IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 cum tacent, clamant.

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Wanda Whisper
Wanda Whisper

cum tacent, clamant. Empty
PisanieTemat: cum tacent, clamant.   cum tacent, clamant. EmptySro 21 Sty 2015, 16:17

Opis wspomnienia
20 lipca 1977.
Kto by pomyślał, że akurat tego lipcowego wieczoru ktoś imieniem Edward Whisper zostanie zamordowany z zimną krwią.
Dla niektórych był to nikomu nieznany czarodziej, zwykły pracownik ministerstwa, człowiek po czterdziestce.
Dla innych jednak był to niegdyś kochający mąż, wspaniały ojciec i dobry człowiek.
Mawiają, że coś się kończy, a coś się zaczyna.
Osoby:
Wanda Whisper, Jared Wilson.
Czas:
20 lipca. 1977r.
Miejsce:
Dom Whisperów, 2 godziny od Londynu.
Jared Wilson
Jared Wilson

cum tacent, clamant. Empty
PisanieTemat: Re: cum tacent, clamant.   cum tacent, clamant. EmptyCzw 22 Sty 2015, 08:22

Kilka trzasków informowało o masowej teleportacji. Chociaż na miejscu kręciło się już sporo aurorów, czekali na pojawienie się bandy Wilsona. Zdjął kaptur z głowy i spojrzał na dom, na Mroczny Znak. Westchnął i rzucił kilka poleceń. Usunąć cholerny czar z nieba i przegnać ciekawskich. Ogrodzić dom, aby nikt się tam nie pałętał i nie przeszkadzał. Auror wszedł do środka domu witany błyskiem fleszu aurora śledzczego robiącego fotografię trupa. Whisper, Whisper. Nie znał go osobiście, ale kilka razy jego nazwisko przewinęło mu się przed oczami. Młody auror podał mu bez słowa plik dokumentów ze szczegółowymi danymi, tożsamością, informacjami. Pracownik Ministerstwa, samotny ojciec dwójki dzieci. Zamordowany we własnym domu. Wilson, który wydawał się znieczuloną, pozbawioną empatii bestią, zadrżał i poczuł ukłucie w lodowatym sercu. Whisper nie pilnował domu. Jak mógł pozwolić się zabić, mając dzieci? Dorosłe, ale mimo wszystko.
- Zasłońcie jego ciało. John, przepytaj wszystkich sąsiadów. Czy ktoś poinformował jego dzieci? - teraz sieroty. Zarządził przyniesienie mu wszystkich informacji na temat ich matki. Mają trafić na jegk biurko jeszcze dziś
W Wilsonie narastał gniew. Osierocić dzieci... a on sam prowadził z Kate cholernie niebezpieczne życie. Też narażal Skai i Setha na utratę. Nie wziął jednak pod uwagę zmiany zawodu. Nie, dopóki nie zemści się za swoją przeszłość. Jedno z dzieci było już przyprowadzone z obozu Dumbledore'a. Wilson skierował się do wskazanego pomieszczenia i zobaczył nastoletnią dziewczynę, bladą jak pergamin. Milczał i usiadł naprzeciwko stołu, nalewając do dwóch lśniących szklanek soku. Kiedy on pił ostatnio sok? Chyba jak Seth go zmusił w zabawie. Czarne surowe ślepia patrzyły na Wandę nie ponaglająco. Podsunął jej pod nos szklankę podczas gdy armia aurorów kręciła się wszędzie. Jared wygonił ich z pomieszczenia, bo chciał być sam z córką zmarłego.
Wanda Whisper
Wanda Whisper

cum tacent, clamant. Empty
PisanieTemat: Re: cum tacent, clamant.   cum tacent, clamant. EmptyCzw 22 Sty 2015, 13:03


20 lipca, przeklęty rok ’77.

Najprawdopodobniej byłby to zwykły dzień. Kolejny zresztą upalny, podczas którego zastanawiałaby się czy założyć białą czy czerwoną bluzkę? Sprawdziłaby czy jej usta na pewno są pociągnięte pomadką ochronną z czymś, nie do końca zidentyfikowanym co miało bronić jej wargi przed negatywnymi działaniami UV. Przeczesała brązowe pukle i pewnie spędziłaby popołudnie na nudnych jak flaki z olejem zajęciach. Ogólnie lubiła naukę, kochała książki, ale żeby w wakacje organizować obóz?  To przeszło nawet jej oczekiwania względem szkoły.
Wszystko toczyłoby się swoim rytmem gdyby nie informacja, która dotarła do jej uszu od samego dyrektora.
Albus stanął przed Wandą i przez chwilę milczał – chyba nie wiedział jak ubrać w słowa to, co zaraz przebije jak sztylet serce młodej Krukonki. Momentalnie jej oczy zaszły łzami, a ciśnienie podskoczyło kiedy usłyszała to co się wydarzyło. Czyżby sytuacja sprzed kilku lat się nie powtórzyła?
Czyżby trzy czy cztery lata temu ten sam osobnik nie zabrał jej i Doriana do swojego gabinetu by nie poinformować ich o samobójstwie ich matki? Ten sam dreszcz, ta sama sytuacja tylko osoba zgoła inna. Panna Whisper poczuła ze słabnie, że brakuje jej powietrza – czuła się jakby ktoś wyrwał jej serce i zostawił ją tak, dla hecy oparta o ścianę. Nie zemdlała tamtego wieczora, po prostu nie mogła – była świadoma tego co się wokół niej dzieje, ale do momentu ujrzenia tego wszystkiego na żywo nie reagowała kompletnie na nic. Na zdziwione spojrzenia uczniów, na szepty, na współczujące klepnięcia po ramionach. Po co to wszystko? Po co była ta cała szopka? Nie rozumiała reszty, nie chciała zrozumieć i pojąć dlaczego nie mogą po prostu zająć się sobą, kiedy ta w spokoju będzie chciała oddać się rozpaczy.
Czarna seria.
Nie pamiętała dokładnie jak znalazła się pod domem – najbardziej prawdopodobne zdaje się to, że jeden z aurorów pomógł się jej tutaj dostać, trzymając ją przez cały czas za rękę, jakby bał się, że ona, ta młoda Whisperówna, która dopiero co skończyła szóstą klasę zemdleje mu w ramionach. Osunie się na podłogę i już nie wstanie. Mimo wszystko trzymała się dzielnie, miała cały czas otwarte oczy, w których lśniły łzy, rejestrowała każdy ruch, każde sapnięcie, każdy krok.
Zarejestrowała również Mroczny Znak ulokowany wysoko nad jej rodzinnym domem, w którym spędzała każde wakacje, każde ferie, swoje dzieciństwo. Jej wzrok wżerał się w dziką czaszkę, jakby śmiejącą się z niej i z jej problemów. Poczuła złość, jak ogarnia całe jej ciało, że kiedy ona bawiła się na obozie jej ojciec został mordowany z zimną krwią. Nie wiadomo przez kogo. Nie wiadomo kto się do tego przyczynił. Jedno było pewne – od tamtej pory Wanda Whisper doskonale wiedziała kim nie chce się stać. Z całą pogardą będzie odnosić się do śmierciożerców i do tych osób, które stawiają sobie za cel władzę i znajomości z wyżej, bo czystej półki. W jej rodzinie nigdy nie przywiązywano wagi do tego kto się z kim zadaje – rodzice nigdy nie pytali jej o to czy nowy kolega czy przyjaciółka są pełnokrwistymi czarodziejami czy też nie. Sama Wanda nie interesowała się rodem jej koleżanki z ławki, doskonale dogadywała się z mugolakami – była ciekawa ich historii, tego jak co działa. Była normalną nastolatką, nie oceniającą nikogo po statusie krwi – wiedziała również, że gdyby ona znalazła miłość swojego życia, która za nic ma w sobie świat magii jej ojciec by jej nie potępił. Więc dlaczego ten dobry człowiek, który całe życie powtarzał jej, że była jego Kwiatuszkiem został brutalnie pozbawiony życia? Dlaczego ktoś, kto porządnie wykonywał swoją pracę, był cenionym Czarodziejem, kochającym mężem i ojcem został skazany na taki los? Był dla niej wszystkim, to on zastąpił jej i Dorianowi matkę. To do niego chodziła z każdym problemem, to on starał się nadążać za wszystkimi dziewczęcymi nowinkami, byleby jej nie było przykro.
A teraz on, Edward leżał w szkarłatnej kałuży, kompletnie bez życia. Jego głowa była wygięta nienaturalnie, błękitne oczy otwarte, jakby się dziwiły – kogo też tutaj niesie, o tej porze? Czy to nie aby jego syn? Nie, to zwykły posłannik Voldemorta.
Cały świat się zatrzymał wokół dziewczyny, kiedy weszła do domu, do przedsionka i przeszła do kuchni, gdzie go znaleziono. Czuła metaliczny zapach wiadomej substancji. Nie zwracała uwagi na aurorów, ani tych starszych ani młodszych, którzy widząc ją, córkę denata automatycznie pochylali głowy i odsuwali się krok czy dwa by dać jej przejść. Nikt nic nie mówił, wszelkie szmery i rozmowy ustały – czy może jej się to tyko wydawało? Może była nieczuła na otoczenie, może to wszystko była jej wina? Może powinna zostać w domu i go pilnować? Tak jak on to zawsze robił, gdy nie mogła usnąć czy też gdy choroba ją dopadała.
Powietrze przedarł krzyk – krzyk młodej kobiety, która właśnie straciła ojca, cząstkę własnej siebie. Zaraz z jej gardła wydobył się szloch, a ona zawodząc dopadła do niego – kompletnie ignorując jakiegoś młodzika zbierającego poszlaki, czy cokolwiek innego, co ją nie interesowało. Dopadła do niego, brudząc swoją jasnobeżową sukieneczkę, której materiał powoli nasiąkał krwią. Nie przejęła się tym kompletnie. Płakała głośno, czując jak brakuje jej powietrza w płucach, mocno zaciskając palce na szlafroku swego ojca i przytulając jednocześnie blady policzek do jego klatki piersiowej jakby chciała sprawdzić czy ten jeszcze oddycha. Jej piwne oczęta wpatrywały się w rozległą ranę na szyi, ukazującą lepkie tkanki mięśniowe, tętnicę i inne organy, o których z pewnością uczyli Was na biologii. Krew gdzieniegdzie już powoli krzepła, ciemniejąc i będąc trudna do sprania.
Jej drobne dłonie głaskały tors  martwego mężczyzny, podczas gdy dziewczyna wtulała twarz upstrzoną juchą, modląc się o to by to był tylko koszmar. By to był zły sen, który choć realistyczny zaraz się skończy kiedy ta zacznie krzyczeć i wołać ojca. Wołała go niemal non stop, prosząc by wstał by powiedział coś do niej. By się odezwał, bo jej jest źle. Czy tego nie widzi? Odezwij się ojcze, nie rób mi tego, nie zostawiaj mnie.
Miliard myśli nasuwało się Wandzie, kiedy z bijącym sercem dotykała pomarszczonych policzków Edwarda, nie bacząc wcale na to, że już jest umorusana jego krwią. Ktoś dopiero po chwili zorientował się, że tak nie może być. Poczuła silny uścisk wokół talii i to jak ktoś ją odrywa od ziemi o od mężczyzny. Podniosła głos. Histeria omiotła jej ciałem, zaczęła się wyrywać i błagać by ten ktoś postawił ją znowu, by dał się jej pożegnać z tatą.
Potem znowu coś mignęło, świat zawirował, a ona jakby spokorniała. Chyba jej coś dali na uspokojenie bo i rytm serca stał się dziwnie powolny, a ona nie odezwała się ani słowem od ostatniego pożegnania starego Whispera.
Siedziała w salonie. Przy dużym i ciężkim stole przeznaczonym chyba na osiem osób. W pokoju było jasno, chyba ktoś zapalił światło. A ona i tak była blada, sine usta zaciśnięte, na twarzy odznaczały się kropelki krwi, której nie dała sobie zetrzeć – odmówiła stanowczym spojrzeniem, na które sobie pozwoliła i mocnym uściskiem dłoni na nadgarstku jakiejś kobiety, która miała czelność w ogóle do niej podchodzić. Odpuściła, spoglądając tylko na dziewczęcą sukienkę w szkarłatne plamy, od których materiał już dawno zdążył zesztywnieć.
Kompletnie nie zwróciła uwagi na czarnoskórego Aurora dopóki ten nie usiadł naprzeciwko niej. Nie wiedziała kto wchodzi, a kto wychodzi z domu. Multum osób się tutaj kręciło, nie znała tak naprawdę nikogo. Jedynie domowy Skrzat Nieśmiałek od czasu do czasu łapał ją swoją chudą rączką za przegub łapki by dodać jej otuchy. Łzy samoistnie drążyły ścieżki po policzkach nastolatki i nie chciały przestać skapywać, chociaż ta sobie tego życzyła.
Kim był ten facet? Pewnie kimś wysoko postawionym – albo i nie. Po co w ogóle zawracał jej głowę? Chcąc nie chcąc zaczęła obserwować jak jego wielka czarna łapa nalewa jej soku pomarańczowego do szklanki. A ta momentalnie poczuła suchość w gardle. Może od krzyku, może od ciągłego płaczu. Była cholernie zmęczona i czuła się tak samotnie, będąc we własnym domu, w którym do cholery spędziła te siedemnaście lat swojego życia. Nic niewartego jak się miało okazać.
Jej ciemne tęczówki lustrowały postać Wilsona bez zainteresowania mogłoby się zdać. Nie odezwała się ani słowem, bo nie miała po co. Nie czuła się na siłach by bawić się w uprzejmości, a zwłaszcza nie z kimś takim kto wyglądał jakby sam spędził te parę lat w Azkabanie. Nie interesowało jej to czym się facet zajmował – czy był szefem jej ojca, czy chociażby ojcem jej koleżanki z domu [a to ci niespodzianka]. Powolnym ruchem i jakby z ociąganiem objęła czystą szklankę z sokiem i przez chwilę zastanawiała się czy faktycznie chce się napić. Czy nie lepiej byłoby się całkowicie odwodnić i umrzeć? Przecież to byłoby takie proste.
Przysunęła szkło do twarzy i oparła je o dolną wargę spijając jeden łyk pomarańczowego napoju, nie ciesząc się i w żaden sposób nie reagując na lekko kwaśnawy posmak, który tak lubiła. No cóż, chyba strajk pitny będzie musiał się obsunąć o kilka minut. Nie mogła zginąć, nie mogła umrzeć bo miała dla kogo żyć. Gorzko pomyślała o bracie, który zjawi się nie dzisiaj, a dopiero za kilka dni będąc pogrążony w żałobie nie tylko po ich rodzicielu, ale i po kochanku.
Cichy stukot odstawianej szklanicy z prawie nieruszonym sokiem znowu przedarł powietrze, a ta utkwiła piwne spojrzenie na Wilsona z niemym pytaniem. Co on tutaj robi?
Jared Wilson
Jared Wilson

cum tacent, clamant. Empty
PisanieTemat: Re: cum tacent, clamant.   cum tacent, clamant. EmptyCzw 22 Sty 2015, 15:43

Gdy dwoje starych aurów dostrzegło gdzie idzie Wilson i w jakim celu, schylyli ku sobie głowy i szeptali. Nie byli pewni czy Wilson jest odpowiednią osobą do przesłuchania roztrzęsionej, przerażonej nastolatki świeżo po utracie ojca. Oni widzieli atak histerii dziewczyny, oni odciągali ją od trupa i wlokli w bezpieczne miejsce. Oni starali się zetrzeć krew z jej twarzy. To nie Jared. Bardzo rzadko osobiście przesłuchiwał tak krótko po tragedii. To była jego zmiana, a on nie bawił się w czekanie. Widział jej spuchnięte oczy, krew na twarzy i sukience, była blada i naćpana eliksirem uspokajającym. W jego czarnym łapsku pojawiła się chusteczka, zapewne przysłana z interwencji skrzata czuwającego w ciszy gdzieś poza zasięgiem ich wzroku. Mężczyzna podsunął Wandzie chustkę, aby doprowadziła się do porządku i nie wyglądała upiornie. Z drugiej strony było mu to obojętne. Powtarzał w myślach słowa żony i Katji, co robić aby złagodzić swój surowy obraz. Jego twarz pozostawała bez wyrazu. Pozbawiona litości, współczucia i empatii. Jerry był po prostu cierpliwy. Powinien czekać na pełnoletniego opiekuna, lecz z racji wagi brutalnego morderstwa, musieli zadowolić się psychologiem z Ministerstwa stojącym cicho przy drzwiach. Czuł wzrok kobiety na sobie. Wszyscy bali się, że nie jest wystarczająco łagodny do przeprowadzania takich rozmów. Ich obawy nie były bezpodstawne.
Widok trupa nie zrobił na nim wrażenia. Zachował zimną krew, chociaż w pierwszym odruchu miał ochotę puścić pawia. Widział wiele trupów.
Milczenie dłużyło się. Wanda odstawiła szklankę po cichu i patrzyła na niego wrogo. Jared rozchylił usta, żeby przystąpić do zadawania pytań, ale w połowie się rozmyślił i westchnął.
-W wieku piętnastu lat mi też zamordowali ojca. - powiedział sam nie rozumiając co skłoniło go do wyjawienia bolesnej tajemnicy, o której nie rozmawiał nawet z Katherine.
-Mszczę się od ponad dwudziestu lat. A ty mszcząc się możesz mi ułatwić dopadnięcie mordercy. - na próżno szukać w nim ciepła i pokrzepiającego spojrzenia. Znikąd wyskoczył notatnik z samopiszącym piórem. Oparł łokcie o stół i nachylił się ku dziewczynie, patrząc jej prosto w oczy.
-Opowiedz mi dokładnie o najbliższych przyjaciołach swojego ojca. Jego plan dnia, jeśli taki miał. O tym czy się z kimś kłócił. Cokolwiek, co wydaje ci się istotne. - zniżył głos. Intuicja mówiła mu, że ma przed sobą silną dziewczynę. Nie interesował się jej bólem i strachem. Pielęgnował to, co samoistnie i naturalnie ją opanowało. Gniew i pragnienie zemsty. Nie kazał jej odpuszczać, a proponował pomoc w śledztwie i zemście. Najlepszą zemstą jest śmierć mordercy. Z tym się zgadzał. Poporzez zemstę podarował dementorom sporo smacznych kąsków i dalej nie czuł się nasycony. Nie wszyscy poparliby 'pedagogiczne postępowanie', bo nim nie był w żadnym calu. Przemawiał do najsilniejszych obecnie uczuć. To była jego recepta.
Wanda Whisper
Wanda Whisper

cum tacent, clamant. Empty
PisanieTemat: Re: cum tacent, clamant.   cum tacent, clamant. EmptyCzw 22 Sty 2015, 17:29

Jej umysł nawet nie zarejestrował aurorów czy pedagoga, którzy kręcili się wokół i tylko sprawdzali czy ta nie chce przypadkiem odebrać sobie życia notabene tak samo jak jej matka.
Była w szoku, była odurzona przez działanie jednego czy dwóch eliksirów mających na celu jej uspokojenie, co jasne, dało wiele. Nie mogła powiedzieć, że czuła się lepiej – bo na pewno tak nie było. Coś jednak w jej zachowaniu się zmieniło. Na pewno przestała krzyczeć, puls także wrócił do normy, jednak cała w środku się wyrywała do zabranego już truchła ojca. Do jej kochanego ojca, którego będzie wspominać dzisiaj, jutro, za rok czy też po prostu za kilka lat. Będzie o nim myśleć i dzień i noc, tak samo jak o swojej matce. To pamięć o jej rodzicach będzie ją pchała do dalszej nauki – to ze względu na nich będzie chciała stać się kimś wielkim. To także przez ich śmierć Wanda przejrzy na oczy i ustosunkuje się do tej całej wojny, która wisi nad ich głowami już jakiś czas. Wie po której stronie stanie i czyjego mienia będzie bronić.
Gdy w dłoniach Wilsona pojawiła się chusteczka – jedwabna z jakimiś inicjałami, na pewno nie należąca do jej rodziny ani do czarnoskórego - jakoś nie mogła sobie wyobrazić by ten trzymał coś tak banalnego i uroczego jak chusta – zniżyła wzrok i ponownie jakby przez chwilę się zastanawiała czy powinna po nią sięgnąć. Nie widziała swojej twarzy – może to i lepiej. Mogła wyglądać na odrobinę obłąkaną, podpuchnięte oczy, odpryski szkarłatu, blada twarz i to nazbyt poważne spojrzenie, tak nie pasujące do siedemnastolatki. W końcu po krótkich spięciach w środku sięgnęła drżącą i odrętwiałą dłonią po materiał, który mile połechtał jej palce. Zacisnęła je na chuście ale nie dostawiła jej do lica – jeżeli miała z siebie zmyć krew, czego naprawdę nie chciała potrzebna jej była woda, bo ta już zdążyła zaschnąć, tworząc delikatną i kruchą skorupę. Trzymała ją dalej, jednak nie zrobiła kompletnie nic. Powróciła do poprzedniej pozycji i tylko badała wzrokiem ponurą i nieprzyjemną twarz Jareda, dalej za bardzo nie rozumiejąc po co tutaj przylazł. Nie miała ochoty z nikim rozmawiać – to samo lustrujące spojrzenie posłała kilka chwil wcześniej kobiecie z Ministerstwa, mając gdzieś jej czułe słówka, które nie przywrócą Edwarda do świata żywych. Chciała stąd uciec, chciała uciec gdzieś daleko, chociaż dobrze wiedziała, że nie zdołałaby dalej czując tą obecność ojca, z którym rozmawiała nie dalej jak wczoraj.
Nie znała Wilsona, widziała go pierwszy raz na oczy prawdopodobnie – może drugi. Nie wiedziała jaki jest w obyciu, mogła jedynie stwierdzić, że jest kimś wysoko postawionym w Ministerstwie – to pewnie dlatego ludzie tak na niego dziwnie patrzą. Albo dlatego, że jest po prostu gburem. Dalej oceniała go w myślach, chcąc tak naprawdę żeby sobie stąd poszedł. Żeby wszyscy się wynieśli z jej domu i dali jej święty spokój. Obserwowała w milczeniu jak mężczyzna otwiera usta by coś powiedzieć, a potem z tego rezygnuje. Krótko bił się z myślami, bo mimo wszystko zaraz do uszu szatynki doszedł jego bas.
Jej twarz nie wyrażała absolutnie niczego, była poważna, jak maska. Gdy jednak usłyszała, że i on stracił kogoś ważnego w swoim życiu prawa powieka dziewczyny lekko zadrżała. I tylko to. To mogło dać jasno do zrozumienia, że mimo, że nie okazuje tego w żaden sposób jego wyznanie nią nie tylko co wstrząsnęło, ale jakoś ułagodziło. Nie zrobiło to na niej żadnego wrażenia. Ona już w wieku trzynastu lat straciła jednego rodzica, a teraz po czterech latach drugiego. Doceniała jednak tą chwilę słabości Aurora i nie spuszczając z niego piwnych oczu słuchała dalej. Jak gdyby nigdy nic.
Mężczyzna mógł być pewien, że jego tajemnica nie wyjdzie poza te drzwi – nie wypomni mu tego nawet gdy później, kilka miesięcy naprzód będzie ją nieświadomie męczył psychicznie na zajęciach Patronusa.
Nie ugięła się pod jego spojrzeniem – nie drgnęła nawet, a gdy ten wspomniał o zemście coś w niej pękło. Chyba miał rację. Zemsta oczyściła by ją z niewygodnego uczucia, które pałętało się i pałętać będzie do momentu schwytania mordercy jej ojca. Do mordercy, którego zna, z którym później będzie uczestniczyć na te same zajęcia.
Na pewno miał rację. W głębi duszy ta będzie szukać spełnienia i będzie chciała dopaść tego, który zniszczył jej rodzinę. Jeżeli nie teraz, to za kilka lat. Ale dopadnie go.
Jej myśli znowu zaczęły wirować, a ta zmrużyła oczy będąc naprawdę zmęczona. Nie pójdzie spać, tego była pewna, ale chciała się znaleźć we własnym pokoju na górze i się położyć. Zrobić cokolwiek by nie musieć patrzeć na te gęby tych wszystkich ludzi krzątających się jakby to było ich mieszkanie.
- Tata pracował w Wizengamocie. Wychodził około siódmej i wracał po siedemnastej. – Odezwała się po raz pierwszy w jego obecności, starając się zapanować nad głosem, który teraz mógł się wydawać lekko schrypnięty. Patrzyła na niego dalej, kompletnie nie zwracając uwagi ani na pióro ani na notatnik. Mówiła to jemu, jako jemu, jako piętnastolatkowi, który dopiero co stracił ojca, tak samo jak ona.
- Często spotykał się z wujkiem Tomem… Nie wiem. – Momentalnie zmarszczyła brwi jakby nie mogła sobie przypomnieć z kim dokładnie widywał się ojciec. Z kim grywał w szachy, kto był jego najlepszym kumplem z pracy. Wszystko to nagle wyparowało, a pojawiło się dziwne uczucie pustki.
- Nie wiem. – Powtórzyła ponownie, starając się nie wpaść w panikę, która napierała na nią z każdej możliwej strony. Gdyby nie działanie eliksiru ta najpewniej rzuciłaby się na podłogę, błagając o pomoc.
Jared Wilson
Jared Wilson

cum tacent, clamant. Empty
PisanieTemat: Re: cum tacent, clamant.   cum tacent, clamant. EmptyPią 23 Sty 2015, 15:27

Ani przez chwilę nie niepokoił się, że jego słowa wyjdą poza to pomieszczenie. Wilson cechował się nieugiętą pewnością siebie, budując sobie tym samym silny autorytet. Postępował surowo i często w ocenie postronnych brutalnie. Nic dziwnego, że za drzwiami buszował kolega po fachu nasłuchujący czy Wilson przypadkiem nie naraża Wandy na załamanie emocjonalne. On oglądał zmiany mimiczne na trupio bladej twarzy dziewczyny, zastanawiając się jak długo pociągnie z pragnieniem zemsty. Widząc jej bezruch domyślił się o potrzebie wody. Równie dobrze mógł wycelować różdżkę w jej twarz i oczyścić ją, aby godnie reprezentowała swoją rodzinę. Zrezygnował z tego o wiele bardziej praktycznego pomysłu mając w głowie słowa Katji, nie Kate. Delikatność i odrobina zrozumienia, jeśli tak trudno szło mu odczuwanie empatii. Ten dom widział wystarczająco dużo magii. Machnął dłonią. Strzyknęło. Na stole pojawiła się misa z ciepłą wodą. Jared w oddali zauważył inicjały na chuście niewiadomego pochodzenia. Jego krzaczaste brwi zbiegły się w jedną. H.W. Nie miał pojęcia czemu w jego ręku pojawiło się akurat to. Rzecz nalezaca do jego matki. Nie spodobało mu się to. Zbyt wielkie zaangażowanie, chociaż był to jedynie zwykły przedmiot. Miły gest. Lusterka nie przywoływał. Nawet on wie, że Wanda nie powinna teraz oglądać swojej twarzy.
Ze spokojem oglądał jej reakcję na swoje nieprzemyślane słowa, które wolałby odwołać. Słońce zachodziło powoli za Wandą, za oknem przed którym siedziała tyłem. Jej słowa zapisały się na kartce. Niewiele warte informacje. Wilson nie lubił rozgłsu i chociaż mógł.z łatwością wydobyć informacje z Ministerstwa, obiecał to zrobić w ostateczności. Im mniej osób jest wtajemniczonych w szczegóły, tym większe są szanse schwytania mordercy.
-Jak Tom ma na nazwisko?- drążył ignorując 'nie wiem'. -Gdzie się znajduje twój brat?- kolejne pytanie. -Czy twój ojciec zachowywał się inaczej niż zawsze? Byłaś tutaj przed obozem. Zauważyłaś coś niepokojącego? Może zaprosił do domu kogoś obcego?- monotonny tembr i czarne oczy. W porównaniu z jego poprzednimi przesłuchaniami z rodziną ofiar, tutaj zachowywał się niemal wzorowo. Może to przez to, że jej rodzina przypominała mu własną?
Wanda Whisper
Wanda Whisper

cum tacent, clamant. Empty
PisanieTemat: Re: cum tacent, clamant.   cum tacent, clamant. EmptyNie 25 Sty 2015, 21:40

Ciche westchnięcie dziewczyny obiło się o ściany salonu, dając znak wszystkim, że ta jeszcze żyje. Nie chciała myć twarzy, chciała pozostać taka jaka jest. Z tą krwią ojca na policzku, podpuchniętymi oczami, morzem łez wylanych. Nie chciała się zmieniać, bo nie uważała tego za słuszne. Po co? Co to zmieni, że ona się umyje? Czy poczuje się przez to lepiej?
Zarejestrowała jak Wilson macha ręką, a przed nią pojawia się czerwona misa z ciepłą jak sądziła wodą. Ścisnęła mocniej chusteczkę z nieznanymi jej inicjałami i jeszcze przez chwilę – dłuższą siedziała jak siedziała. Nie zmieniając pozycji ani o milimetr. Zupełnie jakby się zacięła, jakby była martwa czy pusta w środku. Jedyne co utwierdzało innych w przekonaniu to jej ledwie unosząca się klatka piersiowa skryta za materiałem dziewczęcej sukienki. Ta zamarła na moment, jakby zastanawiając się czy powinna skorzystać z pomocy czy nie. Podniosła wzrok na twarz Wilsona, która nie wyrażała kompletnie nic miłego – był chłodny i zachowywał rezerwę. Nie wiedziała, że w chwili obecnej się hamuje i stara się być profesjonalistą, w pełnym tego słowa znaczeniu. Pokiwała głową jednak w podzięce – mimo wszystko pamiętała o manierach i zamoczyła chustkę w wodzie, delektując się jej ciepłem. Zacisnęła łapkę na przedmiocie, by ją nieco osuszyć i przyłożyła go sobie wpierw do czoła czując dokładnie, że to akurat tam został zlepek juchy ojczulka. Niepotrzebne było jej lusterko, instynktownie trafiała w plamy, ścierając je gładkimi ruchami dłoni, jakby ćwiczyła to już setki razy. Najpierw czoło, policzki, potem broda. Zabrudzoną chusteczkę wrzuciła do wody, a ta niemal natychmiast nabrała mętnej, szkarłatnej barwy. Metaliczna woń ponownie wzniosła się w powietrze, a dziewczyna zmarszczyła nos niezadowolona z takiego obrotu spraw.
Nie lubiła przesłuchań. Zwłaszcza takich, które dotyczyły bezpośrednio lub pośrednio jej osoby. Nie lubiła rozmawiać o tym co wie, czego nie, a co powinna wiedzieć. Teraz także miała problem ze znalezieniem odpowiednich słów, poszlak, czegokolwiek co pomogłoby w rozwiązaniu sprawy. Może gdyby miała chwilę na zastanowienie się, chwilę na odpoczynek. Ale teraz? Godzinę po tragedii? Przesunęła jeszcze wilgotną dłonią po wymęczonej twarzy. W tej chwili nie wyglądała na swoje siedemnaście lat.
- Thomas Stiffler. Pracował razem z tatą. W tym samym dziale. – Odpowiedziała machinalnie, starając się nie sprawiać kłopotów. Dalej w niej wrzało, a Wilson tylko dokładał ognia do pieca.
- Mój ojciec nie miał wrogów, proszę pana. – Powiedziała siląc się na spokojny ton. Coś w jej oczach błysnęło, a ona machinalnie zacisnęła szczęki, czując, że kompletnie nie chce tu być. Że znalazła się w złym miejscu, że zła osoba siedzi przed nią i ją męczy.
- Zachowywał się normalnie, tak jak zawsze. Nikogo nie zapraszał, z nikim nie rozmawiał. Był porządną osobą. – Na moment umilkła, trawiąc kolejne pytanie. Tym razem dotyczące jej brata. Brata, z którym nie rozmawiała od kilku dni, tygodni. Od momentu śmierci Alexandra, ten zapadł się pod ziemię. Nie mogła go złapać.
- Sama chciałabym to wiedzieć. – Twardy ton, nieustępliwa mina i drobny skurcz bólu i tęsknoty za bratem. Miała ochotę skryć twarz w dłoniach i zapłakać, ale nie miała siły. Tyle sprzecznych emocji, a nikogo bliskiego wokół niej. Czuła się potwornie. Spojrzenie uciekło jej do Jareda, który najpewniej sprawdzał to co napisało pióro, a ona stłumiła w sobie westchnięcie. Chciałaby zobaczyć się z Dorianem, chciałaby go tutaj zawołać, złapać za rękę. Powiedzieć, że wszystko będzie okej, nawet jeżeli miałoby nie być. Pytający wzrok, z domieszką złości, żalu i bólu przewiercało ciemne oczy Aurora, czekając na kolejne ciosy.
Jared Wilson
Jared Wilson

cum tacent, clamant. Empty
PisanieTemat: Re: cum tacent, clamant.   cum tacent, clamant. EmptyPon 26 Sty 2015, 10:19

Profesjonalizm przychodził mu z łatwością, ale tylko jeśli chodziło o wykazywanie swoich umiejętności aurorskich. Jeśli chodziło o pedagogikę i rozmawianie z nieletnimi, z osobami w szoku, po stracie kogoś i tak dalej, Wilson zawodził na całej linii. Nie umiał rozmawiać z takimi osobami. Nie współodczuwał, chociaż Katherine powiedziała mu kiedyś, że umie być normalny, tylko przeszłość mu nie pozwala na bycie porządnym dobrym człowiekiem. Wilson był największą karykaturą dobroci. Auror zacisnął mocno szczękę. Nie podobało mu się, że wspominał żonę częściej niż wtedy, gdy byli razem. Małżeństwo się rozpadało. Miał wielką ochotę wyżyć swój gniew na kimś, nawet na tej małej dziewczynie, a powstrzymał się. Mógł dawno przewidzieć, że tak się to skończy. Nie nadawał się na męża, był marnym ojcem. Ale za to piekielnie dobrym aurorem. Coś za coś. Wybrał opcję drugą.
Nie patrzył na Whisperównę. Czekał aż wytrze twarz z krwi, bo wyglądała upiornie, jakby ujrzała przed chwilą dementora. Powinien odczekać jeszcze parę godzin dopóki dziewczyna się nie uspokoi, ale nie mogł na to pozwolić. Świeże morderstwo, świeży denat, świeże ślady. Nie tak daleko jak dwie godziny temu. Specjalny oddział aurorów już przeczesywał okolice, wpadał do każdego domu i sprawdzał. Jared był wściekły, że Williams, obecny szef aurorów zabrania mu wymuszenia na każdym niewinnym człowieku zaklęcia sprawdzającego różdżki. Czasochłonne, ale skuteczne. Niestety, nie mógł tego bezkarnie wprowadzić w życie, przez co jeszcze bardziej nienawidził swojego przełożonego. Tchórz.
Zapisał nazwisko, podkreślił je dwa razy. Podejrzany numer dwa. Kto więc był podejrzanym numer jeden? Z nudną miną wysłuchał "nie miał wrogów". Typowa odpowiedź przesłuchiwanych, jakby się bali mówić prawdy. Ciemne ślepia spoczęły na dziewczynie i prześwietlały ją na wskroś, szukając odpowiedzi czy czegoś nie zataja.
- Porządne osoby nie wiodą życia pustelnika. Nikt go nie odwiedzał, z nikim nie rozmawiał... zastanów się, Wando Whisper. Wasze nazwisko przewija się w Ministerstwie. Życie pustelnika z tego co mi wiadomo, nie należy do normalnych zachowań. - zmrużył ślepia, patrząc obojętnie na dziewczynę. - Skoro odciął się od życia towarzyskiego, jak wspomniałaś, to znaczy, że się albo ukrywał albo kogoś bał. Na pewno nic nie wiesz na ten temat? - naciskał, a pióro namiętnie skrobało coś w notatniku.
Zamilkła przy pytaniu o brata. Pióro zapisało drukowanymi jego imię i nazwisko. To zaskakujące, że go nie ma akurat w czasie, gdy popełniono brutalne morderstwo. Powinien już dawno wiedzieć co się stało i się tutaj stawić. Własna siostra nie wie gdzie ten przebywa, a to nie przemawiało na jego korzyść. Rodzinna kłótnia, rodzinne tajemnice...
Wanda Whisper
Wanda Whisper

cum tacent, clamant. Empty
PisanieTemat: Re: cum tacent, clamant.   cum tacent, clamant. EmptyPon 26 Sty 2015, 20:28

W Whisperównie momentalnie zawrzało gdy do jej uszu doszły kolejne, burkliwe słowa Aurora. Za kogo on się uważał? Dlaczego oceniał kogoś kogo prawdopodobnie nie widział na oczy? Kogo może raz czy dwa nieświadomie minął na korytarzu Ministerstwa? Zagryzła bezwiednie dolną wargę, a paznokcie wbiła w skórę, starając się powstrzymać od zrobienia czegokolwiek głupiego. Ten człowiek się nawet nie przedstawił, a napastuje ją niewygodnymi pytaniami, kiedy jej jeszcze ciepły ojciec leży gdzieś, martwy. Czy on wie co to jest współczucie? Lub jakiekolwiek inne ludzkie uczucie?
Wanda momentalnie wstała i walnęła pięścią o blat, aż czerwona misa zadrżała z przerażenia. Rzuciła ostre spojrzenie Wilsonowi i chwyciła się za głowę odwracając się do niego plecami, a przodem do okna. Nie mogła znieść myśli, że jej kochany ojczulek już nigdy nie weźmie jej w ramiona, a on próbuje jej wmówić, że był pustelnikiem? Do cholery, nie był.
- Cholera. To nie tak, że się z nikim nie spotykał. – Powiedziała przez zaciśnięte zęby, przymykając na moment opuchnięte powieki. Nie chciała widzieć Jareda ani nikogo innego wokół siebie. Naprawdę chciała zostać sama, ze swoimi myślami i starą koszulą ojca, która nim pachniała. Przeczesała palcami gęste loki i westchnęła ciężko, chcąc uspokoić wewnętrznego potwora, który lada moment a wybuchnie. Już i tak wiedziała, że zachowała się okropnie ale miała ku temu powody.
- Nie spotykał się z nikim podejrzanym. Widywał się często ze współpracownikami z Ministerstwa, kolegami, rodziną. – Odwróciła na moment głowę na bok, a blask zachodzącego słońca padł na jej profil. Na pełne usta, twarde spojrzenie i lekko zadarty nos. Milczała przez moment, jakby zastanawiała się czy mogłaby stąd po prostu wyjść i zabarykadować się w swoim pokoju, ale uznała to za zbyt szalony pomysł. Ten cały Wilson nie był byle kim, więc pewnie nie miał by problemu z wyważeniem drzwi do jej królestwa. Nie mówiąc już o wyrzutach sumienia.
- Nie wiem czym mógł się komuś narazić. I komu mógł się narazić. – Słowa wypowiedziane zostały znacznie ciszej. Ciszej niżby sobie tego życzyła.
Chciałaby żeby Dorian znalazł się obok niej. Ten pewnie zaliczał w międzyczasie kolejne bary i puby, wlewając w siebie hektolitry alkoholu. Martwiła się o niego – nie wiedziała jak przyjmie wiadomość o śmierci ojca, skoro niedawno stracił kochanka. Westchnęła po raz kolejny, ciężko.
Jared Wilson
Jared Wilson

cum tacent, clamant. Empty
PisanieTemat: Re: cum tacent, clamant.   cum tacent, clamant. EmptyWto 24 Lut 2015, 10:24

Wilson wyglądał jak wielka, czarna skała. Zachowywał się jakby nie widział stanu Whisperówny a jej dziecinne uderzenie w stół było jedynie brzęczeniem natrętnej muchy. Zero współczucia na jego twarzy. Wykonywał swoją robotę i nie wyjdzie, dopóki nie uzyska odpowiedzi na chociażby parę pytań, które pozwolą mu kontynuować śledztwo do czasu aż dzieci denata się nie pozbierają. Ludzie umierają codziennie. Auror musi do tego przywyknąć, a ten tutaj już dawno się z tym pogodził. Przestał reagować sercem, którego podobno nie miał, takie chodziły pogłoski i legendy. A on nie wyprowadzał ludzi z błędu, pozwalał im wierzyć w to, co mówili o nim.
Bez wzruszenia oglądał plecy młodej dziewczyny, teraz już sieroty. Potem profil i przez chwilę zrobiło mu się jej żal. Ale tylko chwilę, bo Wilson nie miał w zwyczaju okazywania większych pozytywnych uczuć. To tak, jakby dobro traktował jako przestępstwo. Podsunął na drugą stronę stołu kartkę papieru i długopis.
- Wypisz nazwiska, jakie pamiętasz. Jego kolegów. - polecił i oparł łokcie o kolana. - Gdzie przebywa teraz twój brat? Kiedy go ostatnio widziałaś? - kolejne pytania, bo nieobecność Doriana Whispera była podejrzana. Powinien tutaj być już od godziny, pierwszy od Wandy Whisper. Z tego co się Wilson dowiedział, Dorian ukończył w czerwcu nauczanie w Hogwarcie, a więc tym bardziej powinien tutaj dawno być, przy siostrze. Jared dokładnie sprawdzi tego chłopca. Coś mu tutaj śmierdziało i nie były to raczej drażniące nozdrza perfumy aurorki stojącej przy drzwiach.
Wanda Whisper
Wanda Whisper

cum tacent, clamant. Empty
PisanieTemat: Re: cum tacent, clamant.   cum tacent, clamant. EmptyWto 24 Lut 2015, 13:33

Czy naprawdę nikt inny nie mógł pofatygować się i zająć się tym wszystkim jak należy? Czy to naprawdę musiał być ten gburowaty Wilson, który jak podejrzewała Wanda pewnie był starym kawalerem nie potrafiącym utrzymać przy sobie kobiety dłużej niż na pięć minut? Już chyba wolała pozostać w towarzystwie jednej z pań psycholog, która chociaż mdła zadawała mniej pytań i była o wiele przyjemniejsza w obyciu niż ten tutaj.
Jak bardzo chciała się znaleźć daleko stąd – gdziekolwiek, gdzie nie trafiałaby do niej niewygodne pytania i odpowiedzi, które więzły jej w gardle. Nie chciała na nie odpowiadać, bo sama nie wiedziała jak naprawdę było. Do tej pory obraz martwego ojca utrzymywał się w jej pamięci, a ona sama nie potrafiła uspokoić swoich myśli i rozszalałego serca, które podpowiadało jej by ta uciekła stąd, nie zważając na protesty osób zewsząd. Co oni mogli wiedzieć o stracie kogoś bliskiego? Wanda była tylko nastolatką, tylko dziewczyną, która choć dzieciństwo miała naprawdę udanego, to teraz w przeciągu czterech lat straciła więcej niż ktokolwiek inny. Dorosła, dojrzała, bardziej niż tego chciała. Od tego momentu to ona będzie komuś innemu matkować, przejmować wszystkie te cechy rodziców, które wcześniej u nich zaobserwowała. Z drugiej strony nie chciała dorastać, ale to stało się samoczynnie. Z godziny na godzinę, kiedy Twój światopogląd powoli legł w gruzach. Minie sporo dni, czy tygodni zanim się pozbiera, ale jeżeli już to zrobi to będzie nie do zdarcia. Tak jej się przynajmniej wydawało.
Słysząc szuranie papieru po blacie drgnęła. Niezauważalnie. Niechętnie odwróciła wzrok i podeszła do stołu, przy którym wielokrotnie spotykali się całą rodziną – to tutaj zasiadali do wspólnych, wakacyjnych posiłków. Wygięła usta w podkówkę, by się znowuż nie rozpłakać i chociażby tego chciała to i tak nie mogła. Dziwna przypadłość, że kiedy wiesz, ze coś nadejdzie i czekasz na to, a to mimo wszystko Cię olewa i nie nadchodzi. Sama nie chciała się nad tym rozdrabniać, dlatego tylko pochwyciła pióro i nawet nie siadając, a jedynie opierając jedną dłoń o blat zawisła tak na nim nie zwracając uwagi na Wilsona. Traktowała go w tej chwili jak powietrze, jakby coś co nie istniało. Wolała się skupić na swoim zadaniu – ponownie odezwały się w niej te krukońskie cechy i nadgorliwość. Przez moment przebijała się przez odmęty swojej pamięci, jednak była to chwila, ulotna, bo zaraz też rozległ się dźwięk ruszającej się stalówki na pergaminie. Wanda na moment podniosła wzrok, gdy padło pytanie zahaczające o jej brata.
- Widziałam go w domu, przed obozem. Potem się ulotnił. – Mechaniczna odpowiedź, bez krzty złośliwości czy innych negatywnych cech.
- Alexander O’Malley. – powiedziała zaraz twardo.
- Jego partner. Stracił go. Nie sądzę, by był zamieszany w… w morderstwo naszego ojca. – Z trudem wydusiła jedno ze słów, jednak dokończyła to co zaczęła. Lista sama, automatycznie zapełniła się nazwiskami wszystkich sędziów i pracowników Ministerstwa, których dziewczyna kojarzyła, a którzy i gościli w jej domu. Pismo ładne, równe i czytelne, więc Wilson nie miał problemu z odczytaniem poszczególnych nazwisk – może któreś z nich kojarzył? Zaraz się wyprostowała i przesunęła kartkę w stronę aurora, mając nadzieję, że ten zaraz się wyniesie.
Jared Wilson
Jared Wilson

cum tacent, clamant. Empty
PisanieTemat: Re: cum tacent, clamant.   cum tacent, clamant. EmptyWto 24 Lut 2015, 15:56

Zdziwiłaby się, gdyby się dowiedziała, że ma dwoje dzieci i jest w małżeństwie od szesnastu lat. Nie zdziwiłaby się, gdyby się dowiedziała, że jego małżeństwo przechodzi wielki kryzys i raczej już go nie uratuje. Kobieta, którą poślubił była mu przeznaczona przez matkę i babkę. Gdyby nie nacisk ze strony rodziny, nigdy by nikomu się nie oświadczył. Mniejsza o większość. Wanda Whisper o tym nie wie.
Patrzył na jej ręce, gdy spisywała nazwiska. Jedno za drugim. Młodzi aurorzy, świeżo upieczeni będą mieli co robić. Każdego przesłuchać, przeszukać ich posiadłości, pytać, węszyć, a Wilson dostanie gotowce. Szczycił się i pysznił tym, że mógł dyrygować podwładnymi. Niby zwykły Dowódca Szwadronu, a czerpał satysfakcję z gnębienia tych, którzy muszą go słuchać.
Uniósł krzaczastą brew. Partner jej brata? Jako auror przemilczał to i nie dał po sobie poznać, że to go zdziwiło. Niecodzienne, ale zapisał nazwisko zmarłego. I dalej mało informacji o Dorianie Whisperze. Powinien tutaj tkwić.
- Daj mi fotografię swojego brata. - odezwał się po chwili surowym tembrem, nawet nie siląc się na poproszenie czy zawołanie o to kogoś innego. Dom jest w tej chwili gruntowanie przeszukiwany.
- Jako osoba jeszcze niepełnoletnia przeprowadzisz się do Noclegowni "U Borhildy" w Londynie. Jeśli twój brat się z tobą skontaktuje, poinformuj mnie o tym, a jego, że ma się niezwłocznie stawić w ministerstwie. - zabrał od niej notes i przerzucił stronę. Napisał swoje imię i nazwisko oraz adres do korespondencji - Ministerstwo, dziesiąte piętro. Wyrwał kartkę, złożył ją niedbale na pół i podał dziewczynie.
Wstał, schował notes do wewnętrznej kieszeni spodni i czekał. Panna Whisper mogła być pewna, że zostanie osobiście odprowadzona w bezpieczne miejsce, w którym poczeka aż jej brat się łaskawie zgłosi na przesłuchanie.
Wanda Whisper
Wanda Whisper

cum tacent, clamant. Empty
PisanieTemat: Re: cum tacent, clamant.   cum tacent, clamant. EmptyWto 24 Lut 2015, 23:23

Szczerze – Wandę nie interesowało to czym zajmował się Wilson, czy miał żonę, dzieci, kochanki, ciotki czy wujów. Ile miał lat, co jadał na śniadanie ani to czy wolał psy czy kolor czerwony. Wykonywał swoją robotę i choć nie powinna mieć do niego żalu o zbyt protekcjonalne podejście do jej osoby i sprawy, w którą była zamieszana to zrobiło się jej ciut przykro. Tak, przykro. Zwyczajnie przykro. Straciła ojca, a tego gbura interesowało wyłącznie to gdzie znajdował się jej brat, tak jakby podejrzewał go o morderstwo własnego ojca. Już i tak miał ciężko bo stracił chłopaka, już i tak wcześniej przeżywał śmierć ich matki, z którą był bardzo związany.
Może nie był najlepszym bratem pod słońcem, może często się kłócili o rożne bzdury, ale Wanda mogła za niego poręczyć, ze to nie on posunął się do zabicia ojca. Nie on, do cholery. Miała ochotę wykrzyczeć to w twarz niewzruszonego aurora, ale leki uspokajające, którymi naszpikowali ją jakiś czas temu dalej działały. Jej reakcje były powolne, osłabione i nie takie jakie do końca chciała. Zacisnęła pięść gdy usłyszała polecenie od starszego mężczyzny i chcąc nie chcąc kiwnęła głową, nie mając siły się kłócić nawet o to. Przez chwilę, dosłownie sekundę zastanawiała się czy gdzieś w domu znajdują się bardziej aktualne zdjęcia Doriana i zaraz uniosła dłoń, by zasygnalizować, że minuta i wróci z fotografią.
Wyszła z pokoju, mijając dziwnie przypatrującą się jej kobietę z Ministerstwa i weszła na górę, schodami do sypialni, niegdyś zajmowaną przez jej rodziców. Bywała tutaj wiele razy – często budziła rodziców wskakując im do łóżka, zabierając kołdrę i rozpychając się jakby była u siebie. Teraz, otumaniona nie zatrzymała się, nie przystanęła, nie spojrzała na niepościelane posłanie, a tylko dopadła do komody, na której stały różnego typu bibeloty, złoty znicz – jej ojciec jeszcze w szkole był jednym z lepszych szukających na roku no i ramki. Ramki z fotami bliskich – jej, matki i Doriana. Tą aktualną, jeszcze z okresu świąt, gdzie starszy Whisper ubrany w białą koszulę i granatową marynarkę spoglądał na nią i na innych z tym lekko kpiącym uśmieszkiem. Dziwny dreszcz przeszedł wzdłuż kręgosłupa, a ona tylko wyrwała zdjęcie i zeszła na dół, nie zwracając uwagi na resztę detektywów i strażników przeszukujących jej dom.
Ponownie weszła do pomieszczenia, w którym przebywał czarodziej i bez słowa podała mu to o co wcześniej poprosił zajmując wcześniej wybraną przez siebie pozycję. Ponownie podniosła głos i udawała – przynajmniej tak wyglądała, że go słucha. Odebrała od niego karteczkę i rzuciła nań okiem – podawał jej swój adres, zapewne gdyby cos się jej przypomniało, cos istotnego dla sprawy. Podziękowała krótko i trzymała ją dalej w dłoni, nie wiedząc za bardzo co ze sobą zrobić, do momentu kiedy ten się znowu nie odezwał, informując ją nader uprzejmie i miło, że zostanie zabrana do jakiejś noclegowni, gdzie najpewniej spędzi czas do momentu rozpoczęcia się szkoły. Zimny pot zstąpił na jej czoło, a ona otworzyła szerzej oczy, przez chwilę kompletnie nie rozumiejąc co się wokół dzieje. Dopiero po pierwszym głębszym oddechu oprzytomniała i posłała mu nadzwyczaj twarde spojrzenie.
- Ma Pan przedawnione informację. Od maja tego roku jestem traktowana jako pełnoletni czarodziej, dlatego też proszę mi wybaczyć, ale nigdzie się nie ruszę. Zgodnie z wolą ojca dom jest zapisany zarówno na mnie jak i na mojego brata. – Jej cichy i spokojny głos wypełniał całą jadalnię, odbijając się od ścian i powracając jak bumerang ze zdwojoną siłą.
- Byłabym wdzięczna gdyby pańscy ludzie jak najszybciej opuścili posiadłość. Dziękuję. – Spojrzała na niego raz jeszcze i mieląc kartkę w dłoni wyminęła czarnoskórego aurora dając tym samym do zrozumienia, że według niej ich krótkie spotkanie właśnie dobiegło końca. Miała ochotę się położyć, przemyśleć parę spraw, skontaktować się z dalszą rodziną – to wszystko stanęło na jej głowie i naprawdę, ale to naprawdę nie miała ochoty dłużej konwersować z tym panem tutaj.
Pozostawiając po sobie kilka niedopowiedzeń, zniknęła na górze.

Koniec wspomnienia.
Sponsored content

cum tacent, clamant. Empty
PisanieTemat: Re: cum tacent, clamant.   cum tacent, clamant. Empty

 

cum tacent, clamant.

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Strefa Gracza
 :: 
Dodatki do postaci
 :: Myślodsiewnia :: Zakończone
-