IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Ruiny

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : 1, 2, 3  Next
AutorWiadomość
Mistrzyni Proxy
Mistrzyni Proxy

Ruiny Empty
PisanieTemat: Ruiny   Ruiny EmptyCzw 07 Sie 2014, 11:13


Ktoś kiedyś próbował najwyraźniej zamieszkiwać tę dość nieprzyjazną okolicę, ale najprawdopodobniej bardzo mu nie wyszło, bo zostały po nim i jego bytności jedynie pochłaniane przez dziką roślinność ruiny. Nie jest to najbezpieczniejsze miejsce, pełno tutaj luźnych kawałków kamieni i cegieł, ukrytych pod zielenią dziur i innych pułapek. Odwiedzającym zaleca się stałą czujność.
Symplicja Szafran
Symplicja Szafran

Ruiny Empty
PisanieTemat: Re: Ruiny   Ruiny EmptySob 16 Sie 2014, 22:21

Nagle ktoś niczym strzała wybiegł z jednego z namiotów, pędzi na złamanie karku, przeskakuje pieńki, kamienie, o mało nie wybija sobie zębów, kiedy tak nie przyglądając się otaczającemu światu szaleje między "domkami", w poszukiwaniu zguby. Postać pokręciła się chwile po obozie, jakby czegoś szukała, a może kogoś? Wydawało się, że ów tajemnicza istotka swoimi błękitnymi ślepiami dałaby radę wypalić dziurę w kamieniu, drzewie, albo każdej innej przeszkodzie, która postanowi zasłonić jej widok. Nie dostrzegając jednak zguby, lekko zniechęcona rusza dalej.
Symp zanurza się w lesie, w dłoni trzyma aparat, w każdej chwili jest gotowa zaatakować swoją ofiarę. Po wcześniejszym szaleńczym tempie zostaje tylko wspomnienie, w tej chwili dziewczyna powoli skrada się, ze wszystkich swoich sił stara się iść jak najciszej. Przemierzając tak gęstwinę, do uszu dziewczęcia dochodzą różne odgłosy. Słyszy różne śpiewy ptaków, które zwykle chaotyczne w tym momencie stają się dla niej swego rodzaju rozmową, gdzieś niedaleko za sobą, wychwytuje jak coś małego przemyka w runie leśnym. Przez chwilę zastanawia się czym mogło by być to tajemnicze stworzonko może to mysz, albo jaszczurka. Po za odgłosami matki natury Krukonka dostrzega też namacalne dowody na przebywanie w tym lesie bardziej interesujących istotek niż nornice czy zwinki. Na pobliskim drzewie dostrzega zdartą przez dziki korę, a pod liśćmi kopytnika widzi wyraźne odciski łap. Przygląda się im przez chwilę z uśmiechem na twarzy po czym rusza dalej.
SS nawet nie zauważa kiedy przestaje wiedzieć skąd przyszła i gdzie tak w zasadzie jest. Ten fakt mimo niekorzystnej sytuacji jakoś za bardzo jej nie przeszkadza, w sumie może trwożyłby ją bardziej gdyby chociaż przez chwilę się nad nim zastanowiła. Opuściła namiot w takim pośpiechu, że oprócz aparatu nie wzięła nic, nawet różdżki... Nie mądrze...
Po kilku minutach drogi przed oczami Symplicji pojawiają się pierwsze ruiny. Na widok resztek, starych, kamiennych ścian, oczy dziewczyny zaczynają błyszczeć nienaturalnym blaskiem. Dziewczyna podchodzi do najbliższego kawałka mury i odsuwa na bok porastający go bluszcz, przygląda się przez chwile budowie ściany po czym idzie dalej, wolno wędruje w labiryncie ruin.
Remus Lupin
Remus Lupin

Ruiny Empty
PisanieTemat: Re: Ruiny   Ruiny EmptyPon 18 Sie 2014, 13:58

Nie mógł z czystym sumieniem powiedzieć, że spiskowanie z Huncwotami nie sprawia mu przyjemności, jednak czasem czuł się zmęczony. Zmęczony wyciąganiem ich za uszy z kłopotów i pakowaniem samego siebie w sytuacje, które nie miałby miejsca, gdyby jego asertywność nie cierpiała na chorobę powszechnie zwaną słabą wolą. Bycie akceptowanym w grupie ludzi najbliższych, zwłaszcza takich, którzy świadomi byli jego problemu, miało swoją cenę czy Remusowi się to podobało, czy nie. Przyjaźń także ją miała. Skłamałby zresztą, gdyby potwierdził, że Syriusz, James i Peter nie stanowią dla niego ciężaru. Czasami stanowili.
W takich momentach, gdy wskaźnik na liczniku jego cierpliwości bywał zdecydowanie zbyt mocno wygięty w stronę całkowitej irytacji, dobrze było mieć coś, co pozwalało rozpraszać myśli. Coś, lub kogoś, kto przywracał uśmiech, siłę i spokój, by Lupin mógł wrócić do przyjaciół w gotowości na ich żarty, figle i nieodpowiedzialność, którą przecież podzielali wszyscy młodzi chłopcy. Gryfon nie był wyjątkiem.
Wiedział, że Symplicja przyjechała na obóz, choć nie podszedł do niej na rozpoczęciu; gdy widzieli się ostatni raz także stchórzył, w sposób niezbyt męski, a zdecydowanie niezbyt taktowny. Tych kilka listów wymienionych przez wakacje trąciło dystansem z jego strony i zmartwieniem ze strony dziewczyny, trąciło również niepewnością i strachem. Nie był z nich zadowolony, dlatego w końcu przestał odpisywać. Wystarczyło jednak jedno spojrzenie na odręcznie zabazgraną przez Krukonkę kartkę, by żołądek ścisnął mu się czymś do tej pory obcym i nieznanym. Tęsknota zawibrowała nieprzyjemnie we wnętrznościach, a potrzeba ujrzenia Polki choć przez parę chwil zwyciężyła z postanowieniem trzymania się od niej z daleka.
To właśnie z tego powodu zostawił Syriusza i Cu na pastwę ich własnej nieodpowiedzialności i żądzy przygody, wyślizgując się z namiotu. Dostrzegł pannę Szafran niemal natychmiast, trudno było ją zresztą przeoczyć; wyrywała się z ich rzeczywistości jak wróżka, tak odmienna i oryginalna w swym pojęciu normalności. Podążył za nią cicho, ukradkiem, przeczesując nerwowo potargane włosy i poprawiając wyraźnie sfatygowany, ale porządnie wyprany i wyprasowany podkoszulek.
Przystanął za jedną z kolumn, przyglądając się ciemnowłosej dziewczynie z pewną dozą rozmarzenia, migoczącą w brązowych oczach, jednak nie odważył się wychylić bardziej. I pewnie odszedłby po paru minutach, znikając pomiędzy drzewami, gdyby nieopatrznie postawiona noga nie spowodowała małej lawiny kamyków i gałęzi, zdradzającej jego pozycję.

Symplicja Szafran
Symplicja Szafran

Ruiny Empty
PisanieTemat: Re: Ruiny   Ruiny EmptyPon 18 Sie 2014, 14:31

Pierwsze zdjęcie nie wygląda jakoś szczególnie, przedstawia z pewnego oddalenia, kamienny mur porośnięty, ciemnozielonym bluszczem. Im bliżej dołu, tym liście stają się rzadsze, aż w pewnym momencie, ledwo nad końcem zdjęcia, kurtyna urywa się, tak jak gdyby nigdy ich tam nie było, nie ma już liści jest tylko data, zapewne rok powstania zamku, grodu, tajemniczego siedliska czarodziejów, albo zwykłych mugoli. Nic więcej, brak podpisu twórcy, brak znaków dawnej świetności, nic co mogło by pomóc w zidentyfikowaniu tego miejsca.
Symplicja przygląda się chwilę sfotografowanemu kawałkowi przeszłości. Podchodzi do niego, okrąża, szuka czegoś co pomoże jej rozwikłać tajemnice, sekret, który z wielką siłą zaczyna rozpalać jej ciekawość, każe się odkryć, nie pozwala przejść dalej. W końcu dziewczyna postanawia odkryć rąbek tajemnicy, dosłownie. Dostrzegając samotną gałązkę bierze ją w swoje blade dłonie i wraca do ściany. Delikatnie patykiem odchyla liście tak jakby otwierała jakąś bardzo starą książkę. Nic jednak nie znajduje, nic tylko jeszcze więcej cegieł, niemych obserwatorów historii.
Cicho wzdycha, nie ma zamiaru się jednak poddać, przecież gdzieś tu muszą się kryć jakieś odpowiedzi, a ona je znajdzie, na pewno.
Już chce ruszać w dalszą podróż, już robi pierwszy krok ku kolejnym zagadkom gdy nagle coś słyszy. Nagle w jej głowie pojawia się czerwona latarenka, drąca się na całe gardło, że ktoś tu jest. Mocno wybujała wyobraźnia dziewczyny, już po chwili podsuwa jej wszystkie najmroczniejsze scenariusze, spotkanie z dzikiem, albo czymś większym i groźniejszym. Odruchowo dziewczyna chce sięgnąć po różdżkę, naiwnie wierząc, że uda się jej nią obronić. Nie wyczuwając jednak nigdzie znajomego drewienka, delikatnie przygryza wargę, w myślach wyzywając się od największej sieroty tego świata.
Mocniej ściska w dłoniach gałąź, przez chwilę zastanawia się nawet czyby nie podejść w miejsce, z którego dochodził dźwięk, jednak powstrzymuje się, to nie jest najmądrzejszy pomysł, przecież nie wie kto albo co ukrywa się przed jej spojrzeniem.
-Kto tam jest?- Stara się by jej głos zabrzmiał pewnie i twardo, jednak mimo wysiłkowi jaki w to wkłada, wkrada się tam nuta niepewności, trochę strachu. Nie bój się. Gani się w myślach.
-Nie uk... ukrywaj się. Wiem, że tam jesteś.- Że też w takiej chwili muszą wylatywać jej z głowy słowa, chociaż jeśli to jakieś zwierze, to mówienie nawet po polsku raczej nie zmieni jej sytuacji.
Nagle do głowy wpada dziewczynie szalony pomysł. Podnosi wyżej aparat i czeka, no co przecież nie może zmarnować takiej okazji na dobre zdjęcie, więcej taka sytuacja może się nie powtórzyć.
Powoli zaczyna okrążać tajemniczą postać, nie zmniejszając jednak dzielącej ich odległości. Cały czas nie spuszczając oczu z jej kryjówki. Jeszcze jeden kroczek i zobaczy kto też ukrywa się przed jej spojrzeniem.
Wykonuje go nie pewnie i w momencie, w którym staje tak, że może zobaczyć tajemniczego zbója robi też zdjęcie.
W jednej chwili krok, błysk i oczy Polki dostrzegają go. Remus...
Remus Lupin
Remus Lupin

Ruiny Empty
PisanieTemat: Re: Ruiny   Ruiny EmptyPon 18 Sie 2014, 15:23

Nie ruszył się z miejsca, dostrzegając, że to ona zaczyna skradać sie w jego kierunku; czekał spokojnie aż się zbliży, a jej niespokojne, niepewne, choć uparte w dążeniu do celu kroku ustaną. Nie zdążył unieść dłoni, by zasłonić się przed błyskiem, gdy Symplicja zaatakowała go lampą, a później przez dłuższą chwilę mrugał energicznie, chcąc pozbyć się czarnych plam sprzed nosa.
Skrzywił się zabawnie, gdy udało mu się odzyskać wzrok i parsknął niepewnym śmiechem.
- Przestraszyłem cię? Przepraszam. Tylko mnie więcej nie oślepiaj, proszę. – odezwał się wreszcie, napotykając spojrzenie jej niebieskich oczu, wyczytując z nich zaniepokojenie, ale i zaciekawienie, które czasem tak bardzo przypominało mu samego siebie gdy wkraczał do Hogwartu. Wszystkiego chciał dotknąć, przeżyć, poznać, zobaczyć, zasmakować. Symplicja nie różniła się w żaden sposób od niego samego, będąc jednocześnie tak inną, tak wolną i swobodną, że aż zapierało mu dech w piersi.
Podszedł bliżej, wyciągnął dłoń – ochota dotknięcia jej włosów, muśnięcia palcami policzka była zbyt silna. Zrobił to, a chłód jego palców zmierzył się z przyjemnym ciepłem ciała dziewczyny, wywołując dreszcze, mrowienie w opuszkach.
Cofnął się właściwie od razu, wzdychając ciężko, ale nie przestał wpatrywać sie w jej oczy. Uśmiech, który zamigotał na wargach chłopaka był łagodny i spokojny.
- Gonisz za sensacją? – spytał, wskazując brodą na aparat i unosząc lekko brwi. To było takie typowe; wszyscy gorączkowali się obozem, zajęciami, pojedynkowaniem i Merlin z Morganą wiedzą czym jeszcze, a ona biegała po lesie szukając najciekawszych drzew do uwiecznienia na kliszy.

Symplicja Szafran
Symplicja Szafran

Ruiny Empty
PisanieTemat: Re: Ruiny   Ruiny EmptyPon 18 Sie 2014, 15:47

Symp zamurowało. Stała tak przez chwilę w ciszy, a kiedy doszło do kto przed nią stał i za kogo go wzięła, poczuła jak wielkie gorąc spływa na nią z nieba, przyczepia się do jej policzków, zostawiając na nich, czerwone jak piwonie ślady, zakłopotania. Mimowolnie schowała za plecami narzędzie zbrodni, tak jakby go nigdy nie było, może jeśli zapomni o nim na chwilę to z pamięci zniknie także jej głupie zachowanie. Nic takiego się jednak nie stało, natomiast SS pochyliła lekko głowę, tak by spadającymi czarnymi kosmykami zasłonić swoje rozgrzane do czerwoności policzki. Kiedy poczuła, że, gorąc przestaje ją szczypać delikatnie podniosła głowę do góry.
Nadal tam był, a więc to nie był sen na jawie, ani jakaś chwilowa halucynacja. Stał tam, uśmiechnięty, wpatrzony w nią. Ta myśl sprawiła, że znowu zrobiło się jej gorąco i poczuła jak serce zaczyna jej dużo szybciej bić. Jeśli przez jego nagłe pojawianie się ona nie zejdzie na zawał to będzie cud.
-Zastanowię się. Dlaczego się skradałeś?- Uśmiechnęła się do niego figlarnie, powoli zaczynała się uspokajać, a jej puls powoli wracał do normy.
Kiedy delikatnie musnął ręką jej policzek, poczuła jak przez całe jej ciało przechodzi przyjemny prąd. Przyjemność jest jednak krótka, bo po chwili ręka Gryfona odrywa się i po tej krótkiej chwili rozkoszy zostaje tylko delikatny rumieniec i na nowo szybsze bicie serca.
-Sensacją?- Powtórzyła jego słowo i przez chwilę zastanawiała się nad jego znaczeniem. Kiedy je sobie przypomniała zaśmiała się krótko.- Raczej za chwilą.
Stojąc tak z nim w sercu historii tego miejsca zapomniała na chwilę ile razy w czasie tych wakacji zastanawiała się nad tym co zrobiła nie tak, czy powiedziała coś co go zasmuciło, że przestał jej odpisywać. Zastanawiała się nad tym czy może była zbyt nachalna, może powinna dłużej poczekać, udawać, że wcale jej na tym wszystkim nie zależy.
Widząc go jednak w tej chwili, miała wrażenie, że jej troski były nieprawdziwe, kolejne dzieło jej zbyt bujnej wyobraźni.
Remus Lupin
Remus Lupin

Ruiny Empty
PisanieTemat: Re: Ruiny   Ruiny EmptyPon 18 Sie 2014, 16:09

- Powinnaś była zgłosić komuś, że idziesz tu sama. – zauważył nieco bardziej surowym tonem, ten jednak nie objął jego oczu, wciąż łagodnie wpatrujących się w dziewczynę – Wiem, że aurorzy pilnują terenu, ale przed leśnym życiem nie zawsze zdążą osłonić pechowego wędrowca. Lub...- podszedł bliżej, odgarniając jej włosy z twarzy.
- ...lub łowczynię chwil z aparatem i najwyraźniej bez różdżki. Chyba, że uważasz aparat za skuteczniejszą broń w razie napadu i dlatego jej nie wyciągnęłaś. – roześmiał się cicho, a jego spojrzenie prześlizgnęło się po ustach, linii szczęki i smukłej szyi Krukonki. Tęsknota zapulsowała wyraźniej gdzieś w odłamkach świadomości, które z całej siły wypierał przez ostatni miesiąc. Przecież wiedział, do diabła, wiedział, że mu nie wolno. Że nie może jej wciągać w coś niebezpiecznego, że narażając dziewczynę na przebywanie w swoim towarzystwie doprowadzi jedynie do nieszczęścia.
Czuł się przy niej dobrze, czuł, że żyje kiedy uśmiechała się spoglądała na niego z zaciekawieniem, zza którego nieśmiało wyglądał strach. Niepewność. I ten przeklęty żal.
Remus odetchnął cicho, jego palce przesunęły po talii Symp nim przyciągnął ją bliżej i objął mocno, zanurzając nos w ciemnych włosach. Nie potrafił się powstrzymać.
- Przepraszam, że nie odpisywałem. – powiedział cicho, drugą dłoń kładąc na jej ramieniu, gładząc przez moment ciepłe ciało, nim wreszcie splótł ręce na krzyżu Polki, nie pozwalając jej na ucieczkę.
- Jest mi przykro. Naprawdę. – dodał po chwili, odsuwając się na moment, by spojrzeć jej w oczy. Świadomość, że musiał z niej zrezygnować sprawiała, że coś w żołądku Lunatyka przewracało się w mdlących spazmach.
Symplicja Szafran
Symplicja Szafran

Ruiny Empty
PisanieTemat: Re: Ruiny   Ruiny EmptyPon 18 Sie 2014, 16:41

Słysząc karcący głos Gryfona lekko przygryzła wargę. Kiedy dawała się ponieść chwili nie myślała nad takimi przyziemnymi sprawami jak własne bezpieczeństwo, ani nawet nie zastanawiała się nad tym czy ma przy sobie różdżkę czy nie. Jakoś przez całe życie zawsze było jej bliżej do mugolskiego świata, dorastała w nim i przez długi okres była to jedyna znana jej rzeczywistość. Świat magii cały czas jest dla niej czymś po części nierealnym, jakimś snem, który w pewnym momencie się skończy... za rok. Wie to, ale nie chce wypowiadać tego na głos. Szczególnie nie w tej krótkiej chwili szczęścia.
-To się nazywa zaskoczenie. Napastnik spodziewałby się ataku magią, a nie światłem. Protego by go nie uratowało, a ja zdołałabym uciec.- Powiedziała wpatrując się w niego jak zauroczona, a kim więcej była jak zwykłą zakochaną po uszy nastolatką.
Nie miała zamiaru dodawać, że w zasadzie nie wiedziałaby gdzie uciekać, ale to stwierdzenie raczej nie polepszyło by jej sytuacji. No nie jej wina, że całe życie głowę ma nie tam gdzie trzeba.
Kiedy znowu ją dotknął, tym razem jakoś bardziej zachłannie, przytulił się do niej. Przez chwilę stała lekko zdezorientowana, szybko jednak się z tego otrząsnęła i jakby odruchowo objęła go swoimi rączkami.
Czuła jego ciepło na swojej twarzy, cały świat istniejący gdzieś wokół nich nagle zniknął, nie był ważny, mógł być, mógł nagle zniknąć, rozproszyć się w pył. To nie było ważne, nic nie było na tyle istotne by się tym teraz zastanawiać. Świat, wielki i fascynujący nagle po raz kolejny zamknął się tylko w granicach jego osoby, zabierając ze sobą słońce, księżyc, gwiazdy, niebo, chmury, ptaki i wszystko co ją otaczało. W myślach pojawiły się pytania jakim cudem, potrafiła żyć bez niego, jak mogła oddychać, skoro cały jej tlen był tak daleko od niej, jak dawała radę żyć bez serca, skoro oddała je temu zaczytanemu Gryfonowi.
Słysząc jego słowa podniosła na niego swoje oczy. Nic nie powiedziała, tylko uśmiechnęła się delikatnie, chciała nim pokazać, że nic się nie stało, że to było i minęło, a ważna jest ta chwila. To, że jest przy niej, że zwrócił jej na nowo cały świat, jeszcze piękniejszy niż wcześniej.
-Nic się nie stało.- Podniosła rękę i lekko dotknęła jego policzka. Zrobiła to prawą rękę, tą samą, na której był namalowany wielki paw, tą, która tworzyła na kartkach papieru jej świat. To musiała być magiczna ręka.
-Cieszę się, że Cię widzę, że jesteś tutaj.- Przyglądała mu się, miała wrażenie, że na jego twarzy pojawił się jakiś delikatny cień, jakby jakaś okropna myśl zajmowała jego głowę. Szybko jednak stwierdziła, że to musi być wytwór jej wyobraźni.
Chciałaby wiedzieć o czym Gryfon myśli i zabrać z jego karku wszystkie problemy, dzielić z nim wszystkie sekrety, nie męczy go jednak swoim egoistycznym pragnieniem wiedzy, świadoma, że jeśli kiedyś będzie chciał jej to powiedzieć to znajdzie ją i jej wszystko opowie. teraz trzeba się było tylko cieszyć chwilą.
-Trwaj chwilo, jesteś piękna.
Remus Lupin
Remus Lupin

Ruiny Empty
PisanieTemat: Re: Ruiny   Ruiny EmptyWto 19 Sie 2014, 06:35

Zapach jej włosów, skóry i perfum oszałamiał przyjemniej niż niejeden eliksir, jakim pojono go w życiu, czy to leczniczy podczas pełni, czy odurzający w pokoju wspólnym Gryffindoru; Lupin nie przepadał za uczuciem tracenia kontroli, gdyż wraz z utratą takowej nadchodziły zwykle niebagatelne problemy. Tym razem jednak miał w nosie opanowanie, pogrywał łobuzersko z własną naturą, trzymając pannę Szafran mocno w ramionach, wdychając jej korzenny, nieco orientalny aromat, czując ciepło ciała tuż obok swojego; ruch jej klatki piersiowej, gdy wznosiła się i opadała przy każdym oddechu , delikatne spięcie ramion, gdy w pierwszej chwili odruchowo chciała go odsunąć, a potem uniosła je, zaplatając dłonie na jego karku.
Ta bliskość była mu potrzebna, była czymś, co rozbudzało nadzieję i pragnienie, rozpaczliwą chęć odnalezienia wyjścia z sytuacji, której nie można było rozwiązać. Przy Symplicji Remus dokładnie czuł przemożną chęć pokonywania niemożliwego. I dlatego nie potrafił z czystym sumieniem powiedzieć, że czarnowłose, niebieskookie stworzenie o śmiechu tak swobodnym i radosnym nie znaczy dla niego nic ponad obowiązek narzucony przed dyrektora. Skłamałby kłamstwem największym w dziejach świata. Lub bardzo do największego zbliżonym.
- Jestem tu. – zgodził się cicho, słysząc jej głos, a potem uniósł wzrok w reakcji na muśnięcie w okolicach policzka – Jestem, Merlinie, nie chciałbym być gdziekolwiek indziej. – dodał po chwili, wzdychając ciężko i znów chowając twarz w jej włosach.
- W przeczuciu szczęścia, w radosnym zachwycie, stanąłem oto już na życia szczycie. – odpowiedział na jej kolejne słowa, odnosząc się do jednego z mugolskich dzień literackich, które tak na prawdę do końca mugolskie nie było, ale kto chciałby się z tymi ludźmi kłócić. Niech im będzie.
Przez parę chwil nie spoglądał dziewczynie w twarz, by wreszcie unieść ją do góry, zakręcić, odstawić na ziemię i obdarzyć uśmiechem o wiele swobodniejszym niż wcześniej.
- Chodź, poszukamy tej chwili razem, a później poszukamy też twojego rozumku. Różdżka ma być zawsze w kieszeni. – pouczył dziewczynę, niechętnie wypuszczając ją z ramion, wyraźnie odwlekając tą chwilę, gdy jego palce muskały jeszcze jej talię.
Symplicja Szafran
Symplicja Szafran

Ruiny Empty
PisanieTemat: Re: Ruiny   Ruiny EmptyWto 19 Sie 2014, 12:11

Czyż młodzieńcza miłość nie jest piękna? Czysta, niewinna, nie pragnąca więcej jak tylko widoku drugiej połówki, nie pożądająca złudnych wywodów, wielkich słów, dostrzegające małe gesty, wybaczająca i pomagająca zmienić się na lepsze, dająca nadzieje, wiarę w to, że świat może być piękny że nie wszystko na świecie jest złe.
Stali więc tam, w ciszy przerywanej tylko biciem ich serc, śpiewem ptaków, szelestami natury. Aż w końcu ich własne słowa, przerwały ją, niszcząc ich małą bańkę, w której świat się na chwilę dla nich zatrzymał, pozwolił im cieszyć się sobą, zabierając wszystkie zmartwienia na dalszy tor. Dostali czas tylko dla siebie, bez tego całego chaotycznego świata, czas, którego niedługo może im zabraknąć. Bo któż wie co przyniesie następny dzień.
Symplicja wsłuchuje się w jego głos, jego słowa rozchodzą się po jej ciele, rozgrzewając ją, działają lepiej niż najlepsze polskie alkohole, na co komu procenty, jak miłość jeszcze lepiej idzie do głowy i zmusza ludzi do irracjonalnych zachowań.
Słysząc jak Remus odpowiada jej cytatem spojrzała na niego badawczo. Pamięta tą scenę, scenę śmierci, Gryfon nie wygląda na konającego, ale może w tych słowach kryje się jakieś drugie dno, coś jej z tej rozmowy umyka, jakiś mały element układanki. Czuje się jak przy czytaniu wiersza, w momencie gdy brak wiedzy na temat biografii autora, pozwala dostrzec jej tylko jedno z wielu znaczeń danego tekstu.
Kiedy nagle chłopak podnosi ją do góry i zaczyna nią obracać, Krukonka wybucha delikatnym śmiechem. Wbija oczy w Lupina, który w tym całym ruchomym świecie staje się jedynym stały punktem, niezmiennych. Ach cóż za złudne wyobrażenie, co jak co, ale ludzie nigdy nie są niezmienni.
-Z chwilą nie powinno być problemu, ale rozumki chyba nie rosną na drzewach?- Powiedziała, po czym nieśmiało chwyciła go za rękę i ruszyli w poszukiwaniu chwili.

[ręką MG - z tematu x2]
Amycus Carrow
Amycus Carrow

Ruiny Empty
PisanieTemat: Re: Ruiny   Ruiny EmptyPon 25 Sie 2014, 18:11

Nie było mu wcale śpieszno wracać do obozowiska przepełnionego rozgadanymi, ale przede wszystkim rozbawionymi zewsząd twarzami znajomych mu ludzi. Potrzebował kolejnej chwili odetchnięcia, dzięki której odzyskałby nie tylko równowagę, ale pozory wewnętrznego spokoju jaki powinien odczuwać po odpowiednim segregowaniu myśli. Szum w głowie pulsował równomiernie wciąż wyostrzając wszystkie zmysły, a nierówny oddech wydobywał się wraz z cichymi dźwiękami z lekko rozwartych ust chłopaka. Ciemna koszulka przylegała do jego pleców z wyraźną plamą od potu, podczas gdy przód i krótkie rękawki powiewały na wietrze, umożliwiając ochłodzenie organizmu. Ubrany był jak zwykle w szare spodnie sięgające kostek, a w kieszeni trzymał odpowiednio ukrytą różdżkę niedostępną dla niepowołanych osób. Opierając się dłońmi o kolana przesuwał beznamiętnie ciemnym spojrzeniem po szarzejącym krajobrazie ruin, mile łechtających jego mroczne upodobanie do niebezpieczeństwa i dramatyzmu. Okryte cieniem cegły z pewnością idealnie komponowały się wraz ze szkarłatnymi strumieniami wypływającymi ze świeżo zadawanych ran, wykonywanych z nienaganną precyzją oraz fascynacją, która nawet pomimo wyobrażeń utrzymywała poziom adrenaliny w ciele zmęczonego Carrowa. Przypatrywał się śladom pozostawionym przez zwierzęta oraz bieg czasu, przez który jedna ze ścian nie wytrzymała próby i upadła na podłoże roztrzaskując się na kilka porządnych kawałków.
Wyprostował się z nadzieją na dojrzenie ostatnich promieni słońca w zachodnio-południowej części ruin, w ten sposób udając się na jedyne niezniszczone miejsce w trakcie pojedynków między uczniami. Prześlizgiwał się z kamiennym wyrazem twarzy między poszczególnymi fragmentami powierzchni nie upodobniając się w żadnej mierze do węża, których języka nawet nie potrafił zrozumieć. Szedł ostrożnie stawiając stopy obleczone w proste adidasy z grubszą podeszwą i pobierał płytkie wdechy przekonany, że dzisiejsza kontemplacja nie zostanie przerwana przez niepowołanych osobników. Dzisiejszy wieczór zamierzał spędzić przede wszystkim samotnie w otoczeniu własnych myśli oraz ponurej roślinności, wyrosłej na truchle nieszczęśliwej historii człowieka pokonanego przez życie. Przystanął, z wyczuciem i zaangażowaniem wyciągając lewą rękę w górę w stronę ostatnich promieni słonecznych. Stojąc na palcach wyprężył całą sylwetkę, przyglądając się opuszkom palców lizanymi przez jasne światło poniżone przez nadchodzącą noc, która zapewniała ukojenie, niosąc równocześnie pewną nutkę tajemniczości.
Niczym nieskrępowany stanął na całej powierzchni stóp, pozwalając sobie w pełni świadomie na chwilową beztroskę, bezpośrednio związaną z rytuałem pożegnalnym dla dnia nie przynoszącego dla niego żadnych nowych doświadczeń wartych zapamiętania. Opuszczając rękę ponownie wzdłuż ciała ruszył dalej, w gęstniejącym półmroku badając z odpowiednią ostrożnością cmentarzysko czyichś marzeń.
Yumi Mizuno
Yumi Mizuno

Ruiny Empty
PisanieTemat: Re: Ruiny   Ruiny EmptyPon 25 Sie 2014, 18:20

Kierowana gniewem wymijała poszczególne nic nie znaczące w tej chwili osoby. Stanowcze bezgłośne kroki i złapanie za ramię pierwszego lepszego ślizgona. Trzy słowa "Gdzie jest Carrow?". Przypatrywanie się jej spode łba, a następnie wskazanie ręką ruin. Krew szumiała w skroniach Yui, a oczy wypełnione były rozczarowaniem. Naiwność przez płytką obietnicę lojalności... to bolało, osłabiało moc pragnienia zaprzyjaźnienia się ze swoim narzeczonym. Nie mogła... nie śmiała ważyć się na okazanie mu sympatii dopóty dopóki nie dowie się prawdy z jego ust. Z kim flirtował za jej plecami? Czy zaciągnął którąś z jej współmieszkanek do łóżka, bo ona, Yui nie pozwalała na nic? Wygłodniały szukał ukojenia w ramionach niewymagających dziewcząt, które go nie znały. Weszli razem w ten układ, przytakując zaręczynom. Obowiązki spoczywały na obu stronach, wyrzeczenia również. W głowie Yumi brzęczały słowa Luca. "Z Di Scarno, Jasmine, Lacroix i ... Harley". Wstyd piekł jej poliki. Naiwne głupie maleństwo...
Serce łomotało na wysokości gardła, a mięśnie gnały dziewczynę przez obozowiska, przez pół lasu, minęła strumień, głazy zamieniające się w ruiny. Trawa nawet nie zaszeleściła, z gardła nie wydobył się żaden jęk. Różdżka paliła wnętrze jej dłoni, opuszki palców mrowiły od gniewu, który musiała wylać. Czuła się... zdradzona? Wyrzekała się tak wielu, zmuszała do bycia "idealną dla społeczeństwa", a przecież taka nie była. Rezygnowała z entuzjazmu i spontaniczności siedzącej jeszcze gdzieś na dnie jej serca na rzecz "idealności". Yui nie potrafiła nazwać swojego zachowania zazdrością, bo ta definicja nie pasowała do stanu jej serca. Duszność, tłumiony dokuczliwy ból za mostkiem, podniesione ciśnienie krwi, blade usta, spięte mięśnie... to nie mogła być zazdrość, a zawód i rozczarowanie. Zawiodła się na Carrowie. Gnana takimi uczuciami uniosła różdżkę, jak tylko dostrzegła zarys Amycusa. Ubrany na sportowo poświęcał się oglądaniu marnej fauny i flory ruin. Nie zdawał sobie z niczego sprawy, nie słyszał jej. Nawet z takiej odległości Yui wydawało się, że słyszy jego przyspieszony oddech od biegu, albo to może jej własny? Zacisnęła mocno szczękę tłumiąc jęk.
- Depulso. - szepnęła zjadliwie, nie zważając czy ją widzi czy nie. Czy może obronić się czy przyjmie to na siebie z zaskoczenia. Cała masa negatywnych uczuć skumulowała się na końcu różdżki. Żółtawe, kłębiące się zaklęcie mignęło wprost do celu, rozdzielając się na kilka promieni. Objęło klatkę piersiową Amycusa, naciskając na jego ciało i pchając je brutalnie w tył. Zaklęcie napędzane gniewem miało swą moc. Nie zatrzymało się nawet po paru metrach. Zniknęło dopiero wtedy, gdy Carrow porządnie uderzył w stojące nieopodal drzewo, tuż tuż przy skupisku cegieł. Yui nie czekała na zauważenie, zeszła ze ścieżki lasu i nie spuszczając różdżki z celu w kilku większych krokach pokonała dzielącą ich odległość. Rozpalona końcówka różdżki spotkała się z torsem Amycusa, gotowa spełnić wolę swojej właścicielki.
- Watashi wa anata o nikumu!- krzyknęła mu prosto w twarz. - Kochō sa reta, Carrow. - drgnęła, zdając sobie sprawę w jakiej sytuacji go postawiła. Nie pozwoliła sobie na rozważaniu czy mogłaby zgarnąć zlepione kosmyki włosów z jego spoconego czoła. Skośne oczęta maleństwa zionęły płomiennym gniewem i bezdennym rozczarowaniem.
- Anata ga imi! Anata ga imi, bakayora! - krzyknęła, nie pozwalając mu na ruch spod końcówki różdżki. Jej głos łamał się przy każdym słowie, siłą woli odpędzała łzy. - Kochō sa reta... - powtórzyła jak mantrę, świdrując go na wskroś wzrokiem. Jej różdżka wciąż jarzyła się żółtawym światełkiem.
Amycus Carrow
Amycus Carrow

Ruiny Empty
PisanieTemat: Re: Ruiny   Ruiny EmptyPon 25 Sie 2014, 18:41

Silne zaklęcie uderzyło go z wyraźnego zaskoczenia, pozwalając mu tylko i wyłącznie na dostrzeżenie zakrytej zza ścianami dawnego domostwa sylwetki drobnego człowieka. Dech w piersiach został mu odebrany wraz z możliwością sięgnięcia po różdżkę, kiedy trafiony czarem został odrzucony na kilka metrów w tył. Ruiny zamazały swoje kontury, a kształty zmiękły podczas gdy na gałkach ocznych pojawiły się drobne ziarenka piasku będące wyznacznikiem wyraźnego oszołomionego biegacza.
Gdy znajdował się niespełna metr od pnia drzewa prawa ręka znalazła się w ukrytej kieszeni tuż przy udzie, a znajomy chłód dotknął opuszków jego placów czekając na stosowny moment do zemsty. Aristos kiedyś powiedziała, że w prawdziwej walce nie będzie chwili na zastanowienie się i możliwość odpowiedniego wycelowania, aby trafić w przeciwnika z wystarczającą precyzją by zabić. Albo chociaż uszkodzić. Teraz z pewnością mógłby podziękować jej za niestosowną radę, o której wiedział kilka dobrych lat. Tym razem w grę wchodziło oszołomienie oraz brak ostrożności, kiedy świadomie opuścił na kilka minut kurtynę podejrzliwości zezwalając nieznajomemu zbliżyć się na niebezpieczną wręcz odległość.
Resztki dechu wyparły z niego wszelkie znajome słowa zaklęć, zmieniając również jego twarz kiedy plecami uderzył o pobliskie drzewo oferujące kilka spadających listków jako nagrodę pocieszenia. Amycus wykrzywił się wyraźnie pod wpływem oczekiwanej fali bólu, kontrolując swoje ciało wystarczająco mocno, aby zacisnąć mocniej palce na ciemnej różdżce – która budziła się żądając czyjegoś cierpienia oraz możliwości wystosowania paru zaklęć. Zamroczonym spojrzeniem powiódł na kolejny cień przemykający między okiennicami domostwa, unosząc jedynie nadgarstek by w gwałtownym odruchu odrzucić przeciwnika i zmienić bieg kolejnego zaklęcia.
- Bom.. – Urwane zaklęcie ugrzęzło w wysuszonym gardle w chwili rozpoznania ciemnego koloru włosów pogłębionego otaczającego mroku oraz nasyconych barwą gniewu oczu, błyszczących wraz z niewielkim rozczarowaniem, jakie mogłoby rozdzierać serce bardziej wrażliwych. Obserwował pewne siebie kroki dziewczyny odzianej w pół-sportowym charakterze, z niedostrzegalnym jeszcze obłędem celującą w niego różdżką. Opuszczając ramię odchylił głowę i oparł potylicę o pień drzewa stanowiący wsparcie dla ciała, które nie spodziewało się nowej fali bólu.
Jeszcze nigdy nie widział tak pięknej Yumi Merberet, z rozwianymi włosami i ustami cisnącymi niezrozumiałe słowa za każdym razem, kiedy próbowała dowiedzieć się czegoś od niego. Przypatrywał się z beznamiętnością ściągniętym rysom twarzy wiedząc, że po raz drugi nie dosięgnie gorzkich i pełnych ust narzeczonej dopóki nie dowie się przyczyny, dla której postanowiła go potraktować takim a nie innym zaklęciem. Jedynie gałki oczne poruszały się w gęstwinie koron drzew i pozostałości z ruin, podczas gdy całą sylwetką Amycus chłonął emocje krążące po organizmie dziewczęcia z niebywałą wręcz siłą.
- Śmiało. – Czułe słówko przecięło niczym miecz ciężką atmosferę jaka otaczała Merberetównę, dokładając drew do ogniska przez nią tworzonego tuż pod jego stopami. Prowokując ją do spełnienia nieznanych mu gróźb zamierzał uzyskać od niej cząstkę brutalności, która tkwiła głęboko w podświadomości dziewczyny podsycana przez blisko pięć lat poczynaniami Dereka. Domyślił się, że rozkazała mu nie ruszać się – było to zbyt przewidywalne w takich sytuacjach. Dlatego też kierował jej emocjami, gwałtownie podrywając ramię z różdżką zaciśniętą w dłoni, przygotowując się na słodką falę bólu zmieszaną z goryczą przepełniającą oczy Yumi.
Yumi Mizuno
Yumi Mizuno

Ruiny Empty
PisanieTemat: Re: Ruiny   Ruiny EmptyPon 25 Sie 2014, 19:06

Różdżka nakłaniała ją swym gorącem do powtórzenia zaklęcia. Do wynagrodzenia Amycusa za swój własny ból, którego był przyczyną. Składanie obietnic było dziecinnie łatwe, znowuż dotrzymanie ich... trudniejsze i bardziej bolesne w skutkach. Niszczył świadomie ich relacje; co chciał tym osiągnąć? Podjudzał jej gniew zamiast go łagodzić albo przynajmniej mścić się. Przerwał w połowie zaklęcie, opuścił ramię odsłaniając ciemne ślepia niewzruszone tym, że właśnie uderzył w drzewo z wielką siłą. Swoim brakiem poprawnej reakcji dobijał Yumi. Utwierdzał ją w przekonaniu, że dla niego nie ma nic znaczenia. Chciał obściskiwać się z dziewczętami, więc robił to nie oglądając się przez ramię. Ograniczał jej wolność kosztem pozbycia się starszego brata, lecz jawne deptanie jej osoby na oczach całej szkoły nie mogło nie odbić się echem w Yui.
- Dono yō ni okonau koto ga dekimasu?! - zapytała, ale nie oczekiwała odpowiedzi. Mógł robić co chciał, wszak uważał siebie za stojącego ponad innymi ludźmi. Bawił się nimi, a Yui prawie uwierzyła, że mimo tego chciałby poczuć to, co ona. Coś innego poza nienaturalną obojętnością, coś, co wybudziłoby jego zlodowaciałe egoistyczne serce.
Dziewczyna z trudem łapała oddech. Jej ramiona trzęsły się od mocnej odmiany wściekłości kierowanej na Carrowa. Nienawidziła go bardziej niż kiedyś. Bawił się nią, próbował manipulować. Zdobył jej zaufanie, a teraz wszystko psuł, niszcząc ją od środka. Ufała, że nie ośmieszy jej publicznie. Mieli próbować przyjaźnić się, a przyjaciele tak nie zachowują się, skoro wiąże ich obietnica małżeństwa. Gdyby uspokoiła się, zrozumiałaby, że z drugiej strony medalu miał prawo flirtować sobie z innymi, otrzymując od Yui podirytowane słowa i besztanie. Nie mogła jednak mu tego darować. Widziała pogardę w oczach Luca, słyszała to w tonie jego wypowiedzi. Naiwne maleństwo.
Roześmiała się gorzko, a śmiech ten nie miał w sobie ni krztyny radości. Śmiało? Proszę bardzo. Piorunując go wzrokiem, uderzyła jego prawy policzek otwartą dłonią. Na tyle silnie, na ile pozwalała na to jej drobna postura. Wnętrze ręki rozpaliło się żywym ogniem od siły i szczypania po uderzeniu.
- Watashi wa anata ga yori ōku o hyōji shitakunai. - syknęła, a oznaczało to w skrócie "nie chcę cię więcej widzieć". Patrzyła teraz nań z góry, z pogardą i zawodem. - Idō shinaide kudasai, Amycus! - nakazała ostrzejszym tonem, wkładając w te słowa mnóstwo jadu, o który nikt nie mógł podejrzewać Yumi. Cofnęła się o jeden krok, potem o drugi, nie spuszczając z niego czujnego wzroku. Poruszyła bezgłośnie ustami, przypominając sobie o języku angielskim.
- ... dla-czego? - słowo wydawało się obce, wypowiedziane przez obcokrajowca. Taksowała go z góry na dół, ledwie dostrzegając, że przeszkodziła mu w bieganiu. Jak zwykle wybierał czarną odzież, kolor idealnie pasujący do jego charakteru. Nie pozwalała mu podchodzić. Nie pozwalała mu oderwać się od drzewa, do którego był przylepiony. Różdżka w jej dłoni wciąż jarzyła się, wypuszczała w powietrze złote iskry zdradzające stan Yui. Nie była to ich kolejna, "normalna" kłótnia.
Amycus Carrow
Amycus Carrow

Ruiny Empty
PisanieTemat: Re: Ruiny   Ruiny EmptyPon 25 Sie 2014, 19:30

Ciche uderzenie rozniosło się echem po porzuconych przez właściciela ścianach ruiny, a tak dawno nieodczuwany już gorąc zaczął przepełniać skórę chłopaka w zastraszającym tempie. Powrócił spojrzeniem ponownie na dziewczynę opuszczając różdżkę, kiedy odrzucona pod wpływem siły głowa została odrzucona na lewą stronę. Furia kumulowana drobnym ciele Krukonki poruszała nią w skurczach i drżeniu, ujawniająca się przede wszystkim w różdżce – jako wyznaczniku gotowości do rzucenia kolejnego zaklęcia.
Carrow powiódł spojrzeniem ponownie po sylwetce dziewczyny, kiedy podczas pierwszego głębszego wdechu wyczuł woń słodkich malin. Bolesny uścisk w klatce piersiowej przyczynił się w bezpośredni sposób do grymasu bólu, jaki przeszedł skurczem po twarzy chłopaka zmuszając go do ujawnienia bezpośredniej reakcji i daleko posuniętej możliwości zinterpretowana tej emocji.
- Nie rozumiem nic co mówisz. – Niepokorny szept wzniósł się o jedną głośność wyżej, aby odsuwająca się Yumi była w stanie usłyszeć każde z wypowiedzianych słów i nie dostrzegła między nutkami niczego niepowołanego. A już szczególnie oznak słabości, które starł za pomocą złamania stawianych przez nią niezrozumiałych reguł. Odsunąwszy potylicę od przyjemnie szorstkiego konaru zmusił ciało do posłuszeństwa, kończąc długie chwile bezruchu i mimo ostrzeżenia padającego spomiędzy warg dziewczyny odsunął się od drzewa. Opuszek palca wskazującego przesunął się po chropowatych pęknięciach na różdżce domagającej się swoim chłodem o odczekanie jeszcze kolejnej chwili, aby rzucić w odpowiednim zaklęcie tarczy niwelujące ewentualny atak.
- Lepiej ty powiedz dlaczego we mnie rzucasz zaklęciem i wrzeszczysz. – Monotonny głos nie niósł w sobie ani krztyny ukojenia, podjudzając po raz kolejny biedne serce Krukonki.
Sponsored content

Ruiny Empty
PisanieTemat: Re: Ruiny   Ruiny Empty

 

Ruiny

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 3Idź do strony : 1, 2, 3  Next

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Fabularne :: Eventy :: Obóz Letni :: Teren Obozu
-