Los uwielbiał doświadczać Jasmine na wiele sposobów. Kiedy miała już nadzieję, że wszystko się jakoś układa... znalazła swego księcia z bajki i pozostanie jej tylko być szczęśliwą.. wszystko runęło jak domek z kart. Tamto spotkanie wieczorną porą, gdy z Franza bił jedynie zapach wypitej whiskey okazało się być jednym z najgorszych w jej życiu. Wtedy to padły słowa tak ostre, mimo, że wypowiedziane szeptem. Jasmine wpadała raz w wściekłość, potem w rozpacz, a ostatecznie w obojętność. Szanowała sobie prywatność i samotność. Starała się udawać, że wszystko jest w porządku, emanowała dawną pewnością siebie i zadowoleniem, jednakże tylko nieliczni mogli mieć świadomość tego, co na prawdę dzieje się w jej sercu. Tam szalał niesamowity sztorm, który niszczył wszystko co znalazł na swojej drodze. Tym razem Jas postanowiła wyrwać się z dusznego pokoju wspólnego w lochach i pobyć gdzieś samej. Zaopatrzona w pudełko papierosów zamelinowała się w tajnym przejściu za gobelinem. Znali je tylko Ślizgoni i nieliczni Puchoni, więc nie było obaw o to, że ktoś ją przyłapie. Ślizgoni nie są hipokrytami, a Puchoni raczej bali się Jas. Tudzież woleli jej unikać. Jasmine też za nimi nie przepadała, co bylo kwestią złamanego niegdyś serca. Jeden Lancaster mógł liczyć na jakąś tam ulgę, ale tylko dlatego, że uratował jej życie na obozie. Jasmine wysłała mu w wakacje list z podziękowaniami, ale miała szczerą nadzieję, że na tym się skończy ich znajomość. Nie miała pojęcia, że Puchon uległ amnezji i jego niechęć do dziewczyny zniknęła. Jas oparła głowę o zimny mur i zaciągnęła się papierosem. Już teraz nie smakował tak, jak powinien. Nie pomagał, a wręcz przeciwnie. Po jasnym licu Jasme spłynęła samotna łza, niszcząca rzekome piękno jej osoby. Miała przymknięte oczy, chcąc jakos zapomnieć o wszystkim, co się ostatnio wydarzyło. Niedopałek został wciśnięty w szczelinę w murze. Chciała zniknąć albo znaleźć się gdzieś daleko. Albo zapomnieć.
Henry Lancaster
Temat: Re: "Zbawienna" amnezja Nie 08 Lut 2015, 11:31
Henry zaczął lubić samotność. Szczególnie po wyjściu z Munga, gdy wiele osób wokół niego skakało, gdy pierwszaki na jego widok krzyczały, karmione plotkami na temat jego dziury w głowie, wykrwawiania się, posiadania trzeciej kończyny i innym podobnym temu steku bzdur. Wyszedł z Pokoju Wspólnego zostawiając tam bandę młodszych uczniów otoczonych Dwayne'm i ruszył na rutynowy spacer tłumaczony często posiadaniem odznaki prefekta. Głowa pulsowała ze wszystkich stron bo długim noszeniu ciasnego bandaża. Zdjął go dzisiaj rano, chociaż pamiętał, że Samuel z Ravenclawu chciał mu wtedy towarzyszyć. Zapomniał, że miał na niego poczekać. Ogólnie to Henry zapomniał bardzo, bardzo wielu rzeczy. Schował ręce do kieszeni spodni i wędrował bez większego celu. Korytarze były puste, trwały lekcje popołudniowe. Jemu wypadało okienko, miał sporo czasu dla siebie. Zbyt dużo, bo wtedy pojawiało się wiele myśli, których nie chciał teraz oglądać. Idąc tak, poczuł zapach tytoniu. Po raz drugi odniósł wrażenie, że ten zapach wcale go nie odrzuca, a przyciąga. Pierwszy raz miał tak w czasie odwiedzin Carrowa w jego sali w Mungu. Od razu pomyślał, że to on zaszył się gdzieś i popala, a jednak mu to nie pasowało, bo i on został prefektem. Skręcił w stronę gobelinu, nie wiedząc nawet, że znał to ukrycie. I kogo napotkał? Bladą dziewczynę. - Jasmine Vane. Cześć. - zatrzymał się gwałtownie, aby na nią nie wpaść. Cofnął się w drugi kąt wnęki. Odkąd otrzymał od niej krótki liścik w szpitalu, nie widzieli się ani razu, nie rozmawiali ani nawet o sobie nie myśleli. Dla Henry'ego wypadek na obozie był opowieścią z ust wielu naocznych świadków. Nie pamiętał i jej. Nie wiedział czy się kiedyś znali ani jak wyglądały ich rozmowy. Wybrał więc tabula rasa. - Nie jest w porządku. - choć słowa były skierowane do ślizgonki, nie pytał tylko stwierdzał fakt. Nie odczuł żadnej potrzeby ucieczki ani lęku przed Jasmine. Była ładną dziewczyną, nawet bardzo ładną, a więc nie wyglądała ani trochę na groźną czy też straszną. Znając stereotypy o ślizgonach, nadrabiała ciętym językiem. Mimo tego Henry zamiast wyczuć, że być może nie jest tu mile widziany, oparł się plecami o zimną ścianę, dotykając o nią też potylicę. Środki uśmierzające ból przynosiły średni skutek. Wciąż czuł, jakby chwilę temu oberwał wielkim głazem w głowę. Lancaster przyglądał się Jasmine bez krztyny zażenowania. Oj tak, ona chciała być teraz sama. Mimo tej wyraźnej aluzji, Henry nie mógł oderwać się od ściany. Stał jak stał, dając możliwość Jasmine przejść obok niego bez przeszkód. Wydostać się z tej wnęki i zniknąć tak, jak teraz próbowała to zrobić.
Jasmine Vane
Temat: Re: "Zbawienna" amnezja Nie 08 Lut 2015, 17:51
Liczyła na samotność, której nikt jej nie zakłóci. Dlatego wybrała to miejsce. Miała nadzieję, że nikt się nie pojawi i nie zechce nagle z nią rozmawiać. Nawet nauczyciel, chociaż Ci nie chodzili takimi tajnymi ścieżkami, pamiętając o tym jacy byli za młodu. Nie narzekała na nadmiar dobrego humoru, odizolowanie się miało uchronić nie tylko ją, ale i innych, którzy mieliby tego pecha teraz się na nią natknąć. Przymknęła oczy, opierając skroń o zimny kamień na ścianie. Może uda się jej zasnąć? Ale próżne jej nadzieje, gdyż prawie od razu zmaterializował się jej przed oczami obraz Franza. Zadrżała, bo ten chłód bijący od głazów nie był już kojący, stał się przejmujący. Oplotła się ciasno ramionami, jakoś dodając sobie otuchy. Do jej uszu doszły kroki. Wyprostowała się raptownie, niczym spłoszone zwierzę. Chwilę trwało, nim wilgotne oczy zaczęły rozróżniać kontury i szczegóły otoczenia. Poznała jegomościa. -Lancaster. -odparła, poprawiając się we wnęce. Miała nadzieję, że chłopak pójdzie w swoją stronę. Nie interesowała się zdrowiem Puchona, więc nie była świadoma jego amnezji. Chociaż może widok jego na korytarzu z bandażem na głowie mógłby jej dać wiele do myślenia, gdyby chociaż chwilę czasu przeznaczyłaby na obserwowanie otaczającej ją rzeczywistości. Jednak nie przeznaczyła. Zaskoczył ją faktem, że się nie ruszał i nie zamierzał. Jakby wcale nie pamiętał, jak ze sobą "rozmawiali" jeszcze w czasie obozu. -Nie jest. Żadna dalekoidąca konkluzja. -zauważyła. Obróciła się, by stać przodem do Puchona. -Chcesz aby czegoś ode mnie? Podziękowałam Ci za uratowanie mi życia. Mam wobec Ciebie dług, ale chwilowo nie wiem, jak go spłacić. Dam Ci znać, jak wymyślę. -rzuciła, pewna, że chłopak chce jej ciągle przypominać o tyn długu.
Henry Lancaster
Temat: Re: "Zbawienna" amnezja Nie 08 Lut 2015, 19:33
Wystarczyło jedno spojrzenie, aby zauważył, że Jasmine płakała. Łzy go przerażały, bo nie umiał się wtedy zachować. Odetchnął w duchu z ulgą, że na jego widok wcale jej stan się nie pogorszył. Nie zaczęła też syczeć ani kąsać. Zdążył dowiedzieć się tego i owego z plotek o pannie Vane. Kilku Puchonów mówiło o niej z przerażeniem, a Henry tak na nią patrzył i nie rozumiał w którym miejscu Jasmine jest straszna. Na jego twarzy wymalowało się zdziwienie. Zarzucała mu obsesyjne myślenie o spłaceniu długu, a on przecież nie poświęcił temu uwagi. W kwestii ratowania życia bądź ratowania skóry choćby przed Filchem, nie oczekiwał jakiegoś tam rewanżu. Był przecież Puchonem, a nie Ślizgonem, który w większości myśli o sobie. Chociaż widział, że są oddzielne przypadki. - Tylko stoję. Nie chcę żadnego spłacania długów. Spokojnie. - odparł łagodnie, zwracając jej uwagę, że nie robi absolutnie nic poza wproszeniem się w jej kryjówkę i kradnięciem pół metra zimnej ściany. - Nie atakuj, nie masz powodu. Postoję na czatach, a ty pal i złorzecz dalej, jeśli tego potrzebujesz. - dodał pojednawczym tonem. I on nie miał pojecia, że Jasmine o niczym nie wie. Zresztą, nie musiała wiedzieć. Nie obchodził się z tym na prawo i lewo, dopiero pojawiały się plotki na temat jego stanu. Skoro uratował jej życie, chciał sprawdzić kim jest ta osoba. Dowiedzieć się czegoś o niej, choćby sprawdzić jak się czuje. Zobaczyć w jej oczach, że tak było naprawdę i zrobił coś dla drugiej osoby. Henry miał problemy z uwierzeniem w swoją odwagę i błyskawiczną reakcją jaką wykazał się na obozie Dumbledore'a. Przecież gdyby mu jej brakło, to być może Jasmine miałaby dziurę w głowie, a on mógłby jej po prostu współczuć.
Doprowadzał ją do istnej irytacji. Wzbudzone krople krwi wrzały w jej ciele, domagając się ujścia, jak przy każdym spotkaniu z ów Puchonem. Przez jakiś czas miała wrażenie, że jego sympatia do jej osoby, kompletnie nie odwzajemniona nagle osłabła, stała się antypatią lub nawet nienawiścią. Nie wnikała w to, bo to dla niej było iście na rękę. Tym razem jednak Puchon wydawał się, jakby o tym zapomniał. Jakby... wrócił stanem ducha do czasów emanowania przyjaźnią. Jasmine zmarszczyła brwi, słuchając Lancastera. Czego więc chciał? Co mu znowu odbiło? I skąd ta kolejna zmiana nastawienia. Jas na prawdę miała po dziurki w nosie mężczyzn i ich dziwnych zachowań. Nie czuła się najlepiej pod żadnym względem. -Za stanie bym się nie czepiała, nawet jeśli jesteś Puchonem. -mruknęła, przymykając na chwile oczy. Mierzyli się spojrzeniami. Mogła wyjść, tak po prostu.. lecz wrodzona ciekawość domagała się wyjaśnień. -Dlaczego Puchon, w dodatku prefekt i kapitan drużyny tak spokojnie pozwala mi łamać regulamin? -zapytała, przekrzywiając głowę. -Zachowujesz się inaczej niż zawsze. Nie warczysz już na mnie z byle powodu ani nie omijasz szerokim łukiem. Co to za nagła zmiana? -rzuciła, podchodząc do niego. Mógł przez to zauważył jej podkrążone i lekko przekrwione oczy. Jas skrzyżowała ręce pod biustem, domagając się wyjaśnień. Chyba pora na prawdę, jaka by ona nie była.
Nie pamiętał wiele. Jeszcze przed amnezją wyzdrowiał z Jasmine, zakochując się w Soleil. Teraz szlag wszystko trafił i nie pamiętał obu. Henry nie miał szczęścia z dziewczynami. Prześladował go wielki pech. Mniejsza o większość. Nie pojmował skąd taka agresja u Jasmine, chociaż trzy czwarte Ślizgonów tak reaguje na Puchonów. A dziwne, bo sądzi się, że naturalnym ich wrogiem są Gryfoni. To dopiero łamanie stereotypów. Absolutnie nie bał się Jasmine, bo nie wyglądała na tyle groźnie. Gdyby przypominała mantykorę to może by można było się jej bać z tym ciętym językiem... ale nie, jest zbyt ładna jak na kogoś budzącego postrach. - Bo prefekt i kapitan drużyny quidditcha nie jest ze skały i nie jest ślepy. Czasem trzeba złamać regulamin. - powiedział ciszej na wypadek gdyby jednak przyczaiły się długie uszy. Podchodził luźnie do regulaminu, chociaż tylko w niektórych przypadkach. To, że odpuścił Jasmine uwagę czy nawet prawo do odjęcia punktów, nie oznaczało, że robił tak zawsze. Po prostu widział, nie był idiotą. Podkrążone oczy Ślizgonki mówiły wiele i nawet ktoś taki jak Henry - kaleka w okazywaniu i odczytywaniu uczuć - zdążył się zorientować, że coś nie gra. Ale jej kolejne pytania zbiły go z tropu. Spojrzał z góry na pannę Vane. Przypominała słodkiego szczeniaczka obnażającego białe kły i próbującego wyglądać groźnie. Miał wielkiego farta, że nie znał udziału jej imienia w swoich wypadkach. Oba były w jakiś sposób z nią powiązane, choć nie bezpośrednio. Zakochanie się w Jasmine Vane było cholernie niebezpieczne. Fart, że już mu to nie groziło. - Jesteś dziesiątą osobą, z którą miałem zawiły stosunek i kolejną, która nie ma bladego pojęcia, że mam dziurę w głowie. I kolejną, która zapewne nie przypomni mi powodów, przez które warczałem na ciebie i omijałem ciebie szerokim łukiem? - zapytał i opuścił ramiona wzdłuż tułowia, wzdychając ociężale. Dobijało go częste uświadamianie wszystkich wokół, że ma amnezję. Nie chciał się z drugiej strony tym chwalić, ale skoro spotykał się z takimi właśnie reakcjami, był zmuszony do odwalania czarnej roboty. Dobrze poznał życie i był niemal na sto procent pewien, że Jasmine nie wyjaśni mu absolutnie niczego, a pośle jedynie wredny/pogardliwy/słodki/"idź do diabła" (niepotrzebne skreślić) uśmieszek.
Jasmine Vane
Temat: Re: "Zbawienna" amnezja Nie 15 Lut 2015, 15:32
Dyskusja, a raczej dyplomatyczna rozmowa z Puchonem pozwoliła Jasmine odpłynąć myślami gdzieś dalej. Nie była typem, który użalał się nad sobą i pragnął pogrążać się w smutku pod kres swoich dni. Po prostu nie umiała sobie radzić z emocjami, a jeszcze bardziej nie umiała nad nimi sprawować władzy przy świadkach. Nie chciała okazywać łez, smutku, przygnębienia, kreując swój dość fałszywy wizerunek kobiety silnej i niewzruszonej. Każdy miał swoje słabe strony. Na co dzień Jasme radziła sobie doskonale z bolesnymi ciosami, bo żaden tak na prawdę nie wywoływał ran, które by bolały. Jednak dramatyczna, samobójcza śmierć poprzedniego chłopaka, nauka zaufania i kolejne złamane serce wyczerpały ją psychicznie. Nie licząc porwania, które nadszarpnęło jej zdrowie fizyczne. Wtedy to właśnie, będąc w Skrzydle Szpitalnym poznała Henry'ego. Chłopak zakochał się w niej bez pamięci i domagał się zainteresowania. Nawet był uroczy w walce o jej względy, no ale... za bardzo przypominał Wyatta. Poza tym Jas nie umiała ufać. Jeszcze nie wtedy. Może, gdyby nie tamten list dręczyciela, który podszył się za nią - o którym oczywiście nie miała pojęcia - kto wie. Może to Henry zajął by miejsce Franza. Albo i nie, z racji różnicy charakterów. On zbyt spokojny na jej wybuchowy temperament. Nikt tego nie wie i nikt się nigdy nie dowie. Lecz nie o to w życiu chodzi, by gdybać. -Zaskakujesz mnie i to o dziwo, całkiem pozytywnie. Czyżbyś w końcu pojął, że są w życiu ważniejsze rzeczy niż zasady? Winszuję. Szczerze winszuję prawidłowego spojrzenia na rzeczywistość. Podczas wojny z Czarnym Panem nikt nie będzie spoglądał na regulamin. -rzuciła. Nie była głucha na nowinki ze świata, wiedziała, co się święci. I jako jedyna z nielicznych Ślizgonów była przeciwko ideom, jakie głosił. Fakt, czysta krew i te sprawy.. lecz życie już nie raz jej pokazało, że nawet Ci z odrobiną krwi mugoli potrafią być wiele warci. Uniosła brew w geście lekkiego zaciekawienia. Dziura w głowie. Amnezja. A to ci heca. -Mimo, że zawdzięczam Ci życie to nie mam w obowiązku znać Twojej historii choroby. -zmarszczyła nieco nosek. -Mogę Ci powiedzieć. -wzruszyła ramionami. -Otóż pomagałeś pielęgniarce w skrzydle szpitalnym. Pojawiłam się tam z raną na nodze i mi ją opatrzyłeś, tracąc przy tym koncentrację i zdolność mówienia. Potem parę razy łapałeś mnie na korytarzu i za wszelką cenę chciałeś mi pomóc. Jakkolwiek to brzmi. Nie wiem, czy obudziła się w Tobie jakaś troska, odnalazłeś stare artykuły o tym, jak mój poprzedni facet skończył ze sobą czy może nawet się zauroczyłeś. Nie wnikam. Potem nagle ochłodziłeś swój stosunek do mnie, może z racji tego, że dawałam Ci kolejne kosze. -wzięłą głębszy wdech. -Potem na obozie trafiliśmy do jednej drużyny, tunel zaczął się walić, a Ty, mimo wszystko odepchnąłeś mnie i wziąłeś cios kamienia na siebie. Nigdy nie widziałam tyle krwi i myślałam, że nie żyjesz. Jednak przeżyłeś, dlatego wysłałam Ci sowę z podziękowaniami. I teraz o to spotykamy się tutaj, ja Ci opowiadam historię naszej pożal się Merlinie relacji, a chciałam tylko schować się przed światem, bo mam wszystkiego dosyć! -tembr jej głosu wzrastał z każdym słowem. Pod koniec odwróciła się tyłem do Puchona i ukradkiem otarła kąciki oczu. Na prawdę była zmęczona.
Henry Lancaster
Temat: Re: "Zbawienna" amnezja Nie 15 Lut 2015, 15:57
/ cholerne ała, no weź, z Wyattem mi tu wyskakujesz. Zrobię mu w końcu KP ducha....
Użalanie się nad sobą czasami pomagało. Henry co nieco na ten temat wiedział, bo rodzinka i przyjaciele oczekiwali, że właśnie to będzie robił. Biedny chłopak, dziura w głowie, nieszczęśliwa amnezja, osłabiona kondycja, taki straszny wypadek. Pamiętali co się z nim działo chwilę po torturach i oczekiwali tego samego po zawaleniu tunelu. Henry zachowywał się mimo tego spokojnie. Póki co, bo to kwestia czasu zanim wybuchnie i wyleje z siebie jad. Normalny człowiek nie może wyjść bez szwanku na umyśle z takich... wypadków. Wywrócił oczami, bo słyszał drugi raz podobną gadkę. Czarny Pan i bla bla. Nie było tutaj Czarnego Pana, byli w szkole i brali czynny udział w rzeczywistości szkolnej i na niej mieli się skupiać. To, co się działo za murami szkoły... no cóż, nie każdy był gotowy spojrzeć prosto w oczy prawdzie. Henry nie myślał o Sami-Wiecie-Kim, zajęty lizaniem swoich ran i uciekaniem przed śmiercią. Zbyt czasochłonne zajęcie, aby zwracać uwagę czy to na czystość krwi czy to na sytuację polityczną. Zamilkł jak trafiony zakleciem, nie ośmielając się przerywać Jasmine Vane. Był pewien, że go oleje i pójdzie w swoją stronę, nie przejmując się tym, że drugi człowiek próbuje pozbierać kawałki przeszłości i stworzyć z nich jakikolwiek obraz tego, co się działo dwanaście miesięcy wstecz. Zrobiło to na nim wrażenie. Nie spodziewał się tego, że Jas będzie szczerze opowiadać mu co się wydarzyło, jak wyglądała ich relacja. Wytłumaczyła mu wszystko, chociaż nie musiała. Szacunek wobec niej wzrósł. Henry chylił przed nią czoło za to, że mówiła i nie kłamała. Widział w jej oczach prawdę. Oparł z powrotem plecy o ścianę w odruchu na wzmiankę "mój poprzedni facet skończył ze sobą". Potem padły słowa, które wszystko tłumaczyły. Pasowały do zachowania i charakteru Henry'ego, który lubił pomagać i czasami z tym przesadzał, nie widząc, że nie jest mile widziany gdzieś. Spuścił głowę i milczał, gdy dziewczyna odwróciła się do niego plecami. - Czyli dałaś mi kosza, a nie dziwię się, że się w tobie zadurzyłem. Ale spokojnie, już tobie to nie grozi, bo... - nie dokończył,bo nie miał przecież prawa niczego się domyślać ani planować. Usłyszał w głowie dźwięczny śmiech pewnej dziewczyny, który pojawił się jak na zawołanie. Nie skomentował swojej "troski" ani jej słów o artykule. Nie był idiotą, widział, że lepiej nie grzebać się w tych tematach. Teraz już wiedział. - Hej, Jasmine Vane. - zagadnął bardziej ożywionym głosem i bardzo pokojowo nastawionym. - Żyjemy oboje. - poinformował ja, jakby nie zauważyła. - Przynajmniej zaczniemy doceniać teraz życie i czas. Spośród masy osób jesteś tą drugą, która powiedziała mi prawdę. Dziękuję. - uniósł rękę, aby dotknąć jej ramienia ale coś mu kazało zatrzymać kończynę w powietrzu i ją opuścić. - Na siódmym piętrze jest pokój przychodź-wychodź. Super miejsce na chowanie się przed światem. Skorzystałem z niego już trzy razy, a to dopiero pierwszy tydzień września. Polecam. - mówił łagodnie i bez zbędnych spięć. Za dobrze rozumiał Jasmine Vane. W duchu błagał ją, aby nie płakała. Wtedy uciekłby z dzikim wrzaskiem i potwierdził plotki, że połowa Hogwartu się jej boi.