|
| Gabinet Profesora Machiavelliego | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Gość
| Temat: Re: Gabinet Profesora Machiavelliego Pią 06 Lut 2015, 00:36 | |
| Prawie już ogarnęła go irytacja, gdy wreszcie udało mu się wyłapać ten upragniony odgłos kroków. Dodatkowo właściciel tego przybytku zaanonsował swoje przybycie, z zaskakująco dziecinną naiwnością. Przecież czyż nie było oczywiste czyja to robota? Gdyby ktokolwiek inny ośmielił się wejść w tak bezczelny sposób, to chyba oczywiste że Sebastian pourywałby mu nóżki, więc czyż nie było jasne że tajemniczym włamywaczem był nikt inny jak jego przyjaciel z dawnych lat? Chociaż fakt faktem, kto by spodziewał się Dariusa tutaj? I właśnie dlatego że nikt by się go tu nie spodziewał, to Machiavelli powinien być pewien że wpadnie go odwiedzić. Na widok przyjaciela wyszczerzył się - w końcu nie mógł zachować się inaczej - to była najważniejsza zasada włamań. Jeśli wchodzisz z buciorami, bez zaproszenia do pomieszczenia które należy do kogoś innego, w chwili konfrontacji z właścicielem należy być uśmiechniętym i radosnym - to sprawia dobre wrażenie. -Poczekać aż mnie wpuścisz? Nie, nie sądzę. To byłoby nudne, zresztą czekanie na Ciebie dłużyło się niesamowicie, pomimo wygodnej sofy. A, swoją drogą to mogłeś pomyśleć że kiedyś Cie odwiedzę i przygotować mi te cholerne herbatniki. Herbata by mi lepiej smakowała-odparł na powitanie, zupełnie jakby od ich ostatniego spotkania minął jeden dzień a nie kilka...właściwie to dni. W końcu ostatni raz widzieli się tydzień temu. Podniósł się jednak do pozycji siedzącej, jednakże nie po to aby uhonorować goś...gospodarza. Po prostu uznał że tak będzie im wygodnie prowadzić ewentualną konwersacje. A znając ich, wiedział że konwersacja jest nieunikniona, chociaż wcale nie był to raczej powód do smutku, a wręcz przeciwnie. Następną wypowiedź jednakże skwitował rozbawionym prychnięciem. -Nigdy się nie oduczysz kłamania w żywe oczy co? Obaj doskonale wiemy że prędzej byś ich powiesił na Wieży Astronomicznej niż im współczuł. Zresztą to są chyba wyjątkowo wytrzymali uczniowie, w końcu wytrzymali z Tobą. A tak przy okazji - gdybyś nie był spity jak Hagrid w Święto Duchów, to byś pamiętał że informowałem Cie o tym że zamierzam uczyć w Hogwarcie.-wygłosił lekko, zupełnie nie przejmując się tym że prawdopodobnie przed chwilą zaszłą próba docięcia mu samemu. Chwilę później jednak dźwignął się na nogi, aby uścisnąć dłoń przyjaciela - w końcu wypadałoby jednak przyjąć postawę stojącą, dumną i wyprostowaną. Również poklepał Sebastiana po plecach i dopiero po tym jakże wylewnym powitaniu ponownie opadł na kanapę. Z ciekawością spojrzał w stronę stosu pergaminów na biurku kolegi, zastanawiając się żywo nad tym czy pośród tego co można tam znaleźć ostało się chociaż jedno logiczne i sensowne zdanie. Zachował jednak swoją ciekawość dla siebie, bowiem było coś co interesowało go znacznie bardziej. -A jak tam Twój obiekt westchnień? Dalej hasa swobodnie, czy jednak uderzyła się w głowę na tyle mocno żeby się z Tobą umówić?-spytał szczerze się tym interesując. W końcu lepiej było wiedzieć takie rzeczy - Seba sprawiał wrażenie wyjątkowo zaangażowanego w swój wielki podbój miłosny, także należało wesprzeć go ewentualnym dobrym słowem i pomocnymi radami. Chociaż...po radach Dariusa dotyczących uwodzenia, nawet Jęcząca Marta uciekała by przed ewentualnym amantem w popłochu. A to już wyczyn. Powinien kiedyś napisać książkę na ten temat "Podrywanie dla zaawansowanych - jak odstraszyć każdą wybrankę". Czuł że to byłby bezapelacyjny bestseller, obawiał się jednak że na fali sławy po wydaniu takiej księgi, pozostałby starym kawalerem do końca życia - a tego raczej wolałby uniknąć. Westchnął więc tylko w duchu porzucając na zawsze pomysł pisarstwa - zostanie jednak przy numerologii, tak będzie lepiej dla wszystkich. |
| | | Chantal Lacroix
| Temat: Re: Gabinet Profesora Machiavelliego Wto 10 Lut 2015, 01:33 | |
| Każdy nauczyciel miał swoje obowiązki, które zajmowały mu znaczną ilość czasu, ale nie znaczyło to, że cierpiał na całkowity brak wolnych chwil. Chantal uporała się w ciągu poranka z wszystkimi pisemnymi pracami domowymi, które oddawała klasa piąta. Po obiedzie zabrała się za ocenę praktycznej części. Trwało to o wiele krócej. Wystarczyło czasem nawet nie otwierać kolby, by ocenić, na ile dobra jest dana mikstura. Chmurne oczy Chantal dostrzegały każdą skazę. Gdy już wszystkie buteleczki trafiły na specjalny stojak, kobieta rozprostowała nogi okryte granatowym materiałem szaty. Rozmasowała obolały kark, palcem zahaczając o srebrny łańcuszek. Zawieszony na nim był wisiorek w kształcie zawiniętego pióra. Znajdował się parę milimetrów nad zagłębieniem między piersiami. Chantal nigdy nie kryła się ze swoimi wdziękami, ale też nie okazywała ich obscenicznie. Spore rozcięcie odsłaniające nogi, dekolt, który przykuwał wzrok... czasem nie trzeba było znacznych wycięć, a dopasowany materiał przylegający do piersi i do bioder. Tym razem suknia łączyła obie te cechy. Od talii w dół materiał układał się lekko, falując przy każdym kolejnym kroku. Kobieta przetarła zmęczone oczy i spojrzała na zegar. Zapowiadał się nudny dzień w samotności. Może jednak... Chantal wstała, biorąc do ręki pokaźną butelkę whiskey. Zminimalizowała ją do rozmiaru, który pozwalał jej schować butelczynę w kieszeni szaty. Chciała odwiedzić swego przyjaciela, Sebastiana. Liczyła na wieczór pełen wspominek. Gdy znalazła się przed drzwiami jego gabinetu, zmarszczyła nos. Klamka była w opłakanym stanie. Chant pchnęła drzwi, zaglądając do środka. Od razu zauważyła Sebastiana, przez co jej usta drgnęły ku górze. Potem chmurne oczy przesunęły się na nieznajomego jeszcze jej bliżej mężczyznę. -Nie wiem czy wiesz, Seba, ale Twoja klamka zwisa gorzej niż... pewna część ciała. -zauważyła. Odgarnęła włosy z czoła. -Przeszkodziłam? Miałam nadzieję spożytkować butelkę whiskey na przyjacielski wieczór, ale chyba masz inne plany. -zauważyła, nieco zawiedziona tym stanem rzeczy. Jej włosy lekko zafalowały, doznając rubinowych rozbłysków. |
| | | Sebastian Machiavelli
| Temat: Re: Gabinet Profesora Machiavelliego Sro 11 Lut 2015, 00:38 | |
| Spotkać najlepszego przyjaciela, leżącego wygodnie na jego sofie i pijącego jego ulubioną herbatę nie było szczytem marzeń Sebastiana. Może jakaś normalna osoba byłaby tym zachwycona, w końcu przyjaciel to jedna z najważniejszych osób w życiu człowieka! Warto jednak było zaznaczyć fakt, iż nauczyciel Starożytnych Run był osobą dosyć ciekawą, która nie do końca potrafiła spojrzeć prawdzie w oczy, idealnie ją omijając z daleka. Czasami jednak zdarzyła mu się chwila słabości, przez którą niektóre sekrety wyszły na jaw. Od tamtej pory Darius stał się jedyną osobą, która znała go na wylot, co nie do końca było mu na rękę. Nie mógł jednak pozwolić mu odejść, gdyż niestety – wiedział za dużo, a tego zdecydowanie Machiavelli nie pochwalał. No cóż, było się jednak tylko człowiekiem i nikt nie potrafił zdzierżyć samotności, więc dobry, zaufany kompan na pewno się przydał w tym niestabilnym życiu, a komu mógł bardziej ufać niż osobie, która wiedziała o nim dosłownie wszystko? No właśnie. Była jeszcze jedna opcja, którą Sebastian czasami nawet rozważał, jednak w końcu ją porzucił. Martwy przyjaciel mu się na nic nie przyda, a tak przynajmniej miał jakieś oparcie z jego strony. - Myślisz, że się spodziewałem, że będziesz? Tylko ty żresz te cholerne herbatniki i popijasz je herbatą jak jakiś typowy brytol – powiedział przez zaciśnięte zęby, nie kryjąc swojej irytacji tym, że ktoś wtargnął do jego gabinetu bez pozwolenia. Co jak co, ale Sebastian cenił sobie prywatność i nawet najbliżsi jego przyjaciele i znajomi nie mieli prawa jej naruszać w tak bezczelny sposób. No cóż, Darius jednak wychodził z założenia, że miał trochę więcej swobody i gdyby nie fakt, że Machiavelli po prostu się przyzwyczaił, to pewnie wyrzuciłby kolegę na zbity pysk, każąc mu przy okazji naprawić klamkę. Nie, żeby sam tego nie potrafił prostym reparo, ale po co się przemęczać, skoro inni mogą zrobić to za niego? Darius nie potrafił trzymać języka za zębami i na każdym kroku przypominał mu, że Seba żył całe życie w kłamstwie. No cóż, Gryfon zawsze potrafił dowalić drugiemu Gryfonowi i jakoś nigdy im to nie wadziło przy wzajemnym docinaniu sobie. Sebastian wiedział, że ten nigdy go nie wyda, zaufanie było kluczem w tej relacji, która przetrwała już długi okres czasu, co było swojego rodzaju fenomenem. Nie skomentował jednak wypowiedzi przyjaciela, puszczając ją mimo uszu, udając, że te słowa nie padły. Oczywiście, że odgadł wszystko, o czym myślał, w końcu potrafili zrozumieć się bez słów. A niech to szlag jasny trafi. - Jak byłem spity to myślisz, że pamiętam co do mnie mówiłeś? Żarty się ciebie trzymają i to przednie – powiedział, kręcąc głową nieco rozbawiony. Że też Darius wymagał od niego takich rzeczy, jak pamiętanie wszystkiego szczegółowo, kiedy było się pod wpływem mocnego alkoholu. Co gorsza, kiedy Sebastian poił się Ognistą, to Maurer popijał sobie herbatę, maczając w niej te paskudne herbatniki. Jak można było coś takiego jeść? I to nałogowo. Machiavelli usiadł na skórzanym fotelu i rozprostował nogi, wzdychając przy tym cicho. Bieg tam i z powrotem po schodach nie był jakoś mocno wycieńczający, skoro ćwiczył codziennie rano, jednak mimo wszystko z pełnym żołądkiem się tak nie robiło. Podrapał się po głowie, a gdy Darius zadał następne pytanie, Sebastian wypuścił z płuc powietrze. Już miał opowiedzieć coś nie coś o swojej femme fatale, jednak do jego gabinetu wpadła kolejna osoba, która w przeciwieństwie do Dariusa, wywołała u Sebastiana szeroki, dwuznaczny uśmiech. Chantal Lacroix, osoba zwana smoczycą o niebywale pociągającym temperamencie zaszczyciła jego osobę swoją wizytą. Zignorował uwagę o klamce, przewracając nieznacznie oczami. Uśmiech, który pojawił się na jego twarzy nawet na chwilę nie miał zamiaru zejść. - Jeśli masz zamiar pijana tańczyć na moim biurku, całkiem naga, to zapraszam na małą libację. Z nim i tak się nie upiję, bo lubi sączyć tą cholerną herbatę z pieprzonymi herbatnikami – mruknął, wyszczerzając szeroko zęby w uśmiechu. Przechylił głowę w bok, lustrując spojrzeniem posturę kobiety. Lubił jej urodę i ciało. Szczególnie ciało, którego tajniki miał okazję nie raz poznać. Założył nogę na nogę, całkowicie zapadając się w fotelu. |
| | | Gość
| Temat: Re: Gabinet Profesora Machiavelliego Sro 11 Lut 2015, 09:30 | |
| Szczerze mówiąc, Darius miał czasem ochotę skrócić Sebastiana o głowę w czasach szkolnych. Nawet ich przyjaźń nie była ku temu żadną przeszkodą. Takich rzeczy zwyczajnie nie da się uniknąć w bliższych relacjach - gdy spędza się z kimś tak wiele czasu, prędzej czy później zdarzy się sytuacja w której druga strona wyda się pierwszej nad wyraz irytująca. Zapewne działało to w dwie strony, jednakże tego nikt nie mógł być w stu procentach pewien. Po wypowiedzi nowego kolegi po fachu, uniósł brwi w geście zdziwienia. Mimo że nie wyglądało to zbyt naturalnie, to reakcja na słowa przyjaciela w tym wypadku była dobrana pierwszorzędnie. -Nie spodziewałeś się mnie? Przecież ktoś Cie musi pilnować żebyś kogoś nie pozbawił czerepu. Lub co gorsza siebie samego. Gdybyś odszedł, komu manifestowałbym dezaprobatę ze względu na brak herbatników? Kto doprowadzałby mnie do bólu kręgosłupa, poprzez wierzganie jak wyjątkowo wściekły hipogryf gdy próbuję go wynieść z baru, bo jest taki pijany że nie jest w stanie się poprawnie przedstawić? No i kto by terroryzował te biedne dzieci na swoich zajęciach? Filch to zdecydowanie za mało drogi kolego by zostawić trwałą bliznę na ich psychice-wyrzucił z siebie z ogromnym zdumieniem, zahaczającym wręcz o oburzenie. Niestety, chciał czy nie to zdawał sobie sprawę z tego że obecny tu kłamca i zbereźnik jest mu cholernie potrzebny. Smutna prawda była taka że bez wsparcia, nawet osoby tak odmiennej i przeczącej wszelkim ideałom w które wierzył, jego życie byłoby wyłącznie komedią pomyłek, a to nie brzmiało jak ciekawa alternatywa. To był prawdziwy powód dla którego kategorycznie odmawiał Machiavelliemu upicia się z nim jak prosie. Gdy tamten był już zbyt nieprzytomny by być w stanie utrzymać różdżkę to właśnie Maurer wplątywał się w bójki w obronie swojego najlepszego przyjaciela przed tymi których zdążył obrazić, bądź co gorsza - tymi których kobiety uwiódł. Oczywiście nigdy by się do tego nie przyznał, w końcu nie chciał robić z siebie na siłę bohatera którym zdecydowanie nie był. Nie robił tego dla podziękowań ani wynagrodzeń - robił to dla siebie, bo zwyczajnie nie chciał żeby ktoś uszkodził tego cholernego dupka, który prawdopodobnie był najbliższą mu osobą. -Nie, nie sądzę żebyś pamiętał zbyt wiele z okresów gdy jesteś spity. Może to i lepiej-mruknął i pokręcił głową z lekkim półuśmiechem. Tak, tak właśnie było lepiej gdy Sebastian nie był w stanie zapamiętać swoich libacji. Dla ich obu, to było zwyczajnie mniej niebezpieczne, niż pozwolić mu zostawić w pamięci zbyt wiele. Niestety, odpowiedzi na pytanie które go zdecydowanie intrygowało się nie doczekał, poprzez nagłe przybycie kolejnej znajomej mu jednostki. Trzeba było przyznać że zaskoczyło go to spotkanie, nawet nie ze względu na fakt że ta osoba przebywa w Hogwarcie - po prostu nigdy by nie pomyślał że młodsza o rok Chantal Lacroix kiedyś będzie prezentować sobą takie niespotykane piękno. Nawet całkowity brak flirciarskich zapędów w jego osobie nie mógł się oprzeć pokusie by nie przyjrzeć się jej dokładnie. Trwało to jednak tylko chwilę, bowiem musiał odpowiednio przywitać kobietę wkraczającą do pokoju, mimo że ta całkowicie go zignorowała. W sumie nie zdziwiło go to - skoro ona była w stanie aż tak dorosnąć, on też prawdopodobnie już nie przypominał siebie z okresu szkolnego. A że nie widzieli się coś około trzynastu lat, to zapewne dlatego potraktowała go jak obcego. Jednakże on mimo wszystko ją pamiętał. Pamiętał jeszcze coś. -No proszę, przybył i ogon Machiavelliego. To teraz nasza wesołą gromadka jest w komplecie. Raduję się niezmiernie-zauważył z miną pełną uznania dla decyzji smoczycy aby się tu pojawić. Nie podobał mu się jednak fakt że ciężko od niej oderwać wzrok, dlatego też postanowił wpatrywać się w bliżej nieokreślonym kierunku, na wszelki wypadek. Czy ona musiała się tak ubierać? To powinno być zakazane! Mało wytrzymali uczniowie mogą przez nią zemdleć. Lub dostać zawału. Albo orgazmu. Bądź też wszystko naraz. -Spożywanie z Tobą alkoholu sam na sam, a w szczególności Ognistej mija się z celem. Upijasz się już samym zapachem-odparł znudzonym tonem na zaczepkę przyjaciela. Czasem trzeba mu trochę dogryźć. Zresztą co on się tak czepiał tych herbatników? Czyżby kiedyś ktoś zrobił mu krzywdę z pomocą tego właśnie smakołyku a on nigdy o tym nie opowiedział? Zastanawiające. -Zresztą chciałbym przypomnieć Ci tylko, że chcąc nie chcąc, nigdy nie byłem w stanie spamiętać Twoich urodzin. Nawet data wypadła mi z głowy. I czasem odnoszę wrażenie że masz je trochę zbyt często-rzucił mierząc Sebastiana uważnym spojrzeniem, odnosząc wrażenie że może to tylko wymysł jego wyobraźni ale czy faktycznie jego ulubiony ekspert od Run nie obchodził zbyt często swojego święta? W tym roku zdarzyło się to już chyba trzy razy, ewentualnie ktoś potraktował go wyjątkowo silnym Confundusem. |
| | | Chantal Lacroix
| Temat: Re: Gabinet Profesora Machiavelliego Czw 12 Lut 2015, 17:10 | |
| Czasy szkolne.. cudowny, a zarazem tragiczny czas. Chantal też zmieniła się od momentu, gdy opuściła mury Hogwartu. Minęło ładnych naście lat, a ciało kobiety zmieniło się. Sylwetka wysmukliła się, pozbywając się nastoletniej pokraczności. Biodra i biust stały się pełniejsze, usta uzyskały odpowiedni kształt... chód był pewniejszy, miała świadomość swojej seksualności. Wykorzystywała kobiecą grę słów i ruchów, by zaskarbić sobie uwagę otoczenia. Z biegiem lat nauczyła się również jak kontrolować swoją zdolność metamorfomagii, aby nie była aż tak zależna od jej emocji. Nie zawsze się to udawało, ale lepsze to, niż migotać jak sygnalizacja świetlna na mugolskich ulicach. Rysy wygładziły się, przy oczach pojawiły się już pierwsze, ledwie widoczne zmarszczki, które zostały odpowiednio zakamuflowane przez eliksiry własnej produkcji. Uroda podkreślona odpowiednim strojem była dojrzalsza. Jednak każdy, kto znał kobietę z czasów szkoły poznałby ją, chociażby ze względu na charakter, który się nie zmienił. Stąd pieszczotliwy pseudonim. Smoczyca. Nawet te bestie potrafiły być piękne. Jednak nie każdy mógł przejść aż tak lekką metamorfozę. Darius, którego Chantal znała ze szkoły zmienił się tak, że go nie poznała. Poza tym, co on miałby tutaj robić? Chant odwzajemniła uśmiech do Sebastiana, skoncentrowana na nim. -Wiesz, że niektórych życzeń lepiej nie wymawiać na głos? Poza tym psujesz sobie niespodziankę, niczym Cię nie zaskoczę. -wyjęła z kieszeni szaty pomniejszoną buteleczkę, która ledwo dotknąwszy blatu biurka Sebastiana wróciła do prawdziwych rozmiarów. Chantal skorzystała z wolnego krzesła, zakładając nogę na nogę. Poprawiłą niedbale materiał, który zsunął się z jej nóg. Przekrzywiła głowę, spoglądając na zjadacza pieprzonych herbatników w cholernej herbacie. Wydał się jej znajomy... a jego komentarz o ogonie zapalił lampkę w głowie nauczycielki. -No proszę, Maurer, prawie Cię nie poznałam. Z naszej dwójki to Ty masz ogon, którym wesoło merdasz na widok swojej pani. Jak zaczniesz warować, to rzucę Ci to Twoje ulubione ciasteczko w nagrodę. -rzuciła jadowicie, ale z uśmieszkiem. Jak ona tęskniła za tą potyczką słowną. Wróciła spojrzeniem do Seby. -Więcej dla nas. -wzruszyła ramionami. -Spotkanie po latach, o niczym innym nie marzyłam. -rzuciła dość ironicznym tonem. Musiała przyznać, że te lata przysłużyły Dariusowi w wyglądzie. Ciekawe czy nadal był tak samo "elokwentny" jak wcześniej. -To Twoja sprawka z tą klamką? Jakoś mnie to nie dziwi, zawsze wolałeś wchodzić bez pukania. -przyznała. |
| | | Sebastian Machiavelli
| Temat: Re: Gabinet Profesora Machiavelliego Sob 14 Lut 2015, 16:48 | |
| Sebastian nigdy nie upijał się aż tak, żeby nie pamiętać co się wokół niego działo. Musiał zawsze się pilnować, bo przecież miał mnóstwo rzeczy do ukrycia i nie chciał, żeby coś nieświadomie komuś wyjawił. Miałby wtedy duże problemy i nikt nie chciałby słuchać jego tłumaczenia, że przecież to był żart. Nie, zdecydowanie słowa „przeleciałem twoją żonę” albo „zamordowałem córkę, bo nie chciała iść ze mną do łóżka” wcale nie mogłoby być później obrócone w żart. Dziwne, że Maurer dalej mimo wszystkich jego wad stale nad nim czuwał i pilnował go, kiedy ten faktycznie potrzebował niańki. Był jeszcze wbrew pozorom całkiem młody, złakniony szaleństwa i przygód. Niedługo dobije trzydziestki i MOŻE wtedy będzie się zastanawiał nad ustatkowaniem się. Nawet byłby w stanie to zrobić dla jednej, pięknej blondwłosej muzy, jego Valkyrii. Problem tkwił w tym, że dziewczyna wcale nie miała zamiaru być usidlona jak większość , których spotkał. I jak on mógł myśleć o założeniu rodziny? Nie, ta perspektywa wydawała mu się tak odległa i nieosiągalna, że gdy o tym myślał na jego twarzy pojawił się uśmiech, który chwilę później przerodził się w wyszczerz. Wolne żarty. - Lepiej dla ciebie, że ich nie pamiętam, bo już ja cię znam. Może wtedy sam mi odbijasz te wszystkie kobiety i wmawiasz im, że mam jakąś chorobę weneryczną? Jakimś dziwnym trafem nigdy więcej ich nie spotykam, co mnie boli… – powiedział w końcu, na odczepkę, żeby Maurer nie drążył tego tematu zbyt długo. Mieli przecież gościa, jakim okazała się Chantal Lacroix. A tego nie mogli ot tak zlekceważyć. Kobietom powinno okazywać się szacunek, a Sebastian miał do niej niezachwialny sentyment. Łączyły ich też wspólne wspomnienia, nie raz, nie dwa go odwiedziła, aby spędzić z nim trochę czasu razem. To się ceniło! Była o wiele ciekawszą osobą, jak się ją trochę głębiej poznało, a Sebastian był tym szczęśliwcem, że znał ją z każdej strony. Oczywiście nie miał zamiaru chwalić się tym przed wszystkimi, bo po co? Chociaż Darius i tak wiedział, że Sebastian do Chantal dobrał się nie raz nie dwa i wcale tego nie żałował. Spojrzał na przyjaciela, a na jego twarzy pojawił się nieco tajemniczy uśmiech. No proszę. Od razu mógł rozpoznać to maślane spojrzenie, gdy tylko Maurer zauważył Chantal. Diablica potrafiła kusić swoim wyglądem i Sebastian doskonale o tym wiedział. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, gdy ci nawiązali kontakt wzrokowy i zaczęli coś do siebie mówić. Nie wtrącał się, chwytając za butelkę whisky i kładąc trzy szklanki na biurku, przy którym wcześniej usiadł. - Nie wiem jak wy, ale mi sucho w gardle. Darius, pijesz czy nie? Bo jak nie, to wypiję twoją kolejkę, a później pójdę szukać szczęścia gdzie indziej. Swoją drogą, Chantal, pięknie wyglądasz – powiedział donośnie, chcąc mu tym samym przekazać, że wszystko widzi. Puścił oko w stronę kobiety, obdarzając ją tym samym niesamowicie pięknym uśmiechem, zapierającym dech w piersiach. Szkoda tylko, że Smoczyca była już usidlona, z pewnością by się zabawili, może nawet we trójkę! Spojrzał łakomo na alkohol, jednak milczał, czekając aż jego goście zrobią to pierwsi. Kultura musiała być przede wszystkim. Niech tylko się trochę pospieszą, bo całego dnia nie miał. Musiał jeszcze posprawdzać prace domowe tych cholernych gnojków z trzeciej klasy. |
| | | Gość
| Temat: Re: Gabinet Profesora Machiavelliego Nie 15 Lut 2015, 02:36 | |
| -Tak właśnie. Odbijam Ci wszystkie, bez większych problemów zresztą-mruknął jeszcze Darius nim ostatecznie ucięli temat. Oczywiście oboje wiedzieli że to nie ma nic wspólnego z prawdą. O ile Sebastian czasami aż za bardzo starał się zbliżyć w stronę żigolaka, patrząc na jego stosunek do kobiet, o tyle jego starszy przyjaciel...no, nie do końca sobie radził w te klocki. Brakowało mu cierpliwości, subtelności, delikatności i jakoś ciężko mu się było zdobyć na próby podrywania - zwyczajnie mu to nie wychodziło. Fakt faktem, zwykle pomagał mu wyżej wymieniony młodzik i prawdopodobnie tylko dlatego cokolwiek wychodziło z jego miernych prób nawiązania z kimkolwiek stosunków damsko-męskich. Szczerze mówiąc, trochę go to dobijało - nikt w końcu nie lubił być od kogokolwiek uzależniony, a już w szczególności w wypadku spraw w jakikolwiek sposób intymnych. Zwyczajnie mu doskwierał fakt że nie był w stanie sam, o własnych siłach uwieść nikogo. Im bardziej się starał, tym gorzej to wychodziło, dlatego też przestał się starać, skupiając się na znacznie ważniejszych sprawach. Wolał się jednak nad tym nie rozwodzić zbyt długo, w końcu to nie czas ani miejsce na melancholię, szczególnie że ani trochę mu się na to nie zbierało - to był jednorazowy przesmyk informacji, którą wolał sobie zostawić do rozpatrzenia na chwilę samotności. Teraz nie było w końcu żadnego powodu do smutku, co najwyżej do obaw - czasami zdarzało mu się pić, mimo że tego nie lubił. Doskonale wiedział że alkohol był złym nałogiem - gdy się spróbowało, kusił tak bardzo, wyzwalał potrzebę chłonięcia więcej i więcej - dlatego właśnie starał się go unikać. Szczególnie że działał na niego...nie tak jak powinien. To właśnie sprawiało że nie do końca radośnie spoglądał na flaszkę Chantal, ale zdawał sobie też sprawę z tego że nie mógł tym razem się wykręcić sianem. W tym wypadku to by było zapewne niegrzeczne, a choć zwykł nie zawsze przykładać do tego wagę, tym razem w jakiś sposób go to obchodziło - w końcu to pierwsze ich spotkanie w trójkę po latach, jakoś trzeba to uczcić i takie tam. Uśmiechnął się krzywo na uwagę o ogonie - jego ogon miał się dobrze, jednakże żeby od razu miał nim wymachiwać? Nie, raczej nie, szczególnie że pomimo nadmiaru piękna jakie sobą prezentowała, on nie był skory do nazywania kogokolwiek "swoja panią". Nigdy nie łączyło ich zbyt wiele przecież, łącznikiem między nimi był Machiavelli, także uwaga była raczej nietrafiona, ale nie zamierzał jej tego wytykać. -Ciasteczko? Pff. To już chyba wolę głaskanie po brzuszku-odparł zdawkowanie, rozmyślając nad tym jak idiotycznie to musiałoby wyglądać. Oczami umysłu widział diamentową obrożę, z plakietką "Darius" i smoczycę, która dzień w dzień głaszcze go po brzuszku, karmi i wpuszcza do łózka, bo przecież pupila nie da się wyrzucić. Mimo tego że brzmiało to jak spełnienie erotycznych marzeń połowy Ślizgonów, to on jakoś nie czuł potrzeby aby z miejsca zmylać nogę. Nie z nim takie numery. Niech sobie emanuje czystym, kobiecym pięknem na prawo i lewo, lecz on pozostanie nieugięty. I czemu oni się tak uczepili tych herbatników? Po prostu lubił herbatę z herbatnikami, które jak sama nazwa wskazuje, są do herbaty, więc gdzie leżał ich problem? Niech jeszcze założą "Klub Anonimowych Przeciwników Wypieków". Dowcipnisie. -Moje wejścia zawsze były dość spektakularne. Jeszcze nikt nie narzekał-odparł na pytanie o klamkę, wzruszając ramionami. Podtekst w tym zdaniu byłby zupełnie przypadkowy, gdyby nie fakt że w pewien sposób podwijające się ciuchy Chantal, zupełnie go rozpraszały. Następna wypowiedź Seby uświadomiła go o czymś - ten paskudnik znał go zdecydowanie zbyt dobrze, bowiem gdy już zabierał się do przekazania mu swej decyzji, zdał sobie sprawę z nacisku jaki położył na ostatnim zdaniu. Przecież spojrzał tylko przez chwilę, a on już się zorientował. Nieznacznie się poruszył i upewniając się że przyjaciel przez moment go obserwował, wymownie przewrócił oczami. Przecież nie był cholernym pustelnikiem, miał prawo czasem spojrzeć tu i ówdzie, a on wcale nie musiał mu tego potem wytykać na każdym kroku. -Napiję się. Gdybyś wypił jeszcze za mnie, wówczas nie byłbyś nawet w stanie szukać szczęścia, chyba że pod biurkiem-odrzekł mu, postanawiając że trudno się mówi i raz kozie śmierć - nauczyciel run i tak już wiedział jak zachowuje się Maurer gdy popije, zresztą od święta można, zdarza się nawet najlepszym...także mógł sobie pozwolić. Zresztą butelka nie była zbyt duża, a on wcale nie miał tak słabej głowy jakby się mogło wydawać więc nie sądził by byli w stanie upić się w trójkę. Co mu szkodzi?
(sesja zamrożona ze względu na nieobecność jednego z graczy) |
| | | Enzo Romulus
| Temat: Re: Gabinet Profesora Machiavelliego Pią 28 Sie 2015, 02:37 | |
| - Absynt - cichy szept rozległ się w ciemnościach korytarza na szóstym piętrze podczas gdy w Wielkiej Sali kolacja trwała w najlepsze. Enzo trzymał dłoń w miejscu gdzie powinna pojawić się klamka kiedy tylko padnie odpowiednie hasło. I nie, to jednak nie absynt. - Benedictine - nic, pusto, nadal klamki jak nie było tak nie ma. Mimo to młody Włoch szeroko się uśmiechnął, albowiem jego brat wniósł zabezpieczenia na wyższy poziom niż się to początkowo wydawało. To, że kluczem była nazwa alkoholu było tak pewne jak to, że w grudniu spadnie śnieg. Znał Sebastiana lepiej niż Sebastian by sobie tego życzył. I vice versa. - Calvados - klik. Klamka jest. Uśmiech zwycięzcy numer trzy też jest. Na szczęście miał bardzo dobrą pamięć do nazw bardzo dobrych trunków, a calvados niewątpliwie do dobrych trunków się zaliczało. Nawet pięćdziesiąt procent alkoholu wyciągniętego z cydru, czyż to nie godne zapamiętania? Ostrożnie przesunął gałkę aż zamek z kolejnym kliknięciem ustąpił i wbrew wszelkim zasadom wszedł do środka w którym lampy już się świeciły. Książki były wszędzie, a biurko tak zawalone było uczniowskimi pergaminami, że gdyby Enzo nie wiedział, że tam stoi biurko to uwierzyłby, że dało się uzbierać taką stertę papierów w jednym miejscu. Najlepsza była jednak przeszklona szafa gdzie obok magicznych artefaktów stały niepodpisane karafki z naprawdę godnymi uwagi napitkami w środku. To też zagadka w której młody Romulus dość szybko się odnajdzie. Jego duży nos wyruszył więc na poszukiwania najzwyklejszej ognistej. Po drodze wyniuchał aroniówkę, malinówkę, szkocką i tequilę aby w końcu znaleźć to po co tu przyszedł. Naczynko do połowy było wypełnione szlachetnym trunkiem, a brat prawowitego właściciela tegoż naczynka zadecydował, że jest w stanie je opróżnić. Podszedł do biurka zajmując Sebastianowe miejsce i na pracy niejakiej Mafildy Howens ustawił karafkę. Koło lampy leżał klucz do szuflady w której znalazł szklaneczkę i do połowy wypaloną paczkę Chesterfieldów którą zabrał mu przed ostatnim meczem Quidditcha na którym Krukon nie wystąpił, bo dostał pisemny zakaz od swojego opiekuna. I jak to się skończyło? Slytherin załatwił Ravenclaw do zera. Zera. To już nawet nie było zabawne. Wyciągnął więc i papierosa odpalając go za pomocą swojej przydługawej różdżki czując, że ta chwila jest zbyt piękna by mogła trwać długo. Mimo to zaciągnął się tak, że dym wypełnił jego płuca, a rak nieborak który tam powoli się rodzi aż zaklaskał w dłonie czując swoje pożywienie. Lewą ręką palił, prawą nalał do szklaneczki z której zaraz to upił łyk krzywiąc się potem z niezadowoleniem. |
| | | Sebastian Machiavelli
| Temat: Re: Gabinet Profesora Machiavelliego Pią 28 Sie 2015, 15:30 | |
| Sebastianowi tego dnia wybitnie się nie chciało jeść. Był na kolacji, jednak zajęty zupełnie czymś innym. Obserwowałby oczywiście swojego młodszego, przyrodniego brata, który z pewnością coś kombinował. Jednak problem był w tym, że go nie było, a to jemu się zupełnie nie spodobało. Nie słyszał, żeby Enzo cierpiał na brak apetytu ostatnimi czasy, ale mogło być to spowodowane tym, że ostatnio przestał mu truć życie. A to już wybitnie sprawiło, że w głowie Sebastiana zapaliły się wszystkie czerwone lampki. Wstał od stołu dla grona pedagogicznego, po czym ruszył w kierunku wyjścia. Miał niejasne przeczucie, że dobrze wiedział, gdzie teraz mógł przebywać jego kochany brat. Myślał, że skorzysta sobie podczas kiedy to Sebastian będzie jadł? Dobre sobie. Nigdy. W drodze do swojego gabinetu, Sebastian dostał sowę od pielęgniarki, w której to było napisane, że jakiś jego uczeń leży ranny. Poczeka. Miał teraz inne sprawy na głowie i chociaż nie było to może godne nauczyciela, to uważał, że przyłapanie swojego brata na buszowaniu w jego gabinecie ma większe znaczenie, w końcu znajdowało się tam bardzo dużo cennych rzeczy. I nie mówił tutaj o artefaktach, bo co z tego, że niektóre były obarczone klątwą a inne mogły za jednym dotknięciem spalić kogoś żywcem? Alkohol! Jego ukochany alkohol tam był, a to już grubsza sprawa. Dotarł w końcu na szóste piętro i niemalże dopadł do drzwi gabinetu. Nacisnął klamkę i od razu się zorientował, że ktoś siedzi w środku. Jak on dobrze znał tego szczeniaka… Nie czekając ani chwili dłużej, wszedł do środka i zmarszczył brwi, odnajdując spojrzeniem młodego Krukona. Splótł ręce na torsie i zmrużył jasne oczy, gdyż pierwsze na co zwrócił uwagę, to to, że młody zaczął urzędować w jego alkoholu. Czemu ten mały bękart (nie, żeby sam nim nie był) nie mógł się czepić jakiegoś specjalnego artefaktu, który zamieniłby go w żabę? Westchnął ciężko, po czym podszedł szybkim krokiem do chłopaka i złapał za butelkę ognistej, aby mu ją zabrać i postawić na honorowym miejscu w swojej gablocie. - Nie widzisz, że już jej prawie nie ma? Mam ją z Rosji. Rozumiesz? RO-SJI – powiedział, starając się mimo wszystko silić na całkiem spokojny ton głosu. W sumie, to nie miał z tym jakiegoś większego problemu, skoro prawie całe życie bazował na fałszywych uczuciach i kłamstwach. Czasami nawet zapominał co było prawdą, a co nie. Ale mniejsza o to. Udało mu się uratować resztki swojego świętego trunku. - Nie mogłeś się czepić wina? Albo piwa kremowego? Młody, nie denerwuj mnie – dodał, kręcąc głową, po czym strzelił go otwartą dłonią w głowę, aby się wreszcie nauczył. Następnie usiadł na skraju swojego biurka, przy którym to Enzo urzędował. Zmierzył go karcącym spojrzeniem, a następnie chwycił za wino leżące niedaleko, które wcześniej, przed kolacją otworzył i następnie nalał im do dwóch szklaneczek. Upił porządnego łyka i westchnął, rozczulając się nad tym niesamowitym smakiem i aromatem. Uczta dla podniebienia. Gorzej czuła się wątroba. Im dłużej się przypatrywał młodszemu Krukonowi, tym więcej szczegółów dostrzegał. Papierosy. No tak, przylazł mu zasmrodzić królestwo Sebastiana. Chwycił więc za używkę i wyciągnął mu ją z ust, jak gdyby nigdy nic. Rzucił na podłogę i przydeptał. - Matka wie, że ćpiesz coś innego niż jej kadzidła? – spytał, nieco żartobliwie, chociaż wiedział, że Xandria Romulus nie byłaby zadowolona z faktu, że ich syn wdycha dym tytoniowy zamiast kadzideł. Na to się przecież nikt nie powinien godzić. |
| | | Enzo Romulus
| Temat: Re: Gabinet Profesora Machiavelliego Sob 29 Sie 2015, 00:11 | |
| Tik, tak, tik, tak... Czas upływał nieubłaganie, a Sebastiana jak nie było tak nie ma. Och, Enzo był pewien, że zostanie nakryty. Gdyby tak nie było cała ta eskapada straciłaby swój smaczek. Co z tego, że Sebastian miałby opróżniony barek skoro nie wiedziałby przez kogo? Jeśli chciałby go okraść też już dawno miałby czas wyjść stąd z łupami. Nie, to nie była akcja rabunkowa, choć bezczelności i tej właśnie akcji ciężko odmówić. Powoli zaciągał się dymem pozwalając by po kilku chwilach opuścił jego płuca nosem. Tak, tym wielkim wielkim nosem. Wzrok miał utkwiony w zegarze obserwując powoli przesuwające się wskazówki. Słyszał tylko tykanie dopóki echo Sebastianowych kroków nie wypełniło korytarza na szóstym piętrze. Szeroki uśmiech bezczelnego gnoja rozświetlił oblicze Romulusa w chwili kiedy drzwi się otworzyły. - Ostatnio pozwoliłeś mi tu siedzieć dwie minuty, a teraz prawie osiem. Kondycja spada, profesorze Machiavelli? - zauważył jeszcze dopełniając swojej bezczelności. Czy dało się być bezczelniejszym? - Do dziś nie rozumiem dlaczego będąc w Rosji kupiłeś tylko jedną butelkę. Nie mniej jedna wydaje mi się, że rozumiem twój sentyment do tegoż właśnie trunku - uniósł nieco wyżej szklaneczkę jakby w geście mówiącym "Twoje zdrowie, bracie" i opróżnił ją zanim Pan Pedagog Roku by ją zabrał i nie daj Merlinie wylał, aby udowodnić swoje racje. Jeden strzał w głowę uruchomił wesoły rechot i przy okazji wypuścił cały dym z płuc robiąc smród w świątyni eks Gryfona. I tym smrodem sprawił, że papieros znikł pod butem nauczyciela, a wyjątkowo krnąbrny uczeń skrzyżował ręce na piersiach patrząc wprost w oczy rozmówcy. - Zdejmij zakaz na Quidditcha, Seb - ni to prośba, ni groźba. W sumie ciężko określić, bo wypowiedziane bez większych akcentów. Mimo to padło i na chwilę zawisło w przestrzeni. - Skompromitowaliśmy się, musiałem na to patrzeć, dostałem nauczkę, a teraz oddaj mi miotłę i wróćmy do rzeczywistości w której Ravenclaw ma szansę na oba puchary. Sądzę, że ta półeczka... - wskazał paluchem na wolne miejsce nad kominkiem -... wyglądałaby lepiej gdybyśmy je wygrali. W ramach zmiany kary jestem gotów na zajęcia u profesor Romulus do końca semestru. |
| | | Sebastian Machiavelli
| Temat: Re: Gabinet Profesora Machiavelliego Sob 19 Wrz 2015, 11:18 | |
| Gdyby nie byli braćmi, to bezczelność Enzo w stosunku do Sebastiana na pewno niejednego by zaskoczyła. Jednak jak to zwykle bywa z rodzeństwem, nie wszystko szło tak, jak opisywano to w książkach. Przekomarzali się, kłócili, a czasami nawet dawali sobie po twarzy. I jeśli ktokolwiek zdecydowałby się na komentarz, że młody Romulus powinien się odnosić nieco z szacunkiem do starszego brata i za razem profesora, to szybko zrezygnowałby z takich uwag, dla własnego dobra. Ta dwójka robiła sobie pod górę dosłownie na każdym kroku. Jednym przykładem byłby chociażby właśnie szlaban na Quidditcha. Przegrana Krukonów w ogóle nie sprawiła, że Sebastian zaczął się nad tym jakoś bardziej zastanawiać. Ba!, był nawet dumny z tego, że to, co zrobił jeszcze bardziej popsuło humor jego brata. Ma szczeniak za swoje. I chociaż nie do końca już pamiętał za co wtedy go dostał, to jego myśli błądziły cały czas w okolicach alkoholu, którego, gdyby Enzo nie wchodził bez pozwolenia do jego gabinetu, byłoby znacznie więcej. Smutno, bardzo smutno. Musiał więc sięgnąć po drastyczne środki wychowawcze, skoro matka tego nie dopilnowała, a nawet zwalała większość roboty na Sebastiana. Czy on wyglądał na niańkę, której jedynym obowiązkiem było ustawianie do pionu niegrzeczne dziecko? Zmierzył chłopaka badawczym spojrzeniem błękitnych tęczówek, a na jego twarzy zbłądził cień uśmiechu. Czy on kwestionował jego wybory co do kupowania ilości wódki w Rosji? Nie musiał mu mówić o tym, że większość kasy przewalił na szwędaniu się po nocnych klubach, piciu z Rosjanami (na przykład z takim Feliksem, łamaczem klątw w Gringottcie). Większości rzeczy także już nie pamiętał, bo kto by chodził po ulicach Moskwy całkiem trzeźwy? Może Sebastian i miał twardy łeb, ale bez przesady. - Następnym razem wezmę Cię do Rosji i zobaczysz dlaczego przywiozłem tylko jedną butelkę wódki i jednocześnie dowiesz się, dlaczego była dla mnie taka ważna – powiedział Sebastian, a na jego twarzy znów pojawił się szeroki uśmieszek, który sugerował, że mówił całkiem szczerze. Pochylił się nad chłopakiem, po czym pstryknął go w ten spiczasty nos i pokręcił głową. Działał mu niesamowicie na nerwy, ale prawda była taka, że Enzo był jedną z najważniejszych osób w życiu Sebastiana i jeśli ktoś miał sprawiać, że włosy mu z głowy spadały, to tylko i wyłącznie on. - Młody, weź się zabierz do roboty, nauki czy coś w tym stylu. Szlaban owszem dam ci i będziesz go odrabiać u nasze matki, bo wiem, ze kochasz zajęcia ze wróżenia z fusów. Wiem, jak cię to kręci – powiedział, po czym klepnął go w plecy, a następnie szarpnął za tył szaty i tym samym postawił na nogi, uznając, że chyba było mu za wygodnie, siedząc tak rozwalonym na jego krześle. Spojrzał mu w oczy i na chwilę zamilknął, zastanawiając się nad czymś bardzo poważnie. Być może mógł iść na ugodę, gdyby Enzo coś dla niego zrobił, jednak czy byłby w stanie? Warto było spróbować, a nuż się uda. - Słuchaj, chyba jest coś, co mógłbyś dla mnie zrobić. Jeśli ci się uda, to zdejmę zakaz grania w Quidditcha – powiedział, obdarowując go figlarnym uśmiechem, który niestety, ale nie wróżył nic dobrego. |
| | | Enzo Romulus
| Temat: Re: Gabinet Profesora Machiavelliego Nie 20 Wrz 2015, 00:35 | |
| Cóż... Nie ulega najmniejszym wątpliwościom, że gdyby Enzo nie został wychowany z Sebastianem pod jednym dachem to już dawno jego głowa wisiałaby nad kominkiem stanowiąc gustowny, choć niekoniecznie stosowny dodatek który w końcu nadałby temu wnętrzu odpowiednio Krukońskiego wyrazu. Nie ma co tu kryć. Za tą bezczelność każdy inny belfer wysłałby go do Durmstrangu (bo odpowiednio daleko) lotem ekspresowym bez możliwości powrotu w okolice Hogwatu, nie wspominając już o samym zamku. Lub by go zabił. Tak. I każdy Wizengamot by go za to morderstwo uniewinnił. Seba jednak nie zabije Enzo. Nie zabije swojego malutkiego kochanego braciszka. Nie oznacza to jednak, że nie sprawi, że szkoła będzie trochę przypominać drogę przez piekło. Nie przepuści okazji, żeby dojebać Romulusowi za te wszystkie mniejsze i większe złośliwości i szczeniackie wybryki. Nawet teraz to robił. Uśmiechał się podczas gdy Krukon robił się coraz bardziej wesoły i rozluźniony, coraz bardziej na bani wymieszanej z hajem. Zaraz, zaraz... Czy ta Ognista nie miała posmaku ziołowego? Jedno mlaśnięcie wystarczy żeby to wiedzieć. Dlatego mlaska nie przejmując się tym jak bardzo beznadziejnie musi to wyglądać. W sumie wcale mu to nie przeszkadza, bo jest mu dobrze. Tak... błogo! I tak, był ziołowy posmak. - Już wiem dlaczego była taka ważna. Jest cudowna. Założę się, że jak się zrzygam to będzie to w kolorze tęczy... Myślisz, że... - sięgnął ręką po jeden z zapisanych równym, pochyłym, kobiecym pismem i zerknął w kąt by odczytać nazwisko - ... panna Annesley będzie miała coś przeciwko jak zarzygam jej sprawdzian? Nie... Ta zołza na pewno nie będzie miała nic przeciwko, chociaż z tego co widzę całkiem niezła z niej spryciula. Powinieneś postawić jej PO z plusikiem, słoneczkiem i serduszkiem. Puchonki lubią plusiki, słoneczka i serduszka. Nie dawaj jej W, bo pomyliła się w ósmym. Nawet po pijaku wiem, że eihwaz to obrona, a nie związek - mówił szybko, bardzo szybko i po włosku równie włosko przy tym gestykulując. Było mu gorąco i zimno jednocześnie, ale wypełniało go absolutne szczęście. I go nosiło. Jeden pstryczek w nos od Sebastiana wcale nie wyprowadził go z równowagi, a sprawił, że zaśmiał się. I to nie cicho. Głośno. Jakby usłyszał naprawdę dobry żart. Ta Ognista wprost idealnie nadaje się na preludium do szkolnej potańcówki. Może dlatego była tak pilnie strzeżona? - Oczywiście. Najbardziej jednak kręci mnie panienka Vane jak pochyla się nad szklaną kulą - szeroki uśmiech pojawił się na jego obliczu po raz kolejny, a kiedy został postawiony na nogi zadecydował na tych nogach pozostać. Wepchnął dłonie do kieszeni spodni i zaczął chodzić w tą i z powrotem, podczas gdy w głowie kotłowało się milion razy więcej myśli niż zwykle. Ciężko mu było się skupić na jednej, jakiejkolwiek jednej, ale nie miał najmniejszych problemów z prowadzeniem rozmowy. - Brzmi jak uczciwa oferta. Dawaj, Machiavelli... - przestał się już tak szczerzyć, za to zaczął zbliżać się do gablotki z alkoholami patrząc jakie to skarby skrywa tam jeszcze jego braciszek. |
| | | Sebastian Machiavelli
| Temat: Re: Gabinet Profesora Machiavelliego Nie 20 Wrz 2015, 15:36 | |
| Sebastian przyglądał się z rozbawieniem swojemu bratu, kręcąc tylko głową. Od razu zauważył, jak działanie wódki, w której wymieszane były wszystkie skarby Rosji, zaczynają działać. Samo utrzymanie się w pionie było dla chłopaka trudne, co w przeciwieństwie do niego, Sebastianowi było naprawdę do śmiechu. Rozczochrał włosy swojemu młodszemu bratu i chwycił za ramiona, aby trochę nim potrząsnąć. Jeśli zbierze mu się na wymioty, będzie jeszcze zabawniej. Najbardziej jednak chodziło mu o kaca, takiego niesamowicie wielkiego kaca, który uniemożliwiłby chłopakowi wstanie na zajęcia. Plan idealny. - Oczywiście, że jest idealna. W końcu miała w sobie kokainę, jakieś tabletki, które sprawiają, że masz halucynacje, na nie musisz troszkę poczekać, a także jakieś inne różne specyfiki prosto z Rosji. Podarował mi ją znajomy, a ty, nicponiu, ją wypiłeś. POŁOWĘ BUTELKI – powiedział, jednak w jego głosie nie było słuchać nawet odrobiny złości. Jedynie rozbawienie, które niestety, nie sugerowało nic dobrego. Młody zapracował sobie na to, żeby w końcu mógł się na nim odegrać, nawet nie musiał się wysilać. Sam przylazł i po prostu wpadł po uszy, bo ex-Gryfon nie miał zamiaru mu odpuścić. Nie tym razem. I może matka będzie wielce niepocieszona, kiedy odstawi pod jej gabinet naćpanego młodszego syna, to zawsze mógł zwalić na to, że się nawdychał jej narkotycznego dymu w sali do wróżbiarstwa. Wychodziło na jedno i to samo, a to, że akurat był wtedy w towarzystwie starszego brata nic nie znaczyło. Nie raz podbierali swojej matce używki wszelkiej maści, oczywiście dla celów naukowych, bo jak mogłoby być inaczej? Prawie nigdy nie była zła. Być może dlatego, że nigdy nie zauważała, że coś znikało z jej półek, tyle tego miała. - Nie próbuj się jednak zrzygać na pracę domową, bo nie będę mógł wystawić złej oceny. Wychyl się przez okno i sprawdź, czy rzygi będą miały tęczowy kolor, a może uda ci się trafić śmierdzącą tęczą w jakiegoś nadętego Ślizgona, bądź pucołowatego Puchona. – poradził mu, wyszczerzając zęby w szerokim, przesympatycznym uśmiechu, jakby co najmniej opowiedział dobry żart. Najgorsze było jednak to, że mężczyzna wcale nie żartował, a najchętniej pooglądałby ze swojego okna reakcje innych uczniów, których wymiociny dosięgły. Mogłoby być to całkiem ciekawe doświadczenie, a oglądający to wszystko z szóstego piętra mógł zupełnie zostać niezauważony. W końcu był profesorem, a żaden nauczyciel nie wpadał na pomysł rzucać w uczniów czymś takim. No, chyba, że było się Sebastianem, który większość swojego życia spędził na wymyślaniu żartów i co najważniejsze, na wymyślaniu się nie kończyło. Otworzył szeroko oczy, gdy usłyszał o tym, jak bardzo kręci go nie wróżbiarstwo, a Jasmine i jej piersi. No dobra, nawet Sebastianowi zdarzyło się zmacać, kiedy dziewczyna się upiła. Musiał przekazać bardzo ważne informacje swojemu bratu. W końcu chodziło o jego najważniejszą w życiu kuzyneczkę, której skrzywdzić za żadne skarby by nie pozwolił. - Słuchaj, młody. Ty od Jaśminka trzymaj się z daleka, jeśli nie chcesz dostać po głowie Cruciatusem czy innym zaklęciem – pogroził mu palcem, jednak zupełnie nie było wiadomo czy faktycznie mu groził, czy tylko się naśmiewał i żartował, po raz kolejny. Na dobrą sprawę, to nawet tej dwójce kibicował, chociaż wiedział, że serce dziewczyny należało do innego. Zabawić się jednak mogli. Byle nie w jego gabinecie, na biurku pełnym prac domowych, których po sprawdzeniu często używał jako podpałki do kominka. - A co do mojej prośby, młokosie… Zrobisz psikusa pewnej dziewczynie. Ma na imię Blake Blackwood? Jakoś tak. Jeśli ci zależy na grze w drużynie, to będziesz musiał sprawić, że dziewczyna gorzko posmakuje tego, że kręci się przy moim braciszku, którego sobie z taką osobą po prostu nie wyobrażam. Rozumiesz mnie, prawda? Martwię się o twoją przyszłość – poklepał go po plecach, uśmiechając się tak szeroko, jakby co najmniej mówił o pięknej pogodzie na zewnątrz, która de facto była tego dnia niezwykle paskudna. Mógł zaakceptować wszystko, ale nie związku jego brata z kimś takim, kto jego zdaniem nie miał szans na wybicie się trochę wyżej, niż przeciętny ziemniak. |
| | | Enzo Romulus
| Temat: Re: Gabinet Profesora Machiavelliego Pon 21 Wrz 2015, 23:58 | |
| Kac? Kac z pewnością będzie i to taki jak stąd do wieczności. Jednak brak obecności na zajęciach nie zaskoczy nikogo. Nie od dziś wiadomo, że wbrew zasadom panicz Romulus zdecydował się stworzyć swój indywidualny plan zajęć. Ma ochotę na eliksiry? Idzie na eliksiry. Nie ma ochoty? Zostaje w dormitorium. Zawsze jednak ma wystarczająco dużo obecności żeby zdać, jednak co nasłucha się jego matka to się nasłucha. Zdecydowanie największą frekwencję młodego Włocha odnotowano na zajęciach z wróżbiarstwa, zaklęć oraz starożytnych run. Te ostatnie nawet zaczęły go interesować, ale nigdy przenigdy nie powie tego głośno. Wolał żeby Sebastian wciąż tkwił w przekonaniu, że są karą i męką gorszą od siedzenia w "kadzidłach" matki. Wtedy dostawał je w ramach szlabanu. I te szlabany były znośne. Nawet to wróżbiarstwo nie było takie złe. Dziewczyny co chwila pochylały się nad kulami, a jak nie nad kulami to nie mogły dosięgnąć do cukru, żeby posłodzić swoją fusiastą herbatkę. Zwykle siadał tam gdzie dziewcząt jest sporo, jednak kiedy odsuwa współtowarzyszkom cukier zmuszając je do większego pochylenia się nad blatem, matka natychmiast interweniuje zamieniając mu miejsce tak, że siedzi z bandą śmierdzących nie wiadomo czym Gryfonów. Nie zmienia to jednak faktu, że jego sokoli wzrok dostrzeże każdą pannę podnoszącą choćby na chwilę tyłeczek z krzesełka. No i te kadzidła. Zawsze człowiek był tam na bani. I to nielegalne odczucie tam jest całkiem legalne. I nic nie robiąc miał dobre wyniki z tego przedmiotu co podnosiło mu średnią ocen. Kochana mamusia! Kochana rodzina! W chwili obecnej nawet kochany Sebastian, za to, że sprowadza takie specyfiki do zamku. - I trzymasz to w szkole pełnej młodocianych degeneratów licząc na to, że żaden nie zgadnie twojego hasełka? Dobra rada na przyszłość, nie używaj za hasła nazwy alkoholu - uśmiechał się szeroko pokazując wyraźnie, że nadal ma komplet zębów w całkiem niezłym stanie. Substancje które dotarły do jego krwiobiegu siadły już na myślenie, bo zaczął myśleć bardzo powoli i przetworzenie słów Machiavelliego przychodziło mu z trudem. Wciąż się jednak szczerzył. - Brawo. Tytuł belfra roku jest twój. Puchoni na pewno zagłosują na ciebie! - uniósł ręce w górze w geście triumfu lecz zaraz bezwiednie je opuścił. W ogóle zrobił się jakiś taki mało władny. Dlatego rozłożył się na sofie czując jak jego żołądek zaczyna tańczyć makarenę co nie podoba się całej reszcie jego brzuszka. - Będzie wysoce nie pocieszona jak się odczepię. Chyba na mnie leci. Dobrze. Ma zajebisty tyłeczek. Wybitny! - mówił już powoli, bo język nie do końca współgrał z jego wolą. Nie przeszkadzało mu to jednak. Było mu dobrze. Wspaniale. Idealnie. Był w takim stanie, że prawdopodobnie gdyby popuścił w gacie to cieszyłby się z tego, że zrobiło się ciepło. - Och Sebastian. Przecież ty nie masz brata! - zauważył i choćby chciał ten entuzjazm ślimaka w jego głosie był. Był wesołym panem warzywko który zdążył ułożyć się w rondelku. Kanapa Machiavelliego w końcu stała się wygodna. Nie za twarda, nie za miękka, taka w sam raz. Równie wygodna co i podłoga. - Srasz na moją przyszłość. Byłbyś najszczęśliwszym człowiekiem na świecie gdybyś mógł dowozić mi obiadki do Azkabanu. Skończ więc waść pierdolić, że jakkolwiek ci zależy i się martwisz - słowa powoli opuszczały jego ciało, aż w końcu ich wypowiadanie wiązało się z trudem. Chwilowa niemoc. Zaraz poderwał się z kanapy i zaczął szybko chodzić wokół. Nie odezwał się już ani słowem, bo nie chciał tego zrobić. Nie chciał mu niczego obiecywać. Padalec wiedział, że dla Quidditcha Enzo jest w stanie zrobić... tak, wszystko. Jest w stanie to zrobić po to, żeby odzyskać swoją miotłę, miejsce w drużynie i należną mu pozycję. Jest w stanie to zrobić, bo z Quidditchem wiąże swoją przyszłość bardziej niż z jakimkolwiek człowiekiem. Nawet bardziej niż z Blake. Oficjalnie Sebastian Machiwavelli jest największą gnidą w murach tego zamku. Zdecydowanie. |
| | | Sebastian Machiavelli
| Temat: Re: Gabinet Profesora Machiavelliego Czw 24 Wrz 2015, 22:05 | |
| Sebastian przyglądał się, jak jego młodszy brat coraz bardziej daje się niemalże obezwładnić przez Rosyjską bombę narkotyczną zanurzoną w wódce, którą wypił. Sebastian zazwyczaj robił to tylko wtedy, kiedy naprawdę potrzebował odpłynąć. Raczej nikt nie powinien się dziwić, że Sebastian mógł trochę uchodzić za narkomana, czy kogoś tego pokroju. Posiadał jednak umiejętność mydlenia innym oczu i nawet jeśli uparcie tkwili przy swojej teorii, to dawali mu spokój. Co złego mogło być w ziółkach? No właśnie. Nie od dzisiaj wiedział, że Enzo nie miał o nim zbyt dobrego zdania. W końcu przez prawie całe życie Krukona nieustannie się sprzeczali, kłócili, ale również się mocno wspierali, kiedy było to potrzebne. Wierząc Sebastianowi czy nie, to był on gotów skoczyć w ogień za swoim młodszym bratem, kiedy tylko było to potrzebne. Oddał by życie za najważniejszych dla niego ludzi. I może Enzo nie do końca wierzył w to i owo, to już jego sprawa. - Słuchaj no, szczylu… – powiedział Sebastian, ostrym tonem głosu, który zupełnie nie pasował do otoczki, jaką sobie zawsze tworzył wokół siebie. Szarpnął Lorenzem za przód koszulki i przyciągnął mocno do siebie, aż ich czoła się ze sobą boleśnie zderzyły. Spojrzał mu głęboko w oczy tymi swoimi, po prostu wściekłymi za to, co przed chwilą chłopakowi się z ust wyrwało. Nigdy, nigdy nie można było go posądzać o brak zainteresowania swoją rodziną, bo co jak co, ale tylko ona była mu tak naprawdę bliska. Niedawno się dowiedział, że jego przyjaciel umarł, a on bardzo się starał stwarzać pozory niewzruszonego. - Nie mam brata? A komu zmieniałem pieluchy, kiedy tak bezczelnie lał pod siebie podczas każdej burzy? Za kogo nastawiałem tak karku, kiedy wdawałeś się w bójkę z jakimś niezadowolonym klientem naszych dziwek? Nawet mnie nie denerwuj i nie mów, że robiłem to dla kogoś, kto nie jest moim pierdolonym bratem – warknął, po czym odepchnął go tak mocno, że chłopak stracił równowagę i runął na podłogę. Starszy brat szybko dobił do niego i przycisnął go mocniej do podłoża, uniemożliwiając podniesienie się na nogi. Był zły, a Enzo był jedną z nielicznych osób, które były świadkami jego złości chociażby w połowie swojej okazałości. Zacisnął mocniej pięści na ramionach młodszego brata, świdrując go szalonymi, jasnymi oczami. - Nigdy, przenigdy więcej nie mów, że zmarnowałem siedemnaście lat życia dla kogoś, kto nie uważa mnie za brata, bo wierz mi lub nie, ale kiedy miarka się przebierze, wtedy to ty będziesz musiał mnie odwiedzać z obiadkami w Azkabanie – syknął mu tuż do ucha, po czym puścił go równym szarpnięciem i podniósł się, łapiąc go tym samym za ramię i pociągnął go do góry. Znów przybrał uśmiechnięty wyraz twarzy, jakby zupełnie nic się przed chwilą nie stało. Strzepał nawet niewidzialny paproch z ubrania brata i klepnął go po plecach, tak po bratersku. - A więc jak ci powiedziałem. Rezygnujesz z Blackwood, dostajesz bilet powrotny do drużyny. Brzmi jak dobry handel, prawda? – powiedział, uśmiechając się tak szeroko, jak tylko mógł. Poprawił jeszcze nieco zmierzwione włosy Krukona i pochylił się nad nim, aby spojrzeć w ciemne oczy. – Rozumiemy się? Coś za coś, młokosie. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Gabinet Profesora Machiavelliego | |
| |
| | | | Gabinet Profesora Machiavelliego | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |