|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Evan Rosier
| Temat: Re: Przeszkody Czw 11 Wrz 2014, 19:08 | |
| Gnany czasem, niezbyt zorientowany w temacie starożytnych run, nie mógł dostatecznie zrozumieć wagi jej słów, potencjalnego niebezpieczeństwa, znaczenia całego tego rytuału, który w normalnych okolicznościach wykpiłby pewnie już na etapie wstępnego pomysłu, bynajmniej nie tylko ze względu na niepewność działania oraz konieczność okaleczenia się i osłabienia dla uzyskania nieoczywistego efektu. Teraz jednak, nie chcąc skupiać się na sprawach o niewielkim znaczeniu, nie posiadając dostatecznej wiedzy, aby potwierdzić lub też zaprzeczyć jej słowom, ewentualnie po prostu wykonać całą tę czynność za nią, uniósł tylko brwi, a potem, obrzuciwszy ją uważnym, chmurnym spojrzeniem, zwolnił uścisk i łaskawie cofnął dłoń. Lepiej dla niej, by utrata krwi była nieznaczna, a efekt końcowy wart zachodu. Chwilę potem klęczał już jednak nad ułożonymi w rzędzie kulami, ze zmarszczonym w zamyśleniu czołem przesuwając je na zwilgotniałych deskach, z pojedynczą zmarszczką niezadowolenia spoglądając na przesuwające się pod szklaną taflą obrazy wspomnień. Skupiony na tej czynności, nie widział ani Chiary po drugiej stronie pomostu, ani bękarta chwiejącego się niebezpiecznie na sekundę przed runięciem do wody, a co najważniejsze – złotowłosej Gryfonki, która biegła przez deski molo jak na złamanie karku za jakimś cholernym guzikiem, potrącając wszystko, co stało na jej drodze. Poczuł szarpnięcie w okolicach barku, asekuracyjnie wyciągnął przed siebie dłoń, ten pojedynczy odruch wystarczył jednak, by trącił palcami jedną z kul, z wulgarnym przekleństwem na ustach usiłując schwycić ją jeszcze, zanim umknęła spoza zasięgu jego ramienia i zniknęła na krawędzi molo. Gniew nie zdążył jeszcze zalać falą jego ciała, gdy na jego oczach wybuchły obrazy. Spoglądał na to, zaskoczony, z początku nie pojmując zbyt wiele, by potem, stopniowo, do umysłu przedarło się zrozumienie, mięśnie barków spięły, a oczy zasnuły mgłą gniewu, który nie wygasł bynajmniej, gdy ostatnia ze scen, niejasnych, ulotnych, urywanych, wybrzmiała i znikła, razem z otaczającą ich ciasno, klaustrofobicznie, gęstą, lepką, mlecznobiałą mgłą. Skąd jej wspomnienia, takie wspomnienia, na obozowym torze? Zacisnął szczęki, zmagając się z niejasnym poczuciem, że ktoś świetnie się przy tym wszystkim bawi, podświadomie zwijając dłonie w pięści i podnosząc się, by znaleźć pieprzoną Gryfonkę i utopić ją w płyciźnie, w akcie łaski dla jej upośledzenia, wówczas jednak dostrzegł, jak jezioro kostnieje, jak wzdłuż tafli wspina się gruba warstwa lodu, a powietrze wokół przenika mrozem. Wyciągnął dłoń, a na jej wierzchu osiadły płatki śniegu. Znał to wspomnienie, znał je dość dobrze, pamiętał na tyle wyraźnie, by nie spodziewać się po nim niczego dobrego. Obrócił się, omiótł Larsen zlodowaciałym spojrzeniem, a potem zerknął na Irlandczyka. — Dopilnuj swojej przyjaciółki, w innym wypadku może nie zakończyć toru razem z innymi. — I jakkolwiek mogło to brzmieć jak groźba, nie było nią, a przynajmniej nie w pełni. Mimo swoich najszczerszych chęci, nie mógł skrzywdzić jej na szkolnym obozie. Gdyby jednak postanowiła znów stanąć na drodze do jego celu, spetryfikowanie jej i pozostawienie z racą do momentu przybycia nauczycieli powinno wystarczyć, by pozbyć się zbędnego balastu. Swoje cele osiągał, nie oglądając się i nie zważając na ofiary. Nim jednak zdążył dodać coś więcej, krew w jego żyłach zmroził huk, a chwilę potem krzyk po drugiej stronie jeziora, krzyk, w którym rozpoznał, jak mu się przez sekundę zdawało, znajomą nutę, krzyk bólu i przerażenia, który wybuchł i zgasł równie szybko i ulotnie, jak pojedyncza iskra w jego oczach, która nie zwiastowała nic dobrego. Z mięśniami ściętymi gotowością, obrócił głowę dokładnie w tym samym momencie, co O’Connor, a potem, zacisnąwszy szczęki w gniewie, objąwszy pewniej trzymaną w dłoni różdżkę, po której wspięło się kilka iskier tamowanej mocy, zwrócił się ku Chiarze tylko po to, by dostrzec, do jakiego stanu doprowadziła się tym całym rytuałem. Zaklął pod nosem, spoglądając na kwieciste rozbryzgi krwi, z błyszczącymi groźnie oczami podszedł do niej, odsuwając po drodze bękarta, którego nie raczył zaszczycić spojrzeniem, omiótł pobladłą twarz i schwycił drobne ciało, podnosząc ją do pionu. — Co ty zrobiłaś? — syknął przez zęby. Śnieg prószył już całkiem mocno, osiadając na jego włosach i barkach, rozpiął więc kurtkę i narzucił na jej ramiona. Zerknął na resztę feralnej drużyny, która stała i wpatrywała się w nich, jakby podejmowanie samodzielnych decyzji było zbyt skomplikowane. — Na co, u diabła, czekacie? Ruszać się. A potem, nie czekając na nikogo, chwycił dłoń Chiary, by nie postanowiła osłabnąć w drodze, a następnie, nadając zdecydowane tempo, wkroczył na jezioro, z początku z pewną dozą nieufności, by wreszcie, dostrzegłszy pod taflą skłębione cielsko czegoś wielkiego, natychmiast przyspieszyć kroku.
|
| | | Mistrzyni Alpacalipsa
| Temat: Re: Przeszkody Pią 12 Wrz 2014, 21:42 | |
| Pospiech pana Rosiera był doskonale zrozumiały, nic dodać, nic ująć. Lód pod ich nogami nie trzeszczał jednak złowieszczo, nie pękał, tafla była stabilna i pewna, niezachwiana w swej twardości. Nie było się czego bać. Jeszcze. Żadne z nich nie mogło bowiem wiedzieć, że na wschodnim brzegu, druga drużyna, wykazując się przy tym niemałym idiotyzmem, lub pomysłowością, jak kto woli, zdecydowała się zbombardować lód. Lód zagradzający drogę ich wodnej przygodzie, dryfującej na galerze w stronę chwały, zwycięstwa i morskiej choroby. Podejście do sprawy zatoru mieli więc całkiem wybuchowe, niestety, nie przewidzieli i przewidzieć nie mogli, że gdzieś w oddali, ukryci przed ich wzrokiem za mgłą, która przy brzegach wciąż utrzymywała konsystencję mleka, znajdują się inni uczniowie. Inni uczniowie na środku pokrywy lodowej, która przed sekundą doszła do wniosku, że coś w niej pękło. Nieodwracalnie. Wyrwa szeroka na kilkanaście centymetrów przesuwała się po lodzie błyskawicznie, nieubłaganie kierując się w stronę wędrujących Przeszkód. Oczywiście niemożliwością było, by dotarła tak daleko, nie musieli więc martwić się zimną kąpielą. Inną rzeczą była natomiast ogromnych rozmiarów kelpie, która - wyczuwszy odpowiedni moment i miejsce - przedostawała się właśnie na powierzchnię nie dalej jak kilkadziesiąt metrów od dzielnych wędrowców. |
| | | Cú Chulainn O'Connor
| Temat: Re: Przeszkody Nie 14 Wrz 2014, 17:57 | |
| Faktycznie, dla O'Connora słowa Evana zabrzmiały jak groźba, ale być może było to spowodowane cała masą uprzedzeń i samą w sobie osobą Ślizgona. W sumie wyglądał jakby zamiast "dzień dobry, poproszę chleb" mówił "avada kedavra, reszty nie trzeba", więc co tu się dziwić. Zupełnie nie rozumiał jak tak charyzmatyczna i w gruncie rzeczy wesoła dziewczyna jak Aristos mogła się zaprzyjaźnić z kimś takim. Może miała poczucia humoru za ich dwoje? Ewentualnie Rosier posiadał ukrytą naturę, tak skrzętnie ukrytą, że nawet legendy tego nie obejmują. W sumie tego nie brał nigdy pod uwagę, choć gdyby zaczął się nagle szeroko uśmiechać zapewne odłożyłby uprzedzenia na bok i zaprowadził go do skrzydła szpitalnego. Jeden honor musiał mu oddać, nigdy nie skrzywdził młodej Lacroix. A przynajmniej o niczym nie wiedział, ale ufał jej, więc nie brał pod uwagę zbyt wielkiego marginesu błędu. Nie odpowiedział mu, ograniczając się do uporczywego i nieruchomego spojrzenia, a następnie przysunął ją bliżej siebie - chociaż najprawdopodobniej nawet tego nie zauważyła, wpatrując się z błogosławieństwem w guzika-uciekiniera. Kiedy Ślizgon skupił się z powrotem na osobie Krukonki, Cu spojrzał na Larsen. Pewnie by się uśmiechnął szeroko, ale w obecnej chwili miał w głowie zbyt wiele czarnych myśli w związku z Aristos. Zamiast tego po prostu uniósł nieco kącik ust, bo nie miał w zwyczaju dawać po sobie poznać, że coś jest nie tak, i zmierzwił włosy Gryfonki. - Sol, mam dla ciebie propozycję zabawy. - odezwał się, przyjmując strategię, która powinna najlepiej zadziałać w przypadku tej specyficznej jednostki. - Musimy się jak najszybciej dostać na brzeg, więc zrobimy z tego wyścig, zgoda? Spojrzał jeszcze na Lasarusa. Skoro wcześniej się dogadali to czemu by nie spróbować kooperacji. - Ścigamy się. Kto pierwszy ten dostaje od pozostałych przez miesiąc czekoladową żabę dziennie, ewentualnie jakiś zamiennik. Las, dla ciebie może być alkohol. Zależało mu na czasie, jeśli faktycznie Ari groziło niebezpieczeństwo, więc należało zmotywować resztę na tyle, na ile pozwalały możliwości i oblodzony tor. Mogło to z boku wyglądać jak bagatelizowanie sprawy, pretekst do zabawy na każdym kroku, jednakże miał w nosie to, co Rosier czy Chiara sobie o nim pomyślą w tej chwili. Jeśli w ten sposób uda mu się przyspieszyć wyprawę to czemu nie. - Start. - rzucił jeszcze tylko i ostrożnie wszedł na lód, by złapać równowagę, wyczuć ten nieprzyjazny grunt. Po krótkiej chwili przyspieszył doganiając Evana, biegnąć z nim łeb w łeb. Nie wiedział ile mieli czasu zanim kolejna niespodzianka pojawi się na ich drodze, więc wolał nie oglądać się za siebie, nie mieli na to czasu. Tylko raz skontrolował stan Sol, by się upewnić, że nie złapała zająca i nie zginęła we mgle. Nie chciał mieć jej na sumieniu, bardzo nie chciał. Może i dziewczyna miała nierówno pod sufitem, ale lubił ją, więc wolałby mieć chociaż możliwość uratowania jej przez wystrzelenie racy w odpowiednim momencie. Pozostawała jeszcze kwestia Lasarusa, który miał wybitnego pecha, ale nie pzoostawało mu nic jak zaufać jego instynktowi przetrwania. Trzeba odnaleźć Aristos. |
| | | Chiara di Scarno
| Temat: Re: Przeszkody Nie 14 Wrz 2014, 21:17 | |
| Rosiera zauważyła dopiero, kiedy wyłonił się zza Lasarusa, poważny, gniewny, osądzający. Jakby wszystko to zrobiła aby uprzykrzyć mu życie, a nie pomóc w poszukiwaniach osoby, na której odnalezieniu to jemu bardziej zależało. Otępiała odrobinę, jakby ociężała, nie zarejestrowała nawet tego okrzyku bólu, który prześlizgnął się po powierzchni jeziora, docierając także i do nich. Kiedy Evan podniósł ją z klęczek, zakręciło jej się lekko w głowie, na co zareagowała zaciśnięciem zębów i zwinięciem dłoni w ciasne pięści. Nie po to odprawiła ten rytuał, aby w tej chwili ich opóźniać. Każda magia posiadała swoją cenę, tak to po prostu wyglądało i nie należało robić z siebie ofiary zwłaszcza w momencie, kiedy się nią nie było. Nie wspominając już o tym, że Chiara nie cierpiała być stawiana w sytuacji, w której musiała polegać na innych. W tej chwili, do pewnego stopnia nadwyrężona fizycznie i pozbawiona magii, nie miała innego wyboru. Posłusznie wsunęła dłonie w rękawy dużo za dużej kurtki, wchłaniając łapczywie drogocenne ciepło ciała chłopaka. Gdzieś po drodze zahaczyła spojrzeniem o Lasarusa, ale szybko odwróciła wzrok, dostrzegając chyba na twarzy chłopaka emocje, których się nie spodziewała. Których do końca nie rozumiała, nigdy nie zaznajomiona z tym, jak powinny wyglądać normalne relacje w rodzinie. Nie zdążyła odpowiedzieć na pytanie Rosiera, bo zanim skonstruowała odpowiedź, ten chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą, czemu poddała się bez oporów i sprzeciwu, choć perspektywa wchodzenia na jezioro, choćby zamarznięte, budziła w niej niezbyt racjonalne przerażenie. W biegu wcisnęła w dłoń Ślizgona zaklęty już sygnet i powróciła do tej niewyjaśnionej wcześniej kwestii. Jej głos, choć pobrzmiewało w nim zmęczenie, był twardy i chłodny jak zwykle, a w oczach pobłyskiwał upór godny dziedziczki Slytherina. - Cokolwiek sobie wyobrażasz, nie jestem idiotką. Wystarczy, że znajdziemy Ari albo go zniszczysz. – odezwała się cicho, starając się nadążyć za spiesznymi krokami Rosiera, czując że od czasu do czasu jedynie jego silny uchwyt pozwala jej utrzymać równowagę. Chyba bardziej niż ktokolwiek inny chciałaby się znaleźć na stałym lądzie, a pęknięcie, które zaczęło pojawiać się na lodzie, jedynie utwierdziło ją w przekonaniu, że opuszczanie molo było beznadziejnym pomysłem. - Światło będzie coraz mocniejsze. – dodała jeszcze, zanim udało jej się dostrzec ogromnego konia z sitowiem zamiast grzywy. Nawet Chiara, choć beznadziejna w Opiece nad Magicznymi Stworzeniami, wiedziała z czym mają do czynienia i wyhamowała gwałtownie, choć z lekkim poślizgiem. - No tak, jakby to tej pory było zbyt łatwo. – mruknęła pod nosem, bo niewiele więcej mogła zrobić. Bez magii czuła się bezbronna i bezradna.[/b][/b] |
| | | Soleil Larsen
| Temat: Re: Przeszkody Pon 15 Wrz 2014, 10:06 | |
| Soleil była dosyć pokrętnym przepadkiem. Większość ludzi traktowało ją jak małą dziewczynkę i albo wzbudzała w nich poczucie opiekuńczości, albo irytowała swoim zachowaniem. I choć Słoneczko faktycznie była osóbką dziecinną w wielu sytuacjach, nie była równocześnie głupia ani bezbronna czy ślepa. Pogoń za guziczkiem, przerwana mamrotliwym przepraszam, ostatecznie także skończyła się na nich dobrze. Dziewczyna zaaferowana zabawą w berka, nie zwróciła nawet uwagi na ostre słowa Rosiera. Prawdopodobnie, nawet gdyby dotarły one jej uszu, nie zwróciłaby i tak na nie większej uwagi. Zdziwiła się trochę, kiedy Cu objął jej dłoń i przyciągnął do siebie, ale uśmiechnęła się do niego ufnie. Lubiła tego wysokiego, dobrego człowieka i wyczuwała, że on także za nią przepada. Przez moment szukała wzrokiem Lasarusa, a odnalazłszy go wracającego z niezbyt zadowoloną miną z drugiego końca pomostu, jego także ujęła za ręką, znowu znajdując się pośrodku tych dwóch panów, czym nie zdawała się być w najmniejszym stopniu skrępowana. Krzyk na moment napełnił ją niepokojem, bo pełen był bólu i chyba także strachu. Zarejestrowała minę Irlandczyka i nieco mocniej ścisnęła jego dłoń. Być może nikt jej nie wytłumaczył co się dzieje, ale potrafiła dodać dwa do dwóch. - Znajdziemy ją. – powiedziała z pewnością i optymizmem godnym Słońca w środku zimy, czym przecież właśnie w tej chwili była, zważając na zmianę pogody. Bez sprzeciwów podjęła grę O’Connora, choć przecież nie musiał podchodzić jej w ten sposób. Lubiła zamarznięte jeziora, przemierzała je w rodzinnych stronach wzdłuż i wszerz, nie bacząc na niebezpieczeństwo. Ciągnąc za sobą Lasarusa, całkiem sprawnie, ostatecznie miała doświadczenie, przemieszczała się po zdradliwym lodzie. I pewnie bez większego problemu odtarłaby wraz ze swoimi towarzyszami do linii brzegu widocznej po drugiej stronie tej zamarzniętej pułapki, gdyby coś nie stanęło im na drodze. Sol przepadała za Opieką nad Magicznymi Stworzeniami. Od kiedy zaś jej uwagę przyciągnął pewien Lancaster, jeszcze więcej czasu i uwagi poświęcała temu przedmiotowi. Wiedziała, że to dział w bibliotece, gdzie najprędzej go odnajdzie i, że w tym zakresie może mu zaimponować. A potem… potem robiła to już dla siebie, wciągnięta przez niego do fascynującego świata zaczarowanych stworzeń. Kelpia nie wzbudziła więc w niej większego strachu, bardziej zainteresowanie. Oczywiście roztropnie nie zbliżała się do niej ani nawet nie pomachała jej na powitanie ręką, choć aż świerzbiły ją palce. Rozejrzała się natomiast po twarzach swoich towarzyszy i widząc na nich niechęć i pewną dezorientację, uśmiechnęła się radośnie. - W Szkocji mówimy, że jeśli jest się dobrym jeźdźcem, nie należy bać się Kelpie. Chociaż lubią przyjmować także postać nagich, kuszących kobiet. Ta pewnie wyczuła, że w tym przypadku nic z tego. – stwierdziła radośnie, przyglądając się z zadowoleniem, jak wiatr rozwiewa przypominającą sitowie grzywę. - No to kto jej zakłada uzdę? – zapytała po chwili, kiedy wszyscy uparcie wyglądali, jakby nie podobał im się pomysł zabawy w rodeo. |
| | | Mistrzyni Alpacalipsa
| Temat: Re: Przeszkody Sro 17 Wrz 2014, 14:11 | |
| Spostrzegli zagrożenie szybko, jednak nie wystarczająco, by ktokolwiek zdążył zareagować odpowiednio do ogromu ich kłopotów. Kelpie wydostała się na powierzchnię, parsknęła gniewnie, lód pękał z trzaskiem dookoła jej cielska, zanurzał się w ciemnej toni, wyskakiwał na powierzchnię jak korki od wina i znów znikał pod zwałami wody, niebezpiecznie falującej, groźnej, nieznanej. Być może gdyby rzucili się do ucieczki, gdyby nie przystanęli w miejscu, nie czekali na dalszy rozwój sytuacji, zdołaliby uciec na tyle daleko, by stworzenie ścigało ich po stabilniejszym gruncie; niestety, chwila refleksji nad naturą zagrożenia wystarczyła, by przynieść zgubę na całą drużynę. Różdżki były bezużyteczne w obliczu nieubłaganego czasu, który uciekał jakby gonił go sam diabeł, w akompaniamencie symfonii trzasków, złowieszczego chrobotu i końskich kopyt na tafli, która jeszcze przed momentem zdawała się być na tyle stabilna, by utrzymać całe towarzystwo na powierzchni. Nim ktokolwiek zdążył podnieść alarm, czy wpaść w panikę, lodowa pokrywa rozstąpiła się pod ich nogami, sprawiając, że dzielni wędrowcy zaczęli zapadać się pod nią z mrożącym krew w żyłach, zbiorowym wrzaskiem. Całe szczęście, moi drodzy, całe cholerne szczęście, że znaleźliście się - choć może brzmi to nieprawdopodobnie - w wyjątkowo odpowiednim miejscu. Migoczący w toni przedmiot, do tej pory niewidoczny pod lodem, teraz wyłonił się na powierzchnię; przyciągał wzrok, migotał wesoło, zachęcająco, mrugając do pana O'Connora przyjaźnie - ważka zatopiona w szkle na wieki była niczym innym jak drogą ucieczki, wystarczyło zacisnąć na niej palce, a znajome uczucie poderwania w okolicach żołądka przywitało całą piątkę, rzucając ich w nieznane, nim zdążyli się dobrze zamoczyć. Po nieprzyjemnej przygodzie został jedynie chłód, zapach wody i niespodziewana sytuacja, w jakiej nagle się znaleźliście. Mówi się, że po trupach do celu - w tym wypadku obyło się bez ciał, choć możliwe, że to dopiero początek...
z tematu dla całej piątki. witamy w Pertraktacjach.
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Przeszkody | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |