IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 "Whiskey, moja żono."

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Franz Krueger
Franz Krueger

"Whiskey, moja żono." Empty
PisanieTemat: "Whiskey, moja żono."   "Whiskey, moja żono." EmptyWto 17 Lut 2015, 21:43

Opis wspomnienia
Poczucie winy i tęsknota utonęły w odmętach szlachetnego, gorzkiego trunku.
Osoby:
Wanda Whisper, Franz Krueger
Czas:
Ostatni tydzień września
Miejsce:
Obserwatorium
Franz Krueger
Franz Krueger

"Whiskey, moja żono." Empty
PisanieTemat: Re: "Whiskey, moja żono."   "Whiskey, moja żono." EmptyWto 17 Lut 2015, 21:44

"Zdemolowałem kilka kobiet,
Zdemolowałem życie sobie.
I żeby zrzucić presję z głowy,
Kilka pokoi hotelowych."

Siedział w wygodnym fotelu w pokoju wspólnym Slytherinu, starając się skoncentrować na treści podręcznika do transmutacji. Trzeba było przyznać, że ostatnimi czasy poczynił ogromne postępy w tej dziedzinie magii, jednak tego wieczoru odnosił wrażenie, że z lektury nie wynosi zupełnie nic. Przesuwał, co prawda, wzrokiem po literach, lecz kolejne słowa umykały mu co chwila, a chłopak zaraz zapominał, co opisane zostało na poprzedniej stronie. Miał ochotę cisnąć książką o ścianę, ale wcale nie dlatego, że nauka nie przynosiła oczekiwanych rezultatów. Chłopak po prostu doskonale zdawał sobie sprawę z przyczyny swojego stanu, który można byłoby określić mianem "rozsypki". Jak wiele dni minęło już od tej pamiętnej nocy, kiedy wyszedł przed Wrzeszczącą Chatę w koszuli zbroczonej krwią swojego ojca? Tydzień, półtora, a może dwa? Młody Krueger już dawno stracił rachubę czasu. Na zajęciach siadał zawsze gdzieś z tyłu, poza zasięgiem wzroku nauczycieli, zaś popołudniami włóczył się bez celu po hogwarckich korytarzach, nie wiedząc, co ma dokładnie ze sobą zrobić. Wydawało mu się, jakby jakaś silna trucizna wyżerała go od środka, ale nie był to efekt żadnego eliksiru, a samotności i bolesnej tęsknoty za utraconą miłością. Franz przy każdej możliwej okazji wodził wzrokiem za czarnowłosą Ślizgonką z siódmej klasy, przeklinając wściekle, gdy ta odwracała swe spojrzenie. Unikała go na wszelkie możliwe sposoby i chociaż nie powinno go to dziwić, chociaż powinien dać jej więcej czasu, nie potrafił poradzić sobie z emocjami, które rozsadzały jego wnętrze. Czasami potrafił znaleźć jakiś dobry punkt obserwacyjny i godzinami wpatrywać się w pannę Vane, która rozmawiała ze wszystkimi, tylko nie z nim. To oczywiste. Pragnęła spokoju, ucieczki od swoich zmartwień i problemów, od mężczyzny, który zawiódł jej zaufanie.
Któregoś popołudnia niemiecki czarodziej zdecydował się przerwać tę niepisaną zmowę milczenia. Szklanka whiskey dodała mu odwagi, a może lepiej byłoby powiedzieć, czelności, by zakłócić jaśminową sferę intymności. Dziewczyna nie pozwoliła mu jednak wygłosić nawet zdania, nie miała zamiaru słuchać żadnych jego wyjaśnień. Odepchnęła go zupełnie tak, jakby przestał dla niej cokolwiek znaczyć, jakby wyparował z jej życia, stał się powietrzem. "Zostaw mnie w spokoju" - te słowa rozbrzmiewały w jego uszach jeszcze do wieczora, póki kolejne dawki procentowego trunku kompletnie nie uśpiły zdolności odczuwania jakichkolwiek emocji. Alkohol był wręcz idealnym środkiem, jeżeli przychodziło do uśmierzania bólu. Niestety jednak, jego krótkotrwałe działanie sprawiało, że siedemnastolatek, który i tak nadużywał Ognistej, jeszcze częściej sięgał po szklaneczkę, bądź kilka. Miał świadomość tego, że powinien wziąć się w garść, spotkać się z Drake'iem i obmyślić jakąś dalszą strategię, zwrócić się do kogoś, kto był bardziej doświadczony od niego, a komu, jako jednemu z niewielu, można było zaufać. Problem tkwił w tym, że butelka Ognistej Whiskey zawsze znajdowała się bliżej, niżeli pergamin i pióro z kałamarzem. Poza tym Krueger, przed listem do pana Vane'a, wolał sam poukładać sobie wszystko w głowie. W końcu nie tak wyobrażał sobie bieg ostatnich wydarzeń, część planów zakończyła się totalnym fiaskiem, a ponadto Drake nie miał pojęcia, że jego niewinna córeczka wtargnęła w samo centrum tego piekła.
Zamknął podręcznik, przez co głośny huk rozległ się po salonie i przyciągnął spojrzenia wyrwanych od swoich zajęć pobratymców. Krueger niewiele jednak przejął się tym, że wzbudził ogólne zainteresowanie. Odrzucił książkę na stół i powolnym krokiem wygramolił się z pokoju wspólnego, wędrując dalej korytarzem w lochach, po schodach, dopóki nie trafił do obserwatorium. Choć dochodziła dopiero godzina dwudziesta pierwsza, nieboskłon okrył się już ciemnym granatem, pojawiły się także pierwsze gwiazdy. Z wieży rozpościerał się przepiękny widok, którego Franz jednak zdawał się w ogóle nie dostrzegać. Rozłożył się tylko wygodnie na barierce, ignorując względy bezpieczeństwa, po czym wyciągnął butelkę whiskey, upijając sporego łyka. Mimo że wieczory nadal bywały chłodne, miał na sobie jedynie białą koszulę z dwoma odpiętymi guzikami u samej góry. Pod rękawem, na lewym przedramieniu, skrywał mroczy znak, który jednak dodatkowo zamaskowany był zaawansowanym zaklęciem.
Widok bijącej wierzby przypominał mu o ostatniej schadzce w Hogsmeade, a gdy na moment zamknął oczy, wyobraźnia podsunęła mu tak żywy obraz starcia z Heinrichem. Krueger odgrywał w nim pierwsze skrzypce, łapiąc za nóż i przesuwając nim zręcznie po gardzieli przeciwnika. Starszy blondyn zaś rozpaczliwie starał się zatamować krwawienie, ale nie był w stanie oszukać okrutnego przeznaczenia. Franz otworzył oczy, upił jeszcze kilka łyków, kiedy z zamyślenia wyrwał go odgłos czyichś kroków. Chłopak odwrócił swe spojrzenie w kierunku schodów, dostrzegając znajomą twarz panny Whisper. Tej samej dziewczyny, z którą nie tak dawno temu "flirtował" na lekcji starożytnych run. Uśmiechnął się nawet, bardziej do siebie, niż do niej, początkowo nie odzywając się ani słowem.
- Już tutaj wyczuwam tę nęcącą, waniliową nutę. - mruknął dopiero po dłuższej chwili, nie zmieniając nawet wcześniej obranej pozycji. Oparł się tylko głową o mur, bo tak wygodniej było mu spoglądać w stronę nadchodzącej towarzyszki.
Wanda Whisper
Wanda Whisper

"Whiskey, moja żono." Empty
PisanieTemat: Re: "Whiskey, moja żono."   "Whiskey, moja żono." EmptyWto 17 Lut 2015, 21:45

Wanda chciałaby powiedzieć, że była zadowolona z ostatniego tygodnia. Naprawdę chciałaby powiedzieć, że dała z siebie wszystko, że bliscy są z niej dumni. Że nie zwraca uwagi na spojrzenia innych, na dziwne szepty i jeszcze nie do końca zamkniętą sprawę z morderstwem jej ojca. Nie przejmowała się jednak tym aż tak bardzo – przynajmniej nie było po niej tego widać. Skupiała się na pracach domowych, lekcjach, przyjaciołach i ich problemach.
Ostatnie lekcje Patronusa dawały jej nieźle w kość – momentami dziewczyna myślała, że już nie da rady, że więcej nie pociągnie, że nie zdoła zrobić czegokolwiek więcej. Wilson wymagał dużo, nie patyczkował się z nimi, nie był nawet przyjemny w obyciu. Może jednak to był dobry sposób na to by wziąć się w garść i pokazać reszcie kto tu tak naprawdę rządzi? Może Jared chciał wykrzesać z nich, jej grupy resztki odwagi, honoru i chęci do działania? Kto tak naprawdę wiedział, co siedzi konkretnie w głowie czarnoskórego Aurora? Pewnie on sam nawet tego nie wiedział, skoro pozwolił odejść żonie.
Dzisiejszy plan na wieczór był prosty. Odrobić lekcje i zająć się sobą. Zrobić cokolwiek produktywnego – pomalować paznokcie, poczytać książkę, poplotkować z przyjaciółkami. Jej kochane współlokatorki jednak w tajemniczy sposób zniknęły – ta, wchodząc do sypialni zastała tylko śpiącą Mercy, zagrzebaną pod nos kołdrą – dlatego też nie chcąc nikogo budzić, ani nikomu przeszkadzać sięgnęła po leżącą luzem tabliczkę czekolady i pałaszując ją skierowała się śmiałym krokiem przed siebie.
Gdy czekolada rozpuściła się w jej ustach, a ta poczuła niemalże ekstazę – zdawało się jej, że uniosła się kilka centymetrów nad ziemią – zauważyła, że ją poniosło. Na korytarzach praktycznie wiało pustkami. Nikt się nie kręcił, nikt nie hałasował. Zupełnie jakby zbliżała się jakaś magiczna godzina policyjna dla wszystkich uczniów, a ona Whisperówna jak gdyby nigdy nic ma gdzieś zakazy i robi co chce. Zdziwiła się również, że wywiało ją akurat w okolicach obserwatorium. W gruncie rzeczy dawno tam nie zaglądała, teraz miała trochę czasu i spraw na głowie, toteż bez przeszkód mogła tam po prostu zajść i sobie porozmyślać. Bo dlaczego by nie?
Stukot jej ciężkich butów odbijał się echem od ścian, kiedy ta przemierzała kolejne metry. Niespiesznie, spacerkiem, jakby nigdzie się nie spieszyła. Jej sprawne oko zarejestrowało jakiś ruch, sylwetkę – zdecydowanie męską, sądząc chociażby po posturze i krótkich włosach. W pierwszym odruchu dziewczyna chciała się po prostu zatrzymać i cofnąć, by tajemniczy osobnik nie zdążył jej zauważyć. Niestety zrobiła to zbyt późno – Ślizgon z tego samego rocznika był szybszy. Odwrócił głowę w jej stronę, a spomiędzy jego ust doszło do niej ciche, niemal lubieżne mruknięcie.
Pan Krueger. Wandzia miała niezwykłe szczęście do spotykania się z podopiecznymi Salazara sam na sam. W dziwnych, opuszczonych miejscach, w których można robić coś więcej niż tylko rozmawiać o gwiazdach. Szatynka automatycznie postąpiła krok naprzód, skoro została rozpoznana, a ona poczuła jak serce zaczyna bić szybciej, pod wpływem osoby siedzącej na barierce. Jeszcze niedawno, bo zaledwie kilka dni temu korespondowała z nim na runach – do tej pory miała okropne wyrzuty sumienia, przecież non stop miała rozmyślać o Lancasterze! A tutaj proszę, ten wyrasta przed nią jak spod ziemi. Będąc w pełni w zasięgu wzroku Franza uśmiechnęła się lekko, po swojemu pod nosem ciesząc się w duszy, że wcześniej zdążyła pochłonąć czekoladę – wyglądałaby niezmiernie głupio gdyby paradowała przed nim w czarnej, dziewczęcej sukience z dekoltem w łódkę i papierkiem po słodkości.
- Ja to mam szczęście. Wpadłam na samego pana Kruegera! – Pisnęła, niby to zachwycona tym spotkaniem, chociaż tak naprawdę ręce jej drżały na samą myśl, że siedzi i rozmawia z nim we dwójkę. Chłopak przyciągał jej wzrok, tak samo jak butelka ognistej dzierżona w jego łapie. Wskazała na nią podbródkiem, jednocześnie krzyżując ramiona na piersi i podchodząc niebezpiecznie blisko ślizgońskiej postaci. Oparła się jednym biodrem o barierkę, tak by mieć lepszy wgląd na pana utalentowanego i posłała w jego stronę kolejny, uroczy grymasik.
- Opijasz coś ważnego? – Spytała kompletnie niezobowiązująco.
Franz Krueger
Franz Krueger

"Whiskey, moja żono." Empty
PisanieTemat: Re: "Whiskey, moja żono."   "Whiskey, moja żono." EmptyWto 17 Lut 2015, 21:46

Planował spędzić ten wieczór samotnie, choć widok rozświetlonej postaci panny Whisper wzbudził w niemieckim czarodzieju uzasadnione wątpliwości co do powziętych wcześniej zamiarów. Może jednak potrzeba było mu towarzystwa? Kogoś, kto odsunąłby od niego wszystkie czarne myśli, które powoli, niczym ciemna aura, owijały się wokół jego ciała? W końcu "kiedy spoglądasz w otchłań, ona spogląda również na Ciebie", a Voldemort najwyraźniej doskonale wiedział w jaki sposób namieszać w głowie młodemu Ślizgonowi. Wanda zaś, jako absolutne przeciwieństwo osobistości z ciemnego półświatka, wyzwoliła ostatki pozytywnych emocji drzemiące gdzieś z tyłu głowy Franza, a ujawnione pod postacią subtelnego uśmiechu. Chłopak musiał jednak przyznać, iż nie spodziewał się obecności panny z Domu Kruka, dlatego jej wizyta w obserwatorium wprawiła go w swego rodzaju zakłopotanie, nawet jeżeli nie widać było tego na pierwszy rzut oka. Krueger musiał ostatecznie podzielić swoją uwagę pomiędzy butelkę Ognistej Whiskey, a całkiem rozmowną, jak się po chwili okazało, towarzyszkę. Najbardziej natomiast obawiał się z jej strony pytań. Nie przywykł do okazywania słabości, a zdawał sobie sprawę z tego, że w ciągu ostatnich dni wyglądał jak strzępek nerwów. Unikał przy tym rozmów na istotne tematy, a często nawet rozmów w ogóle, zamykając się w świecie własnych rozmyślań; zresztą, i tak nie miał do kogo otworzyć gęby, skoro Rosier zajęty był sprawami większej wagi. Chociaż... może to i lepiej. Franz nie ufał mu tak jak dawniej, domyślał się przecież, że przedramię jego przyjaciela zdobi to samo mroczne znamię. To, którego Niemiec tak bardzo pragnął, a które teraz ciążyło mu bardziej niż kula u nogi. To, które oddaliło go od miłości jego życia, przekreślając plany na świetlaną przyszłość, niezwiązaną nijak ze wszystkimi dokonanymi przez niego zbrodniami.
Znów odpłynął w odległe odmęty swego zawikłanego umysłu, zapominając o tym, że tuż obok niego stanęła Wanda. Dopiero jej pisk przywrócił go do życia, i to dość brutalnie, skoro siedemnastolatek o mało co nie wyleciał przez barierkę. W ostatniej chwili złapał się jej mocno, przeskakując na drugą stronę. Na szczęście wrodzony refleks i stan relatywnej trzeźwości pozwolił mu na ocalenie przy tym butelki szlachetnego trunku. Tym razem Krueger nie porywał się już na swe ryzykowne siedzisko, a zamiast tego, oparł się plecami o barierkę, stając ramię w ramię ze swą rozmówczynią. Dopiero teraz przyjrzał jej się dokładniej, choć starał się dyskretnie przesunąć wzrokiem po jej nogach, aż do kuszącego biustu. Czarna, dziewczęca, ale dość krótka sukienka, opinała się na jej zgrabnym ciele, ukazując nad wyraz atrakcyjne, kobiece już kształty. Wyglądała naprawdę oszałamiająco, a mimo tego, Franz odwrócił spojrzenie na mankiety swojej koszuli, jakby w ogóle nie był zainteresowany urodą dziewczęcia. Ewidentnie widać było, że coś go frasuje i nie pozwala skoncentrować się na otaczającej go rzeczywistości.
- Ultradźwięki zawsze wyprowadzają mnie z równowagi. Przepraszam. - odwdzięczył się za piskliwe, nieco ironiczne stwierdzenie przedstawicielki Domu Roweny, kiedy wreszcie doszedł do siebie. Wyciągnął również dłoń, w której dzierżył butelkę alkoholu w kierunku panny Whisper, częstując ją swym ulubionym trunkiem. Później długo milczał, nie wiedząc, co odpowiedzieć na jej pytanie. Czy skłamać, że to wieczorna szklaneczka dla odprężenia, czy może nie próbować mydlić oczu, że wszystko u niego w porządku, a swój stan w ciągu ostatniego tygodnia albo i dwóch, zawdzięcza po prostu chronicznemu przemęczeniu materiału.
- Bywają okazje, kiedy zwyczajnie nie można się nie napić. - rzucił wreszcie krótko, ale by nie zabrzmieć jak kompletny gbur, uśmiechnął się przy tym lekko, starając się przekonać Wandę, że to jedynie marny żart, w którym po prostu zawsze zawiera się ziarnko prawdy. Franz nie czekał jednak na reakcję dziewczęcia. Wyciągnął tylko z kieszeni papierosy, również pytając wcześniej swej towarzyszki czy nie zapali, a zaraz po tym zaciągnął się już tytoniową, trującą chmurą dymu, stanowiącą jakże idealne uzupełnienie dla procentowej goryczy.
- A Ty...? - właściwie tylko zaczął swoje pytanie, chociaż bez problemu można było się domyślić, że pyta o powód, dla którego panna Whisper znalazła się właśnie o tej porze w obserwatorium, które raczej zbyt obleganym przez uczniów miejscem nigdy nie było.
Wanda Whisper
Wanda Whisper

"Whiskey, moja żono." Empty
PisanieTemat: Re: "Whiskey, moja żono."   "Whiskey, moja żono." EmptyWto 17 Lut 2015, 21:49

Gdyby tylko wiedziała, że jej nieco ironiczne, przesycone słodyczą powitanie zwali dosłownie z nóg chłopaka z domu Salazara pewnie… przystopowałaby. Zatrzymałaby się, powiedziała coś ciszej, dźwięcznym głosem, akcentując każdą sylabę, każdą głoskę z osobna. Wanda jednak pokusiła się o bardziej oryginalne powitanie, tak bardzo do niej pasujące. Nie chciała grać kogoś innego przed Franzem, tyko po to by mu się przypodobać. Mijała go przez siedem lat na korytarzach, uczęszczali na te same zajęcia, raz czy dwa zamieniła z nim kilka słów – wiedział jaka jest, a ona nie zamierzała się zmieniać pod żadnym pozorem. Dlatego też zaraz nachyliła się w jego stronę z lekkim uśmiechem wykwitłym na jej ustach.
- Przepraszam, ze Cię wystraszyłam. Następnym razem postaram się wyglądać trochę oględniej. – Powiedziała, chcąc obrócić całą sytuację w żart – tak naprawdę było jej cholernie głupio, że wystraszyła chłopaczynę i naraziła się tym samym na nieprzychylne spojrzenia, czy być może komentarze – tego nie wiedziała. Obserwowała tylko jak ten zręcznie zmienia pozycję i nie ulewa nawet kropli alkoholu, który zaraz jej zaproponował. Dziewczyna co prawda od razu uchwyciła butelkę z whiskey, jednak nie napiła się z niej od razu. Spojrzała na swojego towarzysza, niemal przez przypadek [kolejny?] musnęła jego rękę swoim nagim ramieniem z niejaką ulgą zauważywszy, że ten nie zjada jej wzrokiem. Ślizgoni mieli to do siebie, że obracali się wokół pięknych panienek, chlali na umór i wyglądali zajebiście. Wielu z nich to wykorzystywało – wykorzystywało słabość niewinnych panienek z innych domów. Tutaj jednak było inaczej, Krueger ledwo zwracał uwagę na pannę Whisper, co w gruncie rzeczy ułatwiało jej konwersację. Nie musiała obsesyjnie sprawdzać, czy sukienka nie odkrywa kawałka uda, czy opina się na jej ciele, czy biust ma odpowiednio ułożony. Nie myślała obsesyjnie o tym co zrobić, by udawać niedostępną – odetchnęła lekko i po dłuższej chwili przystawiła szyjkę butelki do ładnie wykrojonych warg i pociągnęła sporego łyka Ognistej. Ostatnie dni bywały dla niej niezwykle ciężkie - Patronus, złe wspomnienia, ucieczka Henryka z błoni. Wszystko to się kumulowało, a szatynka uciekała tylko do biblioteki, gdzie mogła skupić się jedynie na nauce, nie na problemach. Ile jednak można uciekać od tego wszystkiego, kiedy życie oferuje nam coś zgoła innego niż tylko puste słowa? Nie lepiej się zabawić, zapomnieć? Ponieść się chwili?
Czując palący alkohol w gardle dziewczyna automatycznie się skrzywiła i pokręciła głową gdy ten zaproponował jej papierosa. Nie paliła, nie miała zamiaru – wolała inne używki, jak na przykład alkohol. Który nie tylko koił nerwy, ale rozplątywał język, sprawiał, że ludzie stawali się odważniejsi. Bardziej pewni siebie….
Nie przeszkadzał jej dym wydmuchiwany przez Ślizgona – wręcz przeciwnie. Dziwna mieszanka tytoniu i mocnych męskich perfum tylko zakręciła Wandzie w głowie – ta obserwowała natomiast profil Niemca nie mówiąc kompletnie nic – jak widać nie tylko on miał zły dzień. Tydzień. Miesiąc.
- No cóż. Nie miej mi tego za złe, ale chyba Ci dzisiaj potowarzyszę. – Odezwała się w końcu i pociągnęła jeszcze kolejny łyk whiskey, dusząc w sobie chęć odkaszlnięcia – alkohol był niezwykle mocny i chociaż Wandzia piła go nie raz, nie zawsze udawało się jej powstrzymać odruch hm, zwrotny.
Wolała nie pytać co gryzie Franza – zdążyła zauważyć, że jest coś nie tak już na runach, kiedy to pod koniec lekcji stracił kompletnie kontakt z rzeczywistością. Whisperówna była nie z tych, które nagabują, dopytują i wiercą dziurę w brzuchu. Wolała odpuścić i nie męczyć – jeżeli ktoś chciał to sam się odezwie i powie co mu na wątrobie leży. Po co pogarsza obecną sytuację głupimi pytaniami? Które najpewniej i tak zostaną bez odpowiedzi.
- Przyjmijmy, że się zgubiłam. – Odpowiedziała krótko, także nie chcąc zdradzać dlaczego tutaj właściwie zaszła. Migawki ukazujące jej zmarłego ojca dalej ją nawiedzały – nie chciała o tym mówić komukolwiek, dlatego wolała zbyć ten temat, jakby był nieważny. Po chwili odwróciła wzrok, zlizała powoli resztki alkoholu z warg i podała butelkę chłopakowi, na moment zawieszając na nim piwne spojrzenie.
- A tak na serio to hm, chyba jakiś zły okres się zapowiada. Czasami lubię sobie tutaj przyjść i posiedzieć. Porozmyślać. – Mruknęła ponownie, zwracając tym samym uwagę chłopaka na swoją osobę. Dalej opierała się o barierkę, a jej skóra muskała ramię Franza, co zupełnie jej nie przeszkadzało. Alkohol dalej palił w przełyku, a ona miała ogromną ochotę się upić. I zapomnieć. O wszystkim.
Franz Krueger
Franz Krueger

"Whiskey, moja żono." Empty
PisanieTemat: Re: "Whiskey, moja żono."   "Whiskey, moja żono." EmptyWto 17 Lut 2015, 21:50

To nie był strach. Tak intensywne uczucie, porażające niemal całe ciało, nie dopadłoby chłopaka, który zdolny był przesunąć ostrzem po gardzieli własnego ojca. Zdecydowanie nie z tak błahych powodów. Prawdą jednak było stwierdzenie, że siedemnastolatek powoli tracił kontakt z rzeczywistością, a jedynym problemem, jaki leżał mu na wątrobie, stawał się nieprzetrawiony jeszcze przez organizm alkohol. Ognisty trunek, choć szlachetny, nie był w stanie zniweczyć wyniszczających niemieckiego czarodzieja wyrzutów sumienia. Usypiał je na chwilę, ale na dłuższą metę niestety pogarszał tylko sytuację, pogrążając Franza w koszmarnych przemyśleniach. Wyczerpany organizm domagał się coraz większych dawek, a te wyraźnie usuwały młodego Kruegera coraz bardziej w cień, z dala od towarzyskiej, szkolnej sielanki.
- To nie strach. To dystans, panno Whisper. - mruknął niechętnie w odpowiedzi, jako że nigdy nie lubił się tłumaczyć ani ukazywać światu swych słabostek. Nie należało się jednak dziwić, że nawet i jego twarda psychika zdawała się słabsza w świetle ostatnich wydarzeń. Wątpliwości, które już wcześniej męczyły Franza, teraz ogarniały cały jego umysł, sprawiając, że chłopak sam nie wiedział, kim jest i czego pragnie. Chciał wyładować całą swoją wściekłość, uzewnętrznić to, co go trapiło, ale wtedy, o dziwo, przed jego oczami pojawiał się obraz krwi. Przypominał sobie nieprzerwanie ten sam moment, w którym ostrze noża coraz głębiej kryło się pod skórą Heinricha, przecinając tętnicę. O ile morderstwo Vivienne Krueger pragnął jak najprędzej wymazać ze swej pamięci, tak starcie z ojcem niezwykle skutecznie wzniecało przygasający płomień nienawiści. Do kogo?
Tiara niewątpliwie nie popełniła błędu, przydzielając Niemca do Slytherinu. Chłopak zawsze należał do ambitnych i sprytnych uczniów, którzy potrafili poradzić sobie w każdej, nawet najgorzej rokującej sytuacji. Zresztą czy to nie pragnienie władzy, dominacji i siły zaciągnęło Ślizgona nad samą przepaść? Nie tylko przeznaczenie było przyczyną, dla której Franz stał się mordercą. Wiecznie niedoceniany, poddany zręcznej manipulacji dzieciak podjął jeszcze dodatkowo kilka nieodpowiednich decyzji, od których już nie było odwrotu. To one utrwaliły wolę niebios i skazały go na tę beznadziejną tułaczkę między dwoma światami. Siedemnastolatek różnił się jednak od innych śmierciożerców, choćby swojego przyjaciela, Rosiera. Może nie widać było tego na pierwszy rzut oka, ale Krueger w gruncie rzeczy miał dobre serce, brakowało mu tej bewzględności; nienawidził bezsensownego rozlewu krwi. W dodatku podsycana przez Voldemorta nienawiść, która buchała teraz w jego sercu nad wyraz silnym płomieniem, cały czas przeciwstawiała się sile miłości, tworząc wraz z nią antagonistyczną kombinację. Wewnętrzna walka czarodzieja, pełna sprzeczności, kazała poddawać mu w wątpliwość wszystko to, co go otaczało. Tylko jedna kwestia pozostawała pewna i niezmienna - silne uczucie wiążące go z Jasmine, bolesna tęsknota, która zawładnęła nad nim do samego cna.
Nie miał nic przeciwko towarzystwu Krukonki, dlatego skinął głową, siląc się na nieco bardziej szczerze wyglądający uśmiech. To nie tak, że w ogóle nie był zainteresowany swoją rozmówczynią, nie dostrzegał jej podniecających kształtów; po prostu inne sprawy zajmowały go w pełni, a odpowiedzialność ciążyła na nim, nie pozwalając skoncentrować się na przyziemnych uciechach... Nigdy przecież nie stronił ani od dobrej zabawy, ani spotkań z przedstawicielkami płci pięknej. Właściwie, swego czasu, potrafił flirtować z wieloma kobietami na raz, korzystał z życia ile wlezie, ale nie należało mu mieć chyba tego za złe. Nigdy żadnej nie obiecywał gruszek na wierzbie, a w jego życiu tylko dwie kobiety odgrywały istotniejszą rolę i znaczyły dla niego coś więcej, niżeli pożywkę na kolejny wieczór. Jedna z nich została zamordowana na skutek zaklęć rzuconych przez niego i Voldemorta. Druga zaś odkryła przykrą prawdę o swoim partnerze i nie chciała go więcej widzieć, ostatecznie stawiając na nim krzyżyk. Najwyraźniej Franz nie należał do zbyt atrakcyjnych i szczęśliwych kochanków.
- Bardzo delikatne słowa dla określenia nadchodzącej wojny, choć wydaje mi się, że większość w ogóle nie dostrzega zagrożenia. - odparł spokojnym tonem, sięgając po butelkę whiskey. Przechylił ją, wypijając zdecydowanie zbyt wiele łyków, jakby nie dostrzegał, że pije nie wodą mineralną, a czterdziestoprocentową whiskey. Dopiero po dłuższej chwili oderwał się od trunku, podając go swojej towarzyszce.
- Mroczny znak nad szkołą zwiastuje więcej ofiar. Kto będzie następny? - rzucił raczej retorycznie, bo zdawał sobie sprawę z tego, że żadne z tu obecnych nie znało planów tego, którego imienia nie wolno było wymawiać, nawet jeżeli Krueger ostatnimi czasy niebezpiecznie się do niego zbliżył. Zaczynał jednak rozumieć, że nadeszła odpowiednia pora na zmiany, na podjęcie rękawicy. Być może nie powinien przedwcześnie żałować swoich decyzji...
Wanda Whisper
Wanda Whisper

"Whiskey, moja żono." Empty
PisanieTemat: Re: "Whiskey, moja żono."   "Whiskey, moja żono." EmptyWto 17 Lut 2015, 21:51

Nie do końca wiedziała co się dzieje z Franzem. Tak naprawdę nie znała go zbyt dobrze, dopiero na ostatniej lekcji starożytnych run coś między nimi ‘zaiskrzyło’ – jeżeli można to tak nazwać. Nie mogła powiedzieć, że go nie lubi – wydawał się jej jednym z najbardziej dostępnych Ślizgonów, a z nimi jak wiemy Wanda miała ekscesy w swoim krótkim krukońskim życiu.
Może dlatego nie uciekła z miejsc zdarzenia. Może dlatego, że mimo wszystko, mimo tych kilku rozmów, czy potajemnie wysyłanych liścikóww klasie postanowiła dotrzymać mu towarzystwa. Widziała, że jest przybity, nieobecny duchem, a tylko ciałem odzianym w elegancki ciuch – zawsze się wyróżniał na tym tle. Prawdopodobnie to dlatego dziewczyna w ogóle odpowiedziała na jego zaczepki – od zawsze miała słabość do dobrze ubranych mężczyzn, którzy wiedzą co to dobre maniery. Nie przyznawała się do tego, ale skrycie marzyła o kimś kto ją zniewoli bądź też oczaruje. Nie chodziło jej o Grossa, którego traktowała jako ogromną pomyłkę – chwilową słabość, przecież była młoda i niedoświadczona. Miała prawo się pomylić – wszak człowiek uczy się przez całe życie. Franz wydawał się jej na swój sposób interesujący – był o wiele bardziej dostępny niż na ten przykład Rosier, którego Wandzia widywała częściej, z racji jego kontaktów z Chiarą.
W pewnym momencie po prostu odwróciła się, by móc bez problemu oprzeć się przedramionami o barierkę. Nie były zbyt wygodne, jednak postanowiła nie narzekać w towarzystwie kogoś, kogo zbyt dobrze nie znała. Nie chciała również wyjść na marudę, a tym samym go odstraszyć, dlatego tylko uśmiechnęła się do siebie i pochyliła odrobinę – skoro znalazła się w obserwatorium to szkoda byłoby nie skorzystać z możliwości podglądania błoni. Było już późno, nastał wieczór, toteż zbyt wielu uczniów nie kręciło się po terenie szkoły. Na razie milczała, nie chciała paplać bez sensu – chłopak nie był w najlepszym stanie, a nie chciała dodatkowo go złościć czy irytować. Większości jej znajomym jej gadanina się podobała – tutaj takiej pewności niemiała. Dlatego słuchała go jednocześnie obserwując to co się dzieje po drugiej stronie. Zmrużyła ślepia, gdy usłyszała, że Ślizgon napomyka coś o Mrocznym Znaku. Zacisnęła niezauważalnie szczękę, a jeden mięsień na jej twarzy zadrżał. Przed oczami pojawił się ów symbol, widniejący nad jej domem. Dokładnie pewnego wieczora w lipcu, kiedy została ściągnięta z obozu. Do tej pory pamięta wyraz twarzy jej martwego ojca, podświadomie zapamiętała zapach jego krwi i to z jakim żalem ścierała ją z twarzy. Odchrząknęła. Czuła, że co się święci i wiedziała, po której stronie barykady stanie. Nie chciała mieć nic wspólnego ze śmierciożercami, którzy zniszczyli jej rodzinę – szkoda tylko, że nie wiedziała, że właśnie stoi obok jednego z nich. Los czasem potrafi spłatać nam psikusa. Odebrała bez słowa butelkę od towarzysza i ponownie najpierw zaciągając się charakterystycznym zapachem pociągnęła solidny łyk, by zdusić w sobie nieprzyjemne myśli, które nawiedzały ją od dłuższego czasu. Powinna być silna, mieć swoje zdanie i się go trzymać- chociaż bywały takie momenty, że miała ochotę rzucić to wszystko w cholerę, chciała się odciąć, zapomnieć. Być może tak jak Franz pogrążać się coraz bardziej, oddalać od reszty. Podniosła na niego wzrok i odezwała się zachrypniętym głosem. Gardło dalej ją paliło.
- O wojnie nie mówi się zbyt głośno. – Zaczęła, by zaraz odwrócić wzrok i westchnąć. Pochyliła głowę, czując jak kilka kosmyków długich włosów łaskocze jej policzki. Nie chciała o tym myśleć, o tym co ich czeka za kilka miesięcy, za rok czy dwa. Wojna zawsze niosła ze sobą wiele ofiar, mimo ogólnego poświęcenia. Nie wiadomo co się wydarzy teraz. Kto wygra. Czy nie będzie musiała walczyć z przyjaciółmi. Kto wie co będzie dalej?
- Ludzie lubią się karmić kłamstwami. Okłamują samych siebie, że wszystko będzie w porządku. Że wojna nic nie zmieni. Nie myślą o tym za bardzo. W sumie im się nie dziwię. – Pociągnęła jeszcze jeden łyk prosto z butelki, stwierdzając w duchu, że dzisiejszego wieczora nie wróci trzeźwa do sypialni. Zamknęła na moment oczy i podała szkło Kruegerowi, nieświadomie posyłając w jego stronę nie tylko uśmiech, ale i mocną dawkę wanilii, którą pachniała. Być może i przez przypadek musnęła jego rękę swoją dłonią.
Franz Krueger
Franz Krueger

"Whiskey, moja żono." Empty
PisanieTemat: Re: "Whiskey, moja żono."   "Whiskey, moja żono." EmptyWto 17 Lut 2015, 21:53

Był przybity od jakiegoś czasu, ale chyba powoli wracał do świata żywych, skoro zaczynał myśleć o tym, co będzie dalej. Problem tkwił w tym, że wpadł po uszy i nie był pewien, czy jest w stanie jeszcze wszystko odkręcić. Nawet, jeżeli serce podpowiadało mu, by walczyć przeciwko śmierciożercom, czy mógł tak łatwo odejść? Voldemort zawsze o nim pamiętał, zawsze brał go pod uwagę w swoich planach, więc to wszystko nie było takie proste, jak mogłoby się wydawać dla kogoś z zewnątrz. Wszystkie komplikacje jednak jeszcze mocniej przekonywały Kruegera do tego, by skontaktować się z panem Vane'em. Wojna nachodziła wielkimi krokami, a to oznaczało, że nikt, a już tym bardziej młody, niemiecki czarodziej, nie poradzi sobie w pojedynkę. Niestety, póki co to tylko Czarny Pan demonstrował swoją siłę, podczas gdy druga strona pozostawała bierna, a przynajmniej takie wrażenie odnosił sam Franz. Bo czy nauczyciele nie zbywali uczniów półsłówkami? Nie unikali rozmowy na tematy, których sami się obawiali? Dumbledore również nie wychylał głowy spoza swojego gabinetu, mamiąc wychowanków Hogwartu bajkami o tym, jakoby Szkoła Magii i Czarodziejstwa nadal była najbezpieczniejszym miejscem na ziemi. Ci, którzy mieli więcej rozumu, z pewnością zdawali sobie jednak sprawę z tego, że to nieprawda. Nigdzie nie było już "bezpiecznie", a czas, który Voldemort poświęcał na budowanie swojej potęgi, prawi czarodzieje powinni spożytkować w podobny sposób. Ślizgon miał nadzieję, że Ministerstwo Magii wyszło z podobnego założenia i podjęło odpowiednie kroki, a ta nadzieja stanowiła kolejny argument dla rozmowy z Drake'iem. On musiał przecież coś wiedzieć. A na Dyrektora Hogwartu najwyraźniej nie było co liczyć.
Dlaczego Krueger napomknął o mrocznym znaku przy pannie Whisper? Niektórzy mogliby stwierdzić, że skoro on sam go wyczarował, raczej nie powinien zaczynać tego typu konwersacji. Niemiecki czarodziej jednak twierdził wręcz przeciwnie - milczenie wskazywałoby na to, że ma coś na sumieniu. Poza tym teraz już nie chodziło nawet o to, co wydarzyło się pewnej nocy w gabinecie Rogińskiego. Nikt raczej nie sięgał pamięcią do przeszłości. Wszyscy obawiali się tego, co dopiero miało nadejść. Wojny, która przyniesie jedynie śmierć i zniszczenie, zabierze ze sobą mnóstwo ofiar, w większości najpewniej niewinnych i bezbronnych. Kto miał im pomóc, skoro grono pedagogiczne nawet nie przyłożyło ręki do tego, by zapewnić uczniom warunki do nauki potężniejszych zaklęć ofensywnych i obronnych? Lekcje OPCM nie różniły się znacznie programem od wszystkich innych, które były prowadzone przez tyle lat w szkole, zaś jedyną interesującą inicjatywą były zajęcia pozwalające na naukę patronusa, które jednak prowadził pracownik Ministerstwa, a nie hogwarccy nauczyciele. Krueger nie rozumiał motywów, jakimi kierował się Albus. Zaczynał poważnie zastanawiać się czy ten staruszek nie postradał zmysłów, skoro najprawdopodobniej uważał, że wszystko samo rozejdzie się po kościach.
- Może to błąd. - mruknął nieco zachrypionym głosem. Alkohol i papierosy robiły swoje, a mimo to chłopak pociągnął jeszcze łyka i whiskey i wyciągnął kolejną fajkę, którą wypalił w zaskakująco szybkim tempie. Raz zakrztusił się nawet, gdy zaczerpnął zbyt dużej dwki trującego dymu.
- Ludzie często próbują uciec od swoich problemów, ale czasami uciec nie można. Okłamywanie samego siebie może jedynie pogorszyć sytuację. - westchnął ciężko, ale nie powiedział już nic więcej. Nie miał zamiaru wdawać się w dyskusje na temat wątpliwych kompetencji Dumbledore'a, tym bardziej z tego powodu, że doskonale wiedział, iż większość uczniów za nim przepadała. Przypuszczał więc, że panna Whisper również stanie w jego obronie. Zamilknął, upijając kolejnego łyka Ognistej, po czym podał butelkę Krukonce, opierając się wygodniej łokciami o barierkę. Stał jednak tyłem do niej, zapominając o pięknych widokach rozciągających się aż po Bijącą Wierzbę. Zamiast tego odwrócił spojrzenie na swoją towarzyszkę, której dłoń jego rękę. Zaciągnął się przy tym intensywnym zapachem wanilii, który w tej chwili działał na niego jak narkotyk.
Musiał przyznać, że to spotkanie nieco go uspokoiło... a może to alkohol płynący w żyłach sprawił, że Franz nie przejmował się zbytnio tym, czego dokonał, a zaczął rozważać o przyszłości? Pijani ludzie mieli to do siebie, że myśleli o sobie w superlatywach. Kruegerowi właśnie teraz wydawało się, że wreszcie zyskał pewność siebie i siłę do tego, by walczyć dalej, do ostatniej kropli krwi, nie zważając na przeciwności losu, jak i na przeklęte znamię wypalone na lewym przedramieniu.
Wanda Whisper
Wanda Whisper

"Whiskey, moja żono." Empty
PisanieTemat: Re: "Whiskey, moja żono."   "Whiskey, moja żono." EmptyWto 17 Lut 2015, 21:55

To było więcej niż pewne, że dziewczyna stanie po stronie Dyrektora szkoły i innych. Nie tylko z sympatii do tego staruszka, którego metody działania były nieco inne, zgoła dziwniejsze od metod przedstawicieli sił zła. Faktycznie – nauczyciele każde ich pytanie zbywali marnymi słówkami mającymi na celu uśpić ich czujność. Wzruszenie ramion, zdziwione spojrzenia, mętne miny – to głównie można było zauważyć po starszych uczniach Hogwartu, którzy sami do końca nie wiedzieli co się dzieje. Niektórzy z nich z nie byli świadomi tego co się zbliża, uważali to za błahy temat, a inni wręcz przeciwnie. Sama dziewczyna zapisała się na dodatkowe lekcje Patronua, chcąc sobie i innym pokazać, że nie jest zwykłą kujonką z siódmej klasy. Że pomimo bólu i cierpienia jakie było z nią od wakacji potrafi myśleć jeszcze pozytywnie, potrafi walczyć. Co z tego wyniknie? Na pewno to podniesie jej poczucie wartości, da nową siłę i chęć działania. Chciała zmieniać świat, szerzyć dobro, niszczyć obłudę i zło, które przenikało powoli większość jej znajomych. Chęć władzy, bogactwa i pycha – to głównie gubiło młodocianych przestępców, którzy myśląc, że wchodząc w konszachty z Czarnym Panem dostaną to od ręki.
Wanda mimo wszystko nie zamierzała siedzieć i czekać na wojnę – wolała we własnym zakresie działać, pilnie się uczyć, ćwiczyć. Nie raz, nie dwa zakradała się do działu ksiąg zakazanych skąd podebrała kilka ważnych według niej dzieł, które mogą przyczynić się do poszerzenia jej wiedzy na temat zaklęć. Ryzykowała również otrzymaniem kolejnego szlabanu włamując się do gabinetu stażysty, skąd również zabrała kolejny tom. Opłaciło się – miała świadomość, że wszystko co robi jest dla głębszej sprawy.
Szatynka niestety – bądź stety gardziła śmierciożercami- nie miała szacunku do kogoś, kto chciał wyplenić mugoli i im podobnym, tylko dlatego, że ktoś połasił się na osobę nie magiczną. Dla Whiperówny nie miało to znaczenia czy ktoś jest czystej krwi czy nie – nie zależało jej na szerzeniu frazesów Voldemorta, który jednak z dnia na dzień stawał się silniejszy. Korzystał ze słabostek ludzi, mamił ich, obiecywał, by poszerzyć swoją armię ślepo oddanym mu ludzi. Wejść w jego szeregi nie było trudno. Gorzej z wydostaniem się.
Kiwnęła głową gdy do jej uszu doszedł głos chłopaka – miał rację. Ludzie często zamykali się na tematy trudne, o których nie chcieli zbytnio rozmawiać. Zatrzaskali drzwi i zajmowali się czymś innym. Zupełnie jak teraz, myśleli o zbliżających się rozgrywkach quidditcha, egzaminach, szkolnych miłostkach. Zajmowali się wszystkim tylko nie tym co naprawdę było istotne.
- Jesteśmy tylko ludźmi i mamy prawo się bać. – Odezwała się zaraz po nim, jakby chciała usilnie podratować sytuację i tych wszystkich czarodziejów, którzy nie zwracali uwagę na to co się dzieje wokół.
- I popełniać błędy. – Dokończyła swoją wypowiedź cicho, czując jak ściska ją w gardle, jednocześnie krzyżując spojrzenie z Kruegerem. Jej słowa mogłyby mieć drugie dno jakby się nad tym głębiej zastanowić. Czy jednak tak było? Alkohol nieco uderzył jej do głowy – zapachy stały się intensywniejsze, a ona odruchowo się uśmiechnęła, zresztą jak zwykle. Nie lubiła zgrywać ponuraka, nie przy obcych jej osobach. Spoglądała na niego przez chwilę. O chwilę za długo, po czym zabrała mu butelkę i znowu zwilżyła usta w mocnym alkoholu. Siłą rzeczy jej policzki pokrył szkarłat, a ona stała się dziwnie rozluźniona. Chociaż po głowie chodziły jej smętne myśli, to ten wieczór nie musiał kończyć się filozoficzną dysputą na temat wojny. Stoi obok przystojnego chłopaka – wiele dziewczyn pewnie chciałoby się znaleźć na jej miejscu. Przez moment jej myśli nawiedził Henryk i jego ucieczka z błoni – nieprzyjemne uczucie bezsilności znowu rozlało się po jej ciele, a ona trąciła palcem delikatnie bok Kruegera.
- Cóż, szczerze mówiąc wojna jest chyba ostatnią rzeczą, o której chciałabym teraz rozmawiać. – Mruknęła, nie spuszczając wzroku z jego przystojnej twarzy. Zabrała jednak szybko rękę, podczas gdy na jej ustach mimowolnie pojawił się uśmiech.
Franz Krueger
Franz Krueger

