|
| Autor | Wiadomość |
---|
Jared Wilson
| Temat: Grimmauld Place 37 Nie 16 Lut 2014, 09:15 | |
| Właściciele: Jared i Katherine Wilson Posesja: Widoczna dla mugoli, jednak gdy pukają, bądź za bardzo się interesują nagle przypominają sobie o ważnej rzeczy do zrobienia. Z tyłu znajduje się prywatny ogródek pani Wilson. Nie wolno tam wchodzić; ryzykuje się odcięciem głowy. Skrzat: Ma na imię Cezary. Gościom wrzuca zielone groszki do kieszeni, butów, czapek, rękawiczek mówiąc, że to uchroni ich od klątwy. Nie lubi obcych dzieci. Pupil: Adolf - czarny wielki dog niemiecki, który ma grubszą skórę niż inne zwierzęta. Chroni go to przed niektórymi zaklęciami. Służy jako Ochroniarz dwójki dzieci państwa Wilson. Pies ma adhd i nie lubi machania różdżką - wtedy skacze i gryzie. Nieprzyjaciół połyka w całości. Ewentualnie topi we własnej ślinie. W środku: Duża jadalnia z długim stołem, połączona z kuchnią, salon dla gości, na parterze sypialnia właścicieli, na piętrze pokoje dzieci. W pokoju dziennym jest kominek, nad którym wisi mieczyk pani Wilson ( klik). W szklanym barku jest kolekcja najróżniejszych popielniczek i cygar pana Wilsona. Legowisko Adolfa jest na przedpokoju, niedaleko drzwi. Pod oknem stoi egzotyczny kwiat, który po dotknięciu różowych płatków, śpiewa i tańczy czaczę. Dom jest całkowicie bezpieczny dla mieszkańców. Jest przystosowany do obrony np. dywan oplątuje włamywaczy, żyrandol na sygnał spada na głowę, tajny pokój, o którym wiedzą tylko właściciele, firany przylepiają się do ubrań, skrzat atakuje z groszków itp. Grimmauld Place 37 zamieszkuje rodzina bogata, dzięki pracy właścicieli. Salon z kominkiem podłączonym do Sieci Fiuu: Sypialnia dorosłych: Biuro na I piętrze, dostępne tylko po wypowiedzeniu odpowiedniego zaklęcia, które znają tylko państwo Wilsonowie: Jadalnia: Bilbioteczka: |
| | | Henry Lancaster
| Temat: Re: Grimmauld Place 37 Czw 26 Cze 2014, 21:24 | |
| UPIORNE WYJCE W HOGSMADE Uwaga ludzie! Frank Lemarchal, wokalista i lider zespołu Upiorni Wyjce, we wczorajszym wydaniu Czarownicy powiadomił swoich licznych fanów o nadchodzącym koncercie w Hogsmade. Odbędzie się on 10 lipca 1977 roku, niedaleko Wrzeszczącej Chaty. Mało tego! James Backerman, sławny gitarzysta zapowiedział, że do wygrania będą ekstra koszulki Upiornych Wyjców. Jest to główna nagroda przewidziana za najlepiej wykonany jego ulubiony utwór pt "This is the night". Koszule są unikalne, niedostępne w żadnym sklepie, tylko podczas koncertu w Hogsmade. Nie możecie tego przegapić! Koszt biletu wynosi tylko 40 galeonów, zaś miejsca VIP i w Loży Honorowej (tuż obok naszego zaproszonego Ministra Magii) 80 galeonów. Połowa środków zostanie przekazana na akcje charytatywne, które mają na celu pomoc osobom poszkodowanym przez działalność Śmierciożerców. Bilety można nabyć u wspaniałej Madame Rosmerty, która wyjątkowo zgodziła się prowadzić punkt sprzedaży od godziny 10:00 do 21:00 w "Trzech Miotłach" od poniedziałku do soboty. Za kupno pierwszych dziesięciu biletów, zobowiązała się podarować po jednym piwie kremowym, a więc nie zwlekajcie! Liczba biletów jest ograniczona! |
| | | Tanja Everett
| Temat: Re: Grimmauld Place 37 Pią 01 Sie 2014, 18:14 | |
| Nigdy dotąd dni nie wydawały się tak czarne i smutne. Jak przez mgłę Tanja pamiętała, jak profesor Odineva i ten auror zaciągnęli ją do samochodu i zabrali gdzieś.. do Ministerstwa, tak. Zamazany obraz ogromnego atrium błąkał się po jej wspomnieniach. Pojawiali się ludzie, zadawali mnóstwo pytań.. ale te pytania jej nie dotyczyły. Przepływały obok niej w powietrzu, które nagle było takie ciężkie i rozrywało jej płuca. Ktoś nią trząsł, podnosił głos, ktoś inny przytulał ją i głaskał po włosach. Nie reagowała na żaden z tych gestów, bo nagle wszystko było takie puste i bez wyrazu. Patrzyła, a nie widziała, słyszała, ale nie słuchała... czuła i nie odpowiadała. Chciała zostać sama, tak po prostu. Dać się porwać wszystkim swoim demonom, bo już na niczym jej nie zależało. Po jakimś czasie coś jednak poczuła. Ostry, kłujący ból przeszywający jej pierś na wskroś. I palące poczucie winy. Jared miał rację. To była tylko i wyłącznie jej wina. Skołataną duszę Gryfonki nawiedzały coraz gorsze lęki i cierpienie było o poziom gorsze niż zazwyczaj. Była jak taka mugolska lalka. Przeprowadzana z miejsca na miejsce, poddawana serii pytań, na które nie odpowiadała. Nie wiedziała, ile czasu minęło, w jakich miejscach była oprócz atrium, ale w końcu znalazła się w jakimś domu. Po chwili skupienia przypomniała sobie, że ten facet mówił, żeby chwilowo mieszkała u jakiś aurorów... Gdzieś krzątał się jakiś śmieszny skrzat, zza zamkniętych drzwi dochodziło basowe szczekanie, a z jadalni ciekawsko spoglądała na nią dwójka dzieci, gdzie jedno było bardzo młode. No tak, musiała gdzieś mieszkać.. a tutaj była obca. Swoją drogą, ona wszędzie czuła się jak obca. Dopiero, kiedy pani domu pokazała jej pokój i zamknęły się za dziewczyną drzwi, zmysły przebudziły się i bardzo tego żałowała. Wolno przeszła do łóżka, na którym położyła się w ubraniu. Woń świeżo wypranej pościeli spowodowała, że kolejne łzy opuszczały jej błękitne oczy i nikły w materiale. Długo płakała, tak długo, że nie wiedziała, kiedy zasnęła. Nie spała długo, targana koszmarami. Najbezpieczniejsze wydawało się czuwanie, wtedy jedynie była chociaż odrobinę wolna od wspomnień.. *** Minęły dwa dni, w czasie których Tanja nie pokazywała się na pokojach domu państwa Wilsonów. Nie podejmowała rozmowy z żadnym z domowników, a każdy posiłek, który dostawała lądował za oknem lub wracał nietknięty do kuchni. Tanja jedynie piła, niesiona pragnieniem. To było jedyne, co odczuwała. Nie płakała już, ale jej blada skóra jakimś cudem przybrała jeszcze jaśniejszy i niezdrowy odcień. Oczy były zaczerwienione, a sama dziewczyna osłabiona. Jedynie jedna osoba trochę podniosła ją na duchu. Leżała bez ruchu na łóżku z zamkniętymi oczami, ale nie spała. Znowu. |
| | | Gość
| Temat: Re: Grimmauld Place 37 Nie 03 Sie 2014, 13:01 | |
| To Katherine nalegała, pomimo oburzenia oraz sprzeciwu Jareda, aby zabrać biedne dziecko do nich do domu. W głowie się jej nie mieściło, aby Tanja miała się gdzieś tułać, a już na pewno nie po rodzinie jej ojca. Pani Wilson umiała postawić na swoim, tak więc po dość meczących i mało przyjemnych formalnościach w MM, zabrała ze sobą dziewczynę na Grimmauld Place. Gość wywołał nie małe poruszenie i spotkał się zdecydowanie z serdecznym przyjęciem, nie mniej widząc zmęczenie oraz nieme błaganie w oczach Tanji, zabrała ją do razu pokoju gościnnego. Być może potrzebowała czasu dla siebie, co, według Katherine, było dość zrozumiałe. Niewiele się zmieniło w związku z obecnością jeszcze jednej duszyczki w domostwie. Seth rozrabiał, za nim biegał Adolf, a skrzat próbował okiełznać tę ich niespożytą energię. Mała panienka Wilson ciągle gdzieś próbowała wyciągać ojca, tak ze Jared nie miał nawet czasu na swoje marudzenia. Kath w ciągu tych dwóch dni nie ingerowała. Pozwalała, aby jedzenie wracało, a Tanja nie wyściubiała nosa poza pokój gościnny. Nie mniej dnia kolejnego, zaalarmowana doniesieniami skrzata, zebrała się po śniadaniu i zapukała do pokoju. Nie chciała wchodzić tak po prostu, w końcu dziewczyna mogłaby się poczuć osaczona. A tego nie chciała. Nie bez powodu jeszcze wczoraj poczyniła odpowiednie przygotowania, co by ściągnąć do Grimmauld Place swojego chrześniaka. James był z tego samego roku, jak i domu co Tanja. Jeśli nie z nimi, to może chociaż z nim zechce porozmawiać. Widać było gołym okiem, że Pani Wilson dziewczyna i jej stan nie są obojętne. Kiedy jednak Tanja za wszelką cenę wolała udawać, że śpi, pozostawiła tylko na szafce przy łóżku tacę ze śniadaniem, a nim wyszła, poprawiła jeszcze kołdrę, co by miękko otulić dziewczynę.
zt
Ostatnio zmieniony przez Katherine Wilson dnia Pią 17 Paź 2014, 13:19, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Tanja Everett
| Temat: Re: Grimmauld Place 37 Nie 03 Sie 2014, 14:12 | |
| Kolejne minuty zatracały się i Tanja nie była pewna, czy jest może już ranek czy dopiero środek nocy. Była osłabiona i czas wydawał się przelatywać między palcami, im mocniej się chciało go zatrzymać. Gryfonka nie wiedziała czego chce. Chce, aby zegar stanął? A może wręcz przeciwnie, przyspieszył? Miała świadomość tego, że wieść o wydarzeniach w jej domu obiegła cały świat czarodziei. Z ust do ust plotka przechodziła dalej i osiągała coraz większy zasięg. Bała się reakcji ludzi, gdy ją zobaczą w szkole.. lub na tym całym dziwnym obozie. Michael namawiał ją na ten obóz, z jednej strony zapierała się nogami i rękami, zaś z drugiej... przecież w tłumie ludzi łatwiej się zgubić i zapomnieć o wszystkim. Może ludzie nie zwracali by na niej aż takiej uwagi? Nie chciała wytykania palcami, szeptów za plecami, wolała, aby ktoś ze sztucznym uśmiechem udawał, że o niczym nie wie. Nie dowie się, póki się nie przekona. Leżała w półmroku na łóżku i myślała.. myślała o spotkaniu z Michaelem. O Xavierze, a raczej jego braku.. o szczęśliwie znalezionym Rubinie. Właśnie ów pieszczoch wychynął spod kołdry i połaskotał Tanję wąsikami. Ukrywała go, bo nie chciała aby ten gbur go przemielił przez maszynkę do mięsa. Tan otworzyła oczy, słysząc pukanie. Spojrzała na drzwi. Od dłuższego czasu w domu panowała cisza, więc to mógł być tylko skrzat... gdyby pukanie rozchodziło się na poziomie metra, a nie ponad klamką. Chyba. Tan westchnęła i wepchnęła pyszczek fretki znowu pod pościel. -Proszę. -powiedziała cicho i aż sam ton głosu ja przeraził. Podniosła lekko głowę, ale poczuła jedynie, jak cały świat kręci się razem z nią. W pokoju pojawiła się pani domu. Dziewczyna nie drgnęła na łóżku, tylko patrzyła gdzieś w okno. Powieki same jej opadały, ale nie mogła sobie pozwolić na sen. |
| | | Gość
| Temat: Re: Grimmauld Place 37 Pią 17 Paź 2014, 15:41 | |
| Pozbawiona jakiejkolwiek możliwości reakcji, bo już nawet nie chodziło o obronę bądź protest, została dosłownie oraz w przenośni zrzucona jak worek ziemniaków obok rabatki przed wejściem do domu. Zgaszone światła w oknach mogły dać jasno do myślenia, że domownicy już śpią, a przynajmniej Ci najmłodsi, a co za tym idzie Jared powinien się okazać na tyle wspaniałomyślny, aby swoimi krzykami nawet nie próbować ich budzić. Sądząc po wcześniejszym zachowaniu jego małżonki, ta skłonna byłaby trzasnąć i to porządnie, gdyby właśnie teraz obudził dzieci, pokazując się im w takim stanie upojenia. To, w jaki sposób tutaj dotarli, budziło wiele kontrowersji w rozemocjonowanej Katherinie. Mieli swoje zasady, ustalenia, tyle że nigdy nie godziła się na samodzielne wychowanie dzieci, ani na rezygnacje ze swoich zawodowych obowiązków, gdyż z Sethem nie miał kto zostawać popołudniami. Wydawałoby się, że przez te szesnaście lat naprawdę udało się im wypracować układ idealny, a jednak ten okazywał się mieć luki. Wiedział, jaki Jared jest. Akceptowała jego specyficzny sposób bycia, podejście do świata. I nigdy nie widziała w tych utartych zachowaniach czegoś, co mogłoby stanowić przeszkodę. A może tylko nie chciała, będąc szesnaście lat temu zbyt przestraszoną odpowiedzialną rolą żony, pani domu i dość szybko matki? Dzieci dorastały, już nie absorbowały tyle uwagi, ile wcześniej. Niebawem oboje będąc na cały rok wyjeżdżać do Hogwartu, zacząć żyć powoli własnym życiem. I właśnie ten fakt zaczął zaważać, że między ich dwójką wcale nie jest tak... dobrze, jak chcieli oboje to widzieć. Panicznie bała się samotności. Tego, że za rok, kiedy wsadzi Setha do ekspressu, już tylko ona tkwić będzie w tych wielkich, czterech ścianach. Oczywiście w życiu nie przyznałaby się co do tego Jaredowi. Przecież sama przed sobą starała się to ukrywać. Otrzepała z ramion niewidzialny kurz, dusząc wszelkie cisnące się na jej usta komentarze. Ale spokój, który na nowo zagościł w postawie Pani Wilson, był złudny. Wystarczyła najmniejsza iskra zapalna, co by pożar wybuchł na nowo. I strawił wszystko na swojej drodze. - A teraz siedź i czekaj, aż będziesz na tyle trzeźwy, aby bez rabanu przejść po schodach do pokoju gościnnego. Poprosiłam, aby tam Ci pościelono. I przeniesiono wszystko Twoje rzeczy osobiste. Co by Jared nie miał najmniejszej wątpliwości, Kath wskazała mu kilka stopni przed werandą, na których miał posadzić swój tyłek tak, jak przynajmniej jeszcze prosiła.
|
| | | Jared Wilson
| Temat: Re: Grimmauld Place 37 Pią 17 Paź 2014, 18:06 | |
| Kate nie została rzucona jak worek ziemniaków, tylko postawiona w miarę delikatnie na ganku. Skoro nie wysłuchała jego stanowczej prośby o natychmiastowy powrót do domu, sam ją tutaj zaprowadził. Nici z planów pobytu i trzeźwienia w ministerstwie nie wpływało pozytywnie na jego nastrój. Spiorunował Kate wzrokiem nakazując jej wejść do kamienicy, skoro postawił ją na ziemi. Zasłonił jej małe ciałko swoimi ramionami, gasząc ręką światło nad drzwiami zapalające się zawsze, gdy ktoś przybywał do Wilsonów po zmroku. Nie miał ochoty, aby ktokolwiek oglądał jego żonę w szlafroku i kapciach. Ogólnie nie podobało mu się, że ktoś mógłby ją tak widzieć. Zamknął za nimi drzwi. Choć w jego żyłach płynęło sporo alkoholu, pojął, że dzieciaki śpią i lepiej, aby ich nie budził. Zresztą, nie miał ochoty na jakiekolwiek rozmowy z potomkami, marzył mu się prysznic i swoja połowa łóżka. Jared sam wybierał samotność i jeśli żywił jakieś tam ciepłe uczucia wobec swojej rodziny to je świetnie ukrywał. Pozwalał sobie czasami na okazanie dumy nad synem czy pochwalić zachowanie dorastającej Skai, ale nie warto było oczekiwac od niego od razu rzucenia pracy na rzecz łażenia po sklepach z rodziną. Nie obawiał się wyjazdu dwójki dzieci w przyszłym roku do Hogwartu. Będą się edukować i wyrosną na porządnych ludzi; nie zawracał sobie głowy tym, że dom będzie pusty. Może to odczuje jakoś, ale nie sądził, aby z tego powodu cierpiał. Przyzwyczaił się do dzieci mimo, że go nie było prawie nigdy w domu. Zamknął za sobą drzwi i zdjął buty, wchodząc wgłąb mieszkania. Adolf zapewne siedział na górze w łóżku Setha, Skai albo... nie, dog nie mógł go zdradzić i leżeć w łóżku tej Everettówny, której sam widok doprowadzał go do stanu poirytowania. Świece w pokoju zapłonęły dając im nikłe światło, nie zwracające niczyjej uwagi ani nie przeszkadzające w śnie. Przeszedł przez korytarz i salon, twierdząc, że skoro Kate jest w domu i go niemal zmusiła do powrotu na GP w piątkową noc, miał święte prawo zając sie sobą. Rzucił przekleństwo na stolik służący jako przechowalnia nieotwartej korsepondencji, który stał nie wiadomo czemu zbyt daleko od ściany i zawadził Jerry'emu. Uderzył w mebel nogą, coś warknąl i odstawił to na miejsce. Pewnie znowu się coś zalęgło w szufladach. Cezary się obijał i jeszcze mu się oberwie, jeśli teraz się przed nim zmaterializuje. Jared odwrócił głowę słysząc jakiś dziwny ton w głosie słodkiej Kate, która nigdy na niego nie krzyczała, a jedynie wyrażała dezaprobatę poprzez rzeczowe zwróćenie uwagi. Czasami przemawiała do niego jak sędzia z Wizengamotu, ale i tak nie zawracał sobie tym głowy. Uniósł brwi wysoko i zaśmiał się gorzko (i cicho) z jej rozkazów. Raniła jego ego. Miał spać w gościnnym? To był jego dom i nie miał zamiaru spać w miejscu, gdzie gościli przejezdnych znajomych. Siadać też nie miał zamiaru, bo chodził prosto i był bardziej trzeźwy niż sobie zdawała sprawę. Wyjał różdzkę i przywołał swoje "rzeczy", czyli papierosy, teczki, kilka ubrań, pocztę do salonu wraz z pościelą. Gościnny pokój był poniżej jego godności. Rzeczy miały problem z trafieniem na miejsce, bo połowa wylądowała na dywanie. Sięgnął leniwie po koperty, zgarniając je z podłogi. - Z rana wracam do ministerstwa czy tego chcesz czy nie. W weekend zabiorę gdzieś dzieciaki to będziesz miała święty spokój. - warknął w jej stronę, nie unosząc na nią wzroku. Zdjął z siebie koszulę i zwinął ją w kłębek, rzucając pod kanapę. Podrapał się po nieogolonej brodzie i policzkach i otworzył pierwszy lepszy list zalegający od wczoraj. Ach tak, raport i wiadomość, że Everett Sean spieprzył za granicę. Niech no dorwie podwładnych to żyć się im odechce jak ich przyciśnie i zagoni do roboty. - Na przyszłość zamiast robić mi awantury to wołaj moją matkę do dzieciaków. Mam ważniejsze sprawy niż przychodzenie punktualnie na kolację. - spojrzał na nią uważnie. Podobała mu się ta wściekłość Kate. Nigdy jeszcze takiej jej nie widział. Dni zawsze były wypełnione monotonią i choć teraz drażniła go prawie tak samo jak obecnośc Everettówny to patrzył na nią zaciekawiony. Ciekawe kiedy w końcu wybuchnie. I tak dobrze się trzymała, skoro przez szesnaście lat nie wywaliła go z domu. Umyślnie ignorował jej ukryte groźby i rozkazy, robiąc to, na co miał żywnie ochotę. Nie wchodził jednak do sypialni, bo wlazły w samą paszczę rogogona. Ochłonie parę dni i po kłopocie. Z żonami tak jest.
[ koniec fabuły] |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Grimmauld Place 37 | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |