IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 "Podejmiesz wyzwanie?"

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Michael Bonner
Michael Bonner

"Podejmiesz wyzwanie?" Empty
PisanieTemat: "Podejmiesz wyzwanie?"   "Podejmiesz wyzwanie?" EmptyPią 11 Lip 2014, 23:26

Opis wspomnienia
Krótka historia o tym, jak grzeczna dziewczyna z Gryffindoru spotyka na swojej drodze złego chłopca ze Slytherinu...
Osoby:
Tanja Everett, Michael Bonner
Czas:
koniec kwietnia, V klasa
Miejsce:
boisko quidditcha
Tanja Everett
Tanja Everett

"Podejmiesz wyzwanie?" Empty
PisanieTemat: Re: "Podejmiesz wyzwanie?"   "Podejmiesz wyzwanie?" EmptySob 12 Lip 2014, 00:00

Gdzie najlepiej szukać spokoju? Wszędzie, byle nie w pokoju wspólnym Gryffindoru. Całkiem niedawno wygrali mecz z Puchonami. Tanja również bardzo się cieszyła, ale ile można świętować? Dziewczynie brakowało ruchu, a jeszcze parę dni dzieliło ją od zakończenia roku. Postanowiła iść na boisko i zobaczyć, jak się tam mają warunki i czy moze boisko jest wolne.. polatała by trochę dla treningu. Ubrana w jeansowe szorty i luźną, czarną koszulkę udała się najpierw na boisko. Jęknęłą, gdy dojrzała tam grupę chłopaków. Nie wiedziała za bardzo skąd są, ale nie miała nic lepszego do roboty. Ciesząc się z faktu, że zabrała ze sobą książkę, postanowiła usiąść na trybunach i poczekać, aż chłopcy skończą grę. Wtedy to pójdzie po miotłę i polata od tyczki do tyczki, zrobi parę zwodów, uników... i jakoś dotrwa do końca dnia.
Usiadła na ławce i otworzyła książkę "Uroki na przyjaciół i wrogów - od Poplątania Języka do Galaretowatych Nóg" i zagłębiła się w lekturze, co jakiś czas spoglądając, jak radzą sobie chłopcy podajacy sobie kafla w najlepsze.
Michael Bonner
Michael Bonner

"Podejmiesz wyzwanie?" Empty
PisanieTemat: Re: "Podejmiesz wyzwanie?"   "Podejmiesz wyzwanie?" EmptySob 12 Lip 2014, 00:28

Każdy, kto znał Michaela, a zatem co najmniej każdy ze Ślizgonów, wiedział, że chłopak ma zakaz stadionowy, a dokładniej rzecz biorąc, zakaz gry w zielonej drużynie quidditcha na czas nieokreślony. Nikt jednak nie mówił o treningach i lataniu na miotle po boisku, podczas gdy nie odbywały się na nim żadne oficjalne ćwiczenia przedmeczowe drużyn. Stąd też młody Bonner wyciągnął tego dnia spod łóżka swoją ukochaną miotłę i umówił się z paroma koleżkami na boisku, żeby porzucać trochę kaflem i poodbijać kilka tłuczków. Zresztą, ten nastolatek trenował bardzo często, licząc na to, że kiedyś na powrót trafi do drużyny Domu Węża. Na razie musiał jednak zadowolić się grą poza pucharowymi rozgrywkami. Kiedy razem ze swoją zgrają kamratów zaszedł na boisko, od razu otworzył kufer przyniesiony przez Damiana i wypuścił na razie jednego tłuczka. Do rąk wziął natomiast kafel. Dzisiejszego dnia miał ochotę pograć jako ścigający, toteż od razu wzbił się w powietrze i podał do lecącego niedaleko Marka, by ten przerzucił kafla przez obręcz. Mimo wszystko, taka zabawa w kilka osób wydawała mu się niezwykle nudna. Tęsknił za tą adrenaliną towarzyszącą każdemu meczowi, w którym grał. Szczególnie upodobał sobie te przeciwko Gryfonom. Oni byli wyjątkowo zacięci i nieporadni. Westchnął ciężko, odrzucając kafla i powracając myślami do nie tak dawnych czasów. O mało co przez to nie oberwałby tłuczkiem. W ostatniej chwili uniknął uderzenia o ziemię, czym naraził się zresztą na śmiech bandy Ślizgonów.
-Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. – mruknął pod nosem, ściskając mocniej koniuszek miotły w dłoni i przyśpieszając swój lot. Uderzył brutalnie w jednego ze swoich znajomych, spychając go z miotły i tym samym przejmując kafla, którego oczywiście od razu cisnął do obręczy. Zaraz po tym uśmiechnął się szeroko, zbierając oklaski. Wiedział, że niektórym zawodnikom drużyny nadal brakuje go w składzie, ale nic nie mógł na to poradzić. Albus Dumbledore uparł się na tę karę, stwierdzając, że jako jedyna odda ona ciężar dokonanego przewinienia. Mickey powrócił na swoją pozycję, czekając na kolejne podanie. Nie doczekał się jednak. Ba, kafel leżał spokojnie na ziemi, a jego kumple najwyraźniej zaaferowani patrzyli w kierunku trybun. Szesnastolatek, nie wiedząc, co się dzieje, podążył za nimi wzrokiem. Wtedy dojrzał, jak Finn wyrywa z rąk pewnej pięknej dziewczyny książkę. Mike uniósł lekko brwi w geście zaskoczenia, ale rzecz jasna, nie miał żadnych przeciwwskazań, co do tego, by dodać tej marnej imitacji quidditcha nieco pikanterii. Kiedy tylko Finn rzucił w jego kierunku książkę, złapał ją zręcznym ruchem i zatrzymał się, nadal siedząc na miotle, niedaleko nieznajomej dziewczyny na trybunach.
-"Uroki na przyjaciół i wrogów - od Poplątania Języka do Galaretowatych Nóg". – zaczął czytać ze złośliwym uśmiechem na ustach. Prawdę mówiąc, pierwszy raz widział taki tytuł, ale to chyba nie powinno dziwić, bo widok Michaela w bibliotece był równie niewiarygodny, co spadający śnieg w maju. Jasne, zdarzało się, ale raczej takie sytuacje odbiegały od normalności.
-Naprawdę? Ktoś czyta takie rzeczy? – dodał po chwili, przerzucając książkę z jednej ręki do drugiej. Nagle jednak wpadł na wspaniały pomysł, a kąciki jego ust uniosły się jeszcze wyżej. Chwila, chwila, czy on tej brunetki nie widział już kiedyś na boisku? Chyba nawet mieli kiedyś okazję się zmierzyć, ale że jego pamięć raczej długotrwała nie była, nie mógł mieć, co do tego pewności.
-Chcesz ją odzyskać? Zabierz mi ją. – rzucił wreszcie w jej stronę, jakby czekając na to, aż podejmie rękawicę. Stojący obok niego koledzy, to śmiali się, to rzucali niewybrednymi komentarzami. Część z nich pewnie pomyślała, że Mickey postradał zmysły. Wszyscy jednak wierzyli w jego umiejętności i najpewniej nie sądzili, by mógł pozwolić sobie na porażkę. Tylko… po co ta gra?
Tanja Everett
Tanja Everett

"Podejmiesz wyzwanie?" Empty
PisanieTemat: Re: "Podejmiesz wyzwanie?"   "Podejmiesz wyzwanie?" EmptySob 12 Lip 2014, 01:15

Zdarzało jej się spoglądać co jakiś czas na murawę, ale nie była to jakaś pasjonująca akcja. Nie rozpoznawała większości zawodników, ale tych paru, których twarze uchwyciła dały jej do myślenia, że to ludzie ze Slytherinu. Mruknęła coś pod nosem i zajęła się kolejną kartką, na której genialnie opisano efekt, jaki powodowało zaklęcie Rybiej Mowy. Ciekawe, jak będzie się w niej wysławiał taki Filch? Musi to zapamiętać. Kiedy notowała w pamięci inkantację, podniosła głowę akurat wtedy, gdy jeden z zawodników mocno zaszarżował na innego. Tanja syknęła pod nosem, ale przyznała w myślach, że to było niezłe zagranie. Jednak zamiast wrócić do gry, panowie zdążyli ją zauważyć. Rzucali w jej kierunku niewybrednymi komentarzami, co umocniło Everett w przeświadczeniu, że ma do czynienia ze Ślizgonami. Znała paru takich, z którymi można było nieźle żyć, ale nie było to szalenie zażyłe relacje. Wróciłą do lektury, wywracając oczami. Nigdy nie uważałą się za piękną, raczej przeciętną, a wizja blizn mroziła krew w żyłach.
Miała własnie przewrócić kartkę, ale usłyszała świst i książka została jej wyrwana. Poderwałą głowę.
-Ej! To moje! -obruszyła się, wstając z ławki. Nie doczekałą się zwrotu i widziała, jak książka ląduje w dłoniach chłopaka, którego akurat znałą. Był z nią na roku i jeszcze niedawno grał w drużynie, dopóki go nie zawieszono. Dla niej to lepiej, nigdy nie lubiła jego brutalnej gry na boisku. Nie, żeby sama Tan była święta pod tym względem..
Wyjmowanie różdżki mijało się z celem, bo jak trafić ruszający się cel? Poza tym nie chciała, by ktoś spadł z miotły, na to jeszcze nie zasłużyli.
Bonner podleciał do niej i wyraźnie zaintrygowany był książką. I jej tytułem. Tanja zmrużyła gniewnie błękitne oczy i skrzyżowała ręce na piersi.
-To, że Ty nie wiesz jak wygląda książka i jak się ją otwiera nie znaczy, że wszyscy w Hogwarcie są tacy ułomni! -warkneła. Chciała odzyskać książkę,bo była jej prywatna. Zakupiona, za ciężko zarobione pieniądze!
-A jak do jasnej cholery mam to zrobić? Oddaj mi ją... -zaczęła, ale już wiedziała, że chłopak nie odpuści. Wyjęła różdżkę. Jedno zaklęcie Accio spodowało,że miotła przyleciała do niej z szatni. Usiadła na niej i z lekkością wzbiłą się w powietrze. Śmignęła tuż obok Michaela, okrążając go i próbując wyrwać mu lekturę.
-Zadzierasz ze złą osobą.. obecność Twojego kółka wzajemnej adoracji w niczym Ci nie pomoże.
Michael Bonner
Michael Bonner

"Podejmiesz wyzwanie?" Empty
PisanieTemat: Re: "Podejmiesz wyzwanie?"   "Podejmiesz wyzwanie?" EmptySob 12 Lip 2014, 01:41

Zdawał sobie sprawę z tego, że ta dziewczyna nie będzie zbyt szczęśliwa z poczynań jego kumpli. Być może nawet i potrafiłby postawić się w jej sytuacji i stwierdzić, że jednak takie zagrywki nie są zbyt odpowiednie. Mimo wszystko, nie chciał wyjść na sierotę przed swoją zgrają, a poza tym, trochę rozrywki w życiu jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Mickey od czasu, kiedy w trzeciej klasie dostał się do drużyny quidditcha, a na boisku wyczyniał naprawdę wspaniałe rzeczy, zyskał szacunek, którego nie chciał stracić. Był gotów zatem czasem być dla kogoś złośliwy, jak przystało na Ślizgona, a wprawianie kogoś w nerwowy nastrój, łącznie z profesorami Hogwartu, należało do tych zadań, które wykonywał zawsze z należytą starannością. Nie myślał aktualnie o konsekwencjach. Wiedział tylko, że musi pokazać Ślizgonom, że nie na darmo wyzwał do walki nieznajomą. W żadnym wypadku nie przewidywał takiego scenariusza, że mógłby przegrać tę bitwę. Nie sądził jednak również, że ta brunetka okaże się taka waleczna. Akurat reakcja na zachowanie jego kolegi wyrywającego jej książkę z ręki było raczej odruchowe. Jej komentarze w kierunku jego osoby natomiast widać było, że są już o wiele bardziej przemyślane, a i słychać w nich było tę znajomą nutę pełną ironii i gniewu. Bonner uśmiechnął się przez to jeszcze szerzej.
-Ał, to bolało. Czytałem w swoim życiu dużo książek, ale nie mam zamiaru cię do tego przekonywać. – mruknął niechętnie, znudzonym tonem, pokazując, że taki słowny ping pong zupełnie na niego nie działa. Nie słowa świadczą o człowieku, a czyny, więc panienko, łap za miotłę i pokaż na co cię stać, bo w innym wypadku książka pozostanie w rękach jednego z tych złych chłopców, którzy nie dają za wygraną. Nastolatek z satysfakcją patrzył na to, jak dziewczyna przyzywa za pomocą zaklęcia swoją miotłę i próbuje wyrwać mu swoją własność z rąk. Kiedy tylko jednak spróbowała to zrobić, Mike przerzucił książkę do drugiej ręki, po czym złapał za miotłę i wzniósł się wysoko w powietrze, zachęcając gestem dłoni do tego, aby Tanja dostąpiła mu kroku.
-Nie potrzebuję wsparcia. – dodał jeszcze w odpowiedzi na jej słowa dotyczące jego ślizgońskiej paczki. Nie oszukiwał. Żaden z chłopaków nie ważył się nawet wtrącać. Wszyscy obserwowali tylko tę dwójkę, która latała po boisku. I o ile na twarzy Bonnera cały czas widniał ten sam, zgrywający się, uśmiech, tak jego towarzyszka nie wyglądała na zbyt szczęśliwą z powodu przebiegu zdarzeń. Mickey za każdym razem, kiedy dziewczyna znajdywała się w jego pobliżu albo przyśpieszał lotu albo wykonywał zręczny unik albo pikował w dół, nie pozwalając Gryfonce siebie doścignąć, ani wyrwać jej książki ze swojej dłoni. Wreszcie Ślizgon wyleciał w kierunku obręczy, po czym rzucił książką przez tę znajdującą się najwyżej.
-Dziesięć punktów dla Slytherinu! – krzyknął radośnie, po czym poszybował nieco niżej i zeskoczył z miotły, odbierając szczere gratulacje od bandy swoich przyjaciół z Domu Węża. Cały czas jednak spoglądał w stronę dziewczyny, zastanawiając się nad tym, czy aby nie przesadził. Usłyszał bowiem łomot spadającego, opasłego tomu, z którego chyba wyleciało nawet kilka kartek. Prawdę mówiąc, miał zamiar tylko trochę się podroczyć, a nie niszczyć jej książkę, ale było za późno na naprawienie błędów. Poza tym, czy nie było warto dla tych kilku chwil, kiedy powrócił do swojej bandy jako tryumfator? Czuł się niczym jeden z cezarów wracających po wygranej batalii. A jednak coś w jego środku nadal kazało mu patrzeć w ten jeden punkt, w miejsce, w którym leżała rzucona przez niego książka. I pomyśleć, że kiedyś Mickey był grzecznym chłopcem, ukochanym przez swoją matkę. Od śmierci rodziców, straty swojej pierwszej miłości, zachowywał się jednak zgoła inaczej. Potrzebował uwagi, szacunku, uznania. Często przez to nie dbał o uczucia innych ludzi, koncentrując światła reflektorów na swojej osobie.
Tanja Everett
Tanja Everett

"Podejmiesz wyzwanie?" Empty
PisanieTemat: Re: "Podejmiesz wyzwanie?"   "Podejmiesz wyzwanie?" EmptyNie 13 Lip 2014, 01:27

Gryfonka może i dumnie nosiła barwy swego domu, które odznaczały się lojalnością, odwagą i braterstwem, nie znaczyło to jednak, że uniżenie kuliła się w sobie w przypadku docinek i nadstawiała drugi policzek. Przeciwnie. Była harda i dokuczna w podobnym stopniu jak znaczna część Ślizgonów i szybko znajdowała cięte riposty na wszystko... ale i sięgała po różdzkę, jeśli trzeba było. Wyzwania to było jej drugie imię, czy każdy kolejny dzień nie był dla niej wyzwaniem samym w sobie? Każdy kolejny poranek w "domu" był jak szkoła przetrwania - będzie dzisiaj spokojnie czy może rozpęta się piekło? Jak tak, to kiedy? Za godzinę, dwie, a może wieczorem?
Wybryk do jakiego się posunął Bonner nie był niczym nadzwyczajnym, wręcz przeciwnie. Dziewczyna ściagnęła usta w dzióbek i zmrużyła oczy.
-Bolało? Dziwne, tak gruboskórnego tumana nie powinno zaboleć nawet jak mu spadnie kamień na łeb. To dobrze, bo obawiam się, że byłby to tylko dla mnie stracony czas. -odparła, odgarniając włosy z czoła i wsiadając na miotłę. Sam start był gwałtowny i nieco nieprzemyślany z racji emocji. Tanja nie chciała się bawić w kotka i myszkę z chłopakiem. Za wszelką cenę chciała uczciwie odzyskać lekturę, bawiąc się w zwody i wymyślne ticki, by chociaż na parę centymetrów przybliżyć się do swej własności.
Prześcigali się w tych powietrznych przepychankach i chociaż Tanji wiele razy udawało się być już na tyle blisko, by wyrwać tomiszcze, tak Michael zawsze był o pół kroku szybszy. Everett irytowało to niezmiernie, a śmiechy kolegów tylko pogarszały sprawę.
Gryfonka już miała odpuścić, wracając z gwałtownego i nieudanego pikowania za książką, gdy dojrzała jak Michael leci do tyczek i przerzuca lekturę przez nią. Tanja poczuła wściekłość, zapracowała sobie ciężko na nią, a jak coś należało do niej, to o to dbała! Obserwowała niemo, jak kolejne kartki wylatują z książki i lądują w błocie. Ryk radości kompani Michaela i on sam, jako triumfator... tego było za wiele. Zacisnęłą mocno usta w wąską kreskę i wylądowała przy tomisku, po drodze zbierając torbę z trybun. Zebrała ubrudzone kartki i wsunęła je byle jak do środka. Zatrzasnęła okładki, ocierając z wierzchu brud krańcem koszulki. Cudownie!
Chwyciła mocno trzon miotły, aż zbielały jej kostki na palcach i ruszyła do wyjścia z boiska. Mijając grupkę, usłyszała parę gwizdów i niewybrednych komentarzy w swoim kierunku. Zatrzymała się, zamykajac jednocześnie oczy i biorąc głeboki oddech. Spojrzała swymi nieskazitelnie niebieskimi oczami na chłopaka. Malował się w nich wściekłość, zimna furia.
-Brawo. Winszuję zdobytych punktów, ale nadal jesteś żałosnym dupkiem, Bonner. -syknęła w jego kierunku i udała się do zamku. Straciła wszelką ochotę na trening miotlarski.
Michael Bonner
Michael Bonner

"Podejmiesz wyzwanie?" Empty
PisanieTemat: Re: "Podejmiesz wyzwanie?"   "Podejmiesz wyzwanie?" EmptyNie 13 Lip 2014, 02:24

Michael miał ten dar, że z łatwością potrafił zrobić dobre wrażenie na swoich kumplach. Nic dziwnego, że wokół niego zawsze zbierała się zgraja Ślizgonów żądnych rozrywki (i rozlewu krwi). Bonner przecież za każdym razem ją zapewniał i bynajmniej nie robił nawet z siebie debila, a wręcz przeciwnie. Można powiedzieć, że był dzieckiem szczęścia. Nawet, jeżeli coś mu nie wychodziło, nawet, jeżeli był w czymś gorszy, to zawsze jakoś „dowyglądał”, a jego uroczy uśmieszek sprawiał, że i tak po każdej walce wyglądał niczym zwycięzca. Prawda była jednak taka, że Mickey ciężko znosił porażki i chociaż zwykle nie pokazywał tego na zewnątrz, każdą z nich przeżywał, każda z nich również motywowała go do działania, do poprawy swoich umiejętności i nadrobienia zaległości. Ten chłopak nie był głupi, choć czasami rzeczywiście zdarzało mu się zachować lekkomyślnie. Nie brakowało mu także ambicji. Zawsze starał się osiągać sukces własną pracą, nawet jeżeli przez własną pracę rozumiał znalezienie kogoś, kto wykona robotę za niego – przecież wyznacznikiem inteligencji była nie tylko zdolność do ciężkiej pracy, ale i spryt i umiejętność manipulowania innymi. Czasami udawało mu się jednak przemóc także i wrodzone lenistwo, a wynikało to z faktu, że został na tym świecie sam. Od śmierci rodziców musiał stać się bardziej samodzielny, musiał sam dbać o swój los, a także i o reputację w szkole, w której miał przecież spędzić kolejne siedem lat. Nie był, niestety, żadnym kolejnym wspaniałym dzieckiem śmierciożerców czy jakiekolwiek innego rodu znanego ze swych czarodziejskich osiągnięć. Jego nazwisko samo w sobie nie budziło respektu. Dlatego też Mike wkroczył na drogę buntu i swoimi czynami doprowadził do tego, że Dom Węża szanował go jako reprezentatywnego przedstawiciela. Szesnastolatek przez tyle lat przesiąkł więc niejako tą całą zieloną kulturą, dostosował się do panujących u Ślizgonów zasad, a nawet często wychodził ponad to wszystko i popisywał się przed znajomymi, nie chcąc stracić pozycji lidera. Nie powinno zatem zaskakiwać to, że Gryfoni i Puchoni nienawidzili go w szczególności. Ba, jak widać, nawet Tanja zapamiętała go z jego brutalnego sposobu rozgrywki na boisku quidditcha, chociaż akurat ta cecha niekoniecznie musiała się wiązać z uprzykrzaniem innym domom życia. Bonner po prostu pragnął być we wszystkim, czego tylko się podjął, najlepszy, a okazywało się często, że brutalne zagrania są o wiele bardziej skuteczne. Zresztą, to nie był jedynie styl odpowiadający Ślizgonom. Wiele drużyn na światowym poziomie stosowało takie zagrywki, które choć były nieprzyjemne, zwykle nie kłóciły się wcale z zasadami tej magicznej gry.
Szesnastolatek nie zwracał uwagi na kolejne oklaski i komentarze swoich kumpli o tym, jakoby jego powrót do szkolnej drużyny był ogromnym wzmocnieniem składu. Oczy chłopaka bowiem zwróciły się w kierunku Gryfonki, która zbierała z ziemi pobrudzone kartki i chowała je do środka książki, a następnie do swojej torby. Nie wiedzieć czemu, bo nie był legilimentą, czytać w myślach innych nie potrafił, miał wrażenie, że ta książka była dla niej akurat wyjątkowo ważna. A może po prostu dotarło do niego to, że faktycznie zachował się jak żałosny dzieciak, który psuje drugiemu jego ukochaną zabawkę? Nie odezwał się ani słowem, kiedy Tanja podsumowała jego poczynania, mimo że najprawdopodobniej mógłby wymyślić kolejną ciętą ripostę. Miał do tego dryg i zawsze powalał swojego rozmówcę na łopatki. Tym razem jednak odpuścił. Wodził tylko wzrokiem za nieznajomą, dopóki ta nie opuści boiska quidditcha. Choć słowo „nieznajoma” nie do końca odpowiada realiom, bowiem Mike kojarzył ją, rzecz jasna, z zajęć. Nie zapamiętał jednakże jej imienia. Nigdy nie miał pamięci do twarzy ani imion, a że nie miał wcześniej okazji zamienić z Tanją słowa, nie był nawet pewien czy należy do Gryffindoru. A przynajmniej nie dałby sobie ręki uciąć za taką odpowiedź, gdyby ktokolwiek go zapytał.
-Gramy dalej? – krzyk Damiana wybudził go z zamyślenia. Bonner jednak machnął tylko ręką, mrucząc coś pod nosem, że na dzisiaj ma dosyć. Chyba po tym całym występie stracił ochotę na dalszy trening. Ruszył więc powolnym krokiem do swojego dormitorium, zastanawiając się nad tym, czy nie powinien chociaż spróbować naprawić tego błędu, który popełnił dzisiaj na boisku. Jakaś lepsza cząstka jego duszy, a może to po prostu te piękne niebieskie ślepia dziewczyny, kazały mu zatrzymać się i przemyśleć przez chwilę swoje zachowanie.
Następnego dnia, nad ranem, Ślizgon wywlókł się z łóżka i po zimnym, orzeźwiającym prysznicu, założył na siebie czystą koszulkę i spodnie. Miał szczęście, że była sobota i miał wolne od zajęć. W głowie bowiem urodził mu się pewien pomysł i jakkolwiek szalony nie był, Mickey wiedział już, że nie zaśnie spokojnie, dopóki go nie zrealizuje. Wyszedł z dormitorium i niepostrzeżenie przemknął w stronę biblioteki, wyszukując wzrokiem osób, które kojarzył z zajęć jako te najbardziej ogarnięte i zawsze przygotowane do zajęć. Rzecz jasna, większość z nich należała do Ravenclawu, ale w tej chwili Bonnera nie obchodziło to, z kim przyjdzie mu rozmawiać. Podchodził do jednego ucznia, później do kolejnej uczennicy… Niektórzy nie chcieli nawet z nim rozmawiać. Cóż, dobra sława w Domu Węża zwykle oznacza złą sławę wśród przedstawicieli innych domów. Wreszcie jednak szesnastolatek trafił na kogoś, kogo było mu trzeba.
-Hej, szukam jednej książki. Uroki na przyjaciela i wroga, od zaplątania języka do galaretowatych nóg. Coś takiego. – przywitał się i od razu powiedział o co chodzi, kiedy dosiadł się do jednego ze stolików, przy którym siedziała jego rówieśniczka z Domu Kruka. Ta spojrzała na niego, jak gdyby zobaczyła ducha. Chyba nie przywykła do Ślizgonów, którzy wypytywali ją o jakiekolwiek książki. A już tym bardziej nikt chyba nie widział w takiej roli Michaela Bonnera.
-Jesteś w bibliotece. Poszukaj sam. – odburknęła panna najwyraźniej niezbyt zainteresowana pomocą. Zresztą, nie do końca zrozumiała, co miał na myśli Mickey, chociaż niedziwne, skoro on sam ujął swoje pytanie w nietrafionych słowach. Oparł się więc wygodniej o ławkę, starając się przyozdobić twarz jednym z tych niezwykle czarujących i przekonujących uśmiechów.
-Nie, nie. Chodzi mi o to, że… potrzebuję swojej. To znaczy, dla siebie. Wiesz, żeby kupić. Masz taką? – uściślił swoją wcześniejszą wypowiedź, patrząc na białą, niczym porcelana, twarz dziewczęcia. Miał cichą nadzieję, że nie będzie musiał przechodzić kolejnego rzędu stolików. Ludzie w tej szkole byli naprawdę tacy samolubni. Nikt nie chciał wesprzeć go w sytuacji podbramkowej.
-Mam, i co z tego? Nie jestem księgarnią. – niemal warknęła, na co Mickey uniósł nieco brew w geście zdziwienia, a nawet, jakby odsunął się nieco, nieprzygotowany na taki atak. Odnosił wrażenie, że tego dnia wszyscy uczniowie byli w jakiejś zmowie przeciwko niemu. Jakby to całe zajście na boisku poskutkowało bolesną dla niego karą. Przecież wystarczyły mu już te cholerne wyrzuty sumienia!
-Błagam. Zapłacę ci za nią dwa razy więcej, niż jest warta. Potrzebuję jej. Na wczoraj. – mruknął nad wyraz smutnym tonem, który kompletnie nie odpowiadał wizerunkowi jakiekolwiek Ślizgona, a co dopiero jego samego, który nie cieszył się raczej reputacją wrażliwego i dobrego chłopca. Mimo początkowej niechęci Krukonki do pomocy, chłopak nie ustępował. Starał się ją przekonać na każdy możliwy sposób, a wreszcie przyznał nawet, że to dla dziewczyny, w ramach przeprosin i że to jego ostatnia deska ratunku. No popatrzcie, czyż to nie największe upokorzenie dla naszego złego chłopca, żeby tak płaszczyć się nad jakąś kujonką? Ta jednak okazała się mieć znacznie większe serce od niego i wreszcie za naprawdę sowitą zapłatę, która tym razem zabolała kieszenie Michaela, odsprzedała mu książkę. Wyglądała identycznie, jak ta, którą Tanja trzymała na boisku. Prócz tego, że nikt nie wyrwał z niej żadnej kartki, a w dodatku wyglądała jak nowa. Bonner podziękował swojej wybawczyni, a następnie, chowając książkę do torby, ruszył na poszukiwania ofiary jego wczorajszego pokazu dumy i zwycięstwa. Mickey przeszedł chyba całą szkołę, zanim trafił na dziedziniec. Rozejrzał się po nim dokładnie i już miał w geście poddania powrócić do dormitorium, kiedy w oddali dostrzegł jakąś postać w szacie szkolnej siedzącą pod drzewem. Nie miał pojęcia, czy to panna Everett, mimo wszystko, ruszył w tym kierunku. Z czasem, gdy podchodził coraz bliżej, nabierał pewności, że jednak się nie pomylił. Wreszcie Ślizgon stanął przed nią, przez chwilę milcząc i zastanawiając się od czego powinien zacząć.
-Przepraszam. – mruknął niezbyt głośno, ale na tyle, by Gryfonka mogła bez problemu go usłyszeć. Patrzył cały czas w jej oczy, nie dając po sobie poznać tego, że obawia się jej reakcji. Zresztą, chyba nawet o tym nie myślał, chociaż też nie można było powiedzieć, że przekonany był o tym, iż Tanja od razu mu wybaczy. Raczej wyglądała na hardą i upartą. Zdawał sobie sprawę z tego, że nie będzie mu łatwo.
-Za to, co zrobiłem wczoraj. – dodał zaraz szybko, jeszcze zanim dziewczyna zdążyła cokolwiek powiedzieć. Niepotrzebnie, bo chyba nie musiał przypominać, o czym mówił. Najprawdopodobniej niczym innym nie miał okazji jej się jeszcze narazić, za nic innego nie mógłby jej dzisiaj przepraszać.
Tanja Everett
Tanja Everett

"Podejmiesz wyzwanie?" Empty
PisanieTemat: Re: "Podejmiesz wyzwanie?"   "Podejmiesz wyzwanie?" EmptyNie 13 Lip 2014, 21:00

Tanja należała do zodiakalnych Skorpionów, a te były pamiętliwe i mściwe. W znacznej większości, bo jak wiadomo, horoskopy i to całe wróżbiarstwo było bardzo mętne i sama Tanja uważała to za stratę czasu. Nie dało się jednak zaprzeczyć tym cechom u niej. Książka była w opłakanym stanie, więc Gryfonka po powrocie z boiska burknęła tylko coś osobie, która powiedziała jej "cześć" i zamelinowała się w jakimś kącie z różdżką i czarodziejską taśmą. Najpierw postarała się wywabić plamy z błota, ale efekt był tego taki, że oprócz plam pozbyła się też znacznej części tekstu, a ten który pozostał i tak był rozmazany przez brud. Zrozpaczona starała się chociaż domyślić się, co tam powinno było pisać, ale musiała się poddać. Przykleiła kartki taśmą do grzbietu i postanowiła kolejnego dnia wybrać się do biblioteki i przepisać brakujący tekst ręcznie. Należała do osób, które bardzo sobie szanują zakupione osobiście rzeczy, a ten egzemplarz nadawał się co najwyżej do śmieci. Kolejny przedmiot, który stanem przypominał używany rupieć. Wściekła wstała z fotela w pokoju wspólnym i udała się do sypialni, rzucając klątwami pod adresem Bonnera.
Sprawa ksiązki bardzo ją bolała, ale nie zamierzała szukać Bonnera i mu się odgryzać. Nie chciała się zniżać do jego poziomu. Odpuściła więc, jedynie mając nadzieje mieć okazję by rzucić w niego jakimś paskudnym urokiem.
Kolejny dzień był dniem wolnym, nie dla Tan. Musiała nadrobić wszelkie wypracowania i lektury, by móc jak co tydzień wymknąć się do Trzech Mioteł wieczorem i tam posprzątać. Nie chciała się prosić o pieniądze ojca, chciała być od niego niezależna. Madame Rosmerta obiecała dotrzymać tajemnicy z czystej sympatii...
Pogoda była bardzo ładna, a Tan nienawidziła zamknięcia. Narzuciła na swoje blade ramiona jakieś ciuchy i płaszcz od szkolnej szaty, aby ukryć co nieco przed światem i nie zmarznąć.
Z torbą na ramieniu wybrała się na dziedziniec i skryła się przed podejrzliwymi spojrzeniami pod drzewem. Oparła się plecami o jego konar i lekko pochylona zaczęła skrobać piórem po zwoju, chcąc zrobić zadanie dla Lacroix. Wymagał rzetelności i dużej wiedzy. Cieszyła się z faktu, że nikt jej nie przeszkadza, bo była praktycznie niewidoczna. Chyba jednak nie dla wszystkich. Zajęta pisaniem nie słyszała kroków, a nawet jeśli by tak było - nie było by to dla niej żadne ostrzeżenie, czasem ktoś coś potrzebował albo akurat przechodził obok. Drgnęła jednak, kiedy usłyszała głos nad sobą. Poznała go. Oczywiście, ze poznała. To był głos Bonnera. Wstrzymała rękę, nie mogąc pojąć, dlaczego to robił. Przepraszał? Raczej sobie kpił, a ona nie da sobą tak pomiatać. Miała przed oczami jego śmiech, gdy rzucił książką przez obręcz. Wróciła do pisania. Skupiała się, by nie zrobić żadnego kardynalnego błędu. Michael jednak nie odpuszczał, bo widziała czubki jego butów przed nią. Po chwili znowu się odezwał. Poirytowana Gryfonka odłożyła pióro i podniosła wzrok na chłopaka. Jej jasne, błękitne oczy bardziej przypominały barwą lód aniżeli bezkresną przestrzeń nieba. Spojrzenie mówiło samo za siebie. Nie chciała go widzieć.
-Jesteś ślepy? Chyba wystarczająco dałam Ci do zrozumienia, że nie chcę z Tobą rozmawiać. -powiedziała butnie. Chwyciła ponownie pióro i gorączkowo przeleciała wzrokiem tekst by wiedzieć, gdzie skończyła.
Michael Bonner
Michael Bonner

"Podejmiesz wyzwanie?" Empty
PisanieTemat: Re: "Podejmiesz wyzwanie?"   "Podejmiesz wyzwanie?" EmptyNie 13 Lip 2014, 22:07

Michael, o dziwo, również był zodiakalnym skorpionem, choć nigdy nie zwracał na to uwagi. Nie wierzył w zodiaki, wróżby, ani nic, co miałoby tłumaczyć bieg zdarzeń czy ludzkie cechy charakteru. Twierdził, że wszystko ma swoją przyczynę w wychowaniu, a nie w gwiazdach, herbacianych fusach i tym podobnych przedmiotach służących do jasnowidzenia. Jednak, jeżeli mówić o pamiętliwości, Bonner z kolei rozpamiętywał zawsze swoje błędy i porażki, tak długo, dopóki nie zdołał ich naprawić albo nadrobić, więc być może jednak było w tym trochę prawdy. W dodatku był uparty i zawzięty w dążeniu celu, potrafił pokonać każdą, choćby najtrudniejszą przeszkodę. Prawie nigdy nie ustępował. Nic dziwnego, że wczorajsze zdarzenia rozgrywające się na boisku jednak wywarły na niego niemały wpływ, a chłopak postanowił dołożyć wszelkich starań, by zamazać swoją nieodpowiednią zagrywkę i przeprosić pokrzywdzoną przez niego dziewczynę. Zdawał sobie sprawę z tego, że Gryfonka nadal może przeżywać to, co stało się z jej książką. Sam Mickey też dbał o swoją własność i najpewniej zachowywałby się podobnie, gdyby ktoś śmiał na przykład ukraść jego ukochaną piłkę. Był więc w stanie zrozumieć to przywiązanie, a tym samym złość do osoby, która zdecydowała się naruszyć podstawowe zasady.
Jego pierwsze słowo nie zrobiło na brunetce żadnego wrażenia, ale to nie był powód do tego, aby się poddać. Ślizgon nie byłby sobą, gdyby w tym momencie odwrócił się na pięcie i skierował swoje kroki w stronę zamku. Musiał dopiąć swego, nawet jeżeli oznaczało to sterczenie tutaj przez najbliższą godzinę. Problem polegał na tym, że Tanja nie odezwała się ani słowem! Ba, początkowo nawet nie raczyła na niego spojrzeć! Chłopak nienawidził, kiedy ktoś go ignorował, ale wiedział też, że sam sobie zasłużył na takie traktowanie. Podjął więc kolejną próbę, która poskutkowała tym, że dziewczyna odłożyła pióra i obdarowała go chłodnym, wręcz lodowatym spojrzeniem i niewybrednym komentarzem. Nie chciała z nim rozmawiać. Cóż, nie był wcale zaskoczony jej reakcję, chociaż musiał przyznać, że o wiele bardziej wolałby, żeby przyjęła przeprosiny i żeby wszystko wróciło do normalności, czyli do stanu sprzed wczorajszego widowiska.
-Nie jestem. Nie musisz ze mną rozmawiać. Tylko daj mi chwilę. – odpowiedział na jej słowa z pokorą, szczerze. Nie musiała się odzywać, jeżeli nie chciała, jednak nie ukrywał, że z tego powodu jest mu niezmiernie przykro. Westchnął tylko w duchu, przełykając ciężko ślinę. Nie przywykł do przepraszania nikogo, ani tym bardziej do płaszczenia się przed kujonkami z Ravenclawu, ale chyba ta sytuacja wymagała od niego poświęcenia, które zniósł posłusznie. Zresztą, nie pierwszy i nie ostatni raz dostał kopa od losu, po prostu w tej sytuacji trochę mu w tym dopomógł. W każdym razie, po chwili milczenia, sięgnął ręką do torby i wyciągnął z niej książkę, niemal taką samą, jaką wczoraj Gryfonka czytała na trybunach. Może i nie kupił jej w księgarni, ale wyglądała jak nowa. Naprawdę. Ta Krukonka pewnie w ogóle z niej nie korzystała.
-Jestem ci ją winien. – mruknął tylko, podając dziewczynie do ręki książkę, a jeżeli ta nie chciałaby jej przyjąć, miał zamiar położyć ją na trawie obok. Gdyby ktokolwiek popatrzył teraz na jego minę, najpewniej śmiałby się do rozpuku. Mickey wyglądał bowiem, niczym zbity piesek, uniżony i smutny, który nabroił i najchętniej schowałby się pod łóżko, ale duma nie pozwalała mu na bycie tchórzem. Po tym geście chłopak poszedł w kierunku hogwarckich murów.
-Przepraszam jeszcze raz. Poniosło mnie wczoraj. – rzucił jeszcze tylko, odwracając się dosłownie na moment. Uśmiechnął się nawet przy tym delikatnie, jakby chcąc złagodzić swój wygląd wrednego chłopczyka spod wężowego herbu. Miał jednak tę świadomość, że nic więcej nie zdziała. Wolał zatem nie nadwyrężać cierpliwości dziewczęcia. Wrócił do dormitorium i położył się na łóżku, podrzucając leniwie piłkę aż do sufitu. Było mu trochę lepiej na duszy, chociaż nadal czuł pewien niedosyt. Pragnął przecież, żeby jego przeprosiny zostały przyjęte…
Tanja Everett
Tanja Everett

"Podejmiesz wyzwanie?" Empty
PisanieTemat: Re: "Podejmiesz wyzwanie?"   "Podejmiesz wyzwanie?" EmptyNie 13 Lip 2014, 23:54

Dziewczyna ukradkiem rozejrzała się wokół, ale nigdzie nie było kumpli chłopaka, żadnej widowni, dla której mógł by odstawić ten cyrk. To ją zdziwiło. Przecież przy nich był taką gwiazdą, nic ani nikt go nie obchodziło... a teraz taka pokora. Walka o utracony honor, by tylko naprawić swój błąd? Tanja nie mogła tego przyjąć do wiadomości, przecież Ślizgoni raczej się tak nie zachowują. Zawsze było drugie dno w ich zagrywkach, zawsze chodziło tutaj o prestiż i mściwą satysfakcję. Zawsze...?
Westchnęła zdegustowana, że jednak nadal Bonner ma śmiałość jej przerywać naukę. Ostatecznie odłożyła pióro i spojrzała na chłopaka, domagając się tego, by w jak najkrótszych słowach streścił to co ma do powiedzenia.
-Nie ma tutaj gdzieś gromadki Twoich kumpli? Przy nich jesteś bardziej wyszczekany. -zauważyła, patrząc ostentacyjnie za jego plecy, czy może tam ich nie ma. I nie było. Gryfonka wzięłą głębszy wdech, nie wiedząc już o co chodzi w tej pokrętnej grze. Jej zmrużone gniewnie oczy rozwarły się szeroko na widok nowego egzemplarza książki. Identycznej jak ta, która leżała w szafce w tragicznym stanie. Tanja zamrugała nieco zaskoczona, wpatrzona w okładkę. W końcu uniosła rękę i wzięła doń książkę. Jej słodki ciężar idealnie wyważył się w dłoni. Tanję zamurowało, więc nie skomentowała tego wydarzenia. Niebieskie tęczówki nie były już tak chłodne, raczej obrazowały jeden wielki znak zapytania. Akurat kiedy zwróciły się na Michaela, ten już odchodził rzucając ostatnie przeprosiny i posłał jej uśmiech. Gryfonka przekrzywiła głowę, zaciekawiona tym, co się włąśnie stało.
Nadal uważała, że to podstęp. Ostrożnie otworzyła książkę, myśląc, że zaraz oberwie jakimś zaklęciem. Nic takiego jednak się nie stało. Przekartkowała tomiszcze od deski do deski i nic się nie stało. Tanja zagryzła wargę, nie mogąc w to uwierzyć.
Książka towarzyszyła jej podczas nauki i później w pracy w Trzech Miotłach. Jej nowy grzbiet zachęcająco wyłaniał się z torby i nakazywał wracać do tej chwili spod drzewa. Tanja wróciła nieco zmęczona do szkoły, ale nie poszła od razu do dormitorium. Zawadziła o sowiarnię, gdzie wybrała jedna z małych, szkolnych sówek.
Sówka wpadła do dormitorium Slytherinu, upuszczając na łóżko Michaela zwitek pergaminu. Był bardzo mały, ale jednak zawierał wiadomość.
Cytat :
Dziękuję.

Koniec wspomnienia.
Sponsored content

"Podejmiesz wyzwanie?" Empty
PisanieTemat: Re: "Podejmiesz wyzwanie?"   "Podejmiesz wyzwanie?" Empty

 

"Podejmiesz wyzwanie?"

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Strefa Gracza
 :: 
Dodatki do postaci
 :: Myślodsiewnia :: Zakończone
-