Temat: Wspólne zainteresowania Sro 14 Sty 2015, 22:50
Opis wspomnienia
Cú Chulainn O'Connor dostaje się do Gryffońskiej drużyny quidditcha. Diana się o tym dowiaduje i leci mu pogratulować.
Osoby: Diana Rowston; Cú Chulainn O'Connor
Czas: Rok temu
Miejsce: Pokój wspólny Gryffindoru
Gość
Temat: Re: Wspólne zainteresowania Sro 14 Sty 2015, 22:58
Dzisiaj doszła do mnie informacja, że mój znajomy Cú Chulainn O'Connor dostał się do drużyny quidditcha. Na początku poczułam ogromne zdziwienie, przecież nic mi nie powiedział, że będzie startować w naborze, potem zaskoczenie ustąpiło pewnego rodzaju zazdrości(?) bym zaraz się ogarnęła i zaczęła się ogromnie cieszyć z farta chłopaka. Byłam akurat w okolicach sali od eliksirów, kiedy ta wiadomość do mnie dotarła. Na szczęście było już po zajęciach, reszta dnia wolna więc czym prędzej zaczęłam biec po schodach na siódme piętro. I biegłam, biegłam, aż na czwarte piętro. Potem już szłam ledwo dysząc. Ja nie wiem jakim cudem udało mi się w całości dotargać pod Grubą Damę. Fakt faktem, że nie chciała mnie wpuścić, bo nie rozumiała co do niej mówię. Uratował mnie jakiś drugoklasista. Nie musiałam długo szukać, ponieważ Cú Chulainn był akurat w Pokoju Wspólnym w otoczeniu swoich znajomych z rocznika. Nie zważając zbytnio na nich podeszłam bliżej, stanęłam obok chłopaka, ale nie miałam na tyle odwagi, aby przerwać im rozmowę. W końcu byli starsi, starszym się nie przerywa. Chcąc więc zwrócić na siebie uwagę odkaszlnęłam lekko i zarzuciłam swoimi rudymi włosami, a potem uśmiechnęłam do nich szeroko.
Cú Chulainn O'Connor
Temat: Re: Wspólne zainteresowania Pon 19 Sty 2015, 11:52
O'Connor planował dostać się do drużyny odkąd tylko poznał ten wspaniały sport jakim był quidditch. Uczył się szybko, odznaczał się rewelacyjnym refleksem, a do tego wielu mogło mu pozazdrościć kondycji fizycznej, szlifowanej przez ojca odkąd tylko mały Irlandczyk zaczął chodzić. Sztuki walki, polowania, poznawanie okolicy rodzinnego domu, które często trwało całymi dniami, wspinanie się po klifach. Można by wymieniać w nieskończoność, co dla pierwszego lepszego obserwatora brzmiało wręcz spartańsko, lecz sam zainteresowany nigdy nie narzekał. Uwielbiał ruch, sport i nowe wyzwania z nimi związane. Dodatkowym atutem było również poszukiwanie silnych doznań, źródeł adrenaliny, które przyspieszały puls, wywoływały przyjemne szumienie krwi w uszach, odświeżały umysł pozwalając na trzeźwą i szybką ocenę sytuacji. Nie zrażał się porażkami, nie bał się zaliczyć murawę lub iny bolesny upadek, po którym zawsze się podnosił, o ile nie stracił przytomności. Cały on. Dlaczego więc dopiero teraz dołączył do drużyny? Głównie przez problemy z paroma przedmiotami, które zabierały mu sporo wolnego czasu, jeśli chciał zaliczyć rok na przyzwoitym poziomie bez obrywania butelkami w głowę od Chantal. Do tego w pierwszych latach szkoły przeznaczał każdą możliwą przerwę na szlifowanie i kontrolowanie metamorfomagii. Wolał przypadkiem się nie zmienić w przeciwnika, gdy emocje związane z rozgrywką wezmą górę, raczej preferował utrzymywanie tego atutu w tajemnicy. Od piątej klasy plan ten coraz bardziej upadał, a wszystko przez skłonność do wykorzystywania wrodzonej zdolności do drobnych porachunków, rewanżu czy po prosty ratowania własnej skóry - bo co można zrobić innego, gdy jest się sekundę od złapania przez Filcha? Zamienić w innego ucznia, najlepiej takiego, z którym ma się na pieńku. W końcu jednak stwierdził, że nadszedł czas, by pójść na nabór. Niektórzy przyjaciele, którzy zauważyli, że zaczął się oglądać za Aristos, złośliwie wmawiali mu chęć przypodobania się Gryfonce. Może i miałoby to sens, gdyby nie fakt, że ta nie znosiła quidditcha. Poszedł, wykazał się i bez większego problemu zajął chwalebne miejsce jako pałkarz, tworząc jak się później okaże zgrany duet z Resą. Siedział w Pokoju Wspólnym wśród pozostałych członków drużyny i dobrych znajomych z domu, którzy to mu gratulowali, to życzyli złamania miotły(odpukać, gdyż zbierał dwa lata na nowego Nimbusa, by zwiększyć skuteczność podczas meczów), albo jeszcze żartowali. W Pokoju Wspólnym nie było mowy o Filchu, więc wyjęto spod łóżek zapasy whisky i piwa, znajdując pierwsza lepszą okazję do świętowania. Jeszcze chwila i przerodziłoby się to w zawody na trzeźwość(lub nietrzeźwość, w zależności od mocnej głowy uczestników), gdy Cú usłyszał ciche kaszlnięcie. Rozejrzał się szukając źródła dźwięku, a kiedy jego oczy padły na Dianę, uśmiechnął się szeroko i podszedł do niej, po szybkim opróżnieniu szklanki whisky. Dobrze być Irlandczykiem, gdy w grę wchodzi alkohol. - Hej. - zaczął wesoło, poprawiając luźno zawinięty krawat, który sobie zdecydowanie za bardzo pofolgował. - Jeśli chcesz życzyć mi złamanej miotły to lepiej zamiast tego wypij szklankę whisky. Mój Nimbus niedługo popadnie w depresję po tylu życzeniach śmierci. Odrzucił kucyk z ramienia, by ponownie opadł swobodnie na plecy, zaś oczy utkwił w przyjaciółce. Pocieszny rudzielec, czasami miał wrażenie, że była jego siostrą z innej matki - szczególnie, gdy ścigali się na miotłach, nie szczędząc nieczystych zagrywek. Czasem się zastanawiał dlaczego emocje nie wybrały jej zamiast Aristos, która była zadziwiająco daleko do standardów gryfońskich - i może to było odpowiedzią. Cieszył się mimo wszystko, że skończyli jako przyjaciele, na dodatek z podobnymi zainteresowaniami. - Teraz twoja kolej na trafienie do drużyny, nie wyobrażam sobie wygranej bez tych twoich tańców zwycięstwa na miotle. - zaśmiał się, mrugając do Diany.
Gość
Temat: Re: Wspólne zainteresowania Sob 24 Sty 2015, 16:13
- Dlaczego miałabym ci życzyć połamania miotły? Złam nogę, zajmę twoje miejsce - odpowiedziałam z szerokim uśmiechem. - Gratuluje! Oczywiście to co powiedziałam, było tylko i wyłącznie żartem. Nie chciałam aby cokolwiek chłopakowi złego się stało. Oby jego kariera w drużynie przebiegała jak najbardziej pomyślnie, bez żadnych kontuzji, upadków, czy złamanych nóg, a tym bardziej złamanej miotły. - Dawaj mi tych, co chcą byś złamał miotłę! Już ja im pokażę! - zaczęłam wyrywać się do walki, ale przeszło mi z chwilą, gdy wspomniał o whisky. - Czy ty chcesz żebym skończyła tak jak na początku wakacji? Jak trafię w takim stanie do pani Pomfrey to nie będzie za ciekawie... Cóż, ja z jakimkolwiek alkoholem nie byłam za pan brat, jedyne co tolerowałam i lubiłam to było piwo kremowe i tego się trzymajmy. Mój żołądek nie przetrawi chyba niczego mocniejszego, na samą myśl robi mi się nie dobrze. Spojrzałam na O'Connora i mocno zmarszczyłam brwi. - Ty lepiej nic nie mówi, nic nie mów mi w tej kwestii... wróćmy do Quidditcha - kiwnęłam głową. - Ja w drużynie. Pomysł znakomity, aczkolwiek sądzę, że póki co mało realny. Wszystkie miejsca są przecież zajęte. Po za tym... przecież ja ledwo co latam! - zażartowałam. Nie powiem, mi samej krążyły myśli po głowie, aby zgłosić się do naboru. Ale w końcu zrezygnowałam. Jakoś podświadomie czułam, że nie powinnam się tam wybierać, miałam wrażenie, że tylko się ośmieszę. - Opowiadaj jak było! Jak strasznie żałuje, że nie mogłam się pojawić! Na pewno rozgromiłeś wszystkich chętnych i byłeś najlepszy! - powiedziałam podekscytowana siadając obok niego na kanapie w Pokoju Wspólnym. Cóż, dookoła znajdowało się wielu innych ludzi, którym zapewne przeszkodziłam w jakże ważnym życzeniu połamania miotły, ale w tym momencie mało się to dla mnie liczyło. Kiedy siedziałam obok niego lądowałam w zupełnie innym świecie. Super, że miałam kogoś tak bliskiego jak Cú. Nie powiem, kiedyś byłam w nim nieźle zauroczona, gdy wybrał inną byłam bardzo zazdrosna, ale dobrze to rozegrałam... nie straciłam przyjaciela, a nawet jeszcze bardziej się do niego zbliżyłam. - Zwaliłeś już kogoś z miotły? W ogóle jaka pozycja? Bo jak usłyszałam, że byłeś i się dostałeś, to nawet nie poczekałam na pełną relację tylko od razu do ciebie przybiegłam. No i dlaczego mi nie powiedziałeś? Co to miało w ogóle być? - zaatakowałam go całą salwą pytań, jak z armaty. No ale cóż, tak to już było. Czekałam teraz niecierpliwie na odpowiedzi przy okazji zgarniając ze stolika butelkę piwa kremowego.
Cú Chulainn O'Connor
Temat: Re: Wspólne zainteresowania Pon 16 Lut 2015, 01:07
Słowotok Diany był uroczy. O'Connor nigdy nie był pewien czy go bardziej rozczula czy też śmieszy. Przez wspólne zainteresowania i dom miał wrażenie jakby dziewczyna była tym typem przyjaciółki, z którą się wychowywał od urodzenia, brakowało tylko domku na drzewie w tej opowieści. Znali się od kilku lat, ale i tak czasem mógłby przysiąc, że są z jednego sąsiedztwa. Raz nawet nabrali nowego nauczyciela, że są rodzeństwem, a o dziwo nikt nie przerwał im tej zabawy. Kiedy prawda wyszła na jaw przyzwyczajenie robiło swoje i pytano go "co tam u siostry", gdy ta nie pojawiała się na zajęciach z powodu choroby. A nie daj Merlinie, żeby ktoś złamał jej serce - Gryfon nie darował nikomu. W pewnym momencie podniósł dłonie, by przerwać przyjaciółce, a tym samym dać sobie czas na poukładanie wszystkich pytań i sformułowanie odpowiedzi. - No już, rudzielcu, daj mi odpowiedzieć na pierwszy atak zmasowany. - zaśmiał się. - No to tak. Owszem, byłem najlepszy, jakby ktokolwiek kiedykolwiek w to wątpił. Zmiotłem konkurencję w pierwszych dziesięciu sekundach. Wypiął dumnie pierś, jakby co najmniej obronił w pojedynkę Hogwart przed atakiem Voldemorta. Jego fantazje w kwestii przyszłości nigdy nie sięgały tak daleko, ale wyobrażenie skutecznie poprawiało humor. - Wybacz, że ci nic nie powiedziałem, ale muszę przyznać, że byłem tak zaaferowany tym naborem, że zapomniałem o całym świecie. Zaufaj mi w pewnym momencie zapomniałem drogi do Pokoju Wspólnego, przez co prawie się spóźniłem. Kto by pomyślał, nie? Ale spokojnie, kiedy usiadłem na miotle cały stres wyparował. Byłem w swoim żywiole - żadnego błędu, zawrotna szybkość i refleks. I tak zostałem pałkarzem, którego Gryffindor nie pożałuje. Nie był zarozumiały, ot, znał swoją wartość, umiejętności i to, jak wypadają na tle pozostałych. Nie lubił udawać przesadnie skromnego, więc jeśli się zapierał przed komplementami to naprawdę uważał, że na nie nie zasługuje. Był dobrym, skromnym chłopakiem. Czasem wrednym, często wybuchowym, ale i tak dobrym. Objął Dianę ramieniem, przypominając sobie, że pytała czy zwalił kogoś z miotły. - W kwestii ofiar. - wskazał na młodszego o rok Gryfona, siedzącego z opatrunkiem na głowie, rozmawiającego z zapałem w grupce trzecioklasistów. - Tylko jedna. Przyznaję, wkurzył mnie, bo próbował oszukiwać z desperacji, ale nie daj się zwieść, to tylko siniak. Chłopak ma skłonność do dramatyzowania, szczególnie w otoczeniu swojego fanklubu. W każdym razie - na następnym naborze twoja obecność jest obowiązkowa, choćbym miał cię na niego zaprowadzić za rękę. Jasne? Masz potencjał, doszlifujemy go i będziemy razem śmigać na meczach, zdobywając punkty.