Temat: "Przyjaciele z Durmstrangu" Wto 16 Gru 2014, 15:22
Opis wspomnienia
Dlaczego by nie ożywić starej znajomości dokładnie za pomocą takich metod, które kiedyś sprawdziły się przy jej zawieraniu? Poza tym, każdy nie-bardzo-leniwy człowiek wie, że trochę ruchu nie zaszkodzi.
Osoby: Katja Odineva Vincent Roginsky
Czas: wrzesień 1977r.
Miejsce: Hogwart
Co Katja Odineva robiła na korytarzu o 4 nad ranem w starym, noszącym oznaki upływającego czasu i częstego użytkowania stroju do quidditcha, charakterystycznym dla jednego z domów Durmstrangu? Dobre pytanie, własciwie to znakomite, ale gdybym odpowiedziała już w tym momencie, zepsułabym niecnie niespodziankę, która może kryć się w dalszej części posta. Jak na razie szła po prostu dziarskim krokiem, nie przejmując się tym, że jedna z jej rękawic ma dziurę w palcu, a kolory materiału dawno wyblakły do tego stopnia, że nie dało się już ze stuprocentową pewnością zidentyfikować. W końcu gwałtownie zatrzymała się przed niepozornie wyglądającymi drzwiami, nacisnęła klamkę i napotykając opór, uśmiechnęła się pod nosem. Spodziewała się tego, oczywiście, ale nie bez powodu była mistrzynią zaklęć. Potrafiła sobie radzić z tego typu niewielkimi przeszkodami. Wyciągnęła różdżkę, chwilę pomajstrowała przy zamku i wydała z siebie pełen aprobaty pomruk, kiedy jej zabiegi przyniosły pomyślny rezultat i drzwi uchyliły się lekko. Popchnęła je, weszła do znajomego salonu i zamknęła za sobą, znowu korzystając z jakże pomocnej magii . Właściwie scena ta mogła przypominać podobną, sprzed niespełna roku, ale godzina się nie zgadzała. No i tym razem miała nadzieję spotkać Vinca w środku. Rozejrzała się pobieżnie dookoła i nie rejestrując obecności mężczyzny drzemiącego gdzieś w kącie nad książką czy (co bardziej prawdopodobne) szklaneczką jakiegoś mocniejszego trunku mężczyzny, skierowała się prosto do sypialni. Prawdopodobnie nie powinna była, ale nie bez powodu od zawsze wytykano jej nadmierną bezpośredniość i brak poszanowania dla reguł i granic. Poza tym, on nie powinien był sypiać z uczennicą i zadawać się z Voldemortem, a jednak to robił. Chyba więc mogła sobie pozwolić na równie niewinną rzecz, jaką było wtargnięcie do niego o świcie. Jeśli będzie z kobietą… cóż, wystarczy powiedzieć, że miała przygotowany scenariusz i na tę okoliczność. Nade wszystko planowała się bowiem odrobinę zabawić. Nacisnęła kolejną klamkę, która dla odmiany poddała się dotykowi jej palców, po czym bezceremonialnie opadła na materac tuż obok Vinca i/lub jego towarzystwa. - Ogłaszam nowy dzień, 5 września 1977 roku, pogoda nie najgorsza, mamy słońce, już ciepło, a będzie jeszcze cieplej. Czas wstawać, Vincencie! - oznajmiła radośnie, całym ciężarem swojego drobnego ciała wprawiając w ruch miękkie podłoże. Cóż. Podobno miała już 30-kę na karuku, ale skoro Rogogon lubił młodsze, to nie powinien mieć nic przeciwko takiemu zachowaniu.
Ostatnio zmieniony przez Katja Odineva dnia Pią 16 Sty 2015, 12:17, w całości zmieniany 1 raz
Vincent Roginsky
Temat: "Przyjaciele z Durmstrangu" Wto 16 Gru 2014, 15:46
Można powiedzieć, że Vincent był wręcz mistrzem w tworzeniu skandalicznej otoczki wokół swojej osoby. Niegdyś niesłusznie skazany na odsiadkę w Azkabanie, następnie przyjął posadkę w Szkole Magii i Czarodziejstwa, związał się z uczennicą, a jeszcze na dodatek nosił mroczny znak na przedramieniu. Nic dziwnego, że Dumbledore przez długi czas dostawał liczne listy od rodziców, którzy domagali się wyrzucenia Rogińskiego ze szkoły. Dyrektor jednak jakimś cudem ufał swojemu pracownikowi i zapewnił wszystkich zaniepokojonych, że bierze za niego pełną odpowiedzialność. Ba, Albus zdawał sobie nawet sprawę z tego, że Vincent powiązany jest z Voldemortem. Najwyraźniej jednak znał nauczyciela historii magii na tyle, by nie posądzać go o to, że rzeczywiście przychylny jest planom tego, którego imienia nie powinno się wypowiadać na głos. Zresztą nie tak dawno temu Rogogon udowodnił, że o wiele gorsza byłaby dla niego zdrada ideałów, niżeli śmierć. W końcu nie bez powodu trafił do skrzydła szpitalnego w stanie, który nie rokował szybkiego powrotu do zdrowia. Walka z największym czarnoksiężnikiem tego świata nie mogła skończyć się dla profesora inaczej jak tragicznie, a i tak mężczyzna miał dużo szczęścia, skoro udało mu się przeżyć to niezbyt przyjemne spotkanie. Powrócił nawet w pełni do zdrowia, jednak przez długi czas wyłączony był ze szkolnej społeczności, a jego obowiązki jako opiekuna Slytherinu przejęła profesor Lacroix. Początkowo nie był zadowolony z tego stanu rzeczy, choć później właściwie był wdzięczny swojej koleżance po fachu za tę przysługę. Przestał się też przejmować tym, że zszedł na drugi plan. Obecność Katji w zamku napawała go bowiem optymistycznym myśleniem i pozwalała przezwyciężyć wszelkie kłody rzucane mu przez los pod nogi. Czego by nie powiedzieć poza tym o pannie Odinevie, potrafiła mu poprawić humor jak nikt inny, a także zdolna była go zrozumieć ze względu na to, że znali się praktycznie od dziecka. Vince nie spodziewał się jednak jej wizyty o czwartej nad ranem. Nie oszukujmy się, taka godzina raczej nie sprzyjała jakimkolwiek odwiedzinom, choć Katja najwyraźniej miała to w głębokim poważaniu. Nigdy nie zwracała uwagi na przyjęte w społeczeństwie konwenanse... Rogińskiego obudził ze snu już dźwięk otwieranych, lekko skrzypiących drzwi, a że nie było pewności co do tego, kto pojawi się w gabinecie, mężczyzna zerwał się na równe nogi, łapiąc za leżącą na szafce nocnej różdżkę. Wycelował nią w osobę, która właśnie przekraczała próg jego sypialni, kiedy ze zdziwieniem stwierdził, że o mało co nie godził zaklęciem swojej przyjaciółki. Na jej widok uśmiechnął się jedynie szeroko, odkładając różdżkę na swoje miejsce. Nie była mu już przecież potrzebna. - Nie przypominam sobie bym zamawiał pobudkę o czwartej nad ranem. Szczególnie tak niekonwencjonalną. - mruknął jeszcze nieco zaspanym głosem, choć dało się słyszeć w nim również wyraźną, radosną nutę. Właściwie Vince nie miał pojęcia w jakim celu Rosjanka zjawiła się w jego gabinecie, ale jej towarzystwo nie przeszkadzało mu nawet i w środku nocy. Dopiero po chwili profesor dostrzegł, że kobieta założyła na siebie szatę, którą zwykli nosić gracze drużyny quidditcha w Durmstrangu. - Szykujesz się już na Mistrzostwa Świata? - zapytał rozbawiony sytuacją. Cóż, tak naprawdę zostało już niewiele czasu do początku rozgrywek quidditcha w Norwegii, choć czy szata Durmstrangu rzeczywiście była wyrazem takich przygotowań? Zdecydowanie bardziej pasowałby tutaj strój którejś z krajowych drużyn, chociażby rosyjskiej, skoro o tym mowa. Co prawda Vince nie interesował się ostatnio sportem i nie wiedział czy jego rodacy nie zostali czasem wyeliminowani już w kwalifikacjach, ale co tam. Stwierdził, że w najbliższym czasie nadrobi zaległości. W końcu wreszcie mógł zaznać trochę spokoju. Voldemort na razie mu odpuścił... a przynajmniej tak mu się wydawało.
Katja Odineva
Temat: Re: "Przyjaciele z Durmstrangu" Pią 16 Sty 2015, 12:48
Dla świętego spokoju można uznać, że oboje byli czy zachowywali się dosyć niekonwencjonalnie. Tyle, że w nieco odmienny sposób, bo podczas gdy Vincent zwykł pakować się w sytuacje moralnie dyskusyjne, Katja po prostu nie za bardzo przejmowała się wyznaczanymi przez konwenanse czy innych ludzi granicami. Nie miała w sobie jednakże najmniejszej skłonności do „złej strony mocy”, chociaż znała ją od strony teoretycznej, nigdy nie potrafiła znaleźć w sobie pokładów dyscypliny wewnętrznej i przekonania, które potrzebne były do wprowadzania słowa w czyn. Dlatego z resztą w pewnym sensie nie pasowała do Durmstrangu, choć przecież i tak zdarzały się osoby niezainteresowane czarną magią. Wbrew obiegowej opinii ta szkoła magii nie promowała niczego nielegalnego otwarcie, choć na pewno przyjmowała wobec nich postawę inną niż Hogwart. Co do dość oryginalnej przeszłości Vincenta… Katja na pewno jej nie odrzucała, ani nie próbowała zapomnieć. Po prostu kiedy się jest osobnikiem tak ekscentrycznym, nie do końca można sobie pozwalać na tyły w wyrozumiałości wobec innych. W akceptowaniu ich takimi, jakimi byli. Poza tym, nie miała ostatecznie żadnych praw do Vincenta ani w sensie emocjonalnym, ani fizycznym, ani jakimkolwiek innym. Byli starymi znajomymi, którzy spotkali się po latach i mogła albo wykazać chęć odnowienia bliskości w ich relacji, albo traktować go z przyjaznym dystansem, jaki zachowywała wobec pozostałych członków grona pedagogicznego. Wybrała, oczywiście, opcję numer jeden, bo z natury będąc osobą towarzyską, gadatliwą i energiczną potrzebowała kogoś, z kim mogłaby spędzać czas, a poza tym, choć niektóre nowinki ją zszokowały, miała wrażenie, że gdzieś głębiej Vincent pozostał jej starym, kochanym, cudownym Vincentem, którego darzyła niemalże ślepym uwielbieniem (cóż, niewinna naiwność młodości i uroki pierwszej miłości) i chciała się do tego za wszelką cenę dokopać. Oczywiście nie liczyła na powrót ‘starych, dobrych czasów’ bo za dużo wody upłynęło, zbyt wiele się wydarzyło i nie było to nijak możliwe, ale dlaczego nie mieliby dopisać nowego rozdziału do tej przyjemnej lektury, jaką była ich znajomość na przestrzeni tak wielu lat? Czwarta nad ranem nie była konwencjonalną porą na odwiedziny, a jednak (a może właśnie dlatego!) nie udało się jej zaskoczyć Vincenta, który najwyraźniej ulegając starym nawykom lub nieco nadmiernemu instynktowi przetrwania, zamiast spokojnie spać dalej, stał przed nią z różdżką i uroczym wyrazem zaskoczenia wymalowanym na twarzy. - Zepsułeś mi wejście! – poskarżyła się nieco zawiedzionym tonem kobieta, wygodniej rozkładając się na łóżku i podkładając poduszkę pod głowę tak, aby móc obserwować swobodnie Vincenta. Uśmiechnęła się szeroko do mężczyzny i wzruszyła ramionami słysząc jego słowa. Cóż, nie zawsze dostaje się to, o co się prosi. Właściwie to w mniejszości przypadków sprawy kończą się w taki właśnie sposób. - Mam plan, możemy powtórzyć. Położysz się, ja wejdę jeszcze raz, a Ty będziesz wyglądał na zdziwionego moim przybyciem. Ups, i tak wyglądasz na zdziwionego! – zaśmiała się ciepło i poklepała miejsce obok siebie, zachęcając mężczyznę, aby przynajmniej usiadł. - Cześć! – dodała po chwili radośnie – Nie masz może przypadkiem ochoty ze mną poćwiczyć, bo wbrew temu co zdajesz się sądzić, wcale nie należę do najbardziej niedofinansowanej drużyny narodowej jaką świat widział. Nikt mnie po prostu nie chciał, potrafisz to zrozumieć?! Zdaje się, że wyszłam odrobinę z wprawy. Czy mógł ulubiony gracz sprzed lat pomoże mi spełnić marzenia i wrócić do formy? – zapytała, w międzyczasie bawiąc się dziurą w rękawiczce i powiększając ją do tego stopnia, że zdawała się ona zupełnie tracić swoją użyteczność.