|
| Autor | Wiadomość |
---|
Lily Evans
| Temat: Pomieszczenia dla służby Pon 29 Cze 2015, 20:55 | |
|
Całe piętro zostało zamienione w surowe koszary dla służby, która musiała kiedyś utrzymywać tę część zamku w czystości i dbać o to, aby jego mieszkańcu pozostawali zadowoleni. Biedne umeblowanie w większości rozsypało się w proch, gdzieniegdzie da się znaleźć pozostałości po sienniku, skromnej szafie czy stole. Przybyszy może jednak zachwycić przeszklony dach, dzięki któremu można swobodnie obserwować niebo, odosobnienie tych pomieszczeń, gwarantujące komfort oraz szereg bocznych przejść, które pozwalały służbie niepostrzeżenie przemieszczać się po całym zamku.
klik
|
| | | Rosalie Rabe
| Temat: Re: Pomieszczenia dla służby Pon 29 Cze 2015, 22:31 | |
| Gorące wspomnienie zajścia, które miało miejsce kilka nocy temu, mgliło myśli Rosalie nie pozwalając skupić się na niczym innym. Na ciele nadal czuła męskie dłonie Lloyda, na wargach smak zmieszanej whisky i cynamonu. Wypełniało ją to charakterystycznym ciepłem, ale również niemożliwie smuciło; dałaby wiele, by nadarzyła się kolejna okazja na dokończenie niezakończonych spraw, na wyjaśnienie sobie tego i owego. Miała to być najlepsza noc jej życia, dopóki bezczelna dwójka lila-róż brutalnie ich od siebie nie wypłoszyła, posyłając Rose w zakłopotaniu i pieklącej się w środku nienawiści do własnego, niestety, łóżka. Ale nie ma co się nad sobą użalać, trzeba zająć umysł czymś innym, równie ciekawym, a kto zrobi to lepiej od ślizgońskiej koleżanki? No dobra, ja wiem, że równie dobrze mógłby to być jakiś inny chłopak, ale już nie róbmy z panny Rabe takiej Rozwiązłej Jenny! Zmówiły się więc, obie niemało poirytowane zajściem w Pokoju Wspólnym. Z biegiem dni Ślizgonka była całkiem wdzięczna Francisowi i Katji, w końcu powstrzymali Grossherzoga i Blackriversa przed zakopaniem siebie na śmierć, akurat wtedy, kiedy sama zabawiała się w najlepsze w męskim dormitorium. Pewnie gdyby znała stan emocjonalny zwany współczuciem, byłoby jej nawet przykro. Ale nie było. Wracając, dziewczyny na co dzień przyodziane w zielono-srebrne barwy, jak to powszechnie było wiadomo, wybrały sobie porę na zwiedzanie zamku nie inną, jak tylko noc. Abstrahując od bezsenności blondynki, to właśnie pod osłoną nocy czuła się tak bezpiecznie jak Harry Potter dzierżawiący dumnie pelerynę niewidkę na barkach, i to bez limitu czasowego! Przemierzały więc korytarze, w sumie całkiem zadowolone, w końcu dobre towarzystwo i kilka pociągniętych łyków ulubionej Ognistej działały zbawiennie kojąco na rozszalałe zmysły. Rozmawiały o czymś, mniej lub bardziej istotnym, kiedy nagle pannę Rabe uderzyła ściana. A raczej jej brak, a była pewna, że zna tę część zamku jak swoją własną kieszeń. W końcu spędziła w tej szkole ponad sześć lat, i to pełnych w najróżniejsze przygody! -Ej, Iris – pociągnęła ją za ramię, głową wskazując na przejście – czy mi się do końca sufit na nierówności zawalił, czy tutaj była ściana? – zmarszczyła brwi, próbując z zapijaczonej pamięci przywołać normalny obraz tego miejsca. Rękę i nogę dałaby sobie uciąć, że wcześniej stała tu ściana! A to się równało tylko jednemu: Przygoda! Tajemnica! Zwykle naburmuszona Rosalie Rabe, odgórnie uhonorowana ostatnimi czasy mianem marudowskiego grumpy cata, rozchmurzyła się odrobinę na myśl o odkryciu czegoś nowego. Może i jej charakter nie pasował do typowego wulkanu energii, może i nie była leśną poszukiwaczką przygód, ale krwiobieg skropiony alkoholem…albo alkohol w krwiobiegu skropiony krwią…dawał się we znaki. Unosząc podbródek i nie zważając nawet na to, czy Fairchild się ten pomysł podoba, pewnym, ślizgońskim chodem wkroczyła na dziewicze piętro, wyciągając spod szaty swoją ukochaną różdżkę wykonaną z ostrokrzewu. -Lumos! – szepnęła cicho, by choćby pobieżnie, korzystając z niewielkiego światła rzucanego przez różdżkę zobaczyć, co się w niepoznanej części zamku znajduje. Nie oświetliła całego korytarza, popchnięta jakby nieracjonalnym strachem, by nie zbudzić czegoś, co zbudzone być nie chciało. Pomimo stojących z podekscytowania drobnych włosków na karku szła dumnie, jak to na Rosalie Rabe przystało, i rozglądała się z zaciekawieniem po korytarzu. Doszła do pierwszych drzwi i zajrzała za siebie, by upewnić się że Irisviel nie zdążyła jeszcze w podskokach wrócić do żeńskiego dormitorium. – Wchodzimy? – uniosła brwi pytająco, ale nawet nie zaczekała na odpowiedź, a już chude palce zacisnęły się na klamce, wymuszając na ciężkich, drewnianych drzwiach rozstąpienie się przed dziewczętami niczym bramy piekielne. Rabe uśmiechnęła się z satysfakcją i nie sprószona nawet strachem, a jedynie czystym podnieceniem, przekroczyła próg prowadzący do oświetlanego księżycem pomieszczenia dla służby.
|
| | | Gość
| Temat: Re: Pomieszczenia dla służby Pon 29 Cze 2015, 23:20 | |
| Próbowała udawać, że wieczór w Pokoju Wspólnym Slytherinu nie miał miejsca. Faktem jest, że tak szybko jak tam wparowała, tak szybko się ulotniła po tym, jak zespół Odineva-Lacroix zasiali jeszcze więcej chaosu i dziwności do całej sytuacji. Dreszcz przechodził jej po plecach kiedy tylko wróciło wspomnienie jej króliczych kapcioszków i jej samej, wiszącej na Gilgameshu niczym jemioła na drzewie. I zaprawdę powiadam wam – nikt nie chce wiedzieć co w tamtym momencie roiło się pod jej blond czupryną, która była zbyt senna, by przejmować się konwenansami. Rose była więc niejako jej wybawieniem od dręczących myśli – propozycja wspólnego włóczenia się po zamku w nocy była tak kusząca i ekscytująca, że żal było nie skorzystać. Uzbrojone w butelki bursztynowego trunku, którego nadmiar powaliłby nawet centaura, ruszyły ochoczo przed siebie, nie mając szczególnie w planach rozdziewiczania zamku, o czym zresztą będzie za chwilę. Ot, miał być to zwykły babski wypad. Sami Huncwoci zapewne pochwaliliby je za ten akt niesubordynacji wobec regulaminu szkolnego. A Ognista dodawała im odwagi jeszcze większej, niczym eliksir Panoramixa Galom przeciwko Rzymianom. I co z tego, że po opróżnieniu większej połowy ich krok nie był już taki równy i prosty, a pojawiły się przechyły i odchyły niczym na żaglówce przy akompaniamencie szantów. - A wtedy on na to, że… – dokładnie tak. Irisviel była w trakcie opowiadania fascynującej historyjki, która śmieszyła prawie każdego (a przynajmniej na pewno ją), że nie zauważyła braku ściany, dopóki Rose jej nie uświadomiła. Zaskoczona spojrzała na ścianę, a raczej jej brak i zmarszczyła brwi w bardzo aktorski sposób. Po chwili do ekipy zmarszczeń doszedł również jej nos, kiedy do nozdrzy dotarł nieprzyjemny zapach stęchlizny. Gdzie taki zapach, tam tajemnica, a gdzie tajemnica, tam niebezpieczeństwo. Znała to aż za dobrze, jednak niezbyt się przejęła. Chyba alkohol robił swoje, bo raczej na trzeźwo nie brałaby pod uwagi zaciągnięcia swojego tyłka do takiego miejsca. -Słyszałam, że wtedy jak Odineva i Lacroix wpadli do nas do dormitorium, byli tacy podnieceni właśnie przez brak tej ściany, a nie dlatego, że wypili za dużo rosyjskiej wódki, jak sądziłyśmy. – oj tak. Irisviel jedyne co umiała dobrze to podsłuchiwać czyjeś rozmowy, a Krukonki bywały ogromnymi plotkarami w bibliotece. Była tak zaoferowana ścianą, a raczej jej brakiem, że z początku nie zauważyła Rosalie, która postanowiła wejść tak po prostu w mrok i ciemność nieznanego im terenu. Dopiero światło z różdżki obudziło Fairchild z zadumy. Nie była typem odkrywcy. Przeważnie wolała trzymać nos i ręce przy sobie, by nie wtykać ich tam gdzie nie chcą. Doskonale pamiętała co groziło jej za zbytnią ciekawość. Była jednak w Hogwarcie miejscu, gdzie teoretycznie nic nie mogło jej się stać i gdzie ojciec nie miał do niej dostępu. Zresztą, była przecież w tak doborowym towarzystwie, że grzechem ogromnym byłoby nie skorzystanie z okazji jaką dawała jakakolwiek przygoda. Nawet jeżeli ostatecznie będą uciekać przed jakimiś ogromnymi pająkami czy coś. Podbiegła do Rose i sama zapaliła odrobinę światła, które wydostawało się z jej różdżki. Czuła jak gęsia skórka pojawia się na jej ramieniu pomimo tego, że przykryte było grubym, wełnianym, czarnym swetrem. Starała się iść prosto i pewnie, jednak szum alkoholu trochę jej przeszkadzał i otumanił jej zmysły. Szła krok w krok za Rose korytarzem, nie widząc wiele oprócz pleców koleżanki i ciemnych ścian dookoła. Na pytanie dziewczyny, kiwnęła pewnie głową. W końcu po coś tutaj przyszły i bynajmniej nie na spotkanie biznesowe. Jak odkrywać teren, to odkrywać, nie ma co się ograniczać. Po uchyleniu drzwi, Irisviel cicho zaciągnęła się powietrzem. Od razu w oczy rzucił się jej oszklony dach, przez który wpadało trochę nikłego światła księżyca i gwiazd. Pogoda na dworze nie była taka zła. Zaintrygowana przekroczyła próg i zajrzała do pierwszego po lewej stronie pomieszczenia. Stare i zakurzone, nie miało w środku nic oprócz zniszczonej szafy. -Jak myślisz…co tutaj było? – zapytała Rabe zaciekawiona i podniecona, co było słychać dosyć mocno w jej głosie. Nie czuła się tak bardzo zaintrygowana od czasu kiedy po raz pierwszy dotknęła hipogryfa, czyli jakiś…trzech lat. A to miejsce owiane tajemnicą było naprawdę niesamowite dla niej.
|
| | | Mistrzyni Proxy
| Temat: Re: Pomieszczenia dla służby Wto 30 Cze 2015, 11:51 | |
| W/ Korytarze dla służby były nieprzyjemnie zimne i chłodne, a przy tym niegościnne w swojej surowości. Światło księżyca wpadające przez oszklony sufit oświetlało dwóm Ślizgonkom drogę, wypełniając sale nieco zduszonym, bladym światłem, które pozwalało nie wywrócić się przy pierwszej okazji o kawałek gruzu albo jakiś przedmiot porzucony przez jednego z byłych lokatorów tego miejsca. Otoczenie wypełniała przejmująca cisza, przecinana tylko rozmowami i krokami dziewcząt i świszczącymi powiewami wiatru, dobiegającymi gdzieś z dalszej części korytarza. Pierwszy pokój do którego zajrzała Iris był zupełnie pusty, oprócz szafy, z której wystawała nieduża skrzyneczka z różnymi papierami. Czy dziewczęta skuszą się na przeczytanie cudzej korespondencji? Jeden z listów był nieotwarty, dalej zapieczętowany roztopionym woskiem, ale pozbawiony pieczęci jako takiej. - Spoiler:
Pod kupką listów znaleźć można było jeszcze notes, wypełniony skrzętnie notatkami ołówkiem, oraz czymś jeszcze. - Spoiler:
|
| | | Rosalie Rabe
| Temat: Re: Pomieszczenia dla służby Wto 30 Cze 2015, 18:03 | |
| Niedługi korytarz, nieoświetlony niczym innym prócz słabego światła księżyca i białymi promieniami rzucanymi przez różdżki Ślizgonek nie wyglądał zbyt przyjaźnie i gościnnie. Rabe zakaszlała cicho przez duszne powietrze, pełne pyłu i kurzu, rozglądając się z zaciekawieniem po zniszczonych przez okrucieństwo upływającego czasu ścianach. Miejsce wyglądało, jakby od dawna nikt tu nie zaglądał, pozostawione same sobie i swoim wspomnieniom; Rosalie przejechała dłonią po lodowatej ścianie, chcąc jakby wyuczyć się pokoju na pamięć, ale niemalże złowrogi i odpychający chłód przeszedł ją do szpiku kości, rozkazując cofnąć się nieco do tyłu. Blondynka zmarszczyła brwi, wmawiając sobie, że to wypity alkohol wyolbrzymia i dopowiada jej niepotrzebne bzdury, więc wzruszyła ramionami i weszła do pierwszego pokoju zaraz za Iris, ignorując świst rozlegający się na końcu korytarza. Serce stanęło jej w gardle, kiedy ciężkie, mahoniowe drzwi zatrzasnęły się z hukiem, zapewne przez panujący na piętrze przeciąg. Złapała Irisviel za łokieć i zajrzała jej przez ramię, wskazując na jeden jedyny odrapany mebel stojący w pokoju. -Nie mam pojęcia, szczerze – wyszeptała, nie pozwalając echo głosu rozejść się dalej między nieodkrytymi murami – może stare skrzydło szpitalne? Albo dormitoria, tłumaczyłoby dlaczego tu tyle różnych pomieszczeń… Nie zastanawiając się za wiele, popchnięta nieokiełznanym zafascynowaniem do odkrywanego miejsca, podeszła do szafy i rozchyliła skrzypiące drzwiczki. Syknęła z niezadowoleniem, w końcu w takich chwilach najważniejszym było zachowywać się jak najciszej; przez kilka sekund wsłuchiwała się w zaległą nagle głuchą ciszę dla pewności, że oprócz ich własnych nie usłyszy innych niespokojnych oddechów i zajrzała na zakurzoną półkę. -Patrz – zdmuchując nadmierną ilość gruzu i pyłu wyciągnęła niewielką skrzynkę z szafy i położyła gdzieś na środek pokoju. Zerknęła na koleżankę, czując się dosłownie jak mały odkrywca, i odchyliła zatrzaśnięte pudełko, nieco niepewnie i z różdżką gotową do działania, tak na wypadek, gdyby ze środka wyleciał bogin lub inne wredne obrzydliwe coś. Na całe szczęście nic takiego się nie wydarzyło, więc z ulgą odetchnęła pozwalając wreszcie płucom zaczerpnąć nie tak świeżego powietrza, jak zapewne by chciały; trzymając różdżkę w zębach przekopała stertę najróżniejszych, pożółkłych papierów. Pobieżnie ślizgała wzrokiem po literach, aż natrafiła na kopertę nietkniętą, którą wzięła w nieco ubrudzone już ręce i podała Ślizogonce. – Otwieraj – rozkazała, tak jakby było to rzeczą najnormalniejszą na świecie czytanie cudzej korespondencji i wróciła do przeszukiwania skrzynki, na której dnie palcami wymacała skórzany dziennik. – Babcia naopowiadała mi chyba za dużo legend w dzieciństwie – prychnęła, bardziej do siebie niż Fairchild, i otworzyła notatnik, z którego środka wypadło kilka oderwanych stronnic. Przekartkowała wszystkie strony, próbując przeczytać cokolwiek, ale pismo było tak niechlujne, że nie zrozumiała ani słowa. Albo może myśli spisane były w jakimś starym, zapomnianym języku? Portret kobiety na jednej ze stron przykuł na chwilę jej uwagę; był naprawdę ładny. Ciekawiło ją do kogo należały te wszystkie listy, chociaż końcem końców nie chciałaby spotkać tej osoby twarzą w twarz. -Co tam pisze? – spytała, wkładając dziennik do kieszeni szaty i odkładając pudełko na miejsce. Przezorny zawsze ubezpieczony, jak to mówią. Przyklękła przy blondynce i bezceremonialnie wyrwała jej list z dłoni, nie rozważając nawet możliwości nieprzeczytania jeszcze tekstu przez koleżankę. – Co my tu mamy… Odbijające światło różdżki oczęta zgrabnie przejechały po tekście, pomimo problemów z doczytaniem co poniektórych słów. Gdy skończyła, spojrzała na Iris rozumiejąc wreszcie powód jej chwilowego otumanienia. -Jak myślisz, kto to napisał? – uniosła list na wysokość głowy i rozejrzała się nerwowo dookoła, przeszyta dreszczem niepokoju i przeczucia, jakoby ktoś je obserwował. – wyjdźmy z tego pokoju, nie podoba mi się to. Złapała ją za rękę i nie chcąc słyszeć nawet najmniejszego protestu pociągnęła z powrotem na korytarz; nie chodziło tutaj o strach sam w sobie. Rosalie nie należała do Gryfonów, którzy lubili kłaść swoje życie na szynach, w nadziei, że przejedzie je pociąg i zostaną okrzyknięci brawurowymi superbohaterami. Tknięta dziwnym przeczuciem, którego nie mogła zignorować, wolała zachować ostrożność, nawet jeżeli miałaby zostać nazwana irracjonalną. Żałowała, zresztą nie pierwszy raz w tym tygodniu, że w ogóle piła; alkohol spowalniał jej reakcje, nie pozwalał myśleć do końca logicznie a spodziewała się, że może jej to się dzisiejszej nocy przydać. Przeczytany tekst zaniepokoił ją i to nie ze względu na treść, a na jego położenie; wątpiła, by ktoś go tam przeniósł ze względu na swoje widzimisię, a to by znaczyło, że znajdują się w miejscu, w którym niekoniecznie chciałaby się znaleźć pijana w środku nocy. -Iris, ja myślę, że to kiedyś było czymś w rodzaju więzienia – zrobiła krótką przerwę, chcąc samej przetrawić tę informację. – a nawet jeśli nie więzienie, to ludzie nie znajdowali się tutaj z własnej woli, co by tłumaczyło, dlaczego ta część wcześniej nie była dostępna dla uczniów…ani dla nikogo. Tylko dlaczego akurat teraz usunęli ścianę? Nie wydaje mi się, żeby jakiś nauczyciel przed nami tu zaglądał…na podłodze nie ma śladów butów innych, niż tylko naszych – zadowolona z siebie, że nie straciła do końca zdolności trzeźwego myślenia ścisnęła koleżankę mocniej za rękę, ponaglając ją do wyrażenia jakichkolwiek opinii na ten temat – w każdym razie…mam nadzieję, że nie natrafimy na nieszczęśliwie zakochane duchy z czasów romantyzmu, które bezskutecznie szukają swoich kochanków – rzuciła niby żartem, niby serio, ale wizja spotkania z taką zjawą nie wywołałaby na twarzy Rosalie uśmiechu w żadnym wypadku…no, prawie. – Idziemy dalej? Poskładała list i włożyła w dziennik, który zaraz z powrotem wsunęła do kieszeni. Podejrzewała, że obie rzeczy mają ze sobą coś wspólnego, że są częścią jakieś większej układanki i aż świerzbiło ją do poznania jej reszty.
|
| | | Mistrzyni Proxy
| Temat: Re: Pomieszczenia dla służby Wto 30 Cze 2015, 18:35 | |
| w/ W pokoju nie trudno było o bałagan, a ten i nikogo nie dziwił, w końcu miejsca nie odwiedzano od kilkuset lat. Podłogę oprócz kurzu miejscami przykrywały gródki brunatnej ziemi, które dopiero teraz dało się zauważyć w tej skąpej poświacie. Ale gdzie miałyby się udać dziewczęta, gdyby chciały rozwiązać tę zagadkę i dowiedzieć się o czym była mowa w liście? W oddali korytarza dało się słyszeć głuche łupnięcie drewna o drewno. Pojedyncze, które przecięło ostro jak bicz ciszę pomieszczenia. |
| | | Gość
| Temat: Re: Pomieszczenia dla służby Wto 30 Cze 2015, 22:41 | |
| Chłód bijący od ścian spowodował, że Irisviel zaczęła pocierać dłońmi swoje ramiona i jakby się skurczyła w sobie. Nie tylko jednak temperatura tak na nią oddziaływała – atmosfera wydawała się odrobinę ciężka i przerażająca, jakby pomieszczenia, w których się znajdowały, ściany i resztki mebli były świadkami okropnych wydarzeń. Nie było to miejsce dla uczniów. Dało się to wręcz wyczuć w dusznym i pełnym kurzu powietrzu. Pokój do którego weszła nie był specjalnie przestronny. Widać było, że niewiele rzeczy się tutaj mieściło, najprawdopodobniej te największej potrzeby, czyli prowizoryczne łóżko oraz szafa. Może mogło się tutaj znajdować biurko, ale Iris nawet w to wątpiła. Nie było tutaj nawet okna, a w suficie nie zauważyła żadnego wykuszu. Czyli całe życie spędzone przy świetle świeczki. Podskoczyła w miejscu kiedy drzwi zatrzasnęły się z głośnym hukiem, który obudziłby nawet umarłego. Przez jakąś chwilę rozglądała się trochę zbyt nerwowo, z różdżką w gotowości. Alkohol nadal szumiał jej w głowie, nie zarejestrowała więc jakoś specjalnie świstu wiatru, zbyt zaoferowana myślami, że nie powinny tutaj być. I nie to żeby obleciał ją jakiś większy strach. Najzwyczajniej w świecie zdawała sobie sprawę, że zbyt ryzykują, a taka brawura wybitnie nie leżała w jej naturze. Chociaż z drugiej strony atmosfera nawet troszeczkę jej pasowała. Wychowana w mrocznym pałacyku ojca przyzwyczaiła się do obecnego wszędzie braku jakiejkolwiek pomocy domowej, o nutce tajemniczości i mroku nie wspominając. Po chwili obróciła się ponownie w stronę Rose i przyglądała się jak ta pewnym krokiem idzie w stronę jedynego mebla, który się ostał w tym pokoju i wyciąga starą, zakurzoną kasetkę. Bez jakiegokolwiek słowa wzięła zapieczętowany list i go otworzyła pewnym ruchem dłoni, różdżkę trzymając w zębach. W świetle zaklęcia niewiele widziała, ale niektóre wyrazy dała radę rozczytać. Jej umysł już dorobił całą resztę. - Niewiele widać, ale średnio mi się to podoba. – szepnęła do Rose, kiedy ta wyrwała jej kawałek pergaminu z dłoni i sama przystąpiła do czytania. Rozejrzała się jeszcze raz po pomieszczeniu, ale nie zauważyła nic co przykułoby jej uwagę. Żadnej podpowiedzi kto mógł tutaj mieszkać. Nic oprócz kurzu i spleśniałego siennika. Rose nie dała jej możliwości większego wypowiedzenia się, tylko szarpnęła Iris i wyciągnęła ją na korytarz. Młodsza Ślizgonka wyrwała swoją dłoń z uścisku zirytowana i stanęła na środku korytarza, który na pewno urzekał jednoczesną surowością ścian i delikatnością szklanego sufitu. Czy komukolwiek tutaj podobała się ta sytuacja? - Wątpię by to było więzienie. Brak śladów krat zamiast drzwi, a żelazo powinno się ostać do tej pory. Chociaż jakies jego szczątki. – mruknęła i ruszyła przed siebie korytarzem nie zwracając przez dłuższą chwilę na monolog Rabe, chociaż oczywiście doskonale ją słyszała. Była zaciekawiona. Pytania rodziły się w jej głowie jedne po drugim, jak jakieś gumochłony. Kim była osoba pisząca list? Zapewne kobieta sądząc po jego treści. Kim był Fletcher oraz osoby, które budowały to skrzydło zamku? Po co w sumie je wybudowano? By coś chronić? Czy może powstrzymać? Idąc wzdłuż pomieszczeń zaglądała do każdego z nich. W części z nich nie było nic, w części pozostały szczątki mebli. Jednak jedno z pokoi ją zaintrygowało. Weszła do niego, by po chwili wrócić na korytarz z…sprzętem do sprzątania. Miotła, wiadro, szmatka. Wydawało się wręcz nietknięte, jakby ktoś zostawił na chwilę i potem miał po to wrócić. Tylko czas i brud trochę zmieniły wygląd znaleziska. -Rose…myślę, że to nawet nie były dormitoria. – przerwała i położyła sprzęt na podłodze powodując cichy gruchot. – Pomyślmy…mamy szereg małych pomieszczeni, bez okien, ale nie ma krat. W środku masz meble, mieli dostęp do pergaminu, pióra i atramentu, czyli bardzo źle ich nie traktowano. No i to. – wskazała ręką na wiadro z zawartością. – Założę się, że przed skrzatami była tutaj zwykła służba. I tutaj mieszkali. – okręciła się w miejscu i podziękowała sobie za to, że czasami słuchała profesora od historii magii na lekcjach zamiast spać. Ponownie tego wieczora podskoczyła w miejscu kiedy doszedł do jej uszu głuchy łoskot. Poświeciła w stronę, z której dochodził odgłos i spojrzała na Rose unosząc brwi. Co na Merlina tutaj się działo?
|
| | | Mistrzyni Proxy
| Temat: Re: Pomieszczenia dla służby Wto 30 Cze 2015, 22:58 | |
| Dźwięki KlikGłuche uderzenie wypełniło korytarze i poniosło się echem po dawnych kwaterach służby, jak słusznie jedna z dziewcząt zauważyła. Podłoga w innych pomieszczeniach nie była już ubabrana ziemią, widocznie jedynie tamta klitka, skąpa jak każda inna, miała na podłożu ślady gruntu. Huk dochodził z sali po drugiej stronie korytarza. Światło księżyca nie oświetlało tego zakamarku, ale ze środka nadal biło światło pozostałej sobie magicznej świecy, której widocznie od setek lat nikt nie zgasił. Ludzie zapominali o różnych rzeczach, prawda? Tutaj było o wiele przestronniej, nawet znalazło się jedno miejsce na potężne okno oprawione witrażem i biurko z szufladami, ustawione tak, żeby siedzący przy nim miał plecy w kierunku wejścia. Kurz na ziemi wydawał się układać w jakiś dziwny, podejrzany nieco sposób, a na blacie leżał kolejny notesik. Zaraz obok, na podłodze, kawałek węgla, stary, zaśniedziały klucz, kawałek czerwonego sznurka. Jeszcze parę grudek ziemi przy przewróconym krześle i właściwie to wszystko, co można było znaleźć w tym pokoju. No, chociaż, kto wie co kryło się pod centymetrową warstwą pyłu na podłodze? - Notes:
- Kurz:
|
| | | Rosalie Rabe
| Temat: Re: Pomieszczenia dla służby Sro 01 Lip 2015, 20:02 | |
| Biorąc pod uwagę ciszę, jaka do tej pory zalegała w opustoszałym korytarzu, niespodziewany trzask drewna spowodował u Rose podejście serca do gardła i automatyczne odzianie barw bojowych. Nie zastanawiając się za wiele machnęła różdżką, mając na końcu języka jakieś zaklęcie defensywne, celując w miejsce, z którego dochodził huk. Nerwowo zerknęła na stojącą ze szmatą Iris, wyglądającą swoją drogą nieco komicznie, czekając na jakiekolwiek wydarzenie dobrą minutę, a kiedy nic się nie stało, roześmiała się cicho nad swoim narwaniem i przewrażliwieniem. Nie mogła się obawiać, w końcu to nadal była szkoła, bezpieczny Hogwart, w którym ewentualnie kazali kroić im pancerniki czy wyrywać skrzydła. Co innego, gdyby znajdowały się w Zakazanym Lesie – owszem, tam strach byłby jak najbardziej na miejscu, zresztą Rose zdążyła się już przekonać na własnej skórze, i to dosłownie, co ma do zaoferowania tamto miejsce. Ale tutaj? Poza nietoperzami i duchami mogłyby spotkać co najwyżej kotkę Filcha. Tak jej się przynajmniej wydawało; atmosfera tajemniczości i grozy okazała się jednak zbyt silna, zbyt odczuwalna by można było ją łatwo zignorować. -Tak, może masz rację – opuściła dłoń i szybkim ruchem nadgarstka wygładziła szatę. – w każdym razie, chodźmy sprawdzić co takiego tam łupnęło. Powoli, z lekką dozą niepewności ruszyła w kierunku skąpanego w cieniu pomieszczenia; kiedy znalazła się wystarczająco blisko z niedowierzaniem spostrzegła, że pali się tam świeca. Przystanęła na moment, przełykając głośno ślinę z podekscytowania i zgasiła różdżkę, stwierdzając, że i tak marnie wypada przy blasku zaczarowanego ognia. Miała nadzieję, że paliła się tylko i wyłącznie ze względu na magię, a nie przez systematyczne odwiedzanie tego pomieszczenia przez gospodarza. Przekroczyła próg pokoju, w którym pierwsze co przykuło jej uwagę, to leżący na biurku notatnik, kolejny zresztą. Nie dostrzegając niczego dziwnego na podłodze podeszła szybkim krokiem i zgarnęła dziennik, przejeżdżając chudym palcem po koślawo spisanym tekście. -Zakopałem to, bo inaczej nie mogę TEGO nazwać, głęboko. Mam nadzieję, ze już nie wróci. Margo jest na granicy obłędu i nie wychodzi już wcale z wieży. Upiera się, że ktoś ją 'więzi'… - tu zrobiła krótką przerwę, marszcząc brwi. - …ale przecież ona zawsze marzyła o tej pracy i jest w tym taka dobra. Nadal mam kawałek nitki, którą użyła do gobelinu przy Wielkiej Sali. Myślę, że powinienem ją odwiedzić. Mam nadzieję, że teraz wróci do siebie po tym wszst… - spojrzała na Iris z niepokojem wymalowanym w oczach i odłożyła notatnik na stół. – Tutaj tekst się urywa… Przez chwilę do głowy przyszło jej pytanie, czy przypadkiem nie padły ofiarą jakiegoś głupiego żartu. Przysiadła na biurku, próbując posklejać sobie wszystko w głowie, a wtedy zauważyła jakiś błysk na podłodze; kucnęła, by to sprawdzić, a wtedy znalazła klucz i…czerwony sznurek. Zgarnęła te przedmioty i wyprostowała się, oglądając je dokładnie między palcami. -Iris… - ułożyła wszystkie rzeczy obok siebie i przywołała ją gestem ręki, by podeszła bliżej.- nitka…klucz…wieża…gobelin… czy my mamy w Hogwarcie warsztat tkacki? – zastanowiła się, próbując przypomnieć sobie wszystkie miejsca, jakie udało jej się poznać w Szkole Magii i Czarodziejstwa. – Słuchaj, według mnie ten klucz otwiera drzwi do pracowni tej całej Margo. Musimy to znaleźć! – wlepiła w blondynkę poważne spojrzenie, kierując je zaraz na grudki ziemi leżące na podłodze. – Cholera, patrz… - wskazała palcem na nowe, kolejne z rzędu odkrycie, wolną dłonią zasłaniając sobie usta. – W tym notesie pisze wyraźnie: „zakopałem to, głęboko, mam nadzieję, że już nie wróci”… - zachłysnęła się informacjami, które powoli zaczynały układać się w jedną całość i z powrotem przysiadła na biurku – DLATEGO ten tekst jest urwany. To coś odkopało się i wróciło po osobę, która ją zakopała…tylko do jasnej cholery co to może być? – ciarki przechodziły po całej długości jej ciała, które z sekundy na sekundę coraz dosadniej zaczęło odczuwać chłód bijący od murów korytarza. -Adresatem listu z poprzedniego pomieszczenia musiała być Margo. Był nieodpieczętowany, bo ten ktoś nie zdążył go odczytać. – niepokój powoli ustępował miejsca podnieceniu i chęci jak najszybszego rozwiązania zagadki. Skrzyżowała ręce na piersi, w jednej dłoni ściskając zaśniedziały klucz. – musimy znaleźć jej pracownię. Wiemy tyle, że jest w wieży, to trochę ułatwia sprawę, ale nie wiadomo ile w tym skrzydle jest tych wież… Wypuściła ze świstem powietrze z płuc i pozbierała resztę przedmiotów. Dziennik wręczyła Irisviel, z racji, że jeden już sama zachomikowała. -Trzymaj i nie zgub. Może się jeszcze przydać. – upewniła się, że różdżka znajduje się tam, gdzie powinna i dygnęła w miejscu, uśmiechając się przy tym szeroko. – Idziemy.
//Iris, możesz napisać już w Warsztacie albo jeszcze tutaj, jak wolisz. Ale zapraszam już w kierunku wieży, wrzucam tam za sekundkę posta.//Walt |
| | | Gość
| Temat: Re: Pomieszczenia dla służby Czw 09 Lip 2015, 23:59 | |
| Ścierka nie była już mokra, ale mimo to śmierdziało od niej troszeczkę. Irisviel mimo to ją trzymała w jednej dłoni, w drugiej nadal ściskając mocno różdżkę. Wydawało się, że tajemnicze łupnięcie nie było spowodowane przez niechcianego przez Ślizgonki gościa, ale mimo to było niepokojące na tyle, że każdy rozważny człowiek zaczął by myśleć o wycofaniu się. Kto jednak mówił, że w domu Slytherina przebywają rozsądni ludzie? Wydawało się, że nic im nie powinno grozić. W końcu były w zamku, który był chroniony mocą tysiąca i jednego zaklęcia. Fairchild nie była jednak aż tak pewna. W tej szkole ostatnio miały miejsca zbyt straszne wydarzenia, by móc spokojnie zamykać oczy i mieć pewność, że jutro się je otworzy. Obecność dementorów na balu czy znalezienie trupa w Wielkiej Sali to tylko wierzchołki góry lodowej. Dodajmy do równania niektórych niespełna rozumu uczniów i mamy prawdziwy Dom Strachów. Na dodatek sama atmosfera w tym skrzydle, pełna tajemniczości, kurzu i mroku powodowała, że na ramionach i karku pojawiała się gęsia skórka. Szmata oraz wiadro z mopem wylądowało w kącie, kiedy Rose ruszyła w stronę tajemniczego źródła dźwięku, a Irisviel poszła za nią, wiedziona niejako odrobiną lojalności (w końcu nie zostawi koleżanki w tak strasznym miejscu, prawda?) oraz odwagą, która płynęła w jej tętnicach razem z Ognistą. Zawsze uważała, że alkohol i przygody to złe połączenie, bo wyłącza zdolność chłodnej kalkulacji, zamieniając wszystko w gorące i pełne temperamentu decyzje. Każdy krok w kierunku końca korytarza dobijał się echem pomimo warstewki kurzu jaka osiadła na kamiennej posadzce. Młodsza blondynka robiła ostrożne kroki, co jakiś czas oglądając się za siebie. Na szczęście nie towarzyszyło jej uczucie jakby ktoś je obserwował, bo wtedy mogłaby ogłosić taktyczny odwrót i powrót tutaj za dnia, kiedy więcej będzie widać. Po chwili jednak stanęła jakby ktoś rzucił na nią Zaklęcie Petryfikujące. Stała na progu całkiem przyjemnego dla niej pomieszczenia. Przynajmniej w porównaniu do tego co zostawiły za sobą. Zaskoczona przyglądała się witrażowi, biurku oraz poprzewracanym krzesłom, palącej się świecy. Wszystko wyglądało jakby ktoś zostawił na chwilę. Jakby miał po to później wrócić. Iris zmarszczyła brwi i nosek. Coś jej nie pasowało w tym wszystkim. Po chwili zorientowała się co. Na podłodze widniał napis. Rose jednak go nie zauważyła. Jakimś cudem nie starła tego co było pod jej nogami, kiedy dopadła do kolejnego dziennika, który głośno odczytała. Z każdym kolejnym słowem robiło się coraz bardziej niepokojąco. Fairchild słuchała jej opierając się ramieniem o framugę. Próbowała to wszystko przeanalizować, ale nie dała rady. Albo niezbyt do niej docierało co tutaj się stało, albo alkohol nadal płynący w krwioobiegu odbierał jej zdolności do logicznego myślenia. Pozwalała więc Rabe na rzucanie swoimi domysłami, a ona sama cały czas gapiła się na napis na podłodze. - Rose. Spójrz pod nogi. Jest już bezpieczna. – wskazała dłonią na napis i wzięła od dziewczyny dziennik chowając go do kieszeni swetra. – Kto jest bezpieczny? Margo? Wydaje się, że niezbyt się taka czuła. Irisviel zamyśliła się. Nie wiedziała zbytnio co robić. Była typem dziewczyny, która wieczorem maluje sobie paznokcie, a nie bawi się w Huncwota. Ale cóż…powiedziało się A, trzeba też powiedzieć B. Zresztą…kto by zostawił taką tejmnicę? -Dobra. Szukajmy tego Warsztatu Tkackiego, albo czegokolwiek do czego pasuje ten klucz, który leżał obok dziennika. Nic tu po nas, na domysłach niewiele zrobimy. – mruknęła i wyszła z pomieszczenia. No cóż. Ahoj przygodo! Tylko nie doprowadź nas do trumny.
[z/t x2 do Warsztatu]
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Pomieszczenia dla służby | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |