IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Bal Zimowy

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1 ... 5 ... 7, 8, 9 ... 12 ... 16  Next
AutorWiadomość
Colton Summers
Colton Summers

Bal Zimowy - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Bal Zimowy   Bal Zimowy - Page 8 EmptySro 30 Gru 2015, 23:06

Hogwart, jak w zasadzie każda szkoła, czy mugolska, czy nie, był istną kopalnią indywidualności. Wśród społeczności uczniów można wyróżnić prymusów, podrywaczy, łobuzów, imprezowiczów, leniów, czy ciche myszki. Dziewczyna zdawała się być swego rodzaju połączeniem pierwszej i ostatniej cechy, które są dość powszechne jak na Rawenclaw, do którego sam niegdyś należał. Świadomość jej przynależności obudziła w Summersie swego rodzaju nostalgię, zdawać by się mogło, że odkąd stał się absolwentem Hogwartu minęło niewiele czasu (jak na swoje lata trzymał się świetnie, bez pomocy magii), podczas gdy w rzeczywistości to już dwadzieścia siedem lat. Choć świat magii uzbrojony jest w zmieniacz czasu, tak naprawdę nie da się przed nim uciec.
- Sam skończyłem tę szkołę pod skrzydłami Rawenclawu- zaczął dość poważnie, by po chwili dodać znacznie śmielej i radośniej - To te czasy, kiedy Dumbledore był znacznie młodszy i szczerze powiedziawszy oszczędność w hulankach to prawdopodobnie cecha wspólna zdecydowanej większości Krukonów, ale nie daj sobie wmówić, że to ujma! Po prostu chyba jesteśmy bardziej świadomi życiowych priorytetów, czyż nie? - zagaił upijając łyk soku. Dziewczyna sprawiała wrażenie, jakby bała się, że ktoś dolał do soku śmiertelnej trucizny. Zerknął ukradkiem na środek sali, jakby chciał się upewnić, że nikt nie zrobił sobie krzywdy (jeszcze!) ot skrzywienie zawodowe, które miało już wystarczającą ilość czasu, by solidnie się w nim zakorzenić - Jednak są pewne wyjątki. Takie jak wypady do Hogsmeade, czy właśnie ów bal....dlatego - tu niespodziewanie zgiął się lekko w szarmanckim ukłonie czyniąc z lekka komiczny zawijas ręką -Czy pozwolisz młoda damo, użyczyć obecności, by nie wkradło się w ten wieczór widmo monotoniczności? Skoro zaś oboje partnerów nie mamy, dlaczegóż z połączenia sił nie skorzystamy? Szalony to będzie duet, fakt wiem o tym dobrze przecież. Nie wiadomo, jednak czy będziemy mieć znów okazję popląsać na gazecie! - zakończył swój rymowany wywód oferując jej ramię. W dniu takim jak ten. stosunki nauczyciel - uczeń mogły zejść na odrobinkę dalszy plan. Drobne wygłupy nie były bowiem zwiastunem nieetycznych romansów.
Noelle Avery
Noelle Avery

Bal Zimowy - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Bal Zimowy   Bal Zimowy - Page 8 EmptySro 30 Gru 2015, 23:18

Oślepionego blaskiem jej stroju? Jedno spojrzenie spod przymrużonych powiek powinno wystarczyć panu Stewardowi, żeby zapamiętać iż z tego doboru kolorystycznego śmiać się nie powinien.
- Radzę więc patrzeć pod nogi - zauważyła cicho ze swoją wersją wrednego uśmieszku. Nie od dziś wiadomo, że lubiła się z nim droczyć. A może inaczej... Nie znosiła kiedy ostatnie słowo należało do niego. Niby dlaczego miałoby? Wszakże to ostatnie jest słowem decydującym! Kto pamięta początki? Nikt! Czy ktoś pamięta początki Chopina? Nie! A czy ktoś potrafi sobie go wyobrazić jako małego Fryderyczka? No otóż właśnie. Dlatego koniec jest najważniejszy. I Noe nigdy nie spoczywała na laurach chcąc by to jej zdanie było tym kończącym. Wszystko wskazuje na to, że to po prostu kobiety mają w genach i wiąże się to ściśle z posiadaniem jajników, bowiem według badań amerykańskich naukowców aż dziewięćdziesiąt procent kobiet tak ma. Według tychże właśnie badań ta cecha charakteru panny Avery nie robi z niej nikogo wyjątkowego.
Śmiech Aerona sprawił, że uniosła nieco jedną brew do góry, a kąciki warg wygięły się w delikatnym uśmiechu którego nie powstydziłby się egipski Sfinks czy Leonardowa Mona Lisa. Widząc jego uśmieszek powstrzymała jednak uczucie samozadowolenia. I słusznie.
- Gdyby prawdziwie obowiązywał nikogo by tu nie było - zauważyła całkiem trzeźwo. Co roku większość starszych roczników się spijała, a młodsze i tak pokazywały się na godzinę, góra dwie. Wszakże karaluchy już czekały pod poduchami, a robactwu nie należy kazać czekać.
Dlaczego pyta? Och. Szeroki uśmiech rozpromienił oblicze królowej lodu.
- Ponieważ chcę znać odpowiedź - czyż to nie odpowiednia kwestia? Niekoniecznie, ale jej szanowna pani matka zawsze tak odpowiadała na większość pytań których nie mogła racjonalnie wytłumaczyć. A to się zaliczało do takiego gatunku. Bo co miała mu niby powiedzieć? "Podobasz mi się. Ja Tobie też?" Nie to zbyt proste. Zbyt normalne. Zbyt... nie. Nie chciała stać się jego ofiarą. Ani teraz, ani nigdy. Sama wiedziała jak potrafił być aspołeczny i jednocześnie społecznie okrutny.
Jego odpowiedź nie była w żadnym stopniu satysfakcjonująca. Stłumiła jęknięcie, westchnęła cicho i przeniosła rozżalone spojrzenie na parkiet. Nie mogąc spojrzeć mu w oczy na jego pytanie odpowiedziała dość chłodno i racjonalnie.
- Pewnie Tim by mnie już nie zaprosił, a innych alternatyw nie miałam - kontrolnie zerknęła na niego chcąc określić jego reakcję i w tym momencie dostrzegła "wilka" o którym była mowa. Posłała mu lekki uśmiech i skinęła głową, aby zaraz potem utkwić spojrzenie w śnieżnobiałym obrusie.
- Lubię tańczyć. Tradycyjnie, nie plebejsko. I nie na gazecie - ostatnie słowo brzmiało w jej ustach jak obelga, a wzrokiem wciąż uciekała przed jego spojrzeniem bojąc się tam dostrzec rozbawienie i dezaprobatę - i niekoniecznie do Jęczących, Wyjących czy innych dziwolągów. Więc może po prostu zacznijmy od razu szukać wódki i ciastek?
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Bal Zimowy - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Bal Zimowy   Bal Zimowy - Page 8 EmptySro 30 Gru 2015, 23:21

Bal zaczynał żyć swoim własnym życiem. Pierwsze zaczepki, dramaty, złamane serca, skoski adrenaliny, cielesne uciechy, rozczarowania i wiele wiele innych. Matylda Corn bujała się w takt muzyki, jaką zespół zaprezentował na sam początek i obserwowała co się dzieje na Sali. Oho! Pierwsze tłuczone szkło, groźba bójki, beztroskie śmiechy i przerażone spojrzenia. Czas najwyższy na pierwszy konkurs! Kobieta poderwała się z krzesła i szepnęła jednemu z muzyków by przestali grać. Zaległa cisza przerywana tylko szczękiem sztućców i szkła. Spojrzenia leniwie przenosiły się na sylwetkę blondynki.
-Uwaga! Uwaga! Prosimy wszystkie pary na parkiet. Tutaj tutaj! O właśnie. –zaczekała, aż wszystkie pary zgłoszą się na środek parkietu.
-Zasady są bardzo proste. Rozpoczynacie na rozłożonej gazecie formatu a3. Gdy klasnę w dłonie złożycie ją na pół. Sytuacja powtórzy się jeszcze raz, a waszym zadaniem jest tańczyć. Tak, tańczyć, nie stać i nie dotknąć żadną częścią ciała posadzki poza gazetą. Para, która dotrwa do końca dostanie wspaniałą nagrodę. Zaczynamy!
Matylda podała każdej parze gazetę z Proroka Codziennego. Odczekała, aż wszyscy staną na swoich gazetach. Zrobiła ruch ręką i muzycy zaczęli grać żywy utwór. Do Taneshy dołączył pewien rosły Ślizgon, mający ponad metr dziewięćdziesiąt. Miał ciemne włosy do połowy pleców związane w luźny koński ogon. Ciemne oczy spoglądały na Ślizgonkę za zaciekawieniem. Życzył jej powodzenia i dołączył do jej gazety. Zabawa się rozpoczęła.
Po minucie Matylda klasnęła w dłonie i wszyscy zeszli z gazet składając je na pół i tańczyli dalej. Kto spadł, a kto się utrzymał?

