|
| It's all coming back to me now. | |
| Autor | Wiadomość |
---|
Daemon Blackrivers
| Temat: Re: It's all coming back to me now. Nie 26 Paź 2014, 15:54 | |
| Zaduch, obłoki dymu i mrok rozświetlany lampami wiszącymi nad stolikami, przy których byli stłoczeni ludzie, stawiający swoje życie na pokuszenie fortunie, charakteryzowały ten lokal pełen rozpusty. Daemon siedział przy barze, ubrany w zwykły czarny garnitur i popijał whisky, co jakiś czas zerkając nerwowo na drzwi wejściowe. Nie miał pewności czy Chiara przyjdzie. Zerkanie na zegarek również nie pomagało, ponieważ gdy wydawało się, że minęła cała wieczność i jest już dawno po dwudziestej, okazywało się, że minęły dopiero dwie minuty i dziewczyna ma jeszcze ich z dziesięć zanim się spóźni. Przy stoliku usytuowanym bardziej z tyłu, rozległ się głośny jęk połączony z okrzykiem radości. Oto jakiś farciarz wygrał, świetnie rozgryzając swojego przeciwnika i stawiając wszystko, ryzykując, wiedząc, że może przegrać i stracić. Nie tylko pieniądze, ale też dach nad głową, bo nie będzie miał czym spłacić kredytu. Zbalansował na krawędzi i dobrze na tym wyszedł. Barman podał kolejną szklankę bursztynowego płynu. Obracał ją w palcach, obserwując ciecz z zainteresowaniem. Głośny harmider, jakby trochę przycichł. Myślami wrócił do tego co było. Nadal był zwykłym dzieciakiem, osieroconym, owszem, ale nadal dzieciakiem. Powiedzmy sobie wprost, niebyt wiedział co robić. Nie bez powodu uciekł z Anglii. Powrót był bolesny, jeszcze bardziej kiedy został poinformowany, że jest trupem. I zakopano pustą trumnę, tylko po to, by postawić nad nią marmurowy nagrobek z jego imieniem i nazwiskiem. I nie należą mu się pieniądze jego rodziców, dopóki nie udowodni, że on to on i nie jest umarlakiem (nie to, żeby chodzący i mówiący trup był czymś niecodziennym). Spotykając się więc z absurdami urzędniczymi, nie miał czasu by zająć się tym, po co tutaj wrócił. Wybiła dwudziesta. Pokręcił głową i westchnął. Nadal jednak z naiwnością, godną małego chłopca wpatrywał się w drzwi.
|
| | | Chiara di Scarno
| Temat: Re: It's all coming back to me now. Nie 26 Paź 2014, 16:34 | |
| Tylko jedna osoba nazywała ją Pearl. Tylko jedna, ta, która ją tym mianem obdarzyła i która nie wyjaśniając skąd właściwie je wzięła, używała go uparcie, aż w końcu dziewczyna zaczęła się z nim do pewnego stopnia identyfikować. Myślała, jak wszyscy tutaj, że zginął. Nie była co prawda na pogrzebie i słyszała, że gościom zaprezentowano zamkniętą trumnę, ale nie poddawała faktu jego zgonu pod wątpliwość. Ba, do pewnego stopnia obarczała się nawet zań odpowiedzialnością, co na pewno nie sprawiało, że czuła się lepiej w tym dość trudnym dla niej okresie. Co prawdo wydawało jej się, że spostrzegła go na krótko tuż przed zamieszaniem rozpoczynającym II etap obozu, ale nie miała czasu przyjrzeć się bliżej. Nie wspominając już o tym, że późniejsze wydarzenia odciągnęły jej myśli od tematu Daemona i jej niepokojących halucynacji z jego udziałem. Nic więc dziwnego, że list przywitała z ostrożnością i podejrzliwością. Co prawda wiele wskazywało na to, że to właśnie jej były chłopak jest jego autorem, ale mógł być to też ktoś, kto jedynie posiadał określone informacje na jej temat i czegoś od niej chciał. Nie umiała wymyślić dlaczego ktoś miałby w ten sposób ją podchodzić, ale wychodziła z założenia, że ostrożności nigdy zbyt wiele. Postanowiła więc zadbać o swoje bezpieczeństwo i nie rzucać się na spotkanie z Blackriversem jak nierozważna, zakochana dziewka, bez opamiętania. Pewnie dlatego, że ta charakterystyka nie pasowała do niej w najmniejszym stopniu. Lato było w pełni, gorąco, parno, duszno. Słońce rozgrzewało ulice i wypełniało powietrze w mieście zapachem topionego asfaltu. Chiara ubrała się typowo dla siebie w czarne szorty i półprześwitującą koszulę. Dopiero przed samym No Limit wsunęła na głowę zasłaniający twarz kapelusz i ostrożnie weszła do środka, zaciskając palce na schowanej w kieszeni różdżce. Była przed czasem, nawet całkiem sporo. Rozglądając się uważnie dookoła w poszukiwaniu znajomej twarzy, zdążyła jeszcze odwrócić losy pewnego mężczyzny, który miał za dużo szczęścia, jak na kogoś, kto pomimo obrączki na palcu lubieżnie przygląda się jednej z kasynowych “pocieszaczek”. Wywołała tym okrzyk radości u drugiego z graczy i małe zamieszanie. Przecisnęła się przez tłok i w tym momencie dostrzegła wpatrującego się w napięciu w drzwi Daemona. Zatrzymała się gwałtownie, sprawiając, że podążająca za nią osoba prawie się wywróciła. Uśmiechnęła się kącikami ust, ale zaraz potem jej ciemne oczy rozświetlił błysk złości. Potrząsnęła głową, zmazując z twarzy resztki jakiegokolwiek wyrazu i usiadła na krześle obok chłopaka, zdejmując kapelusz i kładąc go na ladzie, “przypadkowo” zahaczając o ramię Blackriversa. - A więc żyjesz. - odezwała się opanowanym, chłodnym tonem, przyzywając barmana i zamawiając jakiegoś drinka. Sięgnęła do zawieszonej przez ramię torby, wyciągnęła sztylet i wbiła go w ladę koło dłoni chłopaka. Widząc przerażone spojrzenie jednego z kelnerów, uśmiechnęła się słodko i wzruszyła ramionami. Na całe szczęście w tego typu lokalach wzywano policję jedynie w ostateczności, można więc było pozwolić sobie na więcej niż w eleganckiej restauracji, czy nawet przydrożnym barze. - Czego chcesz? - zapytała, przyjmując wypełnioną różowawym płynem szklankę i pociągając z niej spory łyk. |
| | | Daemon Blackrivers
| Temat: Re: It's all coming back to me now. Nie 26 Paź 2014, 17:24 | |
| Coś delikatnie otarło się o jego ramię, wyrywając go z zadumy, kiedy tępo wpatrywał się w drzwi. Wyszło na to, że nie zauważył jak dziewczyna weszła do lokalu. Z zaskoczeniem spojrzał na kapelusz, który położyła koło jego dłoni. I uwierzcie mi, przez myśl nie przeszło mu, że dziewczyna za pomocą tego kawałka materiału, próbowała ukryć swoją tożsamość. W końcu po co? Kto niby miałby się pod niego podszywać? Większość ludzi była przeświadczona, że prowadzą ze sobą zimną wojnę, w szczególności Daemon, który przez rok nie umiał wybaczyć jej odejścia bez słowa. Niewiele osób, wiedziało, że po długim czasie, w pewnej opuszczonej klasie, starał się wyciągnąć do Chiary dłoń i od tamtego czasu, starał się być jej przyjacielem, nie wrogiem. Natomiast obecność sztyletu i jego wbicie w blat, skwitował lekkim uniesieniem brwi i westchnięciem. Nie tylko zwalczył mechanizm obronny, który nabył w ciągu ostatnich miesięcy, ale także chęć spojrzenia na dziewczynę z politowaniem. Najpierw Aeron z kłodą, teraz ona z nożem. Co jest? Nikt nie cieszy się, że żyje? Zero imprezy powitalnej? Nic? Nada? Niente? - Też się cieszę, że cię widzę, Pearl. – uśmiechnął się i ujął delikatnie rękojeść, by pewnym ruchem wyjąć sztylet z drewnianej lady i położyć go ostrożnie pomiędzy nimi. Kiwnął głową w kierunku barmana, dając mu znak, że drink dziewczyny idzie na jego rachunek i spojrzał ponownie na Krukonkę, dłonią niby przez przypadek musnął jej dłoń. Jakby na dowód, że owszem, żyje i siedzi obok. I że nigdzie się nie wybiera. Zapewne gdyby ktoś go teraz zapytał, dlaczego „Pearl” nie umiałby uzasadnić. Może dlatego, że była wyjątkowa, tak jak każda perła odnaleziona na dnie oceanu? Nie wiedział. Ciężko było mu się odnosić do tego co było przed ślubem Lestrange’ów. Bo to był okres, kiedy był dzieciakiem nie znającym życia. Ale takim totalnie zielonym. To był inny chłopak. Chociaż pewnie nadal miał w sobie coś z tego lekkoducha. Wracając jednak do ‘Pearl’ to mimo wszystko miał poczucie, że idealnie ją to przezwisko charakteryzuje. Tak to już chyba z przezwiskami jest, że chociaż nie zdajemy sobie z tego sprawy to idealnie do nas pasują. - Od kiedy martwisz się czego chcę? – spytał rozbawiony i upił łyk alkoholu. Nie oszukujmy się, zwrot sztyletu był czystą przykrywką. Oczywiście, posiadał on jakąś tam wartość sentymentalną, w końcu był ostrzem, które z pokolenia na pokolenie przechodziło z ojca na syna, ale Daemon byłby w stanie pogodzić się z jego stratą, gdy wiedział, że leży sobie gdzieś w pokoju di Scarno. Czego więc tak naprawdę chciał? Dosyć prozaicznej rzeczy. Zobaczyć Chiarę. Sprawdzić czy wszystko jest w porządku. No ewentualnie jeszcze dosyć egoistycznie, dowiedzieć się czy chociaż trochę się zmartwiła. Co oczywiście i tak było ciężko stwierdzić, po jej reakcji. Z drugiej strony, Chiara była chyba jedyną osobą, nie licząc Aerona, której wiedział, że mógłby dokładnie, ze szczegółami powiedzieć gdzie był, co robił i co zrobić musi. To ten typ osób, którym mówisz wszystko i wiesz, że nie puszczą pary z ust. Chociaż z drugiej strony di Scarno była problematyczna ze względu na swój status. Byłej dziewczynie jednak nie mówisz wszystkiego, bo może to doprowadzić do wstydliwych sytuacji. I to bardzo. |
| | | Chiara di Scarno
| Temat: Re: It's all coming back to me now. Nie 26 Paź 2014, 17:46 | |
| Myślę, że można by bezpiecznie stwierdzić, że Chiara cierpiała na swego rodzaju paranoję. Ostatni rok skrzywił jej i tak niezbyt zdrową psychikę do tego stopnia, że zaczęła zachowywać się w sposób bezsensowny dla przypadkowego obserwatora. Nie wiedziała kto i po co mógłby się podszywać pod Deamona, a jednak nie potrafiłaby zrezygnować od tak ze środków ostrożności. Zbyt wiele złego się wydarzyło, za bardzo ją skrzywdzono, aby potrafiła nie dostrzegać licznych zagrożeń kryjących się na każdym kroku. I choć było jej obojętne tak wiele rzeczy, choć mało co wzbudzało w niej jakiekolwiek głębsze emocje, chciała żyć. To jedno było pewne. Bała się bólu, bała się śmierci, bała się zniewolenia. Gdzieś w głębi miała wiele cech małej, zaszczutej dziewczynki. Tylko, że teraz nie była aż tak bezradna. Historia jej znajomości z tym konkretnym chłopakiem była dość zawiła i obfitująca w niespodziewane zwroty akcji. Miała do niego sporo sentymentu, choć ten rok wrogości z jego strony stał się swego rodzaju barierą, której nie dało się od tak przebić. Oczywiście to, co zrobił na ślubie Belli i Rudolphusa mogłoby być dobrym początkiem, gdyby potem nie zniknął bez śladu na kilka miesięcy, sprawiając, że wszyscy, którzy interesowali się choć w najmniejszym stopniu jego losem, uznali go za martwego. Nie miała zamiaru używać sztyletu jako groźby. Nie miała też potrzeby zranienia go. Tak na prawdę nie czuła głębszego gniewu, raczej ciekawość, ostatnia z emocji, która wciąż wiernie stała na posterunku napędzając znaczną większość jej działań. Cokolwiek ostatnimi czasy robiła, było w większości motywowane właśnie nią. Cóż, nie bała się piekła, mogła spokojnie schodzić po tych stopniach. Muśniecie dłoni przyjęła bez większych emocji. Nie bała się dotyku, a Daemona znała fizycznie bardzo dobrze i całkowicie bez sensu byłoby udawanie czegoś innego. Może jedynie uniosła lekko brwi, uśmiechając się z lekkim rozbawieniem. Bo ta sytuacja zakrawała o absurd. Nie miała pojęcia, czego Blackrivers może od niej chcieć. Super, żył, doprawdy cieszyła się niezmiernie. I choć brzmi to jak sarkazm, to nie do końca nim jest. W tych okolicznościach przestawała mieć go na sumieniu. Ale nie wiedziała, dlaczego chciał się z nią spotkać. Wciąż byłą tym, kim była. Dziewczyną, która podporządkowała się woli ojca i przystała na innego narzyczonego, kiedy na szali były jej uczucia do Daemona. - To nie zmartwienie, to ciekawość, Sadi. - odparła nieco cieplejszym tonem, jakby stwierdzając, że skoro już tutaj jest, może z tego czerpać przyjemność. - Po prostu ciekawi mnie, dlaczego wysłałeś ten list akurat do mnie? - dodała po chwili, upijając kolejny łyk i mierząc chłopaka uważnym wzrokiem.
|
| | | Daemon Blackrivers
| Temat: Re: It's all coming back to me now. Pią 31 Paź 2014, 21:55 | |
| Nie można powiedzieć jednoznacznie czy Daemon po prostu nie był hipokrytą w pewnym sensie. Teoretycznie nie wziął pod uwagę, że Chiara może postrzegać jego krótką wiadomość, jako podszywanie się pod niego przez kogoś potencjalnie niebezpiecznego, tylko po to, by zrobić dziewczynie krzywdę. Co ja piszę…on nie wziął tego pod uwagę nawet praktycznie. Nie postrzegał siebie jako odpowiedniej osoby na wabika. Ale skąd stwierdzenie, że jest hipokrytą? No widzicie, nie bez powodu wybrał mugolską spelunkę na miejsce spotkania. W końcu kto by go tutaj szukał? A nie oszukujmy się, nie był jakoś szczególnie mile widzianym gościem w Anglii. Z drugiej strony zapewne zwyciężyło w nim swego rodzaju szkolenie, które odbył parę miesięcy temu. Dlatego też, cały czas siedział tak, by kątem oka obserwować drzwi i tych co wchodzili i wychodzili z No Limit. Zachowanie chłopaka na pewno nie należało do tego typu zachowań jakimi przyzwyczaił Chiarę. Oczy kiedyś będące istnym ogniskiem roześmianych iskierek, teraz obserwowały bystro otoczenie i chociaż na widok znajomej kobiecej sylwetki były chociaż trochę bardziej ciepłe i przypominające wzrok małego szczeniaczka, tak jak kiedyś, były inne. Tak samo jak uśmiech, który już nie był zawadiacki, a prędzej lekko smutny (jeżeli można tak uśmiech w ogóle określić). Tak samo jak jego dystans do niej, zaraz po tym jak cofnął swoją dłoń, z dala od jej dłoni i rękojeści sztyletu jeszcze niedawno przez nią trzymaną. Może to był instynkt samozachowawczy, który w ostatnich miesiącach silnie się w nim wykształcił. A może zwykła ostrożność, bo nie był pewien czy nie jest właśnie pilnowany przez jednego ze swoich kolegów. A niekoniecznie chciał Pearl mieszać w niektóre tajemnice, które włączył do swojego życia po ślubie Lestrange’ów. I może właśnie nie chciał tego robić dlatego, że ich znajomość już i tak była zbyt pogmatwana. Nie trzeba było do tego dodawać kolejnych łączących i uzależniających ich od siebie nici, które mogły to jeszcze bardziej poplątać. - Po prostu chciałem go odzyskać. – spojrzał na Chi i lekko uniósł kąciki ust, na krótką chwilę. A potem jednym pewnym ruchem przysunął ostrze do siebie i schował je do pochwy ze smoczej skóry, którą przytwierdził do paska spodni. – No i chciałem cię zobaczyć. Dać znać, że żyję, bo po reakcji Aerona zrozumiałem, że niektórym jestem winien chociaż tyle. – zapatrzył się przed siebie, przez chwilę jakby odpływając myślami, gdzieś poza Londyn. I zapewne tak było, co nie raz mu się zdarzało w ostatnich dniach, w szczególności gdy siedział sam w mieszkaniu, zastanawiając się jak przeskoczyć parę przeszkód, które los rzucał mu pod nogi ostatnimi czasy. Po chwili jednak otrząsnął się i uśmiechnął do dziewczyny, udając, że wcale się nie zawiesił. Wcale, a wcale. Na szczęście w okolicy nie było żadnej płci pięknej, by mogła mu zarzucić gapienie się na tyłek lub cycki jakieś innej dziewczyny. Chociaż o tyle, o ile znał Chiarę, nie zrobiłaby tego. Takie było z niej rozkoszne stworzenie. |
| | | Chiara di Scarno
| Temat: It's all coming back to me now. Nie 02 Lis 2014, 17:32 | |
| Trudno nazwać ją rozkosznym stworzeniem, ale faktycznie, gdyby Daemon zaczął przy niej przyglądać się damskim przymiotom innych kobiet, zapewne rzuciłaby co najwyżej jakimś uszczypliwym komentarzem. Prawdę mówiąc lepiej żeby tego jednak nie robił. Za bardzo przypominałoby to bowiem w swej istocie zachowania jej ojca, a co za tym idzie, było postrzegane niezwykle negatywnie przez Włoszkę. Nie akceptowała tego typu zachowań, choć ta sytuacja była nieco inna. Nie łączyło ją z Sadim nic, prócz przeszłości. Dość ciekawej przeszłości, gdyby chcieć ją interpretować z perspektywy kogoś, kto wie jak sytuacja ma się dzisiaj. Młody Blackrivers zupełnie nie przypominał bowiem Rosiera. Byli w większości kwestii jak ogień i woda, choć oboje nosili się na zielono i pochodzili z rodów czystej krwii. Być może w chwili obecnej życie tak pokierowało losami Dema, że w pewnych kwestiach musiał nieco upodobnić się do Evana, ale nadal, był po prostu inny. Nie tak trudny, nie tak zniszczony, nie tak demoniczny, można by nawet rzec. Do pewnego stopnia, być może jedynie we wspomnieniach, przypominał Chiarze Lucasa. Z tymi zawadiackimi błyskami w oczach, szarmanckim zachowaniem i faktem, że przy nim nie rodziły się w jej życiu problemy. Kiedyś, przez te dwa kradzione miesiące. Kto wie, czy byłoby tak, gdyby jej ojciec nie namieszał. Czy żałowała? Nie, prawdę mówiąc nie bardzo. Rosier był dla niej ważny, choć nabierała wrażenia, że ona dla niego nie znaczy tak wiele. Że chce ją trzymać blisko siebie, bo jej pożąda, bo tak jest wygodnie, bo się przyzwyczaił, bo, to ważne, wie ona trochę zbyt wiele, aby pozwolić jej na odejście, ale jak na razie nie czuła się z tym źle. A skoro tak, pozwalała rzeczom zachowywać status quo. Przybycie, pojawienie się znikąd Deamona, jego liścik, to jednak zaburzało pewien określony porządek rzeczy. Było chybotliwą nutką w przybijającej i tragicznej, acz kompletnej melodii. - Niektórym i w tym mnie? To ciekawe. - odparła, pozwalając sobie na lekki uśmiech, który wygładził napięte rysy jej wychudłej twarzy. Ponownie zanurzyła usta w drinku i wypiła niewielki łyk palącego w gardło trunku. Barman tutaj chyba nie był najwyższych lotów. Nie spodziewała się z resztą niczego innego. - Nie miałam chyba okazji Ci jeszcze podziękować. Dziękuję więc. - stwierdziła gładko, bez zbytniego patosu, bez zbędnych emocji. Ale też nie dlatego, aby dać zadość zasadom i konwenansom, te miała bowiem w głębokim poważaniu i nie zwykła się na nie obracać. - A teraz, skoro odciągnąłeś mnie od moich zajęć, może zechcesz mi powiedzieć, dlaczego pozwoliłeś myśleć wszystkim, że nie żyjesz? - zapytała chłopaka tonem, który w jej ustach mógł uchodzić już za niemalże pogodny i skinęła na chłopaka uwijającego się za ladą, aby dolał jej i Demowi tego niezwykle smacznego trunku. Nie ważne w jakiej postaci, Alkohol pozwalał się rozluźnić i otwierał usta. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: It's all coming back to me now. | |
| |
| | | | It's all coming back to me now. | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |