widzieć. Mam go dosyć, bezpodstawnie robi mi awanturę, bo się martwię. A raczej martwiłam trzydzieści minut temu. - ukryła twarz w dłoniach i wmuszała w siebie coraz głębsze wdechy. Musiała się uspokoić. To do niej niepodobne, że wyszła bez słowa nikomu nic nie mówiąc i znalazła się tutaj - sama. Na szczęście jest Aria i Yumi nie pozwoliłaby jej przejść się do Amycusa ani mu wspomnieć o jego zachowaniu. Na niego nic nie działało, wątpiła, aby przejął się jakąkolwiek groźbą od jej przyjaciółek. Była pewna, że obróciłby to na własną korzyść, a więc potrzebowała przestać o nim ciągle myśleć. Pozbyć się go z głowy i dać sobie i jemu święty spokój. Powinna wyjechać bez słowa na resztę wakacji, aby to on poczuł jak to jest się martwić o drugą osobę. Nie odważyła się użyć słowa "tęsknota". - Masz rację, powinien porządnie się zacząć martwić i zastanawiać nad sobą. - opuściła dłonie, odsłaniając bladą, zmęczoną twarz mokrą od łez. - Aria, on jest idealny i inni mogliby marzyć o takim narzeczonym. - odchrząknęła. - Lojalny, honorowy, dotrzymuje słowa, przystojny, piekielnie bogaty... ale co mi po tym, skoro... .... łamie mi serce. - ostatnie trzy słowa wyszeptała, po czym wstrząsnął nią zimny dreszcz. Skurcz bólu przebiegł przez jej twarz, jak tylko pomyślała co musi przez niego przechodzić. Po raz drugi powtórzyła zezłoszczona pod nosem, że ma go serdecznie dosyć. Powoli płacz zanikał, zupełnie jakby Yumi pobierała od Arii siłę i spokój, aby się pozbierać. Chociaż miała straszny nastrój, uśmiechnęła się wdzięcznie na widok pięknych kwiatów na grobie mamy. Zupełnie nie wiedziała dlaczego tutaj przyszła. Prawdopodobnie podświadomie. Yumi miała przemożną ochotę zniknąć na resztę wakacji i nie dać mu znaku życia, ale wiedziała, że jest to niemożliwe. Na świecie była wszak sama, dodatkowo niepełnoletnia i według wielu osób bezbronna. Yumi była młoda, ale miała w sobie wiele smutnych emocji, które teraz dają o sobie znać.
Aria Fimmel
Temat: Re: Cmentarz Czw 13 Lis 2014, 20:00
Wypuściła głośno powietrze z płuc, gdy Yumi przecząco pokiwała głową na jej pytanie. Momentalnie całe jej ciało się rozluźniło, napięcie z mięśni zaczęło znikać, gdy odczuła niesamowitą ulgę. Zniknęła jedynie tylko nagła gotowość do walki, a nie złość. Yumi płakała, wyglądała na rozżaloną i wyczerpaną, więc w pewien sposób musiał sprawić jej ogromną przykrość. Wina Amycusa była w oczach Arii oczywistością, nie zrobiłaby jednak nic głupiego, nie bez zastanowienia nad konsekwencjami. Kolejne słowa koleżanki tylko pogłębiły jej przekonanie o tym, że między nimi doszło do jakiejś sprzeczki. Dobrze to rozumiała, sama dopiero uczyła się dopasowywać do innych ludzi, szczególnie tych, na których była niejako skazana. Ta sztuka była cięższa, niż można by było się tego spodziewać, ale skoro dorośli często radzą sobie z dochodzeniem do kompromisów, młodzi również kiedyś posiądą taką umiejętność. -Niestety, jeżeli ktoś jest uparty, nie daje się zbyt łatwo przekonywać… nawet, jeżeli chodzi o jego dobro – westchnęła. –Niektórzy sami muszą dojść do tego, że głupia duma do niczego nie doprowadza i trzeba dać sobie pomóc, przyjąć radę. Szczególnie mężczyźni mają z tym problem – podzieliła się z koleżanką swoimi uwagami. Wiedziała, że Yumi chciała dobrze, ale musiała przy tym natrafić na czuły punkt chłopaka. Czyżby Alecto mogła nim być? Nie zdziwiłoby ją to… Arię i Porunn również łączyły ciasne więzy, których żadna nie chciała rozluźniać. Były o siebie zazdrosne, a Krukonka najchętniej nikomu nie oddałaby swojej siostry. -Bliźniacy nie lubią, jeżeli ktoś trzeci pakuje się w ich związek… – powiedziała, rumieniąc się delikatnie. Sama tego nie lubiła! –Może się zezłościł, bo chciałaś na niego wpłynąć poprzez siostrę? – mruknęła bardziej do siebie, próbując zrozumieć i poukładać w głowie wszystkie informacje. Zastanawiała się, jakby ona się zachowała, gdyby ktoś chciał wpłynąć na nią poprzez siostrę, bądź odwrotnie. Problem bliźniaków polegał na tym, że albo się między nimi nie układało, albo zbyt mocno się kochali. Zazwyczaj to drugie… A do tego dochodziła gama innych uczuć, takich jak chorobliwa zazdrość, zaborczość… –Nie chcę snuć na ten temat teorii… Ale to wszystko nie tłumaczy jego zachowania – powiedziała stanowczo. Nigdy nie zrozumie ludzi, którzy tak szybko odtrącali od siebie innych, byli zbyt dumni na przyjęcie pomocy i akceptację tego, że ktoś może się o nich po prostu martwić. -Martwisz się, a to normalne – położyła jej dłonie na ramionach, chcąc dodać jej otuchy. Aria niewiele mogła zrobić, zdawała sobie z tego sprawę. Nie była jednak w stanie bezczynnie patrzeć na cierpienie, a dobrze rozumiała jak to jest martwić się o kogoś, kto najzwyczajniej na świecie nie chciał pomocy… Najgorsze jest to, że wtedy tak naprawdę nie da się pomóc – inni mogą się starać, próbować, ale najważniejsze decyzje zawsze podejmuje się samemu. Każdy był kowalem własnego losu, decydował o tym, czy chce walczyć dalej, czy się poddać, czy doświadczenia go rozwijają, czy też niszczą. Wiedziała, że Yumi ciężko będzie przyjąć taką wiedzę, szczególnie, że Aria sama nie dawała za wygraną i chciała walczyć za innych do samego końca. -To od niego zależy jak przyjmie twoją pomoc, czy w ogóle będzie chciał ją przyjąć… Wyraziłaś swoje zdanie, próbowałaś, nic więcej nie możesz w tej sytuacji zrobić. Wie, że ci zależy – chciała ją pocieszyć, ale co innego mogła powiedzieć? Nie można komuś wbić do łba, żeby zmienił swoje zdanie… Choć, znając je obie, ani Aria ani Yumi nie poddałyby się tak łatwo. Nigdy nie przestaje się troszczyć o ludzi, którzy zdołali wkraść się do serca… Nawet, jeżeli wiązało się to z cierpieniem ich samych, złością i desperacją. Przyciągnęła młodszą koleżankę bliżej, przytulając ją do siebie. Ona zawsze czuła się pokrzepiona bliskością, szczególnie siostry, więc miała nadzieję, że Yui również pomoże uczucie ciepła. -Nie daj się, nie pozwól mu na złamanie sobie serca – pogłaskała ją czule po włosach. –A jeżeli coś takiego się stanie, to wyrwę mu wątrobę – no to jej się udało, pocieszenie godne Ingrid. Czy ciocia byłaby z niej dumna? Sytuacja nie była radosna, a jednak nagle miała ochotę po prostu się zaśmiać. – Wiesz… Nie ma ludzi idealnych. Każdy ma wady. Nie musisz akceptować jego złego zachowania, nie powinnaś się nawet na nie godzić – odsunęła się od dziewczyny na tyle, by móc spojrzeć w jej oczy. –Zawsze masz mnie. Możesz pisać, przyjechać kiedy tylko zechcesz i zostać jak długo będziesz chciała. Nie jesteś na niego skazana, wzięłabym cię ze sobą nawet teraz – tupnęła nogą, a choć było to dziecinne, nie mogła nic na to poradzić.
Yumi Mizuno
Temat: Re: Cmentarz Czw 13 Lis 2014, 20:50
- Prędzej Filcha bym przekonała do założenia króliczych uszu niż Amycusa do przyjęcia pomocy. - odpowiedziała ochryple. Nie znała większego uparciucha niż Carrow. Przez niego traciła noce na płakanie i zastanawianie się czy ma jeszcze coś do stracenia, skoro jej przyszłość nie jawi się kolorowo. Yumi nie pojęła, że poprzez troskę i martwienie się oraz czynne przystąpienie do realizowania owej troski, rani dumę Amycusa. Z drugiej strony, gdyby role się odwróciły, nie miałby żadnych wyrzutów sumienia i nie przejmowałby się tym czy Yumi uraził. Coraz bardziej miała go dosyć i obiecała sobie samej, że będzie na niego wściekła długo, aby pojął, że jego zachowanie jest okropne i nie do przyjęcia. Prawie się między nimi ułożyło, prawie doszli do kompromisu i wszystko popsuł. Dziewczyna spojrzała na Arię i smutno westchnęła. Bliźnięta. Nigdy nie miała rodzeństwa, a co dopiero mówić o bliźniaku. Nie rozumiała tej dziwnej, tajemniczej więzi łączących dwoje spokrewnionych ze sobą ludzi. Zazdrościła im tego, jednocześnie nie potrafiąc zrozumieć dlaczego ktoś może być tak zaborczy o coś, na co nikt nie ma wpływu. - Ja nie chciałam się wtrącać. Mój i jego ojciec mnie tam wtrącili między nich. - odparła gorzko. - Aria, ale jak ja mam na niego wpływać? To jak grochem o ścianę. Nie jest reformowalny. - zapytała, ale nie oczekiwała odpowiedzi. Posłuchała rady Abigail Carrow, a teraz zbierała tego gorzkie plony. Jakże ją irytowało, że poruszała się po omacku, gdy do czynienia miała z rodziną, której kiedyś (oby nieszybko) będzie nosiła nazwisko. Nawet obrazy w ich posiadłości były wścibskie i nieprzyjemne. Nie lubiła tam być, choć tam czuła się najlepiej mimo wszystko. Paradoks nie do zrozumienia. - Nie mogę patrzeć jak jego ręka przestanie działać przez jego przerośniętą dumę. Mam związane ręce. - przełknęła gulę w gardle i wzięła więcej wdechów. Czasami miała ochotę nim porządnie potrząsnąć, aby w końcu zaczął się racjonalnie zachowywać. Yu nie była pewna czy Amycus wie, że jej na nim zależy i czy w ogóle bierze to pod uwagę. Wypędził ją niemal z Munga, bo nie chciał, aby go widziała słabego. Dała się przytulić. Oparła lekko, niepewnie brodę o ramię Arii. Zacisnęła mocno zęby i przetrzymała gwałtowniejszy skurcz serca jak tylko Aria wspomniała o sercu. On już jej je łamał, a w tym tempie rozerwie i na strzępy, nie potrafiąc odwzajemnić żadnego pozytywnego uczucia. Aria o tym nie wiedziała, nie miała pojęcia, że Yumi skazana zostanie na wieczną samotność. Idealny narzeczony, później mąż, ale nie kochany człowiek. - Wątroby nie starczy. - szepnęła zamaskowaną odpowiedź. Odsunęła się od dziewczyny i ponownie otarła oczy z łez. Powoli wracała do siebie, powoli i mozolnie. Zaczęła się jej podobać własna wściekłość na niego i pomysł "przepadnięcia bez słowa". Niech raz poczuje się tak jak ona i się zmartwi. Może. Zdziwiła się ze słów Arii i jej gotowości do dokuczenia i przyłożenia Amycusowi, lecz uśmiechnęła się, bo faktycznie to ją pocieszyło. Nie tylko ona twierdzi, że Carrow to ghul, który nie rozumie najprostszej rzeczy - martwienia się. To nie przestępstwo, ciekawe kiedy to zrozumie? - Arigatō, Aria. Przepraszam, że tak nagle napisałam... byłam zła, nie wierzyłam, że zrobił mi z tego powodu awanturę. - wypuściła powietrze z płuc przez usta i pokwaśniała, żałując swojego zachowania. Potrzebowała obecności Arii, lecz powinna skontaktować się z nią za dnia, a nie późnym wieczorem. - Musiałam się dowiedzieć czy to ja zwariowałam czy to on. - uśmiechnęła się słabo. Odwróciła nagle głowę ku furtce cmentarza. Ktoś się teleportował. Przez chwilę Yumi miała serce w gardle w obawie, że to Derek wrócił. Nawet sięgnęła po torebkę, w której trzymała różdżkę. Okazało się, że to Soren. Pan dobijający siedemdziesiątki, z siwymi włosami, siecią zmarszczek i uśmiechem Grubego Mnicha. - Och. Kangei, Soren. - szepnęła, uciekając wzrokiem. Nie wiedziała jak ją znalazł. A okazało się, że starsza pani - właścicielka domu, w którym się Yu teleportowała przez sieć Fiuu - skojarzyła Yumi. Niegdyś z matką przebywały w Dolinie Godryka i stąd kobieta ich pamiętała. Skontaktowała się z Sorenem i oto jest. Lokaj ukłonił się przed nimi nisko i z miłym uśmiechem wyciągnął rękę ku Yumi, aby wróciła z nim do domu. Dziewczyna odwróciła się do Arii i mocno ją przytuliła do siebie. Szepnęła ponownie "arigatō", co w japońskim języku oznaczało dozgonne podziękowania. - Napiszę do ciebie. Jest późno. - posłała jej smutny uśmiech. Zdjęła z siebie kurtkę i oddała ją Krukonce. Na ramionach Yu pojawiła się jej kurtka, którą lokaj ze sobą przyniósł. To on był jej prawie ojcem. Tylko on o nią tak dbał, jak powinien dbać jedyny rodzic. Pomachała Arii i ujęła rękę Sorena. Trzask teleportacji i Yu była w swoim domu. Znienawidzonym swoim domu, w którym nie przespała tej nocy. Mimo tego była zadowolona, że to Amycus zachował się źle, a nie ona.
[ z tematu ]
Aria Fimmel
Temat: Re: Cmentarz Czw 13 Lis 2014, 22:40
Pokręciła głową, by się nie zaśmiać, gdy wyobraziła sobie Filcha w króliczych uszach. Każdy uparty człowiek był ciężkim orzechem do zgryzienia… ale orzech to tylko orzech, każda skorupa po jakimś czasie pęka. W końcu byli tylko ludźmi, a jeden potrzebował drugiego, nikt na dłuższą metę nie wytrzymałby w samotności – a przynajmniej tak uważała Aria. -Wiem, Yui, wiem… Nie chciałam, żebyś to tak odebrała… – powiedziała, wzdychając ciężko. Zmuszanie młodych ludzi, praktycznie jeszcze dzieci, do aranżowanych małżeństw było okrucieństwem i nie powinno mieć już miejsca. Komu miało wyjść to na dobre? Miała wrażenie, że to tylko poprzednie pokolenie mściło się na kolejnym… oni musieli to znosić, więc ich dzieci również będą cierpiały. Fimmelówna nie wiedziała, co powinna jej w takiej sytuacji doradzić. Ona sama pewnie próbowałaby za wszelką cenę do niego dotrzeć, ale przecież nie mogła mieć pojęcia jak przebiegała ich cała rozmowa. Yumi na pewno próbowała wszystkiego. Z drugiej zaś strony takie ciągłe naciskanie na drugą osobę mogłoby mieć odwrotny efekt… Jakim typem człowieka był młody Carrow? Może gdyby go znała, wiedziałaby jak pomóc koleżance. -Nie masz za co przepraszać. Jak mówiłam, możesz pisać kiedy chcesz, a u mnie zawsze jesteś mile widziana. Wystarczy jedno słowo – uśmiechnęła się pokrzepiająco. Nie wiedziała nawet, w którym momencie zaczęła traktować młodszą Krukonkę jak przyjaciółkę. A przecież od tego są przyjaciele, by przy sobie być i się wspierać, podtrzymywać się wzajemnie na duchu. -Nie daj sobie nigdy wmówić, że z tobą jest coś nie tak – złapała jej dłoń, delikatnie ją ściskając. –Jesteś silniejsza niż ci się wydaje, poradzisz sobie z tym wszystkim. A zawsze, gdy będą nachodziły cię takie myśli, możesz do mnie przyjść, żebym mogła wybić ci je z głowy! Aria również spojrzała w stronę furtki, gdy głowa Yui odwróciła się w tamtą stronę. Widząc nagłe napięcie, które wzrosło w dziewczynie, znów się spięła i przygotowała do ewentualnego stanięcia w jej obronie. Po chwili okazało się, że to nie żaden bandyta, tylko starszy pan. Nigdy wcześniej go nie widziała na oczy, ale najwidoczniej Yumi go znała. Objęła dziewczynę, gdy ta ją przytuliła, po czym kiwnęła głową. Uśmiechnęła się na pożegnanie, odbierając swoją kurtkę. Po chwili poczuła delikatne szarpnięcie i spojrzała w dół. Domowy skrzat widocznie postanowił zignorować jej polecenie i poczekać na nią. W tej chwili mogła mu za to tylko podziękować, choć zapewne to zachowanie nie zostałoby pochwalone przez resztę członków jej rodziny. Aria miała jednak całkiem inny kontakt ze skrzatami, które w jej obecności pozwalały sobie na o wiele więcej i nigdy nie spotkałaby je za to kara z jej strony. Narzuciła kurtkę, dała się złapać przez stworzonko za rękę, po czym teleportowali się prosto do jej pokoju.
[z tematu]
Gość
Temat: Re: Cmentarz Sob 31 Sty 2015, 17:50
Victor od dawna szukał powodu, aby odwiedzić Dolinę Godryka. Wiele o niej słyszał, ale nigdy tam nie był. W końcu się znalazł. Przerażający powód...
Puchon, gdy tylko otworzył oczy zobaczył kopertę. Musiała przynieść mu ją sowa. Otworzył list z myślą, że to od jego mamy. Jednak prawda uderzyła go jak młotem. Chłopakowi zaczęło bić szybciej serce, kiedy czytał o jakimś sekrecie. Zbladł natomiast docierając do podpisu nadawcy. "Eliza". Jak to możliwe? W życiu spotkał tylko jedną Elizę! Ona nie żyła! Widział jak umarła. Ale także do głowy nie przychodził nikt inny. To możliwe? Martwi nie pisali listów! Oczywiście wiadomym było, że duchy istnieją, ale potrafią pisać? Chłopak miał straszny mętlik w głowie. Spędził jeszcze godzinę w łóżku nie mogąc się zebrać w sobie, aby wstać. Nagle podszedł do niego znajomy mu grubasek. -Victor... co Ci jest? Rozumiem, że weekend, można spać. Ale ty masz ciągle otwarte oczy i jesteś jakiś dziwny...- Powiedział Finik siadając na krawędzi łóżka Varkesa. Chudzielec przetarł oczy. -Muszę gdzieś iść. Kawałek drogi od Hogwartu. Ale nie wiem jak...- Powiedział niepewnie. Finik wiedział, że w takich momentach lepiej nie wnikać w sprawy kolegi. -Bramy są otwarte, bo uczniowie odwiedzają rodziny. Pociągiem? Potem Błędnym Rycerzem?- -Dzięki. Wyleciało mi z głowy.- I nagle wstał na równe nogi. Puchon zapomniał o tym, ze w końcu mają weekend! Postanowił się pośpieszyć i przygotować.
***
Magiczny autobus to straszna rzecz. Jeśli się nie złapiesz czegoś to wylądujesz na szybie... pięć razy. Ale cudem dotarł do Doliny Godryka. Była prawie 19! Skierował się na cmentarz. Ale czemu "Eliza" chciała się widzieć właśnie tam? Już ciemno, te miejsce jest straszne! Ale chyba bardziej przerażała go myśl co spotka. Minął nagrobki sławnych ludzi i zatrzymał się na środku drogi. Był sam. Już jest wyznaczona godzina! O co chodzi...
Anonim
Temat: Re: Cmentarz Sob 31 Sty 2015, 18:42
Pierwszy tydzień października jawił się w słonecznych barwach, chociaż wieczór postanowił przywitać Victora skąpym deszczem. Po zaledwie kilku krokach wzdłuż alejek okolonych nagrobkami jego podeszwy zaczęły wydawać charakterystyczny dźwięk chlupotu, świadczący o tworzeniu się błota. Ciało oddawało przyjemne ciepło, umożliwiając chłopakowi dostosowanie się do chłodnych powiewów wiatru, który jeszcze nie niósł ze sobą podrygów jesieni. Ciemność panująca dookoła rozjaśniana była latarniami podłączonymi do mugolskiej rozdzielni prądu, porozstawiane niczym pustelni strażnicy sprawdzający czy martwi pogrążeni są w mrocznym, wiecznym śnie. Samotność była tutaj szczególnie dotkliwa, jeśli wziąć pod uwagę unoszącą się atmosferę niewypowiedzianej rozpaczy i tęsknoty za tymi, którzy odeszli przedwcześnie. Obserwacja sylwetki siedemnastoletniego chłopaka była sprawą błahą i tak prostą, że Marcus uśmiechał się pod nosem jak tylko dostrzegł wyłaniającą się sylwetkę młodego czarodzieja. Właściwie mógł bez przeszkód zaciągnąć go do jednej z krypt i ziścić swoje plany, ulegając pokusie improwizacji. Wystarczyło by tylko jedno zaklęcie, ażeby unieruchomić chłopaka. Tylko jedno malutkie, ale dlaczego pozwolić sobie na krótszą drogę do realizacji celów? O wiele przyjemniej obserwować, jak zadręcza się myślami o zmarłej przyjaciółce i próbuje dosięgnąć pamięcią szczegółów tamtego zdarzenia. Konkretnego dnia, kiedy obietnica powrotu nie miała zostać nigdy spełniona. Znajdował się kilka metrów od Victora, z radosną niecierpliwością przyglądając się jak przystaje i próbuje odszukać zjawy ze wspomnień. Marcus miał czas, o tak, miał bardzo dużo czasu. Wystarczyło poczekać, aż nastolatek dostrzeże unoszącą się głowę Elizy po prawej stronie i oślepiony, oczarowany omamami ruszy prosto w przygotowaną pułapkę.
Victor – jeśli rozejrzysz się dookoła, dostrzeżesz mglistą poświatę bladej twarzy znanej Tobie dziewczynki, zupełnie tak jakby była duchem.
Co robisz?
Ostatnio zmieniony przez Mistrz Lemur dnia Nie 01 Lut 2015, 11:32, w całości zmieniany 1 raz
Gość
Temat: Re: Cmentarz Sob 31 Sty 2015, 19:08
Chłopak czekał niecierpliwie, ale nic się nie stało. Niczego nie dostrzegł, także nie zjawiła się żadna osoba. Nawet Eliza. To go męczyło najbardziej. A co jeśli to był tylko psikus? Tylko głupi psikus? Lecz to niemożliwe. Nikomu nie mówił o zmarłej czternastolatce, która teraz miałaby siedemnaście lat. Jedyną osobą ze szkoły, która znała prawdę, była Thetis. I to tylko dlatego, że znalazła się w miejscu całego wypadku w którym śmierć poniosło dwoje ludzi. Ale krukonka, by mu tego nie zrobiła! Nie mogła, nie grałaby na jego uczuciach! Puchon od dawna przestał myśleć o całej tragedii. Trauma przeminęła. A teraz wszystko powróciło z podwojoną siłą! A może komuś powiedziała? Jakiemuś potworowi, który zechciał go zniszczyć psychicznie?! Kręciła się z jakimś Chrisem. Wkurzającym ślizgonem. Może to jego sprawka? Eh...
Przeczesał włosy i usiadł na jakimś nagrobku, nawet go nie obchodziło kto tu leży. Miał gdzieś, że jest to złe. Nie miał na nic ochoty, a osoba, która chciała się spotkać nie przyszła. Nagle poczuł, że jest tu ktoś jeszcze. Nie ujrzał nikogo żywego, ale widok po prawej zszokował go bardziej niż dzisiejszy list. Zobaczył twarz. Tak bardzo mu znaną. Trochę jednak niewyraźną. Wyglądała jak czternastoletnia mugolka, którą znał z podwórka. Trochę czasu minęło, ale raczej nie zapomniał jej twarzy. Tylko to było nierealne! Nie mogło! Przypominało ducha, lecz było tylko głową. Poświatą... Mimo to Varkes się nie powstrzymał. Wrócił do pozycji stojącej i zmierzył powoli w jej kierunku. Miał jednak przed sobą różdżkę, tak dla pewności. Nie często się spotyka martwe dziewczyny. Kolana mu się uginały, nogi miał jak z waty. Stanął jak słup parę metrów od tego widma. Nie potrafił iść dalej. Wyczuł pułapkę, czy zbyt się bał? Chyba to drugie, ale trzeba przyznać, że sprawa podejrzana. -Ty... to ty? Powiedz coś... powiedz!- Krzyknął w stronę "Elizy", ponieważ ta milczała i nawet nie zwracała na niego uwagi. Był wściekły i zrozpaczony. Nie wiedział co się dzieje. A strach nie pozwalał mu iść dalej...
Anonim
Temat: Re: Cmentarz Nie 01 Lut 2015, 11:43
Z której strony spojrzeć? Z kim podzielić się rozpaczą drzemiącą w dorastającym sercu przyjaciela, który utracił bliską osobę w zdecydowanie zbyt młodym wieku? Jak wiele emocji drzemie w ciele nastolatka i dlaczego tak wiele podniecenia odczuwa się, obserwując wewnętrzne zmagania widoczne jak na dłoni? Marcus ledwo powstrzymał chichot, który trawił dynamicznie jego trzewia. Musiał powstrzymać swoją radość przynajmniej do momentu, aż nie spojrzy przerażonemu chłopakowi w oczy i nasyci się tymi błyskami niezrozumienia.
Upiorne oczy utkwione były w pustkę aż do momentu, w którym Victor odważył się wypowiedzieć w stronę mary nocnej słowa, jakie nie powinny zostać tu wypowiedziane. Powoli, z wyraźnym wysiłkiem utkwiła spojrzenie na twarzy przyjaciela z takim wyrazem, jak gdyby w ogóle go nie rozpoznała. Ba! Miała tak nieobecny wzrok, że śmiało można podejrzewać, że go nie widziała. Patrzyła, ale go nigdzie nie było.
Nagle, Victor mógł usłyszeć skrzek tuż nad sobą, a ciemny cień ptaka zatoczył koło nad jego głową. Światło latarni rozświetliło sylwetkę orła - tu, który ostatecznie wylądował na przeciwnym nagrobku, na jakim siedziała Eliza. Wpatrywał się w zjawę strosząc pióra i niecierpliwie drepcząc w miejscu, próbował odgonić marę.
Co robisz?
Gość
Temat: Re: Cmentarz Nie 01 Lut 2015, 12:31
To była naprawdę trudna sytuacja dla młodego chłopaka, który nawet nie miał pojęcia w jakie kłopoty się wpakował. Ale czy Wy też zignorowalibyście list z podpisem zmarłej znajomej? On i tak wykazał się odwagą na samo przybycie w to miejsce. Bądź głupotą. Zależy jak na to spojrzeć. Pewnym jest sprowadzenie na siebie nieszczęścia. A i tak już miał sporo problemów na głowie. Ten może okazać się najbardziej dotkliwym.
Gdy tylko nocna mara skierowała głowę w jego kierunku Vic poczuł jak przechodzi go gęsia skórka. Bał się, serio. Duchy szkolne go nie przerażały, a to coś budziło zgrozę. Miało jeszcze takie puste spojrzenie. Jakby go nie widziała, jakby to On był niematerialny i przezroczysty. -El... Eliza.- Znów wypowiedział niepewnie słowa, które ledwo przeszły mu przez gardło. Już nawet wyciągał w jej stronę dłoń, ale pojawił się ptak...
Obserwował skrzydlate zwierze, jak go okrąża i ląduje na nagrobku, odpędzając zjawę. -Zostaw, odleć!- Zawołał podchodząc parę kroków bliżej, aby orzeł odleciał, przez co znalazł się bardzo blisko "Elizy". Znów skamieniał w bezruchu, ściskając tak mocno różdżkę, że była na granicy pęknięcia. Zbladł bardziej a w uszach ciągle odbijał mu się ten skrzek ptaka...
Anonim
Temat: Re: Cmentarz Pon 02 Lut 2015, 09:01
Nie taki był plan, aby chłopak próbował bronić nieistniejącej istoty. „Czego uczą w tym Hogwarcie?!” – przemknęło mu przez myśl, kiedy obserwował zawziętość w ratowaniu iluzji Elizy. Chwilowo, nie potrafił pojąć zaangażowania w relację nastolatków (właściwie dzieci w tamtym czasie) i irracjonalnego podejścia Victora, który zamiast wysunąć logiczne wnioski postanowił sprostać własnym koszmarom. „Czyżby ktoś miał wyrzuty sumienia?” – zabłysnęła kolejna myśl, a ciemne ślepia orła spoczęły na Puchonie, świdrując go spojrzeniem. Inteligencja czająca się w źrenicach nie była powodem do zachwycania się, jednak Marcus liczył na łyknięcie kolejnej przynęty przez młodego czarodzieja. Rozłożyste skrzydła opadały powoli, aż w końcu ptak dumnie wyprostował się i zerknął na iluzję młodej dziewczyny. Ona, niczym na zawołanie odpłynęła znad nagrobka i odwróciła się, ukazując wszystkim nieboszczykom resztę swojego niematerialnego ciała – obleczona w białą suknię, ruszając w stronę alei grobowców rodzinnych. - Choć… - eteryczne zaproszenie będące zaczątkiem zdania urwane zostało w połowie, jak gdyby zjawa rozmyśliła się. Po chwili ciężko było stwierdzić czy chłopakowi nie przesłyszało się, a Eliza jest wytworem jego wyobraźni. Jedynym pewnym faktem był orzeł, który obserwował z wyraźnym niepokojem zachowanie „ducha” oraz Victora. I jeśli ten drugi postanowił przemieścić się w obojętnie jaką stronę - ptak ruszył za nim, w bezpiecznej odległości.
Jeśli zdecydujesz się iść dalej – opisz swoim okiem grobowce rodzinne.