Temat: Ring wolny, kolejne starcie! Sob 04 Lip 2015, 00:20
Opis wspomnienia
Mężny i odważny dom Gryffindora! Zrzeszający ludzi cnotliwych i lojalnych, mogących wskoczyć za drugą osobę w ogień. Taa... ale w przypadku Aristos i Tanji, jedna drugą najchętniej by do tego ognia wrzuciła i jeszcze dolała benzyny. I zakręciła krany w promieniu dziesięciu kilometrów.
Osoby: Aristos Lacroix, Tanja Everett
Czas: koniec czerwca 1977
Miejsce: Hogwart
Aristos Lacroix
Temat: Re: Ring wolny, kolejne starcie! Sob 04 Lip 2015, 00:58
Zaczęło się z pozoru niewinnie. Tu szepty, tam spojrzenia; ogólna wisząca w powietrzu dezaprobata zdawała się otaczać Gryfonkę ze wszystkich stron, przylepiać się do jej włosów i skóry, prześladować nawet wtedy, gdy odgarniając z karku ciemne loki pochylała się nad księgą zaklęć VI stopnia, spokojnie wylegując się w słońcu na błoniach. Niezadowolenie wyraźne jak na dłoni obejmowało ciasnymi ramionami jej drobną sylwetkę, a dotyczyło przez wielu niezrozumiałej, niezbyt patriotycznej postawy Aristos, jaką zaprezentowała podczas niedawnego meczu o Puchar Quidditcha. I właściwie miałaby to wszystko w nosie, drwiąc sobie otwarcie z oburzenia współdomowników, gdyby nie fakt, że otwarta wrogość dotykała ją również ze strony Krukonów i Puchonów. Kompletnie nie znajdując dla tego precedensu usprawiedliwienia, otwarcie okazywali swoje niezadowolenie – bo kto to widział, kibicować Ślizgonom? Szalę goryczy przelały niedyskretne rozmowy na zajęciach z eliksirów; chociaż Aristos usilnie starała się zignorować szybujące jej nad głową oczy szczuroszczeta, w pewnym momencie nawet tak złota cierpliwość, jaką obdarzona była młodziutka Francuzka, musiała trafić na swoje granice. Zirytowana wypadła z klasy jako jedna z pierwszych osób, zmierzając schodami do Wielkiej Sali w poszukiwaniu Jasmine, lub Alecto – perspektywa wytrucia połowy ciemnogrodu z jej własnego domu jawiła się przed jej oczami niczym Order Merlina, zaślepiając do tego stopnia, że dziewczyna nie zauważyła stojącej na środku przejścia Everett. Odgłos spadającej na kamienną posadzkę torby i zduszonego jęknięcia potoczył się po korytarzu niemal jak wystrzał, a Aristos sarknęła nieprzyjemnie, patrząc na Tanję, która na co dzień dzieliła z nią dormitorium, a do której pałała szczerą niechęcią. Dziewczyna wyglądała na nieźle zaskoczoną zderzeniem, ale Gryfonce nie w głowie było przepraszać – zwłaszcza, że miejsce do kontemplowania lochów panienka Everett wybrała sobie wyjątkowo nietrafnie. - Jakie to typowe – coś w tonie jej głos u nabrało spiżowej barwy, a malinowe wargi wygięły się w uśmiech tak przepełniony pogardą, że nawet najmilsza osoba pod słońcem nie potrafiłaby znaleźć w nim nic przyjemnego – Ver pathétique! – mruknęła jeszcze, przewracając oczami. Zwykle nie okazywała otwarcie wrogości nikomu z domu Lwa, choć nie było tajemnicą, że najchętniej posłałaby wszystkich Gryfonów do diabła. W piekle ciepło, przyjemnie i tylu znajomych. Nie zaszczycając dziewczyny kolejnym spojrzeniem, wyminęła ją dumnie unosząc głowę; czarne loki tańczyły figlarnie na jej plecach, w rytm prędkich kroków.
Tanja Everett
Temat: Re: Ring wolny, kolejne starcie! Sob 04 Lip 2015, 12:59
Przez okna wlewało się do zamku coraz więcej Słońca, a ogólna atmosfera zbliżających się wakacji rozleniwiała uczniów i napawała optymizmem. Nawet Wielka Kałamarnica wychynęła na powierzchnię i pluskała mozolnie mackami po tafli szkolnego jeziora. Może jednak nie wszyscy cieszyli się z wakacji? Było tak. Pewna Gryfonka z piątego roku każdego dnia traciła humor na myśl o powrocie do domu. Nie dość, że ten niemądry Lancaster pokazał Odinevie jej list od ojca i musiała teraz wracać z obstawą do domu, to jeszcze pokłóciła się ostro z Michaelem. Rubin siedział jak nigdy cicho w jej torbie na ostatnich lekcjach w tym roku. Co jakiś czas wychylał nosek, ale nie oczekiwał pieszczot od swojej pani. Jedyne co chociaż trochę poprawiało jej humor to wygrana Pucharu Quidditcha z Ślizgonami. Nawet nie przejęła się faktem, że ta Lacroix zdradziła gryfońskie barwy i kibicowała Ślizgonom. Tanja od zawsze uważała, że Tiara popełniła fatalny błąd przydzielając ją do domu Lwa. Nie lubiły się od pierwszego dnia pierwszego roku, a jeszcze musiały dzielić razem sypialnię. Ich kontakty ograniczały się do niemego mijania się na korytarzu… no chyba, że któraś się o to wybitnie prosiła, aby dobyć różdżek i zrobić sobie krzywdę. Dotkliwą najlepiej. Dzisiejszego dnia na lekcji eliksirów Everett nie mogła się skupić, przez szepty i wyciągnięte w kierunku Lacroix palce za „zdradę”. Tanja też nie pochwalała takiego zachowania, ale jeśli chodziło o Aristos to mogła nawet paradować po szkole w barwach Slytherinu i wcale by się tym nie przejmowała. Dopóki nie musiała na nią patrzeć to mogła robić co się jej żywnie podobało. Jednak napięta atmosfera, brak skupienia, myśl o powrocie do domu i pulsujący w skroniach ból powodowały, że Everett nie mogła dłużej wytrzymać w klasie. Oddała eliksir jako pierwsza i wyszła z klasy, chcąc jak najszybciej znaleźć się na powietrzu. Zaraz za nią z klasy wyskoczyła Lacroix. Nie wiedziała o tym. Rubin wiercił się w torbie, bo klapa torby odcięła mu dostęp powietrza. Tanja zatrzymała się, chcąc mu pomóc. Ledwo uchyliła klapę, a poczuła silne uderzenie zlokalizowane w okolicach pleców. Z jej ust wydobył się zgłuszony odgłos, a torba spadła na ziemię. Rubin zapiszczał przerażony. Everett podniosła wzrok na osobę, która ją stratowała. Lacroix. Aristos Lacroix. Tanja zmrużyła swoje błękitne tęczówki w gniewnym wyrazie twarzy. Czara goryczy się przelała. Potrzebna była zaledwie iskra, aby dziewczyna wybuchła. Tą iskrą była Aristos. -Idź z tą głową podniesioną jeszcze wyżej, może w końcu rąbniesz nią w jakiś żyrandol i nie będę musiała na Ciebie patrzeć. –warknęła Tanja, zabierając torbę z podłogi. Zrobiła parę kroków w kierunku Gryfonki, aby znaleźć się na korytarzu. Nie zamierzała odpuścić. -Bliackij karakan, tfu.–mruknęła po rosyjsku, czując coraz silniejsze pulsowanie w skroni. Nie daruje jej, jeśli Rubinowi coś się stało. A sądząc po cichym popiskiwaniu musiało go boleć. -Takie francuskie pudle jak Ty przy zdradzie długo nie mają się za dobrze, więc może leć do swoich przyjaciół Ślizgonów by Cię obronili. –zacisnęła palce w pięści, ale mając w pogotowiu dostęp do różdżki. Jeszcze nie czułą potrzeby jej używać, ale wszystko było możliwe.
Aristos Lacroix
Temat: Re: Ring wolny, kolejne starcie! Nie 05 Lip 2015, 00:53
- Przynajmniej mam powód do tego, by trzymać ją wysoko. Czego nie można powiedzieć o tobie, mieszańcu – Aristos odwróciła się powoli, obdarzając dziewczynę spojrzeniem chłodniejszym od krystalicznie czystej, lodowcowej wody. Coś w bławatkowych oczach błysnęło groźnie, coś w grymasie wykrzywiającym kocią twarzyczkę Francuzki wyraźnie mówiło, że zostawienie jej w świętym spokoju byłoby najmądrzejszym posunięciem. Skierowała wzrok na torbę drugiej Gryfonki, przyglądając się z pewnym politowaniem jak szczur, którego nazywała fretką, wije się tuż pod nieudolnie przypiętą klapą, wydając z siebie piski przypominające do złudzenia dźwięki wilgotnych palców przesuwających się po powierzchni balona. - Hodujesz go na rękawiczki, czy czapkę? Wiedziałam, że masz problemy w rodzinie, nie sądziłam jednak, że musisz odchowywać własną, zimową wyprawkę, żeby chociaż trochę nie przypominać… cóż. Przybłęda zawsze będzie przybłędą. Nawet w futrze – Aristos uniosła oczy na twarz Tanji, uśmiechając się ciepło i całkiem sympatycznie. A przynajmniej tak mógłby zostać odebrany ten uśmiech, gdyby nie opatrzono go tonem przepełnionym jadowitą protekcjonalnością. Odwróciła się znów i postąpiła kilka kroków, widząc jednak, że dziewczyna nie zamierza odpuszczać, wzniosła bławatkowe tęczówki w kierunku powały, zastanawiając się jak długo jeszcze może potrwać ta farsa. Z natury raczej cierpliwa – chociaż zwykle wybuchowa – posiadała doprawy wysoki współczynnik tolerancji dla bohaterskiego idiotyzmu zakorzenionego w pobratymcach z domu Lwa. Nie oznaczało to jednak, że wszystkie jednostki dostąpiły tej łaski, a Everett zdecydowanie nie była jedną z nich. Lepiej urodzona, pochodząca z rodziny, której wewnętrzne problemy nigdy nie ujrzały światła dziennego, rozpieszczana i kształcona we wszystkich dziedzinach, jakie tylko mogłyby się zamarzyć dziewczynce, Aristos zwykle czuła pewnego rodzaju pogardliwą litość dla wszystkich tych, którzy nie mieli w życiu tyle szczęścia, ile ona. Nie licząc konfliktu z matką, której prawdę powiedziawszy zupełnie do życia nie potrzebowała, Gryfonka wyrastała w rodzinie z tradycjami, długą historią i prawdę powiedziawszy nawet niezwykła otwartość brata i ojca nie potrafiły wpłynąć na jej poczucie wyższości. Everett natomiast, naturalnie przynależąc do niższej klasy społecznej, z poważnymi problemami w rodzinie, o których huczała zresztą cała szkoła, w bławatkowych oczach czystokrwistej Francuzki od początku stanowiła człowieka gorszej kategorii. Nie wspominając już o jej zamiłowaniu do quidditcha - sportu typowo męskiego - oraz całkowitym braku smaku i dobrych manier. Z początku Lacroix z rozmysłem ignorowała swoją współlokatorkę, okazując jej tyle zainteresowania, ile było to konieczne, by nie potknąć się o jej osobę we wspólnym dormitorium, z czasem jednak konflikt narastał. A jak wiadomo – tam, gdzie iskry, będzie pożar. Powtarzając sobie w duchu, że Tanja nie jest warta zachodu, podjęła dalszą wędrówkę w stronę Wielkiej Sali, jednak kolejne słowa dziewczyny przepełniły szalę. Zjeżyła się, mrużąc lekko oczy, a później odwróciła na pięcie, opierając dłoń na biodrze. Przez moment przyglądała się własnym paznokciom, oceniając perfekcyjnie wypiłowaną płytkę, by wreszcie zaszczycić Everett kolejnym spojrzeniem, wyraźnie dając do zrozumienia, że liczy się tyle, ile nieistniejący brud pod paznokciem. - Lepiej być francuskim pudlem, niż brudnym, walijskim kundlem. I och, nie bój się, nie omieszkam im przekazać twoich gorących pozdrowień, Everett – mruknęła, uśmiechając się z chłodnym rozbawieniem; grymasem tak bardzo przypominającym uśmiech zwykle rozkwitający na wargach Rosiera – I przynajmniej mam do kogo pójść. Swoją drogą, jak się ma szanowny tatuś?
Tanja Everett
Temat: Re: Ring wolny, kolejne starcie! Nie 05 Lip 2015, 01:32
Posiadanie trudnego w obyciu charakteru nie dodawało Tanji znacznej ilości przyjaciół, ale nie znaczyło to, że na każdego wyskakiwała i żywiła ostrą niechęć. Rzecz się miała tak tylko, a przede wszystkim do Aristos Lacroix. Niechęć tak zażyła, że Tanja nie potrafiła sobie wyobrazić, aby kiedykolwiek miało być inaczej. Jedno spojrzenie dwóch par błękitnych oczu pierwszego dnia, aby zapadła decyzja co do ich przyszłej relacji. Everett trzymała się od dziewczyny z dala i tak miało pozostać aż do końca szkoły, ale im dłużej były na siebie skazane tym nienawiść rosła w siłę, zatruwając żyły swoim toksycznym jadem, szukając ujścia. Wystarczyło parę niedogodności losu, aby wszystkie niewypowiedziane dotąd słowa ujrzały światło dzienne. Jednym ruchem Tanja nakazała pupilowi milczenie, aby nie prowokować niepotrzebnych złośliwości, które i tak były nieuniknione. Ból w skroniach przybył ze zdwojoną siłą, gdy padło słowo „mieszaniec”. Tanja nigdy nie rozumiała tego szczycenia się czystością krwi, gdyż wiedziała, jacy ci ludzie potrafią być. Wystarczyło spojrzeć na ojca. Czystej krwi Gryfon, który był tyle wart co Lacroix ze swoją ślizgońską świtą. Tanja wyprostowała się dumnie. -Dobrze, że was czystych jest tak mało, może w końcu wyginiecie zmuszeni hajtać się z własnym rodzeństwem. –o dziwo czuła satysfakcję z tej ironii. Nigdy nie czuła się aż tak dobrze, krzywdząc kogoś słowami. Widać jednak Aristos nie skończyła swojej małej tyrady. Każde kolejne słowo raniło wbrew pozorom kruche serce mężnej Gryfonki. -Przynajmniej ja nie traktuję zwierząt jako zabawki do bicia. Szkoda, że nigdy jakoś nie zechciało Cię zeżreć, pewnie otruło by się tą żmijowatą trucizną, która w Tobie jest, ale przynajmniej dostało by medal za zasługi dla ludzkości. Słowa same odnajdowały swoje ujście, Everett nie przebierała w środkach, aby w końcu dać popalić Lacroix chociaż trochę. Nawet ciotka nauczycielka nie ratowała ją z opresji. Była pasożytem, który będzie taki sam jak jej ojciec i Tanja wolała, by nikt taki nie chodził już po ziemi w jej okolicy. -No tak, zapominam z kim rozmawiam. Wielka Cesarzowa Lacroix z plecami u ciotki i w całym Domie Slytherina. Doprawdy, nie rozumiem jak Tiara Przydziału mogła się tak pomylić. –na ustach Everett również pojawił się uśmiech, który nie przywoływał na myśl niczego dobrego. Nawet nazwanie jej kundlem nie ubodło ją jakoś bardzo. -Szkoda, że pudel zatrzymuje się by warknąć na tego brudnego kundla. Z reguły pudle szczekają na kogo popadnie, a jak tupnąć nogą to uciekają w popłochu do większych i silniejszych, by go ochroniły. Jeśli kogoś darzysz uczuciem to chyba swoje odbicie w lustrze. Wspomnienie ojca jednak ruszyło jakieś delikatne sfery uczuć Tanji, bo mocniej zacisnęła pięści. Wiedziała, do czego piła Lacroix. Nie wiedziała, kiedy podeszła do Aristos i chwyciła ją za materiał szaty. Patrzyła jej w oczy w ostrzegawczym geście. -Nie truj powietrza, którym i ja oddycham, więc leć piłować sobie pazurki, bo jeszcze Ci się połamią. Nie chciała w nią ciskać zaklęć, o wiele lepiej było jej przywalić. Wolała jednak uniknąć tej sytuacji, póki nad sobą panowała. Puściła szatę i zrobiła krok w tył. -Brzydzę się Tobą bardziej, niż Ty mną, pudelku.