IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Cicha noc, święta noc

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Meredith Walker
Meredith Walker

Cicha noc, święta noc Empty
PisanieTemat: Cicha noc, święta noc   Cicha noc, święta noc EmptyPon 09 Maj 2016, 20:36

Opis wspomnienia
Pierwsze święta Riaana w rodzinie Walkerów. Endżoj
Osoby:
Riaan van Vuuren, Meredith Walker
Czas:
święta 1977
Miejsce:
mieszkanko nad Walker's Place, St Ives


Nie wiedzieć czemu, jak i kiedy stało się. Meredith zdziwiona szybkością nurtu, z jakim płynie jej życie przyglądała się nieśmiało bombce wieszanej akurat na choince, gdy nagle do pokoju wkroczył Riaan.
Choć okoliczności jego wyjazdu do jej domu - to znaczy ich przyczyny, a nie przebieg - nie są do końca jej znane… nie umiała narzekać na taki rozwój wydarzeń. Chociaż miała poczucie, że to wszystko jest dziwnie i dzieje się za szybko, czuła niewysławialną radość mogąc gościć u siebie przyjaciela, który chyba nie miał po prostu gdzie się podziać w te święta. Mer wiedziała, czym może być to spowodowane - co może stanowić teoretyczne zarzewie ewentualnej kłótni jego i jego ojca - tym bardziej więc unikała przykrych tematów i problemów, które być może dotknęły Riaana przez znajomość z nią. Przez ich wspaniały, ale krótki taniec na balu - przez ciche wymknięcie się do sali z fortepianem i rozmowy, które nikły szybko i tajemniczo wśród półmroku i  nieprzeniknionej ciszy - zarówno te, jak i wiele czynników naraziły zapewne świeżo upieczonego kandydata na narzeczonego na możliwe krzywdzące plotki. Szargające reputację rodu van Vuurenów…
Miejmy więc nadzieję, że po prostu nie miał się gdzie podziać.
- No i jak się podoba w St Ives? - rzuciła beztroskim i przyjemnym tonem, bowiem tak się czuła - po prostu szczęśliwa. Riaan, nie dość że przyjął zaproszenie, to nie wystraszył się najgorszego testu, jaki każdy młody chłopak przekraczający próg domu dziewczyny, którą kiedyś może nazwie czymś więcej niż koleżanką, musi przejść. Poznania jej ojca.
Rodzice Mer przywitali ją i kolegę już na peronie 9 i trzy czwarte, z którego zresztą cała czwórka musiała biec szybko na pociąg do Kornwalii. Ściśnięci niczym sardynki w ciasnym wagonie, przez godzinę nurtowali Walkerównę szczegółowymi pytaniami na temat objęcia przez niej prefektury, przez kolejne godziny dawali upust nurtującej ich ciekawości. Obdarzając Riaana spojrzeniami i uwagami, przez które wprost chciała zapaść się pod ziemię.
Gdy dojechali w końcu do domu, z ulgą zamknęła chłopaka bezpiecznie we własnej sypialni, by mógł się odświeżyć i ogarnąć, po czym sama przeszła do salonu gdzie choinka czekała na coroczne strojenie. Szczęśliwie dla ich świętego spokoju, rodzice szykowali na dole posiłek więc mieli odrobinę spokoju i czasu dla siebie, przed piekłem jakie sprawi im jutrzejsza kolacja.
Była Wiligia Bożego Narodzenia i ich ostatnia prawdziwa chwila spokoju dla siebie.
Była ubrana w ciepłą, niebieską sukienkę i za duży sweter wkładany przez głowę - czuła się ładna i lubiana, po raz pierwszy od lat nie popadając w żadne niepotrzebne obawy.
Była otoczona starymi meblami, kupionymi na przeróżnych targach i w przeróżnych kolorach; płytami, książkami i obrazami znającymi swe miejsce od lat. Ciepłem bijącym z palącego się nieopodal kominka, jaskrawym światłem jakim świeciły postawione na parapecie tandetne świecidełka. Zapachem suszonych wrzosów, które znaleźć tu można na każdym kroku oraz… szarlotki, która już rumieniła się w piekarniku. Poczuciem, że w końcu jest w domu i że nie musi się niczego bać i poczuciem, że Riaan jest blisko.
Była, niestety, chyba szczęśliwa.
- Jesteś głodny? Zaraz powinna być kolacja - mruknęła wchodząc na krzesło, by zawiesić bombkę - Słuchaj, przepraszam za rodziców, ale oni po prostu nigdy nie gościli żadnego mojego znajomego. Mam nadzieję, że się nie wystraszyłeś - rzuciła, wtulając się do konara drzewa. Choć kolce kuły, nie dała po sobie tego poznać  - by chwilę potem z wyrazem tryumfu na twarzy spojrzeć na swoje dzieło.
Dwie bombki, łał. Czyli długa droga przed nimi.
Riaan van Vuuren
Riaan van Vuuren

Cicha noc, święta noc Empty
PisanieTemat: Re: Cicha noc, święta noc   Cicha noc, święta noc EmptySro 11 Maj 2016, 00:00

Trzeba przyznać, że Riaan był zaskoczony zaproszeniem Meredith, dziewczyna najwidoczniej postanowiła przestać się przy nim krępować zdecydowanie szybciej niż przypuszczał. Co oczywiście było ogromnym plusem. Odpisując twierdząco na jej list, chłopak czuł ulgę. Teraz nie będą się rumienić i zacinać przy każdym spotkaniu, w końcu będą mogli porozmawiać bez męczącego napięcia, które towarzyszyło zakłopotaniu. Byli zdecydowanie bliżej niż kiedykolwiek wcześniej, a wszystko to dzięki balowi, oraz szczerej rozmowie w zaciemnionej sali. Oboje wtajemniczyli się nawzajem w swoje charaktery i drobne tajemnice.
Grasuil odleciał w stronę pokoju wspólnego Hufflepuffu. Afrykaner natychmiast zamknął za nim okno i rozpoczął pakowanie. Co z tego, że mieli jechać dopiero za kilka dni. Nie mógł się doczekać się swoich pierwszych normalnie spędzonych świąt. Jak dotychczas jako jeden z nielicznych zostawał w zamku, snuł się po korytarzach, czasem z nudów pomagał nawet skrzatom w kuchni (ku ich wielkiemu niezadowoleniu, rzecz jasna). Tym razem będzie inaczej, dowie się w końcu jak to jest samemu ubierać choinkę, robić jedzenie i w ogóle o co chodzi z tą całą jemiołą. Chłopaki z dormitorium narzekali próbując spać, ale on za nic miał ich gadanie. Przecież i tak by nie zasnął. Następnego ranka kufer był już spakowany i gotowy do drogi, a sam Riaan z wielką energią i entuzjazmem oczekiwał zajęć. I tak było przez następne kilka dni: chłopak spał mało, siedział na lekcjach jak na szpilkach wyczekując tylko chwili wyjazdu. A gdy nadeszła był tak zmęczony, że wyłącznie pomógł Merci zanieść kufry do przedziału w pociągu i zaraz zasnął. Obudził się dopiero w Londynie, więc ominął go pokaz prefektorskich umiejętności Puchonki, podczas którego zaprowadzała porządek w pobliskim przedziale pierwszorocznych Gryfonów. Po wyjściu z pociągu było zupełnie inaczej.
Jeśli Mer obawiała się spotkania ze swoimi rodzicami, tak nieogarnięty w tych sprawach Riaan zupełnie się nie przejmował. Beztrosko powitał państwa Walker, a przypomniawszy sobie o dobrych manierach z miejsca podziękował im za to, że przyjęli go do siebie. Nawet prawie nie skrzywił się, kiedy wielka jak ucho słonia dłoń ojca Meredith miażdżyła mu prawicę. Ich dalszą podróż na południe spędził już aktywniej, odpowiadając na każde zadane mu pytanie z grzecznością, ale zupełną beztroską. Na szczęście jeszcze żadna z odpowiedzi nie wprawiła państwa Walker w osłupienie. Nie pojawiły się jeszcze pytania o spędzanie czasu w lato, o rodziców, ani o plany na przyszłość, więc wszystko było jeszcze przed nimi. Dla wchłaniającego krajobraz i przeżywającego swoją pierwszą podróż mugolskim pociągiem Riaana czas mijał szybko. Zanim się obejrzał, wchodził do pokoju gdzie Meredith ubierała choinkę.
Wyglądałby zupełnie zwyczajnie, bo czarno-biały sweter Srok i dżinsy nie były ani trochę niezwykłe, ale szalone różowe puchate skarpetki zaburzały obraz. Uśmiechnął się na widok choinki, a także na przyjemne uczucie ciepła jakie panowało w tym miejscu. Było trochę jak w pokoju wspólnym Gryfonów, tylko że prywatniej. Podszedł i złapał za czerwoną bombkę w renifery.
- Jest trochę wietrznie, czuć że jesteśmy nad oceanem. Ale wygląda urokliwie, przypomina mi Hogsmeade. - powiesił ozdobę na jednej z wielu pustych jeszcze gałęzi choinki. Pierwsza bombka w życiu! Brawo Ty, Riaan! Wprost przeciwnie niż Meredith, nie mógł doczekać się kolejnego dnia i tego co na niego czekało. Co prawda, w Hogwarcie tradycja była prawie identyczna, ale teraz te święta będzie przeżywał osobiście. Będzie robił sam dosłownie wszystko! S-A-M. No może z pomocą Meredith, ale bez skrzatów i magii. To będą prawdziwie wspaniałe, mugolskie święta. Z zapałem złapał za kolejną bombkę i powiesił ją najwyżej jak tylko umiał sięgnąć. Wtedy dopiero przez świąteczną gorączkę przebiły się do niego słowa Merci.
- Hm? Nie, nie... Znaczy tak! - zaśmiał się głupkowato sam z siebie - Zamyśliłem się. Tak, jestem głodny, ja zawsze jestem głodny. - rudowłosa dziewczyna stojąc na krześle była od niego wyższa o głowę. Chyba nie powinien tak gapić się na jej nogi, to chyba niegrzecznie. Odwrócił głowę i zaczął podawać jej ozdoby.
- A powinienem się wystraszyć? To coś strasznego, że się pytali mnie o różne rzeczy? Podczas corocznego bankietu w Montrose, bufony, a raczej goście których zapraszał mój ojciec też wypytywali się o wszystko. To chyba normalne, prawda? - Zupełnie nie rozumiał o co chodziło, o czym świadczyła jego skonsternowana mina, kiedy podawał jej kolejną bombkę.
- Odchodząc od tematu, co robimy jutro?
 

Cicha noc, święta noc

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Święta, święty czas!

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Fabularne :: Myślodsiewnie
-