~*~*~*
Pary:
1.Alec i Alice
2 Audrey i Barty (MG)
3.Chantal i Felu
4.Lucas i Resa
5.Syriusz i Tanja
6.Estelle i Haruto
7.Tanesha Hanyasha+brunet(MG)
8.Allison Martin+Colton

Zasady:
Zabawa składa się z dwóch tur. W tej zaczynacie na formacie A3 i składacie gazetę na A4.
Każdej parze kulam 4 kostki. Pierwsze 2 dotyczą formatu A3, kolejne dwie formatu A4. Opisujecie taniec jak chcecie, ale dostosowujecie się do kostek.
2 parzyste – utrzymaliście się
1 parzysta 1 nieparzysta – zachwialiście się, ale nadal stoicie
2 nieparzyste – mocno się zachwialiście – przy 1 takiej sytuacji się utrzymaliście, ale przy 2 już spadacie z gazety.
0 zaliczam do parzystych

Kolejny post MG 02.01.2016


Ostatnio zmieniony przez Mistrzyni Sophie dnia Sro 30 Gru 2015, 23:39, w całości zmieniany 1 raz
Huncwot
Huncwot

Bal Zimowy - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Bal Zimowy   Bal Zimowy - Page 8 EmptySro 30 Gru 2015, 23:21

The member 'Mistrzyni Sophie' has done the following action : Dices roll

#1 '6-ścienna' :
Bal Zimowy - Page 8 ZjxL7Q5 Bal Zimowy - Page 8 J5aPXGj Bal Zimowy - Page 8 ZjxL7Q5 Bal Zimowy - Page 8 KgiWIZL

--------------------------------

#2 '6-ścienna' :
Bal Zimowy - Page 8 KgiWIZL Bal Zimowy - Page 8 7X1pYBN Bal Zimowy - Page 8 JPnRRLL Bal Zimowy - Page 8 J5aPXGj

--------------------------------

#3 '6-ścienna' :
Bal Zimowy - Page 8 Ux57E8X Bal Zimowy - Page 8 Ux57E8X Bal Zimowy - Page 8 Ux57E8X Bal Zimowy - Page 8 JPnRRLL

--------------------------------

#4 '6-ścienna' :
Bal Zimowy - Page 8 ZjxL7Q5 Bal Zimowy - Page 8 ZjxL7Q5 Bal Zimowy - Page 8 KgiWIZL Bal Zimowy - Page 8 7X1pYBN

--------------------------------

#5 '6-ścienna' :
Bal Zimowy - Page 8 7X1pYBN Bal Zimowy - Page 8 J5aPXGj Bal Zimowy - Page 8 JPnRRLL Bal Zimowy - Page 8 Ux57E8X

--------------------------------

#6 '6-ścienna' :
Bal Zimowy - Page 8 7X1pYBN Bal Zimowy - Page 8 J5aPXGj Bal Zimowy - Page 8 JPnRRLL Bal Zimowy - Page 8 KgiWIZL

--------------------------------

#7 '6-ścienna' :
Bal Zimowy - Page 8 JPnRRLL Bal Zimowy - Page 8 ZjxL7Q5 Bal Zimowy - Page 8 ZjxL7Q5 Bal Zimowy - Page 8 Ux57E8X

--------------------------------

#8 '6-ścienna' :
Bal Zimowy - Page 8 JPnRRLL Bal Zimowy - Page 8 ZjxL7Q5 Bal Zimowy - Page 8 J5aPXGj Bal Zimowy - Page 8 7X1pYBN
Wanda Whisper
Wanda Whisper

Bal Zimowy - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Bal Zimowy   Bal Zimowy - Page 8 EmptySro 30 Gru 2015, 23:37

Nie miała zamiaru go wyganiać - nie mogła nic z tym zrobić, że się do niej doczepił. Skoro chciał spędzić z nią ten czas to dlaczego by nie - znał ją lepiej niż ktokolwiek inny, dlatego jeżeli miała już stroić obrażone miny to wolała przy nim niż przy kimś innym.
Dlatego odwzajemniła przymilnie spojrzenie, gdy ten na nią spojrzał - gdy sunął po niej wzrokiem, gdy zauważył jej niecodzienny strój. Nie kryła się z tym jak wygląda - nie zamierzała, nie chciała, nie przed nim. Odważnie odwzajemniła jego gest zachłannie zgarniając do siebie kieliszek, który powinien pozostać jej jedynym towarzyszem przez całą imprezę.
Z chęcią - bądź też nie przyjęła jego osobę jako coś naturalnego i nie zamierzała go póki co zostawiać. Nie chciała psuć relacji między nimi, która już i tak - teraz była nazbyt skomplikowaną jak na nią - nie chciała tego robić, nie chciała mówić mu co naprawdę czuje - bo nie wiedziała jeszcze co to było, ale jego obecność nic jej nie ułatwiała. NIc jej nie wyjaśniała.
Mogła jedynie spoglądać na niego i dumać nad swymi myślami, zlepkiem informacji. Nie wiedząc co począć dalej. Nie wiedziała nic. Nie było ostatnio jej ulubionym słowem, frazą, monotonią.
Myślała, że Tim wpadnie na bal z jakąś długonogą i jasnowłosą pannicą z rocznika niżej by pokazać jakim to wspaniałym jest mężczyzną, który potrafi rozpalić i rozkochać w sobie każdą jedną. Nie skomentowała tego w żaden sposób nie chcąc mu znowu podpadać - a co mogłaby zrobić zawsze i wszędzie. Czy teraz tego jednak chciała?
- Szok. - Wysiliła się jednak na niezwykle elokwentną odpowiedź, po której jedynie wygięła minimalnie wargi. Odwróciła głowę by spojrzeć na szczęśliwe pary pogrążone w intymnych rozmowach, na splecione ze sobą ciała i przymilne twarzyczki. Zupełnie inne niż ich - poważne i karykaturalnie chłodne.
Wpatrując się w jasny napój skupiła piwne tęczówki na poszczególnych bąbelkach wsłuchując się w przyjemny głos przyjaciela, który doskonale wiedział co by zrobiła, gdyby nie musiała tutaj przychodzić. Nie czuła się na siłach by tutaj przyjść, by pokazać się innym i udawać, że wszystko jest w odcieniach różu. Nie chciała udawać - czując się źle nie chciała oszukiwać samej siebie, że jest w porządku. Głównie dlatego powiedziała Lowtherowi co jej przeszkadza. I nie bała się tego, nie wstydziła. Była wobec niego w porządku.
Tak samo jak on wobec niej w momencie, gdy do niej podszedł i zaproponował towarzystwo.
Ocknęła się, jakby z transu i uniosła czekoladowe ślepia na jego osobę - mógłby mieć każdą z nich, mógłby zabawiać się z kimkolwiek by chciał. Obracałby jedną, dwie, trzy w tańcu, a podszedł właśnie do niej.
Zaschło jej w gardle - musiała się zastanowić nad odpowiedzią.
- Nie wiem czy powinniśmy, Tim. Może znowu przekroczymy barierę, która zanikła po naszym ostatnim spotkaniu? - Jej ton, chociaż pozornie cukierkowy był chłodny - wyczuwało się w nim rezerwę. Może znowu nie chciała się zbytnio do niego zbliżyć, by nie zrobić z siebie idiotki? I chociaż wciąż był jej przyjacielem to wiedziała co zrobiła, co powiedziała i jak zareagowała na jego słowa i wszystko inne.
Chciała o tym zapomnieć, chciała przypomnieć sobie jak było rok temu. Bez kłopotliwych spojrzeń, muśnięć i niewypowiedzianych słów.
Zatrzymała się gwałtownie i wychyliła zawartość swego kieliszka za jednym zamachem niezbyt interesując się konkursami organizowanymi przez resztę.
Wzburzone spojrzenie, roztopione oczęta i ciemne włosy. Czuła się przy nim skrępowana, jednocześnie nie chcąc od niego odchodzić.
Gość
avatar

Bal Zimowy - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Bal Zimowy   Bal Zimowy - Page 8 EmptyCzw 31 Gru 2015, 00:47

Nic dziwnego, że w zaistniałej sytuacji Estelle chciała wprowadzić Haruto w cały ten świąteczny klimat, nawet jeśli nie czuła tu tego samego, co przy domowym stole w domu. Taki bal miał po prostu swój specyficzny klimat, o ile ktoś nie robił burd. Właśnie jedna gdzieś przeszła obok niej, dzięki czemu nie zwróciła na nią w ogóle uwagi, bo tą zaś skupiała na swoim towarzyszu. A idealnym sposobem na rozluźnienie go, było wciągnięcie go w wir zabawy, który właśnie nadchodził. Doskonała okazja, naprawdę!
Najpierw jednak podeszli do stołu, by móc skosztować dobroci, jakie przygotowane zostały dla wszystkich gości. Znajdowali się tu bowiem nie tylko uczniowie, ale również nauczyciele, dyrektor i osoby, których kompletnie nie kojarzyła i nie mogła jasno określić kim dokładnie są i czy aby na pewno ich twarze widziała wcześniej w szkole. Nie zagłębiała się jednak w to za bardzo, bo to nie było aktualnie jej priorytetem.
- No wiesz, ze mną to nigdy nie wiadomo. A jak po pomarańczy mi odbija? - zagadnęła, poruszając sugestywnie brwiami. W sensie, że nie sugestywnie w jakiś zbereźny sposób, tylko tak jak to może robić zupełnie niewinna osoba, że może zacznie się wydurnić po soku pomarańczowym, o.
Napiła się wspomnianego wcześniej soku, ale nic nie wskazywało na to, by miała po nim jakieś skutki uboczne. Podrygiwać zaczęła już przed skosztowaniem tej pomarańczy, więc tego nie można było zaliczyć do negatywnych efektów spożycia. Odłożyła jednak nie do końca dopitą szklankę i szczerząc się od ucha do ucha, złapała Haruto za rękę i zaczęła ciągnąc bliżej muzykantów, bo tam czekały na nich upragnione gazety.
- To łatwizna! Po prostu trzymaj się mnie. - odparła zadowolona i zatrzymała się w odpowiednim miejscu. Par było całkiem sporo, więc konkurencja nie spała. No, ale liczyła się przede wszystkim dobra zabawa, a nie wygrana. Prowadząca wyjaśniła zasady, więc spojrzała jeszcze na swojego towarzysza, upewniając się, że wszystko zrozumiał, po czym muzyka zaczęła grać. Weszli na rozłożoną gazetę i zaczęli tańczyć, ale mieli moment zawahania, na szczęście niezbyt groźny. a to Estelle miała niezły ubaw, bo po straceniu równowagi przybliżyła się do chłopaka i ułożyła dłonie na jego barkach, by więcej takiego wybryku nie powtórzyć. Udało się przejść ten etap, ale był i następny! Tym razem złożyli gazetę na pół i na formacie a4 stanęli ponownie, próbując dotrwać do końca rundy. Nie było czasu by zapatrywać się na inne pary, ale miała nadzieję, że inni też mieli trudności. Musiałą trzymać się naprawdę blisko Haruto, żeby nie nadepnąć na podłogę i musiała przyznać, że było im znacznie trudniej. Zachowanie równowagi okazało się naprawdę sporym wyzwaniem i zachwianie się tej parki było o wiele groźniejsze niż to poprzednie, ale i tak jakoś z tego wybrnęli. Było jednak bardzo blisko, ale wyjście z tej sytuacji cało wywołało u Estelle błogi, rozweselony śmiech.
- Nie robiłam tego chyba od moich jedenastych urodzin! - zakomunikowała, dalej szczerząc się od ucha do ucha i praktycznie tuląc do chłopaka, rzecz jasna dalej w tańcu, bo inaczej by odpadli.
Enzo Romulus
Enzo Romulus

Bal Zimowy - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Bal Zimowy   Bal Zimowy - Page 8 EmptyCzw 31 Gru 2015, 01:22

Trenera za tatę? Cóż za niedorzeczność! Spojrzał na Jasmine z rozbawieniem i pobłażliwością jednocześnie, jakby miał do czynienia z naprawdę zabawnym dzieckiem, ale nie do końca rozwiniętym mentalnie.
- Nie potrzebuję "taty", Jasmine. A trener i moja mama to niepotrzebne złośliwości od ludzi którzy nie dostali się do drużyny. Moja mama i mężczyzna to kłopoty same w sobie - wyjaśnił spokojnie z nieco kwaśną miną wzrokiem szukając kieliszka. Na trzeźwo mimo wszystko tego nie przetrwa. Wizja jego matki w objęciach jakiegokolwiek przedstawiciela świata męskiego jawiła mu się jako niezwykle niesmaczna. I smutna. Dla tego osobnika. Xandria Romulus była klasycznym przykładem modliszki. A wszyscy chyba wiemy co robią modliszki samcom. Jak nie wiemy to w wielkim skrócie: smutne rzeczy kończące się zgonem tuż po uciechach cielesnych.
- To jest absolutnie genialny pomysł! - zapewnił ją może trochę nazbyt entuzjastycznie jeśli chodzi o kwestię tańca na gazecie i w tym momencie pojawił się on. Kochany Franz. Franz Mocny. Franz Rozrabiaka. Franz... och, im dłużej myślę tym więcej w mych myślach niepotrzebnego jadu. Nie mniej jednak nic nie zmieniało faktu, że pojawił się ON. I chwilę później mój bohater był przyciśnięty do ściany z narzędziem ostrym na krtani. Może gdyby to był jego pierwszy raz w tak beznadziejnie wyglądającej sytuacji to może zaplamiłby podłogę swoją uryną. Całe jego życie w Watykanie to plątanina ulicznych bójek, spektakularnych ucieczek i cycków kurtyzan z którymi wychował się pod jednym dachem. Gdyby nie element zaskoczenia, jakże istotny element, pewnie nie dopuściłby do takiej sytuacji. No ale trudno. Stało się. Na szczęście nie był sam i w ostatecznej ostateczności może jego kochana rodzicielka zobaczy jak opuszcza ten padół pełen łez i szlabanów. Jednak tuż obok napastnika pojawiła się, nie bójmy się tego określenia, sprawczyni tego całego zamieszania. Ciemne spojrzenie Krukona utknęło w pannie Vane obserwując jej poczynania. Rachu ciachu i po strachu jak to mówią. Prawie. Ledwie szyjka od butelki zniknęła spod szyjki Włocha, a ten już zastanawiał się jak zawalczyć o swój honor. Odepchnął od siebie Niemca i od razu wymierzył piękny prawy sierpowy. Różdżka? A na co to komu? I pewnie by kontynuował i nie ma wątpliwości, że ta sytuacja będzie miała swoje rozwinięcie, to jednak Jas go odciągnęła chociaż ten chciał oddać. Skinął do panny Vane głową w kierunku najeban... wróć: pochmielonej Blackwood i rozcierając knykcie ruszył by ocalić swoją byłą księżniczkę. Po drodze skłonił się teatralnie pannom Fimmel, bo nie od dziś wiadomo, że zaliczał się do grona ich fanów. A potem znalazł się koło Blake podczas gdy rzucała propozycją całkowicie niegodną mola książkowego.
- Chętnie pójdę popatrzeć - stwierdził nie kryjąc rozbawienia, choć wciąż rozcierał pięść, a w oczach płonęła mu wściekłość. Z jednego pola bitwy na drugie. Brak instynktu samozachowawczego? Dokładnie tak!
Riaan van Vuuren
Riaan van Vuuren

Bal Zimowy - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Bal Zimowy   Bal Zimowy - Page 8 EmptyCzw 31 Gru 2015, 01:38

Stał oparty plecami o stół z ponczem wsłuchując się bardziej w swój oddech niż w muzykę przygrywaną do konkursu tańca na gazecie. Duchy, jak to durnie brzmi. W ręku trzymał kubek z truskawkowym ponczem i obserwował całą resztę osób tak naprawdę nie zauważając ich obecności. Ani tego co robili. W tym momencie był w innym wymiarze, w rzeczywistości w której nie było zabawy, ani radości balu. Tutaj było tylko martwienie się o swoją przyszłość. Niezbyt przyjemne miejsce, chyba ostatnie w którym chciałby znaleźć się piętnastolatek. Nieważne jak bardzo dojrzały, bo przecież do tych należał Riaan. Zastanawiał się co może zrobić, aby uniknąć tego przeklętego zamążpójścia. Najłatwiejszym sposobem byłaby ucieczka, ale nie zamierzał wywalić do kosza pięciu lat nauki, ani zaryzykować brakiem dalszej. Lubił się uczyć, więc to chyba nie jest tego warte. Za to najlepszym rozwiązaniem byłoby zwiać po ostatnim roku. Tak, to dobry plan, pomyślał Riaan i nadpił trochę ponczu ze swojego kubka. Tylko czy da radę wytrzymać pod okiem ojca, wymagającego obcowania z Éponine. I jaka ona jest? Czy podoba się jej ta sytuacja i będzie się do niego kleić jak swojego czasu Eric do Merf? Czy może ma podobny stosunek do tej całej farsy co on i może okazać się przydatnym sojusznikiem? A co jeśli sam do niej coś poczuje? Nie, to ostatnie jest niemożliwe, w życiu nie pokocha kogoś kogo przydzielono mu siłą. To by oznaczało poddanie się decyzji ojca, a prędzej zginie niż uzna, że ten bawidamek dobrze postąpił szafując jego życiem. Dopił swój poncz do końca i odłożył kubek. W tym samym momencie, w którym odezwała się do niego Meredith, której wcześniej nie zauważył.
Blady, spojrzał na nią i zobaczył jak się rumieni. Zawsze zastanawiało go co to znaczy, musiał zapytać o to Wandę albo Gwen, ale musiał przyznać że z czerwonymi policzkami Merci było jeszcze ładniej. Rudy kolor jej gęstych włosów doskonale pasował do jej przyjemnie okrągłej twarzy, czerwonych ust i długich rzęs skrywających piwne oczy. W zwykłej, czarnej sukience wyglądała lepiej niż większość panien wystrojonych w zmyślne kreacje. A wszystko dzięki bijącemu od niej ciepłu i czemuś nieuchwytnemu, przez co szumiało mu w uszach, a ręce zaczynały się trząść. Uśmiechnąłby się do niej szczerze i może nabrał koloru, gdyby nie dłoń która spoczęła na jego ramieniu. Nie zdążył się nawet przywitać, otworzył nawet usta, ale zaczepiająca go dziewczyna odezwała się pierwsza. Była niższa od niego o dobrą głowę, to było całkiem normalne, bo chyba tylko Ben był od niego wyższy, blada cera kontrastowała z jej czarnymi włosami i sukienką w podobnym kolorze. Gdyby nie fakt, że się do niego odezwała miałby wrażenie, że to posąg a nie osoba. Jej głos i cała jej sylwetka była tak niesamowicie chłodna, nawet jej niezwykły kolor oczu bił chłodem, pomimo że przez chwilę zauważył w nich rozbawienie. Gdyby miał postawić na przeciwko Meredith przeciwieństwo, to byłaby nim właśnie Éponine.
- Riaan. - synestetyczny umysł Ślizgonki skojarzył głos chłopaka z jasnym brązem, ten zaś ze smakiem herbaty z czerwonokrzewu i o dziwo, co zazwyczaj jej się nie zdarzało - nawet z zapachem. Głos Riaana pachniał jak sucha trawa. Związał ręce na klatce piersiowej i spojrzał na nią krytycznie. Victor zupełnie nie znał swojego syna. Afrykaner miał już pierwsze wrażenie i nie było ono pozytywne. Ojciec wybrał mu na żonę osobę zimną, skrytą w sobie, tajemniczą i patrzącą na ludzi z pogardą. Riaan nie lubił takich ludzi, bo ich po prostu nie rozumiał. Na dodatek Yaxleyówna mówiła w dziwny sposób. Biedny, niedomyślny chłopak z Afryki, zrozumiał może połowę z tego co mu powiedziała. Egzotyczne towarzystwo jej siostry? Piekło na ziemi stanie się realne? Co takiego?
- Po pierwsze, mam problem ze zrozumieniem ludzi mówiących na około. Dlatego polecam metodę, która nazywa się... "prosto z mostu". Właśnie tak. To taka wada, której staram się pozbyć. - Riaan odetchnął. - Wiedz, że nie jestem zadowolony z tych oświadczyn i zrobię co tylko w mojej mocy, aby nie poszło to dalej. Sądząc po tym co powiedziałaś, też nie jesteś z tego zadowolona. Dlatego mam nadzieję, że mogę liczyć na Twoją współpracę. - Jak nie, to będziesz stroną poszkodowaną, dodał w myślach wbijając palce w ramiona. Cichy chichot hieny rozbrzmiał w jego głowie. O, to nie było dobre miejsce na denerwowanie się. Nie w obecności Meredith, nie przy Éponine. Problemem Riaana było to, że kiedy ktoś traktował go chłodno, albo protekcjonalnie, tak jak zrobiła to jego pożal się Boże narzeczona, reagował agresją. I to dosyć gwałtowną. Na razie na wybuch się nie zanosiło i lepiej, aby tak już zostało.
- Czy potrzebujesz ode mnie czegoś jeszcze? Czeka na mnie ktoś bardzo ważny komu obiecałem pierwszy taniec. - Powiedział "prosto z mostu", prawda? O taki przekaz jak jego ostatnie zdanie mu chodziło. Bez owijania w bawełnę. Co z tego, że może wyjść z tego nieprzyjemna sytuacja, powiedział prawdę i tylko to się liczyło. Stał do Meredith trochę bokiem, trochę tyłem. Po swojej prawej stronie miał Puchonkę, po lewej Ślizgonkę. Lekko cofnął swoją prawą rękę i bezbłędnie trafił na dłoń rudowłosej dziewczyny, aby ścisnąć ją lekko.
Pamiętał doskonale co powiedziała mu Mercia pewnej późnej nocy. To tylko utwierdziło go w swojej decyzji, aby się opierać. Z pomocą Éponine, czy też bez.


Ostatnio zmieniony przez Riaan van Vuuren dnia Czw 31 Gru 2015, 01:58, w całości zmieniany 1 raz
Chantal Lacroix
Chantal Lacroix

Bal Zimowy - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Bal Zimowy   Bal Zimowy - Page 8 EmptyCzw 31 Gru 2015, 01:57

Nie należało igrać z ogniem, a Feliks i Chantal posuwali się o jeszcze jeden krok dalej. Balansowali po niebezpieczniej granicy, gdzie jedno przechylenie mogło wrzucić do kipiącego od lawy wulkanu. Jednakże chyba ten scenariusz nie przerażał ani jej ani jego, gdyż prowadzili osobliwy taniec, nie bacząc na źle postawione kroki. Zdawało się, że doskonale wiedzieli gdzie postawić stopę, aby nie spaść zaledwie patrząc sobie w oczy. Magia? Jakaś intuicja? A może po prostu szczęście? Jeśli miało im takie sprzyjać w swoim towarzystwie to najlepiej, by nigdy się nie rozstawali. Tak idealna symbioza nie mogła istnieć w przyrodzie bez konkretnego powodu. Napędzane do bicia serce, rozszerzone do granic możliwości źrenice, tajemnicze błyskawice trzaskające pod najmniejszym nawet kontaktem skóry ze skórą… Wszystko to miało jakiś głębszy sens. Chantal też nigdy nie należała do bardzo ułożonych dziewcząt, którym jedynym zajęciem była nauka tańca i etykiety. Oczywiście po śmierci mamy jej wychowaniem zajął się wujek Thadeuss, ojciec tylko mieszkał z nią w jednym domu. Wujek chciał wydać ją za majętnego przedstawiciela czysto krwistego rodu, ukrywając, że jej krew nie jest do końca czysta. Na szczęście piekielny charakter odziedziczony po Crystal pozwolił ją uchronić od tak strasznego losu. W wolnych chwilach przechadzała się po okolicznych lasach i szukała granic swoich możliwości. Później w szkole ten pęd ku wiedzy przeniosła na eliksiry oraz na kontakty z chłopakami. Dopiero w okolicach piątej klasy uświadomiła sobie, jak może igrać z męskimi hormonami. Nauka nie poszła w las, idealnie przydawała się do spotkania z Feliksem. Rosjanin też nie zostawał w tyle, dorównywał mistrzyni eliksirów, a nawet w niektórych momentach ją wyprzedzał.
-Jednakże dobrze, że się zdarzyło. –skinęła głową, uśmiechając się przy tym lekko rozbawiona. Nie żałowała, że natknęła się na Rosjanina w pubie. Los zesłał jej samca alfa domagającego się prawdziwej smoczycy…
Zagrywka z krawatem i nieudanym pocałunkiem miała podsycić i tak już nagrzaną atmosferę. Skóra wydawała się parzyć od buzujących hormonów, skrywane pragnienia błagały o to, aby zostały spełnione. Przeciąganie widowiskowego finału było prawdziwą torturą. Nawet dla Chantal, które je zainicjowała. Niecierpliwe palce na jej pośladkach wywołały prawdziwą burzę emocji. Wyszła z tej sytuacji bez szwanku, nie dając Feliksowi satysfakcji, ale też pozwalając ciału zaznać nieco ukojenia w tym dotyku. Gdy ręka wróciła na talię, przez komórki rozdarł się krzyk rozpaczy. Wiedziała, że Feliks skutecznie usidlił jej żądzę, ale Chantal trzymała za te same sznurki. Przymknęła oczy, gdy Feliks przybliżył się do niej znacznie i zapragnął znarkotyzować się zapachem perfum. Lacroix uderzył mocny zapach piżma, który mógł ją zwalić z nóg. Na szczęście i nieszczęście Rosjanin odsunął się, podając jej papierosa. Dobrze, że stali za wielką lodową rzeźbą, więc po szybkim rozeznaniu się w terenie Chantal wzięła parę mocnych machów. Uniosła nogę, która wychynęła spod materiału sukienki. Na udzie znajdowała się czerwona podwiązka, za którą zatknięta była różdżką oraz piersiówka. Różdżką kobieta pozbyła się dwóch niedopałków, a piersiówkę otworzyła i przyłożyła do ust, biorąc spory łyk. Podała ją Rosjaninowi.
-Pora na carycę wśród alkoholi. –rzuciła. Kiedy jej partner się poczęstował trunkiem, złapała za rękę Feliksa i przekierowała na udo, aby zatknąć pojemnik za podwiązkę. Gdy już zdawało się, że mężczyzna będzie mógł sam zatknąć piersiówkę, Chantal sprytnie wyślizgnęła ją z rąk czarodzieja i sama umiejscowiła na nodze. Poprawiła materiał sukienki, aby wszystko zasłonić.
-Zakazany najlepiej smakuje… ale i dojrzały. –rzuciła mimochodem, pozwalając się zaciągnąć poza obręb wielkiej rzeźby. Byli już całkowicie widoczni, ale ominęła ich sytuacja z tulipanem. Chantal spojrzała na ślizgającego się woźnego, który wpadł na kobietę w bardzo podobnej sukni do jej własnej.
-Radziłabym zainwestować w sól, podobno oddala wizję upadku. –rzuciła do Filcha, zajmując się na powrót obecnością Feliksa. Spojrzała na niego spod powiek.
-Konkurs? Jesteś rąbnięty. –mruknęła tylko cicho, ale gdy Matylda zaprosiła do zabawy, pozwoliła się pociągnąć na gazetę sycząc, że to szaleństwo. Stanęła jednak na pieprzonej gazecie, trzymając dłonie na przedramionach Feliksa.
-To oczarujmy ich. –uśmiechnęła się kokieteryjnie. Nie miała problemu z tańczeniem przy Feliksie, pozwalając swoim ciałom ocierać się co jakiś czas o siebie. Utrzymanie równowagii było dziecinnie proste. Na ustach mistrzyni pojawił się uśmiech, kiedy uwolniła swoje ciało z oków porządku i nienagannej postawy. Zeskoczyła lekko z Proroka, kiedy należało zmniejszyć format gazety. Teraz musiała pozwolić, aby ich ciała mocno się stykały w wielu wpływowych miejscach, ale nadal tańczyli. Chantal mocno oplotła się rękoma o pas Rosjanina, chcąc zaszaleć z doborem figur. Odnajdując możliwość na zmianę pozycji, odwróciła się na piętach tyłem do Rosjanina i wtedy nastąpiło lekkie zachwianie. Jednakże Feliks zawsze chętnie łapał Lacroix tu i ówdzie, a na pewno chroniąc ją przed upadkiem. Prawa ręka nauczycielki znalazła się na karku czarodzieja, a jej wzrok odnalazł spojrzenie Feliksa.
-Idealny punkt obserwacyjny, prawda? –zagadnęła go szeptem. Dotrwali do końca tej tury. Teraz sytuacja mogła się tylko… zacieśnić. Czekali cierpliwie na dalsze instrukcje Matyldy.
Blake Blackwood
Blake Blackwood

Bal Zimowy - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Bal Zimowy   Bal Zimowy - Page 8 EmptyCzw 31 Gru 2015, 08:12

Głos, który usłyszała za swoimi plecami mógł należeć tylko do jednej osoby, chociaż to było nad wyraz nieprawdopodobne, by był skierowany do jej osoby. I jeszcze ten rozbawiony ton. Coś tak niemożliwego mogło być spowodowane tylko i wyłącznie jej już lekko wiejącym stanem, mimo wszystko jednak postanowiła się odwrócić i sprawdzić, czy to rzeczywistość, czy Ognista Whiskey sprawia jej takie psikusy.
Drgnęła, a potem bardzo powoli obróciła się na krześle, by spojrzeć przez odkryte ramię na postać mimo wszystko jednak stojącą tam, skąd dobiegał jej głos. Co Enzo tu robił? Czego tu w ogóle szukał? Jeszcze kilka chwil temu obnosił się szczęściem ze swoją nową towarzyszką, a teraz, gdy prawie dostał w ryj od jej byłego to przypomniał sobie o Blake? A co z szyderczym uśmiechem, który jej posłał? Miała go tak po prostu przemilczeć?
Może gdyby nie była wstawiona, może gdyby puchonka była przez to mniej odważna, serce zabiłoby jej mocniej na widok Romulusa stojącego tuż obok, a na dodatek odzywającego się do niej po tak długich miesiącach milczenia i wymownym spierdalaj w liście, a także zaczęłaby się jąkać, może nawet przepraszać, błagać o wybaczenie zastanawiając się co jeszcze może zrobić by go odzyskać. Zamiast tego jednak wstała, posyłając towarzyszom przy stoliku wymowne spojrzenie i wystrzeliła w stronę krukona palcem wskazującym, rysując w powietrzu literkę iks przed jego twarzą.
- Skreślam cię - powiedziała. - Tak jak ty skreśliłeś mnie.
Podparła się rękoma pod boki wpatrując się intensywnie w twarz chłopaka, którego zraniła. Nigdy nie dał jej się wytłumaczyć. To znaczy, wcale mu się nie dziwiła - doskonale zdawała sobie sprawę z tego jak ona byłaby wściekła gdyby przyłapała go na zdradzie. Problem jednak w tym, że Blackwood nie chciała tego zrobić i w zasadzie nie potrafiła tego tak do konca wyjaśnić. Nie potrafiła wyjaśnić tego sobie, a co dopiero komuś.
Przecież Blake nie była taka, chłopak powinien o tym wiedzieć. Nie dał jej jednak żadnej szansy, przyjął rzeczywistość taką, jaką widziały jego oczy i tyle.
- Po co tu przyszedłeś? Wracaj do Vane, wyglądaliście przecież tak ładnie ze sobą. - Brunetka rozejrzała się dookoła, szukając wzrokiem ślizgońskiego dziewczęcia, a gdy w końcu dostrzegła ją stojącą w kącie z kierownikiem całego zamieszania przybrała na twarz współczujący uśmiech. - Ah, to niemożliwe. Poprzedni właściciel się znalazł.
Nie przyzna się przecież, że w zasadzie nie miała tego wszystkiego na myśli. Alkohol sprawiał, że aparat gębowy rządził się swoimi prawami i nie współgrał z mózgiem, toteż Blake w efekcie pewnie rankiem dnia następnego wspominać będzie swoje słowa z jawnym politowaniem dla samej siebie. I żalem, za straconą szansą.
- Muszę cię zmartwić, ale mam tu lepsze rzeczy do roboty niż rozmawianie z tobą. Muszę się napić, albo zatańczyć. - Odwróciła się w stronę stolika z szerokim uśmiechem na ustach.
Aeron Steward
Aeron Steward

Bal Zimowy - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Bal Zimowy   Bal Zimowy - Page 8 EmptyCzw 31 Gru 2015, 10:17

Aeron westchnął. Czemu nic nigdy nie było tak proste jak to sobie wyobrażał? Ktoś inny zapewne by go wyśmiał. Cóż to bowiem jest za wyczyn, wypowiedzenie paru słów? No właśnie. Może dla kogoś, kto jest bardziej otwarty, coś takiego to normalka. Aeron nie miał zamiaru znowu odczuwać tego samego co kiedyś. Po co ufać ludziom. Gdy przychodzi co do czego, każdy i tak dba tylko i wyłącznie o własną skórę. Potrząsnął lekko głową, uświadamiając sobie że nieco odpłynął w swoich przemyśleniach, tracąc kontakt z rzeczywistością. Mimo to słyszał Noelle. Uśmiechnął się ponuro, mówiąc:
-Nie martw się, pociągnę Cię ze sobą.-
Stół nie zachęcał swoją zawartością. Jego ulubionych ciasteczek, które ostatni raz widział na tym samym balu rok temu, nie było. To było straszne. Praktycznie cały sens przychodzenia tutaj zniknął, a pozostały same okruszki. Zawiedziony przeniósł wzrok na tłum osobników którzy jakimś cudem jeszcze nie wylecieli z tej szkoły. Połowy z nich nie znał, drugiej połowy nawet nie chciał znać. Pojedyncze osobniki które kiedyś poznał pałętały się tu i tam. O dziwo wśród nich była Tanja, która skinęła mu głową. Odpowiedział jej tym samym, i na chwilę zgłupiał, bo tuż obok niej stała druga Tanja. Cholera, nie miał jeszcze nic w ustach, a już mu się dwoiło w oczach. Co będzie jak faktycznie się czegoś napije?
O proszę, nawet pojawił się jego łajzo-brat. Menda jedna. Siedzi cicho i nawet się z nim nie spotka. Arcio zmierzył go wzrokiem, ale tak jak on, nie wykonał żadnego ruchu. Teraz miał lepsze towarzystwo, a z nim rozliczy się później.
Ale to nic. To wszystko było niczym w porównaniu z widokiem który zobaczył teraz. Oto pani prefekt Ravenclawu, niejaka W. Whisper zaszczyciła bal swoją obecnością. Proszę proszę. Aeron przyglądał się jej przez jakieś dziesięć sekund, do czasu kiedy przyłączył się do niej osobnik którego Steward już zdążył poznać. Lowther. Z Whisper? Aeron pokręcił głową. Żałosne.
-Doprawdy?- krótko skwitował wypowiedź Noelle, po czym wyciągnął z wewnętrznej kieszeniu garnituru czarną piersiówkę, z wygrawerowanym na niej krukiem. Uśmiechnął się podejrzanie. Podwędził skądś dwa małe kubeczki, które postawił na stole.
-Chcesz znać odpowiedź…- powtórzył za nią cicho. Nie ona jedna. Spojrzał na nią. Na tą małą pierdołę, która jak na złość uciekała przed nim wzrokiem. Uśmiechnął się, po czym odkręcił piersiówkę i nalał do jednego z kubków nieco ciemno bursztynowego płynu. Przezornie zabrał nieco ze sobą, wiedząc że na takiej imprezie nie da rady znaleźć dobrej whisky. Już chciał zamknąć pojemnik, ale w końcu doszedł do wniosku że to trochę niegrzecznie pić samemu, i nalał nieco mniej płynu do drugiego z kubków. Podał go jej, a sam zabrał drugi, przy okazji chowając piersiówkę na swoje miejsce. Niebezpiecznie trzymać taki sprzęt na wierzchu.
-Ten idiota? Wolałbym iść z butem, niż z nim. Nawet ściana jest ciekawsza od niego.- stwierdził, smakując trunek. Jak zawsze, był wyśmienity. Nigdy się na nim nie zawiódł, toteż nie miał powodu go zmieniać.
Taniec był fajny. Owszem. W dobrym towarzystwie, przy fajnej i odpowiedniej muzyce. Ale nie do tego czegoś. Zgodził się z Noelle.
-Masz racje… Ale wódka jest niedobra.-- skwitował, wychylając resztkę napitku. Myśląc o powodzie dla którego zaprosił panienkę Avery, nieświadomie zaczął szukać jej wzroku, i tych zielonych oczu. Przerywając milczenie, odezwał się dziwnym głosem.
-Poprosiłem byś poszła ze mną, bo nie chciałem żebyś szła z kimś innym. Chciałem żebyś była ze mną.-
Meredith Walker
Meredith Walker

Bal Zimowy - Page 8 Empty
PisanieTemat: milcząca Meredith, pomiń, czytaj dalej.    Bal Zimowy - Page 8 EmptyCzw 31 Gru 2015, 13:07

Przez migotliwą, krótką chwilę oczy Meredith roziskrzyły się na sam widok Riaana. Roziskrzyły szczęściem, bo nie wiedząc czemu, spodziewała się, z bliżej niesprecyzowanego powodu dostrzec na jego twarzy złość. Zupełnie jak gdyby chłopak miał być zajęty i nie poświęcać jej już czasu. Lub gorzej - bała się ujrzenia w brązowych tęczówkach niechęci, niechęci powodowanej obecnością na balu jego ojca-swata, który przecież ciągle obserwuje. Bądź obojętności.
W sumie bała się dostrzec wszystko to, czego na szczęście nie zobaczyła. I choć Gryfon był niesamowicie blady, zauważalnie zmęczony oraz w pewien sposób (a może jej się tylko wydawało?) przygaszony przez ulotną chwilę wydawało jej się, że widzi cień uśmiechu. Zduszonego niestety przez jeden krótki gest, towarzystwo pewnej osoby a także jej krytyczne i pełne pogardy spojrzenie rzucane głównie w jej stronę.
Èponine Yaxley.
Meredith poczuła coś, czego jej drobne ciało nie czuło często. Wzrastającą złość, która z każdym kolejnym oddechem buzowała w niej coraz to widoczniej. Łagodne spojrzenie jej piwnych tęczówek, zostało przysłonięte przez zmrużone momentalnie powieki. Ciało spięło się nienaturalnie szybko, a czerwone wargi zasznurowały w celu powstrzymania nieprzyjemnych uwag. Bezczelna, próżna, śmiała. Fałszywa, niegodna zaufania uwagi i spojrzenia, kolejna wzorcowa Ślizgonka. Dobrze urodzona panienka, bez przyszłości i nudną przeszłością. Pewnie miała wszystko, jednocześnie nie mając nic ograniczona przez swoją cudowną, wpływową i bogatą rodzinę. Tak, pewnie tak i choć Mer zazwyczaj daleko była od oceniania kogokolwiek, tak trudno było powstrzymać wszystkie te myśli. Była zazdrosna, tak bardzo zazdrosna o to jak łatwo posągowa piękność miała wszystko na zawołanie, lecz mimo to chciała zachować spokój. A świadomość bycia traktowaną jak powietrze doprowadzała ją do wewnętrznej furii. Jednym powodem, dla którego jeszcze nie wycedziła ani słowa przez zaciśnięte zęby był chłopak, chyba również niezadowolony z jej zachowania. Chyba. Prawdopodobnie.
Raczej na pewno, w czym tylko utwierdziła się wsłuchując się w jego śmiałą odpowiedź. Kategoryczne, zdecydowane, prostolinijnie i szczerze goń się.
Mer wstrzymała powietrze na parę sekund oczekując równie ciętej riposty ze strony pięknej niczym Wenus z Milo niepozbawionej rąk bogini, lecz na szczęście się nie doczekała. Obserwując, zarówno jej arystokratyczne piękno - chłodne spojrzenie, idealnie zarysowane kości policzkowe i śliczny, zgrabny nos - jak i gęstniejącą pomiędzy tą dwójką atmosferę de facto zza ramion chłopaka, miała niezwykłą ochotę coś powiedzieć. Lecz nie zrobiła tego, w pełni świadoma faktu, że to ich sprawa i nie powinna się bezpośrednio wtrącać w wiążące ich relacje, w sumie poczuła się jakby w ogóle powinno jej tu teraz nie być. Owszem, jest wsparciem dla Riaana i zawsze nim będzie, ale co jeśli swoją obecnością tu i teraz sprawi mu jakiś kłopot? Chce być przy nim i nie chce jednocześnie. Wie, że nie powinna. Może i mimo woli i bez zgody ale jest komuś narzeczony.
Poczuła, jakie to cholernie skomplikowane dopiero teraz, stojąc twarzą w twarz wobec nieprzyjemnie pięknej, brutalnej prawdy w postaci idealnej twarzy Èponine. Wobec jej chłodnego spojrzenia, albo i nawet jej głupiej sukienki. Przy panience Yaxley czuła się jak dziecko, a przecież miały po tyle samo lat.
I pewnie w tej chwili odeszłaby na parę kroków, cierpliwie, potulnie i kulturalnie czekając aż ta dwójka skończy między sobą wszelakie potyczki słowne. Może i dusząc w sobie przekleństwa, zazdrość albo nawet i złość, bezradnie patrząc na możliwą przyszłość chłopaka, na którym tak jej zależało. Odeszłaby, gdyby nie ciepły dotyk dłoni Riaana.
Audrey Faulkner
Audrey Faulkner

Bal Zimowy - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Bal Zimowy   Bal Zimowy - Page 8 EmptyCzw 31 Gru 2015, 13:11

Gdy Barty zgodził się właściwie bez większego wahania, panna Faulkner nie kryła swej radości. Wznieśli więc jeszcze jeden niemy toast, wysączając własne kieliszki z szampanem do dna i już w kolejnej chwili stanęli na jednej z rozłożonych do konkursu gazet. Biorąc pod uwagę, że przeznaczona do tańca przestrzeń była niemal mikroskopijna, i że Audrey z Crouchem rozumiała się całkiem nieźle - nie opierała się, gdy chłopak przyciągnął ją do siebie. Hej, w końcu musieli zmieścić się na tym śmiesznym, papierowym prostokąciku i zorganizować sobie jeszcze jakąś przestrzeń do tańca, nie?
Chociaż, oczywiście taniec to zbyt wiele powiedziane. Na tak małym fragmencie podłogi można było się co najwyżej pobujać, a próby większych, bardziej efektownych akrobacji kończyły się...
- Przetań! - parsknęła śmiechem, gdy wskutek bardziej swawolnych poczynań, niekoniecznie zgranych z brzmieniem muzyki, zachwiali się na gazetowym parkiecie, ocierając się o ryzyko przekroczenia wyznaczonej, przeznaczonej do tańca przestrzeni. - Panie Crouch, chcę wygrać ten konkurs, proszę się przyłożyć!
Potem jednak mogło być tylko gorzej. Format A3 dało się jeszcze jakoś znieść, ale A4? Znów krok do przodu, znów jeszcze bliżej siebie. To, że ręka Barty'ego już na tak wczesnym etapie zawędrowała nie do końca tam, gdzie powinna, nie zdziwiło jej, w gruncie rzeczy - spodziewała się podobnych zachowań, to w końcu był jej eks, z którym nie do końca pozrywała wszystkie więzi. Tak czy inaczej teraz, zamiast oburzać się w bezgranicznym zdumieni chrząknęła tylko znacząco, doprowadzając chłopaka do porządku.
Przynajmniej na chwilę, bo już w kolejnej zachwiali się ponownie, tym razem jednak w sposób tak godny podziwu, że od wywinięcia majestatycznego orła na lodową posadzkę uratowało ich - czy raczej ją, Audrey, bo to ona miała jakieś dziwne problemy z równowagą - wczepienie się w Barty'ego i skorzystanie z jego osobistej stabilności. A jednak, choć porażka była blisko, panna Faulkner nie czuła się z tym źle. Co więcej, doskonale się bawiła - na policzkach wykwitły jej karmazynowe rumieńce a oczy zalśniły ekscytacją.
- To twoja wina - obwieściła radośnie Barty'emu, bo przecież to jasne, że odpowiedzialność za wszystko zawsze spadnie na partnera. Co, oczywiście, nie przeszkadzało w kontynuowaniu zabawy. Przyklejając się do Croucha może nieco bardziej niż przyzwoitość pozwalała, panna Audrey uśmiechnęła się od ucha do ucha i znów podrygiwała względnie w rytm muzyki, dbając przede wszystkim o to, by do minimum ograniczyć ryzyko spotkania z posadzką.
Timothy Lowther
Timothy Lowther

Bal Zimowy - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Bal Zimowy   Bal Zimowy - Page 8 EmptyCzw 31 Gru 2015, 13:35

Parsknął cicho. Szok. No tak. Przecież on zawsze przychodził z kimś, przecież zawsze wkładał dłoń pod czyjąś kieckę, zawsze składał pocałunek na czyjejś szyi. Taka niepisana tradycja, stały element wszystkich imprez. A on wyszedł dziś tym oczekiwaniom na przeciw tylko po to, by powiedzieć im sorry, tym razem nie. I jeszcze śmiał się nie wytłumaczyć! To niedopuszczalne, powinien szybko się poprawić.
Więc poprawiał, choć nie do końca tak, jak się spodziewano. Jeszcze rok temu wyglądałoby to zapewne inaczej, bo nawet gdyby pokusił się o pojawienie się solo - po prostu szybko zakręciłby się to przy tej, to przy tamtej i raz, że sam bawiłby się świetnie, a dwa, że równie dobrze bawiłaby się pewnie jego pełniąca tę rolę przez kilka chwil partnerka. Lowtherowi wiele można zarzucić, ale gdy już oferował swoje towarzystwo, dawał je razem z gwarancją mile spędzonego wieczoru - bo co to za zabawa kogoś sobą zmęczyć czy, tym bardziej, zmęczyć siebie? To nie o to przecież chodziło, nie po to były te wszystkie bale, dyskoteki i inne towarzyskie spędy.
Teraz jednak - niespodzianka. Z żadną nie przyszedł, żadną się nie zainteresował. Żadną - poza Wandą. Nie zaprosił jej, bo był przekonany, że zaproszenie i tak by odrzuciła, ale wiedząc, że panna Whisper się tu zjawi dość szybko ograniczył swą uwagę tylko do niej. Stąd ten... szampan na zgodę, stąd kilka wymienionych słów, stąd złożona propozycja. Ta ostatnia nie była jednak łatwa, co więcej, była znacznie bardziej skomplikowana niż mogłoby się wydawać z boku. Chodziło mu tylko o bal, o nic więcej, ale w ich przypadku i to mogło być zbyt wiele. Tak najwyraźniej uważała zapytana Krukonka. Timothy westchnął cicho.
- Może nie powinniśmy - przyznał zgodnie, bo pewnie tak właśnie było. Rozsądek podpowiadał, że powinni się od siebie trzymać z daleka, bo ostatnio potrafili sobie zrobić co najwyżej emocjonalną krzywdę. - Tylko czy to naprawdę takie ważne? To wolno, tego nie wolno, tamtego nie wypada... - prychnął cicho, jednocześnie odstawiając swój kieliszek na pobliski stolik. Szampan nie smakował mu tak, jak powinien. - Chcę się tu dobrze bawić, Whisper. Chcę się dobrze bawić z tobą.
Zacisnął zęby, po raz kolejny uświadamiając sobie, że być może potrzebowali dłuższej separacji. Takiej na przykład... na całe życie. Wiedział, że tak naprawdę wcale tego nie chce, ale skoro rozmawiali o tym, co powinni, to może właśnie na coś takiego powinni się zdecydować. Bo ona drażniła jego, on drażnił ją i pielęgnowana dotąd wzajemna tolerancja najwyraźniej powoli się wyczerpywała. To było normalne, każda cierpliwość ma swoje granice, pokłady akceptacji też nie są nigdy nieskończone. Może więc powinni się z tym pogodzić i oddalić od siebie zanim wszystkie dotychczasowe wspomnienia polegną w starciu z nowymi, znacznie mniej przyjemnymi, za to pełnymi wzajemnych wyrzutów i jadu?
Gówno. Nie zamierzał z Wandy rezygnować, w żaden sposób.
- Nie zmuszę cię jednak siłą. - Wzruszył jednak tymczasem ramionami, doskonale zdając sobie sprawę jak mało wiarygodnie mogą brzmieć jego słowa. W dormitorium przecież siłą ją zatrzymał. Ogólnie przecież umiał siły używać, coś dzięki niej osiągnąć. Dziś jednak tego nie zrobi, dziś... Cóż, liczył na to, że rozsądku wystarczy mu chociaż na tyle, by zostawić Whisper samą sobie zanim cokolwiek zajdzie za daleko, w którąkolwiek stronę by to nie było.
Rozglądając się, posłał pozbawione ciekawości spojrzenie uczestnikom rozpoczętego właśnie konkursu, potem znów poświęcił chwilę na zlustrowanie innych obecnych. Korzystali z balu tak, jak powinno się korzystać. Pary cieszyły się sobą, nie-pary stawały się parami, problemy i zmartwienia codzienności zostały zamknięte przed drzwiami Wielkiej Sali. Tak to powinno wyglądać.
Franz Krueger
Franz Krueger

Bal Zimowy - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Bal Zimowy   Bal Zimowy - Page 8 EmptyCzw 31 Gru 2015, 13:49

Czy rzeczywiście byłby gotów przeciągnąć szkłem po szyi Krukona? Bardzo prawdopodobne, że tak, ale na pewno nie tutaj, nie w świetle takich okoliczności, ani przy tak szerokim gronie prawych czarodziejów. Miłość do Jasmine popychała go w końcu do przeróżnych czynów. Kiedy był z nią, odnosił wrażenie, że stawał się lepszym człowiekiem. Panna Vane miała przecież, jakby nie patrzeć, bardzo dobry na niego wpływ. Teraz jednak, kiedy oddalili się od siebie, nie potrafił utrzymać swoich emocji na wodzy, a wściekłość, która ogarnęła go, gdy zobaczył ją z innym mężczyzną, zawładnęła nad jego ciałem i umysłem. Może i lepiej, że Ślizgonka zdołała tak szybko zareagować, bo trudno powiedzieć czy to szaleństwo nie zaćmiłoby Franzowi kompletnie trzeźwego spojrzenia na sytuację.
Enzo wybrał jednak niezbyt fortunny sposób na próbę ratowania swojego honoru. Odepchnął w końcu Kruegera w chwili, kiedy ten zdecydował się odwrócić w stronę swojej ukochanej, rezygnując póki co z morderczych planów. Niemiecki czarodziej siłą rzeczy przesunął się o krok, utrzymując się jednak bez większych problemów na nogach. Natomiast drugi, już sierpowy cios, zblokował swoją gardą, choć musiał przyznać, że ten Krukon i tak miał o wiele więcej siły, niżeli można by przypuszczać po jego posturze. Franza korciło, żeby odwdzięczyć mu się kilkoma równie mocnymi, jak nie mocniejszymi, uderzeniami, ale ostatecznie gniewny wzrok Jasmine sprawił, że naprawdę odpuścił. Pomyślał nawet, że może przesadził, chociaż wcale nie czuł się z tego powodu winny. Rzucił więc tylko przedstawicielowi Domu Kruka spojrzenie spod byka, mówiące tyle co "zaraz, gnojku - najpierw kobieta", po czym odszedł ze swoją ukochaną parę metrów dalej.
- Jas... nie żartuj. Znasz Victorię i dobrze wiesz, że jeśli chciałbym Ci zrobić na złość, czy na siłę próbować Ci coś udowodnić, to zaprosiłbym kogoś innego. - Mruknął w odpowiedzi, mimo że te słowa brzmiały dla niego idiotycznie i nie spodziewał się, że kiedykolwiek przyjdzie mu się przed Ślizgonką tłumaczyć akurat z relacji z panną Craven. Jego luba doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że ta dwójka znała się od dziecka i że ze strony Victorii nie musi obawiać się jakiegokolwiek zagrożenia. Krueger nie dodał jednak wcale, że przyszedł tutaj ze swoją przyjaciółką tylko dlatego, że nadal kochał pannę Vane, a ta przy okazji ich ostatniej rozmowy powiedziała mu przecież, że potrzebuje po prostu trochę więcej czasu. W jego mniemaniu brzmiałoby to jeszcze bardziej żałośnie, nawet jeśli nie mijało się wcale z rzeczywistością.
- Przyjaciołom, tak? - Rzucił znacząco, bo jakoś nie dowierzał jej wyjaśnieniom. Zupełnie zignorował zaś, jego zdaniem niepotrzebny, komentarz o kobiecie, z którą Jasmine była w związku. Wiedział, że mówi o Chiarze, co tak naprawdę nie miało teraz większego znaczenia, bo nie oszukujmy się, miał swoje zasady i na pewno nie zachowałby się podobnie, gdyby panna Vane przyszła na bal z przyjaciółką. Niezależnie od tego, czy ta relacja faktycznie mieściłaby się w granicach przyjaźni. Jeżeli jednak jego druga połówka potrafiła go już posądzić nawet o bycie damskim bokserem, to najwyraźniej nie było w ogóle sensu ciągnąć tego tematu. Poza tym Franz nawet nie zamierzał zniżać się do tego poziomu i odpierać bezpodstawne i absurdalne wręcz oskarżenia.
- W porządku. To może zapoznasz mnie z tym swoim "przyjacielem"? Tyle byś chociaż mogła jeszcze dla mnie zrobić, czyż nie? - Odpowiedział na jej ostatnie słowa dopiero po dłuższej chwili milczenia. Chociaż ani razu w całej tej, zapewne jałowej, dyskusji nie podniósł głosu. I to nie tylko dlatego, że nie chciał ściągnąć tym samym rzeszy postronnych obserwatorów. Dziwić mogło jedynie to, że Franz nagle, ni stąd ni zowąd, zaproponował, by Jas poznała go z typem, z którym pojawiła się na balu, a którego przed chwilą potraktował z dość sowitą dozą brutalności. Cóż, Krueger chyba sam w tym momencie nie zastanawiał się do czego dokładnie dąży. Najprawdopodobniej podświadomie chciał przynajmniej kontrolować sytuację, niejako zaznaczyć swój teren, być może także pokazać Ślizgonce, że tak łatwo się go ze swojego życia nie pozbędzie (choć z drugiej strony, gdyby się nad tym dłużej zastanowił, na pewno nie chciałby tego uczynić akurat w taki sposób). Inna sprawa, że końcówka jego wypowiedzi miała zasugerować pannie Vane, że jeśli rzeczywiście zdecydowała się umówić z kimś innym, mimo wmawiania mu ostatnim razem, że potrzebuje więcej czasu, to mogła chociaż szczerze z nim pogadać i uświadomić go, że może porzucić wszelką nadzieję. Pewnie i tak trudno byłoby mu się z tym faktem pogodzić, ale przynajmniej nie czułby do Jasmine żalu o to, że potraktowała go jak powietrze, jakby już zupełnie nic dla niej nie znaczył, przestał dla niej istnieć.
Sponsored content

Bal Zimowy - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Bal Zimowy   Bal Zimowy - Page 8 Empty

 

Bal Zimowy

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 8 z 16Idź do strony : Previous  1 ... 5 ... 7, 8, 9 ... 12 ... 16  Next

 Similar topics

-
» Bal Zimowy

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Fabularne :: Eventy
-