|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Sebastian Machiavelli
| Temat: W głębi lasu [Szwecja] Sob 18 Paź 2014, 22:36 | |
|
Kto by nie chciał zostać zabrany na przyjemny spacer po lesie, a później nocować pod gołym, rozgwieżdżonym niebem w towarzystwie przystojnego mężczyzny lub pięknej kobiety? Wielkie ognisko, sprawiające wrażenie, że sięga gwiazd... Ciepło lecz i szalenie niebezpiecznie nocą. Uwaga na wilki i inne leśne, mroczne stworzenia. |
| | | Sebastian Machiavelli
| Temat: Re: W głębi lasu [Szwecja] Sob 18 Paź 2014, 23:34 | |
| Sebastian był naprawdę wielkim wielbicielem krajów Skandynawskich, które były dla niego kopalnią wiedzy na temat starożytnych run. Niezwykła kultura, religia i mitologia pociągały go bardziej niż kobiety, jednak nie sprawiało mu to jakiegoś głębszego problemu. Od dłuższego czasu zastanawiał się nad przeprowadzką do Szwecji lub Finlandii, aby mieć o wiele lepszy dostęp do zasobów wiedzy, jakie serwowały mu te kraje. Nie wspominając już oczywiście o Norwegii, która fascynowała go najbardziej ze wszystkich. Tym razem jednak to nie runy sprowadziły go do Szwecji, a piękna istota o błękitnych, bystrych oczach i złotych lokach, które zdecydowanie zawróciły mu w głowie. Teleportował się wraz z Desiree w środek lasu, tuż przed zachodem słońca, którego promienie delikatnie przebijały się przez korony drzew, oświetlając otoczenie, tworząc przy tym niesamowity, indywidualny nastrój. Stali na małej, leśnej polanie, otoczonej zewsząd wysokimi drzewami, sami, zdani tylko na swoje towarzystwo. Spoglądał na nią uśmiechnięty półgębkiem, chłonąc jej niesamowity wygląd. Wciąż była w tej czerwonej, zmysłowej sukience, która idealnie podkreślała jej talię, kształty i urodę. Pasowała jej. - Zdecydowanie lepsza sceneria, niż ta w Świnskim Łbie – powiedział mężczyzna, zakładając ręce na torsie. Przechylił głowę lekko w bok, świdrując ją łakomym, niesamowicie niebieskim spojrzeniem. Ruszył do przodu, ku niej, po czym wyminął ją, ocierając się ramieniem o to jej. Zatrzymał się na skraju polany i wyjął zza paska różdżkę, po czym wycelował nią w głąb lasu. Chwilę później kilkanaście gałęzi pojawiło się na wyznaczonym przez niego miejscu, układając się w sporych rozmiarów stos. Następnie z różdżki Machiavellego wystrzelił snop ognia, rozpalając ogromne ognisko. Dopiero wtedy, z zadowoleniem na twarzy, stanął tuż przed kobietą i objął ją w pasie, przyciągając tym samym do siebie. Nie obchodziło go to, że ledwo ją znał. Jak ona w ogóle miała na imię? Ach, no tak. Desiree Leclair, pracuje w Ministerstwie Magii, co swoją drogą mogło mu naprawdę pomóc w niektórych sytuacjach. - Niedługo zajdzie słońce. O tej porze roku, właśnie z tego miejsca widok nieba i gwiazd jest niesamowity – powiedział tuż przy jej uchu. Głos mężczyzny był lekko chrapliwy, co pozostawiało w nim nutę drapieżności, jednak mimo wszystko… wiedział jak zawrócić kobiecie w głowie. Miał wiele asów w rękawie i jakiś w końcu będzie musiał zadziałać. Chciał jej, więc ją dostanie. Proste i logiczne, a ile zabawy w tym będzie! |
| | | Desiree Leclair
| Temat: Re: W głębi lasu [Szwecja] Nie 19 Paź 2014, 00:37 | |
| Nie spodziewała się, że tak ogromna osoba jak Hagrid, może mieć tak słabą głowę. Kiedy on właściwie zdążył się do tego stopnia upić? Nie zdążyła nawet zareagować, gdy Rubeus padł na stół, łamiąc go swoim ciężarem na dwie części. W mgnieniu oka została poderwana z miejsca, czując na sobie ramiona Sebastiana. Może uznałaby to za miły gest, gdyby nie fakt, że mężczyzna na zbyt długo pozwolił sobie na uniemożliwienie jej swobodnego poruszania się. Próbowała się wyswobodzić, rzucić w jego stronę kąśliwą uwagę, lecz nagle miejsce gospody zajęła otwarta przestrzeń. Wywróciła oczami przypominając sobie ponownie ich pierwsze spotkanie, podczas którego doszło do podobnego zaskoczenia. Mogła się znów swobodnie poruszać, choć w tej chwili jej uwaga była skierowana na niezwykle urokliwe otoczenie, w którym się znaleźli. - Gdzie jesteśmy? – wyrwało się z jej ust, gdy wciąż się rozglądała, próbując odgadnąć miejsce pobytu. Musiała przytaknąć Machiavellemu, sceneria była zdecydowanie piękniejsza niż zatłoczone wnętrze Świńskiego Łba. Zerknęła na mężczyznę, jego spojrzenie zdołało zaniepokoić zwykle tak spokojną urzędniczkę. Gdy ruszył w jej stronę chciała się cofnąć, nie zrobiła tego jednak. W końcu nie miała zamiaru przed nikim okazywać słabości. W razie konieczności zawsze mogła wrócić do domu. Cicho odetchnęła, gdy Sebastian wyminął ją i odwróciła się, podążając za nim wzrokiem. Wolała na wszelki wypadek nie spuszczać go z oczu. Powinna mu podziękować za „ratunek”, czy też na niego nakrzyczeć za bezczelne „uprowadzenie”? - Czemu ma służyć ta cała szopka? – spytała, przyglądając się jego poczynaniom. Ogromne ognisko w lesie? To na pewno nie było zgodne z kilkoma przepisami. Czarodzieje nie mieliby większego problemu z ugaszeniem ewentualnego pożaru, jednak takie myśli mimo wszystko pojawiały się w jej głowie. Spodziewałaby się jakiejś „zabawnej” uwagi na temat tej dziwnej sytuacji, gdy Sebastian stanął przed nią, ale na pewno nie tego, że obejmie ją w pasie i przyciągnie do siebie. Nie wypiła zbyt dużo wina, jednak nagle w jej głowie pojawił się dziwny szum. Ciało Desiree reagowało wbrew jej woli, co zrzucała na karb alkoholu. Bliskość mężczyzny, jego głos przy jej uchu wywołały przyjemne dreszcze. W tej chwili naprawdę miała ochotę po prostu go pocałować, nie patrząc na konsekwencje, jakie mogłoby to za sobą pociągnąć. Uśmiechnęła się pod nosem, przez ułamek sekundy zerkając w oczy Sebastiana. Jeden mały pocałunek jeszcze nikogo nie zabił, prawda? Pozwoliła sobie na chwilę słabości, napierając swoim ciałem delikatnie na niego i łącząc ich usta na dobrych kilka sekund. - Może powinieneś poobserwować gwiazdy w towarzystwie kogoś innego – powiedziała kokieteryjnie, choć przecież wcale nie tak to miało zabrzmieć. Widocznie Machiavelli miał na nią w tym momencie większy wpływ, niż jakiekolwiek wino. Odepchnęła go od siebie, robiąc równocześnie kilka kroków w tył. – Czy na inne kobiety to działa? – spytała, przekręcając głowę lekko w bok. Chyba powoli zaczynała rozumieć dziwne gesty Alexa, które posyłał jej w gospodzie. Nie należała jednak do kobiet, które łatwo można było owinąć sobie wokół palca i nie była na tyle głupia, by dać się omamić słodkim słówkom. |
| | | Sebastian Machiavelli
| Temat: Re: W głębi lasu [Szwecja] Nie 19 Paź 2014, 15:34 | |
| Sebastian mógł się spodziewać wszystkiego, zaczynając od uderzenia w twarz, kończąc po prostu na ucieczce. Nie wziął jednak pod uwagę tego, że ktoś mógłby być chętny podjąć zabawę, w którą on grał niemalże od zawsze. No cóż, nie mógł narzekać na taki rozwój sytuacji. Ostatnio wiele rzeczy przychodziło mu z łatwością, z czego niezmiernie się cieszył i doceniał zrządzenie losu, które działało na jego korzyść. Odwzajemnił więc pocałunek, który trwał może kilka chwil. Gdy się odsunęła, oblizał ostentacyjnie usta, które chwilę później wykrzywiły się w zadowolonym uśmiechu. O tak, to lubił i doceniał, że chciała współpracować. Lubił dostawać to, czego chciał bez żadnego problemu. Gorzej by było, gdyby stawiała opór. Może nie wziąłby jej na siłę, jednak na pewno nie byłby już na tyle wyrozumiały. Ucieszył się jednak, że podobało jej się miejsce, które wybrał na to małe spotkanie. Kobiety lubiły romantyków, więc takiego udawał. Starał się wyrobić o sobie pewne zdanie, aby później móc działać na swoją korzyść w przeróżnym stylu. Jak to mówią Po trupach do celu, prawda? - Jesteśmy w lesie Skandynawskim – powiedział. Postanowił odpowiedzieć jej na wszystkie pytania, które w ciągu tych kilku chwil wydusiła z siebie jak jakaś petarda. Widział, że była pod wpływem alkoholu, co zamierzał oczywiście wykorzystać. Chwytał się każdej okazji, która mu się nasuwała, a w tej chwili życie było dla niego naprawdę życzliwe. Miał prostą drogę do celu, cudownie. Schował ręce za siebie, po czym obszedł ją kilka razy dookoła, nawet nie kryjąc się z tym, że spoglądał na jej kobiece walory. Była piękna, powinna eksponować swoje wdzięki najlepiej jak tylko potrafiła. W tej chwili robiła to całkiem nieźle. - Szopka? – odpowiedział pytaniem na pytanie, uśmiechając się szeroko. Nie spoglądał jej w oczy, które zdradzały w tej chwili wszystko. Był łakomy na jej ciało, pragnął jej w sposób czysto fizyczny, chciał ją posiąść, mieć tylko dla siebie. – Nie wydaje mi się, że to jest jakaś szopka. Po prostu zachowuję się jak dżentelmen, w przeciwieństwie do innych – mruknął, nie kończąc swoich dywagacji, które mogły źle się skończyć. Nie popierał pomysłu Hagrida, który zaprosił Desiree na popijawę. Mogła się przecież różnie skończyć, a on osobiście nie uważał, że śmierdząca w dodatku mroczna speluna, była miejscem, do którego powinna udać się kobieta takiego pokroju, jak panna Leclair. Zatrzymał się tuż przed nią, wyciągając ku niej dłoń, aby odgarnąć za ucho zbłąkany, idealnie zakręcony, złoty lok. Pachniała cudownie i mimo, iż czuć było od niej delikatnie alkohol, to wszystko było na swoim miejscu, tak, jak właśnie miało być. - Oh, nie wiem. Przecież jesteś jedyną osobą, którą tutaj zabrałem– mruknął, pochylając się tuż nad jej uchem. Wargi mężczyzn delikatnie musnęły jej skórę, prawdopodobnie wywołując dreszcze. Umiał owinąć sobie kobiety wokół palca, a Desiree była na dobrej drodze, aby wpaść w jego sidła. Gdy już to zrobi, to z pewnością się z nią dobrze zajmie. Przecież nie mógłby nazywać się Sebastianem Machiavellim, gdyby coś poszło nie tak, a okazja zdobycia tej kobiety przeleciała mu przed nosem przez własną nieudolność. Wszystko powinno się udać tak, jak zaplanował. |
| | | Desiree Leclair
| Temat: Re: W głębi lasu [Szwecja] Pon 20 Paź 2014, 22:16 | |
| Przyglądała się uważnie mężczyźnie, który stał naprzeciwko niej, w póki co bezpiecznej odległości. Zadowolenie, które malowało się na jego twarzy, tylko upewniło kobietę w tym, że Sebastian jest niesłychanie pewny siebie i pewnie wyćwiczony w swoich gierkach. Obserwując go zastanawiała się, co pozwoliło mu myśleć, że sprowadzenie jej w sam środek lasu bez jakiegokolwiek uprzedzenia mogłoby się dobrze skończyć. Na co on właściwie liczył? Na wieść o tym, że znaleźli się w Skandynawii, rozszerzyła nieco oczy, lecz pozostawiła to bez komentarza. Otrzymała odpowiedź na pytanie, niczego więcej nie chciała. Stała w milczeniu, gdy ze schowanymi za plecami rękami, okrążał ją jakby była zwierzyną łowną. Skrzyżowała ręce na piersiach, marszcząc przy tym brwi. Nie miała nic przeciwko gierkom, dopóki nad nimi panowała, lecz czasy, w których kobieta mogła być trofeum mężczyzny, już dawno minęły. Jego intensywne spojrzenie sprawiało, że czuła się nieswojo i nie była pewna, czy chciałaby narzucić na siebie jak największą stertę ubrań, czy zrzucić to co właśnie miała na sobie. - Skoro uważasz, że dżentelmen porywa kobietę w sam środek lasu… - skomentowała, przeszywając go wzrokiem. Chciała go przejrzeć, zrozumieć z kim właściwie ma do czynienia. Nie wiedziała o nim zbyt wiele, nie była więc pewna, czy ma powody do tego, by się martwić. Drgnęła, gdy wyciągnął w jej stronę dłoń, nie spodziewając się nagłego gestu. Przymknęła oczy, pozwalając mu odgarnąć niesforny kosmyk włosów za ucho, choć właściwie nie wiedziała dlaczego. Nie była przyzwyczajona do takiego dziwnego zainteresowania, zwykle zatapiała się w pracy i ignorowała męskie spojrzenia. Była sam na sam z prawie-nieznajomym jej mężczyzną, którego intencje przewidywała, nie była tylko pewna tego, czego ona właściwie oczekiwała. Była młoda, niebrzydka i inteligentna. Miała dobrą pracę, znajomych. Nie pozwalała mężczyznom mieszać w swojej głowie, lecz chyba zbyt długo czasu unikała takich sytuacji, by móc teraz myśleć trzeźwo. W pobliżu nie było nikogo prócz nich, a przynajmniej na to wyglądało, więc przestała się martwić o innych ludzi. Skoro nie będzie miał kto jej osądzać to co miała do stracenia? - Dzisiaj ja, jutro ktoś inny, prawda? – zaśmiała się cicho, ignorując kolejną falę przyjemnych dreszczy. Gdyby nie znajdowali się na jakimś odludziu, z pewnością już dawno by go w jakiś sposób uszkodziła i zgromiła złośliwą uwagą. Zdawała sobie sprawę z tego, że jeżeli miałoby między nimi do czegoś dojść, na pewno skończyłoby się to na tym jednym spotkaniu, nie potrafiła się tym jednak przejąć, nie teraz. Gdy szła na imprezę myślała tylko o tym, by się nie upić, lecz do list „nie rób tego nigdy więcej” powinna niedługo dodać picie alkoholu w jakichkolwiek ilościach. Widocznie nie była taka mocna w piciu jak myślała, być może jednak wina wcale nie leżała po stronie alkoholu. Desiree przyłożyła dłoń do torsu mężczyzny, po czym to ona okrążyła go tanecznym krokiem. Miała ochotę się głośno roześmiać, naśladując jego wcześniejszy „taniec” wokół jej osoby, choć nie lustrowała jego ciała tak intensywnym wzrokiem. Kto by pomyślał, że ponury nastrój panujący w gospodzie zmieni się tak szybko w nieoczekiwaną, dziwną sytuację? |
| | | Sebastian Machiavelli
| Temat: Re: W głębi lasu [Szwecja] Wto 21 Paź 2014, 19:35 | |
| Sebastian nie spodziewał się, że pójdzie mu tak łatwo. No cóż, może nie powinien się tak dziwić, skoro jego urok osobisty powalał nie jedną na kolana. Wykorzystywał go też po to, aby zwabić wiele kobiet do łóżka na jedną, może dwie noce pełne erotycznej ekstazy. Nie uważał, że taka bliskość była czymś niemoralnym, kiedy uczucia nie grały kluczowej roli, a górowało pożądanie i chęć zaspokojenia własnego ciała. Trudno było mu się jednak dziwić, biorąc pod uwagę fakt, że dorastał w odartym z moralności miejscu. Może i znał pojęcie przyzwoitości, jednak w pewnych sytuacjach po prostu o niej zapominał, oddając się całkowicie instynktom, które w pewnych sytuacjach były o wiele, wiele silniejsze od zdrowego rozsądku. Na jego twarzy pojawił się lubieżny, szeroki uśmieszek, a błękitne oczy błysnęły czymś dzikim, nieznanym i nieokiełznanym. Zrobił niebezpieczny krok do przodu, po czym objął kobietę mocno w pasie, aby nie uciekła mu. Bardzo by tego przecież nie chciał , prawda? Nie, jeśli zaszedł już tak daleko i nie miał zamiaru się wycofywać. Miał przed sobą piękną, jasnowłosą istotę, nieco pijaną, dzięki czemu zdawała się jeszcze łatwiejszym łupem. Może i faktycznie odbierał ją nieco przedmiotowo, jednak kim więcej dla niego była, niż tylko pięknością, którą trzeba w pewien sposób zadowolić i wykorzystać? Traktował tak każdą kobietę, z którą miał okazję się spotkać na kilka chwil. Dlaczego więc Desiree miała być traktowana inaczej? Kłamstwo pomagało mu dojść do celu, pomagało mu zyskać to, co zdawało się być zupełnie nieosiągalne. - Dżentelmen zapewnia kobiecie dobre samopoczucie – mruknął, ich twarze dzieliło naprawdę niewielka przestrzeń. Jego wargi, spierzchnięte i suche, delikatnie muskały te delikatne, pachnące malinami. Pogrywał z nią, a jednak jego słowa były bardzo przekonujące, jakby mówił całkowitą prawdę. Zdawał się być człowiekiem, który kładł niezwykły nacisk na dobro drugiej osoby, jakby zależało mu na tym, aby kobieta czuła się rozluźniona, a przede wszystkim bezpieczna. Wszystko, aby tylko dostać to, czego chciał. Potrafił mydlić oczy kobietom słodkimi słówkami, pięknymi obietnicami lepszego życia u jego boku. Która by tego nie chciała doświadczyć? Był inteligentny i szalenie przystojny. Te dwie cechy powinny wystarczyć do szczęścia na nocną przygodę, po której już nawet nie pamiętał jak jego partnerka miała na imię. Śledził spojrzeniem Desiree, która postanowiła zaliczyć kilka kółek wokół jego osoby. Był nieco zdezorientowany, jednak nie pokazał tego po sobie nawet przez chwilę. Powinien się domyślić, że tą kobietą zawładnął alkohol, który w tej chwili dyktował te śmieszne rzeczy, których on nie do końca był pewien. Testowała go? Jeśli tak, to wybrała złą metodę. Chwycił ją mocno za ramię i zatrzymał, aby nie ruszyła się nawet o centymetr dalej. Musiał być na tyle ostrożny, żeby dnia następnego nie wylądować na sali sądowej w towarzystwie całej rady Wizengamotu. Może by się wygrzebał z takich kłopotów dzięki swojej elokwencji, gdyby nie fakt, że w radzie siedziała ta okropna Skarsgard, która nie do końca go lubiła. Gdyby wiedział, że Leclair mieszka razem z Ingrid… chyba zrezygnowałby z tej znajomości na rzecz własnej higieny psychicznej. Nie wiedział jednak takich rzeczy i chyba lepiej dla niego. Chociaż, jeśli Desiree postanowiłaby podzielić się swoimi leśnymi przygodami ze swoją współlokatorką, to nie był już taki pewien, czy udałoby mu się jeszcze pożyć. Nie oszukując się, Sebastian bardzo lubił swoje życie i trochę ciężko byłoby mu się z nim rozstać. - Masz ochotę ogrzać się przy ogniu? – spytał, chociaż jego propozycja była na tyle śmieszna, że sam nie potrafił się powstrzymać od parsknięcia głośno. Zakrył dłonią usta, zastanawiając się dlaczego tak długo zwlekał od wzięcia tego, co mu się należało. Kobieta chciała czy nie, była już jego własnością. |
| | | Desiree Leclair
| Temat: Re: W głębi lasu [Szwecja] Czw 23 Paź 2014, 22:10 | |
| Desiree przystanęła, zatrzymana mocnym chwytem na ramieniu. Uniosła brew, spoglądając wymownie na dłoń Sebastiana, po czym chwyciła go za nadgarstek i lekko szarpnęła, by się uwolnić. Świeże powietrze pozwalało szybciej dojść do siebie, oczyścić myśli. Francuzka nie chciała zrobić czegoś, czego będzie później żałowała. Tok myślenia nadal miała lekko przytępiony, jak to po piciu alkoholu, jednak jej trzeźwiejsza połówka zaczynała znów się przebijać. Owszem, odczuwała dziwny pociąg do Sebastiana, ale nie była typem kobiety, którą można było tak łatwo zdobyć i miała nadzieję, że tak szybko się to nie zmieni. - Chętnie – powiedziała spokojnie, wzruszając lekko ramionami. Nie marzła, ale już od jakiegoś czasu miała ochotę podejść do ogniska tylko po to, by na nie popatrzeć. Jak chciała, tak też zrobiła, wlepiając jasne tęczówki w tańczące płomienie. Nie podchodziła jednak zbyt blisko, ogień z jednej strony przyciągał swoim ciepłem, z drugiej zaś był niebezpiecznym, niszczycielskim żywiołem. Zerknęła kątem oka na Machiavellego, podsumowując w myślach wszystko, co o nim wiedziała – a nie było tego zbyt wiele. Zaśmiała się pod nosem, przypominając sobie ich spotkanie w pubie, kiedy mężczyzna nie miał zbyt dobrego humoru i próbował się jej po prostu pozbyć. Zastanawiała się, co też mogło się zmienić. Gdyby nie to, że tamto spotkanie było związane z nieprzyjemnym wydarzeniem, zapewne by go teraz o to zapytała. - Skąd zamiłowanie do skandynawskiego lasu? – spytała, zerkając na niego kątem oka. Chciała przerwać dziwne milczenie, być może dowiedzieć się czegoś więcej. Rozmowa zdawała jej się nagle ciekawszym i bezpieczniejszym wyjściem z sytuacji, w której się znalazła. Ciche trzaski palonego drewna uspokajały, zamknęła na chwilę oczy. Mieszkała z Ingrid w samym środku lasu, więc wszystkie dźwięki natury były jej znajome, w takich miejscach nigdy nie panowała całkowita cisza. Pamiętała, że początkowo taka sceneria ją przerażała, musiała się na nowo do wszystkiego przyzwyczajać. Teraz nie wyobrażała sobie z drugiej strony powrotu do mieszkania w centrum miasta. Powinna jak najszybciej wrócić do domu. Zniknąć stąd, dlaczego właściwie została? Miała na wstępie potraktować go ostro, najlepiej kopnięciem w najczulsze miejsce i uderzeniem w twarz. Była zła na samą siebie, a wewnątrz niej toczyła się zażarta walka o to, co powinno wygrać. Emocje, czy rozsądek? Szkoda, że te dwie rzeczy rzadko szły w parze. Westchnęła cicho, obejmując się ramionami. Ognisko buchało przyjemnym ciepłem, a spoglądając w górę, można było dostrzec pojawiające się gwiazdy. - Co się zmieniło od naszego pierwszego spotkania? – rzuciła, choć domyślała się, że Sebastian raczej nie chciał rozmawiać. Tak na dobrą sprawę, to próbowała rozmową zagłuszyć tylko swoje wyrzuty sumienia. |
| | | Sebastian Machiavelli
| Temat: Re: W głębi lasu [Szwecja] Nie 26 Paź 2014, 17:31 | |
| Obdarzył ją serdecznym uśmiechem, gdy tak łatwo zgodziła się na jego propozycję. Miał wrażenie, że bez problemu pociągał za sznurki, dyktując tym samym każdy jej następny rok. Posiadał potencjał do wykorzystywania ludzi, do mącenia im w głowie. Dosyć często uciekał się do kłamstw, ba, prawie zawsze. Było to nieodłączną częścią jego życia, przez co w pewnym momencie już nie wiedział czy jego pragnienia były tylko kolejną ulotną zachcianką, czy też prawdziwym uczuciem. Obserwował kobietę uważnie, śledząc każdy jej ruch, jak drapieżnik swoją zwierzynę, aby w pewnym momencie wykorzystać idealną okazję do jej ubezwłasnowolnieni ofiary. Sam nie wiedział co widział w kobiecie. Nie znał jej, a jednak pożądał całym sobą, jakby te błękitne iskierki w jej oczach mówiły mu co miał robić i kogo wybrać. No cóż, może było to też spowodowane pragnieniem kobiecego ciała jaki czuł w chwili obecnej. Dawno miał okazję wziąć jakąkolwiek kobietę w swoje ramiona przez nawał pracy, jaki przyszykowała mu praca, którą podjął w Hogwarcie. No cóż, nie można mieć wszystkiego, prawda? Jednak teraz nadarzała się wspaniała okazja, aby wszystko nadrobić i uspokoić głód erotycznych doznań. - Moje zamiłowanie do lasu wzięło się stąd, że jestem typem romantyka, rozumiesz – mruknął, uśmiechając się do niej ponownie. On? Typem romantyka? Dobre sobie, głupszego kłamstwa nie mógł wymyślić, jednak jak zwykle jego postawa, wyraz twarzy, uśmiech w ogóle nie zdradzał jego prawdziwych myśli. Był typem samotnika, osoby, która wolała spędzać czas w otoczeniu dzikich zwierząt i roślinności, aby móc w spokoju pomyśleć, oczyścić umysł. Kobieta od czasu do czasu się przydawała, jednak długo też nie zostawała w sercu Sebastiana. Po co? - Podoba Ci się to miejsce? – zagadnął, chowając ręce do kieszeni, po czym rozejrzał się dookoła, po czym w końcu wzniósł oczy ku górze. Na niebie pojawiła się pierwsza partia gwiazd, która z tego miejsca wyglądała naprawdę zniewalająco. Może faktycznie miał w sobie coś z romantyka, skoro zabrał Desiree w to miejsce i dawał jej nawet czas, aby się rozluźniła w jego towarzystwie? Nie każda dostawała takie przywileje, powinna się więc cieszyć i postanowić szybko mu się w jakiś sposób odwdzięczyć. Coś na zasadzie wymiany. Brzmiało sprawiedliwie. Zadała mu kolejne pytanie, jednak on tylko wzruszył ramionami, nie mając ochoty na nic odpowiadać. Może i by zaczął mydlić jej oczy słodkimi słowami, mówiąc jak urzekła go jej uroda, oczy, usta i usposobienie… Ale jakoś nie miał na to ochoty. Może dlatego, że nie było to wcale dalekie od prawdy? Wolał milczeć, pozostawiając ją tym samym w błogiej nieświadomości. Miała być tylko kolejną przygodą o której powinien zapomnieć wraz ze zbiegiem czasu. |
| | | Desiree Leclair
| Temat: Re: W głębi lasu [Szwecja] Pon 27 Paź 2014, 22:04 | |
| Każda kolejna minuta spędzona w tym miejscu sprawiała, że zaczynała wygrywać w niej strona, którą zazwyczaj próbowała zagłuszyć. Ta, która nie liczyła się z tym co powinna, lecz z tym co chciała. Myśli o powrocie do domu i ucieczce, a nawet o tym, co inni pomyślą, zostały spychane w ciemną otchłań. Skoro i tak oboje zniknęli razem z gospody, to pewnie niektórzy już wyrobili sobie zdanie… a może to wszystko po prostu również zostanie pochłonięte w odmęty zapomnienia? - Typem romantyka, powiadasz…- jeden kącik ust uniósł się delikatnie ku górze. Pochyliła lekko głowę, a jasne loki na ułamek sekundy opadły na jej twarz, kryjąc ją przed wzrokiem Sebastiana. Musiała przyznać, że bajki to on umiał pisać. – Nie wyglądasz mi na romantyka, ale wybitnie odgrywasz swoją rolę – odwróciła się w jego stronę, łapiąc jego spojrzenie, jakby chciała przeszyć go na wylot. Twarz mężczyzny może nie zdradzała jego zamiarów i myśli, od początku już zdążyła zauważyć, że ma niesamowitą kontrolę nad swoim ciałem. Zawsze zwracała uwagę na szczegóły, małe detale, które umykały większości nieuważnie patrzących. Według niej to właśnie one najwięcej mówiły o człowieku. Machiavelli nie mógł wiedzieć, że jego sztuczki i uśmiechy nie zadziałałyby na Desiree, gdyby ta nie chciała przyłączyć się do jego gry. Tak, nie należała do osób spontanicznych, lecz każda gra mogła być kontrolowana i zaplanowana, nawet ta pozornie wyrzekająca się jakichkolwiek reguł. Leclair potrzebowała stabilności, jednak jak każda inna kobieta, od czasu do czasu odczuwała chęć zmiany. Dzień w dzień te same wydarzenia, rutyna… bezpieczna nuda. Trafiła jej się okazja, która zapewne zostałaby potępiona przez rodziców, gdyby mieli jeszcze jakikolwiek wpływ na córkę. Uśmiechnęła się pod nosem, gdy próbował zmuszać się do kulturalnej wymiany zdań. Stojąc przed nią ze schowanymi rękami w kiszenie, z wzrokiem wlepionym w gwiazdy wyglądał niesamowicie uroczo, lecz może to kolejne skutki uboczne wina? Trochę w to wątpiła. Zdecydowanie zbyt wiele czasu spędzała z Ingrid, która mimo, iż była czymś w rodzaju przyjaciółki, nie była w stanie podzielić się pewnym rodzajem ciepła, którym można obdarzyć bliźniego. Sebastian się starał. Miał może niemoralne zamiary, ale jednak. W końcu nie każdy mężczyzna po „zaciągnięciu” kobiety do lasu miał jeszcze na tyle cierpliwości i kultury, by udawać, że jest zainteresowany jakąkolwiek formą rozmowy. - To miejsce byłoby jak każde inne, gdyby nie wyjątkowe towarzystwo – powiedziała, zabawiając się w odpowiedzi pokroju Sebastiana. Może nie była tak dobra w jego gierki, ale czy się tym przejmowała? Bo przecież nie można było tego wszystkiego nazwać innym słowem? Grali, bawili się, jednak powoli i ona nie miała już ochoty na rozmowę. Podeszła więc bliżej, ponownie łapiąc jego spojrzenie swoimi jasnymi oczami. Chłodne palce musnęły rozgrzane policzki mężczyzny, po czym złożyła na jego ustach pocałunek i nim zdążył w jakikolwiek sposób odpowiedzieć na jej gest, odsunęła się od niego. Jednak rozsądek wygrał, wciąż była nieuchwytnym celem. – Dziękuję za mile spędzony czas – rzuciła, uśmiechając się od ucha do ucha. Uniosła dłoń, machając nonszalancko w jego stronę, po czym zniknęła.
[z/t x2] |
| | | Sebastian Machiavelli
| Temat: Re: W głębi lasu [Szwecja] Sro 17 Lut 2016, 20:05 | |
| Owszem. Był w tym miejscu, ale nie był pijany. Teleportował się na znaną mu polanę. Zostawił bukiet róż, jakieś wino, kieliszki i... i liścik. - Cytat :
- Marco i Berry.
Na litość Merlina, jak długo będziecie sami? Szukajcie szczęścia, bo inaczej znajdę je za Was.
Sebastian. Zostawiając to miejsce w ogólnej atmosferze absurdu, chłodu padającego śniegu i zapachu róż... ulotnił się, zastanawiając się, czy faktycznie miał tak krzywą mordę, jak Marco mu ciągle wytykał. [z/t - proszę nie zajmować tego tematu, jest przygotowany specjalnie dla Jagody i Nocnego Marka!] |
| | | Berenice Andriacchi
| Temat: Re: W głębi lasu [Szwecja] Sro 17 Lut 2016, 22:31 | |
| Przyjaźń zobowiązuje, tak mówią. Nie ważne, czy widujesz się z nim na co dzień, czy może tylko raz na ruski rok - jeśli nazywasz kogoś przyjacielem, to tym samym podpisujesz cyrograf, oświadczasz pełną gotowość znalezienia się na drugim końcu świata tylko dlatego, że twoja bratnia dusza pobłądziła. Mniej lub bardziej rozsądnie. Nie ważne, co robisz - gdy otrzymujesz paniczne wezwanie na ratunek, rzucasz wszystko i lecisz, bo wiesz, że twój przyjaciel dla ciebie zrobiłby dokładnie to samo. Prowadzenie lekcji? Gotowanie obiadu, trzy czwarte którego i tak trafi do śmietnika? Czytana pod kocem książka a może gorący prysznic w środku nocy? Wszystko to staje się mało ważne, gdy trzeba przywdziać pelerynkę superbohatera i pomknąć zbawiać tę sierotę, do której nie wiedzieć czemu ma się aż tyle cierpliwości. Patronus Sebastiana - oczywiście, że jego, a czyj miałby być? - przybył wczesnym wieczorem, a wczesny wieczór to pora, którą Berenice spędza zwyczajowo albo na przygotowywaniu się do kolejnego dnia zajęć, albo też robi zakupy mające zapewnić jej trochę kulinarnej rozrywki w swoim londyńskim, pustym mieszkaniu. Tego dnia natomiast nie robiła ani jednego, ani drugiego. Tego dnia bowiem żadne mury nie były tak atrakcyjne, jak wizja wyczerpującego joggingu z Boną u boku. Gdy więc chwiejący się w powietrzu, niematerialny nietoperz zakręcił tuż obok nieporadne kółko, Andriacchi była już nie tylko dość konkretnie zmęczona, ale też niezbyt chętna do ratowania kogoko lwiek. Machiavelli zdycha gdzieś, próbując przywrócić stosowne proporcje krwi do alkoholu w swym organizmie? Na Merlina, to niech to przechoruje w samotności, jest w końcu dorosłym facetem. Tak, tak, droga panno, i tak wszyscy wiemy, że byłaś gotowa lecieć mu na pomoc od razu po wysłuchaniu całego zrozpaczonego komunikatu. Błędem było to, że nie zwróciła większej uwagi na to, gdzie dokładnie miał się Sebastian zagubić. Patronus coś tam na ten temat powiedział, błysnął szybkim krajobrazem, może nawet wspomniał nazwę kraju - Berenice nic z tego jednak nie zarejestrowała. Zatrzymując się przy jednej z parkowych ławek podparła dłonie na udach i z trudem łapiąc oddech, całą kosztowną energię wydała na jakże wymowny komentarz: - Seba, ty cholerny sukinsynu. - Ocierając czoło przedramieniem, odetchnęła ze trzy razy głęboko, zgarnęła wyzwolone kosmyki włosów podobnie za uszy, naciągnęła puchaty szalik bardziej na nos, poprawiła czapkę - i już jej nie było. Bo była, drodzy państwo, tam gdzie miał być Sebastian. Czyli, mniej więcej, w Szwecji. W szwedzkim lesie, gwoli ścisłości. Wiecie, Berenice nie była głupia. Choć jej wieczorne plany obejmowały jogging po londyńskich ulicach, nie przy kole podbiegunowym, ubrała się ciepło - grubsze legginsy, zimowy dresik, kurteczka, czapeczka, szaliczek, wszystko na swoim miejscu. Było widać, że nie ściągnięto jej tu z pokazu mody - pstrokate kolory nijak ze sobą nie współgrały, co sama Andriacchi uważała za spore niedopatrzenie, ale co zrobić, tego dnia nie miała ochoty wdzięczyć się przed lustrem - ale oleju w głowie nikt jej nie mógł odmówić. Tylko, że tu, w środku lasu, zimno robiło się już od samego patrzenia. Chwała więc Sebastianowi, że o wszystkim pomyślał! Pal licho, że go tu nie było - zostawił przecież liścik. Liścik! Po dwukrotnym przeczytaniu krótkiej notki ciśnienie skoczyło Włoszce wystarczająco wysoko, by nie tylko zapomniała o panującym dokoła chłodzie, ale wręcz zagotowała się, manifestując tę zwyżkę temperatur karmazynowymi rumieńcami na widocznych fragmentach policzków. - Zdurniałeś do reszty - syknęła cicho, jednocześnie unosząc głowę i niespokojnie rozglądając się dokoła. Notka spisana ręką Sebastiana zdradzała, kto jeszcze powinien się tu pojawić i teraz, zamiast rozsądnie teleportować się z powrotem do własnego mieszkania, Berry przestąpiła z nogi na nogę, nie bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić. To przecież było śmieszne, żałosne, godne politowania. Z drugiej jednak strony… No, wiecie. To jednak miło, jak ktoś się o ciebie troszczy. Że Machiavelli robił to na przemian nieudolnie lub do bólu bezpośrednio to już inna kwestia. |
| | | Marco A. Rowan
| Temat: Re: W głębi lasu [Szwecja] Sro 17 Lut 2016, 22:32 | |
| Ratowanie Sebastiana z opresji było na porządku dziennym. Marco robił to odruchowo, nie analizował zbędnie sytuacji, zagrożenia, żałosnego pojękiwania tego fajtłapy, którego trzeba było albo ratować przed dwa razy większym troglodytą od niego czy też zawlec do Watykanu, gdzie dojdzie do siebie i obudzi się z gigantycznym kacem. Tego wieczoru Marco miał właśnie wybrać się do Munga, aby opłacić kolejną ratę za opiekę nad Kaiem, znaleźć dla niego psychoterapeutę i umówić na sesję. Miał wysłać czekoladowy prezent Felicii, opłacić zamówienia Kaia, uregulować zaległe rachunki, wyleczyć podrapane przez kota ręce i ogólnie poświęcić czas na wszystko, poza sobą. Wszystko to przestało mieć znaczenie, gdy rozpoznał z daleka kształt patronusa. Westchnął głośno, otworzył kopertę i uniósł palec wskazujący do góry. - Czekaj. - powstrzymał patronusa przed obróceniem się w nicość czy powrotem do właściciela. Tylko raz przesunął wzrokiem po treści, następnie sięgnął po różdżkę, zarzucił na siebie płaszcz i zatopił rękę w błękitnym ciele nietoperza. Z użyciem teleportacji Marco zmaterializował się w wyznaczonym przez Sebastiana celu. Co prawda zamiast trafić na dokładny adres, wylądował po kolana w bajorku, a winę tego ponosił niewyraźny i otumaniony patronus Sebka. No tak, upił się, pewnie leży pod jakimś krzaczorem i zdycha. Marco bez zbędnego marudzenia wydostał się z gęstej i lodowatej wody, osuszył nogawki i rozejrzał się po okolicy. - Jakim cudem go tutaj wywiało? - zapytał sam siebie, widząc wokół siebie drzewa, krzaki i jeszcze więcej drzew. Rowen nie miał pojęcia, że jest w Szwecji, choć miał świadomość, że teleportował się z pomocą patronusa poza granice Wielkiej Brytanii. Rzym, Szwecja, co w następnej kolejności? Postawił kołnierz kurtki, zapalił światło w różdżce i ruszył jedyną widoczną drogą, ścieżką prowadzącą do... - Berenice? - zamurowało go tak, że zatrzymał się w połowie kroku i opuścił rękę. Szybko zapoznał się z okolicą i zawartością uroczego kącika dla dwóch osób. Zmarszczył czoło i podszedł do kobiety, zauważając w jej ręku list. - Nie mów mi, że ten bydlak nas nabrał. - sądząc po wyrazie twarzy Berenice i groźnych błyskach w jej oczach to tak, Sebastian ukartował to spotkanie. Cóż, w sumie nie pierwszy raz. Marco nie był pewien jaki jest tego cel, bo przecież z Berry może spotkać się w bardziej praktycznym i ludzkim miejscu. Lepszym niż zadupie w Szwecji, gigantyczny las, śnieg, chłód i ciemności. Marco się nie nie zezłościł. Nie wyglądał na zdenerwowanego, a jedynie na szczerze zdumionego. Spojrzał w podkrążone, wściekłe oczy Berenice. A potem się roześmiał. - Mam wreszcie powód, aby mu przyłożyć. Skoro już nas tu sprowadził, to może zjemy? Potem wrócimy do Londynu i znajdziemy jego zwłoki. Co o tym sądzisz? - zapytał rozbawiony. Nie podobał mu się sposób doprowadzenia do spotkania, wszak gdyby naprawdę potrzebował spotkania z Berry, to wysłałby jej list. Mimo wszystko pani Andriacchi oznaczała przyjemny wieczór mimo, że absolutnie nieplanowany. Szkoda fatygi, aby teraz się rozejść. Marco wcisnął ręce do kieszeni kurtki i z uśmiechem spoglądał na Włoszkę.
|
| | | Berenice Andriacchi
| Temat: Re: W głębi lasu [Szwecja] Sro 17 Lut 2016, 22:33 | |
| Zdążyła jeszcze przeczytać liścik po raz trzeci i wydeptać krótką ścieżkę wzdłuż przygotowanego przez Sebastiana kąta gdy stało się nieuniknione - nie była już na polanie sama. Cichy chlupot oznajmił, że Marco miał znacznie mniej szczęścia przy lądowaniu niż ona, z kolei brak jakichkolwiek głośniejszych złorzeczeń sugerował, że mężczyzna radził sobie od Włoszki lepiej. Gdyby to ona wpadła do wody - czy to w postaci bajorka, czy tylko większej zaspy - polankę zdominowałyby już sfrustrowane powarkiwania i klątwy, z tworzeniem których Berenice radziła sobie z każdym miesiącem coraz lepiej. Tak czy inaczej - wyszło jak wyszło. Andriacchi fuknęła jeszcze cicho i gdy tylko Rowan znalazł się w zasięgu wzroku, pomachała trzymaną karteczką. Czyż nie była to najlepsza, najbardziej sugestywna odpowiedź, jakiej mogła udzielić zadane pytanie? Swoją drogą, to dość zabawne, że obecna sytuacja tak bardzo ją zaskoczyła. Najwyraźniej wciąż miała Sebastiana za większego alkoholika niż cwaniaka. - Żartowniś od siedmiu boleści - burknęła jeszcze w ostatnim wyrazie buntu, przekazała liścik Marco, gdyby mężczyzna chciał osobiście zapoznać się z jego treścią po czym westchnęła z rezygnacją, wciskając dłonie do kieszeni sportowej kurtki. Wciąż nie była pewna, jak ma się do tego cyrku ustosunkować. Niby nie miała na wieczór lepszych planów, niby inicjatywa Sebastiana nie była najgorsza, ale... Cóż, o decyzji przesądziło to, że chodziło akurat o Marco. I nie zrozummy się źle - żaden z planów Berry nie obejmował zbliżania się, emocjonalnego czy fizycznego, do jakiegokolwiek mężczyzny. W przypadku bliskości numer dwa zdeterminowanie Włoszki aktualnie trochę się chwiało - Auster, niech cię szlag - w kontekście bliskości numer jeden nie zmieniło się natomiast absolutnie nic. Choćby Machiavelli nie wiem jak się starał, u boku Berenice nie było miejsca dla nikogo, kto nie nazywał się Theodor Andriacchi. Nie i już, sorry, Seba. Nie, nie chodziło więc o to, że Włoszka żywiła do Marco jakieś szczególne uczucia, a po prostu o to, że Rowan nie wykazywał niepożądanych ciągot do niewygodnego zaangażowania. Co więcej, zdawał się w ogóle nie rozumieć, co tak naprawdę kombinuje Machiavelli, więc... Cóż. To było Berry na rękę, bo umożliwiało spędzenie miłego wieczoru bez większych obaw, że pociągnie to za sobą jakieś konsekwencje. - Zjedzmy - przytaknęła więc wreszcie, z westchnieniem opadając na jeden z tych niezbyt dużych, wątłych stołeczków, jakie miały robić im dzisiaj za siedziska. - Ale powinniśmy chyba rozważyć oszczędzenie naszego cwaniaczka. - Uniosła znacząco brwi. - Ktoś będzie musiał zająć się moim zapaleniem płuc i nie widzę powodu, dla którego nie miałby to być sam winny. - Czarny humor trzymał się Andriacchi całkiem nieźle. Nie planowała przecież umierania na kaszel i gorączkę, co nie zmieniało faktu, że przy obecnym zgrzaniu przynajmniej przeziębienie miała murowane. - A. Aha. Psy ci nie przeszkadzają, prawda? - Jasną sprawą było, że nie zostawiła Bony na londyńskiej ulicy. Niezbyt duża, energiczna suka po wspólnej teleportacji oddaliła się na mały rekonesans, teraz wracając z wywieszonym ozorem i śniegiem na każdym skrawku kręconej sierści. |
| | | Marco A. Rowan
| Temat: Re: W głębi lasu [Szwecja] Sro 17 Lut 2016, 22:33 | |
| Nie złościł się jakoś specjalnie, bo domyślał się, że za całym tym cyrkiem kryją się dziwnie pojęte dobre intencje Seby. Marco nie był głupi. Podświadomie doskonale znał cele zabiegów Machiavelliego; zwyczajnie w świecie nie dopuszczał ich do rozumu. Od czterech lat poświęcał się całkowicie opiece nad Kaiem, a więc zdążył odwyknąć od myślenia nad własnymi potrzebami. Aby przeżyć, przestał zwracać na siebie uwagę. Nie miał czasu patrzeć na kobiety bardziej, bo jego myśli przesłaniał młodszy brat. Są rzeczy ważne i ważniejsze. W towarzystwie Berry czuł się dobrze i spokojnie, bo mógł z nią rozmawiać, sączyć wino i nie mieć z tego powodu żadnych zmartwień. Widział jej włoską urodę, ślepy w ten sposób nie był, ale nie wpadł na to, aby to jakoś wykorzystać. Znał jej utratę, bardzo dobrze wiedział co czuje i trzymał się z daleka. Nie sprawiało mu to żadnego problemu, dopóki nie myślał co się dzieje z jego ciałem w nocy i gdy nie uświadamiał sobie, że mnichem to nigdy on dobrym nie będzie. Człowiek jest stworzony do życia w parze i Marcowi, choćby chciał, nie uda się zastąpić potrzeby kobiety troską o swą jedyną rodzinę. Sebastian musiał pogodzić się z porażką, bo na chwilę obecną Marco był dżentelmenem w stu procentach i nie słuchał głosu swojego ciała. Miał stalowe nerwy. Sięgnął po zostawiony liścik i go przeczytał. Brwi zbiegły się u nasady nosa, gdy Marco myślał. - Subtelność nie jest jego mocną stroną. Myślisz, że powinniśmy się nim martwić? - zapytał, stojąc ciut za blisko Berry. Szczęście ma różne definicje. Dopóki Kai nie wyzdrowieje, starszy brat nigdy nie zazna spokoju i nigdy nie odpocznie. Zawsze będzie stawiał go na pierwszym miejscu, bo nie po to stoczył ciężką, krwawą walkę o niego, aby to zaprzepaścić przez zaspokajanie własnych potrzeb. Marco cofnął się, podchodząc do taboretu. Zamiast korzystać z wystroju, użył magii. W ciągu kilku minut między nimi płonęło małe, skromne ognisko, zabezpieczone sporymi kamieniami, a w promieniu paru metrów nie było śniegu. Tuż obok stał sebastianowy stolik z jedzeniem, kieliszkami, winem. Skoro mają już jeść, niechaj będzie miło. Do siedzenia mieli niewielki poziomo ułożony pień pokryty ciemnym kocem, czyli przetransmutowanym mchem. - Teraz nie powinno ci grozić zapalenie płuc, ale chętnie wymyślę jakąś zemstę dla tego dowcipnisia. - wskazał ręką ognisko, które będzie płonąć dopóki nie zacznie padać śnieg. Rowan zachowywał się bardzo spokojnie, był rozluźniony i pogodny. Trzymał nerwy na wodzy zbyt dobrze jak na człowieka, którego zmuszono do teleportacji na drugi koniec świata, gdzie ma spędzić mroźny wieczór pod gołym niebem w środku lasu. - Miałoby mi przeszkadzać to małe stworzenie? Berry, mam doświadczenie w krwiożerczych bestiach Seby. - uniósł brew i posłał jej krzepiący uśmiech, aby zarazić ją dobrym nastrojem. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Marco usiadł na pniu, wyprostował kończyny i sprawdził co ten bydlak im przygotował. Odkorkował wino i nalał do kieliszków. - Jak się mu odwdzięczymy? Nie może tego zapomnieć. - na jego ustach zamajaczył okrutny uśmieszek. |
| | | Berenice Andriacchi
| Temat: Re: W głębi lasu [Szwecja] Sro 17 Lut 2016, 22:57 | |
| Berenice stalowych nerwów nie miała, ani trochę. Tak się mogło wydawać, bo aktorką bywała akurat nie najgorszą, nie zmieniało to jednak faktu, że z Andriacchi było źle niemal pod każdym względem. Jedyne, co jej aktualnie w życiu wychodziło, to chyba tylko praca - ta nawet sprawiała jej przyjemność, co aktualnie było sporym osiągnięciem. Poza tym jednak? Funkcjonowała - i tyle. W sprzeczności ze swoimi tęsknotami (niczego, co zawierało w sobie mianownik Theo nie sposób było już zrealizować), pragnieniami i potrzebami. Narzucony sobie kodeks moralny... Nie, wróć. Trzeba to nazwać jakoś inaczej. Może klatką złożoną ze szczebli własnego niezdecydowania? Tak, mniej więcej o to chodziło. Berry nie mogła się zdecydować. Pewna była jedynie, że zrobiłaby wszystko - absolutnie wszystko - by znów mieć swego męża obok. Cała reszta była zestawem znaków zapytania, z którymi Berry nieudolnie próbowała sobie radzić. W efekcie bliskość Marco - ta chwilowa, niezobowiązująca, nie prowadząca do niczego, z czym obydwoje mogliby mieć jakiś problem - sprawiła, że po plecach Włoszki przeszedł całkowicie naturalny dreszcz, a Andriacchi odetchnęła cicho. Na miłość boską, dlaczego to wszystko musi być tak trudne. Nie po raz pierwszy zatęskniła za czasami, gdy zarówno z tęsknotami, jak i wszystkimi ewentualnymi spięciami radziła sobie w typowo włoskim stylu. - To zależy, jak bardzo tu mu się poprzestawiało. - Puknęła się znacząco w skrytą w czapce głowę. - Jeśli bardziej, niż normalnie, możemy się od niego nie opędzić. A jeśli zamiast mózgu ma już płynną masę strawioną przez alkohol? - parsknęła cicho, mimo wszystko nie mogąc zachować pełnej powagi. - To dopiero byłby dramat. A potem sceneria się zmieniła. Berenice zawahała się, dopiero po chwili pozwalając sobie na szerszy uśmiech. Rozluźniając szeroki, ciepły szalik owinięty dotąd nie tylko wokół szyi, ale i połowy twarzy z westchnieniem usiadła na pieńku i rozprostowała nogi. Nawet, gdyby chciała zapomnieć o morderczej rozrywce, jakiej oddawała się jeszcze przed kilkoma chwilami, jej ciało nie zamierzało jej na to pozwolić. - W porządku - zgodziła się więc zarówno z delikatną zmianą wystroju ich leśnego saloniku, jak również z akceptacją psiego towarzystwa. Sama Bona zdążyła już przedrzeć się przez śniegowe zaspy, otrzepać i ułożyć się nieopodal ognia, dysząc rytmicznie. Jeśli zwierzęcy pysk mógł wyrażać szczęście, to właśnie tak należało interpretować wyraz ryjka węgierskiego owczarka. Tymczasem na scenę wkroczyło wino, które Berenice przyjęła z wahaniem. Umówmy się - Andriacchi przepadała za tym alkoholem. Miała swoje ulubione rodzaje - szybki rzut oka na etykietkę butelki wykazał, że Sebastian co nieco na temat upodobań Berry jednak zapamiętał - i winnice, które najbardziej ceniła. Idealny wieczór Jagody z dużym prawdopodobieństwem sprowadzał się do gorącej kąpieli, dobrej książki i rozpijanej niespiesznie butelki słodkiego, włoskiego wina. Z tym, że przy wszystkich tych upodobaniach... Im gorzej było, tym szybciej alkohol uderzał jej do głowy i tym łatwiej było jej popełnić głupotę. Jedną, drugą, trzecią. Kolejne błędy, których mogła żałować. A że teraz było źle... Berenice westchnęła nieco głośniej niż zamierzała. Nonsens. Wystarczy odrobina opanowania, to chyba jest jeszcze w jej zasięgu? - Proponuję odwdzięczyć mu się pięknym za nadobne. Randka z panią Pince mogłaby spełnić to zadanie. - Mimowolnie uśmiechnęła się szeroko. Widok Machiavellego usadzonego przy jednym stoliczku ze szkolną bibliotekarką, z romantyczną scenerią w tle był co najmniej zabawny. I z pewnością bardziej humanitarny niż, na przykład, resekcja jelita cienkiego przez nos... Jeśli to było w ogóle wykonalne. Tym bardziej, jeśli nie było. - No dobrze, a teraz szczerze - jak bardzo w skali od jednego do pięciu Sebastian wszedł ci w paradę ze swoją dzisiejszą inicjatywą? - zapytała po krótkiej chwili, mocząc wargi w alkoholu. - Nie chciałabym, żebyś przez grzeczność... - Wzruszyła lekko ramionami. - Pewnie miałeś jakieś swoje plany. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: W głębi lasu [Szwecja] | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |