Pierwsze starcie słodkiej Włoszki z tajemniczym wampirem. Czy ktokolwiek wyjdzie z tego cało? W jaki sposób się poznali?
Na te i inne pytanie możliwe, że znajdziecie odpowiedź poniżej.
Osoby: Sofia L. Clinton, Harry Milton.
Czas: rok 1971.
Miejsce: Ministerstwo Magii.
Sofia L. Clinton
Temat: Re: Animal instynct. Nie 14 Cze 2015, 13:47
Była dokładnie jedenasta jedenaście kiedy młoda czarownica wyszła z gabinetu swojej koleżanki i mentorki – Leslie, która akurat wcisnęła jej po dobroci kilka[dziesiąt] akt do przejrzenia i uzupełnienia w trybie natychmiastowym. Nie można było powiedzieć, że panna Clinton była zadowolona z tego obrotu spraw, bo znacznie przyjemniej spędziłoby się jej czas w otoczeniu reszty magów przesłuchujących na przykład jakiegoś szalonego mordercę. O tak, zdecydowanie wolałaby obdzierać kogoś ze skóry niż taszczyć ze sobą papierzyska, które tylko ciążyły jej w ramionach. Szła tak przez korytarze ministerstwa kłaniając się to jednemu, to drugiemu czarodziejowi wyżej ustawionemu od niej. Chcąc czy nie chcąc musiała tak robić, co kłóciło się jej z buńczuczną naturą, a co wykonywała niemal bez szemrania. Niemal, dobre słowo. Kierowała się właśnie na czwarte piętro gdzie miała przydzielony gabinet, a właściwie pomieszczenie, które dzieliła z kilkoma innymi aurorami, którzy dopiero co wkraczali w brutalny świat, który niesamowicie fascynował Zosię. Jak oczarowana słuchała opowieści starszych kolegów mając nadzieję, że i ona pewnego dnia będzie równie wspaniała jak oni, i jak oni będzie prać po mordzie każdego kto się nawinie. Miała dwadzieścia jeden lat, wspaniałego narzeczonego, dobrą pracę i wybuchowy charakterek. Już teraz, po prawie rocznym okresie pracy w MM dała o sobie znać co poniektórym osobom – co ją niezmiernie cieszyło. Zapamiętywali ją, co znaczyło również, że jest tego warta. A to było najważniejsze. Odziana w długą i czarną szatę aurorską zastanawiała się czy zdąży jeszcze przed wszystkim wymknąć się na papierosa. Zabrała papierośnicę Liamowi – a miał w niej jakieś zagraniczne pety, które koniecznie chciała wypróbować i musiała tylko znaleźć odpowiednią chwilę, dosłownie moment. Ciemne włosy opadały jej falą na ramiona, a niezwykle młodziutka twarz – wydawałoby się, że anielska skupiała się na dokumentach, które znacznie ją przewyższały. Być może dlatego nie zauważyła niskiego jegomościa, który przestępował z kroku na krok przed nią?
Harry Milton
Temat: Re: Animal instynct. Nie 14 Cze 2015, 14:25
Mogłoby się zdawać, że praca nad wyłapaniem stada rozbestwionych erlingów sprawi przyjemność egzekutorowi, który od prawie sześciu lat zajmował swoją niezmienną pozycję, nie zauważany przez większość urzędników z Ministerstwa Magii. Mina Miltona dawała jasno do zrozumienia w jaki sposób podchodzi do wykonywanego zadania, ale niewielu osobom udało się dostrzec jego twarz sprzed ogromnej klatki przysłoniętej brudno brązową płachtą. Ledwo obejmując rękoma ten nieporęczny grób dla erlingów był dla mężczyzny istnym utrapieniem, ponieważ od samego początku przeczuwał swoje niekorzystne położenie. Począwszy od odrzucenia jego prośby z transportem martwych erlingów za pomocą sieci Fiuu, problemy piętrzyły się nad głową mężczyzny. Podczas wsiadania do autobusu musiał pokazać nie tylko legitymację wraz z wyraźnym ukazaniem piastowanego stanowiska, ale również nabyć zaczarowaną płachtę tłumiącą mdły zapach z wnętrza klatki. W poszukiwaniu takowego przedmiotu posłużył się własnym płaszczem, którego koniec sięgający kostek umorusany był w zaschniętej krwi i błocie. Ostatecznie, musiał poczekać na przyjazd mugolskiej taksówki i przybyć pod Ministerstwo dostępnymi środkami, rozgoryczony, wściekły i spocony. Od blisko trzech dni nie posilał się krwią, a to wpływało znacząco na poczucie irytacji mężczyzny. Samo Ministerstwo Magii postanowiło zaprezentować mu złośliwość w postaci zepsutej windy, przez co targanie zdechłych erlingów przedłużało się niemiłosiernie. Nie szczędził niewyraźnego mamrotania pod nosem przy pokonywaniu pierwszych stopni na klatce schodowej, przepraszając przepychających się urzędników łapiących na niego z odrazą. Fakt, doskonale wiedział, w jak niekorzystny sposób się prezentuje – niczym świeżo wyjęty z grobu. Zapewne irytacja sprawiła, że źle obliczył odległość dzielącą go od zakrętu i w bolesny dla siebie sposób zderzył się z poręczą, wbijając kant klatki w podbrzusze. Zduszony jęk zmieszał się z przekleństwem Miltona, który w większym gniewie ruszył na wyższe stopnie i nieuprzejmie przepchnął kobietę niosącą teczkę z dokumentami. Najprawdopodobniej wtedy do jego podeszwy przyczepiła się skórka od banana, która nie powinna się tam w ogóle znaleźć? W każdym bądź razie, zdążył zrobić zaledwie kilka kolejnych kroków w stronę szóstego piętra, ponieważ w przedziwnie szybki sposób prawa noga pomknęła w tył, a mężczyzna upadł na twarz. Wypuszczona z rąk klatka sporej wielkości pomknęła w górę, a następnie z trzaskiem zderzyła ze schodami, mknąc w dół w kierunku młodocianej aurorki mozolnie leczącej się za równie młodym egzekutorem. P
Sofia L. Clinton
Temat: Re: Animal instynct. Nie 14 Cze 2015, 15:51
Teoretycznie miał być to spokojny, zwykły dzień z grona tych, które dobrze, że istnieją, jednak niekoniecznie nas uszczęśliwiają. Pani auror miała tylko podrzucić do gabinetu dokumenty pozostawione do uzupełnienia i miała czmychnąć na dół, by móc w spokoju wypalić jednego papierosa. Albo dwa. Ewentualnie pięć. Potem na spokojnie zaczepiłaby Liama, który zajmował się pracą w archiwum Ministerstwa i pomęczyłaby go o przyniesienie czegoś słodkiego z kawiarenki znajdującej się po drugiej stronie ulicy. Wiedziała, że by jej nie odmówił, nawet gdyby się paliło i waliło – ona była jego priorytetem. Vice versa zresztą. No prawie. Wszystko na to właśnie wskazywało. Nudny i typowy dzień spędzony w pracy. Nie do końca zważywszy na dziwnego człowieczka z ogromną klatką przykrytą czymś, co wyglądało jak ściera z gardła psu wyjęta. Sofia nie przyglądała się dokładnie kim też był mężczyzna idący przed nią – a to za prostą sprawą. Nie widziała jego twarzy, a jedynie płomiennorude włosy i ciemną koszulę, pod którą majaczyły jej mięśnie pleców napinane z wysiłku. Zauważyła to mimochodem tylko dlatego bo zdziwiła się gdy usłyszała cichy jęk - jej wzrok ponownie spoczął na piętrzących się dokumentach tyle o ile by sprawdzała regularnie czy nie spadną jej przypadkiem z ramion co niezbyt by jej się spodobało. Nie musiała długo czekać na sensacje. Sensację, która nadeszła niemal od razu gdy pomyślała o fajkach, które na nią czekają. Najpierw usłyszała pisk, potem stukot klatki o schody, kolejny zduszony jęk, a dopiero potem poczuła jak coś zwala ją z nóg. Ból był przenikliwy, wyjątkowo ostry, a to za sprawą kantu klatki, który uderzył ją w przednią część piszczela, przez co straciła zarówno równowagę jak i kontrolę nad papierzyskami, które od razu wypuściła z dłoni. Te korzystając z okazji rozcapierzyły się po całych schodach okalając ich sylwetki papierowym deszczem na co Zośka najpierw głośno zaklęła po włosku, a dopiero potem jakby w zwolnionym tempie opadła do tyłu wywracając się niezbyt elegancko. Trwało to chwilę zanim zorientowała się w całej sytuacji – pulsująca noga, piszczące erklingi, porozrzucane dokumenty i dziwny jegomość leżący na schodach. Włoszka z trudem dźwignęła się na nogi czując teraz jedynie gniew – rosnący w niej w zastraszającym tempie i pokonując te kilka stopni dopadła do Miltona chwytając go z kołnierz koszuli ty samym niejako pomagając mu powstać z klęczek. Jej jasną twarz obecnie pokrywał zdradziecki rumieniec – niestety, nie z grona tych przyjemnych i bezczelny grymas, który niemal ocierał się o uśmiech. - To chyba należy do Pana. – Nie wiadomo kiedy ale w drugiej łapie czarownicy pojawiła się klatka z przeklętymi mordercami dzieci. Piwne oczy obserwowały wyraz facjaty Harry’ego – wydawało się jej, że już raz czy dwa widziała go na korytarzu, jednak nie była tego w stu procentach pewna. - A teraz pomoże mi Pan posprzątać wszystkie dokumenty. – Ona go nie poprosiła, lecz dała jasno do zrozumienia, że to on zajmie się sprzątaniem akt, które wypadły jej z rąk właśnie z jego powodu. Przemawiała przez nią złość, co było widać niemal od razu – barwa jej tęczówek pogłębiała się z każdą chwilą, tak samo jak ból w nodze narastał. W innym wypadku najpewniej uśmiechnęłaby się czy przedstawiła, ale teraz? Miała ochotę wepchnąć mu erklingi sami-wiecie-gdzie.
Frustracja miała niebagatelnie szeroki wachlarz możliwości, jeśli chodzi o niepożądane reakcje człowieka. I chociaż według wielu, którzy nie dostrzegliby w Herbercie najmniejszej namiastki człowieczeństwa, podlegał on wszystkim namiętnościom i zgorszeniu jak każdy czarodziej. - Uwagfa – niewyraźne ostrzeżenie wypadło z mocno zaciśniętych warg mężczyzny, który zamortyzował swój upadek rękoma i nie zdążył powstrzymać kataklizmu rozgrywającego się tuż za jego plecami. Furkot papierów zagłuszył ostry dźwięk zderzenia kości z kantem klatki przepełnionej truchłami erlingów, a winowajca nie mógł zrobić nic ponad obserwację. Zaledwie kątem oka, mrugając powiekami w nienaturalnym tempie dostrzegał płynność poszczególnych ruchów nieznajomej w taki sposób, jakby otaczająca go rzeczywistość przeistoczyła się w krótkometrażowy, niskobudżetowy komediodramat. Podnosząc się ze schodów nie miał najmniejszego zamiaru sprawdzić stanu własnego zdrowia, skupiając uwagę na furkającą w obcym języku kobietę – zaledwie podlotka, któremu brakowało jeszcze kilku piór do dojrzałości. Zaledwie musnął jej sylwetkę granatowym spojrzeniem pełnym zaskoczenia, kiedy ostre szarpnięcie rozpierzchło całkowicie jakiekolwiek przejawy litości pojawiające się w umyśle Miltona. Różnica w ich wzroście zmalała z powodu nierówności schodów, ale pewnego rodzaju siła emanująca od nieznajomej powstrzymała go przed otwarciem ust i powiedzeniem niestosownego komentarza. Zerknął przelotnie na odkrytą do połowy klatkę z truchłem stworzeń, jednak nie poświęcił im należytej uwagi – przynajmniej nie takiej, jakiej od niego oczekiwano. – Rozumiem, że jest pani wzburzona, przepraszam – odpowiedź należała do uprzejmych, chociaż siłą woli powstrzymywał się przed odepchnięciem ramienia kobiety i wskazaniem miejsca, którego granic nie powinna przekraczać. Ilekroć spotykał się z bezmyślną przemocą ciśnienie w żyłach podnosiło mu się gwałtownie, nawet jeśli przejaw wychodził od nieznajomej przedstawicielki płci pięknej. - Jeżeli pani poprosi, nie mam nic przeciwko temu – złośliwość ociekała ze słów Miltona, którego twarz umorusana była śladami po długiej podróży i niechęć do poniżenia, do jakiego próbowała zmusić do panna-wiem-wszystko-jestem-najlepsza. Tera rozpoznał w ruchach jej ciała i słów arogancję podszywającą bezczelność przynależną osobom zbyt pewnym siebie, narcystycznie zapatrzonych we własną potęgę, próbujących ukryć bolesny bądź wstydliwy kompleks.