"Whiskey, moja żono." Empty
PisanieTemat: Re: "Whiskey, moja żono."   "Whiskey, moja żono." EmptyWto 17 Lut 2015, 21:56

Nie rozumiał dlaczego większość uczniów stawała zawsze murem w obronie Dumbledore'a, niezależnie od czynów, bądź bierności, którą mu zarzucano. Być może dlatego, że mężczyzna był poczciwym staruszkiem, któremu nie można było ująć uprzejmości i umiejętności rozciągania wokół siebie niezwykle ciepłej aury. Niestety ten sam człowiek w oczach Franza wydawał się niezbyt kompetentnym dyrektorem, który wszelkie problemy próbował zamieść pod dywan. A tego typu zachowania nie mógł uratować ani uśmiech starca, ani też częstowanie wszystkich wokoło cytrynowymi dropsami. Zdezorientowani, a nawet w lwiej części przerażeni uczniowie zasługiwali co najmniej na parę słów wyjaśnienia, a także odpowiednie szkolenia przygotowujące ich do udziału w nadchodzących starciach. Hogwart, co prawda, od zawsze słynął z dość powściągliwych metod nauczania, jednak okoliczności wymagały chyba wdrożenia do systemu edukacji elementów, o których do tej pory Albus pewnie w ogóle nie myślał. Szkolne pojedynki wyglądały w końcu żałośnie i w żaden sposób nie odzwierciedlały potencjalnej walki ze śmierciożercą. Jeżeli zaś Dumbledore zasłaniał się względami bezpieczeństwa, powinien wyważyć pewne wartości i zrozumieć, że nagięcie szkolnych reguł jest jedyną możliwością uchronienia wychowanków Szkoły Magii i Czarodziejstwa przed rychłą śmierć w wojennej batalii. Niektórzy, bardziej rozgarnięci, sami szkolili się z pomocą ksiąg wypożyczonych z biblioteki lub od członków grona pedagogicznego, ale w takiej sytuacji nie należało zapominać o innych, którzy raczej nie wykazywali inicjatywy, ograniczając się do pozyskiwania umiejętności wymaganych na hogwarckich lekcjach, którzy nie mieli jeszcze świadomości tego, co ich czeka.
Voldemort był znacznie zręczniejszym przywódcą od Dumbledore'a. Nie dało się ukryć, iż uciekał się on do niemoralnych metod, manipulował ludźmi, jednak jak to mówią... cel uświęca środki, a skuteczności Czarnemu Panu akurat nie brakowało. Szybko pozyskiwał on swoich popleczników, potrafił przy tym mamić młodych czarodziejów, takich jak Franz, obietnicami zyskania władzy, potęgi, chwały. Wanda nie miała racji, myśląc, że do szeregów śmierciożerców łatwo było dołączyć. Ten, którego imienia nie wolno było wymawiać, nie był bowiem głupi. Nie stawiał jedynie na ilość, ale też na jakość, dokładnie badając potencjalnych sprzymierzeńców. Panna Whisper zauważyła jednak inną, prawdziwą już zależność - znacznie trudniej było porzucić śmierciożerczą brać, niżeli do niej dołączyć. Młody Krueger rozumiał zaś ten fakt doskonale i dlatego ostatnimi czasy nie radził sobie, wydawało mu się, że nie panuje nad swoim życiem tak jak dawniej. Na domiar złego wiedział, że nie rozchodzi się tutaj tylko o niego. Najbardziej bolała go przecież strata panny Vane, to, że zawiódł jej zaufanie. Rozpaczliwie poszukiwał więc sposobu przekonania jej, że nadal może mu wierzyć i że miłość do niej jest dla niego ważniejsza niż cokolwiek innego na tym świecie. Bał się. Bał się, że nigdy jej już nie odzyska. Przede wszystkim jednak martwił się o nią, pragnął ją chronić, bo nie wybaczyłby sobie, gdyby stała jej się krzywda.
- Podobno. Gorzej jednak, jeżeli tych błędów nie da się już w żaden sposób naprawić. Strach wcale nie pomaga. - westchnął ciężko, odbierając butelkę od Krukonki. Ponownie zasmakował gorzkiego trunku, czując, że spora dawka alkoholu krąży już w jego krwioobiegu. Stan ten nie pomagał mu jednak wcale w zapomnieniu o problemach, a wręcz przeciwnie, sprawiał, że niemiecki czarodziej czuł się jeszcze paskudniej. Powinien w tym momencie działać, a nie topić swoje smutki w wysokoprocentowej cieczy.
Nie słuchał kolejnych słów wypływających z ust Wandy. Intensywny zapach wanilii całkiem zamroczył jego umysł, a niby przypadkowy, delikatny dotyk dłoni towarzyszącego mu dziewczęcia wywoływał przyjemne dreszcze przechodzące przez całe jego ciało. Krueger zatracił się zupełnie, a jego organizm, najwyraźniej w reakcji obronnej, ciągnął do tego, co rozkoszne. Wołał o bliskość, której ostatnio Franzowi tak bardzo brakowało. Chłopak mimowolnie, wręcz automatycznie, odepchnął się rękoma od barierki i przysunął bliżej do panny Whisper. W mgnieniu oka znalazł się niebezpiecznie blisko twarzy swojej rozmówczyni, by po chwili musnąć swymi wargami jej usta i pogłębić pocałunek. Nie tylko alkohol stanowił kuszącą drogę ucieczki. Kiedy jednak Niemiec oderwał się od delikatnych, dziewczęcych ust, zrozumiał, że to nie jest odpowiednie rozwiązanie jego problemów. Gdzieś z tyłu głowy zapaliła się ostrzegawcza lampka, która odwodziła go od podjęcia o wiele gorszych w skutkach decyzji i przypominała, że panna Vane również zmaga się z podobnymi rozterkami, a na pewno nie ucieka się do tak powierzchownych uciech mających pomóc jej przetrwać ten ciężki okres.
- Przepraszam, to nie powinno w ogóle mieć miejsca. - mruknął niechętnie, ale z pewnością szczerze, spoglądając w oczy przedstawicielki domu Roweny Ravenclaw. Oparł się ponownie o barierki, kręcąc ze zrezygnowaniem głową. Przez moment jednak na jego twarzy można było dostrzec ledwie widoczny półuśmiech, kiedy przez myśl przeszło mu to, jak mocno ta krnąbrna, temperamentna Ślizgonka namieszała mu w głowie.
Wanda Whisper
Wanda Whisper

"Whiskey, moja żono." Empty
PisanieTemat: Re: "Whiskey, moja żono."   "Whiskey, moja żono." EmptyWto 17 Lut 2015, 23:03

Ludzie od wielu wieków, lat potrzebowali przywódcy. Kogoś, kto wskaże im kierunek, kto powie co jest dobre, a co złe. Ludzie lgnęli do osób zdecydowanych, z charyzmą, z tym czymś co ich gna w ramiona osoby niezależnej. Kimś takim z powodzeniem był Voldemort.  Miał swoje plany, chciał je zrealizować nie tylko przy pomocy magii na wybitnie wysokim poziomie, ale również przy pomocy popleczników, których gromadził. Z roku na rok jego armia się powiększała, a on sam rósł w siłę. Dlaczego? Bo był pewny swego celu, chciał go posiąść niezależnie od ofiar, od poświęcenia. Wiedział jak dotrzeć do grona pobratymców, wiedział co im mówić, jakie słowa wpajać by myśleli tylko o władzy i zwycięstwie.
Jak z kolei było u tych dobrych, co? Stał nad nimi sam Dumbledore. Przynajmniej w szkole. Wanda podziwiała Czarodzieja, nie tylko za jego wielkie umiejętności, ale właśnie za dar przekonywania. Był inteligentnym starcem, wiele przeżył i zawsze miał coś do powiedzenia. Nie bał się, wiedział o czym mówi i wiedział jak zainteresować swoich słuchaczy. Być może Franz miał rację – nie rozpowiadał o rzeczach ważnych, o tym o czym uczniowie winni wiedzieć nie z gazet czy poprzez plotki, a powinni dowiedzieć się z ust dyrektora szkoły. O nadchodzącej wojnie, która najpewniej zbierze plony niebawem. Pytaniem jest kogo tak naprawdę porwie w głąb? Czy tych niewinnych?
- Dlatego nie zawsze warto jest się oglądać wstecz, tylko brnąć naprzód. – Powiedziała nagle zastanawiając się nad tym czy kiedykolwiek czegoś w życiu naprawdę żałowała. Jakby nad tym głębiej pomyśleć to zapewne tak – w końcu może gdyby to ona siedziała sama w domu pewnego feralnego lipcowego dnia to czy właściwie cokolwiek by się zmieniło? Ewentualnie Krueger nie stałby tutaj teraz z nią tylko jakąś inną dziewczyną – być może w jej wieku, młodszą, Ślizgonką, Gryfonką. Kto to wiedział. Sam Bóg. Jeżeli istniał.
Twarz dziewczyny wyrażała pełne skupienie – mocny alkohol już dłuższy czas krążył w jej krwiobiegu rozpalając ją od środka. Mącąc jej myśli, które znowu pobiegły tam gdzie nie trzeba. Na nowo zaczęła rozmyślać o śmierci ojca, o wojnie, która zbliżała się wielkimi krokami. Myślała czy sama sobie poradzi, czy będzie potrafiła się obronić, czy ktokolwiek się za nią wstawi. Przez tą chwilę nie spoglądała nawet na Franza, czuła tylko smak i zapach whiskey wymieszanej z woda kolońską, z którą wcześniej miała styczność. Nie zauważyła kiedy, a chłopak znalazł się blisko niej. Stanowczo za blisko. Zaskoczona podniosła wzrok – piwne spojrzenie skrzyżowało się z czekoladowym, w którym wyczytała coś niepokojącego. Ich usta zetknęły się, a przez ciało Krukonki przeszedł dreszcz, bądź co bądź przyjemny, który na moment omamił jej wszystkie zmysły i który kazał skupić się jej na pocałunku. Nieznane jej wargi scałowywały wandziową słodycz, a ona dopiero w ostatniej chwili chwyciła Niemca za ramię i odsunęła się. Słowa uwięzły jej w gardle – przez chwilę stała tak jak wcześniej i tylko drżenie rąk pokazywało jak bardzo jest zdenerwowana. To nie mogło się stać, jej usta miały być nieskalane, nie mogły należeć do nikogo innego jak do pewnego Puchona. Odruchowo sięgnęła dłonią do twarzy i odwzajemniła spojrzenie – lekko nieobecne, aczkolwiek twarde.
- Nie mówmy o tym więcej. – Powiedziała tylko machinalnie i przygładziła dół sukienki, drżąc jeszcze niespokojnie. Nie chciała wyjść na cnotkę, niedostępną czy cokolwiek innego, ale czuła, że Franz nie jest facetem, z którym chciałaby zawrzeć dłuższą i bardziej skomplikowaną relację. Jej serce, czy tego chciała czy nie należało do innego – i jeżeli ten jeszcze o tym nie wiedział, to lada dzień się dowie.
Nagle Krukonce zaczęło wydawać się, że jest już straaasznie późno, a ona zostawiła właśnie żelazko w pokoju wspólnym. Coś kazało jej się stąd zmywać – rozsądek? Pewnie tak, poza tym atmosfera już się nieco zagęściła, a nie chcąc tracić kompletnie w oczach Kruegera szatynka jeszcze raz obrzuciła go spojrzeniem i uśmiechnęła się lekko, ale bez przekonania.
- Nic się nie wydarzyło. – Powiedziała łagodnie tak jakby chciała uspokoić swoje jak i jego sumienie. Odwróciła się powoli i jeszcze kiwnęła mu głową na znak, że czas kończyć już to krótkie spotkanie, które na pewno jeszcze przez kilka dni da im się we znaki. Pocałunek, choć naprawdę przyjemny, cudownie rozkoszny i rozpalający zmysły nie był tym, o którym marzyła dziewczyna. W tej chwili wolała smakować wargi innego chłopaka. Tak samo jak on innej dziewczyny.
Odeszła, wyważonym krokiem, na powrót przypominając sobie drogę do dormitorium. Niezauważona przez nikogo przemknęła korytarzami, pogrążając się w schematach występujących w jej życiu.

Koniec wspomnienia.
Sponsored content

"Whiskey, moja żono." Empty
PisanieTemat: Re: "Whiskey, moja żono."   "Whiskey, moja żono." Empty

 

"Whiskey, moja żono."

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Strefa Gracza
 :: 
Dodatki do postaci
 :: Myślodsiewnia :: Zakończone
-