"Słownik wyrażeń puchatych" przypadł jej od razu do samego serca. Też taki chciałaby mieć! Podarowałaby takowy Amycusowi, a nuż nauczyłby się mówić odrobinę naturalniej i uprzejmiej mając do czynienia z jej znajomymi. Miała tutaj na myśli Lucę. Dowiedziała się z pewnych puchatych źródeł, że nie dogadywali się za bardzo na obozie. Wbrew niefajnemu humorowi, usta Yu wyginały się w rozczulonym uśmiechu na wieść o uratowaniu brunatnych myszek. Dziewczyna przyglądała się młodszemu Chantowi z podejrzliwością, wszak na obozie ciągle burczał i odpowiadał pod nosem. Cóż za miła odmiana widząc go w tak wesołym humorze! Nie mogła teraz zachwycać się jego nową odmianą ani też wspomnieć Hectorowi o blond włosach Lucy, bo po pierwsze, atmosfera nie była na to zbyt odpowiednia, a po drugie miejsce również nie było do tego najlepsze. Miała również zapytać o co mu chodziło z "macaniem tyłka" Porunn Fimmel, o czym wspomniał jej w liście. Miała tyle pytań, o jego samopoczucie, zdrowie, czy może spotkał Francisa z Cziką (albo to Czikę z Francisem i szalikiem puchatym?), wypytać o babcię-wrózbitkę, spróbować ciastek, pochwalić je, zamówić zapas, zapytać o tak wiele rzeczy jak to robi dobry znajomy. A odeszła do starszej babciny, niemalże bezczelnie ukracając wywiązującą się dyskusję. Zapłaciła za książkę, mrugając powiekami i odpędzając od siebie podejrzane łzy. Poczuła się o niebo lepiej, gdy babcina właścicielka księgarni ścisnęła jej pocieszająco dłoń.
Nie doczekawszy się ich przybycia tak szybko jak tego oczekiwała, mozolnie wróciła na poprzednie miejsce czyli do regału astronomicznego. Zdążyła usłyszeć pytanie Lucy. Lekko zdzieliła go w ramię trzymaną książką Bruce'a Dahla. Mogło zaboleć, gdyby użyła zapasu siły godnej Ścigającej.
- Jak już to zaległej dożywotniej dostawy świeżych malin. - skarciła go jak młodszego brata, którego nie miała. Albo niemądrego kolegę, wszak galeonów miała po uszy tak samo jak majątku po matce, przez który została "uwiązana" słowem z Amycusem.
- Póki nie pada deszcz, chodźmy na kawę albo lody. A potem łaskawie mi wyjaśnicie czy skleroza obejmująca dziesięć lat wstecz jest dziedziczna. - pogroziła obu panom groźnie wyglądającą księgą (ruszała się jej w rękach). Na Hectora nie spojrzała, nawet na chwilę nie zawiesiła na nim wzroku, dziękując Merlinowi i świętym goblinom, że Luca wpadł do księgarni krzycząc "Eureka".