IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Skrzydło Szpitalne

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next
AutorWiadomość
Wanda Whisper
Wanda Whisper

Skrzydło Szpitalne - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Skrzydło Szpitalne   Skrzydło Szpitalne - Page 4 EmptySro 13 Maj 2015, 23:54

Wcale się nie dziwiła Jiro, że w szkole pełnej obcych ludzi posługujących się w mniejszym lub większym stopniu językiem angielskim mógł czuć się obco. Nastolatkowie często wykorzystywali czyjeś słabości by móc się mścić na innych – często również nie zwracali uwagi na uczucia osób krzywdzonych. Robili co chcieli, bo im się to podobało, by nie odstawać od reszty. Dziewczyna miała jednak nadzieję, że nowy stażysta nie będzie miał żadnych kłopotów z dzieciakami – obiecała sobie również, że wyśle do niego podziękowania. Nie musiał jej ratować i tutaj przyprowadzać. Nie musiał wcześniej podawać jej eliksiru uspokajającego – narobiła mu najpewniej kłopotów, gdy szukając sprawiedliwości na świecie poszła wymierzyć swój osąd. Było jej źle, że nie potrafiła mu teraz należycie powiedzieć ‘dziękuję’ – ledwo kontrolowała swój oddech, który z sekundy na sekundę stawał się szybszy, by zaraz zwolnić niebezpiecznie. Zanim chłopaczyna z Japonii wstał i odszedł rzuciła mu ponad ramię spojrzenie wyrażające miała nadzieję więcej niż tysiąc słów. Była mu naprawdę wdzięczna, również za to, że odsunął się i zajął swoimi sprawami. Nie lubiła gdy ludzie widzieli jej łzy – dlatego zabolało ją serce, gdy uświadomiła sobie, że Henry widzi ją w opłakanym stanie.
Owszem, była tylko człowiekiem – nikim wyjątkowym, żadnym monstrum, nikim wielkim. Miała swoje zmartwienia, które bardzo skrzętnie chowała wiedząc, że załamując się po śmierci ojca nic się jej nie uda. Gdyby zamknęła się w sobie niemal od razu nie doszłaby do tego do czego doszła dzisiaj. Nie nauczyłaby się zaklęcia patronusa, którego znajomość najpewniej uratowała kilka, marnych istnień. Nie porwałaby się na naukę zaklęć niewerbalnych, które były już umiejętnościami z wyższej półki. Nie uczyłaby się tak zawzięcie, nie pomagała znajomym. Nie powróciłaby do pieczenia słodkich pierników, a przez co i co najważniejsze – nie odnalazłaby w spojrzeniu Lancastera tego co widziała nieraz. Dalej by się znali, kolegowali, wymieniali poglądy, ale on najpewniej wróciłby do Soleil, a ona zostałaby po raz kolejny skrzywdzona plotkami dotyczącymi Gilgamesha. Cieszyła się, że udało się jej stanąć na nogi po tym co przeszła w wakacje. Trzymałaby się tak pewnie do samego końca, a jakże. Wielka szkoda, że akurat gdy zaczynało się jej wieść życie znowu dało jej popalić – aresztowanie Doriana był jak gwóźdź do trumny, którą sobie szykowała od jakiegoś czasu. Coś w niej pękło, a lawa skrywanych przez miesiące emocji w końcu mogła wypłynąć i dać swoisty upust.
Najpewniej dlatego rzuciła się pierwszej napotkanej osobie do gardła. Nie przez przypadek był to Wilson, wiadomo. To on przyczynił się do schwytania jej brata, co jeszcze nie było gorącym tematem tygodnia, a co dzieliło go do tego zaszczytnego miana kilka dni. Najpewniej jej wybryk przed bramą już był opisywany ze szczegółami i przekazywany dalej. Nie zdziwiłaby się, sama najpewniej będąc świadkiem takiego wydarzenia plotkowałaby o nim z koleżankami w dormitorium.
Henry nie powinien się obwiniać o jej stan psychiczny, nie powinien, bo to nie przez niego działo się jak się działo. To on sprawiał, że na licu Wandy kwitł uśmiech, to przez niego czuła się kochana i szczęśliwa jak nigdy dotąd. Mogła pokusić się o stwierdzenie, że jest jej miłością życia – nie sądziła, że ktokolwiek inny byłby zainteresowany sierotą, która ma na głowie więcej niż powinna.
Czując przyjemne ciepło i znajomy oddech na okolicach twarzy starała się za wszelką cenę rozluźnić. Mrugała powiekami, by odgonić niechciane i zdradliwe łzy i chociaż pragnęła się ich pozbyć, one dalej sunęły ciurkiem ryjąc na jej policzkach drogę pełną cierpienia, które było widoczne na pierwszy rzut oka. Ciche słowa pociechy i kołysanie na niewiele się zdało – chociaż, po chwili jej płacz ucichł, spomiędzy jej ust dochodziło tylko niewyraźne sapanie, jakby ta chciała się uspokoić. Nieudolnie, ale zawsze. Łkała po cichutku chcąc zebrać swoje myśli, które tworzyły w jej głowie istny chaos. Zdawała sobie sprawę jak wielkim ciężarem jest dla Puchona, dlatego gdy zaraz doszło do niej, że ten mógłby nie chcieć takiej zbrukanej przez los dziewczyny jaką była zapowietrzyła się i złapała wpierw za serce, by się wyprostować i spojrzeć zszokowana i roztrzęsiona na blondyna. Zatopiła się w jego ciemno błękitnych ślepiach na moment zapominając gdzie się znajduje. Otworzyła lekko usta i tylko oddychała głęboko nie mogąc wydusić z siebie choćby słowa. Chwyciła chłopaka mocno za przedramiona, jakby chciała by zwrócił na nią uwagę i walcząc ze sobą, walcząc również o zwykłe sapnięcie pociągnęła nosem.
- Nie zostawiaj mnie, Henry. Nie zostawiaj, błagam. – Wydało się czego teraz najbardziej się bała. Straciła rodziców, teraz zabrali jej brata, nie chciałaby by i prefekt od niej odszedł. Uścisk jej palców wzmocnił się – poprzez szok nie kontrolowała nacisku ani siły w jaką wkładała taką prostą czynność. Praktycznie miażdżyła mu przedramiona powoli wpadając w panikę.
- Ja nic złego nie zrobiłam. Dorian też nie. Zabrali go. Co ja teraz zrobię, co zrobię. – Zlepek krótkich wypowiedzi wypłynął potokiem z jej ust – nie mogła przestać mówić. Brytyjski akcent dodatkowo zniekształcał co poniektóre słowa traktujące nie tylko o niewinności starszego Whispera, ale i o jej wybryku względem Wilsona, braku różdżki, miliardem szlabanów. W końcu zamilkła wpatrując się błagalnie w partnera. Klatka piersiowa szatynki unosiła się zdecydowanie za szybko, a ona sama nabrała nienaturalnych rumieńców.
Henry Lancaster
Henry Lancaster

Skrzydło Szpitalne - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Skrzydło Szpitalne   Skrzydło Szpitalne - Page 4 EmptyCzw 14 Maj 2015, 07:26

Nie bardzo wiedział co się stało przed jego przyjściem. Mógł się jedynie domyślać, że właśnie dowiedziała się o aresztowaniu Doriana i coś w niej pękło. Henry wściekał się na siebie z wielu powodów, bo był typem człowieka, który najpierw obwiniał siebie, dopiero potem innych. Zapewne podziękowałby Jiro i zwrócił na niego większą uwagę, bo nie zasłużył na to, aby teraz o nim zapomniano. Lancaster nie mógł nic na to poradzić, gdy miał przed sobą płaczącą Wandę, która automatycznie pochłaniała całą jego uwagę. Gdyby nie ta sytuacja to, wdaliby się w pogawędkę na temat każdy związany z tematem magii leczniczej, a nawet jeśli nie wychodziłaby im komunikacja, to i tak by mogli się dobrze przy tym bawić. Jiro wyglądał na osobę przyjazną, ale był też on łatwym celem na przykład dla takiego Irytka. Jako prefekt mógłby dać mu parę niemych rad co i jak, ale jak już wspomniało się, Henry nie mógł się teraz skupić na uprzejmościach, kiedy jakiś potwór zżerał go od środka na myśl o tym, co musi teraz czuć Wanda. Próbował postawić się w jej sytuacji, co by się stało, gdyby Laurel z jakiegoś powodu trafiła do Azkabanu. Efekt był bardziej niż zadowalający, bo Henry spiął wszystkie możliwe mięśnie ciała i siedział wyprostowany jak struna. Jeszcze zacieklej chciał odebrać Wandzie to, co teraz przeżywała. Nigdy nie widział jej jeszcze załamanej ani ze łzami w oczach. To coś nowego w ich relacjach i Henry musiał sprostać zadaniu i wymyślić cud, który pomoże jego dziewczynie. W kwestiach cudów Heniek nie był prymusem. Niestety.
Nie zdążył się ucieszyć, że Wanda trochę ucichła i jest na dobrej drodze ku uspokojeniu się. Oderwała się od niego, jakby ją czymś sparzył, a widząc przerażenie na jej twarzy, Henry opadł z sił. Powinien mieć ich spory zapas, jednak Wanda non stop go straszyła. Całkowicie nie wiedział co ma zrobić. Czy istnieje jakaś książka, która mówi co robić w takich sytuacjach? Zmarszczył brwi zaskoczony siłą jej palców, które wbijała do kości ramion. Wziął głęboki wdech, aby nad sobą zapanować. Prośba Wandy wydawała się dla niego śmieszna. Co też jej przychodziło do głowy? Trzeba brać jendak pod uwagę, że jest w silnym szoku emocjonalnym i nie myśli do końca racjonalnie, dlatego nagle wystraszyła się, że ją zostawi z jakiegoś nienormalnego i bezpodstawnego powodu. 
- Hej, hej. - oderwał od ramion jej palce, zastanawiając się czy będzie miał na skórze ślad po tym desperackim geście. Panikowała na jego oczach, a miał przecież temu zapobiec. A niech to szlag, Lancaster. Nic ci nie wychodzi. 
- Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. Nic tobie nie grozi, kochanie. Spokojnie, nie jesteś sama, bo sprowadziłaś sobie mnie na głowę. Jest nas dwoje, a to dużo. - na oślep próbował zrobić cokolwiek niż nic. Otarł policzki dziewczyny z łez, zaciskając zęby, bo nigdy nie widział jeszcze takiego nieprzerwanego strumienia rozpaczy. Patrzyła na niego tak błagalnie, jakby zaraz miał się stąd teleportować na drugi koniec świata. Nie mógł znieść tego spojrzenia. Zacisnął mięśnie szczęki tłumacząc sobie, że to tylko przelotny silny strach. W jednej chwili wsunął rękę pod kolana Wandy, drugą pod pachy i przesunął ją sobie na uda, siadając na środku leżanki. Zakłócił potok niezrozumiałych słów scałowaniem łez z mokrych ust Wandy, próbując nie dać się jej panice i stresowi. Zakrył jej skroń i policzek dłonią, przytulając jej głowę do torsu mając nadzieję, że w ten sposób się uspokoi. Zobaczył jak zbawienie na szafce przy łóżku metalowy parujący kielich i od razu domyślił się co to za lek po samym kolorze dymu i zapachu. Sięgnął jedną ręką po naczynie i przyłożył chłodny metal do rozpalonych ust Wandy.
- Napij się, powoli. To sok z lipy, jest słodki. - zachęcał, będąc prawie pewnym, że Jiro zapobiegawczo przygotował lek nasenny, który był obecnie jedynym sposobem, aby nerwy Wandy się uspokoiły i pozwoliły jej odpocząć. Gdy się z tym prześpi, poczuje się trochę lepiej, a do tego czasu Henry postara się coś wymyślić, zebrać więcej informacji i dalej próbować robić cokolwiek. Najpierw straciła ojca, a teraz brata i została całkowicie sama. Mógł jedynie przypuszczać jak się czuje i to go rozjuszało, bo był bezradny. Co on mógł zrobić? Był tyko jej chłopakiem i to świeżym, nie miał jeszcze takiej mocy, aby jej całkowicie ulżyć. Trzymał ją na kolanach, tę trzęsącą się kulkę nieszczęścia i paradoksalnie miał w ramionach całe swoje szczęście ostatnich dwóch miesięcy. Przytulił usta do jej gorącej skroni i czekał, bo nic innego pożytecznego nie mógł zrobić. Nie mógłby jej okłamać i obiecać, że Dorian wyjdzie z Azkabanu, bo nie wiedział za co tam siedzi. Kłamstwo przyniosłoby ulgę na chwilę, a potem by go za to znienawidziła. Henry więc czekał, aż najgorsze minie i mógł się jedynie modlić do Merlina, aby to nie trwało długo, bo inaczej i jemu nerwy puszczą, a tego skrzydło szpitalne nie potrzebowało.
Wanda Whisper
Wanda Whisper

Skrzydło Szpitalne - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Skrzydło Szpitalne   Skrzydło Szpitalne - Page 4 EmptyCzw 14 Maj 2015, 20:51

To zabawne jak bardzo ta dwójka była do siebie podobna. Każde z nich obwiniało siebie za tragedię jaka nastąpiła, za szok i łzy dziewczyny. Tak naprawdę nikt tutaj nie był winien – paskudny zbieg okoliczności sprawił, że stało się tak, a nie inaczej i niestety szkoda dociekać prawdy. I tak jej nie poznają, nawet jeśli to nic to nie zmieni.
Dlatego po pierwszych uniesieniach należałoby się wziąć w garść i zrobić coś ze sobą. Tak samo jak zrobiła to kilka miesięcy temu w wakacje, kiedy strata była jeszcze większa. Powinna się niejako cieszyć, że Dorian, choć przebywający w więzieniu żyje. Ta myśl powinna być myślą przewodnią.
Możliwe, że jej paplanina zabrzmiała niezwykle głupio – cóż jej się dziwić. Chłopcy w tym wieku nie byli zbytnio dojrzali, mieli swoje sprawy, woleli uprawiać sport i owszem, uganiać się za dziewczynami. Większość z nich prawdopodobnie zmyłaby się wraz z pierwszą falą, gdyby dany problem urósł do rozmiarów trolla. Nie oceniała Henryka i nie porównywała go do tych lekkomyślnych chłopaczków, aczkolwiek szok, który właśnie ogarniał jej ciało podsuwał jej różne scenariusze w głowie – oczywiście same czarne i nie napawające optymizmem. Musiała się zabezpieczyć, musiała się upewnić, że nic się między nimi nie zmieni. Że to, że o Merlinie ma brata kryminalistę. Bo chociaż głęboko wierzyła, że ten jest niewinny to i tak sprawa wyglądała wyjątkowo żałośnie.
Piwne oczy dziewczyny wwiercały się w facjatę młodszego Puchona uparcie, z pewnego rodzaju ślepą determinacją. Poluzowała uścisk dłoni w momencie gdy ten odsunął jej ręce – nie wiedziała skąd się w niej wzięło tyle siły, która zdolna byłaby wprawić w osłupienie niejednego Pudzianowskiego. Wsłuchała się w jego kojący tembr głosu, starając się zapanować nad sobą i swoimi emocjami. Łaknąc jego dotyku siedziała nieruchomo, kiedy ten ścierał łzy z jej policzków – to był lek na całe zło. Tak samo jego bliskość, którą odczuła jeszcze bardziej gdy pochwycił j w ramiona i przesunął na swoje kolana, na których chyba z przyzwyczajenia usadowiła się wygodniej. Owionęła go swoim słodkim zapachem, który nie przestawał go zadziwiać, a z którym ta już żyła naście lat. Wtuliła twarz w zagłębieniu jego szyi i dawała się przytulać i udobruchać. Zapamiętywała jego słowa, jego oddech i ciepłe wargi. Miała ochotę potrząsnąć nim, krzyknąć, zrobić coś, by nie zostać biernym obserwatorem, ale nie miała siły.
Nie miała siły również zaprotestować, gdy na swoich ustach poczuła smak metalu – podniosła niewyraźne spojrzenie na twarz ukochanego, który z każdym dniem nie tylko przystojniał, ale i zamieniał się w mężczyznę. Jej mężczyznę. I właśnie z tą, całkiem przyjemną myślą upiła wpierw łyk naparu, by zaraz opróżnić całkowicie naczynie z lekarstwem. Na samym początku nie poczuła zupełnie nic. Siedziała jak wcześniej, czując jedynie rozszalałe bicie własnego serca, które nie chciało się uspokoić.
Nie wiedziała ile minęło czasu, ale odkąd wypiła medykament poczuła się nie tylko senna ale i mniej agresywna. Cała złość i bezsilność wyparowała zastępując je osłabieniem i zwiotczeniem mięśni. Leżała w ramionach Henryka i było jej po prostu dobrze – nie mówiła nic, w myślach już obmyślała plan awaryjny, który najprawdopodobniej wcieli wżycie. Musi się tylko ogarnąć, przestać płakać – resztki łez zostały albo scałowane albo samoistnie wyschły. Przestała się trząść- ostatnie dreszcze rozchodziły się jeszcze falami po jej ciele, kiedy ta przymykała i zaraz otwierała oczy nie chcąc stracić kontaktu z rzeczywistością. Raz po raz również gwałtownie nabierała powietrza, budząc się z letargu. Powoli odpływała chociaż nie była do końca tego świadoma. Bijące ciepło Lancastera delikatnie otulało ją, kołysząc do snu, w który powoli zapadała. Uścisk jej dłoni, które miała prawdopodobnie oparte gdzieś na jego ciele ponownie zelżał jakby nagle straciła wszelkie siły.
- Zaatakowałam Wilsona. – Udało się jej wymamrotać, bo chyba wolałaby gdyby Henry dowiedział się tego od niej niż od kogoś innego.
Prawdopodobnie miała nawet wyrzuty sumienia. Gryzło ją to jak się zachowała.
Zaraz, ale czy ona to na pewno powiedziała? Nie pamiętała.
Henry Lancaster
Henry Lancaster

Skrzydło Szpitalne - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Skrzydło Szpitalne   Skrzydło Szpitalne - Page 4 EmptyCzw 14 Maj 2015, 21:54

Niezbyt wiele zrozumiał z jej paplaniny, bo były to urywki większych myśli, których on nie umiał wyrwać z kontekstu. Nie próbował więc nawet tego zrozumieć, tylko czekał aż Wanda się uspokoi i później na spokojnie mu wszystko powtórzy. Miał w głowie dokładnie to, co opisała. Sport, jedzenie, uganianie się za dziewczynami i miał właśnie przed sobą problem rozmiatru trolla górskiego, takiego, jaki nawiedził obóz Dumbledore'a. Henry nie zauwazył, że ponownie przypomniał mu się element, którego nie powinien pamiętac z racji trwającej amnezji. Nawet przez chwilę nie brał pod uwagę odsuwania się od Wandy, bo ma brata-kryminalistę. Skromnym zdaniem Henry'ego, Dorian nie miał w sprawie ich związku nic do powiedzenia, a więc Lancaster nie rozumiał skąd się wzięło zmartwienie, jakby uwięzienie Doriana miało coś między nimi zmienić.
Ucieszył się, że Wanda chociaż się przed nim nie broniła i nie krzyczała, że chce zostać sama. Nie był pewien czy byłby w stanie ją teraz zostawić, odwrócić się i iść dalej żyć podczas gdy ona tutaj siedzi zalana łzami. Zostać tu z nią, to dla Henry'ego wiele znaczyło mimo, że było to błahe i nic nie znaczące. Przecząc temu, na jej miejscu by się izolował i próbował samotnie stanąc na nogi. Byli podobni i skrajnie różni jednocześnie, widział to jak na dłoni. Tak samo jak widział swoje wady, które wykorzystywał przeciwko sobie tłumacząc to sobie dobrem Wandy.
Zamilkł, aby przypadkiem nie pogorszyć sprawy. W ciszy wyczulił się na każdy ruch swojej dziewczyny, rejestrując nawet wyrównujący się ciepły oddech. Nie wiedział ile czasu minęło, ale musiało go trochę upłynąć, bo ciało miał zdrętawiałe od siedzenia w bezruchu. Wanda się całkowicie uspokoiła i od jakichś paru minut Henry był pewien, że zasnęła. Wplótł palce pomiędzy jej loki, trzymając ją na kolanach stabilnie. Zaskoczyła go nie tylko tym, że nie zasnęła i sie odezwała, ale też niewyraźnym zdaniem, które w pierwszej chwili do niego nie dotarło. Zmarszczył brwi i odchylił głowę, przyglądając się pół przytomnej dziewczynie z niemym szokiem. Aż nie chciało mu się wierzyć w to, co usłyszał, ale po wściekłej kobiecie spodziewać się można wszystkiego.
- Ale mam zajebistą dziewczynę. - mruknął sam do siebie, uśmiechając się złośliwie pod nosem. Henry pęczniał z dumy, bo nie przypominał sobie, aby ktokolwiek uszedł z życiem po zaatakowaniu Wilsona i to Wanda była taką pierwszą osobą i niechybnie bohaterką. Na chwilę wzmocnił nacisk na jej ramiona, przytulając ją z wdzięcznością. Poruszając się bardzo powoli i ostrożnie zsunął się z leżanki i niosąc Wandę na ramionach, znalazł w skrzydle szpitalnym porządne i najlepsze łóżko. Wiedział, które to było, bo spędził w tym pomieszczeniu wiele godzin przez wiele lat i nie jako pacjent, a jako upierdliwie ciekawski uczeń. Na szczęście łóżko było wolne, a więc ułożył na nim Wandę i otulił ją szczelnie kołdrą. Pomajstrował jeszcze przy materacu, upewniając się, że łóżko nie zechce w nocy zmiażdżyć pacjenta w żelaznym uścisku, gdy ten będzie chciał iść siku i tym podobne sprawy. Dopiero wtedy usiadł z powrotem na brzegu i jeszcze czekał, odgarniając pieszczotliwie grzywkę z białego czoła. Patrzył jak śpi i było to tak zajmujące, że mógłby siedzieć tak cały czas, zapominając o przyziemnych sprawach.
Gdy Wanda spała, Henry chcąc nie chcąc musiał oderwać się od jej łóżka ponaglany przez Jiro. Przez ten czas, kiedy miał "zająć się sobą", czyli jakieś kilka godzin, wrócił na chwilę do dormitorium, doprowadził siebie do porządku, odłożył wszystkie plany z najbliższego tygodnia na następny, listy zapakował do kufra, układając harmonogram dnia pod Wandę. Przez ponad godzinę szlajał sie wte i we wte po zamku, aż w końcu wpadł do kuchni, zabrał mnóstwo jedzenia i obładowany wrócił do skrzydła szpitalnego. Korzystając z chwili nieuwagi Jiro, przemknął się zza parawan oddzielający Wandę od reszty wścibskich "chorych" i ułożył na szafce różnorakie jedzenie. Nie wiedział co brał, po prostu pozwolił skrzatom wcisnąć mu "dla panienki Łisper" wszystko to, co ona lubi, a o czym on nie wiedział, że takie coś istnieje. Usiadł na taborecie, opierając kostkę o kolano i chętnie zajmując się obserwowaniem śpiącej dziewczyny. Jakieś dwadzieścia osiem razy w ciągu piętnastu minut powstrzymywał się przed położeniem obok niej, rozważając co by Jiro i Pomfrey mu za to zrobili, gdy go na tym przyłapali. Pozostało mu patrzeć i robił to chętnie, bez marudzenia.
Wanda Whisper
Wanda Whisper

Skrzydło Szpitalne - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Skrzydło Szpitalne   Skrzydło Szpitalne - Page 4 EmptyPią 15 Maj 2015, 00:48

Tak po prawdzie to kompletnie nie miała sił się bronić przed jego czułością, której teraz potrzebowała najbardziej. Sama najpewniej łasiłaby się do niego niezmiernie, gdyby nie to, że non stop coś zaprzątało jej ciemną główkę. Nie mówiła wiele, jedynie to co nagle udało się jej głośno zakomunikować – posługiwała się kilkoma słowami, niczym dziecko z autyzmem nie do końca zaznajomione ze światem zewnętrznym. Teoretycznie nie przeszkadzało jej to jak się zachowuje, dopóki nie wyrządziła nikomu krzywdy.
A to wszystko za sprawą leku, który niechybnie działał. Nie słyszała już żadnej pochwały z ust chłopaka – jak i ona sama żadnymi nowościami się nie dzieliła. Siedziała cicho, tylko mamrotała coś pod nosem, nie będąc do końca pewną co też wygaduje. Problemy jakby przestały istnieć- a raczej zapomniała o nich momentalnie, co przyczyniło się do pogłębienia się snu w jaki zapadła. Nie zauważyła kiedy Puchon raczył ją podnieść i przeniósł na jedno z wygodniejszych łóżek. Sama panna Whisper nie wiedziałaby, które to jest – najpewniej zostałaby skazana na łaskę pielęgniarki, której rzadko się zdarza faworyzować danych uczniów. Do Skrzydła Krukonka naprawdę zaglądała raz na ruski rok gdy faktycznie zachodziła potrzeba – najczęściej właśnie odprowadzała znajomych, by ktoś o lepszych umiejętnościach medycznych niż ona się zajął delikwentem.
Podczas gdy Morfeusz śpiewał jej do ucha senne ballady wokół niej nie tylko zmieniło się otoczenie ale i ktoś – najpewniej pani Poppy zamieniła jej nieświeży mundurek szkolny na błękitną koszulę nocną – zupełnie standardową dla każdego ucznia – z krótkim rękawem, sięgającą do połowy uda. Spała najpewniej kilka godzin, jak nie kilkanaście przytulona do kołdry i miękkiej poduszki pachnącej płynem zmiękczającym do tkanin. Nie pamiętała co jej się śniło – najpewniej zwykła, czarna dziura wypalonych wspomnień. W śnie przetaczały się różnorakie postacie bardziej czy mniej z nią związane. To nie było nic konkretnego, ot zlepek wspomnień, ani złych ani dobrych. Na szczęście nie był to koszmar, co kompletnie by nią zachwiało, a czego by chyba nie wytrzymała. Dlatego wyczuwając, że ktoś przy niej czuwa – tak samo podejrzewała, że jakaś osoba na nią patrzy drgnęła. Najpierw poruszyła niezgrabnie palcami u prawej dłoni jakby starając się ją rozluźnić. Mięśnie zaigrały pod warstwą skóry, powieki zadrżały delikatnie, a właścicielka swojego małego królestwa pierników otworzyła powoli oczy, które niemal od razu zmrużyła – promienie słoneczne listopadowego poranka padały akurat na jej facjatę, co skutecznie zbudziło ją z drzemki. Resztki snu odgonione, a Wanda Whisper pierwsze co zrobiła to nabrała powietrza w płuca i odetchnęła głęboko dziwiąc się jeszcze, że żyje. Że wyrzuty sumienia i cierpienie jeszcze jej nie zjadło. Była jednak o wiele spokojniejsza niż wczoraj, co było widać niemal od razu. Zdrowe rumieńce powróciły, spojrzenie było przytomne, trzeźwe – obecnie Krukonka starała się zorientować gdzie się znajduje, w czym i dlaczego. Jej wzrok najpierw padł na jej dłonie, potem na czystą pościel, a na końcu na twarz młodzieńca siedzącego przy jej łożu. Podniosła się do siadu, nie lubiła robić czegokolwiek na siedząco. Nawet jeżeli była leniem.
Oblicze Wandy spochmurniało bo przypomniała sobie jak jeszcze kilkanaście godzin temu się zachowywała – jak małe dziecko, któremu odbierze się zabawkę, na którą nie zasłużyło. Dziewczyna przetarła oczy i odgarnęła kosmyki z czoła krzyżując piwne ślepia z błękitnymi. Poczuła suchość w ustach dlatego zanim cokolwiek powiedziała oblizała pełne wargi i sięgnęła po szklankę wody by się napić. Czym prędzej opróżniła naczynie nie zwracając uwagi na krople cieczy spływającej jej po brodzie, sunące ku szyi i znikające pod materiałem piżamy. Gdy skończyła odetchnęła ponownie i dopiero teraz wygięła usta w coś co miało wyglądać jak uśmiech.
- Mam nadzieję, że nie siedzisz tu za długo? – Spytał chrapliwie - jej głos znowu nie mógł przyzwyczaić się do ciągłej pracy – a struny głosowe nie chciały współpracować z Krukonką - gardło bolało ją niemiłosiernie przy przełykaniu śliny – a wszystko za sprawą histerycznego płaczu i wrzeszczenia, które nadszarpnęło jej aparat mowy.
Nie czekając na odpowiedź – dziwne, ale domyślała się jaka będzie – rozejrzała się po Sali zauważając nie tylko przyniesiony z drugiego końca pomieszczenia spory parawan, ale i mnóstwo jedzenia upchniętego wszędzie gdzie się da. Jej ciemne oczy na moment rozbłysły, a żołądek dał o sobie znać. Uśmiechnęła się już szerzej i co najważniejsze szczerze - odrobinę nieśmiało jak na nią. Wskazała ręką na kruche ciasteczka oblane czekoladą w półmisku robiąc przy tym minę zbitego psa.
- Podasz mi? – Spytała cichutko kuląc się pod swoją kołdrą, do której przywiązał się równie szybko co do nowej sytuacji. Po panice zniknął ślad – przynamniej tak wyglądało to na pierwszy rzut oka. Prawdopodobnie leki uspokajające działały jeszcze na tyle sprawnie, że Whisperówna nie rozmyślała nad swoimi problemami.
A może rozmyślała tylko nic o tym nie mówiła? Zdawała sobie sprawę z powagi akcji, która nad nią wisiała. Pamiętała również doskonale o tym co zrobiła w obecności Wilsona, starszego aurora, który wlepił jej miliard szlabanów i ograniczeń, które w spokoju odrobi. Nie będzie uciekać przed sprawiedliwością, o nie. Znowu stawi czoła swoim problemom. Jak zawsze.

Henry Lancaster
Henry Lancaster

Skrzydło Szpitalne - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Skrzydło Szpitalne   Skrzydło Szpitalne - Page 4 EmptyPią 15 Maj 2015, 17:32

Teraz, kiedy podporządkował najbliższe dni pod Wandę, mógł być spokojny. Nie musiał martwić się o nic poza nią, bo teraz to ona wymagała całej jego uwagi. Nie, żeby Henry narzekał. Musiał przyznać, że z ulgą przebrał przemoczoną od łez Wandy koszulę. Chociaż wcale jej nie pomógł, jego ubranie było ciężkie od jej żalu. Szybki zimny prysznic w normalnych łazienkach pomógł mu spojrzeć logicznie na całą sytuację i nie chodził już tak sztywny, wściekły i zszokowany. Uspokoił się i opanował, żeby nie martwić Wandy tym, jak bardzo go wytrąciła z równowagi nie tylko swoim załamaniem, ale i informacją o aresztowaniu Doriana i podejrzeniu, że ją rzuci za posiadanie w rodzinie kryminalisty.
Oglądanie jej przebudzenia było fascynujące tak samo jak wtedy, gdy spała. Henry opierał brodę o rękę i siedział jak gdyby nigdy nic zapatrując się na swoją dziewczynę. Dla postronnego obserwatora Lancaster mógł zostać wzięty za cokolwiek niepoczytalnego, ale co mógł poradzić, że śpiąca Wanda oświetlona słońcem zapierała dech w piersiach i była piękniejsza niż kiedykolwiek był w stanie to wystarczająco docenić.
Zacisnął szczękę, śledząc krople wodzy spływające dróżką po jej brodzie, szyi, dekolcie... gdy spała, to przynajmniej Henry był w stanie zachować spokój, ale gdy się już obudziła i poruszyła, bardzo trudno było mu usiedzieć w miejscu.
- Dzień dobry, piękna. Tylko kilka godzin. - odpowiedział zgodnie z prawdą, nie ruszając się z taboretu, przypominając sobie dwudziesty dziewiąty raz co zrobi z nim Jiro i Pomfrey, jeśli wskoczy teraz do łóżka Wandy. Miała na sobie tylko piżamę i bardzo chętnie zobaczyłby ją w całości. Piżamę oczywiście, musiała być ładna i miła w dotyku. Nie patrzył na jedzenie, kiedy ona tam patrzyła. Lancaster miał pewne poważne problemy z oderwaniem wzroku od swojej dziewczyny i wymagało to sporego samozaparcia i determinacji, chociaż wcale nie miał ochoty od niej się odrywać. Zamknął oczy na pół sekundy, a kiedy je otworzył, to patrzył na przyniesione jedzenie, dopiero teraz widząc co zniósł. Nie widział na co wskazywała Wanda i czego sobie zażyczyła, ale wstał posłusznie i nałożył na wolny talerz tuzin kanapek. Teraz, już całkowicie usprawiedliwiony mógł usiąść obok niej na łóżku. Co prawda kołdra bardzo mu przeszkadzała, ale uprzejmie milczał.
- Zjedz wszystkie. Skrzaty cię uwielbiają. Zobacz. - wskazał brodą szafkę z drugiej strony łóżka, na której co chwila pojawiało się jakieś jedzenie, mnóstwo rodzajów soku i jakieś kwiaty, a tam dalej zobaczył butelkę korzennego wina. Jeśli Pomfrey to zobaczy... ale nie zobaczy, bo jej tutaj nie ma na szczęście.
- Zresztą ja też. - nachylił się nad kanapkami ku Wandzie i jedynie musnął ustami jej czoło, dowiadując się tym samym, że nie ma już takiej gorączki. Jest spokojniejsza i ma normalne rumieńce - z tych, które umiał u niej wywoływać i co mu się bardzo podobało. Widział jeszcze,że jest wykończona emocjonalnie i póki co nie poruszał tego tematu, skupiając się najpierw na tym, aby nabrała fizycznie sił i w końcu zsunęła kołdrę, bo robiło mu się powoli gorąco od patrzenia na nią. Wiedział też o braku różdżki. Nie widział jej nigdzie, a z reguły leżała ona na szafce, gdzieś pod ręką. I znowu Henry usłyszał w głowie znajome warczenie oznaczające tylko i wyłącznie nową falę wściekłości.
Wanda Whisper
Wanda Whisper

Skrzydło Szpitalne - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Skrzydło Szpitalne   Skrzydło Szpitalne - Page 4 EmptyPią 15 Maj 2015, 20:05

Bardziej bała się tego, że ją zostawi nie ze względu na to co się stało z Dorianem, a raczej przez to, że w ogóle ma jakiekolwiek problemy. Wiadomym jest to, że faceci – czy to starsi czy młodsi często uciekali od jakiejkolwiek odpowiedzialności, więc skąd mogła wiedzieć jak Lancaster zareaguje?
W kwestii miłostek miała jednak też niebywałe szczęście – nie spodziewała się, że chłopak przy niej pozostanie – miała już tak czarne myśli, że jedna porażka w tę czy we wte nie zrobiłaby na niej wrażenia. Było jednak odwrotnie niż zakładała z czego niezmiernie się cieszył – nie było jednak tego widać na pierwszy rzut oka, to dopiero przyjdzie z czasem kiedy panna Whisper rozbudzi się całkowicie i trzeźwo spojrzy na rzeczywistość.
Jej spojrzenie złagodniało, podobnie jak przerażone oblicze – ciemne oczy zamigotały znajomo, a ona sama z chwili na chwilę miała coraz większą ochotę na uściskanie swojego partnera i podziękowanie mu z to, że jest, że jej nie zostawił i że o nią dba. W jej patrzałkach zalśniły łzy, gdy sobie to wszystko uświadomiła, jednak pożegnała je wyjątkowo szybko jednym zdecydowanym ruchem dłoni.
- Kilka godzin? – Powtórzyła za nim jak echo i zmarszczyła brwi zdziwiona – nie pamiętała, o której dokładnie zasnęła, nie wiedziała też, która jest godzina. Nie rozglądała się w poszukiwaniu zegara – chyba dalej chciała pozostać w słodkiej nieświadomości.
- Mam nadzieję, że się przespałeś, co? Nie każ mi mieć wyrzutów sumienia. - Powiedziała zaraz po tym jak zlustrowała dokładnie jego twarz – zarys jego szczęki, błękit oczu, delikatne zmarszczki przy nich – wyglądał na zatroskanego, aczkolwiek wyspanego co ją niezmiernie uspokoiło. Odetchnęła po raz trzeci tego ranka i uśmiechnęła się kącikiem ust.
- Poprosiłam o ciasteczka. - Poprawiła go – w jej głosie nie słychać było ani ponaglenia ani wyrzutu – po prostu zwróciła uwagę na to, że…
- Czyżbyś mnie nie słuchał, Henry? – Spytała posuwając się odrobinę, by zrobić mu miejsce. Nie miała mu za złe – absolutnie bo i tak była niezwykle głodna, dlatego z wdzięcznością zabrała talerz z kanapkami i przyjęła w milczeniu buziaka w czoło. Nie wiedziała, że chłopakowi przeszkadza jej kołdra, dlatego na razie nic z nią nie robiła, nie wracała na to uwagi. Chwyciła jedną z kanapek z żółtym serem i sałatą i wgryzła się w nią, pochłaniając ją n dwa, trzy kęsy.
- To bardzo miło z ich strony. Będę musiała ich odwiedzić. – Skomentowała krótko jego wzmiankę o skrzatach, jak i o jego uczuciach. Uniosła wzrok i spojrzała na niego z wdzięczności, odrobinę za długo czując przyjemne ciepło rozlewające się po jej ciele n moment zapominając o swoich kłopotach. Nie miała ochoty o nich rozmawiać, na pewno nie teraz.
Henry Lancaster
Henry Lancaster

Skrzydło Szpitalne - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Skrzydło Szpitalne   Skrzydło Szpitalne - Page 4 EmptyPią 15 Maj 2015, 21:02

Jakimś cudem Wanda złagodniała i nie przypominała już upiora. Pięknego upiora, bo chociaż przydałby się jej urlop w Devon z dala od problemów, oszałamiała. Przynajmniej Henry'ego, który raz co raz zadawał sobie pytanie jak to się stało, że siedzą tutaj razem i patrzą na siebie inaczej niż kiedyś.
- Nie potrzebowałem teraz spać. Wolałem tutaj przyjść i na ciebie popatrzeć. - wzruszył ramionami, bo chociaż spał niewiele, nie czuł zmęczenia. Albo to troska napędzała go i trzymała w pionie. Ktoś go potrzebował i to umniejszało przyziemnym potrzebom, które spadły na dalszy plan. Nawet nie miał serca zjadać połowy tego, co przyniósł. Henry był w dobrej kondycji. Nabrał ciała, ostre treningi Puchonów gwarantowały normalną budowę ciała, bez większego szału i trzymał się dobrze. Teraz się to przydawało, kiedy musiał ograniczyć swoje sprawy na rzecz Wandy.
A gdy się uśmiechnęła, kamień spadł mu z serca. Nie jest źle na całe szczęście. Dorian żyje i powinna o tym myśleć. To kawał silnego chłopa i żaden Azkaban go nie złamie. A przynajmniej miał taką nadzieję. Lepiej aby przetrwał tam za kratkami, bo miał na wolności siostrę, która załamywała się ze zmartwienia.
Wyszczerzył się, nie zrażony, że go przyłapała na "nie słuchaniu". Słuchał każdego jej słowa, miał tylko problemy z nie patrzeniem na nią, a to już zupełnie inna historia.
- Przepraszam, byłem zajęty patrzeniem na ciebie. To pochłaniające zajęcie. Jedz. - mówił prosto z mostu, spoglądając raz po raz na rumieniec na jej policzkach, aby się upewnić, że to on go wywołuje, a nie żadna przeklęte choroba czy osłabienie na podłożu neurologicznym. Gdy zjadła pierwszą kanapkę, podsunął jej pod nos następną i przyglądał się jej jak je i nawet to mu przypadło do gustu. Henry wpadł już całkowicie po uszy, bo jeszcze dwa miesiące temu nigdy nie przyszłoby na myśl myśleć w taki sposób o jakiejkolwiek dziewczynie. Lancaster uśmiechnął sie do siebie. Dwayne na bank poleciłby mu położyć się w łóżku obok i też wyzdrowieć, skoro podobają mu się najnudniejsze czynności życia codziennego w wykonaniu dziewczyny.
Długo Henry nie wytrzymał z trzymaniem rąk przy sobie. Zgarnął czarne pasma włosów Wandy za ucho, głaszcząc jej ciepły policzek z niespotykaną dotąd u niego czułością. Uśmiechał sie przy tym czysto marzycielsko, czyli czysto puchońsko.
- Jak się czujesz? - zapytał i oczekiwał wyczerpującej odpowiedzi, bo czytał teraz w jej ciemnych oczach, tych, które tyle razy nawiedzają go w snach.
- Tak a propos, Pomfrey nie wie, że tutaj wróciłem. W razie czego schowasz mnie pod kołdrą? - znowu się wyszczerzył i próbował wywołać u Wandy śmiech czy cokolwiek, co poprawi jej nastrój. To, co widział kilka godzin temu na długo zapadło mu w pamięć i było to przerażające. Nie chciał tego powtarzać, bo wtedy nie mógł sobie w pełni zaufać, że nie zrobi nic głupiego z gniewu. Oglądanie załamanej Wandy było ponad jego możliwości i obawiał się, że i tutaj stchórzy. W tej parze to ona była tą silniejszą jednostką, która ulitowała się i przygarnęła Heńka pod swoje skrzydła. No i te pierniki. Uśmiech Henry'ego z marzycielskiego przeistoczył się w czysto łobuzerski. Nic nie mógł na to poradzić, że szczerzył się jak idiota przy Wandzie podczas, gdy powinien wykazać się odrobiną szacunku i rozumu i być przez chwile poważnym.
Wanda Whisper
Wanda Whisper

Skrzydło Szpitalne - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Skrzydło Szpitalne   Skrzydło Szpitalne - Page 4 EmptySob 16 Maj 2015, 10:56

Przypadek? Na świecie jest wiele przypadków, które ciężko wytłumaczyć. Jedne się działy poprzez czyjeś potknięcie, drugie na szczęście. W ich przypadku można pokusić się o stwierdzenie, że było to swoiste połączenie nieuwagi z fikuśnym losem, który jak widać raz daje, raz zabiera. Według losu najwyraźniej nie można być spełnionym na kilku płaszczyznach jednocześnie. Po co mieć wspaniałego chłopaka, świetne wyniki w szkole jak i pełną, kochającą się rodzinę? No właśnie. Po co?
Wanda nie chciała, by Henry spędzał całe godziny w jej towarzystwie [chciała i to bardzo], bo przecież miał swoje obowiązki. Piastował stanowisko nie tylko prefekta, czego mu niejako zazdrościła le i kapitan drużyny. Nie mógł zaniedbywać swoich ludzi, to nie byłoby w porządku wobec innych. Ona by sobie poradziła, zajęłaby się swoimi sprawami, najpewniej zaszyłaby się w bibliotece, wśród swoich książek, pergaminów, gdzie światło świecy oświetlałoby jej zmęczoną i skupioną twarz.
Gdyby ktoś inny tak wnikliwie ją obserwował najpewniej speszyłaby się okropnie i zakryła kołdrą – nigdy nie lubiła, nie przepadała jakoś z tym, gdy ktokolwiek przyglądał się jej dłużej niż potrzeba. Mimo, że Henry’ego znała już tyle lat i tak czuła się dziwnie – pod czujnym okiem wszystkie jej ruchy były widoczne jak na dłoni. Drgnięcie powieki, taniec mięśni w okolicach ust, urywany oddech i zdradziecki rumieniec. Odchrząknęła i zajęła się kanapkami, którymi bardzo chętnie by się podzieliła z chłopakiem – jakoś nie wierzyła mu, że nie jest głodny, że nie jest śpiący. Dlatego chwyciła jedną z kanapek z ciemnym chlebem, świeżym masłem i dżemem truskawkowym by nachylić się ku Puchonowi i wsunął mu ją do ust. Spojrzeniem nakazała mu to wszystko zjeść, nie tolerowała jakiegokolwiek sprzeciwu – sama także się zapchała kolejną, tym razem z zieleniną zajmując się przez chwilę samym przeżuwaniem. W międzyczasie utkwiła wzrok w pysznościach, które zostały jej przekazane – znowu ciepła fala rozlała się po jej wnętrzu informując ją o tym, że jednak ktoś się o nią martwi. Westchnęła, ocierając kąciki ust i spojrzała na Lancastera, który dalej się w nią wpatrywał. Potem dłonią odgarnął jej kosmyk i zerknął na nią w taki sposób, że chwyciła rąbek kołdry i nakryła ją sobie na głowę.
- Henry! - Powiedziała z dziwnym wyrzutem zniekształcającym jej głos, którego nie potrafiła poprawnie sklasyfikować. Była zadowolona, że blondyn się nią interesuje, z drugiej jednak strony nie miała zamiaru rumienić się co chwilę, bo było to niezwykle uciążliwe. Palące poliki sprawiły, że i spojrzenie szatynki nabrało ostrości – przez głupotki, które trapiły ją teraz nie rozmyślała zbytnio o swoim bracie, który został pochwycony przez największego gbura, jakiego udało się jej dotychczas poznać. Uniosła łepetynę znad pierzyny i rzuciła okiem na facjatę swojego partnera, akurat gdy ten zadał pytanie o jej stan zdrowia. Miała ochotę odpowiedzieć z automatu, że jest okej, ale doszło ją przeczucie, że jednak nie jest. Poczuła ciężar na sercu, a jej mina spochmurniała na chwilę. Dosłownie na chwilę, bo powtarzała sobie w myślach uparcie, że przecież Dorian żyje i to powinno się dla niej liczyć. Nic innego – żyje, nie straciła go zupełnie jak się bała. A jeżeli w dość szybkim tempie się zmobilizuje to poruszy niebo i ziemię aby go stamtąd wyciągnąć. Zmarszczyła brwi i odrzuciła pościel na bok odsłaniając swoją błękitną, iście krukońską piżamę, która podwinęła się jej na udach. Nie zwracała jednak na to uwagi, bo zastanawiała się co ma też odpowiedzieć. Nie chciała kłamać.
- Nie wiem. – Wyznała wpierw, odkładając talerz z niedokończoną przekąską- słysząc jego kolejne słowa uśmiechnęła się po swojemu, tak jak umiała i złapała go za ciepłą rękę.
- Chodź. Tylko zdejmij buty. – Powiedziała ostrzegając go, że nie wpuści go obok siebie, jeżeli ten będzie miał na sobie trampki. Odwlekała celowo odpowiedź na jego pierwsze pytanie, bo sama nie wiedziała co powiedzieć. Jej ruchy były wyważone, na powrót lekkie, jednak zachowywała się z pewną doz ostrożności. Bała się czegokolwiek dotknąć, by tego nie zepsuć.
- Przepraszam, za mój wybuch paniki. Nie wiedziałam, że spotkam Cię tak szybko. – Mruknęła najpierw zwieszając głowę.
- Po prostu nie wiedziałam jak inaczej zareagować. Myślałam, że rozszarpię Wilsona na dziedzińcu. – Ciągnęła dalej, znowu dzieląc się urywkiem wspomnień. Poprawiła koszulkę nocną, skubiąc jej kraniec.
- Fizycznie nic mi nie jest, może trochę boli mnie głowa. I to wszystko. Za kilka dni będę jak nowa, wiesz? – Teraz uniosła piwne spojrzenie, by nim odszukać jaśniejszych i czujnych oczu partnera.
Henry Lancaster
Henry Lancaster

Skrzydło Szpitalne - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Skrzydło Szpitalne   Skrzydło Szpitalne - Page 4 EmptySob 16 Maj 2015, 16:09

Są sprawy ważne i ważniejsze, tak samo jak osoby ważne i mniej ważne. Ułożył obowiązki w liście według priorytetu i Wanda była na pierwszym miejscu. Dopiero potem bycie prefektem naciąganym, bo nie czuł się nim już od dawna, wysłanie drużynie notatek do przestudiowania dotyczących najbliższego meczu, niespodziewanie zaplanowane spotkanie z Soleil, znalezienie Laurel i zapytanie czy to ona próbuje namówić drzwi łazienki prefektów do zmiany hasła i opierdzielenie Dwayne'a za roznoszenie kotów po dormitorium. To wszystko mogło poczekać, a nawet gdyby wybrał się i wykonywał listę wspak, to i tak jego myśli siedziałyby kurczowo przy Wandzie. Zamartwiałby się, a tak to przynajmniej wiedział, że czuje się lepiej.
Jemu się podobały reakcje Wandy. Zmieszana wyglądała całkiem uroczo, bo miał świadomość, że to on tak mieszał i dawało mu to satysfakcji. Wywrócił oczami, odgryzając połowę kanapki i dopiero wtedy pojął, że i on jest głodny. Uporał się z trzema kanapkami w parę minut, a talerz sam się zapełniał następnymi dając się im porządnie nasycić. Henry jadł i dalej patrzył na Wandę, jakby do niczego rozsądnego nie był zdolny.
- No co? - uśmiechnął się niewinnie i zaraz pożałował, że nie ugryzł się w język przy poprzednim pytaniem. Pytając o samopoczucie musiał jej przypomnieć to, co przezyła, a miała przecież powoli o tym zapominać i się jakoś z tym uporac. Docenił, że powiedziała prawdę i nie próbowała uśpić jego czujności. Uśmiechnął się do niej ciepło, bo tylko to mógł zrobić.
Szczęka dosłownie mu opadła, gdy odsunęła kołdrę czytając w jego myślach i co więcej, zapraszając go pod nią, a przecież żartował. Wzięła to dosłownie do siebie i Henry'ego nieźle zaskoczyła.
- Mówisz serio? - dwadzieścia dziewięć razy przypominał sobie, co mu zrobi Jiro i Pomfrey, ale teraz już nie wiedział, bo zapomniał. Pozbył się butów, odłożył tacę z kanapkami na szafkę i zabrał Wandzie połowę łóżka, układając się iście po królewsku na najwygodniejszym łóżku w tym oddziale. Objął jej ramię, przytulając do siebie i uprzejmie nie pożerał jej wzrokiem, a do tego było blisko. Szczerzył się głupio. Drażniła go ostrożność i czujność ze strony Wandy. Wolałby, aby zachowywała się tak jak zawsze, czyli naturalnie i beztrosko. Żałował, że to już przeszłość. Minie sporo czasu zanim znowu wyjdą na prostą.
- Nie wiem czemu mnie przepraszasz. Lubię na ciebie wpadać, a dzisiaj wpadłem w odpowiednim momencie. - połaskotał łóżko w sekretnym miejscu, a ono uniosło się trochę i poprawiło poduszki pod ich karkami i mogli się wygodnie ułożyć. Henry pierwszy raz od dawna poczuł, że wszystko jest na swoim miejscu. Rozluźnił się całkowicie i znowu się zdziwił, że chodził spięty.
- Zareagowałaś naturalnie, kochanie. Jeśli będziesz próbować znowu go rozszarpywać, daj mi wcześniej znać. - odkręcił głowę, aby spojrzeć w jej ciemne oczy. - Znajdę jakieś miejsce na zwłoki. - puścił do niej oczko. Zwróciła jego uwagę na swój skąpy ubiór i odkryte nogi. Wciągnął gwałtownie powietrze do płuc i poluzował krawat Hufflepuffu na szyi.
- Wiem, że będziesz cała i zdrowa, bo sam o to zadbam. - nieświadomie głaskał jej ramię, tracąc apetyt na jakiekolwiek jedzenie. Zdązył już wypytać Jiro co do "historii choroby" Wandy. Jest cała, tylko przemęczona, trochę odwodniona i osłabiona. Ba, Henry wykradł Pomfrey dokumenty opisujące wszystkie przebyte choroby w szkole i je sobie je przeniósł na własne pergaminy. Lancaster był bardzo dobrze poinformowany o stanie fizycznym Wandy. Jej ciało było piękne i zdrowe, trzeba się tylko skupić na zdrowiu emocjonalnym, a jakoś się ułoży. Musi, bo Henry nie przeżyje bez uszczerbku kolejnej tragedii.
Wanda Whisper
Wanda Whisper

Skrzydło Szpitalne - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Skrzydło Szpitalne   Skrzydło Szpitalne - Page 4 EmptySob 16 Maj 2015, 17:19

Nie miała serca by o cokolwiek prosić Henryka. Nie chciała go martwić, nie chciała by był na nią zły – prawdopodobnie gdyby nie wpadł do Skrzydła to nic by nie powiedziała. Po co miał się martwić o kogoś takiego jak ona? Nie było potrzeby, Wanda była twardsza niż ktokolwiek mógł sądzić – nie było widoczne to na pierwszy rzut oka, ale tym lepiej. Dla niej. Gorzej dla osób postronnych.
Była zadowolona, że blondyn się przy niej znalazł. Nawet jeżeli miała wyrzuty sumienia, że zamiast zająć się swoimi sprawami ten siedział przy niej. Westchnęła błogo zostawiając już na później jedzenie – nie miała ochoty na nic, kilkoma kanapkami się najadła. To dziwne. Nie odczuwała większego głodu, może nie ma apetytu?
- Nic, nic. – Odpowiedziała jak gdyby faktycznie nic ciekawego się nie stało. Obserwowała go od dłuższej chwili nie mówiąc za wiele, zwyczajnie chłonąc jego obecność. Miała ochotę złapać go za rękę i nie puścić, ale nie chciała mu przeszkadzać w jedzeniu tych kilku kanapek. Najchętniej pokarmiłaby go, wyprzytulała i powiedziała mu wszystko co leży jej na sercu. A było tego sporo, naprawdę. Nie była zła, że spytał, to całkowicie normalne, zwłaszcza w takiej sytuacji, kiedy Whisperówna miała więcej spraw na głowie. Brak Doriana, brak możliwości skontaktowania się z bratem ją męczył – chociaż, co jest najważniejsze powoli układała w głowie swój plan. Plan awaryjny czy może plan, który miał pomóc ex – Krukonowi? Jedno było pewne – Wanda była zaciętą osobą, która potrafiła doprowadzić wszystkie sprawy do końca. Tak będzie i teraz – potrzebowała tylko wsparcia osób trzecich. Dlatego tak chciwie i zachłannie wypatrywała Lancastera- nie odda go nikomu, nie mogłaby teraz, bo choć są ze sobą ledwie drugi miesiąc to właśnie przy nim czuła się wyjątkowo bezpiecznie i swobodnie. Mówiła sobie, że on należy do niej, ale skąd miała pewność ile ze sobą będą? Dziewczyna znowu posmutniała i szybko odwróciła wzrok, bo nie wiedziała co będzie dalej. Z nią, z nimi, nim i jej bratem. Rozpogodziła się jednak kiedy zauważyła jego spojrzenie i uśmiech gdy dowiedział się, że faktycznie chce go zaprosić do łóżka. Jakkolwiek by to głupio nie zabrzmiało, nie chciała leżeć sama.
- Serio, ale szybko zanim się rozmyślę. – Powiedziała z uśmiechem i odgarniając kołdrę raz jeszcze poczekała aż ten zrzuci buty i się wsunie obok niej. Zgarnął ją ramieniem do siebie, a ona bezwiednie wtuliła się w niego opierając łepetynę o jego klatkę piersiową. Przykryła ich ciepłą pierzyną – był już listopad, a ona była niezwykłym zmarzluchem. Ułożyła się tak by było jej najwygodniej i chociaż wyglądała już na serio odprężoną to czarne chmury nie pozwalały jej na bycie całkowicie swobodną. Nie chciała jednak robić kłopotów – uśmiechała się do Henryka tak często jak tylko mogła. Było jej lepiej. Była wraz z Puchonem, a co dwie głowy to nie jedna, tak? Chyba tak powiedział, wczoraj, zanim ją ścięło.
Poza tym zauważyła, że dopiero teraz, po raz pierwszy leżą obok siebie. Odkąd się poznali nie mieli możliwości na spędzenie czasu w sposób bardziej intymny – pochodzili z różnych domów, a ich spotkania należały do krótkich, przelotnych – widywali się rano, po południu, czasami wieczorami. Byli jednak w szkole więc tak naprawdę nie mieli kiedy ze sobą spać. Wanda poczuła się nieziemsko, tak zwyczajnie przyjemnie, słodko, ze świadomością, że ma obok siebie kogoś, kto darzy ją ciepłym uczuciem.
- To był pierwszy i ostatni raz gdy zrobiłam coś takiego. – Powiedziała niezwykle poważnie wiedząc dokładnie, że nie może pozwolić sobie po raz drugi na stratę kontroli nad sobą i swoimi nerwami. Roześmiała się jednak cicho słysząc jego słowa, którymi ją sobie zaskarbił. Wykrzywiła wargi w przyjemnym grymasie i spojrzała na niego.
- Nie musisz, dam sobie radę. Ty po prostu bądź i karm mnie słodyczami. – Mruknęła, zagrzebując się jeszcze głębiej pod kołdrą i ciągnąc go do siebie. Nie chciała rozmyślać nad swoimi problemami, które prawdopodobnie rozerwą ją od środka. Nie mówiła o tym absolutnie nic dopóki nie uporządkuje wszystkiego w swojej głowie.
- Albo, na wszelki wypadek znajdź jakieś ustronne miejsce na te zwłoki. – Ułożyła dłoń na jego torsie i zaczęła bawić się skrawkiem jego krawata.
Henry Lancaster
Henry Lancaster

Skrzydło Szpitalne - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Skrzydło Szpitalne   Skrzydło Szpitalne - Page 4 EmptySob 16 Maj 2015, 18:16

Gdyby go o coś poprosiła to byłoby mu łatwiej, bo wiedziałby co ze sobą zrobić. Nie musiałby się domyślać i martwić czy przypadkiem nie pogorszy sprawy. W domyślaniu się, Henry był kiepski. Póki co między nimi było dobrze, a nawet lepiej niż wcześniej, bo oboje przetrwali pierwszą próbę i nie skończyło się to na żadnej kłótni ani spięcia. Cieszył się, że przyszedł na w odpowiednie miejsce o odpowiednim czasie, bo teraz Wanda może być pewna, że może mu w każdej kwestii zaufać, a i tak go tym nie zniechęci. Teraz byli sobie w jakiś sposób bliżsi i chociaż nerwy Heńka zostały wystawione na ciężką próbę, podołał zadaniu. Działał na oślep, bo rzadko miał do czynienia z załamanymi dziewczętami. Nikt nigdy przy nim nie płakał. Laurel nie liczył, bo ona nie była dziewczyną, tylko młodsza siostrą i się nie liczyła. Przed oczami zamajaczyło mu ostatnie spotkanie z Soleil i mimowolnie się skrzywił. Jak dobrze, że dzisiaj to nie on był przyczyną czyichś łez. To najgorsze co może być, załamac kogoś swoim egoizmem, a on już dał taki pokaz przez pewną Gryfonką. Otrząsnął się z ponurych myśli, aby Wanda niczego nie wyczuła. Potrzebowała tylko spokoju i musiał odłożyć swoje przemyślenia na później. 
Żałował, że nie potrafi pomóc w sprawie Doriana. Jego rodzice nie byli wysoko postawionymi osobistościami. Może dziadek potrafiłby coś wskórać, ale nie chciał teraz budzić nadziei w Wandzie. Wbrew pozorom Henry po prostu chciał oszczędzić jej niepotrzebnego bólu. Jeszcze dzisiaj wyśle list do dziadka, wyłoży sprawę i zapyta czy jest coś, co można zrobić, co mogłoby pomóc i ułatwić sprawę Doriana. Póki co powątpiewał, bo z Azkabanu było bardzo trudno się wydostać.
Heńkowi zrobiło się gorąco, bo leżał w ubraniach pod kołdrą ze swoją dziewczyną. Szczelnie owinął ją kołdrą, ciesząc się i nie ciesząc, że nie może rzucać okiem raz na jakiś czas na jej elegancką, miłą w dotyku piżamę. Odetchnął od miłego ciężaru na torsie. Przymknął nawet oczy czując jak cały gniew i stres z niego ulatuje. Tak niewiele było mu potrzeba aby poczuć się po prostu szczęśliwie. 
- Nie tylko ty tracisz nerwy. - rysował coś kciukiem po jej ramieniu. Miał dodac coś mądrego, ale przerwał mu śmiech Wandy. Henry aż podniósł się do siadu i zdziwiony odkręcił do niej, ucieszony śmiechem. Z tego zaskoczenia musiał ją pocałować, krótko i ciepło, szczerząc się dumnie. 
- O wiele lepiej. - pusząc sie bez powodu ułożył się z powrotem na poduszce. - Przecież to ty mnie karmisz słodyczami. Ale dobrze, zapamiętałem. Pół Miodowego Królestwa dla mojej dziewczyny. Robi się. - i był skłonny to zrobić, bo jego dziadek był majętny i gdyby nie uznał pomysłu Heńka za absurdalny, może i udałoby się wykupić zapas słodkości do końca roku szkolnego, jeśli tylko to sprawiłoby jej radość. 
- Pod Wierzbą Bijącą. Świetne miejsce na śmierć i pochówek i nikt tam się nie zapuści. - byłby skłonny jeszcze dziś wziąć łopatę do ręki i załatwić sprawę. Gorzej by miało się ze zwłokami, ale dla niej mógłby zrobić bardzo wiele, jeśli nie wszystko.
Gość
avatar

Skrzydło Szpitalne - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Skrzydło Szpitalne   Skrzydło Szpitalne - Page 4 EmptySob 16 Maj 2015, 19:39

Przez kilka godzin nie miał zbyt wiele do czynienia z pacjentami, którzy najwyraźniej postanowili uciąć sobie drzemkę, całkowicie pozbawieni orientacji w czasoprzestrzeni za pomocą naparów wykonanych kilka tygodni wcześniej przez szkolną pielęgniarkę. Jiro zdążył dwukrotnie przestudiować słownik otrzymany w prezencie od siostry, aby dostrzec błędy w podstawowych wypowiedziach.
Kiedy wybiła pełna godzina, podniósł się z wygodnego fotela i rozpoczął obchód całego skrzydła szpitalnego, nieświadomy widoku dwójki niemalże pełnoletnich uczniów w czułym uścisku. Dotychczas osłonięci przed jego widokiem dzięki pergaminowemu parawanowi mogli w beztrosce pogrążyć się w długiej rozmowie regenerującej utraconą równowagę Wandy. W jednej chwili wciągnął powietrze i przystanął niczym rażony piorunem, a rozszerzone z zaskoczenia źrenice badały pozycję w jakiej znaleźli się nieszczęśni uczniowie.
- Co wy wyprawiacie?! To jest oddział szpitalny a nie… – krzyknął zbulwersowany w ojczystym języku, zupełnie tracąc orientację w przeistoczeniu swoich emocji w zrozumiały komunikat. Jego spojrzenie spoczęło na butach chłopaka, które musiały zagrzewać długo już miejsce na podłodze obok krawędzi łóżka. W zaledwie kilku krokach znalazł się po stronie łóżka zajmowanego przez Lancastera, bezpardonowo sięgając dłońmi za ramię jegomościa, aby siłą podnieść go z leżanki. – Natychmiast stąd wychodź! To porządna dziewczyna, jak tak możesz?! Bezwstydni, oboje jesteście bezwstydni! – Nie zamykały mu się usta, chociaż pomimo sprawnych gestów stanowczo unikał najmniejszego chociaż kontaktu wzrokowego, zmuszając Puchona do wstania. Kiedy zauważył jakiś przejaw zainteresowania, że prefekt nie położył się z powodu złego samopoczucia i nagłego osłabienia, chwycił energicznym ruchem jego buty i niemalże wcisnął mu je do ręki. Sam zaś wyprostował ramię i wskazywał na drzwi wyjściowe na korytarz, a jego ton głosu nabrał ostrzejszych tonów.
- Natychmiast stąd wychodź, nie masz już tutaj wstępu! Porozmawiam z panią – w tym momencie na pewno odgarnęli o kim mówił, ponieważ słyszalne było wyraźne: - Pomifiri – jako jedyny przejaw zrozumiałego słowa. Potem bowiem zaczął ciągnąć Henry’ego w stronę wielkich drzwi. – Już o to zadbam, abyś tu nie wchodził dopóki tutaj praktykuję! Anglicy są bezwstydni, całkowicie bezwstydni! Rozumiem jeszcze trzymanie się za rękę, ale to?! To przechodzi ludzkie granice! Coś takiego nie powinno się nigdy zadziać! Nigdy na moich oczach, na oczach innych! Prefekt! Phi! Prefekci powinni dawać przykład, a nie obmacywać się z chorymi dziewczynami! – i chociaż patrzył na czubki własnych butów, cały aż się palił do wyrzucenia Henry’ego Lancastera ze skrzydła szpitalnego.
Wanda Whisper
Wanda Whisper

Skrzydło Szpitalne - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Skrzydło Szpitalne   Skrzydło Szpitalne - Page 4 EmptyNie 17 Maj 2015, 11:01

Wanda wychodziła z założenia, że jeżeli nie działo się nic niepokojącego to nie należało szukać dziury w całym. Po co dyskutować nad tym co mogłoby się stać, kiedy tak przyjemne sprawy dzieją się wokół? Prawdopodobnie to było strasznie głupie, ale panna Whisper chciała po prostu zapamiętać tą chwilę taką jaka była – nielegalną, po kryjomu, gdy oboje cieszą się taką niespodziewaną i zupełnie zwykłą bliskością, bez grama erotyzmu. Według swojego mniemania wyglądała całkiem normalnie, bez makijażu, blado i w szkolnej piżamie – Henry natomiast wyglądał tak jak zwykle, czyli tak jak najbardziej ją pociągał.
Nie potrzebowała – przynajmniej według swojego mniemania niczyjej pomocy - była już dorosłą czarownic i wiedziała co robić, by osiągnąć swój cel. Musi się tylko oswoić z nową sytuacją, z tym, że schodząc na jakikolwiek posiłek nie ujrzy już błękitnych oczu – o takim samym odcieniu jak ich ojca. Kiedy Heniek naburmuszał się z powodu Sol, ona zamyśliła się poważnie nad brakiem rodziców. Zbyt szybko dorosła, tak jej się wydawało. Teraz ona sama sobie była rodzicem i musiała się z tym pogodzić. I chociaż od śmierci matki minęło już kilka lat to jakby nie do końca się z tym pogodziła. Wydała z siebie ciche westchnięcie dalej muskając i obracając w dłoni kawałek żółto – czarnego krawatu. Gdy będzie w stanie myśleć racjonalnie - co już następowało pewnie odezwie się do znajomych ojca, który w końcu pracował w Wizengamocie – miał przyjaciół wśród dobrze urodzonych czarodziei więc może uda się coś załatwić. Będzie musiała również odezwać się do Halla, z którym łączyła ją pewna nić sympatii – Alex dobrze wiedział jakie emocje targają nastolatką i to on był odpowiednią osobą, zwłaszcza teraz kiedy otrzymał awans.
- Bez przesady. Wystarczy duża czekolada. – Powiedziała z uśmiechem zaraz po tym gdy blondyn w uniesieniu obdarował ją krótkim pocałunkiem, który tylko sprawił, że serce Krukonki załomotało niecierpliwie. Odetchnęła i spojrzała na niego z góry zadowolona z takiego obrotu spraw. Chciał pomóc jej w zakopaniu Wilsona - jaki z niego dobry chłopiec!
- Wrzucę go do łazienki z Jęczącą Martą. – Mruknęła jeszcze z lubością ciesząc się możliwością rozprawienia się ze zwłokami okropnego aurora.
Nie spodziewała się jednak, że Jiro przypomni sobie o nich akurat w takim momencie, gdy dziewczyna nie miała ochoty na puszczanie Puchona – zarówno ze swoich ramion jak i ze szpitalnego łóżka. W pierwszej chwili, gdy przyuważyła mordkę Japońca nakryła siebie i swojego partnera kołdrą, bo przecież miała go chronić. Zrobiło się jej strasznie głupio, bo nie dość, że trafiła do SS co już było czymś niezwykle żałosnym, a teraz doszło jeszcze to, że stażysta nakrył ją jak leży ze swoim chłopakiem.
- Przepraszamy. – Pisnęła głośno spod pierzyny bojąc się za nią zajrzeć. Jej policzki paliły ją żywym ogniem, a serce chciało już teraz wyskoczyć z piersi. Dziewczyna zaczęła oddychać szybciej niż powinna – niezrozumiale dla niej zdania w języku ojczystym Jiro dalej przelatywały nad ich głowami kiedy ten na nich złorzeczył. Nie chciałaby odbierano jej możliwość spędzenia czasu z kimś przy kim czuje się lepiej. Wyjrzała zza kołdry badając sytuację, która nie przypadła jej do gustu.
- Proszę go nie wyrzucać, bardzo proszę, senpai. – Wymamrotała używając jednego japońskiego słówka, które przyszło jej teraz na myśl. Usłyszała je kiedyś, gdzieś – miała nadzieję, że to co powiedziała nie było obraźliwe…
Henry Lancaster
Henry Lancaster

Skrzydło Szpitalne - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Skrzydło Szpitalne   Skrzydło Szpitalne - Page 4 EmptyNie 17 Maj 2015, 11:27

- Uuuu, to cios poniżej pasa. - współczuł Wilsonowi, bo wrzucenie go do łazienki z Jęczącą Martą równało się spotkaniu dementorów. Nie życzyłby tego swemu największemu wrogowi. Henry znowu spojrzał na Wandę całkowicie zbity z tropu i zaskoczony. Zaczynał się powoli jej bać. Zaatakowała Wilsona, a przecież nikt nie uchodził żywcem z takiego starcia, a teraz była jeszcze w stanie grozić mu Jęczącą Martą. Lancaster zapamiętał, aby nie kłócić się nigdy z Wandą i nie nadepnąć jej na odcisk, skoro teraz wiedział do czego jest zdolna, aby obronić swoich bliskich. 
- Jak duża ta czekolada? Pięćdziesiąt na pięćdziesiąt? - dopytywał, coraz bardziej utwierdzając się w pomyśle sprowadzenia jej z Miodowego Królestwa zapasu słodyczy. Skoro to ją uszczęśliwi, to dlaczego miałby na tym oszczędzać? Bez wyrzutów sumienia wykorzysta nadopiekuńczość matki, bo miał już dosyć jej nadwrażliwości. I przy okazji zrobiłby dobry uczynek dla kogoś innego. 
Po raz trzydziesty przypomniał sobie co zrobi z nim Jiro i Pomfrey, jeśli zastanie go w łóżku Wandy. Tym razem mógł obejrzeć prawdziwą prezentację wściekłości i językowej paplaniny. Nie musiał rozumieć, aby wiedzieć co Jiro krzyczy. Jak tylko zobaczył jego szerokie ślepia, wyskoczył z łóżka i szczerzył się jak idiota. Powinien mieć wyrzuty sumienia i wyrazić skruchę, no ale co mógł poradzić, gdy Wanda sama go zaprosiła? Jest w takim stanie, że nie wolno jej odmawiać, bo musi poczuć się jak najlepiej i dojść do siebie. Lancaster próbował wyglądać jakby żałował, ale za nic nie mógł pozbyć się wszyczerza. Ba, starał się nie parsknąć śmiechem. Gdy usłyszał zniekształcone nazwisko pielęgniarki to już wzmógł czujność. Został właśnie wybrany na asystenta jej asystenta, a skoro z kontekstu paplaniny Jiro usłyszał oburzenie i groźby, to Pomfrey mogła nie być zadowolona ze skargi pod jego adresem. 
- Dobra, dobra, nie krzycz tak, wiem, że mnie wyrzucasz. - uniósł ręce w geście poddania, szczerząc się do Wandy od ucha do ucha. Nawet nie mógł założyć w spokoju butów, bo zostały mu wepchnięte w ręce i nim się obejrzał, stażysta zaczął go siłą wyprowadzać ze skrzydła szpitalnego.
- Przecież nic złego nie zrobiłem. Zobacz jak się lepiej czuje, powinienem zostać. - zatrzymał się w progu, trzęsąc się ze śmiechu. Jiro zachowywał się, jakby nigdy nie miał dziewczyny czy miał sześćdziesiąt lat i żył jeszcze przed potopem, gdzie oglądanie nadgarstków dam było przestępstwem. 
- Tylko nie Pomfrey, ej, jestem niewinny! - i nie udało mu się okazać skruchy, no nie umiał, za bardzo chciało mu się śmiać.
Sponsored content

Skrzydło Szpitalne - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Skrzydło Szpitalne   Skrzydło Szpitalne - Page 4 Empty

 

Skrzydło Szpitalne

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 4 z 10Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next

 Similar topics

-
» Skrzydło.
» Zakazane Skrzydło - z czym to się je?

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Hogwart
 :: 
I piętro
-