|
| Autor | Wiadomość |
---|
Lily Evans
| Temat: Garderoba Pon 29 Cze 2015, 20:56 | |
|
Wyjątkowo słoneczna garderoba należała zapewne do którejś z dam, bowiem nie brakuje tutaj eleganckich sukni, gorsetów, ani nawet wytrawnych szat, przystających szanującej się maginii. W powietrzu unosi się zapach duszącej stęchlizny wymieszanej z lawendą. Wchodząc do tej sali można poczuć lekki, metaliczny posmak w ustach i zatrważająco silną chęć otworzenia okna, które jednak jest zablokowane silnymi zaklęciami. Ubrania są rozrzucone w nieładzie, w większości są zniszczone przez mole. Klepki podłogi sa bardzo luźne i przy każdym kroku stukają, a odgłos się niesie echem po sali.
klik
|
| | | Mistrzyni Proxy
| Temat: Re: Garderoba Czw 06 Sie 2015, 23:26 | |
| W końcu udało się duetowi dotrzeć do tego pomieszczenia wąskim, niezbyt przyjemnym i obrośniętym od środka różnymi, dziwnymi roślinkami korytarzem. Od wejścia uderzył ich w nozdrza zapach żelaza. Na posadzce, gdzieniegdzie, były ślady brązowawego pyłu rozniesionego jakby przez czyjeś buty, męskie, raczej duże. Kiedy wyszli z tajnego przejścia umieszczonego za szparą, która kiedyś mogła być zasłonięta obrazem, Evan potknął się lekko o wystającą płytkę z podłogi, pod która ktoś ukrył kawałek papieru. Widocznie losy tej dwójki jako zbieraczy makulatury powoli dobiegały końca. W całym pomieszczeniu wisiały suknie i sukienki. W jednym z kątów mogli dostrzec intensywnie zieloną, powieszoną we wnęce, która kiedyś mogła być po prostu wbudowaną szafą. - KLIK:
|
| | | Chiara di Scarno
| Temat: Re: Garderoba Sro 26 Sie 2015, 18:49 | |
| Chiara wiedziała, była pewna, że to miejsce nie jest bezpieczne. Nie należało do szkoły tak, jak pozostała część Zamku, było dzikie, niezbadane i pełne podejrzanych sprzętów i substancji, których lepiej było niepotrzebnie nie ruszać. Oczywiście jej ostrożność zmniejszyłaby się zapewne znacząco, gdyby dostrzegła książkę o interesującym ją tytule lub treści. Prawdę mówiąc pannie di Scarno często zdarzało się przejawiać hipokryzję, choć zazwyczaj, jak większość ludzi, nawet jej nie dostrzegała. W tym momencie, ponadto, wydawało jej się, że działa w dobrej wierze. Jeśli dla Evana był to przejaw jakiejś paranoi maniakalnej czy czegoś w tym rodzaju, niech tak będzie. Szczerze mówiąc ona podejrzewała go o to samo od dawna i, tak po prawdzie, oboje mieli ku temu powody. Nie zdecydowała się więc na żaden komentarz w odpowiedzi na jego sarkastyczną uwagę, ale kolejnej wypowiedzi zwyczajnie nie mogła już zignorować. - Równocześnie oskarżasz mnie o zaszywanie się w książkach i utratę głodu wiedzy, to chyba odrobinę sobie przeczy. - stwierdziła spokojnie, tonem który sugerował, że wcale nie ma ochoty na żadne sprzeczki. Miała dosyć dramatów, kłótni i ludzi, którzy usiłowali nią manipulować. - To chyba bardziej pytanie, które powinieneś zadać sobie, Evanie. Ja nie byłabym dość obiektywna. - dodała, odrzucając ciemne włosy na plecy. To prawda, w dużej mierze chłód, który zaistniał pomiędzy nimi był jej winą, a właściwie winą tego, że w wyniku dość komplikowanego splotu wydarzeń, których była uczestnikiem lub świadkiem, Chiara miała ochotę uciec od świata, schować się przed niebezpieczeństwem i cierpieniem, które tylko na nią czekało, przynajmniej takie miała wrażenie. Rosier jednakże także nie szukał jej, nie oczekiwałaby tego co prawda po nim, jednak nie można było zrzucać na nią całej odpowiedzialności. Kolejne skierowane w jej stronę oskarżenie zbyła delikatnym uśmiechem. - Nigdy nie tknęłam przyzwoitego faceta, wszyscy mieli już na koncie niezliczone zdrady. I żadnego nie zadowoliłam, nie zasługiwali na to, mieli zostać ukarani, a nie nagrodzeni. - taka była prawda, wcale nie uprawiała seksu z tak niesamowitą liczbą osób, była wyśmienita w grze wstępnej i to jej wystarczało, oczywiście na potrzeby gry, którą zwykła kiedyś prowadzić. - Poza tym od dość dawna nie robię nawet tego. Nigdy nie zdradziłabym z resztą w ten sposób osoby, z którą pozostawałabym w związku. Nie jestem swoim ojcem. - dodała nieco ciszej, jakby do siebie, trochę może nawet tym zdziwiona. Nie poczuła się zagrożona, kiedy zakwestionował jej wyjątkową przydatność, jeśli chodzi o odcyfrowanie księgi. - Nie twierdzę, że nikt nie potrafiłby tego zrobić, poza mną. Myślę, że są osoby, które mają znacznie lepiej opanowane przynajmniej niektóre z języków, które użyto do napisania tej księgi, ale żadna z nich nie jest z Tobą powiązana w taki sposób, jak ja. O żadnej tyle nie wiesz. A jeśli ktoś niewłaściwy dowie się z tej księgi coś, o czym nie powinien wiedzieć, będziesz musiał albo się go pozbyć, a zakładam, że nie będzie bezbronnym idiotą, albo zaakceptować jego istnienie i zagrożenie, jakie stwarza. - stwierdziła, nadal tak samo spokojnie, nadal z tą samą, pozorna beznamiętnością. Nie ukrywała natomiast swojej ciekawości, zainteresowania księgą, to byłoby bezzasadne i niemożliwe. Zamilkła, kiedy regał zaczął się przesuwać, odsłaniając przejście. To prawda, weszła pierwsza do tunelu, ale wyciągnęła różdżkę, czego Rosier mógł nie spostrzec, ponieważ zapaliła ją już po tym, jak zdążył ją wyprzedzić. Nie skomentowała więc jego słów, mając wrażenie, że jeśli będzie spierać się z nim w kwestii każdego oskarżenia, jakie jej rzuca, mogą nie przeżyć tego spotkania. A rozwiązanie zagadki kobiety, w zielonej sukni wciąż było chyba daleko poza ich zasięgiem. - Nie, nie tylko. - mruknęła jeszcze cicho pod nosem i westchnąwszy ciężko, podążyła za Evanem korytarzem. Nie był on zbyt czysty, ale na dziewczynie nie robiło to najmniejszego wrażenia. Nie była księżniczką na ziarnku grochu, nie przerażały jej pajęczyny i inne robactwo, co najwyżej brzydziły, ale z tym potrafiła sobie poradzić. Wynurzyli się ostatecznie w pomieszczeniu, w którym Chiara szybko rozpoznała garderobę. Kiedy Rosier potknął się o kawałek płytki, dostrzegła wystający spod niej świstek pergaminu, podniosła go i wręczyła chłopakowi. - Masz kolejny kawałek swojej układanki. - stwierdziła, rzuciwszy na niego okiem, po czym zaczęła przyglądać się po kolei wiszącym na dość rachitycznie wyglądających manekinach sukniom. - Ta wygląda podobnie do tej z obrazu. - stwierdziła, zbliżając się do wnęki. - Myślisz, że powinnam ją na siebie założyć i przywołać duchy przeszłości, czy udusi mnie, zanim zdążę się dopiąć? - zapytała żartobliwym tonem, uśmiechając się nawet lekko. - Ten facet zadał sobie dość trudu, aby stworzyć tajne przejście do komnat kobiety, którą później zdradził. - stwierdziła, teraz już bardziej pogardliwie. - Nie mógł jej zwyczajnie powiedzieć, skoro nie był nią dłużej zainteresowany? Jeśli nie była psychopatką, najprawdopodobniej uniknąłby gorzkiej nienawiści zdradzonej kobiety. |
| | | Evan Rosier
| Temat: Re: Garderoba Sob 24 Paź 2015, 22:35 | |
| Przeprawili się przez korytarz z pewną dalece posuniętą ostrożnością, której w tym momencie żadnemu z nich nie można było zarzucić, a choć kurz i piach obficie sypały im się na głowy, a sklepienie było o wiele za niskie dla kogoś wzrostu Rosiera, przez co większość drogi musiał iść znacznie wolniej, w stałym pochyleniu, to ostatecznie oboje wychynęli po drugiej stronie, oślepieni jaśniejszym światłem, z czuprynami przyprószonymi mgiełką pyłu. Potknął się u wejścia i syknął przez zęby, szczęśliwie ratując się od upadku, a później wzniósł głowę i poruszył wreszcie zdrętwiałymi ramionami, zadowolony z możliwości rozprostowania ścierpniętych mięśni. Westchnąwszy z ulgą, dopiero teraz rozejrzał się po pomieszczeniu, wyczuwając mdły i duszący zapach stęchlizny, połączony z wonią lawendy, za którą nigdy specjalnie nie przepadał. Przeniósł uważne spojrzenie na podążającą tuż za nim Chiarę, która wyciągała już zwitek pergaminu spod płytki podłogowej, o którą dopiero co zahaczył stopą. — Garderoba. Cóż, to tłumaczyłoby cholerne mole — rzucił, po chwili unosząc lekko brwi na dźwięk jej słów nawiązujących do niedokończonej rozmowy. Zaśmiał się krótko, wsuwając jedną dłoń do kieszeni, bowiem w drugiej wciąż awaryjnie ściskał różdżkę świecącą bladym światłem rzuconego przedtem lumos. — Wybierałaś gości, którzy mieli już coś na sumieniu. Powinszować, Chi. Niemalże jak anioł zemsty w służbie miłości. Zdarzało ci się krzywdzić, torturować i niszczyć życia, ale facet, który uległ pokusie innej kobiety? To chyba musiał być jakiś najpodlejszy w świecie skurwysyn. I nie, broń Merlinie, nie moralizował jej. Trzeba by być śmiesznym bądź zupełnie nie znać Rosiera, by tak pomyśleć. W końcu sam dokonywał rzeczy tak brutalnych i okrutnych, że najbardziej doświadczonym czarodziejom zmroziłaby się krew w żyłach, co więcej, w wielu przypadkach czerpał z tego pokrętną przyjemność człowieka uzależnionego od poczucia kontroli i władzy, ale to nie przeszkadzało mu przecież podśmiewać się z niej na swój ironiczny sposób. Na wykład o konieczności ich współpracy w odczytaniu księgi uśmiechnął się tylko krzywo, pozwalając jej wierzyć we własne słowa, a potem odebrał od niej świstek pergaminu, wyjmując te, które udało im się zebrać dotąd, by ułożyć je w odpowiedniej kolejności. Podrapał się po karku, nieznacznie marszcząc brwi. — Wygląda jak żuk. Skarabeusz toczący kulę? Czy to nie jakiś egipski symbol? Nieśmiertelności... odrodzenia się po śmierci — powiedział powoli, ważąc każde słowo, a w jego żyły na powrót wtłoczyła się adrenalina i przekonanie, że podążają być może w dalszym ciągu za śladem tajemniczej księgi, a nie wyłącznie historią jakiegoś trójkąta miłosnego. Podniósł głowę i obrócił się na nią, ale stała już pośród sukien, oglądając jedną z nich. Baby, pomyślałby może, gdyby nie znał jej wystarczająco dobrze. — To ta sama? Obawiam się, że to nie twój styl i nie twoje gabaryty. Nie ryzykowałbym, że to koszula Dejaniry, ale jeżeli masz ochotę na przebieranki – śmiało. Podszedł bliżej i przyjrzał się, jak przymierza ją prowizorycznie do własnej sylwetki w lustrze. Suknia rzeczywiście mogła być tą samą, co ta na obrazie, choć sam prawdopodobnie nie zwróciłby na to uwagi, gdyby nie kobiecy zmysł Chiary. Przebiegł wzrokiem po jej odbiciu, wysłuchując cierpliwie pogardliwego utyskiwania na los nieznanej im kobiety. — Momentami wszystko jest dla ciebie wręcz zaskakująco czarno-białe, di Scarno. Zabawne, miałem cię raczej za kogoś, kto dostrzega również inne odcienie rzeczywistości — mruknął, niejako rozbawiony idealistycznym, wręcz naiwnym postrzeganiem związków i uczuć, typowym dla młodziutkiej i niezbyt na tym polu doświadczonej panienki, dla której można tylko krystalicznie czysto, do utraty tchu i grobowej deski, wyjąwszy z tego ludzkie słabości, wątpliwości i przypadki losu, bo przecież wszyscy byliśmy wyłącznie, chcąc nie chcąc, więźniami swoich własnych namiętności. — Ale podejrzewam, że to tylko kwestia twojej zakorzenionej pogardy dla ojca każe ci pluć jadem jak mała żmijka. Ludzie są, jak powinnaś już dostrzec chociażby przez pryzmat naszej znajomości, odrobinę bardziej skomplikowani od tego, co z takim przekonaniem i jasnością przedstawiasz. — Zmarszczył lekko brwi, patrząc jej w oczy ze spokojną, stanowczą determinacją, bez zbędnych emocji. Cóż, skoro tego właśnie chciała… — Nie jestem już tobą zainteresowany, di Scarno. Słowa odbiły się głucho od ścian, ostre i brutalne w swojej bezlitosnej prostocie. Mniej więcej tak się łamało serca, na tym podatnym gruncie, gładko i z precyzją skalpela rozcinającego kluczowe tętnice. Ale był Evanem, a ona była Chiarą, spodziewałby się prędzej wzruszenia ramion, może odrobiny rozczarowania z głupiego sentymentu, z utraty wygody posiadania kogoś, kto zna cię lepiej od innych i grzeje pościel w samotne noce pełne egzystencjonalnych strachów, ale niczego ponadto. Stanął za nią i spojrzał ponad jej ramieniem na taflę lustra wiszącego w towarzystwie bogatych sukien i strojów sprzed półwiecza co najmniej, przyglądając się ich wspólnemu odbiciu, by wreszcie podjąć przerwany wątek. — Od ciebie zależy, czy postanowisz pozostać mi lojalna. Jeśli tak, będę dalej stał za twoimi plecami. A jeśli nie, cóż… — Uśmiechnął się cierpko, dotykając przelotnie jej talii, a choć jego ton nie zmienił się ani o jotę i nie potrzebował, by wzmacniać go posmakiem groźby, oboje wiedzieli dokładnie, co tym razem ma na myśli i dla żadnego z nich nie powinno być to dłużej zaskoczeniem. — Również tam będę. - Ułożenie kartek:
|
| | | Mistrzyni Proxy
| Temat: Re: Garderoba Nie 25 Paź 2015, 10:03 | |
| Gdy dookoła rozgrywały się prawdziwe ludzkie dramaty zielona sukienka zwisała sobie jakby zupełnie nigdy nic. Za płachtą podziurawionego przez mole, szmaragdowego szkarłatnego materiału pokrętny nieco nieduet-niewiadomo-czy-jeszcze-duet mógł zauważyć płytkę. Rozmiaru większej kartki, piaskową, cienką, o przyjemnej, lekko chropowatej powierzchni. Pod stopami zauważyliby miseczkę z czerwoną farbą o żelazistej woni.
Czyżby ktoś organizował tutaj egzaminy do MASP? |
| | | Chiara di Scarno
| Temat: Re: Garderoba Nie 25 Paź 2015, 10:40 | |
| Wbrew pozorom Chiarę cechowała pewnego rodzaju… wypaczona moralność. Nie niszczyła żyć, nbie torturowała i nie krzywdziła ludzi, którzy albo zrobili coś, aby sobie na to zasłużyć (i to względem jej osoby, bądź tych niewielu, na których jej zależało), albo w sytuacji kiedy do wyboru miała ich lub własne cierpienie, ich lub własną śmierć. Słowa Rosiera nie do końca znajdowały więc tutaj zastosowanie. Nikt ponadto nie twierdzi, że obraz świata, który istniał w głowie tej dziewczyny był zgodny z tym, co twierdziła zgodnie osławiona „większość”. Zdrada, tak wynikało z jej doświadczeń, stała bardzo wysoko na skali przewinień, którą nosiła w sercu. Prawdopodobnie faktycznie mogło wydawać się to śmieszne tym, których hierarchia w tym względzie była bardziej zgodna z tą normatywną, ale dla Chiary nie miało to większego znaczenia. Ona wiedziała jak to boli, ona wiedziała, jak to niszczy człowieka, ona wiedziała, że bywa to znacznie gorsze od cruciatusów, że to psychiczna tortura, coś, co potrafi doprowadzić człowieka do szaleństwa, potrafi go zniszczyć do środka, potrafi doprowadzić do rzeczy, o których wcześniej nigdy mu się nie śniło, o które nie podejrzewałby się nawet w najśmielszych marzeniach. A właściwie koszmarach. - Chyba lepsze to, niż igranie z nimi tylko dla własnej satysfakcji. – odparła cicho, patrząc mu prosto w oczy, właściwie nie oczekując odpowiedzi. Nie interesowało jej to, co miał na ten temat do powiedzenia. Niespecjalnie. Dobrze wiedziała, że jego zdanie na ten temat jest drastycznie odmienne od jej własnego. Być może gdzieś wewnątrz, istotnie nieco naiwnie, zrzucała to na jego płeć, na jego doświadczenia życiowe. Nie słyszała już go, kiedy komentował obraz wyłaniający się na odnajdowanych przez nich kartkach, zbyt zafascynowana była bowiem suknią. Usiłowała skoncentrować się na szczegółach, połączyć tę kreację z podobną, którą miała na sobie kobieta na obrazie. Teraz wyrzucała sobie, że tak niewiele poświęciła jej uwagi, co utrudniało znacznie jej zadanie. Drgnęła, kiedy usłyszała za sobą głos Rosiera. Mylił się albo ją oszukiwały zmysły. Miała wrażenie, że rozmiar nie odbiegałby znacząco od jej własnego. Inaczej sprawy miały się z gustami, Chiara i kobieta sprzed stuleci zdecydowanie by się w tej kwestii nie dogadały. Suknia wydawała się nazbyt… purytańska. Prawdopodobnie byłaby najmniej wyzywającą rzeczą, jaką di Scarno miałaby na sobie od lat. Gdyby oczywiście zdecydowała się ją na siebie włożyć, jednak jej także nie podobał się ten pomysł. Nie ufała niczemu, co znajdowało się w tym skrzydle. Księgę w to włączając. To zabawne jak wiele rzeczy się dopowiada, kiedy tworzy się wł głowie obraz drugiej osoby. Czasem miała wrażenie, że ta, za którą ma ją chłopak, jest zupełnie inną osobą. Podobnie z resztą sprawy miały się w drugie strony. Kiedy indziej jednak ogarniało ją swoiste, być może złudne, poczucie więzi, poczucie, że zna on ją lepiej niż ktokolwiek, Oderwała wzrok od sukni i skierowała go na jego twarz dopiero po chwili, chcąc mu może przerwać, może przytaknąć… Nie zdążyła. Nie zdążyła, bo z jego ust padły słowa, których nie spodziewała się i spodziewała jednocześnie, które starała się odpychać, a których świadoma była od pewnego czasu. Czyżby miała nadzieję, że uda jej się oszukać przeznaczenie? Tę właśnie siłę, którą podejrzewała o ponadprzeciętną wobec siebie nienawiść i nie potrafiła nawet znaleźć dobrego tego wytłumaczenia. To było krótkie zdanie, krótkie, a jakże znamiennie, jakże brzemienne w skutki. Iskra rozbawienia, która jeszcze przed chwilą błyszczała gdzieś w głębi oczu Chiary teraz znikła, pozostawiając za sobą pustkę, ustępując dziwacznej, chłodnej mgle, która spłynąwszy z oczu ogarnęła najpierw twarz, a potem całą sylwetkę dziewczyny. I pomyśleć, że jej mury zaczynały kruszeć, że zbroja, którą sobie stworzyła, powoli stawała się coraz cieńsza, coraz bardziej transparentna. Nic nie powiedziała. Nie ufała swojemu głosowi. Jak powiedział, była Chiarą. Musiała się zachowywać tak, jak tego po niej oczekiwano. Musiała mieć to w głębokim powtarzaniu, musiała być zimną księżniczką, musiała być beznamiętną staruchą w ciele siedemnastolatki. Pieprzenie. Nie była. Pierwszy raz w życiu ktoś, kto wiedział kim ona jest i nie zapominał jej co wieczór, okazał jej zainteresowanie nie tylko ze względu na to, że mogła być przydatna. A może tylko jej się tak wydawało? Nie mogła myśleć, nie wiedziała co myśleć, zbyt wiele kosztowało ją utrzymywanie tej pozy, której od niej wymagano. Zacisnęła wargi, jakby bojąc się, że ich drżenie może zbyt wiele zdradzić, i skinęła głową. Nic więcej. Nawet się nie poruszyła, patrząc tępo w odbicie jego twarzy malujące się na tafli lustra, albo po prostu w przestrzeń, trudno to odgadnąć. Drgnęła dopiero, kiedy dotknął jej talii, nie uciekła, ale po chwili wycofała się poza zasięg jego dłoni, niechcący wpadając na płachtę niezbyt przyjemnie pachnącego materiału. Krzyknęła krótko tracąc równowagę i już po chwili leżała na zimnej posadzce, otulona szmaragdowym materiałem. Po raz pierwszy od czasu ślubu Belli „miała na sobie” coś w tym kolorze. Nie czekając na pomoc podniosła się z ziemi, wyplątując kończyny z tego istnego basenu czerwieni. Jej wzrok szukał jakiegoś punktu zaczepienia, czegoś, na czym mogłaby skoncentrować swoją uwagę, czegoś, co umożliwiłoby jej ucieczkę, wyjście z własnej w głowie, w której nic już nie miało swojego miejsca. Słyszała ostatnią wypowiedź Rosiera i choć nie zdążyła na nią odpowiedzieć, dobrze rozumiała jej znaczenie. Był taki jak wszyscy. Takie było jej znaczenie. Jej usta wypełniała w tej chwili ohydna gorycz i wiele by dała za łyk palącej gardło wódki. Co tam, spirytusu. Albo tego pamiętnego drinka z Gospody Pod Świńskim Łbem, który tak cudownie pozbawił ją zmysłów. W końcu udało jej się dostrzec miseczkę z czerwoną farbą, oderwała strzępek materiału od kurtyny i zanurzyła go w bliżej niesprecyzowanej cieczy, chcąc się przekonać, jak bardzo jest złowieszcza i niszczycielska. Kiedy nic się nie stało, zmarszczyła lekko brwi. - To chyba farba. – rzuciła przed siebie. |
| | | Evan Rosier
| Temat: Re: Garderoba Nie 15 Lis 2015, 23:14 | |
| Może miesiące chłodnego dystansu, a może nieuświadomione pragnienie posiadania innej kobiety, było w każdym razie coś, co wyparło z jego umysłu wspomnienie niespokojnych wieczorów i momentów dzielonego porozumienia. Potrafił dzisiaj spoglądać na nią z bezlitosnym wyrachowaniem i okrutną myślą, że cokolwiek było dotąd podstawą przywiązania do tej drobnej, wychudzonej dziewczyny, z której uczynił, jak z wielu toksycznie powiązanych z nim ludzi, cień dawnej chwały, dziś już wygasło bezpowrotnie. Potrafił rozważać sytuację w kategoriach logicznych, czynić rozliczenie zysków i strat, analizować beznamiętnie całe ryzyko i sposoby na jego minimalizację i stopniowe przedzierżgnięcie w atut. Bez względu na to, czy wmówił to sobie sam, czy uświadomił, patrząc na wąską linię jej ramion, wypowiedzenie tych wszystkich słów nie sprawiło mu trudności; nie wypluł ich z goryczą ani nie wycedził z jadem, lecz ze spokojnym i niewzruszonym opanowaniem, niczym człowiek interesu, gotowy negocjować warunki rozwiązania umowy. Jej bliskość jednak, jej dotyk, jej ulotny, ale znajomy zapach uruchamiały tak samo w nim, jak i w każdym człowieku, delikatny mechanizm wspomnienia i zatartego sentymentu, który odświeżał nieco i wydobywał z głębi podświadomości wyparte przyczyny, dla których w ogóle zdarzyło im się być blisko, przyćmiewając te, przez które dotarli do momentu, w którym właśnie byli. Był okrutnikiem, człowiekiem bezlitosnym, przewrotnym i zimnym, najpewniej po prostu człowiekiem obiektywnie złym, ale miewał słabości jak każdy i zdławiłby gardło tego, kto podniósłby dłoń na kogoś, kogo obdarzył protekcją. Najpewniej zgładziłby też kogoś, kto poważyłby się zagrozić pannie di Scarno, na równi z tym, jak zrobiłby to jej samej, gdyby kiedykolwiek okazała wobec niego nielojalność. Gdzieś po drodze w całej tej swojej doskonałej sprawności odgadywania ludzkich intencji, którą tak się szczycił, musiał dokonać jednak nie do końca trafnych założeń, ba, pomylić się nie do przyjęcia, bowiem jej reakcja, zbyt gwałtowna i emocjonalna, przynajmniej jak na panienkę di Scarno, na moment zbiła go z pantałyku. Poczuł, jak odsuwa się od niego, uciekając przed dotykiem, a potem obserwował, jak wpada w połać materiału i w panice wplątuje się w jego sploty, szybko tracąc równowagę. Przez cały ten czas pozostał bierny, umysł kalkulował jednak analitycznie, a instynkt kazał mu skorygować metody, by nie dopuścić do jakiejś nieprzyjemnej katastrofy w sytuacji, którą zamierzał przeprowadzić sprawnie, szybko i najlepiej bez niepotrzebnych ofiar. Chiara była zbyt cenna, a ze swoją wiedzą zbyt niebezpieczna, by po prostu wypuścić ją w świat, niesioną nienawiścią i pragnieniem zemsty. Nie chodziło tutaj jednak również o zostawianie za sobą krwawych śladów wszędzie tam, gdzie można było pozostawić przydatne kontakty, choć bez wątpienia wiele tym obecnie ryzykował. Osoby raz z nim związane, raz wplątane w jego życie, świadomie bądź nie, już na zawsze wpadały w śmiertelną pułapkę, jaką był Evan Rosier. W toksyczne, brudne, duszne sidła, którymi przywiązywał do siebie ludzi tym mocniej, im bliżej życzyli sobie z nim być, uzależniając ich emocjonalnie bądź w jakikolwiek inny sposób, który obnażał ich i osłabiał, jeśli nie okazali się wystarczająco silni, by na tej znajomości skorzystać. Pochylił się ku niej i przyklęknął, wyplątując ją cierpliwie z materiału i pomagając podnieść się na nogi, puściwszy przy tym mimo uszu fragment o czerwonej farbie. Potrzebował na moment skupić się na niej, by lepiej zrozumieć, co działo się obecnie w jej głowie, a potem podjąć właściwsze kroki. Podniósł ją, niezależnie od możliwych protestów, a nawet prawdopodobnych ciosów, a potem omiótł spojrzeniem najpierw bałagan, którego narobili, a potem jej twarz. — Nie chcę być doprowadzony do sytuacji, w której będę musiał cię skrzywdzić, Chiaro — stwierdził najzupełniej bezpośrednio i, trzeba mu to przyznać, szczerze. Nie chciał jej krzywdzić. Ale jeśli zajdzie taka potrzeba – zrobi to bez wahania. Takie było przesłanie i taka była prawda. Stosowanie półprawdy i umiejętne przeplatanie jej z kłamstwem było stokroć skuteczniejsze od zwykłego łgarstwa. Brzmiało autentycznie, budziło zaufanie. — Ale musisz wiedzieć, że ode mnie nie da się uwolnić, a ja nie pozwolę ci odejść. Mogę zapewnić ci bezpieczeństwo, mogę dać ci umiejętności, mogę być tutaj, tak jak byłem wcześniej, ale możesz też popełnić błąd i związać się z osobami, których nie pochwalam. Możesz spróbować mnie oszukać. — Uśmiechnął się cierpko, patrząc jej w oczy. Stał blisko, ale nie osaczał jej znów dotykiem, przynajmniej na razie. — A ja będę o tym wiedział. Niektórzy z pewnością spróbują wykorzystać cię jako narzędzie do sięgnięcia po mnie. To oczywiste, bowiem to najprostsza i zupełnie przewidywalna droga. Moje słowo ma znaczenie, ale jak jest z twoim? Uniósł lekko brwi, posyłając jej chłodny uśmiech, a potem pochylił się, by przyjrzeć się śladom farby na podłodze, w czasie gdy ona będzie miała moment na zaczerpnięcie oddechu, na przemyślenie jego słów i rozważenie odpowiedzi. Chciał zmusić ją do słów, usłyszeć cokolwiek z tej goryczy, którą miała w sobie, z myśli, które teraz kłębiły się w jej głowie, bo łatwiej było panować nad tym, co rozumiemy, rozumieć to, co znamy. Sięgnął po płytkę, którą odkrył zerwany przez Chiarę materiał, zaciekawiony jej zawartością. Rozejrzał się po pokoju, dostrzegając brązowawy pył na podłodze, który równie dobrze mógł być ziemią. — To ochra? — mruknął, przez moment przetwarzając informacje, nie do końca potrafiąc jednak jeszcze wszystko ze sobą połączyć. — Ten pokój był miejscem jakiegoś rytuału? Do takich spraw, szczególnie gdy mowa o czarnej magii, zwykle używa się krwi.
ten post to bełkot, ale jest.
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Garderoba | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |