IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Walka wręcz - zajęcia z profesor Lacroix

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3  Next
AutorWiadomość
Tanja Everett
Tanja Everett

Walka wręcz - zajęcia z profesor Lacroix - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Walka wręcz - zajęcia z profesor Lacroix   Walka wręcz - zajęcia z profesor Lacroix - Page 2 EmptyWto 12 Sie 2014, 21:26

Kto jak kto, ale ona musiała się tutaj pojawić. Ona, która zawsze uważała się za osobę silną i dominujący charakter. Musiała poznać wszelkie możliwe techniki obrony, aby kiedyś - gdy znowu spotka swego ojca - mogła być pewna swojej siły i się nie bać. Walka wręcz z profesor Lacroix była idealnymi zajeciami na rozpoczęcie dnia. Tanja ubrana w czarne spodnie i bluzkę na ramiączkach w tym samym kolorze niepewnie weszła na polanę. Wydawało jej się, że wszyscy na nią patrzą.. wieść, co dokonał jej ojciec musiałą się już rozejść po świecie. Wzięła głębszy wdech i ruszyłą w kierunku Resy. Ręka była już sprawna. Podeszła do Gryfonki, mimo, że ta rozmawiałą z Aeronem.
-Cześć Resa.. cześć Arcio. -przywitała się cicho i spuściłą głowę. Nie potrafiłą się tu odnaleźć, ale musiałą wrócić do życia. Miała dla kogo. W milczeniu obserwowała zdarzenie między nauczycielami i aż uniosła brew do góry. No no... niezłe zagrywki.
Franz Krueger
Franz Krueger

Walka wręcz - zajęcia z profesor Lacroix - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Walka wręcz - zajęcia z profesor Lacroix   Walka wręcz - zajęcia z profesor Lacroix - Page 2 EmptyWto 12 Sie 2014, 21:48

Nie mógł oczywiście poznać myśli Amycusa, ale gdyby tylko wiedział, co chodzi mu aktualnie po głowie, byłby pewnie rad z tego, że znalazł partnera do wspólnych treningów. Mawiano, że sport, to zdrowie, a że Franz zwykle ćwiczył sam, nie miał nic przeciwko, by niekiedy urozmaicić czas i sprawdzić swoje umiejętności wraz z innym uczniem Slytherinu. Szczególnie z tego względu, że mimo iż nie znał Carrowa zbyt dobrze, uważał go za porządnego chłopaka, z którym zawsze dało się dogadać. Co prawda, nie mógł wiedzieć o jego ciemnej stronie, mógł się jedynie domyślać, że i on dąży do posłusznej służby w szeregach śmierciożerców. Właściwie, wolał jednak wierzyć w to, że w Domu Węża znajdują się jeszcze ludzie, którzy mają inne życiowe plany i nie chciał wszystkich wrzucać od razu do jednego wora. Chociaż zdawał sobie sprawę z tego, że w przyszłości niektórzy z jego sprzymierzeńców mogą okazać się jego wrogami.
Na razie jednak obaj panowie znajdowali się na zajęciach z walki wręcz, więc musieli skoncentrować się na tym, co ma im do powiedzenia profesor Lacroix. Krueger nie odrywał od niej wzroku i to nie tylko z powodu tego, że miała na sobie obcisły dres podkreślający jej kształty. Chociaż, jeżeli miał być szczery, to oczywiście była to jedna z przyczyn, a chłopak musiał przyznać, że ta młoda kobieta wyglądała we wszystkim olśniewająco. Problem tkwił w tym, że na horyzoncie pojawił się Diarmuid, który najwyraźniej zamierzał pokazać wszystkim, że Chantal należy do niego i zrobił to w dość niesmaczny sposób. Niemiec wywrócił więc tylko ze zrezygnowaniem oczami, zupełnie ignorując tę ich miłosną scenkę. Nie to, żeby był zazdrosny. Miał tę świadomość, że sytuacja sprzed ponad roku, która łączyła go z nauczycielką eliksirów nie miała żadnego znaczenia. Nigdy nie wiązał z nią żadnej przyszłości. Tę chwilę przyjemności traktował po prostu jak dar od losu – oficjalnie nigdy się do tego zajścia nie przyznawał, udawał, zupełnie tak, jak profesor Lacroix, że nie miało ono miejsca. Niekiedy rzucił tylko kobiecie wymowny uśmieszek czy spojrzenie, bo wiedział, że takie gesty ją deprymują i w jego mniemaniu było to nawet całkiem zabawne.
Ua Duibhne wydawał mu się nieco nachalny ze swoim przemówieniem i tekstami rzucanymi w stronę jego partnerki. Mimo wszystko, mówił całkiem sensownie, więc Franz nie miał nic przeciwko jego obecności. Byleby nie pomyślał znów o umniejszaniu autorytetu tej młodej kobiety i pokazywania uczniom swojej wyższości, bo to w jego opinii było po prostu żałosne. Chłopak starał się więc nie zwracać na niego uwagi, ale i to nie było skutecznym rozwiązaniem, bo mężczyzna sam do niego zagaił.
- To nie jedyne moje atuty. Nie tak łatwo mnie zaskoczyć, panie profesorze. – odburknął tylko beznamiętnym głosem, spoglądając mu w oczy, choć jego słowa w pewnej części potraktował jako komplement. Pomimo tego, odnosił wrażenie, że ten... chciał go przestraszyć Symplicją? Jeżeli dziewczę nie trenowało żadnych sztuk walk, nie stanowiło dla niego większego zagrożenia. I Krueger nie myślał tutaj wcale w kategoriach „gorszy-lepszy”. Po prostu znał swoją wartość, wiedział, że dużo czasu poświęca treningom, nie tylko siłowym, i że jest o wiele szybszy i bardziej zręczny, niż nauczycielowi transmutacji mogłoby się wydawać. Nie miał pojęcia czy Szafran lubuje się w jakichś sztukach walki, czy jakiejkolwiek innej dyscyplinie sportowej, choć kilkuletnia edukacja w Hogwarcie utwierdziła go w przekonaniu, że większość uczniów skupia się jedynie na magii, co akurat stawiało go na zajęciach z walki wręcz na wygranej pozycji. Sam niemiecki czarodziej jednak również nie miał nigdy styczności z dokładną techniką, która mogłaby mu pomóc w mordobiciach, więc z niecierpliwością czekał na naukę konkretnych chwytów.
Jeżeli zaś chodziło o pary, Franz wolał chyba zaczekać na czyjąś propozycję. Prawdę powiedziawszy, Krukonka nie wydawała mu się odpowiednią osobą. Nie dlatego, że mogła go pokonać, chociaż Ślizgon starał się nie wykluczać żadnej z możliwości. Po prostu, siedemnastolatek miał słabość do przedstawicielek płci pięknej i szczerze mówiąc, wolałby uniknąć walki z którąś z nich. Jeżeli zatem cokolwiek miałoby być na tych zajęciach jego piętą achillesową, to nie był to zdecydowanie brak gibkości, a raczej niechęć do starcia z kobietą. Postanowił jednak zdać się na to, co los przyniesie i nie narzekać.


Ostatnio zmieniony przez Franz Krueger dnia Wto 12 Sie 2014, 21:56, w całości zmieniany 2 razy
Vincent Pride
Vincent Pride

Walka wręcz - zajęcia z profesor Lacroix - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Walka wręcz - zajęcia z profesor Lacroix   Walka wręcz - zajęcia z profesor Lacroix - Page 2 EmptyWto 12 Sie 2014, 21:51

Pierwsze zajęcia, które zwróciły jego uwagę zapowiadały się niezwykle obiecująco i nie dlatego, że prowadziła je opiekunka jego domu. To akurat miało tu niewielkie znaczenie, gdyż Pride miał świadomość, że Ślizgon nie równa się Śmierciożercy ani nawet aspirantowi na ten tytuł. Walka wręcz była po prostu lekcją przydatną w życiu, szczególnie, jeśli nie polegało się ślepo na magii ani wyimaginowanej sile czystej krwi, która w starciu nie raz i nie dwa zawiodła, jeśli przeciwnik miał więcej wyobraźni i mniej ograniczeń.
Nie zobaczył tam Evana, co nie zdziwiło go w sumie w najmniejszym stopniu. Ten typ skupiał się na wierze w nieograniczoną potęgę magii, więc gdzieżby się pojawił na czymś tak przyziemnym. Och. Ach. Właściwie poza profesorem od transmutacji nie ujrzał nikogo znajomego, ale też miał czas na nowe znajomości, w końcu dopiero właściwie trafił do tej szkoły jako pełnoprawny uczeń. Miał drobne opóźnienie, ale udało mu się wśliznąć między uczniów na tyle sprawnie, by wyglądało jakby stał tam cały czas, od samego początku.
Ze wstępnych obserwacji wywnioskował tylko, że prowadząca ma z profesorem jakież bliższe kontakty, a poza tym... nic szczególnego. Cóż, to dopiero początek, więc jeszcze miał czas na bardziej sensowne wnioski. Póki co skupi się na zajęciach samych w sobie a informacje przyjdą same. Nie było tłumów, ale też pewnie większość obozowiczów jeszcze zapoznawała się ze współlokatorami. Jemu to pasowało na początek.
Lucas Shaw
Lucas Shaw

Walka wręcz - zajęcia z profesor Lacroix - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Walka wręcz - zajęcia z profesor Lacroix   Walka wręcz - zajęcia z profesor Lacroix - Page 2 EmptyWto 12 Sie 2014, 22:18

Przybył na zajęcia w ostatniej chwili! Myślał, że się spóźni, ale wpadł w momencie przemówienia profesora od transmutacji. Zabawne.. to Chantal miała prowadzić zajęcia.. zaskoczony spojrzał na nauczycieli, ale nic nie powiedział. Z daleka widział już Resę, na któej widok mocniej zabiło mu serce. Uśmiechnął się do niej i niepostrzeżenie stanął za nią. Nie mówił nic, słuchając przemówienia. Mężczyzna miał rację.. te czasy były bardzo, bardzo niebezpieczne. Słuchał w milczeniu i dopiero wtedy zwrócił się do Resy.
-Cześć Koniczynko. -uśmiechnął się. Nie podobało mu się, że stała tak blisko Aerona. Jemu i Tanji skinął głową. Ta duga wyglądała na załamaną.. ciekawe czemu?
Jasmine Vane
Jasmine Vane

Walka wręcz - zajęcia z profesor Lacroix - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Walka wręcz - zajęcia z profesor Lacroix   Walka wręcz - zajęcia z profesor Lacroix - Page 2 EmptyWto 12 Sie 2014, 22:40

Sytuacja z wczorajszego dnia nadal odbijałą się echem po jej głowie i nie mogła myśleć o niczym innym. Nie byłą jednak typem osoby, który leżał w łóżku pod kołdrą i zapłakiwał się na śmierć. Było jej ciężko, gdy nikt nie widział uroniła parę łez, ale wiedziała, że nic to nie zmieni. Wiedziała to od czasu, gdy umarł Wyatt. Od tamtej pory nie popadała w rozpacz, jedynie chwilowe załamania nastroju. Musiała żyć dalej. Wstała rano z umysłem pustym i ogarniętym mrokiem. Ubrała się w obcisłe spodenki do kolan i równie przylegający top w kolorze czerwieni. Włosy spięła w wysoki kucyk i poszła na polanę. Nie spóźniłą się, gdzieżby znowu. Była tam jako jedna z pierwszych, ale skryła się miedzy drzewami. Obserwowała wszystko z daleka. Ruszyła się nieznacznie, gdy dojrzała Franza, ale coś ją wstrzymało. Te uśmiechy posyłane do profesorki wcale jej nie uspokoiły. Znała te uśmiechy... takie same posyłał jej samej, gdy juz zaczęli się spotykać. Dziwne.. czyżby jednak nadal chciał poderwać panią profesor? Oparła się wygodniej o pień drzewa i czekała. Widziała też sytuację między nauczycielami, którą skomentowała subtelnym uśmieszkiem. Oj zacznie się plotkowanie, że ktoś usidlił tę smoczycę...
Kiedy Diarmuid, który był notabene bardzo przystojnym nauczycielem skończył swą pouczającą wypowiedź, Jasmine wyszła z lasu akurat za plecami Franza. Nachyliłą się nad jego uchem.
-Widzę, że się nie nudzisz, kochanie. -szepnęła z nutą zazdrości i ironii. Przeszła na bok chłopaka i posłała mu uśmiech, który sam w sobie był dosyć jadowity. Nie tolerowała żadnych kobiet w otoczeniu Franza, nawet nauczycielek.
Chantal Lacroix
Chantal Lacroix

Walka wręcz - zajęcia z profesor Lacroix - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Walka wręcz - zajęcia z profesor Lacroix   Walka wręcz - zajęcia z profesor Lacroix - Page 2 EmptySro 13 Sie 2014, 00:40

Chantal doskonale wiedziała, że Diar zrobił to z dwóch powodów. Chciał zrobić jej na złość, co trzeba przyznać, udało mu się koncertowo. Drugą sprawą było oznaczenie swego terytorium. Widziała po minach uczniów zniesmaczenie, rozbawienie i zaskoczenie w różnych proporcjach. Nie była zadowolona z takiego obrotu spraw. Ostatnie czego chciała to plotki i brak szacunku u uczniów. Diar podważał jej autorytet. Będzie musiała go dorwać później.. i to wcale nie będzie rozmowa przy kawie. Patrzyła uważnie na mężczyznę, gdy wygłaszał swoje przemówienie. Zgadzała się z nim w stu procentach i z powagą ważyła słowa, które wypowiadały te słodkie usta. I pomyśleć, że należały tylko do niej. Chantal skrzyżowała ręce na piersi i oddała spojrzenie Diarowi, które jej posłał na koniec. Uniosła brew w geście rozbawienia.
-Osobą, która doprowadzi mnie do szału będziesz Ty. -mruknęła pod nosem i wyszła na środek polany. -Koniec rozmów! Słyszeliście, co powiedział profesor Ua Duibhne. To nie są żarty i chociaż jesteśmy w otoczeniu natury nie będę tolerowała szeptów i śmiechów. -Chant poprawiła rękawiczki na dłoniach. Niech nie myślą, że kobieta jak jest zakochana to jest łagodniejsza. Oj nie. Ręką wskazała, aby Amycus podszedł do niej.
-Tak więc, zdarzają się sytuację, gdy nie możemy użyć różdżki. Jest parę technik, których znajomość pomoże się wyswobodzić by chociaż uciec. Najpierw jednak podzielę was na pary. -rozejrzała się po zebranych chłodnym spojrzeniem chmurnych oczu. Już miała plan, kogo z kim połączy.
-Więc tak. Tanesha z panną Everett. Symplicja popartneruje panu Shaw. Pan Steward pannie Anderson. Jasmine Ty... tak, Ty pójdziesz do naszego nowego wychowanka, pana Pride'a. Franz z Kaynethem, a Amycus dołączy do Daniela, gdy tylko skończymy pokaz. -porozdzielała ludzi na pary wedle różni, jak podpowiedział jej Diarmuid.
Poczekała, aż pary się utworzą i spojrzała na panna Carrowa.
-Zaczniemy od wyswobodzenia się z duszenia. Amycus będzie dusicielem, a ja ofiarą. -stanęła tyłem do chłopaka i odczekała, aż obejmie ją za szyję. Wtedy zaczęła tłumaczyć, ja należy chwycić dłoń, by w szybki sposób się wyswobodzić i założyć dźwignię. Również pokazała, jak należy się wyswobodzić gdy ktoś trzyma jej dłonie za plecami jak wczesniej zrobił to Diar.
-Mamy zablokowane ręce i ich poderwanie może nam złamać stawy w barkach, ale są jeszcze nogi. Wystarczy niespodziewane podcięcie o tak... -w zwolniony tempie pokazała ruch. -Wtedy możemy się wyprostować i wyswobodzić ręce. Głowa oprawcy jest nisko, więc cios z kolana złamie mu nos. Po pokazie blokad i dźwigni kobieta postanowiła pokazać uczniom, jak należy wyprowadzać ciosy, aby znokautować oprawcę.
-MARKUJEMY ciosy, prośba zwłaszcza do chłopaków. -rozkazała wręcz. Stanęła naprzeciwko Amycusa i lewą reka wyprowadziłą cios w prostej linii, by zaraz zrobić krok do przodu i łokciem prawej ręki zamarkowała uderzenie w podbródek. Tak samo pokazała, gdzie należy uderzać w korpus, aby cios był skuteczny - okolice wątroby i przepony to najlepsze do tego zabiegu miejsca.
-To na razie tyle, przećwiczcie to, byśmy mogli przejść do rzutów. Starajcie się nie pozabijać. A Ty pomyśl, czy jest coś co Ty byś chciał pokazać.-westchnęła Chantal i podziękowała Amycusowi za asystowanie. Ona teraz miała zamiar obejrzeć postępy.
Jasmine Vane
Jasmine Vane

Walka wręcz - zajęcia z profesor Lacroix - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Walka wręcz - zajęcia z profesor Lacroix   Walka wręcz - zajęcia z profesor Lacroix - Page 2 EmptySro 13 Sie 2014, 01:43

Jasmine pokręciła głową tylko słysząc, kto się jej przytrafił do pary. Oparła dłonie o biodra. W sumie chyba to Vincenta należało żałować. Obejrzała się za siebie i szybko rozeznała się w terenie. Tylko jeden chłopak mógł być tym nowym. Jego twarz była jej znajoma, widziała go przez ułamek sekundy u Chiary.. ale jako kto tam był? Jasmine postanowiła dokończyć rozmowę z Franzem później.
-Postaraj się nie zabić tego Puchona. -mruknęła do niego, kiedy żegnała się by odejść do swojego partnera. Podeszła wolnym krokiem do Pride'a. Pozwoliła sobie między nimi zostawić metr odległości, co by nikogo nie peszyć. Dyskretnie przyjrzała się mu i westchnęłą w myślach. Oby nie żałowała.
-Pride, zgadłam? Mogę poznać imię? -zapytała bez zbytecznej uprzejmości, raczej dosyć formalnie. Zarzuciła włosami na bok, aby jej nie przeszkadzały i przyglądała się Chantal jak dokonuje pokazu na Amycusie. Niektóre rzeczy były znane i Jasmine, ale nie to ją deprymowało. Fakt, że Vincent musi jej dotykać, aby mogła się przed nim obronić. Kiedy Lacroix zagoniła ich do pracy samodzielnej, Jas odwróciła się do szatyna.
-Nie radzę Ci robić mi krzywdy, wtedy ja nie zrobię jej Tobie. -oznajmiła krótko i wyraźnie, odrobina jadu wplotła się między słowa. Nie w smak jej było odwracać się tyłem do partnera i pozwalać mu na przyduszanie, ale wolała być stroną wygrywającą w tym starciu. Wzięła głębszy oddech i postanowiła uspokoić zbyt szybkie jak na nią bicie serca.
Chris Dolmeth
Chris Dolmeth

Walka wręcz - zajęcia z profesor Lacroix - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Walka wręcz - zajęcia z profesor Lacroix   Walka wręcz - zajęcia z profesor Lacroix - Page 2 EmptySro 13 Sie 2014, 02:14

Trochę już się zdążył pogubić w tym co tu się właściwie działo. Ludzi się tu nazbierało co nie miara, a do tego wpadł jeszcze pan Diarmuid Ua Ducotozapsychopatawymyślataktrudnenazwiska. Kay wolał nie wnikać skąd się bierze wyjątkowa zażyłość pomiędzy Chantal a wyżej wymienionym dżentelmenem, ale znał życie wystarczająco aby się domyślić co oni tam robili jak nikt nie patrzył. Po takim powitaniu był pewien że grają w Eksplodującego Durnia na pieniądze, a mistrzyni eliksirów była mu jeszcze dłużna parę galeonów. Tak było.
Potem na szczęście wszystko stało się jaśniejsze. No tak, mają się posparingować - miła i przyjemna odmiana przemocy, taka bezpieczna i łagodna. Kay wręcz mógł taki rodzaj przemocy tolerować, więc zaczął się radośnie rozglądać bowiem nie był do końca pewien...który to właściwie jest Franz. Na szczęście po wnikliwej obserwacji i odczekaniu krótkiej chwili, zorientował się który ze Ślizgonów został sam więc podszedł do niego. No cóż...Ślizgon to raczej niefortunny partner. W każdym razie wypadałoby się zakolegować, zanim tamten postanowi zmiażdżyć mu czaszkę. A ze Ślizgonami nie było łatwo. Co oni właściwie lubili.
Wtem jego wzrok przykuło coś wspaniałego. A raczej ktoś. Jasmine Vane. No tą to kojarzył - dla oka na pewno była bardzo przyjemna, a miał to szczęście że mieszkali po sąsiedzku więc przypadkowo ją często widywał, chociaż zwykle wolał nie mówić zbyt wiele. Jakby nie było, Ślizgon to Ślizgon i trzeba uważać, a szczególnie z tymi pięknymi. Na szczęście ten cały Franz nie należał do rasy ideałów i według gustu Kaya nie był zbyt urodziwy. W sumie...czy to nie jest jeden z tych paskudnych, szwabskich pałkarzy Slytherinu? Oj, te mendy były dość agresywne i z tego co kojarzył, bardzo lubili kobiece uroki. A więc to tak się zaprzyjaźnią.
-Cholera-rzucił do Franza komponując już w głowie swój przezabawny żart-Ta Jasmine to jest dopiero piękna. Wiesz że mieszka niedaleko mnie? Aż żałuję że jej nigdy nie podglądałem przez okno jak się przebiera....a może podglądałem? Jak sądzisz?-dokończył i puścił dumnemu synowi Slytherinu wymowne spojrzenie. Tak, teraz na pewno Niemiec go bardzo polubi - pewnie już znaleźli piękny język.
-Ej, kiedyś tak nawet myślałem i przymierzyłem. Powiem Ci, że z moich obliczeń wynika, że moja twarz idealnie pasuje do jej biustu i powinna spędzić cały dzień do niego przytulona. Niedługo może uda mi się to zainicjować.-dodał jeszcze, w końcu jeśli wszedłeś między wrony, musisz krakać jak i one, a dużo, naprawdę dużo słyszał o Niemcu, Ślizgonskim pałkarzu, który przedkłada kobiece ciało ponad wszystko. A skoro tyle słyszał, to takimi sprośnymi żarcikami na pewno uda mu się urzec tego Niemca, nawet jeśli to nie ten o którym słyszał. W końcu, skąd biedne Puchoniątko mogło wiedzieć o relacjach Franz - Jasmine? No nie mogło. Ot, taki pechowy przypadek.[/b][/b]


Ostatnio zmieniony przez Kayneth El-Melloi dnia Sro 13 Sie 2014, 02:15, w całości zmieniany 1 raz (Reason for editing : kod, jak zwykle)
Franz Krueger
Franz Krueger

Walka wręcz - zajęcia z profesor Lacroix - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Walka wręcz - zajęcia z profesor Lacroix   Walka wręcz - zajęcia z profesor Lacroix - Page 2 EmptySro 13 Sie 2014, 02:48

Franz był przekonany o tym, że Jasmine wybrała inne zajęcia, ale najwyraźniej się pomylił. Nie zauważył tego, że dziewczyna obserwowała wszystko zza któregoś drzewa w lesie. W gruncie rzeczy cieszył się jednak, że nie wpadła na równie głupi pomysł, co Diarmuid, i nie próbowała podważać jego autorytetu. Kiedy tylko nachyliła się nad jego uchem, a do jego świadomości dobiegł jej piękny głos, poczuł, jak przez jego ciało przechodzą przyjemne dreszcze. Na początku nie wyczuł jednak, że jest zła. Dopiero, gdy ujrzał jej minę, zrozumiał, że coś jest nie w porządku, choć jej nastroju wcale nie połączył ze swoimi uśmieszkami rzucanymi w stronę Chantal. Po pierwsze, nie sądziłby nawet, że brunetka zdołała je z tak daleka dojrzeć, a po drugie, nie widział w nich niczego złego. Sam przecież nie czuł nic więcej do profesor Lacroix, a że czasami zdarzało mu się wprowadzać ją w stan zakłopotania, to zupełnie inna kwestia. Niemiec wolał na razie jednak nie pytać swojej lubej, czym zawdzięcza sobie jej zazdrosne i ironiczne spojrzenie. Wiedział, że ta jest dość wybuchowa, a zdecydowanie wolał uniknąć kolejnej kłótni przy świadkach. Przywitał się z nią więc tylko subtelnym, krótkim pocałunkiem, choć w głowie tworzył już różne scenariusze. Może ktoś naopowiadał jej o nim niestworzonych rzeczy? W końcu panna Vane spędzała wcześniej czas w namiocie, z kilkoma innymi przedstawicielkami płci pięknej, a każdy wiedział, że te lubią plotkować i wtrącać się w nieswoje sprawy.
Na szczęście nie musiał niczego mówić, bo akurat na środek polany wkroczyła nauczycielka od eliksirów. Sama, z czego Franz był rad. Oczekiwał bowiem na początek zajęć, a nie scenki miłosne z udziałem profesora od transmutacji. Chantal szybko przeszła jednak do rzeczy i wraz z młodym Carrowem zaprezentowała kilka chwytów, które właściwie nie były Ślizgonowi obce. Nigdy się nie zastanawiał nad tym, z jakich sztuk walki dokładnie one pochodzą, choć we wszelkiego rodzaju mordobiciach zdarzało mu się je niekiedy stosować, jeżeli tylko wymagała tego jego sytuacja. Czego by nie powiedzieć bowiem o Kruegerze, swego czasu miał tendencję do pakowania się w przeróżne starcia. Z tego względu miał spore doświadczenie, a i zyskał na wytrzymałości na ból.
Obserwował uważnie mały pokaz, który bez choćby śladowej ilości brutalności nie był dla niego tak bardzo ciekawy. Amycus miał jednak tego farta, by potowarzyszyć urodziwej pani profesor przy demonstracji. Siedemnastolatek ponownie uśmiechnął się, przypominając sobie sytuację sprzed ponad roku, kiedy to znalazł się z Lacroix w schowku na miotły. Zaraz jednak mina mu zrzedła, kiedy poznał swojego przeciwnika. Naprawdę? Kayneth? Szczerze mówiąc, liczył na Amycusa. Początkowo nawet nie skojarzył, który to uczeń. Rozejrzał się jednak po wszystkich i zdał sobie sprawę z tego, że nauczycielka od eliksirów przydzieliła mu do odstrzału jakiegoś Puchona. Krueger westchnął tylko ciężko, spoglądając w jego kierunku. Cóż, jak na żółtego milusińskiego wyglądał nawet na wysportowanego, więc chociaż ta perspektywa pocieszała Franza. Miał ochotę wymienić z kimś parę ciosów, a większość przedstawicieli Domu Borsuka najprawdopodobniej nie przetrwałaby nawet jednego. Niemiec liczył na to, że trafił jednak na wytrzymalszego rywala, nawet jeżeli nosił się on w żółtych barwach.
Chłopak nie ruszył się nawet o krok, widząc, że to młody panicz z Pucholandu ruszył w jego kierunku. Co gorsza, otworzył usta i chciał zagaić rozmowę. Naprawdę, Franz miał wyjątkowego pecha, jeżeli chodziło o dobór par do sparingu. Mimo wszystko, udawał, że jest zainteresowany, chociaż jego postawa wcale na to nie wskazywała. Trzymał bowiem ręce w kieszeni, a jego spojrzenie owiane było znudzeniem. Niedługo, bo niemiecki czarodziej nie spodziewał się takiego obrotu sytuacji. Chwila, chwila, czy ten młokos właśnie mówił o Jasmine Vane? Krueger analizował każde jego słowo, czując, jak jego dłoń zaciska się w pięść, a jego twarz nabiera wściekłego wyrazu. Nie wiedział, czy ten cały Kayneth tak bardzo prosi się o śmierć, czy po prostu wyjątkowo niefortunnie trafił na nieodpowiednią osobę. Takie żarty jednak, z racji tego, że dotyczyły jego ukochanej, zupełnie Ślizgona nie śmieszyły.
- Nie dla psa kiełbasa, psie. – wycedził przez zęby, wyciągając ręce z kieszeni i przesuwając się o krok do przodu. – Chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego z kim rozmawiasz. – dodał chwilę później, rozluźniając dłonie tylko na moment, by rozciągnąć palce. Jeszcze raz obdarzył Puchona nienawistnym spojrzeniem, zastanawiając się nad tym, czy to wszystko wydarzyło się naprawdę. Czy rzeczywiście którykolwiek z borsuczków miał czelność wypowiedzieć takie słowa… Jego szeroki uśmiech wskazywał jednak na to, że Franz usłyszał jego wypowiedź bardzo dobrze.
- Garda, chłopaczku! Nauczę Cię, jak nie mówi się o kobietach. – warknął do niego zaraz, niczym wilkołak poszukujący ofiary z ludzkiego mięsa, po czym sam przesunął dłonie zaciśnięte w pięść ku górze, które miały blokować ciosy jego przeciwnika skierowane na szczękę. Niemiec przesuwał się po tym niewielkim skrawku polany stanowiącym pole bitwy na ugiętych w kolanach nogach, w rozkroku nieco szerszym niż rozstawienie bioder, przesuwając stopami po zieleni tak, by nie unosić ich nazbyt wysoko i nie dawać tym samym swojemu rywalowi szansy do podcięcia lub innego skutecznego, dezorientującego zagrania. Powoli zmniejszał dystans pomiędzy nimi, drobnymi krokami, które nie pozwalały mu na zwiększenie rozkroku. Nigdy nie pozostawiał żadnej nogi zbyt daleko od drugiej, ani nie łączył ich, by nie ułatwić Puchonowi zadania. Dlaczego nie rzucił się na niego jak wilk, korzystając z tej chwili nieuwagi? Cóż, nie zamierzał korzystać z żadnych ułatwień. Przecież mieli tylko trenować, czyż nie? Chociaż obecnie dla Kruegera przestały się liczyć te wszystkie zabawne chwyty pozwalające uwolnić się od duszenia zza pleców. Zamiast tak trywialnych rzeczy, wolał pobawić się w prawdziwy ring i sprawdzić czy trafił na potencjalnego boksera.
W momencie pojawił się obok niego, a gdy znaleźli się w pozycji w zwarciu, wyprowadzał kolejne ciosy, koncentrując się nie tylko na sile pochodzącej ze swoich bicepsów. Każde uderzenie, którym raczył Kaynetha czerpało moc z całego ciała. Od nóg, przez biodra i barki, aż do samej pięści. Franz nie spuszczał nigdy przy tym gardy, jego dłonie zręcznie wracały do pozycji wyjściowej. Chłopak wyprowadził kolejno: prosty cios z lewej pięści, z prawej pięści, następnie sierpowy z lewej pięści, obserwując przy tym uważnie, w jaki sposób broni się przed nimi Puchon. Ostatecznie, kiedy zdążył już dostrzec jego bloki, postanowił zaskoczyć przeciwnika i nie przeszedł wcale do prawego sierpowego. Zamiast tego zakończył kombinację krótkim, choć niezwykle silnym uderzeniem podbródkowym, do którego zastosował prawą pięść. Zdecydował się na prostą trajektorię lotu, która pozwalała mu na wtargnięcie z pięścią pomiędzy ewentualny podwójny blok przeciwnika. Lekki skręt barku pozwalał mu zaś na zblokowanie potencjalnego kontrataku i szybkie oddalenie się od swojego rywala.
Tanesha Hanyasha
Tanesha Hanyasha

Walka wręcz - zajęcia z profesor Lacroix - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Walka wręcz - zajęcia z profesor Lacroix   Walka wręcz - zajęcia z profesor Lacroix - Page 2 EmptySro 13 Sie 2014, 02:55

Cała ta scenka wyglądała dość zabawnie. Kogo jak kogo ale Chantal nie spodziewała się zobaczyć w takiej, jakby nie patrzeć - krępującej - sytuacji. Chociaż z drugiej strony, trochę ją to rozbawiło. Przez chwilę oboje wyglądali jak para nastolatków. Skrzyżowała ręce na piersiach i wróciła do kołysania się, na przemian przenosiła ciężar ciała do tyłu by po chwili stanąć na palcach i z powrotem zadrzeć je lekko do góry utrzymując równowagę na piętach.
Słuchała słów mężczyzny z zainteresowaniem a przynajmniej do momentu kiedy zwrócił się do jednego z Ślizgonów. Poczuła nieprzyjemny skurcz w żołądku na myśl o tym, że prawdopodobnie nie będzie jednak tak wspaniale i trafi jej się mieszana para. W tej chwili niesamowicie żałowała, że znalazła się na tych zajęciach i rozważała nawet, czy jest jeszcze szansa, żeby się wycofać. O ile Tan dałaby radę powstrzymać się od zbędnych i upokarzających histerii, tak ciężko powiedzieć, czy powstrzymałaby się przed sprzedaniem prawdziwego ciosa partnerowi. Jeśli trafiłby się jej chłopak, było raczej pewne, że by się nie powstrzymała. Chociaż biorąc pod uwagę jej posturę, pewnie wisiałaby stale w jakichś dźwigniach zakładając wręcz niemożliwe klamry nogami. Z każdej pozycji. Stojąc tak i zaciskając palce na ramionach próbowała się pocieszać. Że nie jest tak źle. Ćwiczyła w końcu gimnastykę artystyczną przez tyle lat. Dłonie miała jak dwa imadła po tylu ćwiczeniach na drążkach. Po prostu będzie się wiła jak rozszalały węgorz i pilnowała, żeby nie dostać zawału. I nie umrzeć ze wstydu bo raczej nie będzie to działanie przemyślane i pełne gracji.
Kiedy tym razem to Chantal przemówiła, przełknęła głośno ślinę. Miała nadzieję, że opiekunka domu nie zrobi jej tej krzywdy i przydzieli ją do jednej z przybyłych dziewczyn. Jakże przyjemne było zaskoczenie, kiedy okazało się, że jej prośby zostały wysłuchane. Spojrzała z wdzięcznością na nauczycielkę i w wesołych podskokach znalazła się zaraz koło Everett.
- Z nieba mi sssspadłaś, Kiciu - zatrajkotała wysuwając lekko język niczym wąż. Złapała brunetkę za rękę i lekko odciągnęła od znajomych posyłając im lekki uśmiech. Stanęła obok robiąc skręty tułowia i rozglądając się po reszcie par. Teraz już mogła na spokojnie się rozgrzać. Lacroix jednak była wspaniałą kobietą!
Hanyasha rozciągała ramiona a jej wzrok zatrzymał się dłuższą chwilę na parze, która jej zdaniem mogła narobić sporo kłopotu. Ślizgon z Puchonem? Nauczycielka z pewnością zrobiła to specjalnie.
- Chyba zapowiada się niezłe mordobicie - zauważyła, zerkając na Niesiostrę - Ślizgon z Puchonem? To nie może wyjść dobrze.
Wróciła do wymachiwania rękoma, jednak twarz miała w wyrazie głębokiej zadumy. Nazbyt głębokiej jak na robienie ćwiczeń rozgrzewających.
- Myślisz, że jakbym wysłała sowę to ktoś nam tu dowiezie popcorn? - spytała z lekkim uśmiechem i poprawiła włosy. Nie było to specjalnie koniecznie, ponieważ kok był staranny i tak mocno upięty, że pojedynczy włos nie miał prawa się wydostać z tak doskonałej fryzury.
- No. Jestem gotowa. Dawaj, biorę wszystko na klatę. To znaczy plecy. Szyję. Ręce. Niewiem. - odwróciła się plecami stojąc w lekkim rozkroku, ale mimo wszystko swobodnie. Co prawda nie pytała Tanji o zdanie, jak powinny się podzielić rolami ale z góry założyła, że dla dziewczyny odgrywanie ofiary będzie raczej niekomfortowe. O ile nie traumatyczne, biorąc pod uwagę nie tak całkiem dawne wydarzenia, których skutki nadal były widoczne w postawie Gryfonki. Hanyashy było jej szczerze żal, ale powstrzymywała się od jakichś większych czułości i wyrazów współczucia dla swojej Niesiostry. Bynajmniej dlatego, że była zasuszoną, nieczułą Ślizgawicą. Obawiała się raczej, że Everett może się rozkleić przy tych wszystkich ludziach, znanych czy nieznanych. I ktoś uzna to za dobry temat do kpin. A wtedy ona, jako Niesiostra Niebliźniaczka, będzie się czuła zobowiązana takiemu osobnikowi przemeblować twarz. I to własnym odnóżem, górnym czy też dolnym. Nie uśmiechało jej się tykać jakiegokolwiek faceta, o ile nie było to konieczne.
Zerknęła przez ramię na towarzyszkę marszcząc brwi i nos. Chciała wyglądać idiotycznie. Już stojąc na apelu postanowiła sobie, że będzie biegała po namiocie na rękach, z nogami założonymi za głowę i miną zapożyczoną od Rycerzy Ortalionu. Nieprzeniknioną, nie skażoną inteligencją. Może nawet zaryzykuje i zrobi zeza. I będzie chodziła tak długo aż reszta współlokatorek pospada z łóżek ze śmiechu, a najlepiej, póki nie zobaczy ich makijażu spływającego kaskadami po policzkach. Wtedy przynajmniej nie będzie wyglądała jako jedyny okaz z uszczerbkiem na inteligencji, jeśli ktoś wpadnie do nich w niezapowiedziane odwiedziny.
W końcu superbohaterzy powinni pozostać anonimowi. Nikt spoza namiotu nie powinien wiedzieć, że jest Kobietą-Krabem.
Amycus Carrow
Amycus Carrow

Walka wręcz - zajęcia z profesor Lacroix - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Walka wręcz - zajęcia z profesor Lacroix   Walka wręcz - zajęcia z profesor Lacroix - Page 2 EmptySro 13 Sie 2014, 11:13

Kolejne przywitanie ze strony nadchodzącego ucznia przykuło uwagę Amycusa w taki sam sposób jak resztę, z zamiarem poświęcenia mu jedynie dwóch sekund na zlustrowanie sylwetki. Niestety, osobą biegnącą na zajęcia okazał się rok starszy Blais, który jakby nie patrząc – kończył swoją edukację w Hogwarcie. Dumbledore musiał jednak przymknąć oko na utalentowanego czarodzieja, skoro pozwolił mu uczestniczyć w zajęciach. Carrow zmarszczył nieznacznie brwi nie tylko z powodu domniemanych przeciwwskazań w obecności na obozie, ale również – a nawet przede wszystkim – ze względu na uczucie łączące chłopaka z jego zbuntowaną siostrą, która śmiertelnie obrażona postanowiła nie odpowiadać na wszelkie sowy wysyłane przez Amycusa w tajemnicy przed rodzicielami. W jego myślach ponownie zagościła twarz rozpieszczonej księżczniki, która zajmowała stosowne miejsce w umyśle brata i brak możliwości wyjaśniającej rozmowy działała demotywująco na umocnienie ewentualnych relacji z Danielem. Nawet, jeśli pod uwagę weźmie się wspólną przeszłość chłopaków i ich rozbieżnie pojęte poczucie smaku w kwestiach znęcania się nad słabszymi.
Przesunął wzrokiem dalej zanim Ślizgon zdołał zorientować się o obecności czyjegoś ostrego spojrzenia na swojej twarzy. Do grona zbierających się uczniów dołączyła Anderson, ale jej nie poświęcił więcej niż sekundę na krótką analizę stroju w jaki była odziana.
Ciężkie słowa spadały na barki chichotających pod nosami uczniów, zaś wzbierający się szum zaczął zanikać aby ustąpić atmosferze powagi zakropionej kroplami lęku, jaki z pewnością przebrnął po plecach co słabszych psychicznie uczniach. Amycus doskonale zdawał sobie sprawę o mordach dokonywanych praktycznie każdego dnia z premedytacją i zimną krwią śmierciożerców, próbując dostać się do ich grona w subtelny ale stanowczy sposób. Nie tak dawno Alecto również pragnęła stanąć przy jego boku, jednak ta wizja z każdą chwilą oddała się od rzeczywistości, zaś w umyśle brata pojawiła się niepokojąca myśl jakoby Voldemort zapragnął jej śmierci jako ostatecznego dowodu oddania.
Opuszczając ręce wzdłuż ciała podszedł do Lacroix z lekką ulgą wymalowaną na twarzy, iż zajęcia mają odgórnie narzucony przebieg i improwizacja stanowić będzie jedynie ułamek możliwości kontynuacji danego scenariusza. Gdzieś zza linią ramion dostrzegł kolejną dziewczynę, tłumiąc w sobie zaskoczenie związane z obecnością tak licznego grona płci pięknej na zajęciach stereotypowo zachęcające przedstawicieli posiadających dużą dawkę testosteronu. Stanął posłusznie za plecami nauczycielki, kiedy wymieniała poszczególne nazwiska i łączyła je w pary. Jego spojrzenie przesunęło się najpierw po twarzy Franza, aby dostrzec nagłą zmianę na mimice Ślizgona niezbyt zadowolonego ze swojego tymczasowego partnera. Nie można było powiedzieć tego samego o Amycusie, który tym razem jawnie przyjrzał się Danielowi i posłał mu niemrawy uśmiech na powitanie jaki równie dobrze mógł zostać odebrany jako niezadowolenie. Nie było czasu na rozwijanie domysłów, ponieważ zbliżył się do prowadzącej i przez krótki moment zdecydował założyć najbardziej prosty chwyt związany z założeniem duszenia. Zgodnie z przewidywaniami nauczycielki, objął jej szyję i pociągnął ją niedelikatnie w tył, aby zmuszona była się cofnąć i przywrzeć do niego plecami. Trzymając niezbyt mocny uchwyt umożliwiał swobodne prowadzenie dialogu przez nauczycielkę, tłumaczącą poszczególne kroki związane z ucieczką od takiego trzymania. Tylko czy w ogóle można było uznać to za duszenie? Morderca wyćwiczony w swoim fachu nie dałby możliwości ucieczki ofierze, zakładając bardziej stabilny chwyt za pomocą drugiego ramienia. Podczas tych zajęć nie mieli jednak prezentować możliwości znęcania się nad ofiarami (z których z pewnością w większości skorzystaliby Ślizgoni), ale obronę i ewentualną ucieczkę dla tych słabszych.
Kilka chwil wystarczyło, aby z zwolnionym tempie krok po kroku zaprezentować odpowiednie ustawienie kończyn i ciosów, które w normalnej walce zdecydowanie celniej trafiałby w odpowiednie miejsca ciała. Śmiał jednak podejrzewać, że dla laików nie mających wcześniej jakichkolwiek podstaw związanych ze sztukami walki mogły zwyczajnie w świecie nie nadążyć. A ile ich było? Amycus był w stanie wykluczyć zaledwie jedną personę, podążając głównie za faktami jakie przebiegały w pokoju wspólnym ślizgonów. Póki co prezentacja duszenia i wyswobodzenia się z uchwytu zza pleców musiała wystarczyć, chociaż kątem oka Amycus dostrzegł postawę partnera Jasmine, który nie miał zamiaru bawić się w –zapewne – trywialne elementy. Aby dać mu trochę więcej czasu zanim Lacroix postanowi zainterweniować, stanął z jej prawej strony odwracając uwagę od przeciwległej strony polany.
- Głównie techniki dźwigni na łokieć i nadgarstek, dla osób o mniejszej posturze i sile. Dwie.. może trzy, aby mogli na spokojnie wszystko przećwiczyć. – Podzielił się z kobietą swoimi pomysłami, zastanawiając się nad konsekwencjami bezpośredniego przejścia do bardziej brutalnych rzutów. Sam fakt, że postanowiła pokazać uczniom sposób podcięcia bez żadnego przygotowania do upadku świadczył iż : a) albo ma dobre kontakty z pielęgniarką zapewne czuwającą gdzieś na obrzeżach polany, b) miała sadystyczne zapędy i chciała pokazać słabszym dzieciakom jak bolesny może być upadek, c) chciała umocnić swoją pozycję Złośnicy wśród uczniaków i nadać swojemu charakterowi bardziej agresywnych cech, d) była nieprofesjonalnie przygotowana do prezentacji i zapomniała o podstawowych elementach wprowadzających dla laików, e) założyła iż przybyła grupa uczniów jest zaawansowana i zna główne filary sztuki samoobrony. Możliwości było wiele, a zachowanie Lacroix nie dawało po sobie jednoznacznie stwierdzić jaki jest dominujący.
Kątem oka dostrzegł niezwykle zręczną serię ciosów wyprowadzaną przez Kraugera, dlatego usłyszawszy odpowiedź odszedł w kierunku czekającego na niego Daniela. Zanim przeszli do bezpośredniego sparingu, wyciągnął prawicę w jego stronę i z poważną miną oznaczoną surowym spojrzeniem przywitał się z nim słowami: - Jest bezpieczna? – Łudząc się, że nie będzie musiał dodawać żadnych szczegółów dotyczących osoby, na której im obojgu zależało.
Chris Dolmeth
Chris Dolmeth

Walka wręcz - zajęcia z profesor Lacroix - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Walka wręcz - zajęcia z profesor Lacroix   Walka wręcz - zajęcia z profesor Lacroix - Page 2 EmptySro 13 Sie 2014, 18:36

Kay już po zakończeniu swojej wypowiedzi, zorientował się że coś jest nie tak i chyba jego zabawny żart nie odniósł spodziewanego efektu. Wystarczyło że nazwał go psem, żeby zaczął podejrzewać że Ślizgon jest rozgoryczony i nie ma poczucia humoru. Jednakże stal bez ruchu gdy ten się do niego zbliżyło krok - nie chciał mu pokazać że tak naprawdę to się go trochę boi. Puchonowi szczególnie nie podobało się spojrzenie chłopaka - było wręcz identyczne ze spojrzeniami mu podobnych. Kay się starał, próbował, robił co mógł żeby się dogadać ale z tymi gadami się po prostu nie dało - jak jeden mąż, te paskudne, oślizgłe, niesympatyczne, śmierdzące, czystokrwiste paskudy gardziły biednym ćwierćkrwi Puchonem. Zrobiło mu się troszkę przykro - bardzo nie chciał być pomiatany przez podobnych temu tu Franzowi, a to zdarzało się nad zwyczaj często - synowie węża byli po prostu źli, a zło nie powinno istnieć na świecie. Nie zdobyłby się na to nigdy przenigdy gdyby to było zwykłe spotkanie, ale tym razem tego wymagały od niego zajęcia - walki wręcz. Zamierzał spuścić temu Ślizgonowi taki łomot, żeby zapamiętał do końca życia że Hufflepuff pomimo swej przyjacielskiej maniery, poczucia humoru i otwarcia na ludzi, wcale nie jest słaby. To właśnie dla takich chwil Kay poświęcał wiele czasu na pracę fizyczną - nie chodziło wcale o to, aby wyglądać ładnie i się podobać dziewczynom - chodziło o to, żeby żaden śmieć uważający się za lepszego ze względu na pochodzenie go nie uderzył bez solidnej kary za to że jest tak wyrywny. Uniósł pięści, tworząc naprawdę konkretną gardę, której raczej nie byłoby przebić tak łatwo - pomimo że miecze były jego domeną, liznął też boksu i kilku innych sztuk walki, chociaż raczej powierzchownie i nawet jeśli było to w bezpiecznych, treningowych warunkach i przypominało raczej odwijanie i ślinienie czekolady w sklepie, niż pożeranie jej na ulicy, to uważał że może narobić problemów Kruegerowi.
-Hej Franz, pamiętasz co to konsekwencje?-odparł mu tylko z wrogością, której sam po sobie by się nie spodziewał. To wszystko wina rozgoryczenia tym jak nieprzyjemnie na niego patrzy ten wredny Ślizgon. No i oczywiście był zły że został nazwany psem - to było okrutne i krzywdzące.
Szybko się zorientował że tamten nie ma ochoty go podduszać i ćwiczyć wyswobodzenie się z tego - szczerze mówiąc, mimo że go to przerażało, to też trochę cieszyło.
Kayneth oczywiście nie dałby się powalić pierwszym ciosem, szczególnie że spodziewał się już że Franz postanowi go bardzo poważnie pobić, toteż był na to jako tako przygotowany. Jednakże gdy nadszedł pierwszy cios przez chwilę spanikował i zamiast blokować, odskoczył lekko do tyłu, aby znaleźć się poza zasięgiem pięści Ślizgona. Wtedy jakby coś go nagle olśniło - nie zamierzał uciekać drugi raz. Następnym cios również był prosty, tym razem z drugiej ręki - Kay przyłożył się aby go sparować i uważnie czekał na to co nadejdzie dalej. Następnie został zmuszony do obrócenia się lekko, bowiem nadszedł już sierpowy, ponownie z lewej ręki. On naprawdę działał schematycznie! Teraz nadeszła pora, w której Franz na pewno poczęstuje go prawym sierpowym, a że Kay aktualnie był do niego zwrócony bardziej bokiem niż przodem, to oczywiste było że nie zdąży się na czas obrócić i zablokować tak, aby nie ucierpieć. Wpadł na lepszy pomysł - w końcu cios, oznacza chwilowe przełamanie gardy, a w każdym razie sprawia że pojawia się dziura. Niewielka, ale zawsze. Nadeszła pora na obusieczne ostrze. Spodziewając się kolejnego sierpa, Kay schylił się, jednocześnie atakując lewym łokciem twarz Ślizgona w miejscu, które powinna chronić prawa ręka. Niestety, Krueger zdecydował się na podbródkowy, co mogło zaoowocować w tej sytuacji tylko w jeden sposób - po pierwsze, Kayneth oberwał dość mocno w twarz. Po drugie, uderzenie łokciem będzie dla syna węża znacznie bardziej bolesne niż powinno być w założeniu. Jednakże to nie był koniec zabawy. Chwilę nim pięść Franza i łokieć Kaya osiągnęły cel, mógł jeszcze wykorzystać. W końcu siłę lewej ręki, definiował obrót tułowia. Prawa ręka Puchona natomiast w tym samym momencie, wzięła potrzebny zamach - wykorzystał to aby ustalić jej trajektorię tuż przed tym, jak oba ciosy dosięgnęły celu, a potem został już tylko lot - uderzenie pięści z potężnego zamachu, prosto w splot słoneczny Franza Kruegera. Nawet w wypadku nadludzkiego refleksu, coś nieprzyjemnego musiało spotkać Ślizgona - o to właśnie chodziło. Młody El-Melloi wcale nie chciał wyjść z potyczki bez szwanku - zamierzał po prostu nauczyć swojego przeciwnika tego, że sprawianie komuś bólu może zaowocować równie nieprzyjemną odpowiedzią.
Franz Krueger
Franz Krueger

Walka wręcz - zajęcia z profesor Lacroix - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Walka wręcz - zajęcia z profesor Lacroix   Walka wręcz - zajęcia z profesor Lacroix - Page 2 EmptySro 13 Sie 2014, 20:51

W zewie krwawego starcia z Puchonem Franz nie zauważył nawet, że Amycus działa na jego korzyść i odwraca uwagę profesor Lacroix. Gdyby jednak tylko wiedział o tym, że jego kumpel z Domu Węża postanowił mu tak dopomóc, byłby mu niewątpliwie wdzięczny za jego trud. To było bowiem oczywiste, że Chantal nie pozwoli, by po jej zajęciach którykolwiek z uczniów musiał spędzić resztę obozu w skrzydle szpitalnym. Chociaż, organizując lekcję walki wręcz, nauczycielka powinna od początku spodziewać się komplikacji. A już szczególnie przy doborze takich par. Puchon ze Ślizgonem? Najpewniej każdy wiedział, że to nie skończy się zbyt dobrze. Młody Krueger może i nie przykładał zbytniej wagi do koloru ozdobników na szkolnych szatach, ani też do czystości krwi, jednak ten cały Kayneth naraził mu się komentarzami dotyczącymi panny Vane. Niemiec był, mówiąc delikatnie, dość wyczulony, jeżeli chodziło o jego lubą, więc nie miał zamiaru pozostawić jego słów bez odpowiedzi. Nie zastanawiał się wcale nad tym, czy jego rywal wiedział o relacjach, które łączyły go z Jasmine. Nie obchodziło go również to, czy był na tyle bezczelny, czy może wszystko było jedynie wynikiem niefortunnego przypadku. Jedyna rzecz, na której w tej chwili był skoncentrowany, to to, żeby sprać mu porządnie tyłek i oduczyć go podobnych tekstów w przyszłości. Nie powinien zatem dziwić fakt, że zaczął walkę dość brutalnie, ale i sprytnie, od z pozoru powtarzalnej serii uderzeń. Na szczęście ostatnie z nich, wedle jego planu, zdołało skutecznie zaskoczyć El-Melloia, a niezwykle silny i bolesny cios powinien wyprowadzić na moment chłopaka z równowagi. Zresztą, Puchon i tak miał wiele szczęścia, bo przy takiej mocy mógł zostać wyrwany z podłoża. Ostatecznie udało mu się jednak uniknąć nokautu.
Franz musiał przyznać, że ten dzieciak był wyjątkowo hardy i wytrzymały. Jednak trafił mu się jeden taki Puszek, co poświęcał trochę czasu na trening i nie dawał się tak łatwo wytrącić z walecznego rytmu. Ba, nawet postanowił mu oddać! Krueger uśmiechnął się szeroko, ciesząc się z tego, że pobawi się trochę dłużej. Nie musiał silić się na blokowanie ciosu lewego łokcia chłopaka, bo jego skręcony lekko bark stanowił wystarczającą obronę twarzy. Większym problemem z pewnością była prawa dłoń przeciwnika, której ruchy niemiecki czarodziej dokładnie obserwował. Widział więc wyprowadzany przez niego cios, co sprawiło, że nie spuścił gardy i zablokował go w odpowiednim momencie. Mimo wszystko, siła uderzenia sprawiła, że Ślizgon odczuł go na swojej skórze i musiał odsunąć się na nieco większy dystans. El-Melli obrał sobie za cel splot słoneczny? No, no, a jednak potrafił zorientować się w sytuacji i miał jakiekolwiek pojęcie o mordobiciach. Prawdę powiedziawszy, gdyby siedemnastolatek nie obserwował dokładnie jego ruchów, najprawdopodobniej nie spodziewałby się po nim takiego zagrania. Teraz jednak wiedział już, że nie może sobie pozwolić na brak czujności, a tym bardziej nie zamierzał dawać temu gnojkowi żadnych forów. Przyjął więc wyjściową pozycję, nadal trzymając twardą gardę, a jego oczy cały czas wodziły za jego rękoma.
Wrząca w całym ciele wściekłość dodawała mu siły i napawała go jeszcze większą ochotą na to, by swojemu przeciwnikowi porządnie przywalić. Zdążył już więc zapomnieć o wszelkich instrukcjach profesor Lacroix. Zamiast tego, znów na lekko ugiętych nogach, pozostających cały czas w adekwatnym rozkroku, zmniejszył dzielący go od Kaynetha dystans i znów skoncentrował się na serii ciosów. Tym razem rozpoczął od prawego sierpowego, przechodząc do lewego prostego, prawego prostego, lewego sierpowego, w międzyczasie uderzając również prawym młotkowym. Wszystkie uderzenia wycelowane były w twarz i szczękę Puchona, któremu Franz nie dawał ani chwili wytchnienia, zmuszając go do przejścia do obrony. Kiedy zaś ten skupiony był na parowaniu jego ciosów, młody Krueger skręcił delikatnie ciało, wyprowadzając kopnięcie kolanem, korzystając ze wszystkich pokładów mocy drzemiących w jego organizmie. Wymierzył w wątrobę, starając się o nokautujące uderzenie. Jego noga szybko jednak powróciła na swoje miejsce, a Niemiec pozostawał ponownie w pozycji wyjściowej gotowy do ewentualnego bloku. Nie spuszczał również wzroku ze swojego rywala, nie pozwalając sobie na przeoczenie żadnego, nawet najmniejszego jego ruchu.
Chris Dolmeth
Chris Dolmeth

Walka wręcz - zajęcia z profesor Lacroix - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Walka wręcz - zajęcia z profesor Lacroix   Walka wręcz - zajęcia z profesor Lacroix - Page 2 EmptySro 13 Sie 2014, 22:31

Bolało - tego nie można było ukryć. Prawdopodobnie w innych okolicznościach, Kayneth uciekłby z krzykiem i unikał Franza do końca życia. Niestety - tym razem ogarnęła go wręcz chora dawka adrenaliny, która działała za niego, przez co nawet ból nie był taki straszny. Gdyby Kay miał większe pole do manewru, prawdopodobnie w tej chwili zrobiłby Ślizgonowi ogromną krzywdę, którą tamten zapamiętałby na długo. Krueger niestety nie dał sobie w kaszę dmuchać i natychmiast rozpoczął kolejny zmasowany atak, co wcale nie było na rękę Puchonowi, bowiem zaczął być mniej schematyczny - gdyby nie adrenalina, prawdopodobnie bardzo miernie by skończył. Jednakże krew krążyła w jego żyłach tak szybko, że był w stanie zablokować pierwszy cios. Drugi również dał radę sparować, jednakże wymagało to od niego znacznie większego poświęcenia.
Gdyby walczył z amatorem, prawdopodobnie w tej chwili spijałby laury zwycięstwa, bowiem miałby świetną okazję do ataku. Niestety, Krueger najwidoczniej nie był w tych klimatach początkującym, bo wyjątkowo dobrze się chronił, pomimo nieustającego naporu. Kay za to nie był wybitny - był wyuczony, ale nie oznaczało to że w prawdziwej walce sobie radził tak dobrze, jak ktoś kto zdążył nabrać doświadczenia, a teoria nigdy nie dorówna praktyce. Czy chciał czy nie - odsłonił się. Prawy prosty już wszedł, zostawiając pokaźnego siniaka na szczęce Puchona, zaś sam zainteresowany musiał lekko obrócić twarz aby zamortyzować uderzenie chociaż trochę. To był błąd, bo z tej właśnie strony już nadchodził lewy sierpowy. Uderzenie było może nie do końca celne, ale zdecydowanie mocne, bolesne i zostawiło swój ślad. Przez moment czas jakby się zatrzymał dla młodego El-Melloia - dokładnie usłyszał dźwięk swojego pękającego nosa, zobaczył strumień krwi pryskający na przeciwnika i poczuł na wargach metaliczny posmak. Posoka ubrudziła ich obu, zaś ból...był okropny, odbierał Kayowi chęć do czegokolwiek, zostawiając w głowie jeden cel - zranić, zniszczyć, skrzywdzić. Nos przypominał teraz kotleta mielonego. Wyjątkowo zakrwawionego kotleta. Nogi Puchona rozjechały się na boki, on sam zaś wystawił lewą rękę za siebie, podpierając się nią i zaczął opadać w tył. To wszystko działo się przez ułamek sekundy.
Wtedy wpadł mu szalony pomysł, który mógł obrócić jego porażkę "do zera" w wyrównaną walkę. Zawładnął nim czysty instynkt i nim Franz w jakikolwiek sposób zdążyłby go jeszcze uderzyć, zorientował się że przyjął odpowiednią pozycje do wykonania jednego z popisowych tricków. Mimo że Ślizgon miał w planach obić go bardziej, to tym razem Kayneth nie zamierzał na to pozwolić. Oparł się mocno na ręce - była kluczowym elementem. Następnie podniósł prawą nogę, próbując kopnąć Franza w twarz, od boku, z lewej strony Ślizgona. To było oczywiste że Krueger to zablokuje, ale to nie był cios, bowiem gdy prawa noga Kaya była już tuż obok osłaniających twarz rąk, Puchon oparł cały ciężar ciała na lewej ręce dotykającej podłoża i "wypuścił" po ziemi swoją lewą nogę, lekką ją unosząc, na wysokości kostek Ślizgona. Jego nogi z obydwu stron naparły na oponenta, a Kay wykonał obrót, tak że teraz podpierał się ręką przed klatką piersiową (tak jakby chciał robić pompki na jednej ręce) więc efekt był prosty - Franz musiał stracić równowagę i polecieć w swoją prawą stronę. Nim wychowanek Slytherinu dotknął gleby, Kay uniósł swoją prawą rękę i napędzany adrenaliną uderzył w ustawione aktualnie ponowo ciało Ślizgona, celując w żołądek. Niestety, Kay nie był mistrzem sztuk walk, dlatego też nie trafił tam gdzie chciał jednakże cios tuż pod pępkiem też musiał być bolesny, a jednocześnie nie zahaczył o krocze, przez co nie był niehonorowy. Następnie, kiedy już Franz leżał na ziemi, Kayneth przyciągnął do siebie nogi, podparł się na obu rękach i wykonał "przewrót w bok" unosząc nogę. Jego rywal niefortunnie przestał już osłaniać twarz, starając się zapewne zamortyzować wcześniejszy upadek, więc opadająca kończyna Puchona trafiła tam gdzie miała, a pięta wyżej wymienionego rozbiła łuk brwiowy Kruegera. El-Melloi dyszał ciężko i padł na ziemię, próbując się podnieść za wszelką cenę - nie zamierzał przegrać. Niestety, do jego ciała już dotarło że był zdrowo poobijany, co nie ułatwiało mi stania - udało mu się jedynie dźwignąć na kolana.
Vincent Pride
Vincent Pride

Walka wręcz - zajęcia z profesor Lacroix - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Walka wręcz - zajęcia z profesor Lacroix   Walka wręcz - zajęcia z profesor Lacroix - Page 2 EmptySro 13 Sie 2014, 23:05

No proszę, jak uroczo. Podział w pary i małe duszenie na dobry początek. Chyba nie mógł lepiej zacząć nowych znajomości jak łapaniem za gardło i droczeniem pod tytułem "oswobodzi się czy nie". To był swego rodzaju jego drobny test - pohamuje się czy da ponieść fantazji, której mu przecież nie brakowało. Na dodatek wylądował w parze z dziewczyną, więc wypadałoby zachować umiar, a może nawet dać małe fory. Ale tylko małe, jeszcze niewiasta weźmie to za afront i obrazę jej dumy, a póki co powinien dopiero badać jacy potencjalni wrogowie są mu obojętni, a jacy nie.
Po słowach profesor Lacroix i tym drobnym pokazie zaczął się rozglądać. Był nowym uczniem, więc owa Jasmine zapewne będzie jedyną osobą, która zatrzyma na nim spojrzenie, szukając swego kompana. Ba, nawet podeszła nawiązując kontakt. No cóż, maniery gospodarza czy coś w tym stylu.
Uśmiechnął się do niej stwierdzając w myślach, że była całkiem urodziwa, jednakże... nie zapadała w pamięć. Miała w pewien sposób ten sam typ urody co Katja. Owszem, jest na czym oko zawiesić, ale pięć minut po rozłące twarz znikała z pamięci lub zacierała się w bardzo szybkim tempie. Szkoda, jeszcze nie znalazł nikogo o aparycji każące powtarzać widok w myślach. Czy na wyspach wszyscy mają pospolite twarze składające się na jedną bezkształtną masę na ulicach? Doprawdy, w Durmstrangu łatwiej było o wyraźne osobowości i indywidua przykuwające wzrok.
Skinął głową, po czym odpowiedział lekkim tonem:
- Vincent. Miło poznać, Jasmine. I nie, nie zamierzam zrobić ci żadnej krzywdy o ile mnie do tego nie zmusisz.
Uśmiech na jego twarzy był tym typowym dla "pierwszego wrażenia dla cywili". Całkiem sympatyczny, bez (widocznego) drugiego dna. Tylko spojrzenie zawsze zostawało to samo, ale cóż, nad tym nie panował.
Stanął za dziewczyną, układając ramiona wokół jej szyi, jakby jeden zły impuls mógł sprawić mocny uścisk palców i spięcie mięśni, odcinając dopływ powietrza do płuc. Jego ruchy były pewne, precyzyjne jak u chirurga. O tak, wiedział, gdzie najlepiej przycisnąć, by taka drobna dziewczyna zakończyła swój żywot w bardzo krótkim czasie. Ale nie czas na to.
- Pokaż po prostu jak się broni taka dama i liczę, że mnie nie zawiedziesz. - powiedział jej do ucha. O tak, bardzo by się zawiódł, gdyby nie podołała lub chociaż nie pokazała pazura. Może go jeszcze zaskoczyć. Póki co pozwoli jej wykonać cały manewr prawie idealnie.
Sponsored content

Walka wręcz - zajęcia z profesor Lacroix - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Walka wręcz - zajęcia z profesor Lacroix   Walka wręcz - zajęcia z profesor Lacroix - Page 2 Empty

 

Walka wręcz - zajęcia z profesor Lacroix

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 2 z 3Idź do strony : Previous  1, 2, 3  Next

 Similar topics

-
» Gabinet profesor Lacroix
» Zajęcia dodatkowe - spis uczniów
» Profesor Flitwick
» Profesor Sanders
» Profesor Winters

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Fabularne :: Eventy :: Obóz Letni :: Zajęcia
-